E-book
23.63
drukowana A5
36.68
Samoakceptacja

Bezpłatny fragment - Samoakceptacja

Praktyczny podręcznik rozwoju osobistego

Objętość:
120 str.
ISBN:
978-83-8126-383-2
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 36.68

Wprowadzenie

Jednym z najważniejszych tematów na drodze wewnętrznego rozwoju jest akceptacja siebie. To podstawa wszystkiego, co chcielibyśmy osiągnąć. Działa jak trampolina do sukcesu, ponieważ każde życiowe zwycięstwo wymaga duszy „Zwycięzcy”. Aby nim zostać, trzeba mieć mnóstwo wiary w siebie i głębokie przekonanie, że potrafimy zdobywać najtrudniejsze szczyty. Bez wysokiej samooceny trudno nam będzie zmierzyć się z czymkolwiek.

Cokolwiek zechcemy wykreować, powinniśmy przekonać Wszechświat i własną podświadomość, że na to zasługujemy. Zasługiwanie wynika z bycia dobrym lub utalentowanym człowiekiem — tak pojmuje to nasza logika. Trzeba coś zrobić, coś osiągnąć, by zapracować na szczęście — tak jesteśmy uczeni. Nasz świat jest światem zależności i już od dziecka słyszymy: „dostaniesz, jeśli…” Uczy nas się też rozróżniania pomiędzy byciem grzecznym i nieznośnym, pomiędzy ładnym i brzydkim, zgrabnym i niezgrabnym, wyraźnie podkreślając dualizm naszego istnienia. Nic zatem dziwnego, że dostrzegamy w sobie wady, słabości i braki, dlatego myślimy, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Jeśli we własnych oczach nie jesteśmy w porządku, wówczas sami tworzymy wewnątrz siebie przekonanie, że nic nam się nie należy.

Tymczasem w istocie nie musimy w żaden sposób starać się na cokolwiek zapracować. Każdy z nas jest częścią Najwyższego Źródła i każdy zasługuje na wszystko, czego pragnie, tylko dlatego, że jest, żyje i oddycha. Nie każdy z nas jednak potrafi to dostrzec i dopóki żyjemy w dualnym świecie, gdzie dobro przeplata się ze złem, a nasze serca pełne są żalu, obaw i niepewności, tworzymy w sobie przekonanie o niskiej samoocenie i blokujemy własną drogę do rozwoju czy szczęścia.

Wysokie poczucie własnej wartości jest ogromnie ważne w relacjach, ponieważ postrzegamy drugą osobę poprzez pryzmat myśli o sobie samym. Jeśli lubimy siebie i widzimy w sobie dobro, to takie same pozytywy zobaczymy w innych. To sprzyja sympatii i dobrej komunikacji. Jeśli mamy mnóstwo kompleksów, to ten wewnętrzny ból staramy się zagłuszyć poniżaniem innych. W ten sposób pozornie podnosimy siebie, jednak to tylko złudzenie. Niska samoocena powoduje, że w innych ludziach widzimy zło, więc skłaniamy się do uprzedzeń i atakowania drugiej osoby. Stajemy się krytyczni i złośliwi.

Działa tu też zasada lustra: osoba o wysokiej samoocenie przyciąga do siebie sympatycznych i życzliwych ludzi. Ktoś, kto widzi w sobie problemy, zaprasza do swego życia problematyczne osoby. Myślę, że żaden konflikt nie jest przypadkowy i każde poruszające nas spotkanie zostało przez nas wykreowane wewnętrznym kodem. Oczywiście spory i kłótnie mają różne podłoże, zatem dotykają rozmaitych wzorców, jednak niemal zawsze tam, gdzie jest atak na nas, mamy dowód na to, że nie szanujemy siebie wystarczająco.

Bardzo istotne jest to w związkach intymnych. Aby przyciągnąć do siebie kochającego partnera/partnerkę, powinniśmy mieć w sobie miłość do siebie samej/siebie samego. Jeśli nie kochamy siebie, zapraszamy do naszego życia osobę, która również nas nie pokocha, bez względu na chemię, stan zauroczenia czy wspólne zainteresowania. Tak działa lustro. Każdy mąż i każda żona jest odbiciem tego, co nosimy wewnątrz siebie. Wierność sobie rodzi lojalnego partnera. Troska o siebie gwarantuje troskę, a szacunek dla siebie zapewni szacunek ze strony drugiej osoby. Najważniejsza oczywiście jest miłość do samego siebie.


Wysokie poczucie własnej wartości to zestaw pozytywnych myśli o sobie samym — absolutnie niezbędne wyposażenie każdego człowieka, który chce być szczęśliwym. Pamiętajmy, że nawet samo postrzeganie własnej osoby już nas odpowiednio nastraja. Jeśli lubimy siebie i podobamy się sobie, to jest nam miło w swoim własnym towarzystwie. A to wyznacza klimat całego naszego istnienia. To oczywiste, bo z kim spędzamy w życiu najwięcej czasu? Ze sobą.

Od wiary w siebie zaczyna się wszystko, co najpiękniejsze. Kiedy uświadomimy sobie swoją prawdziwą moc, wynikającą z naszego duchowego dziedzictwa, możemy osiągnąć wszystko o czym marzymy. To potężna energia, która pozwala nam materializować wiele wspaniałych pragnień i tworzyć cudowne, pełne miłości związki.

Kiedy mamy wysokie poczucie wartości, jesteśmy twórczy i cieszymy się kolejnymi sukcesami. Nic ich nie blokuje, a my wierzymy w siebie i powtarzamy: chcę i zasługuję. A wtedy tak właśnie się dzieje. Zaufanie we własne możliwości owocuje samodzielnością, siłą psychiczną, dynamiką, pozytywnymi emocjami. Idziemy do przodu jak burza i nic nie jest nas w stanie zatrzymać, jeśli sami tego nie zapragniemy. Samoakceptacja chroni nas przed wyuczoną bezradnością — nie oglądamy się na wsparcie innych, bo nie jesteśmy bezbronnymi ofiarami i bezradnymi istotami potrzebującymi opieki. Kolejne sukcesy utwierdzają nas w tym, że jesteśmy dobrzy i potrafimy sobie poradzić z każdym wyzwaniem.

Praca z samoakceptacją

Prawdziwie wysokie poczucie wartości to bezwarunkowe kochanie samego siebie. Bez oczekiwań. Bez osądzania. Bez krytyki. Bez wahania. Na wszystkich płaszczyznach. Nie ma w tym miejscu znaczenia, w czym jesteśmy dobrzy, a co nam w życiu nie wychodzi. Podstawą będzie akceptacja siebie takiego, jakim się jest — z całym dobrodziejstwem inwentarza. Trzeba sobie uświadomić, że zasługujemy na miłość i jesteśmy pełnowartościowi tacy, jacy jesteśmy. Nie trzeba być ideałem, utalentowanym artystą czy zasłużonym profesorem, aby być godnym kochania.

Często ludzie uważają, że są beznadziejni, ponieważ nie są znani, nie maja naukowego tytułu, nie zbawili świata, nie wynaleźli szczepionki… Jakże ogromnie się mylą… Jesteśmy tu na Ziemi dla rozwoju duchowego, poznawania i doświadczania. Można osiągnąć szczyty, pasąc kozy — jak wskazuje tradycja tybetańska, jedna z najciekawszych ścieżek wiodących do oświecenia. Ważne, aby być świadomym prawdziwego sensu życia.

Jeśli stawiamy sobie niebotycznie wysokie poprzeczki, wówczas nigdy nie będziemy szczęśliwi. Każde warunkowanie jest ograniczeniem. Tymczasem w istocie niczego nie potrzebujemy posiadać ani zdobywać. To my sami ustalamy swoje priorytety. Wszystko zabarwiamy swoimi myślami, które mogą nam służyć lub nie. Jesteśmy sobą i to wystarczy, aby być doskonałym. Trzeba to sobie uświadomić i uwolnić się od zewnętrznych wzorców, które mówią: „powinniśmy to lub tamto”…


Warto też zmienić myślenie i dostrzec dobro tam, gdzie nie chcemy go zauważyć. W swoich mocnych stronach, w sobie samym. Nawet jeśli najpierw musimy się tego cierpliwie uczyć. Żyjemy w kraju, w którym chwalenie dzieci było źle widziane. Do dobrego tonu należała wychowawcza dyscyplinująca krytyka i zasada: „siedź cicho w kącie, znajdą cię”. Inne szkodliwe przekonanie to: „dzieci i ryby głosu nie mają” oraz „co wolno wojewodzie, to nie tobie…”. Każde z tych zdań to toksyczna dla malucha afirmacja, która w jego dorosłym życiu stanie się przyczyną niskiej samooceny. Na szczęście czasy się zmieniają i stare niemądre zasady odchodzą do lamusa. Dzisiaj inwestujemy w dzieci mądrze, chwaląc je i nagradzając przy każdej okazji. To — razem z systematycznym utwierdzaniem pociechy w prawdzie, że jest przez nas kochana bezwarunkowo — tworzy fundament wysokiego poczucia własnej wartości.

