NOWE PIÓRA „Cztery recenzje w miesiąc” czyli Tola Charak na lipcowej tapecie „MOJEJ” Biblioteki. Part 2. „Samotność jest niczym zanurzenie się w szambie pełnym gówna”. Niekoniecznie, Tolu, dlatego powieść owąż pieczętuję trzema ponadczasowymi sentencjami: errare humanum est, carpe diem i panta rhei. „(…) Mam jeszcze jedną dziwną przypadłość (…). Wkładam biustonosz, a mój nabrzmiały biust zaczyna wyglądać. W tym samym momencie zaczyna też wyglądać okrągłość mojego brzucha. Jak pięciomiesięczna ciąża. Jakby brzuch zazdrościł moim piersiom i, nie dając za wygraną, sam postanawia również się uwidocznić” /Tola Charak/. Wypisz, wymaluj Asia Kołaczkowska, którą „oplótł wąż” w „Tytaniku” 🙂 Tylko inteligentni ludzie mają dystans do siebie i ponadprzeciętne poczucie humoru. W pandemicznym Anno Domini 2020 Tola z rozmachem, niemal jednym haustem (czyt. „zamaszystym pociągnięciem pióra”), popełniła trzy powieści, dzięki którym zaistniała w naszej rodzimej literaturze współczesnej. Ba, wtargnęła się w nią żwawym krokiem, zaczynając na dobre i złe mościć sobie w niej WŁASNE miejsce, odwijając z bawełny i wymiatając spod dywanu tematy trudne, „niepopularne obyczajowo”. Tytuł nieco przewrotnie sugeruje co najmniej „50 twarzy Graya” w damskim wydaniu, ale srodze zawiedzie się ten i ów, a może każden jeden, kto spodziewa się znaleźć w „Cielesności” bodaj namiastkę sprośnego Markiza de Sade. Powieść Toli wymyka się z szuflady literatury erotycznej, choć o erotyzm chwilami się ociera. I tu, Panie, Panowie, czapki z głów!, bo - cytując klasyka - „Chodzi mi o to, aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa…”. Tola przekonwertowała myśli na ów język giętki, wychodząc obronną ręką z pojedynku z brakującym, „anatomicznym” ogniwem słowotwórstwa polskiego i taktownie radząc sobie z seksualnością - nie wulgaryzując tajemnic alkowy. Wielkie ukłony czapką do Ziemi. „Cielesność” to studium dojrzewania kobiecej świadomości somy i EGO. Obraz zderzenia bezradnej bezbronności z siłą. Tola razem z Freddie M. mogłaby zaśpiewać „I was born to love you”. Jej powieść to barwny obraz metamorfozy kaczątka, przeobrażającego się w pięknego łabędzia. Pierścieniowa budowa utworu czyni go spójnym, a zatrzymane w jego wnętrzu (niczym w kadrze) retrospekcje, malują obraz dorastania w czasach sprzed (i po) transformacji systemowej. Zakładowe wycieczki, tapeta do góry nogami, półko tapczany, kartki żywnościowe, waciano – siateczkowe podpaski, opuszczające punkt docelowy po kilku krokach, wędrując samopas w kierunku kręgów lędźwiowych, brutalny aromat Brutala i Wody Brzozowej, Smoleńsk… Kilka dekad kolejnych wersji RP. Czas słodkich cytryn i gorzkich winogron… Ponoć „nie ma brzydkich kobiet, tylko wina czasem brak” – czyż „aforyzm” ów nie dotyczy również płci mniej pięknej? Przyprawiona miętą i pieprzem, bazylią i piołunem, słodką maliną i solą w oku powieść Toli to retrospektywna podróż sentymentalna dojrzałej kobiety, która – wracając do skóry nastolatki - przemieszcza się wehikułem czasu między dwoma pokoleniami, by w końcu, napiętnowana „ciemną stroną mocy”, zacumować TU i TERAZ. Tola w „Cielesności” nie tylko zaprosiła nas w Polskę (przez Lubelszczyznę, Małopolskę, Mazowieckie, Śląskie, Dolnośląskie, Poznańskie), ale i przedstawiła się, porzucając anonimowość pseudonimu literackiego. A może tylko tak mi się wydawało? Zastanowiła mnie jedna kwestia. Tola w Opowiadaniu 7 rzekła była: „mogłam również uczestniczyć we wszystkich organizowanych szkoleniach i warsztatach. Efektem tego było zdobycie kilkudziesięciu certyfikatów potwierdzających zdobytą wiedzę z zakresu pełnej manipulacji