3 pytania do… Cezarego Czyżewskiego

Gotowi na Targi Książki w Krakowie? Odbędą się tuż, tuż! Dziś porozmawiamy z naszym autorem, Cezarym Czyżewskim, którego książkę („Alazza”) będzie mogli kupić na naszym stoisku.

Mówi o sobie: rocznik 1975. Bydgoszczanin. Z zawodu konserwator zabytków, absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, obecnie żeglarz. Po studiach spędził kilka lat w Irlandii, po powrocie próbował pracy w zawodzie konserwatora, ale zew morza okazał się silniejszy. Gdy nie żegluje po morzu, pisze. W przeszłości publikował opowiadania w starym „Science Fiction” (opowiadania „Pieśń Pożegnalna” i „Piwnica”) i na portalach internetowych (Valkiria, Nowa Gildia, Terra Fantastica i kilka innych). Teraz próbuje dłuższych form.
Ridero: Czy opisanie „niesamowitej” Bydgoszczy było trudne?
Cezary Czyżewski: I tak i nie. Z jednej strony, jako rodowity Bydgoszczanin i osoba interesująca się historią rodzinnego miasta i jego legendami, nie miałem wiekszych problemów, by wpleść w fabułę powieści elementy związane z Bydgoszczą, stworzyć nastrój niesamowitości w miejscach codziennie odwiedzanych przez mieszkańców lub co najmniej dobrze im znanych ze słyszenia. Z drugiej, książka powinna być też czytelna dla ludzi z całej Polski, miała wciągać w wir wydarzeń każdego, bez względu na to czy zna Bydgoszcz, czy nie. Musiałem więc jakoś wypośrodkować tę lokalność historii. Wydaje mi się, że osiągnąłem zamierzony cel, bo docierały do mnie opinie, że „Alazzę” można czytać „z mapą w ręku”, śledząc poczynania bohaterów lub że czyta się ją, oczyma wyobraźni widząc znane sobie miejsca. Najbardziej rozbawiła mnie wypowiedź jednej z czytelniczek: „już nigdy nie pójdę po zmroku Pomorską, nie wiedziałam, że tam dzieją się takie rzeczy…”
Ridero: Urban fantasy jest konwencją, która zdobywa popularność. Za co ją cenisz?
Cezary Czyżewski: Za swoistą bliskość. Nazywam ją „fantastyką bliskiego zasięgu”, w odróżnieniu od klasycznej fantasy czy science fiction, bazujących na koncepcjach światów całkowicie alternatywnych, wymyślanych od podstaw. Nie twierdzę, że one nie są ciekawe, jednak jeśli mają być wiarygodne i przekonujące czytelnika, wymagają sporo pracy nad koncepcją i właściwym ich przedstawieniem. W przypadku historii fantastycznych dziejących się w naszej rzeczywistości, sprawa jest nieco prostsza, bo czytelnikom nie trzeba tłumaczyć wszystkiego, pewne elementy są oczywiste. I w chwili, gdy zaczniemy mieszać w tych elementach, zamieniać je lub obudowywać elementami fikcyjnymi, fantastycznymi, wyobraźnia odbiorcy ma niesamowitą zabawę w odgadywanie, co jest jeszcze „nasze i zwyczajne”, a co już „inne”. W przypadku światów alternatywnych, ich fantastyczność jest jakby już z definicji oczywista. W urban fantasy odkrywamy fantastyczność, oddzielając ją od znanej nam warstwy rzeczywistości.
Ridero: Który element w procesie pisania był dla Ciebie najtrudniejszy?
Cezary Czyżewski: Zacznę od tego, że traktuję pisanie jako rzemiosło, czyli zajęcie wymagające poświęcenia konkretnej ilości czasu i pracy, by uzyskać właściwy efekt. Czy będzie on tylko zwykłym produktem, czy stanie się dziełem sztuki, to osobny temat. Tutaj chodzi mi konkretnie o wysiłek włożony nie tylko w wymyślenie i stworzenie opowieści, ale też nadanie jej właściwego kształtu, nie zapominając o poprawnym i logicznym języku. I właśnie to szlifowanie już napisanego tekstu, nieustanne powracanie do czytanych wielokrotnie fragmentów, pilnowanie konsekwencji i logiki wydarzeń i redagowanie rozdziałów było najtrudniejszym i zarazem najnudniejszym elementem. Bywały chwile, że wręcz nienawidziłem tej książki, robiło mi sie niedobrze na samą myśl o otworzeniu pliku i przebijaniu się przez setki akapitów w poszukiwaniu jakiegoś drobnego błędu do usunięcia. Na szczęście to wszystko minęło i powieść szczęśliwie została opublikowana.
„Alazza” opowiada o Tadeuszu Siekierskim, fizyku, który zostaje wciągnięty przez swojego kolegę policjanta w sprawę z pozoru czysto kryminalną — zabójstwo mężczyzny na jednym z bydgoskich osiedli. Historia zaczyna się komplikować, gdy okazuje się, iż sprawca niekoniecznie jest człowiekiem. Trzeźwo myślący Siekierski przekonuje się, że otaczający go świat to nie tylko dająca się potwierdzić naukowo fizyka.
Opowieść pełna tajemnic, sił potężniejszych niż ludzkość i magii, czającej się w zaułkach Bydgoszczy.

„Kronika nieformalna” Stefana Ogidela [RECENZJA]

„Kronika Nieformalna” Stefana Ogidela to pozycja bardzo specyficzna. Dawno nie natrafiłam na tego typu dzieło w żadnej księgarni, a może zwyczajnie takowego nie poszukiwałam? W każdym razie jest to książka okraszona anachronicznym stylem, aczkolwiek absolutnie nie w negatywnym tego słowa znaczeniu.