Ludzie, którzy byli w dzieciństwie krytykowani, którym nie okazywano miłości, a jedynie stawiano wymagania, dzisiaj nie wierzą w siebie i myślą o sobie negatywnie. Takie mają wewnętrzne wzorce, więc inaczej nie umieją. Poczucie bezwartościowości jest przerażająco bolesne. Jest też przyczyną pierwotnego lęku przed odrzuceniem. Każdy z nas — świadomie lub nie — pragnie akceptacji i bycia kochanym. Po to przecież jesteśmy na Ziemi — aby kochać. Jeśli czujemy się brzydcy, grzeszni, niegrzeczni, nieudani, to wyciągamy wnioski, że nie zasługujemy na miłość i nikt nas nigdy nie pokocha. Nie ma dla człowieka większego dramatu. Z tego bólu rodzi się wściekłość, agresja, zazdrość, podłość, okrucieństwo. Każda istota, która wyraża siebie przemocą i krzywdzeniem innych, ma deficyt miłości i niskie poczucie wartości. Osoba kochana i kochająca siebie, nigdy nikogo świadomie nie zrani. Nie ma takiej potrzeby — jest szczęśliwa i cieszy ją szczęście innych.

Kiedy mamy wysokie poczucie wartości, jesteśmy pełni radości. Dobre myśli o sobie samym ładują nas pozytywną energią. Promieniujemy na innych, ponieważ jesteśmy wypełnieni światłem i jesteśmy tego świadomi. Zabawne jest to, że każdy człowiek na Ziemi jest w istocie pełen światła, tylko niektórzy o tym nie wiedzą. Energia podąża za myślą. Dopóki nie pomyślimy: „jestem wspaniały, promieniuję”, to się nie stanie. To magia Prawa Przyciągania — dzieje się wyłącznie to, w co wierzymy, o czym myślimy.

Postarajmy się stworzyć taką przestrzeń, w której harmonizujemy z bogactwem, miłością, zdrowiem czy sukcesem. Taka harmonia, to właśnie poczucie bycia miłością, światłem, wspaniałością. Kimś cudownym, komu należy się życie równie doskonałe, jak on sam. Jeśli uważamy, że jesteśmy inteligentni, życzliwi, serdeczni, pomocni, szlachetni… to wysyłamy wiadomość, że jesteśmy wystarczająco dobrzy i zasługujemy na wszystko, co najlepsze. Dopóki myślimy, że jesteśmy niedoskonali, ułomni, nieudani, leniwi, niedobrzy, informujemy pole wszelkich możliwości, że w gruncie rzeczy nic nam się nie należy.

Osoba o wysokiej samoocenie to człowiek, który śmiało wyraża i zaspokaja swoje potrzeby. Wie, że ma do nich prawo. Wie, że zasługuje. Myśli o sobie, że jest wystarczająco dobry, bo istnieje, bo jest kroplą boskości. Ale akceptuje także swoje słabości. Nie przejmuje się nimi, wiedząc, że są ludzkie, normalne, oczywiste. Jest świadomy, że ma prawo do rozmaitych emocji i nawet trudnych przeżyć. Ma prawo być takim, jaki jest i ma prawo podążać swoją drogą zgodnie z indywidualnymi wyborami.


Jeśli mamy za sobą skomplikowane doświadczenia, które postrzegamy jako porażkę, warto zmienić taki punkt widzenia. Świadomość, że coś źle zrobiliśmy, coś przegraliśmy, obniża nam poczucie wartości. Skłania do krytykowania siebie lub przekonania, że nie umiemy czegoś lub się do czegoś nie nadajemy. W celu zmiany niekorzystnego wzorca proponuję proste ćwiczenie, które nazywamy „Oczyszczaniem klęski”. Wystarczy kartka i długopis. Można zapalić świecę. Ogień oczyści ewentualne uwolnione emocje.


ĆWICZENIE 1

Określ klęskę (np. niedocenianie w pracy, oblany egzamin, nieudany związek)

Wypisz, co chciałeś przez to udowodnić? (np. że nie jestem wystarczająco dobry, jestem ofiarą, nie zasługuję, poczucie winy)

Powtórz z mocą kilka razy: WYSTARCZYŁA MI TA LEKCJA. OD DZISIAJ UKIERUNKOWUJĘ SIĘ NA SUKCES.

Wypisz, co zrozumiałeś dzięki temu. (np. że trzeba pilnować wysokiego poczucia własnej wartości, że nie można dopuszczać do głosu lęków, że trzeba domagać się szacunku… itp.)

Pożegnaj się z poczuciem klęski — przyjmij, że była to tylko lekcja. To ważny moment, w którym zmieniamy ciężkość wzorca. Odtąd zamiast „porażka” czy „klęska” myślimy o tym doświadczeniu, jak o wartościowej „lekcji”

Przeafirmuj (przekoduj) przyczyny z punktu 2. (np. jestem dobry w pracy, jestem profesjonalny, zasługuję na sukces…) O tym, jak skutecznie pracować z afirmacją, piszę poniżej. W tym ćwiczeniu odkrywamy temat do uzdrowienia. Warto go zanotować w swoim zeszycie i systematycznie z nim pracować przez jakiś czas.

Na zakończenie ćwiczenia powtarzaj wielokrotnie z mocą nowe przekonanie:

ZOSTAWIAM PRZESZŁOŚĆ. ODWAŻNIE I RADOŚNIE WCHODZĘ W NOWE SYTUACJE!

Ostatni punkt ćwiczenia jest bardzo istotny. Trudna sytuacja została wykreowana przez jakiś wzorzec i jakieś negatywne emocje. Odkrywamy je przynajmniej częściowo w punkcie drugim. Uzdrowienie ich zapobiegnie powtórzeniu takiego doświadczenia. Zaproponowałam tu jako metodę przekodowania afirmacje, ponieważ są najbardziej czytelną metodą, która wyjaśnia, w jaki sposób należy zmienić swoje przekonania. Jednak można użyć dowolnej techniki, która zmieni niekorzystne myśli o sobie.


Tu konieczna informacja. Afirmacje są bardzo dobrą i mocno oczyszczającą metodą, jednak trzeba umieć z nimi pracować. Pisanie pozytywnych zdań nie jest skutecznym sposobem, ponieważ podświadomość bardzo szybko się nudzi i wyłącza. Wtedy zaczynamy pisać automatycznie, a podświadomość zajmuje się czymś zupełnie innym. Tymczasem sama afirmacja nie uczyni cudu — ona jest tylko techniką kodowania podświadomości. Dlatego podświadomość musi brać udział w tym procesie. Niestety w wielu książkach i na wielu kursach ciągle nakłania się do pisania afirmacji. Ludzie piszą, piszą, piszą i często nic z tego nie mają. Bezmyślne klepanie i powtarzanie formułek także do niczego nie prowadzi. Wiele osób jest zniechęconych taka techniką.

Rozkładanie w domu karteczek z pięknymi zdaniami też nie jest efektywne, jeśli równolegle nie pracujemy w sensowny sposób. Może być natomiast dobrym dodatkiem do właściwego kodowania. Kiedy w optymalny sposób wprowadzamy afirmację, wówczas wzrok, który pada na napisy na lodówce, ekranie komputera czy teksty powieszone na ścianie, może nam pomóc utrwalić to, z czym wcześniej już pracowaliśmy.