ludźmi i osiągnąć daleko idące umiejętności w tymże zakresie”. Jak blisko i prawdziwie, zatem, poznajemy bohaterkę (Tolę?). A może one po prostu są dwie? Czy Tola manipuluje Czytelnikiem, z jednej strony uchylając rąbka tajemnicy, z drugiej zaś stawiając parawan pomiędzy Sobą a fikcją literacką? Kiedy wpiłam się szeroko zamkniętymi oczyma w pierwsze wersy „Cielesności”, od razu wciągnęłam wyczulonymi nozdrzami słodko-gorzką woń menopauzy. Spojrzałam dyskretnie na swoje „wysmuklone dłonie pokryte siateczką zmarszczek”, ukradkiem zerkając w lustereczko, które potwierdziło przecie kolejną dekadę tykającego Peselu. Im dalej w las, tym bardziej wspomnienie niepokory młodej krwi buzowało w mojej głowie, by na koniec w ramionach bohaterki przypomnieć mi, że Zegarmistrz Światła odlicza czas. Tola kolejny raz powoduje, że odnajdujesz w Jej opowieści cząstkę siebie; wciąga Cię w nurt niewygodnych wspomnień, których czas nie chce wymazać z pamięci. Relacje damsko – męskie i międzypokoleniowe do łatwych nie należą; bywają pełne zwrotów akcji, a czasem eksplodują nawałnicą. Ponoć intensywne burze orzeźwiają powietrze… PS. Czuły list miłosny do Już Męża, wieńczący „Cielesność”, zabrzmiał dla mnie jak wyznanie Kory: „Wiem, że czekasz, że stoisz Boisz się, że nie przyjdę, że to był tylko żart Nie, nie żartuję, bardzo tęsknię i czuję Że bez Ciebie umieram, powietrza mi brak (…) Kochany biegnę do Ciebie! Biegnę, a serce mi drży Drży jak schwytany ptak Mówisz: "Kocham, kocham Cię" Kochaj, kochaj, kochaj mnie!”
Ksiązka napisana świetnie ,chwilami czułam jak by pisano o mnie, o kobietach o "tykającym peselu". Relacje damsko-męskie, wspomnienia z młodości ,dojrzałość i nasza menopauza. Polecam bo naprawdę warto.
Ksiązka napisana świetnie ,chwilami czułam jak by pisano o mnie, o kobietach o "tykającym peselu". Relacje damsko-męskie, wspomnienia z młodości ,dojrzałość i nasza menopauza. Polecam bo naprawdę warto.
NOWE PIÓRA „Cztery recenzje w miesiąc” czyli Tola Charak na lipcowej tapecie „MOJEJ” Biblioteki. Part 2. „Samotność jest niczym zanurzenie się w szambie pełnym gówna”. Niekoniecznie, Tolu, dlatego powieść owąż pieczętuję trzema ponadczasowymi sentencjami: errare humanum est, carpe diem i panta rhei. „(…) Mam jeszcze jedną dziwną przypadłość (…). Wkładam biustonosz, a mój nabrzmiały biust zaczyna wyglądać. W tym samym momencie zaczyna też wyglądać okrągłość mojego brzucha. Jak pięciomiesięczna ciąża. Jakby brzuch zazdrościł moim piersiom i, nie dając za wygraną, sam postanawia również się uwidocznić” /Tola Charak/. Wypisz, wymaluj Asia Kołaczkowska, którą „oplótł wąż” w „Tytaniku” 🙂 Tylko inteligentni ludzie mają dystans do siebie i ponadprzeciętne poczucie humoru. W pandemicznym Anno Domini 2020 Tola z rozmachem, niemal jednym haustem (czyt. „zamaszystym pociągnięciem pióra”), popełniła trzy powieści, dzięki którym zaistniała w naszej rodzimej literaturze współczesnej. Ba, wtargnęła się w nią żwawym krokiem, zaczynając na dobre i złe mościć sobie w niej WŁASNE miejsce, odwijając z bawełny i wymiatając spod dywanu tematy trudne, „niepopularne obyczajowo”. Tytuł nieco przewrotnie sugeruje co najmniej „50 twarzy Graya” w damskim wydaniu, ale srodze zawiedzie się ten i ów, a może każden jeden, kto spodziewa się znaleźć w „Cielesności” bodaj namiastkę sprośnego Markiza de Sade. Powieść Toli wymyka się z szuflady literatury erotycznej, choć o erotyzm chwilami się ociera. I tu, Panie, Panowie, czapki z głów!, bo - cytując klasyka - „Chodzi mi o to, aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa…”. Tola przekonwertowała myśli na ów język giętki, wychodząc obronną