E-book
13.23
Rzecz
o KAROLU RÓŻYCKIM

Bezpłatny fragment - Rzecz o KAROLU RÓŻYCKIM

— naczelniku powstania na Wołyniu w 1831 r.


Objętość:
72 str.
ISBN:
978-83-65543-02-8
Karol Różycki. Źródło ilustracji: Google, Wikipedia,

Wstęp

„…Postać ta niewątpliwie doczeka się kiedyś naukowego oświetlenia, którego nie poskąpiono nieraz znacznie mniej ciekawym ludziom zeszłego stulecia…”1


Słowa te w latach dwudziestych zeszłego stulecia wypowiedział Leon Białkowski o Karolu Różyckim (1789—1870) — naczelniku wołyńskiego powstania 1831 roku, działaczu emigracyjnym i pełnym prostoty pamiętnikarzu.

Na jego długie życia przypadły czasy załamania się Rzeczypospolitej i walk narodowowyzwoleńczych. Jednakże praca o Karolu Różyckim nie przedstawia go jako „polskiego napoleonida”, nie opowiada też o nim jako szlachcicu z pokolenia listopada 1830roku, choć w tym właśnie okresie położył on swoje największe zasługi. W moim przekonaniu, duchowi i postawie pułkownika Różyckiego, z ust którego najczęściej padały słowa ojczyzna i wolność obywateli, najbardziej będzie odpowiadać proste określenie — żołnierza i patrioty.

Karol Różycki swoją wolę czynu ujawnił jako dwudziestolatek w kampanii austriackiej i rosyjskiej 1812 roku. Natomiast gdy car Aleksander I rozpoczął ograniczanie swobód i autonomii Królestwa, Różycki nie godząc się z tym, na kilka lat zrezygnował z zawodu żołnierskiego. Polska kongresowa, kraj pewnego ładu i widocznego postępu gospodarczego z jednej strony, a z drugiej — bogacącego się bez skrupułów społeczeństwa, zrodziła w nim legendę napoleońską i nowe marzenia.

Już na Wołyniu, bez wątpienia lękając się o własną rodzinę, Różycki tworzył więź osobową ze zbuntowanymi i żądnymi czynu młodymi ludźmi, którzy „istniejącemu porządkowi nie zawdzięczali niczego, na jego zmianie mogli zyskać wszystko. Wszystko — to była ojczyzna”. I z tym hasłem: „Wszystko dla Ojczyzny, nic dla mnie” — będącym jakoby jego własnym, wyruszył w swój ostatni bój. Życiorys Karola Różyckiego stał się niepowtarzalnym, bogatym w czyny losem żołnierza pragnącego „wybić się na niepodległość”. Imię pułkownika kojarzyć się będzie również z hasłem: „Sława Bohu”, tak jak Tadeusza Kościuszki z ubraniem się w chłopską sukmanę, a księcia Józefa Poniatowskiego z rzuceniem się do Elstery.

Przeszło trzydzieści lat z biografii naszego bohatera przypada na trud związany ściśle z Wielką Emigracją. Dla Różyckiego, jak dla każdego tułacza, w końcu 1831 roku zaczęło się życie, którego cierpień nikt nie odmaluje nigdy.

W pierwszym okresie tułaczki Różycki przebywał i działał głównie w kręgach demokratycznych, snując wszędzie swoje ambitne plany. Tęsknota jego do zjednoczenia wszystkich wychodźców, próby zaciągnięcia ich pod wspólny dach, nie miały jednak większych szans powodzenia. Działalność późniejsza, od roku 1842, kiedy to został wiernym wyznawcą dążeń przepowiedni Andrzeja Towiańskiego, właściwie nie stała w sprzeczności z tym wszystkim co zamierzał wcześniej, gdyż nadal służył Polsce, choć już tylko siłą ducha.

Przez całe swoje długie życie Karol Różycki dla ojczyzny gotów był zawsze uczynić wszystko. Dopóki sił mu starczyło, usiłował orężem wyrąbać drogę do polskiej niepodległości. Potem popierał i łączył się z każdym czynem dobrym, pożytecznym ojczyźnie, bez względu na to, od kogo ten czyn pochodził. Te głębokie, szczere uczucia żołnierza z Wołynia dla Rzeczypospolitej i zarazem ogrom patriotycznych obowiązków, jakie sobie stawiał, z całą pewnością dają mu zaszczytne miejsce wśród tych Polaków, którzy zawsze i wszędzie mieli na uwadze walkę o niepodległą i demokratyczną Polskę.