Prawidłowa praca z przekodowaniem niewłaściwego wzorca polega na odczuwaniu tego, co mówimy i nasycaniu zdań emocjami. To pozytywne emocje są energetycznym dopalaczem, który powoduje, że treści zaczynają docierać do naszego wnętrza i zmieniać przekonania. Pozbawione emocji, ulatniają się jak dym. Można przez cały rok sobie spokojnie powtarzać piękne zdania, a we wnętrzu jak był stary wzorzec, tak jest nadal i ma się dobrze. Na pewno każdy z nas zna takie osoby, które od paru lat w kółko powtarzają ładne treści i wypisują je na społecznościowych portalach, a w kwestii rozwoju widać wyraźnie, że stoją w miejscu. To właśnie dlatego, że tylko bezmyślnie powtarzają lub piszą w zeszycie afirmacje. Nie krytykuję ich, ponieważ to nie ich wina, że ufają poradnikom pisanym przez domorosłych „specjalistów”, którzy nie mają zielonego pojęcia o energetyce. Dostrzegam też w tym pewną korzyść — po wielu latach takiego sztucznego powtarzania pozytywnych treści, ludzie zaczynają w nie wierzyć. Afirmacja w końcu zadziała.

Tu jednak chcę podać zasady prawidłowej pracy z przekodowaniem wzorców. Zacznę od tego, że nie zadziałają afirmacje wypowiadane w złości, żalu, pretensjach czy rozpaczy. Negatywne emocje także rozpraszają ich siłę. Dlatego najpierw warto się wyciszyć, uspokoić, aby lepiej dotrzeć do wnętrza. Ponieważ podświadomość lubi się bawić, dobrze jest zrobić z tego rytuał. Zapalić świece, stworzyć magiczny nastrój. Jak mówią duchowi nauczyciele — podświadomość wówczas zaciekawiona nastawia uszu, a przecież właśnie o to nam chodzi.

Znaczenie mają nasze wewnętrzne przekonania, a nie tylko myśli wędrujące sobie w świadomości. Afirmacja to także jedynie zwykłe zdanie. Siły nabiera wtedy, kiedy połączymy ją na przykład z formą energetyczną. Proponuję prostą metodę do pracy z afirmacjami dotyczącymi samooceny, finansów, zdrowia czy sukcesu.


ĆWICZENIE 2

Stań boso na podłodze lub na trawie — jeśli jest ciepła pora roku. Nogi rozstaw na szerokość ramion i lekko ugnij w kolanach. Lekko — chodzi nam o to, aby nie były usztywnione, ponieważ to utrudnia przepływ energii. Przez chwilę odczuwaj stopami podłoże i wyobrażaj sobie, jak łączysz się z mocą Ziemi. To odczucie jest możliwe nawet wtedy, kiedy ćwiczenie robisz w mieszkaniu na jedenastym piętrze. Oddychaj spokojnie i dość głęboko, skupiając się na tym, jak twoje stopy łączą się z podłożem oraz na tym, jak stajesz się coraz bardziej wyciszony.

Po chwili przenosisz uwagę do własnego centrum mocy — hara, które znajduje się w dolnej części brzucha. Możesz położyć tam obie dłonie tak, by lekko stykały się czubkami palców. Kiedy twoja uwaga jest mocno osadzona w centrum mocy, zaczynasz wypowiadać głośno i zdecydowanie swoje afirmacje. Na wdechu wypełniasz się mocą, na wydechu mówisz swoje zdania. Starasz się wyobrażać sobie, że głos wyprowadzasz z brzucha. Możesz wręcz poczuć, jak wszystkie twoje afirmację wypływają z punktu mocy. Zdania powtarzasz kilka lub kilkanaście razy, nie tracąc uwagi skupionej na centrum mocy.

To ćwiczenie warto powtarzać przez kilkanaście dni, najlepiej co najmniej trzy tygodnie, codziennie o tej samej porze. Ten fakt — systematyczność — wzmacnia działanie afirmacji, szczególnie takich związanych z poczuciem godności i finansami.

Do podniesienia poczucia własnej wartości nie wystarczą same słowa. To trzeba w sobie poczuć, ponieważ to nie same myśli, lecz uczucie. Dlatego właśnie podałam skuteczne ćwiczenie, które wzmacnia nasze afirmacje i powoduje, że docierają one do głębi naszego jestestwa. Zaczynamy od początku i cierpliwie krok po kroku zmierzamy do celu. Czasem dobre myśli o sobie stają się automatycznie powodem do ciepłych uczuć, które są czymś więcej niż tylko lubienie siebie. A wszystkie te stany — akceptacja, sympatia, miłość — są doskonałe i tworzą w nas pomost do odkrywania na nowo swojej doskonałej natury.

Poczucie winy

Absolutnie niezbędnym warunkiem wysokiego poczucia wartości jest uwolnienie się od poczucia winy. W oczywisty sposób przekonanie, że zrobiliśmy coś niewłaściwego i jesteśmy niegodziwą osobą, niszczy nasz wewnętrzny spokój i obniża samoocenę. Absolutnie konieczne jest zatem życie w zgodzie z własnym sumieniem. Bądźmy uczciwi. Dotrzymujmy słowa. Nie krzywdźmy innych ludzi. Pomagajmy. Nieśmy dobro wszędzie tam, gdzie możemy. To proste zasady. I pierwszy stopień do dobrego samopoczucia, wynikającego z bycia wartościową osobą.

Drugi stopień to uwolnienie od poczucia winy noszonego w głębi duszy przez iluzję. To jedna z największych pułapek, jakie zastawia na nas nasza cywilizacja. Nie życie i nie przeznaczenie, tylko stereotypy, w których funkcjonujemy. Rodzimy się niewinni i tacy powinniśmy pozostać, tymczasem od dziecka wbija się nam do głowy, co jest złe, brzydkie lub niewłaściwe. Dualizm jest sztucznym postrzeganiem świata przez ludzi, którzy zostali oddzieleni od Najwyższego Źródła. Moim zdaniem nic nie jest złe ani niewłaściwe, o ile nie czyni krzywdy innej czującej istocie.

Ludzkość obudowała się zasadami, które miały pozornie ułatwić nam wspólną egzystencję, jednak wielokrotnie przekroczyła granicę normy. Wprowadzono religie oraz zakazy i nakazy, które służą jedynie kontrolowaniu słabszych przez silniejszych. To one sprawiają, że czujemy się źli i grzeszni, bo robimy coś, co jest wbrew jakimś zasadom. Nawet jeśli dopuszczamy się czegoś przy zasuniętych szczelnie zasłonach i nikt z tego powodu nie cierpi, mamy wyrzuty sumienia. Bo ktoś kiedyś powiedział, że to grzech, a nasza podświadomość przez lata powtarzania utrwaliła ów błędny mit jako coś całkowicie pewnego. Na ten moment nie zmienimy świata, w jakim żyjemy, jednak możemy uświadomić sobie, że mamy prawo do wszystkiego, czego chcemy — jeśli nikogo to nie rani. Mamy prawo do pragnień i uczuć, mamy prawo do dokonywania własnych suwerennych wyborów. Zrozumienie tego aspektu istnienia pozwoli nam żyć z godnością i bez poczucia winy.

Oczywiście robimy też w życiu wiele rzeczy, które nie są dobre i bardzo tego potem żałujemy. Zdarza nam się skrzywdzić kogoś — świadomie, z poczucia pretensji i gniewu lub ze zwykłego egoizmu. Czasem emocje wyrywają się spod kontroli, mówimy o jedno słowo za dużo lub zaniedbujemy coś, co potem zwraca się przeciwko nam. Trzeba pamiętać, że mamy prawo do błędu i omyłki są naszą naturalną cechą. Jeśli dostrzegamy własne niewłaściwe posunięcia, to mamy prawo sobie wybaczyć. Jesteśmy tu na Ziemi, by się uczyć i rozwijać, także na błędach i błędnych decyzjach. Gdybyśmy byli idealni i nieomylni, nie byłoby nas tutaj. Zapewne bylibyśmy oświeceni.


Poczucie winy jest naszym wrogiem. Wzmacnia kompleksy i poczucie bycia złą osobą. Jest też energetycznym sabotażystą, ponieważ zgodnie z Prawem Przyciągania kreuje w naszym życiu same przykrości. Działa tutaj coś więcej niż poczucie nie zasługiwania na dobro. Pojawia się wręcz przekonanie o konieczności bycia ukaranym. Jeśli jest wina, jeśli jest niechlubny czyn, muszą zostać poniesione konsekwencje.