W pierwszym rozdziale zauważymy duże podobieństwo do twórczości Juliana Tuwima czy Jana Brzechwy. Autor za pomocą białych, rymowanych wierszy opowiada nam lekkie historie – prawdopodobnie swoje i autentyczne, stąd nazwa „Kroniki” – nadające się idealnie do czytania dla dzieci. Dowiemy się z nich m.in. o przygodach Kapitana Milo, czy też o tym „Co powiedział nam Franek”. Zarówno forma jak i rymy są dosyć proste i bardzo rytmiczne. Idealnie nadawały by się na piosenkę dla dzieci – zwłaszcza, gdyby wsadzić ją w usta legendarnego Pana Yapy, lub jakiegoś współczesnego następcy słynnego rapera dla dzieci.

Rozdział drugi to już zdecydowanie poważniejsza i bardziej refleksyjna tematyka. Autor przedstawia nam w nim jeden, lecz za to długi wiersz „Wojnopisanie”. Jak nie trudno się domyślić, opowiada on o wojnie i przeżyciach jego bohatera z nią związanych. Próżno szukać w sieci informacji na temat autora, lecz natrafiłem na jeden opis „Kroniki Nieformalnej” w którym napisano

„Wszystkie opisane w niej sytuacje i przemyślenia powstały w oparciu o informacje pozyskane jako w 100% prawdziwe”.

„Wojnopisanie” autor zaczyna od słów „Ledwie piętnaście lat miałem, kiedy mroźną nocą wojna, wzięła mnie w swe szpony krwawe (…)”, co może wskazywać na opisywanie historii swojego ojca lub dziadka. W każdym razie trzeba przyznać, że wiersz ten jest niezwykle ciekawy i wciągający oraz bardzo dynamicznie opisuje historię jego bohatera.

Po rozdziale II, następuje rozdział kolejny – tym razem posiadający nazwę. „Odpryski” – bo tak nazwał go autor – to zbiór krótkich wierszy o różnej tematyce. Warto zaznaczyć, iż pierwszy z nich, czyli „Alfabet” datowany jest na 1970 rok i w porównaniu z obecnymi wierszami autora, jest on niemalże w identycznej formie, co świadczy o wiernym trzymaniu się jednego, wyrobionego przez lata stylu. Jedyną aberracją od stylu jest króciutkie haiku noszące nazwę… „Haiku”.

„Kronika Nieformalna” wydaje się być zbiorem całej twórczości autora, a przynajmniej tą jej częścią, którą chciał się z nami podzielić, resztę zachowując w szufladzie. Pomimo, iż całość jest dosyć krótka, to każdy powinien znaleźć w niej coś dla siebie. Nadaje się zarówno do refleksji jak i do czytania dzieciom.

Autor recenzji: Karolina Chłoń

Tytuł: „Kronika nieformalna”

Autor:  Stefan Ogidel

Data premiery: wrzesień 2016

Wydawnictwo: Ridero

Książkę możesz kupić tutaj.

„Kochaj” Adriana Zawadzkiego [RECENZJA]

„Kochaj” sprawdza kondycję człowieka współczesnego. Tego, który otoczony ludźmi, musi znaleźć najpierw siebie, aby się z sobą pogodzić i żyć szczęśliwie (…).

Ten fragment zamieszczony przez Adriana Zawadzkiego w posłowiu jego książki „Kochaj” idealnie streszcza sens całego dzieła. Człowiek współczesny jest w tym rozumieniu zdefiniowany jako dziecko dekadencji, które mierzy się ze światem o jakim jego dziadkowie, a nawet rodzice z pewnością nie chcieliby słyszeć. Jednocześnie w tym dwubiegunowym świecie zmuszony jest egzystować, często dryfując pomiędzy moralnością „dawną” a „współczesną”. Współczesny człowiek czuje się zagubiony. Z jednej strony ograniczany jest dzięki kulturze, która przez setki lat ukształtowała naszą rzeczywistość, nierzadko wbrew naszym własnym przekonaniom, z drugiej zaś kuszony jest życiem łatwym, lekkim, wolnym, znacznie bardziej dostępnym w erze dzisiejszej globalizacji i unifikacji, do której ta kultura dąży. Każdy z nas musi walczyć z mętlikiem w głowie, ze światem, który znacznie bardziej niż kiedyś nas zadziwia. Musi otaczać się ludźmi, którzy są znacznie bardziej zróżnicowani niż dawniej. Musi stawić czoła polaryzacji społecznej, napędzanej przez politykę i religię.

Lila, która jest narratorką „Kochaj”, mierzy się właśnie z takimi problemami. Uderzona przez swojego chłopaka Igora pozostaje w rozsypce, nie wiedząc czy ma poddać się uczuciom, nie umiejąc ich nawet dokładnie zdefiniować przez pryzmat dzisiejszego świata, czy może dumie, której kobiety nie są już nagminnie pozbawiane przez współczesną kulturę. Jak to bywa w czasach obecnych, w sukurs przychodzi często alkohol, który nas, ludzi rozdartych pomiędzy równoległymi rzeczywistościami, potrafi wprowadzić w stan chwilowego odcięcia się od ich obu.

Zagubionej Lily z pewnością nie pomaga przyjaciel Igora, Wiktor, co do którego zaczyna żywić również bliżej nieokreślone, lecz kojarzące się jej z miłością uczucia, oraz zagmatwana relacja pomiędzy Igorem a Wiktorem, którzy również czują do siebie coś więcej niż tylko przyjaźń. Cała trójka koegzystuje w trójkącie, zarówno seksualnym, jak i w trójkącie nieszczęśliwych i zagubionych uczuciowo młodzieńczych umysłów. Każdy czuje do każdego coś ciężkiego do zdefiniowania. Czy jest to właśnie miłość? Jeśli tak, to czy można kochać równocześnie dwie osoby i to różnych płci? Czy można wydrzeć się z więzów kultury, która nas ogranicza, a jeśli tak, to czy inny świat rzeczywiście oferuje nam coś lepszego?

Kochaj nie odpowiada nam na to pytanie. Zostawia tą kwestię otwartą i bardzo trudną do pojęcia. Być może odpowiedzi na to pytanie po prostu nie ma… Współistnienie tych dwóch światów świetnie obrazuje plakat znajdujący się w piwnicy… niebo, które styka się pośrodku, lecz wyraźnie się kontrastuje.