ręką z pojedynku z brakującym, „anatomicznym” ogniwem słowotwórstwa polskiego i taktownie radząc sobie z seksualnością - nie wulgaryzując tajemnic alkowy. Wielkie ukłony czapką do Ziemi. „Cielesność” to studium dojrzewania kobiecej świadomości somy i EGO. Obraz zderzenia bezradnej bezbronności z siłą. Tola razem z Freddie M. mogłaby zaśpiewać „I was born to love you”. Jej powieść to barwny obraz metamorfozy kaczątka, przeobrażającego się w pięknego łabędzia. Pierścieniowa budowa utworu czyni go spójnym, a zatrzymane w jego wnętrzu (niczym w kadrze) retrospekcje, malują obraz dorastania w czasach sprzed (i po) transformacji systemowej. Zakładowe wycieczki, tapeta do góry nogami, półko tapczany, kartki żywnościowe, waciano – siateczkowe podpaski, opuszczające punkt docelowy po kilku krokach, wędrując samopas w kierunku kręgów lędźwiowych, brutalny aromat Brutala i Wody Brzozowej, Smoleńsk… Kilka dekad kolejnych wersji RP. Czas słodkich cytryn i gorzkich winogron… Ponoć „nie ma brzydkich kobiet, tylko wina czasem brak” – czyż „aforyzm” ów nie dotyczy również płci mniej pięknej? Przyprawiona miętą i pieprzem, bazylią i piołunem, słodką maliną i solą w oku powieść Toli to retrospektywna podróż sentymentalna dojrzałej kobiety, która – wracając do skóry nastolatki - przemieszcza się wehikułem czasu między dwoma pokoleniami, by w końcu, napiętnowana „ciemną stroną mocy”, zacumować TU i TERAZ. Tola w „Cielesności” nie tylko zaprosiła nas w Polskę (przez Lubelszczyznę, Małopolskę, Mazowieckie, Śląskie, Dolnośląskie, Poznańskie), ale i przedstawiła się, porzucając anonimowość pseudonimu literackiego. A może tylko tak mi się wydawało? Zastanowiła mnie jedna kwestia. Tola w Opowiadaniu 7 rzekła była: „mogłam również uczestniczyć we wszystkich organizowanych szkoleniach i warsztatach. Efektem tego było zdobycie kilkudziesięciu certyfikatów potwierdzających zdobytą wiedzę z zakresu pełnej manipulacji ludźmi i osiągnąć daleko idące umiejętności w tymże zakresie”. Jak blisko i prawdziwie, zatem, poznajemy bohaterkę (Tolę?). A może one po prostu są dwie? Czy Tola manipuluje Czytelnikiem, z jednej strony uchylając rąbka tajemnicy, z drugiej zaś stawiając parawan pomiędzy Sobą a fikcją literacką? Kiedy wpiłam się szeroko zamkniętymi oczyma w pierwsze wersy „Cielesności”, od razu wciągnęłam wyczulonymi nozdrzami słodko-gorzką woń menopauzy. Spojrzałam dyskretnie na swoje „wysmuklone dłonie pokryte siateczką zmarszczek”, ukradkiem zerkając w lustereczko, które potwierdziło przecie kolejną dekadę tykającego Peselu. Im dalej w las, tym bardziej wspomnienie niepokory młodej krwi buzowało w mojej głowie, by na koniec w ramionach bohaterki przypomnieć mi, że Zegarmistrz Światła odlicza czas. Tola kolejny raz powoduje, że odnajdujesz w Jej opowieści cząstkę siebie; wciąga Cię w nurt niewygodnych wspomnień, których czas nie chce wymazać z pamięci. Relacje damsko – męskie i międzypokoleniowe do łatwych nie należą; bywają pełne zwrotów akcji, a czasem eksplodują nawałnicą. Ponoć intensywne burze orzeźwiają powietrze… PS. Czuły list miłosny do Już Męża, wieńczący „Cielesność”, zabrzmiał dla mnie jak wyznanie Kory: „Wiem, że czekasz, że stoisz Boisz się, że nie przyjdę, że to był tylko żart Nie, nie żartuję, bardzo tęsknię i czuję Że bez Ciebie umieram, powietrza mi brak (…) Kochany biegnę do Ciebie! Biegnę, a serce mi drży Drży jak schwytany ptak Mówisz: "Kocham, kocham Cię" Kochaj, kochaj, kochaj mnie!”
Majówka została pokonana przez Twoją książkę Cielesność. Dziękuję za pięknie opisane spotkania i wejście w Twój Świat, Spowiedź jak najbardziej na TAK. Pozdrawiam..... Iwona.