Bardzo pomocne jest uświadomienie sobie własnej niewinności i absurdu karania samych siebie. Jeśli popełnimy błąd, to jest to nasze doświadczenie. Zazwyczaj w ślad za pomyłką pojawia się jakaś trudność, będąca konsekwencją tego, co zrobiliśmy. Podobnie jak w przypadku małego dziecka, które ucząc się chodzenia, przewraca się i rozbija kolano. Po co zatem dodatkowa kara? Nikt z nas nie ośmieliłby się nawet pomyśleć o tym, by ukarać dziecko, które się przewraca.

Podstawowym warunkiem podnoszenia poczucia wartości jest uwolnienie się od poczucia winy. Wymaga to po pierwsze wybaczenia sobie, a po drugie — naprawienia tego, co da się naprawić. W szczególności pewnych wzorców, które wywołują w nas dyskomfort psychiczny. Podam tutaj skuteczne, sprawdzone metody odpuszczenia sobie. Pamiętajmy przede wszystkim, aby pozytywnie nastawić się do siebie samego i całego procesu. Warto wybrać taką metodę, która nam się podoba, której ufamy. Wówczas podświadomość chętniej będzie z nami współpracować. Należy też dać sobie czas, ponieważ to jest proces, który może trwać. Bywa, że podjęcie decyzji o wybaczeniu sobie staje się katharsis i zastosowanie podanej przeze mnie techniki działa błyskawicznie — w jednej chwili. Częściej jednak musimy uzbroić się w cierpliwość i powtarzać ćwiczenie kilka razy.

Wybaczać sobie można na wiele sposobów. Afirmując przed lustrem, powtarzając piękne zdania, pisząc listy wybaczające. Tu kolejna ważna uwaga — afirmacje wybaczające wypowiadamy w czasie przeszłym dokonanym. Jest to jedyny rodzaj afirmacji, który nie służy nam w czasie teraźniejszym. Nie chcemy być wiecznie w procesie wybaczania, lecz mieć tę sprawę załatwioną, dokonaną, za sobą. Afirmowanie: wybaczam jest jak afirmowanie: zdrowieję (zamiast: jestem już zdrowy) — umieszcza nas w środku procesu. W innych przypadkach chcemy tu i teraz być w zdrowiu, w bogactwie, w miłości — stąd czas obecny.

Najskuteczniejszą znaną mi metodą odpuszczania win sobie i innym jest Medytacja na Światło.


ĆWICZENIE 3

Usiądź wygodnie w spokojnym miejscu, zamknij oczy, wycisz się za pomocą rozluźnienia lub koncentracji na oddechu. Wyobraź sobie siebie samego, siedzącego przed tobą, jak odbicie w lustrze. Jeśli chcesz, możesz tę medytację wykonać przed lustrem i nie zamykając oczu pracować ze swoim odbiciem. Wyprowadź z serca promień złotego światła miłości i wybaczenia, wprowadź je do serca siebie, siedzącego naprzeciwko. Powtarzaj w myślach: „wybaczam sobie wszystko, cokolwiek zrobiłem niewłaściwego. Mylić się jest rzeczą ludzką. Rozwijając się, mamy prawo do błędów i pomyłek. Wybaczam sobie, że skrzywdziłem…, wierzę, że oboje potrzebowaliśmy tej lekcji, by zrozumieć ważne dla nas tematy. Bóg w moim sercu dawno mi wybaczył każdy mój błąd, zatem i ja powinienem odpuścić sobie…” Mów własnymi słowami to wszystko, co czujesz, że chcesz powiedzieć. Nie skupiaj się na wymienianiu negatywnych czynów. Zogniskuj uwagę na odczuwaniu wybaczenia. Poczuj, że pragniesz sobie odpuścić. Kiedy powiesz już wszystko, pobłogosław samego siebie. Po chwili zobacz, jak światło wraca do twojego serca, a twoje odbicie znika. Możesz pomału otworzyć oczy i zakończyć medytację. Jeśli pracujesz przed lustrem, po prostu podziękuj sobie i zakończ proces.

Jeśli możemy pojednać się z kimś, komu zrobiliśmy przykrość, warto to zrobić, ponieważ ułatwi to wybaczenie sobie. Pogodzenie się działa uzdrawiająco i podnosi poczucie wartości. Czujemy się o wiele lepiej, kiedy uda nam się zakończyć długotrwały konflikt. Warto też zakończyć wszystkie inne waśnie, także te, w których to my jesteśmy „ofiarą” czyjegoś ataku lub złośliwości.

Celowo użyłam tutaj słowa „ofiara”, ponieważ ono jest kluczowe dla zrozumienia, jak bardzo szkodzi nam noszenie w sobie złości i żalu do innej osoby. Przede wszystkim jest to niekomfortowe i niczemu dobremu nie służy. Jednak działa destrukcyjnie także na poczucie własnej wartości, chociaż pozornie może się wydawać, że tak nie jest. Osoba skrzywdzona jest przecież „tą dobrą”. Jednak jest także „ofiarą”, czyli kimś przegranym, pokonanym, słabym, pobitym. To zaniża nam samoocenę. Jeśli żyjemy w przekonaniu, że zostaliśmy skrzywdzeni, tworzymy w podświadomości wzorzec osoby przegrywającej. To zaowocuje ponoszeniem klęski w różnych sytuacjach. Nasza podświadomość będzie kreowała kolejne przegrane wydarzenia.

Dla podnoszenia samooceny niezbędna jest radykalna zmiana podejścia. Jeśli chcemy podkreślić bycie wartościowym człowiekiem, jeśli zasługujemy na szczęście, miłość i sukces, to nie możemy być ofiarą. Mamy być zwycięzcą. Owszem, coś się wydarzyło, ktoś źle postąpił i kopnął nas w kostkę, ale my jesteśmy „ponad to”. Patrzymy na niego z pobłażliwym uśmiechem, rozumiejąc w pełni, że ten ktoś jest słaby i inaczej nie potrafi.

Wybaczenie komuś, kto nas skrzywdził, jest procesem niezbędnym do podniesienia poczucia wartości. Jest też absolutnie koniecznym etapem, który musimy pokonać, jeśli chcemy się rozwijać wewnętrznie. Nie istnieje zresztą żaden rozwój, kiedy tkwimy w złości do kogoś. Takie emocje prędzej czy później obracają się przeciwko nam, ściągając nam w dół energię, niszcząc samopoczucie i zdrowie.

Najlepszą znaną mi metodą uzdrowienia tematu jest podana tutaj Medytacja na Światło. Wykonujemy ją podobnie, jak opisałam wyżej, z tą różnicą, że zamiast siebie (swojego odbicia) wizualizujemy naprzeciwko tę osobę, której chcemy wybaczyć i do jej serca wprowadzamy promień światła. Jedną z piękniejszych cech tej medytacji jest rozświetlanie i oczyszczanie także drugiej osoby. Światło miłości działa jak modlitwa — nie ingeruje, nie manipuluje, zostawia wolną wolę, pozwala, by Najwyższe Źródło kierowało naszymi losami. To jedno z niewielu narzędzi, które możemy stosować dla innych. Zasadniczo wolno nam pracować tylko nad sobą. W tej medytacji skupiając się na swoim wybaczaniu, automatycznie uruchamiamy proces uzdrawiania tej osoby, której chcemy odpuścić. Możemy bez wahania stosować ją wobec kogoś, kto siedzi w więzieniu — pomoże to tej osobie w akcie resocjalizacji. Możemy stosować ją też wobec osób zmarłych, ponieważ dla energii miłości nie istnieją granice, a zasadniczym celem tego procesu jest przecież wybaczenie, czyli uwolnienie się od ciążącego nam poczucia winy lub żalu.


Jednym z ważnych tematów dotyczących wybaczania sobie jest zrozumienie, dlaczego cierpimy z powodu innych ludzi. Często winimy samych siebie za krzywdy, których doświadczyliśmy. Wbrew pozorom nie dlatego, że rozumiemy zasady „przyciągania nauczyciela” i chcemy samych siebie ukarać za tego typu kontrakt dusz. Raczej z powodu samego wydarzenia. Podświadomie czujemy, że mamy wpływ na swoje życie i winimy siebie za to, że zadziało się coś bolesnego. Być może w jakiś nieuświadomiony sposób szukamy w sobie odpowiedzialności za to, że pozwoliliśmy siebie skrzywdzić, że weszliśmy w niewłaściwą ulicę, zaczepiliśmy nieodpowiednią osobę, nie umieliśmy się obronić.