„Kochaj” to niełatwa pozycja, wymagająca od nas wiele dojrzałości i krytycznego spojrzenia na nas samych oraz świat, który nas otacza i który jest tak bardzo różny…

Autor recenzji: Karolina Chłoń

Tytuł: „Kochaj”

Autor:  Adrian Zawadzki

Data premiery: wrzesień 2017

Wydawnictwo: Ridero

Książkę możesz kupić tutaj

„Lato Rudiego” Sergiusza Jana Urbanowicza [RECENZJA]

Przez ostatnich kilka lat karmiłam się głównie reportażami, ponieważ nikt i nic nie pisze takich historii jak samo życie. Tym razem jednak postanowiłam sięgnąć po coś zupełnie innego, mianowicie po „Lato Rudiego” autorstwa Sergiusza Jana Urbanowicza. Szybko okazało się jednak, że książka ta nie tak bardzo odbiega od reguł, jakimi kieruje się literatura non-fiction. Przedstawione w niej postacie swój pierwowzór miały bowiem w realnym życiu, miejsce i czas akcji również są prawdziwe – jest to przedwojenny Bytom. Wszystko to tylko spotęgowało moją ciekawość, więc ochoczo zabrałam się za czytanie „Lata Rudiego”.

To, co od razu rzuciło mi się w oczy, to język, jakim posługuje się autor. Poetyckie i mocno działające na wyobraźnię opisy otaczającego bohaterów świata to jedno, prawdziwą perełkę stanowi jednak użyta w książce śląska gwara. Jest to nie lada wyzwanie dla kogoś takiego jak ja, czyli gorola, który nigdy ze Śląskiem do czynienia nie miał. Na szczęście pan Urbanowicz pomyślał i o tym, dlatego profilaktycznie na końcu książki umieścił słownik, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna.

Oprócz Śląska w „Lecie Rudiego” przewija się też wątek odległej Japonii. Autor wdzięcznie wplata w fabułę sekrety sztuk walki oraz obyczajowość i rytuały Dalekiego Wschodu, co z kolei stanowi ciekawe urozmaicenie dobrze znanego nam z lekcji historii historycznego tła powieści – czasów przed wybuchem II wojny światowej. Ukazany jest Śląsk podzielony na część polską i niemiecką, w którym splatają się losy górniczych rodzin, praskiego rzeźnika, japońskiego inżyniera, niemieckiego porucznika i jego dzieci, skwapliwie pobierających nauki w Hitlerjugend. Taka mieszanka na pierwszy rzut oka może budzić u czytelnika wątpliwość zarówno co do prawdziwości owych zdarzeń, jak i sensu całej historii. Wystarczy jednak poczytać odrobinę na temat samego autora, by przekonać się, że w „Lecie Rudiego” zawarł on wszystko to, czym interesuje się na co dzień.

Książka wciąga, z każdą kolejną stroną nie mogłam się doczekać, co będzie dalej, jak sympatyczny, troskliwy, a zarazem mocno doświadczony przez życie Rudi, główny bohater, wybrnie z kolejnych tarapatów. W tej książce znajdziecie wszystko: jest przygoda i beztroska oraz młodzieńcza, niczym jeszcze niezmącona radość; jest przyjaźń – taka na śmierć i życie, są i pierwsze miłostki; ale jest też zwykła ludzka zazdrość i nienawiść, intryga i męska rywalizacja. Są momenty, które wzruszają – jak chociażby rozmowa Rudiego z matką o jego ostatnim wspomnieniu nieżyjącego już ojca – ale i takie, które mrożą krew w żyłach i trzymają w napięciu: zasadzka, pościg i strzelanina. Takie, które irytują, bo mają w sobie wiele prawdy, np. prawa, jakimi rządziło się Hitlerjugend, oraz to, jaki miały one wpływ na ówczesną młodzież i jej podatne na propagandę umysły. Jest też dużo o wzajemnym szacunku do drugiego człowieka, o niesieniu bezinteresownej pomocy wszystkim tym, którzy jej potrzebują, bez względu na wiek, płeć czy poglądy polityczne. I to właśnie sprawia, że „Lato Rudiego” staje się książką ponadczasową, którą polecam do przeczytania każdemu młodemu człowiekowi.

Autor recenzji: Karolina Chłoń

Tytuł: „Lato Rudiego”

Autor:  Sergiusz Jan Urbanowicz

Data premiery: sierpień 2017

Wydawnictwo: Ridero

Książkę możesz kupić tutaj

3 pytania do… Anny Wysłouch

Dzisiaj mamy dla Was wywiad ze specjalnym gościem – Anną Wysłouch. Jej książka „Głośna cisza” została przetłumaczona i jest dostępna w Ridero. Książkę będziecie mogli kupić na stoisku Ridero w trakcie Międzynarodowych Targów Książki w Ridero.

Anna Wysłouch (a właściwie Ludmiła Szylina) – publicystka, redaktor literacki, pisarka. Członkini Związku  Dziennikarzy Rosji oraz Międzynarodowego Związku Pisarzy “Nowyj Sowremennik”. Absolwentka wydzialu ekonomicznego Wyższej Szkoły Inżyniersko-Budowlanej w Woroneżu oraz kursów literackich przy Instytucie Literackim w Moskwie. Jako dziennikarka współpracowała z największymi mediami w Rosji, np. z czasopismem MSZ Rosji „Russkij wiek”. W roku 2014 została finalistką konkursu czasopisma „Russkij Stil” (Niemcy) w kategorii „Proza”. Autorka zbiorów opowiadań, powieści „Głośna cisza”, opowiadań przygodowych dla dzieci, powieści biograficznych. W roku 2014, z książką „Zając w dzieciństwie nie jest tchórzem”, brała udział w Międzynarodowych Targach książki w Lipsku (Niemcy), w roku 2016 jako przedstawicielka wydawnictwa Ridero brała udział w II edycji Międzynarodowego Festiwalu „Plac Czerwony”, prezentując książkę „Głośna cisza”. W roku 2017 – uczęstniczka Międzynarodowych Targów Książki w Moskwie.

