Niniejszą publikację z trudem można nazwać książką, a na pewno nie powieścią. Czytanie tych wypocin sprawia fizyczny ból spowodowany licznymi błędami ortograficznymi. Lepszym stylem napisane są już homoerotyczne fanfiction na chińskich stronach. Sama część fabularna zajmuje mniejszą część "dzieła", reszta to quasi-naukowe wywody przybliżające czytelnikowi rzekomą historię zakonu. Z ręką na sercu mogę czytelnikowi polecić znacznie lepsze jakościowo lektury w tej materii, a konkretnie chociażby publikacje Malcolma Barbera, czy Alaina Demurgera. Nazywając siebie Templariuszem, autor wyrządził zakonowi (tak tragicznie rozwiązanemu w 1314 roku) niedźwiedzią przysługę. Szczególnie zastanawiające są kwestie prawa autorskiego. Otóż chodzi mi tutaj o zamieszczone w książce zdjęcia, m.in. screeny z serialu Knightfall. Trudno określić, czy autor używając ich w swojej publikacji posiadał prawo do ich wykorzystania. Trudno jest to zrobić, ponieważ w opisach rycin czytelnik nie uświadczy źródła obrazów, a co dopiero notatki na temat obowiązującego ich prawa autorskiego.
Nie dziwi mnie więc, że pani Iwona nie była w stanie przebrnąć przez te męczarnie.