Tymczasem najważniejsze jest zrozumienie lekcji. Zupełnie nie jest istotne, kto nam zadał ból, lecz tylko — co to cierpienie nam pokazuje, jakim jest lustrem, czego nas uczy. Jeśli zrozumiemy i odrobimy zadanie, wówczas cała sytuacja nabiera innego wymiaru. Staje się źródłem naszej mocy i mądrości. Do tego dążymy w naszej życiowej wędrówce, aby przerobić wszystkie swoje lekcje. Nie miejmy zatem żalu do innych ludzi, że chcą nam te lekcje pokazać, lecz nie miejmy go także do siebie, że doświadczamy trudnych sytuacji, by się czegoś ważnego nauczyć. Na tym polega życie.

Osobną kwestią bywa niesłuszne oskarżanie samego siebie o coś, na co nie mamy wpływu. Świat jest pełen bardzo smutnych ludzi, którzy żyją w głębokim poczuciu winy, ponieważ ktoś z ich bliskich uległ wypadkowi. Najczęściej cierpią tak matki, których dzieci zginęły tragicznie lub zostały okaleczone w czasie, kiedy pozostawały pod opieką kogoś innego. Nie pomagają żadne tłumaczenia. Taka osoba chce sobie wmawiać bez końca, że gdyby była wtedy obok, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Niczemu to nie służy, jedynie powoduje, że można utknąć w ślepej uliczce, a taki stan prowadzi do rozwoju różnych chorób.

Warto też podkreślić niedorzeczność takich założeń, wynikającą z wyimaginowanego wyobrażenia „co by było, gdyby…”. Wszystko, cokolwiek się wydarza, jest zgodne z harmonią Wszechświata. Najbardziej przykre sytuacje zostały starannie zaplanowane przez nasze dusze. Z całą pewnością śmierć jest takim programem duszy, którego nie wolno nam zmieniać. Wszystkie rozważania: „czy gdybym wtedy…, to on by żył” są z gruntu pozbawione sensu. Przydałaby się tutaj odrobina pokory i szacunku dla wyboru duszy, która zdecydowała się opuścić naszą rzeczywistość. Przypisywanie sobie możliwości zmiany jej programu jest pozbawione sensu. A obwinianie siebie o czyjąś śmierć — poza sytuacją kiedy świadomie kogoś zabijamy — nie prowadzi do niczego. Kochajmy siebie na tyle, aby nie wikłać się w pozbawione logiki pretensje do samego siebie. Nie krzywdźmy siebie wykombinowanymi żalami. Pewne rzeczy po prostu muszą się wydarzyć, nie mamy na to wpływu, a więc nie ponosimy też za to żadnej odpowiedzialności.

Wewnętrzny krytyk

Mamy tendencję do osądzania siebie, ponieważ tak nas uczono, odkąd sięgamy pamięcią. Podniesienie poczucia wartości wymaga zrozumienia, że to niewłaściwe i zmienienia sposobu myślenia o sobie. Niektórzy nazywają taki osąd wewnętrznym krytykiem. To ustawiczne ruganie samego siebie, które wypływa z naszej podświadomości. Psychologowie określają to jako jeden z głosów podosobowości, który kształtuje się w dzieciństwie, aby chronić przed niebezpieczeństwem malutkie i przerażone wewnętrzne dziecko. Głos ten jest bardzo autorytarny i krytyczny, żeruje na naszych słabościach, ciągle ma nam wszystko za złe i bardzo lubi nas porównywać do innych, którym lepiej się w życiu udało. Warto jednak zauważyć, że spełnia też potrzebną rolę „kontrolera jakości”, ponieważ kiedy jest stonowany, funkcjonuje prawidłowo.

Niektórzy wyolbrzymiają złowieszczą rolę wewnętrznego krytyka, uważając, że blokuje on wiele z naszych planów wyłącznie poprzez stanowcze i złośliwe: „zostaw, nie znasz się na tym, nie dasz rady! Jesteś do niczego!” Z doświadczenia mogę jednak powiedzieć, że krytyk ów poddaje się bardzo skutecznie pracy z poczuciem własnej wartości. Kiedy mamy wysoką samoocenę, niemal całkiem przestajemy go słyszeć. Cenimy siebie i wierzymy, że potrafimy sobie świetnie poradzić z zaplanowanym zadaniem.

Wewnętrzny krytyk to odpowiednik osądzającego rodzica, którego nosimy w sobie, podobnie jak posiadamy wewnętrzne dziecko. O tym drugim pisze się i mówi często. Powstało sporo terapii ukierunkowanych na uzdrawianie tej małej cząsteczki, która ma w sobie pamięć wszystkich doznanych w dzieciństwie strat i urazów. O rodzicu najczęściej słyszymy tylko w kontekście analizy transakcyjnej — metody opracowanej przez Erica Berne’a, w której nie zawsze jawi się jako postać pełna dezaprobaty — czasem bywa wręcz nadopiekuńczy. Są to dwie różne części, dwie podosobowości: rodzic osadzający (normatywny) i rodzic wspierający. Podobnie jak i wewnętrzne dziecko posiada różne formy: przystosowaną i spontaniczną. Jest jeszcze jedna wewnętrzna postać, ważna w analizie transakcyjnej, która wpływa na nasze działania: dorosły. Jak widać posiadamy wiele form reagowania i komunikowania.

Czasem są mocno zróżnicowane, jedna może przejąć kontrolę nad innymi. Wewnętrznego krytyka słyszą ciągle osoby z silnym rodzicem normatywnym i mocnym dzieckiem normatywnym, przy słabym dorosłym. Wysokie poczucie wartości wzmacnia dorosłego, który jest najbardziej racjonalną formą z punktu widzenia analizy transakcyjnej. Jednak warto pamiętać, że każda z podosobowości jest nam potrzebna, a żadna nie powinna całkowicie zagłuszać innych.

Proponuję proste ćwiczenie do ograniczenia roli wewnętrznego krytyka.


ĆWICZENIE 4

1. Kiedy pojawia się głos wewnętrznego krytyka, skup się przez chwilę i spróbuj dostrzec kilka istotnych rzeczy. Możesz też przypomnieć sobie ostatni „atak” krytyka i spróbować określić jego podstawowe cechy.

— zauważ skąd dobiega ten głos, z jakiej części ciebie: z lewej strony, czy z prawej, z dołu, czy z góry…

— zauważ jego natężenie: jest silny czy słaby, stanowczy czy powątpiewający…

— zauważ nastrój i sposób wypowiadania krytyki: jest grzeczny i miły czy złośliwy i szorstki…

2. Przywołaj przeciwstawne pozytywne myśli

Jeśli głos mówi: „nie potrafisz”, pomyśl: „umiem doskonale”

Jeśli głos mówi: „jesteś do niczego”, pomyśl: „jestem doskonała taka, jaka jestem”.

Jeśli głos mówi: „nikt cię nie lubi”, pomyśl: „ludzie mnie doceniają i darzą sympatią”.

W ten sposób przekoduj każde zdanie, które się pojawi.

3. Postaraj się, by twój głos, wypowiadający pozytywne treści był wyraźny, silny i zdecydowany. Powtarzaj zdania tak długo, aż poczujesz tę moc i pewność.


4. Umieść swój głos w tym miejscu skąd dochodził głos krytyka — niech wypływa z tej samej strony.

Pracując z wzorcem wewnętrznego rodzica, możemy wyciszyć wewnętrznego krytyka. Jest to o tyle nieskomplikowane, że zazwyczaj wiemy, o co mamy żal czy pretensje do naszych prawdziwych rodziców. Są namacalnymi, żywymi postaciami, które podejmowały określone decyzje. Możemy wyartykułować swoje zastrzeżenia i spróbować zmienić wewnętrzne przekonania. Podczas kiedy podejście do wewnętrznego krytyka jest nieco abstrakcyjne. Jawi się nam często, jako nieokreślony wewnętrzny głos, który można jedynie przegadać.

Aby naprawić wzorzec wewnętrznego rodzica, możemy posłużyć się afirmacjami. Są skuteczne, kiedy pracujemy z nimi w ten sposób, który podałam wcześniej. Możemy w tym celu wykonać Ćwiczenie 2. Podaję poniżej przykładowe afirmacje, dotyczące wewnętrznego rodzica.