 

Ridero: Twoja książka, „Głośna cisza”, jest przejmującą, ale i zabawną opowieścią matki, która opisuje swoje zmagania z spektrum autyzmu, które tyczy Twojego syna. Czy pisanie książki było dla Ciebie formą terapii?

Anna Wysłouch: Bardzo mi się spodobało to pytanie, jeszcze nikt mnie o to nie pytał. Zastanowiłam się – rzeczywiście, dokładnie tak to było. To była pewnego rodzaju terapia, satysfakcja po tych latach wałki i poniżenia, które oczywiście nie najlepiej odbiły się na moim stanie nerwowym. Opisując krok po kroku nasze życie, jakby przeżywałam to wszystko od nowa, ale już z pozycji człoweika, który przezszedł przez wszystkie „kręgi piekła”. Byłam w stanie poparzeć na moje przeżycia z dystansem i zaakceptować życie takim jakie jest. W końcu zaakceptowałam wszystko, co się z nami wydarzyło i zrozumiałam, że przez te lata nie potrafiłam pogodzić się z tym, że mój syn nie jest taki, jak inni. Opisując zaś tę historię, nagle zrozumiałam – tak to jest. I poczułam ulgę. Prawdopodobnie dlatego, że nie opisywałam wszystkiego co się z nami wydarzyło krok po kroku, jak w poradniku, chociaż na początku planowałam napisać właśnie poradnik. Natomiast nie zawiera ona nawet 10% tego, co działo się w rzeczywistości, i pisząc tę książkę, zrozumiałam, że opisywanie całej historii nie jest potrzebne. To, co opisałam i co oferuję swoim czytelnikom, już dało mi ulgę i pozbawiło mnie poczucia winy, które sama na siebie wzięłam.

Ridero: Przetłumaczyłaś swoją publikację na język polski – czego spodziewasz się po polskim czytelniku? Czy sądzisz, że odbiór książki może być inny?

Anna Wysłouch: Tak, wydaje mi się, że w dzisiejszej Rosji, nawet mimo tego, że problem traktowania dzieci z niepłnosprawnością przykuwa dużo uwagi, temat ten jeszcze nie znajduje się na takim poziomie dyskusji publicznej jak na Zachodzie, mianowicie w Europie i Polsce. Podczas pisania książki przeczytałam dużo literatury specjalistycznej, również takiej, którą pisały matki takich dzieci. Wszystkie te książki zostały przetłumaczone na rosyjski, najczęściej z angielskiego, ponieważ nie było jeszcze podobnej książki napisanej w języku rosyjskim. W Rosji nie przyjęło się, by tak szczerze opowiadać swoją prywatną historię, tym bardziej, jeśli jest ona związana z jakimikolwiek problemami. Na rynku wydawniczym jest dość mało przypadków, kiedy taka książka odniosłaby sukces. Jestem również zdania, że współczesny czytelnik z krajów Zachodu będzie zainteresowany życiem w tej Rosji, o której nie ma pojęcia. Im więcej będziemy o sobie wiedzieć, tym lepiej będziemy się rozumieć nawzajem, a to jest bardzo ważne.

Ridero: Jaką najtrudniejszą przeszkodę musiałaś pokonać jako pisarka?

Anna Wysłouch: Podczas jednego ze spotkań autorskich powiedziałam: „Mam krwawiące serce. Maczałam pióro we własnej krwi i pisałam”. To jest oczywiście metafora literacka, ale jeśli zastanowić się, nie jest ona tak daleka od prawdy. Proces pisania nie był łatwy, miałam przed sobą trudne zadanie – nie pogrążać w szczególach, nie przejść do narzekań i zarzutów, tylko opowiedzieć ludziom o problemach dzieci i dorosłych dotkniętych autyzmem, opowiedzieć, przede wszystkim, o wyzwaniach związanych z edukacją takich dzieci, ponieważ większość z nich przy odpowiednim podejściu potrafi osiągnąć taki sam sukces jak „normalne” dziecko. Potrafią studiować na uczelniach wyższych i pracować. Innymi słowy, takie osoby mogą (i muszą!) zostać pełnowartościowymi członkami społeczeństwa. Myślę, że mi się udało. „Pani dała nam nadzieję” – napisała do mnie jedna z czytelniczek.

Informacja o książce.

Książkę kupisz tutaj.

3 pytania do… Magdaleny Chomuszko

Z możliwości wydania książki z Ridero korzystają też specjaliści. Dzisiaj zapraszamy Was do rozmowy z dr Magdaleną Chomuszko. A jej książkę będziecie mogli kupić na stoisku Ridero w ramach Międzynarodowych Targów Książki w Ridero.