Na odgłos trąbki bojowej

Rodziny Karola Różyckiego prawie nie znamy. Pochodzili z drobnej, zagonowej szlachty, której w ostatnich dziesięcioleciach XVIII wieku więcej było niż połowę ogółu szlachty. Ojciec miał na imię Jakub. W wojsku służył jako prosty dragon w regimencie narodowym nazywanym regimentem królowej Jadwigi. Matka Elżbieta z rodziny Jaskmanickich lub Jaksmanickich z ziemi przemyskiej, zmarła w wieku 63 lat w 1826 roku we wsi Kopestrzynie, gdzie przekręcono jej panieńskie nazwisko. Metrykę śmierci Elżbiety Różyckiej można odszukać w księdze metrycznej pogrzebów w Mołczanach na Podolu, tam bowiem została pochowana.2 Oprócz Karola, Różyckim urodziły się trzy córki.3 Łucja, ochrzczona 3 grudnia 1794 roku, zamężna ze Stanisławem Korczewskim, a następnie z Bartłomiejem Białkowskim — zmarła we wrześniu 1840 roku. Żoną Łukasza Rolskiego, porucznika wojska polskiego, była Marianna. Trzecią nieznana nam N., zamężna ze Skońskim. Tak więc genealog wobec rodowodu Różyckich stoi wprost bezradnie. Zasadniczym tego powodem był brak dostępu do metryk w kościółkach podolskich.

Nawet z ustaleniem daty i miejsca urodzenia Karola Różyckiego są poważne trudności.4 Z wielu wersji najbardziej wiarygodna jest data 5 listopada 1789 roku, co do której przekonały nas artykuły Leona Białkowskiego i Leonarda Rettla, autora „Wspomnienia o Karolu Różyckim”. Nie mniejsze obawy budzi miejsce urodzenia przyszłego pułkownika. Prawdopodobnie światło dzienne po raz pierwszy ujrzał w Czerniejowicach lub Czerniowcach, a może w okolicy jednej z tych wsi — w Hucułówce zwanej też Hucynówką; w województwie bracławskim. Białkowski Hucułówkę nazwał „przedmieściem” Czerniejowic. I chyba słusznie, ponieważ wieś ta należała do olbrzymiego kompleksu dóbr Lubomirskich, pod którym skupiało się wiele drobnej szlachty w charakterze urzędników majątkowych, dzierżawców, czynszowników. Mógł więc i ojciec Karola do tego grona należeć, mając ową Hucułówkę. Naszemu bohaterowi na chrzcie nadano imiona Karol Boromeusz Wincenty Ferrerjusz. Metrykę chrztu w odpisie urzędowym wystawił tamtejszy proboszcz ks. Wituszyński.

Również o pierwszych latach Karola wiemy bardzo mało. Jak większość małych dzieci dzieciństwo spędził pod opieką rodziców. Trudno co prawda jednoznacznie powiedzieć, jaki wpływ mogła mieć tradycja rodzinna na chłopca, ale biorąc pod uwagę burzliwe wydarzenia czasu oraz późniejsze życie Karola, jego wrażliwość na wielkie dla narodu chwile, musiała być ona wzorowa i silna.

Brak też wiadomości co do kierunku jego szkolnej edukacji. Wiemy tylko tyle, że władał językami francuskim i rosyjskim, a ponadto posiadał wykształcenie — jak dziś byśmy powiedzieli — przedmiotowe z historii, geografii i matematyki. I rzecz zadziwiająca, iż ten skromny zasób wiedzy, w następnych latach rozszerzony głównie o znaczną wiedzę wojskową, wystarczył mu, by napisać „Pamiętnik pułku jazdy wołyńskiej” — jedną z najbardziej wzruszających i popularnych książeczek, jakie wydała emigracja polistopadowa.

Nadszedł rok 1809. Porzecze dniestrowe, z którego pochodziła rodzina Różyckich, dostarczało zawsze Rzeczypospolitej ludzi ducha rycerskiego, gotowych do ofiary i poświęceń. Z tych to okolic rekrutowały się pierwsze szeregi konfederatów barskich; tu na sejmikach w 1791 roku tłumy zagonowej szlachty jednomyślnie i z entuzjazmem uznały Konstytucję 3 Maja.

W duszy dwudziestoletniego Karola dużo musiało być odblasku najcenniejszych myśli, uczuć, zwłaszcza bohaterów barskich, gdy na odgłos trąbki bojowej wojsk ks. Józefa Poniatowskiego, opuścił zagrodę rodzinną i stanął ochotniczo w szeregach armii walczącej pod sztandarem narodowym.

