Dzień Dobry, kiedyś kupiłam mężowi Pańską książkę.
Kiedy zaczął mówić, że chciałby pójść do Santiago. Był we mnie bunt. Co, ja z trójką dzieci, sama? Ponad miesiąc? Nie wyobrażałam sobie tego. Ostatnio, nie wiem w jaki sposób, książka znów pojawiła się na szafce nocnej męża. Teraz sama po nią sięgnęłam. Dziś skończyłam. Ale już po kuilkudziesięciu stronach, powiedziałam mężowi, że może iść. Ja dam radę.
Dziękuję, że Pan ją napisał w tak szerokokątnie. Czytając złościłam się trochę, jak Kiwi na Pański charakter ale też podziwiałam spokój i opanowanie, bo u mnie te buty pofrunełyby na rekord świata. Może właśnie o to chodzi w Camino. Może i mi by się przydała