Doktor Magdalena Chomuszko, jest konsultantem finansowym przy wdrożeniach systemów ERP, obecnie współpracująca z firmą Sage sp. z o.o. Od dwudziestu lat zajmuje się zastosowaniami IT w w biznesie, dzieląc się swą wiedzą podczas szkoleń, jako wykładowca oraz za pośrednictwem licznych publikacji.
Ridero: Skąd wybór tematyki książek? Poruszają bardzo szczegółowe zagadnienia księgowe…
Magda Chomuszko: Trudno mówić o pomyśle. Pisanie to moja praca. Książki, poradniki piszę od ponad 10 lat. Wydawnictwo Naukowe PWN wydało moich książek kilkanaście. Odkryłam w tym roku wydawnictwo Ridero i postanowiłam samodzielnie zająć się publikacjami. Chcę być aktywnym autorem. Zagadnienia księgowe to jeden z wielu tematów, jakie poruszam w moich książkach. Zajmuję się zastosowaniami IT w biznesie i właśnie o tym piszę.
Ridero: Piszesz książkę przystępnym językiem, dość rzadko używanym w specjalistycznych publikacjach. Skąd taki wybór?
Magda Chomuszko: Oprócz pisania, konsultowania, doradzania biznesowi, prowadzę również szkolenia. Celem wykładowcy jest to, aby go zrozumiano.. więc staram się tak tłumaczyć na zajęciach, aby było jasne to, o czym mówię. No i w ten sam sposób staram się przedstawiać zagadnienia, jakie opisuję w książkach.. taki nawyk.
Ridero: Do kogo kierujesz swoją książkę?
Magda Chomuszko: Książka, którą wybrałam na Targi jest w moim odczuciu wyjątkowa. Od dawna nosiłam się zamiarem zrobienia rewolucji w nauczaniu rachunkowości. Chodzi o to, że rachunkowość jest nauczana wciąż za pomocą tzw. konta teowego, które ma 500lat. Moim zdaniem jego czas się skończył. Zaprojektowałam narzędzie w Excelu do nauczania rachunkowości, sprawdziłam jak działa na moich zajęciach, zebrałam pozytywne opinie i postanowiłam to opisać. Tak powstała książka „Nauczanie Rachunkowości przy pomocy Excela, która jest pierwszą z serii Nowoczesny Księgowy”. Adresuję ją do osób chcących samodzielnie nauczyć się rachunkowości, do nauczycieli, wykładowców. Uważam że narzędzie AND (Asystent Nauki Dekretacji) może być dużym wsparciem właśnie dla prowadzących zajęcia z rachunkowości.. Książka od samego początku bardzo dobrze się sprzedaje, co bardzo mnie cieszy.
„Nowoczesny księgowy. Nauczanie Rachunkowości przy pomocy Excela” która jest pierwszą z serii „Nowoczesny Księgowy”. Dzięki tej książce, osoba pragnąca nauczyć się rachunkowości, zgłębi wiedzę księgową oraz nauczy się Excela. „Nowoczesny Księgowy”, to propozycja nowatorskiej Metodyki AND (Asystent Nauki Dekretacji), która wykorzystuje w nauczaniu rachunkowości arkusz kalkulacyjny. Ucząc się w ten sposób rachunkowości, jednocześnie można posiąść dwie ważne w zawodzie księgowego umiejętności: księgowanie i korzystanie z Excela. AND to duża pomoc dla wykładowców i trenerów nauczających rachunkowości.

Morderstwo, do którego zaangażowały się siły nadprzyrodzone (recenzja książki „Alazza”)

Cezary Czyżewski, w swej debiutanckiej książce pt. „Alazza”, połączył współczesny świat z lekką i przyjemną fantastyką. Cała historia rozpoczyna się od wątku kryminalnego i opiera na skrupulatnie prowadzonym przez bohaterów śledztwie, do którego autor bardzo zręcznie wplótł elementy magii, demonów oraz paranormalnego świata. Taka mieszanka dwóch wątków ożywia całą historię, nadaje całości tajemniczej atmosfery i bezwiednie wciąga w coraz to mroczniejsze zakamarki podziemnego królestwa.

Czytelnik w wyobraźni przenosi się do świata przenikającej się fikcji i rzeczywistości, w której wszystko co do tej pory nierealne staje się możliwe…

Na jednym z bydgoskich osiedli odkryto zmasakrowane zwłoki mężczyzny. Jak się szybko okazuje nie było to samobójstwo, a w całym zdarzeniu musiały brać udział osoby trzecie. Główny bohater powieści Tadeusz, fizyk i wykładowca jednego z bydgoskich uniwersytetów, zostaje zaproszony przez policję do udziału w śledztwie. Dochodzenie toczące się w spawie okazuje się niezwykle trudne i wcale nie posuwa się do przodu.

Samotny mężczyzna, nieutrzymujący żadnych kontaktów z otoczeniem, bezproblemowy, zafascynowany okultyzmem, magią i demonami, to dotychczas jedyne informacje, jakie udało się zebrać policji na temat ofiary. Brak punktu zaczepienia powoduje, że trudno jest powiązać śmierć denata z jakimkolwiek środowiskiem, które byłoby zdolne do tak nieludzkiego czynu.  Jedyny dowód, początkowo absurdalny, wskazuje na działanie pewnej siły, która okazuje się być trudna do wytłumaczenia za pomocą wiedzy naukowej. Tadeuszowi ciężko uwierzyć w istnienie czegoś, czego nie da się skonfrontować z twardymi regułami fizyki. Ruszając za tropem świata tajnych sekt okultystycznych, odkrywa krainę, o której istnieniu do tej pory nie miał pojęcia. Władające tam duchy i demony próbują teraz wkroczyć do świata ludzkiego. Czy zagrożą one współczesnemu światu? Jaką walkę ze złem i magicznymi siłami będzie musiał stoczyć główny bohater?

Postać Tadeusza, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać mało interesująca, a jego życie nudne i monotonne, tak ostatecznie to właśnie on staje się jednym z ciekawszych bohaterów powieści. Widać, że cała historia jest przemyślana, a każda część książki prezentuje nieco inne, choć cały czas nawiązujące do poprzednich rozdziałów przygody.

„Alazza” to książka o niezwykłym klimacie, którą śmiało możemy zaliczyć do podgatunku urban fantasy. Cezary Czyżewski wymyślił opowieść, która naprawdę wciąga i zasługują na uwagę. Zachwyceni powinni być zwłaszcza miłośnicy fantasy i jej wszelakich form. W powieści nie brakuje również humoru, dużo się dzieje, a szybka akcja powoduje, że pochłania się ją błyskawicznie. Lekkie pióro autora sprawia, że książka nie męczy, a odłożenie jej przed poznaniem zakończenia jest wręcz niemożliwe. I choć nie jest to lektura wymagająca, tak z prawdziwą satysfakcją przekładamy kartkę za kartką, by dowiedzieć się jakie będzie jej zakończenie. I jak to zwykle bywa, książka szybko się kończy, ale wciąż wiele wątków pozostaje otwartych (co wygląda na bardzo świadome działanie autora). W głowie rodzą się pytania co dalej i możemy się tylko zastanawiać jakie były motywy działania niektórych bohaterów. Teraz mogę jedynie stwierdzić, że z niecierpliwością czekam na kolejną część. Bo choć „Alazza” nie jest książką wybitną, to naprawdę jest całkiem dobrze napisana i zabiera czytelnika na kilka dobrych godzin do zupełnie innego i równie interesującego świata.