Jestem wystarczająco silny, aby przeciwstawić się wewnętrznemu rodzicowi. Robię to z miłością. Mam moc, by pokonać ograniczenia moich rodziców. Jestem wolny, by w pełni o sobie decydować. Wewnątrz mnie jest kochający i wspierający boski rodzic

Z miłością otwieram się na wsparcie moich rodziców.


Praca z wewnętrznym rodzicem przynosi pozytywne zmiany w naszych układach rodzinnych i zawodowych. Jest to zatem opcja korzystna nie tylko dla ograniczenia wewnętrznego krytyka, ale dla poprawy jakości naszego funkcjonowania. Tego typu afirmacje (szczególnie pierwsza, którą podałam w przykładzie) pomagają w przypadku problemów z autorytetem, szefem czy partnerem, a więc nie tylko w konfliktach z rodzicami. Pamiętajmy, że problematyczne wzorce dotyczące rodziców są przenoszone na układy z przełożonym i małżonkiem. Osoby krytykowane i odrzucane w dzieciństwie starają się za wszelką cenę zasłużyć sobie na miłość rodzica lub partnera albo na szacunek szefa. Usilne zabieganie o bycie docenionym i kochanym przynosi zazwyczaj zniecierpliwienie i dezaprobatę. Im bardziej żebrzemy o miłość, tym mocniej jesteśmy odtrącani. Po uzdrowieniu wzorca i pokochaniu samego siebie dostrzegamy, że sytuacja ulega zmianie, a ludzie zaczynają okazywać nam szacunek i sympatię.

Niektórzy zamiast afirmacji stosują dekrety — dłuższe, wielozdaniowe teksty, przedstawiające oczekiwaną sytuację. Proponuję zatem jeden krótki tekst na temat wewnętrznego rodzica — tym razem wersja dla osób, które rozwijają się duchowo. Mam nadzieję, że każdy będzie umiał taki tekst ułożyć po swojemu, takim językiem, który jest mu bliski i z takimi określeniami, które będą czytelne dla jego podświadomości. To bardzo ważne, aby afirmacje i dekrety układać własnymi słowami w sposób zrozumiały dla siebie. Moje propozycje są tylko przykładami, ułatwiającymi punkt wyjścia do pracy.


Kochający rodzic wspiera moje działania. Z radością przyjmuję opiekę i wsparcie boskiego rodzica. Boski rodzic daje mi wszystko, co najlepsze. Mam prawo mieć wszystko to, co najlepsze dla mnie. Boski kochający rodzic cieszy się z moich sukcesów. Zasługuję na to, co najlepsze. Dostaję to od kochającego boskiego rodzica.


Osoby, które są w konflikcie z rodzicami i mają do nich mnóstwo pretensji, mogą zacząć od wybaczenia i systematycznego wykonywania Medytacji na Światło. Opisałam ją w wersji dla samego siebie w Ćwiczeniu 3. Pomoże ona poprawić wzajemne stosunki, a jednocześnie uwolni wewnętrznego krytyka. To naprawdę zmienia nasze podświadome wzorce na takie, które są dla nas bardziej korzystne. Warto spróbować

Proponuję także jedno uwalniające ćwiczenie, które można samemu wykonać w sytuacji, kiedy chcemy zmienić na lepsze nasze układy z rodzicami.


ĆWICZENIE 5

Wybierz ciche pomieszczenie, w którym nikt nie będzie ci przeszkadzał. Zapal świecę i ustaw dwa krzesła naprzeciwko siebie. Na jednym połóż poduszkę lub dowolny inny przedmiot, np. zwinięty koc. Może to też być pluszowa zabawka. W tym ćwiczeniu zastąpi to z rodziców, z którym chcesz się rozmówić.

Usiądź na drugim krześle, wyobraź sobie, że poduszka to matka (lub ojciec) i otwarcie mów do rodzica to wszystko, co leży ci na sercu. Wyrzuć z siebie wszystkie żale i pretensje. Można krzyczeć i używać niecenzuralnych słów, jeśli to pomoże ci uwolnić trudne emocje. Skrajnie dozwolone jest także uderzenie poduszki. Jednak trzeba też kontrolować siebie, aby w pewnym momencie umieć powiedzieć sobie: stop! Ten proces nie ma na celu zemszczenie się na rodzicu, a jedynie wyartykułowanie wszystkiego, co dla nas trudne. Kiedy skończysz mówić, daj sobie chwilę na uspokojenie emocji i głęboko, spokojnie oddychaj.

Potem przełóż poduszkę na swoje krzesło i usiądź na miejscu rodzica. Wczuj się w niego i spróbuj odpowiedzieć na stawiane zarzuty. Szukaj w sobie zarówno usprawiedliwienia, jak i skruchy. Staraj się przeprosić swoje dziecko najlepiej, jak umiesz.

Nie zamieniaj się więcej rolami, nie tocz dyskusji. Każda strona ma jedną szansę, by powiedzieć to, co czuje.

Po zakończeniu procesu dobrze jest położyć się na chwilę i zrobić sobie Reiki lub w inny sposób popracować z wyciszającą i oczyszczająca energią. Warto wziąć prysznic i świadomie zmyć z siebie trudne emocje. Można też iść na spacer i poprzytulać się do drzew lub głęboko oddychać w ich pobliżu.

Pamiętajmy, że wewnętrzny krytyk pojawia się w nas po to, by chronić wystraszone wewnętrzne dziecko. Nie jest wrogiem. Jest formą zabezpieczenia. Zatem skutecznym sposobem na wyłączenie jego zrzędzenia może być zapewnienie bezpieczeństwa tej maleńkiej wystraszonej cząstce, która funkcjonuje wewnątrz nas. Podosobowość wewnętrznego dziecka jest zbiorem doświadczeń pochodzących z naszego dzieciństwa, w których zawarte są nasze podstawowe potrzeby, pragnienia, intuicyjne myśli oraz kreatywność. Stamtąd wywodzą się nasze emocje, odczucia i energia.

Tak naprawdę mamy w sobie wiele takich „dzieci” w różnym wieku, ze wszystkich okresów swojego dzieciństwa — od wewnętrznego niemowlęcia aż do wieku dojrzewania. Jest dziecko przystosowane, które posłusznie wykonuje wszystkie polecenia. Jest dziecko magiczne, które widzi elfy unoszące się nad listkiem paproci. Jest dziecko rozbawione, które nuci pod nosem piosenki i śmieje się przy każdej okazji. Jest i dziecko zbuntowane, kapryśne, tupiące nóżkami.

Dlaczego w ogóle wracamy do tych symbolicznych postaci, które mamy gdzieś w środku? Otóż ta część, nazywana wewnętrznym dzieckiem, odpowiada przede wszystkim za naszą wrażliwość. Jeśli jest prawidłowo zintegrowana, daje nam otwartość emocjonalną i umiejętność mądrego zarządzania. tym wszystkim, co czujemy. Jeśli w dzieciństwie przeżyliśmy wiele trudnych i bolesnych doświadczeń, to pewna część naszego dziecka mogła zastygnąć w takim bólu, nie pozwalając nam na to, byśmy normalnie funkcjonowali. Będzie wypływała na powierzchnię naszych uczuć w najmniej oczekiwanym momencie. Wówczas możemy wpadać w histerię bez powodu, złościć się, kaprysić, dokuczać innym, a potem ze zdziwieniem pytać samych siebie: a co mi odbiło, że się tak irracjonalnie zachowuję?

Wewnętrzne dziecko odpowiada także za twórczość. To małe dzieci widzą w gałęziach drzewa pięknie urządzone pokoje, w których mogą przyjmować gości, a ze starego kartonu i dziurawego garnka zrobią pojazd księżycowy. To dzieci malują, rysują, tańczą i wymyślają niesamowite historie. Mogą być kim chcą — od starego kota, przez żuczka do księżniczki, pirata i astronauty. Nie potrzebują do tego zupełnie niczego, poza kawałkiem przestrzeni. Jeśli wewnętrzne dziecko jest zintegrowane z nami, jesteśmy kopalnią wspaniałych pomysłów i dzień bywa za krótki, by wszystko zrealizować. Ale jeśli ta mała cząstka w nas zastygła w cierpieniu, wówczas zablokuje nas także w tej sferze. Oznacza to brak kreatywności, bierność i poczucie bezsensu.