Autor recenzji: Magdalena Liszka

Tytuł: „Alazza”

Autor:  Cezary Czyżewski

Data premiery: listopad 2016

Wydawnictwo: Ridero

Książkę możesz kupić tutaj.

3 pytania do… Ewy Busse-Turczyńskiej

Ewa Busse-Turczyńska, absolwentka Filologii Romańskiej UMCS w Lublinie (1980) oraz Podyplomowego Studium Bibliotek Naukowych Inst. Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych UW (1995). Od 1985 r. pracowała w Bibliotece Głównej AM w Lublinie, od 2001 r. jako kustosz dyplomowany, w latach 2004-2010 pełniła funkcję Zastępcy Dyrektora Biblioteki, od grudnia 2010 r., po przeprowadzce do Warszawy, pracuje jako kierownik Biblioteki Wydziałowej UW – obecnie Biblioteka Wydz. Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW. Od połowy lat 90. zajmowała się projektowaniem i wdrażaniem automatyzacji w Bibliotece AM w Lublinie oraz zarządzaniem informacją online (współredakcja strony internetowej, administrowanie dostępami do wydawnictw elektronicznych). Współuczestniczyła w tworzeniu bibliograficzno-bibliometrycznej bazy danych Bibliografia Pracowników Naukowych AM w Lublinie. Publikowała m.in. w „Zagadnieniach Informacji Naukowej”, „Rocznikach Bibliotecznych”, „e-Politikon”, „EBIB”, „Stosunki Międzynarodowe” i innych. Oficjalna strona: https://www.blogger.com/profile/26991985

Ridero: Kiedy postanowiłaś, że napiszesz książkę o historii swojej rodziny?

Ewa Busse-Turczyńska: Na decyzję o napisaniu historii rodziny miało wpływ kilka zdarzeń, prawie jednoczesnych. Dwa lata temu, w Dniu Babci, wpadły mi w ręce różne artykuły o babciach, i olśniło mnie wówczas, że ja przecież jako małe dziecko znałam i bardzo lubiłam moją prababcię Annę, która mieszkała w Warszawie (a ja wtedy –w Lublinie), dlaczego więc  nie wiem nawet, gdzie jest pochowana? Nie mam już kogo o to zapytać, bo rodzice i dziadkowie nie żyją. Zaczęłam więc szukać w wyszukiwarkach cmentarzy i odnalazłam jej grób na Powązkach. Jest pochowana ze swoją mamą Marią, czyli moją praprababcią. Pomyślałam wówczas, że warto byłoby odnaleźć również informacje nt. tej Marii, a także jej drugiej córki Zofii. Wiedziałam z opowiadań rodzinnych, że Zofia Pflanz-Dróbecka była znaną tancerką  na początku wieku XX. Tutaj pomocne były zwłaszcza archiwa czasopism, zawarte w Federacji Bibliotek Cyfrowych, gdzie odnalazłam wycinki prasowe nt występów Zofii. W pewnym okresie jeździła na tournée m.in. ze słynnymi Baletami Rosyjskimi Diagilewa. Zajmuję się zawodowo wyszukiwaniem informacji naukowej w bazach danych więc zmysł poszukiwacza jest mi bliski. Przypadkiem w Internecie, na stronie Towarzystwa Genealogicznego – Geneszukacz, odnalazłam też wówczas akt małżeństwa babci i dziadka z 1924 r., spisany w parafii Św. Aleksandra w Warszawie, co było dla mnie ważnym i emocjonalnie poruszającym odkryciem. Babcia była niezwykłą osobą,  moim największym przyjacielem. W tym okresie, podczas rodzinnego spotkania z naszymi wnuczkami w atmosferze wspomnień o dziadkach,  uświadomiłam sobie, że warto byłoby dla dzieci utrwalić w książce jak najwięcej faktów, które uda się odnaleźć, dotyczących historii życia najbliższych. W obszarze psychologii, rozważa się, że istotne jest, a nawet niekiedy wyzwalające dla człowieka, poznanie własnych korzeni. Mam już od kilku lat konto na stronie genealogicznej MyHeritage i sporządziłam drzewo genealogiczne. Zbieranie danych o przodkach zaczynało mnie coraz bardziej zajmować.  Odwiedziłam w Olsztynie 99-letniego wujka mojej mamy, który jest pasjonatem genealogii i także zainspirował mnie do pisania i kontynuowania badań genealogicznych. Z racji obowiązków zawodowych, mam na swoim koncie sporo publikacji, z bibliografii i informacji naukowej. Wydałam zbiór poezji pt.: „Znikanie” . Uznałam więc, że warto również spróbować prozy, aby podzielić się swoimi odkryciami.

Ridero: Który element pracy był najtrudniejszy? Zbieranie materiałów czy samo pisanie?

Ewa Busse-Turczyńska: Zbieranie materiałów było nie tyle trudne, co wymagało dużo czasu i dokładności, wiązało się z pracą niemal benedyktyńską, z tworzeniem „miliona” zapisków w sposób uporządkowany, z ustaleniem ich hierarchii ważności. Większość materiałów odnalazłam w Internecie, także w tym ukrytym – w bazach danych, czy archiwach nie zawsze indeksowanych w Google.  Trzeba było zaplanować odwiedziny w Bibliotece Uniwersyteckiej, Narodowej w celu przejrzenia starych książek. Nawiązać korespondencję z Archiwum. Trudny był czas podjęcia decyzji o kształcie książki – najważniejsze było zaplanowanie kompozycji zebranego materiału. Zdecydowałam się na podzielenie książki na dwie główne części, pierwsza, o charakterze popularno-naukowym, zawiera historię rodziny opracowaną na podstawie dokumentów. Druga część, autobiografia, nawiązując do pierwszej, wynika z konieczności zachowania ciągłości historii.  Lubię pisanie i nie sprawia mi trudności, poza tym, że mam skłonność do konstruowania zbyt długich zdań, które czasem zaciemniają przekaz. Podczas autokorekty starałam się tą wadę przewalczyć.

Co poradziłabyś osobie, która chciałaby spisać historię swojej rodziny?

Ewa Busse-Turczyńska: Jak piszą genealodzy-amatorzy, poszukiwanie informacji o przodkach jest na tyle wciągające, że trudno jest zaprzestać tych poszukiwań, bo każde odkrycie wiąże się z kolejnymi. A im te odkrycia są starszej daty – zdają się być coraz bardziej ciekawe i często zapowiadają kolejną zagadkę czy tajemnicę. Osobiście, aby poznać zasady pisania historii rodzin, przejrzałam kilka poradników genealoga, książek genealogicznych i biografii, które są ulubionym gatunkiem literackim moich lektur. Poleciłabym zwłaszcza książkę Małgorzaty Nowaczyk: „Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego”, Podkowa Leśna, 2015. Ważna też jest umiejętność przeszukiwania zasobów Internetu. Myślę, że przynajmniej pięć lat mogłyby mi zająć podróże i odwiedziny archiwów tradycyjnych w celu potwierdzenia faktów i dokumentów, o których piszę w książce, której przygotowanie zajęło mi około 1 roku. Podzieliłam się też swoim doświadczeniem – opracowałam artykuł w formie poradnika nt. self-publishingu dla genealogów na łamach czasopisma elektronicznego „MoreMaiorum„, w czerwcowym numerze 2017 r. Aby spopularyzować treści książki, przeredagowuję jej fragment – na podstawie rozdziału o Zofii i Stanisławie Dróbeckich opracowuję również artykuł, który będzie opublikowany na portalu historycznym „HistMag”.

 

„Kryształki pojednania”, Eleonory de Nehl (pseud.),  to spisane dzieje rodzin. Książka, na podstawie odnalezionych przez autorkę dokumentów, odkrywa ponad 200 lat historii życia: Bronikowskich, Kęszyckich, De Nehl — z ziemi kaliskiej; Pflanz, Zdrójkowskich – z Warszawy; Mroczkowskich, Strawińskich – z Podola. Autorka, w drugiej części książki, przedstawia również swoją autobiografię. Nie może pominąć tego, co zapamiętała jako najważniejsze w jej życiu. Jest przecież kolejnym „kryształkiem” tej rodzinnej konstrukcji.  Nie może też ukrywać przed światem swoich cennych odkryć. Warto wskazać tutaj na prezentację, wzbogaconą fotografiami o wartości historycznej, sylwetek związanych z polskim baletem: Zofii Pflanz-Dróbeckiej — polskiej tancerki z początku XX w., czy jej męża, Stanisława Birmy-Dróbeckiego — literata, choreografa i sekretarza Sergiusza Diagilewa, twórcy słynnych Baletów Rosyjskich. Lektura może także zachęcić czytelnika do stworzenia w Internecie własnych drzew genealogicznych, 

Książkę „Kryształki pojednania” możesz kupić tutaj.

3 pytania do… Małgorzaty Mincer

W oczekiwaniu na Targi Książki, przepytujemy kolejną autorkę Ridero. Zapraszamy!

Dziś rozmawiamy z Małgorzatą (Margaret) Mincer, dziennikarz, poetka i pisarka. Zdobyła wykształcenie wyższe dziennikarskie i techniczne. Zadebiutowała w 2011 roku tomikiem pt. „Życie jest modlitwą”. Pracuje nad kolejnym tomikiem wierszy pt. „Nie trać wiary”, który planuje wydać w przyszłym roku.  Autorka powieści przygodowej i fantastycznej  pt. „Odnajdę cię w ciemnościach dnia i w świetle nocy”. Mieszka za granicą. Jej oficjalna strona internetowa to: www.magmincer.webnode.com.

Ridero: Jak wygląda proces pisania poezji? Kiedy zasiadasz do pisania?

Małgorzata Mincer: Gdy piszę wiersz robię to z pełną swobodą. Zazwyczaj nie namyślam się długo. Napisanie poematu trwa zaledwie dwie, trzy minuty. Są to przemyślenia z dłuższego czasu, więc zawsze wiem, co chcę przekazać światu. Dzieje się to o różnych porach i w różnych miejscach. Nagle przyjdzie jakaś myśl, biorę telefon, notatnik lub laptop i piszę. Zdarzało się, że coś nie dawało mi spokojnie spać, wtedy tworzyłam w środku nocy. Nigdy nie mam całego wiersza w głowie, słowa pojawiają się w trakcie pisania i praktycznie nigdy ich nie poprawiam.

Ridero: Co łączy wszystkie wiersze, opublikowane w Twoim tomie „Życie jest modlitwą”?

Małgorzata Mincer: Większość wierszy jest rozmową z Bogiem i Aniołami. Człowiek wierzący – chrześcijanin – zawsze pokłada swoją wiarę i nadzieję w Bogu. W sytuacjach, które niesie życie, zawsze szukamy wsparcia siły, która jest „nad nami”. Bóg jest świetnym przyjacielem, któremu można powiedzieć wszystko i dlatego też życie jest modlitwą. W moich wierszach pojawiają się także rozmowy ze zmarłymi, które są przepełnione nadzieją o przyszłym spotkaniu w niebie.

Ridero: Czym różniła się praca nad kolejną książką „Odnajdę cię”?