Kolejną ważną dziedziną związaną z wewnętrznym dzieckiem jest radość. To właśnie dzieci umieją się cudownie bawić i cieszyć bezwarunkowo, dlatego szczęśliwe dzieciństwo tworzy optymistów i osoby pozytywnie myślące. Jak ważne to w prospericie, nie muszę przypominać. Wiemy wszyscy doskonale, że punktem wyjścia jest dla nas pogodne spojrzenia na świat i ludzi. Jeśli jednak to maleństwo, które nosimy w środku, płacze i cierpi, bo tylko ból zapamiętało, wówczas blokuje rozwijanie prosperującej świadomości. Jesteśmy smutni, ponurzy i skłonni do depresji.

Warto także dodać, że to dziecko w nas może obdarzyć nas odwagą. Kiedy uświadomimy sobie z jaką ogromną nieskrepowaną niczym ciekawością maluchy eksplorują świat, nie obawiając się niczego, zrozumiemy, jak bardzo niewinność pomaga nam w przezwyciężaniu strachu. Niestety, jeśli wewnętrzne dziecko zostanie boleśnie zranione, będzie reagować lękiem na zbliżające się doświadczenia. A lęk nie tylko blokuje nasz rozwój, ale także zabiera nam energię.

Proponowane przeze mnie wyżej ćwiczenie może zadziałać uzdrawiająco na wewnętrzne dziecko. Możemy też wykonać inny nieskomplikowany proces, w którym odnajdziemy nasze wewnętrzne dziecko i otoczymy je opieką. Jest to metoda powszechnie znana, ale dla porządku przypominam ją tutaj, ponieważ wewnętrzne dziecko w pewien sposób wpływa na nasza samoocenę. Nie bezpośrednio. Jednak poprzez nieuporządkowane emocje i zablokowaną twórczość możemy spory problem z samorealizacją. A przecież o naszej samoakceptacji decydują w dużej mierze także nasze osiągnięcia.

Osoba, która nic nie robi, nie wie, czego chce i nie może odnaleźć w życiu spełnienia, zawsze będzie miała poczucie, że jest kimś gorszym. Tu nie potrzeba żadnych wzorców, wystarczy rozejrzeć się dookoła. Wcale nie chodzi o spektakularne sukcesy, a jedynie o szczęście. Człowiek jest istotą twórczą ze swej prawdziwej natury. Aby poczuł sens istnienia i zadowolenie, musi być twórczy w dowolnym obszarze życia. A za kreatywność odpowiada wewnętrzne dziecko. Stąd taki temat pojawił się w tej książce.


ĆWICZENIE 6

Kup wcześniej pluszowego misia. Znajdź spokojne miejsce i zapal świecę, która wyłapie i oczyści emocje. Możesz włączyć spokojną, relaksacyjną muzykę. Połóż się lub usiądź z wyprostowanym kręgosłupem, trzymając przy sobie misia. Zamknij oczy i powędruj w przeszłość. Przeszukaj zasoby wspomnień i spróbuj odnaleźć taką chwilę, kiedy jako małe dziecko poczułeś ból, rozpacz lub odrzucenie z powodu zachowania swoich rodziców. Przywołaj w myśli tę sytuację.

Spójrz na wszystko z boku, z perspektywy dorosłej, mądrej osoby. Zobacz — jak w filmie lub na scenie — to kilkuletnie wystraszone dziecko, jak kuli się przed krzyczącym na nie ojcem lub rozzłoszczoną matką. Zadaj sobie pytanie: co czuje to malutkie dziecko? Czego potrzebuje od swojego rodzica? Czego pragnie, a nie dostaje? Co chciałoby usłyszeć? Przypomnij sobie te emocje i pragnienia.

Następnie wkrocz w tę sytuację i podejdź do tego dziecka, jako osoba dorosła i silna, jaką teraz jesteś. Ofiaruj mu to wszystko, czego nie dostało. Zacznij od serdecznych słów: kocham cię, widzę, jestem przy tobie, będę odtąd zawsze. Chronię cię, wspieram i zawsze będę to robić. Pomogę ci, ilekroć będziesz tej pomocy potrzebować. Potem najczulej jak umiesz, przytul je do serca, ukochaj i ukołysz w ramionach. Spraw, by poczuło się bezpieczne i kochane. Bądź w tym maksymalnie empatyczny, dając dziecku dokładnie to, czego potrzebuje. To, czego sam nigdy jako dziecko nie dostałeś. Powiedz mu te słowa, które zawsze chciałeś usłyszeć od rodziców. Wykonaj te gesty, których tak bardzo pragnąłeś doświadczyć. Kiedy poczujesz, że to dobra pora, możesz ofiarować mu misia, którego trzymasz w rękach. Niech stanie się symbolem twojej obietnicy, że odtąd zawsze już będziecie razem.

Pozwól sobie wejść w ten proces głęboko. Odczuwaj całym sobą. Poczuj wzruszenie, niech popłyną łzy. Nie blokuj uczuć. Kiedy uznasz, że wystarczy, zmniejsz dziecko tak, jak robimy to ze zdjęciem na ekranie komputera czy komórki i umieść je razem z misiem w swoim sercu. Zapewnij je, że teraz jest już zawsze z tobą. Wykonaj kilka głębokich oddechów i otwórz oczy.

Jeśli w ciele pojawią się drżenia lub dreszcze — to dobrze, oznacza to, że energia ruszyła całe pokłady blokowanych emocji. Runęły mury, którymi otoczyliśmy tę malutką cząstkę. Od tej chwili nasze wewnętrzne dziecko jest kochane i bezpieczne, jest pod naszą opieką. Wspólnie z nim będziemy tworzyć, śmiać się, bawić i przeżywać radość.

Iluzje

Pamiętajmy, że tym, co utrwala niskie poczucie wartości, są wszelkiego rodzaju błędne przekonania. Chcę w skrócie pokazać ten proces, ponieważ zrozumienie i uświadomienie sobie swoich omylnych założeń może prowadzić do pomyślnego odrzucenia mitów, które niesłusznie traktowaliśmy jak prawdę. Kolejnym krokiem może być nowe spojrzenie na siebie i dostrzeżenie swoich dobrych stron. Nie wszyscy potrzebują skomplikowanych ćwiczeń lub medytacji. Czasem wystarczy, że otworzy nam się „okienko w umyśle” i przewartościujemy poglądy, a reszta przychodzi sama. Człowiek przyjmując nowe przekonania, staje się całkiem nową osoba, która zmienia swoje zachowanie, reakcje i podejście do innych ludzi. Moim zdaniem zrozumienie bywa także doskonałą metodą uzdrawiania, która nie potrzebuje żadnych dodatkowych elementów.

1. Szukanie ideału

Zacznijmy od prostego faktu, że nikt nie jest idealny. Każdy z nas nosi w sobie zarówno wspaniałe zdolności, jak i słabości. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu myli się, ale i osiąga sukcesy. Niskie poczucie wartości bierze się z tego, że dostrzegamy tylko jedną stronę medalu — tę gorszą. Wychodzimy z założenia, że skoro popełniliśmy w życiu jakieś błędy lub nie umiemy czegoś zrobić, to jesteśmy nieudani, niekompletni. Tymczasem wszyscy jesteśmy wartościowi. Prawdziwa różnica między ludźmi o wysokiej samoocenie, a zakompleksionymi osobnikami polega na tym, że ci pierwsi skupiają się na swoich zaletach i są po prostu szczęśliwi, ponieważ spełniają swoje marzenia, przyciągając do swojego życia miłość i pomyślność. Gdyby istniała jakaś miara — a nie istnieje — mogłoby się okazać, że niektórzy ludzie sukcesu są dużo gorszymi i mniej sympatycznymi osobami od tych nieśmiałych istot o niskim poczuciu wartości. W istocie nie ma możliwości sprawdzenia tej teorii, bo każdy z nas jest wartościową osobą, tylko dlatego, że jest.

Słyszałam kiedyś piękną metaforę. Wyobraźmy sobie, że mamy w ogrodzie jabłoń, która co roku daje nam smaczne jabłuszka. Niestety połowa owoców spada zanim dojrzeje i są one niesmaczne. Połowa. Czy zdecydujemy się ściąć drzewo, które daje nam także pyszne i zdrowe owoce? Zapewne nie. Nikt nie będzie pozbywał się pięknego drzewa, które rodzi dobre jabłka. Raczej przyjmiemy spokojnie, że część spada wcześniej i nadaje się tylko do wyrzucenia. Jednak z radością będziemy chrupać te jabłuszka, które dojrzały i nabrały smaku.