Małgorzata Mincer: Różniła się znacznie, ponieważ to wieloletnia, regularna praca.  Wymaga wiele wytrwałości. Moja książka liczy po wydaniu 532 strony. Książkę pisze się tylko wtedy, gdy ma się wolny czas i nie trwa to pięciu minut, jak w przypadku napisania poezji. Pisałam książkę dwa i pół roku. Trwało to osiem lat zanim zdecydowałam się na wydanie. Opisywanie historii w powieściach jest dużo bardziej szczegółowe niż w poezji. Trzeba było zastanowić się co dokładnie przekazać i pokazać postaci, które mają określone cechy. Pisanie powieści wymaga więcej skupienia i jest pracochłonne.

„Odnajdę Cię w ciemnościach dnia i w świetle nocy” – poruszająca opowieść o wielkiej przyjaźni, której nie rozdzieliły demony. Historia o miłości, która pomimo upływu czasu pokonuje wszelkie przeszkody. Przyjaciółki mają wspólny cel i chcą odnaleźć prawdę o swoich rodzinach. Uciekają z zamku ogarniętego rządami tajemniczej królowej i ryzykują życie, walcząc ze złem nękającym ich rody od wieków.

Wiersze zawarte w zbiorze „Życie jest modlitwą” są utworami o tematyce religijnej i refleksyjnej. Poezja Małgorzaty Mincer jest krótką opowieścią o ludzkim życiu. Poematy mówią o tym, że przeciwności losu są do pokonania. Twórczość skierowana jest przede wszystkim do osób, które chcą odnaleźć w sobie iskrę nadziei, pragną lepiej zrozumieć swe życiowe doświadczenia i zaakceptować swoje słabości. Wiersze są indywidualną rozmową z Bogiem i mają charakter modlitwy. 

3 pytania do… Bogny Skrzypczak-Walkowiak

Czekacie już na Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie? My tak! Na naszym stoisku będziecie mogli kupić książki naszych pisarzy – w tym „Pani Kant i madame Hyde” Bogny Skrzypczak-Walkowiak. Zapraszamy Was do lektury wywiadu z autorką!

 

Urodzona 11 czerwca 1971 roku w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie nadal mieszka z mężem i córką. Od 2015 roku doktor nauk humanistycznych. W swojej pracy łączy literaturę, filozofię i film. Pierwsza w Polsce opracowała zasady filozofii filmu jako strategii dydaktycznej. Pracuje w Liceum ogólnokształcącym  jako nauczycielka języka polskiego i filozofii. Oprócz polonistyki (1996 UAM) i filozofii (2011 Uniwersytet Wrocławski) ukończyła także studia dziennikarskie na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu (1998). Współautorka dwóch książek „Uczeń — nauczyciel — badacz w przestrzeni teatru” (Poznań 2015), „Niepojęty przypadek. O poezji Wisławy Szymborskiej” (Kraków 2015).  Autorka scenariuszy sztuk teatralnych, np. „Wróżka” czy „Chopin i Nietzsche, czyli rozmowy zmarłych”. Od 2016 roku gra w amatorskim teatrze „Trzy po trzy”, działającym przy Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Raszkowie. Nauczycielka, pisarka i animatorka kultury. Interesuje się też grafologią.

Ridero: Po pracy naukowej i publikacjach specjalistycznych zdecydowałaś się na wydanie beletrystyki. Czy to było trudne przedsięwzięcie?

Bogna Skrzypczak-Walkowiak: Nie było aż tak trudne, jak z początku myślałam. Beletrystyka potrzebuje innego sposobu pisana  (stylu, języka) niż publikacje naukowe. Bałam się, żeby moje kompetencje polonistyczne i filozoficzne nie przytłoczyły za bardzo tej prozy i nie zrobiły z niej kolejnego opracowania popularnonaukowego, co czasami się zdarza piszącym polonistom (i nie tylko), ale chyba w efekcie wyszło nienajgorzej. Nie zarzuciłam jednak pracy naukowej. Mam nadal w tym kierunku istotne plany.

Ridero: Czy ilustracje Twoim zdaniem wzbogacają lekturę, czy są tylko przyjemnym dodatkiem?

Bogna Skrzypczak-Walkowiak: Głownie wzbogacają, choć żyją też własnym życiem. Ilustrator, Przemek Rutkowski, czytał najpierw moje opowiadania i starał się odpowiednio dobrać grafikę. Ciekawa jest jednak historia ilustracji do opowieści „Anna Maria przychodzi znikąd”. Tutaj zamieściłam rysunek, który Przemek stworzył na podstawie  starej fotografii Maty Hari, pięknej kobiety, która najwyraźniej mu się spodobała (i kobieta, i fotografia). W książce znalazły się także fotografie autorstwa mojego męża, które wykonał trochę na moje zamówienie, ale wiem, że ma tzw. dobre oko, dlatego go poprosiłam. Zdjęcie kota – Stefana zrobiłam sama. Myślę, że kocham go tak samo jak bohaterka jednego z opowiadań, Alicja, kochała swojego kota. Zdjęcie ma więc bardziej emocjonalną niż artystyczną wartość.

Ridero: Skąd wziął się pomysł na Twoją książkę?

Bogna Skrzypczak-Walkowiak: Z życia, ale też moich zainteresowań filozoficznych. Filozofia jest bardzo bliska życiu, bardziej niż niektórym osobom się wydaje. To chyba próbowałam pokazać. Pamiętam, że jakieś drobne kłopoty zawodowe spowodowały, ze musiałam się oderwać i zaczęłam pisać książkę. I dobrze, bo pojawił się w moim życiu nowy cel.

 

„Pani Kant i madame Hyde” – siedem opowiadań o kobietach i mężczyznach, o ich naturze, problemach oraz namiętnościach… – o tym, jak radzą sobie w różnych sytuacjach, o tym, że życie potrafi pisać swoje scenariusze. Całości dopełniają nawiązania filozoficzne i literackie. Książka inspirowana prawdziwymi historiami, ale bardzo uniwersalna w swojej wymowie. Debiut prozatorski Bogny Skrzypczak-Walkowiak.

Książkę „Pani Kant i madame Hyde” możesz kupić tutaj.