Każdy z nas jest taką jabłonią. Nikt nie odnosi samych sukcesów. Nikt nie jest zawsze opanowany i uśmiechnięty. Nikt nie jest najmądrzejszy. Jesteśmy jak drzewo, które daje owoce o różnych smakach: pyszne, dojrzałe, ale i kwaśne lub cierpkie, a czasem po prostu średnie i takie sobie. Podstawą wysokiej samooceny jest umiejętność zaakceptowania tego faktu i przyjęcie, że nasze słabości i wady są normą. Nie czynią z nas ludzi złych i niegodnych. Mamy do nich prawo. Aby podnieść poczucie wartości musimy dostrzec i docenić nasze dobre strony. Są w każdym z nas.


ĆWICZENIE 7

Weź kartkę i długopis. Narysuj tabelkę, a wewnatrz niej dwie rubryki. W pierwszej wpisz pięć swoich negatywnych cech, które najbardziej ci przeszkadzają. W drugiej — napisz pięć swoich dowolnych zalet. Nie muszą do siebie w żaden sposób pasować.

Po wypełnieniu swojej tabelki, przyjrzyj się jej i zakreśl lub zaznacz dowolnym kolorem swoje pozytywy. Skup się na nich i doceń siebie. Pomyśl o tym, że — podobnie jak każdy człowiek — jesteś składanką różnych cech i masz w sobie mnóstwo dobrych stron. Jesteś po prostu normalny i zasługujesz na miłość i szacunek.

Przykład tabelki z ćwiczenia 7

2. Porównania

To jeden z największych wrogów poczucia wartości — porównywanie się do innych ludzi. Jest to o tyle paradoksalne, że jesteśmy naprawdę unikalnymi istotami. Nie ma dwóch takich samych osób, bo nawet bliźnięta różnią się miedzy sobą. Porównanie Zosi do Wojtka, czy Jacka do Karola jest równie absurdalne jak porównanie koloru czerwonego do niebieskiego. Żadna z tych barw nie jest lepsza ani gorsza, ale każda jest inna.

Ludzie zakodowani swoimi kompleksami bardzo lubią ten sposób myślenia. Mogą pławić się w swojej rozpaczy, powtarzając w kółko: on jest mądrzejszy, ona jest lepsza. To prosta droga do tego, by siedzieć przed telewizorem, zajadać chrupki i powtarzać sobie: nie warto nic robić, bo i tak nigdy nie będę taka piękna jak Kim Basinger lub: nigdy nie będę taki wspaniały jak David Beckham. Rzecz w tym, że my mamy za zadanie być sobą, ponieważ jesteśmy równie wartościowi jak sławni aktorzy czy sportowcy. Media trochę niezamierzenie robią nam wodę z mózgu, pokazując ludzi sukcesu i skłaniając do takich porównań.

Zatem jedno z najważniejszych przekonań, które trzeba w sobie rozwinąć, to: Jestem doskonały taki jaki jestem i będąc tym, kim jestem. To nie popularność określa naszą wartość. Można być szewcem, rolnikiem lub pracować w pralni i jednocześnie być szczęśliwym człowiekiem. Radość i zadowolenie wcale nie są zarezerwowane dla osób, które są sławne lub piękne czy bogate. Każdy zasługuje na miłość, a doświadczenie potwierdza, że prosty i nieznany nikomu człowiek przeżywa mnóstwo cudownych i spełnionych uczuć, zakłada rodzinę i cieszy się życiem. Bądźmy sobą i kochajmy siebie takimi, jakimi jesteśmy, nie oglądając się na tych, którzy brylują na ekranach telewizorów. Nie są oni ani lepsi ani gorsi od nas — są tylko inni, wykonują specyficzny zawód, który powoduje, że stają się sławni. Jak wiemy — jest to okupione wieloma wyrzeczeniami.

Jednak powtórzę raz jeszcze: ktoś kto jest sławny czy bogaty lub jest świetnym sportowcem, nie jest ani trochę lepszy od prostej, nikomu nieznanej osoby, która żyje sobie gdzieś na wsi lub w ubogim blokowisku. Możemy poczuć się zainspirowani sukcesami znanych postaci, możemy pragnąć popularności, ale w dalszym ciągu jesteśmy równie wspaniali i wartościowi, jak uznane sławy sceny czy sportu.

Zazdrość jako istotna przeszkoda w rozwoju, może pojawić się też na naszej codziennej płaszczyźnie. Zazdrościmy nie tylko znanym z ekranu osobom, ale także koleżance ze szkoły lub koledze z pracy. Kiedy widzimy, że komuś znanemu nam sprzyja szczęście, włącza nam się od razu program: Dlaczego on ma lepiej ode mnie? Czy jestem gorszy? Taki wzorzec prowadzi nieuchronnie do męczarni emocjonalnej i wielu niewłaściwych posunięć, ale skłania też do obniżenia samooceny. Dopóki komuś zazdrościmy, tworzymy przekonanie: On jest lepszy, ja jestem gorszy.

Żeby uwolnić taki niekorzystny wzorzec trzeba wprowadzić dwa ważne poglądy. Pierwszy mówi o tym, że każdy z nas ma swoje doświadczenia i swoje programy do przepracowania tu na Ziemi. Nie można się z nikim porównywać, bo każdy ma inną drogę. Jeśli ktoś ma więcej pieniędzy lub przyjaciół, czy też ma kochającego partnera, to nie oznacza, że jest lepszy czy gorszy od nas. Ma inne życie — to wszystko. Jeśli chcemy też mieć takie dobre rzeczy — zainspirujmy się jego przykładem i dosłownie pokochajmy posiadanie pieniędzy, przyjaciół i dobrego partnera. To najlepszy sposób na przyciągnięcie tego wszystkiego do swojego życia.

Drugi pogląd to zweryfikowanie swojej emocjonalnej oceny. Zazdrość zaślepia. Czasem zazdrościmy koledze nowego pięknego samochodu, nie wiedząc, że człowiek ten choruje na raka i jego dni są policzone. Czy naprawdę jest mu czego zazdrościć? W swojej praktyce wiele razy spotkałam się z tym tematem i jak dotąd nigdy nie trafiłam na przypadek, aby ta emocja była w pełni uzasadniona, aby rzeczywiście komuś było sto razy lepiej niż zazdrośnikowi. Zazwyczaj ów zazdrośnik widzi tylko coś, czego sam pożąda, np. nowy samochód, powodzenie u kobiet, stały i szczęśliwy związek. Nie dostrzega natomiast całości obrazu: wysiłku, wyrzeczeń, choroby, biedy, trudności. To jak półprawda.

Ludzie zazdroszczą czegoś zewnętrznego, nie wiedząc często, ile bólu jest pod spodem. Zazdrościmy więc głównie iluzji — nierealnego obrazu, jaki powstaje w naszym umyśle. Nie wiemy, że pod pozornymi sukcesami kryje się osobiste cierpienie, a za pięknym mieszkaniem i bogactwem ciężka choroba. To prawda, że nikt nie lubi chwalić się trudnościami, ale to nie oznacza, że jeśli widzimy uśmiechniętą osobę, która kupiła sobie coś, o czym od dawna marzyliśmy, to jest prawdziwym szczęściarzem. Być może w szczerej rozmowie dowiedzielibyśmy się, że człowiek ten oddałby wszystko za powrót do zdrowia…

Podsumowując, pamiętajmy, aby nikomu niczego nie zazdrościć i z nikim się nie porównywać. Jesteśmy unikalni, jedyni w swoim rodzaju i jako tacy — w pełni doskonali i wartościowi.

3. Wygląd

To także wielka pułapka i ogromna iluzja wszechczasów, która odbiera nam poczucie pewności siebie. Niemal wszyscy nosimy w sobie jakieś wyobrażenie, jak powinien wyglądać mężczyzna lub kobieta. Ponadto media próbują nam wcisnąć własna wizję tego, co akurat ich zdaniem jest modne. To oczywista bzdura, której niespójności nikt nie zauważa. Dajemy się wodzić za nos, odchudzając się i wydając majątek na medycynę estetyczną.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 36.68