Wojskiem wzniecającym nadzieję Polaków tych ziem, była brygada gen. Aleksandra Różnieckiego, późniejszego członka honorowego wielkiej loży prowincjonalnej wołyńskiej, która podjęła ofensywę w kierunku Lwowa, „pod względem militarnym mniej skuteczną, ale wiodącą do bezcennych triumfów moralnych, do politycznych powodzeń niezmiernej wagi: był to podbój Galicji Wschodniej.”5

I tu właśnie, w dalekiej Galicji Wschodniej, Karol Różycki przeszedł swój chrzest bojowy 15 czerwca pod Zaleszczykami. Dwa dni wcześniej został przydzielony do zawiązkowego oddziału 15 pułku ułanów, który do grudnia 1809 roku nosił nazwę 6 pułku jazdy galicyjsko-francuskiej.6 Dowódcą tego ochotniczego oddziału uformowanego przez obywateli podolskich, od 5 czerwca był Augustyn Trzecieski — były członek lwowskiej Centralizacji, prześladowany i osadzony w więzieniu austriackim, „książę niezłomny patriotyzmu polskiego”.

Na zachodzie tymczasem zwycięstwo Napoleona 6 lipca pod Wagram położyło kres wojnie. Rozejm obowiązujący na wszystkich odcinkach frontu zawarto sześć dni później. Jednak zawieszenie broni nie przerwało walk w Galicji Wschodniej. Tu dalej uganiały się za wojskiem austriackim zawiązkowe pułki ułańskie, na czele których, oprócz znanego już nam Augustyna Trzecieskiego, stali pułkownicy: Gabriel Rzyszczewski, Marcin Tarnowski, Kazimierz Rozwadowski. Cała ta grupa powstańcza liczyła około 4000 żołnierzy. Jej głównym przywódcą był dzielny szef szwadronu szaserów, Strzyżewski. „Kampania Strzyżewskiego — napisał Marian Kukiel — przeciw gen. Bückingowi była jakby wskrzeszeniem tradycji dawnych zagończyków, którzy uganiali się tu za Turkiem i Tatarem”. 7 W końcu znękany wojną podjazdową gen. Bücking złożył broń 21 lipca pod Wieniawką.

Z Austriakami Karol Różycki bił się ponadto w kilku innych bitwach i potyczkach: pod Zaleszczykami (18 VI), Tłustem (26 VI), Dyczkowem (4 VII), Tarnopolem (9 i 10 VII).8 Resztę kampanii odbył pod dowództwem szefa szwadronu, późniejszego wielkiego kawalerzysty, Józefa Dwernickiego, który w kampanii Strzyżewskiego położył swoje pierwsze zasługi. Przyszli wielcy uczestnicy powstania listopadowego, walczyli razem pod Wieniawką (17 VII) i następnego dnia pod Podhajcami.

Do służby wojskowej Karol Różycki wszedł jako prosty żołnierz, ale już 9 sierpnia zostaje kapralem, 15 listopada sierżantem, 29 grudnia wachmistrzem.9 Nie ulega wątpliwości, że awans ten był wyrazem uznania dla wzorowej służby, zapału i ogromnej odwagi, która w życiu wojskowym zawsze go cechowała. Jednakże kampania przeciw Austrii dla dwudziestoletniego Karola była nie tylko szkołą życia wojennego, bardziej może próbą charakteru, sił i owym bezcennym triumfem moralnym w pogoni za wolnością. Od tej pory bowiem przez 18 lat Karol nie zdejmuje już z siebie munduru wojskowego.


W końcu grudnia 1809 roku wojsko zwane dotąd galicyjsko-francuskim rozkazem ks. Poniatowskiego przestało się tak nazywać i uzyskało nową numerację według starszeństwa swej organizacji. Ułani 6 pułku otrzymali Nr 15.10 Pułk wachmistrza Różyckiego liczył 916 jeźdźców. Jego sztab znalazł się początkowo w Ostrołęce, a następnie w Sieradzu. O ułanach 15 pułku, gdy oddział ich 1 sierpnia 1810 roku przybył do Warszawy, tak pisała Gazeta Warszawska: „Zachwycająca postawa i zręczność w czynionych obrotach żołnierzy; wytworność w dobraniu koni i zupełność umundurowania przejęły sprawiedliwie każdego najwyższą radością i oddaniem pochwał”. 11

W połowie maja 1812 roku, niejako „uprzedzając” plany Rosjan, Napoleon wydał rozkazy dotyczące przesunięcia koncentracji wojsk w kierunku Niemna. Wódz Wielkiej Armii postanowił ruszyć najkrótszą drogą na Moskwę. Ułani Trzecieskiego12 najpierw weszli w skład jazdy dywizyjnej pod dowództwem gen. brygady Ignacego Kamieńskiego, a następnie polskiej jazdy dywizyjnej pod komendą gen. Aleksandra Różnieckiego. Od początku wojny byli w przedniej straży dywizyjnej. Po zajęciu Grodna rozpoczęli pościg za nieprzyjacielem. 9 lipca z rana jazda Różnieckiego szybko zbliżała się do miasteczka Mir. Zaraz za nim doszło do krwawej, dwudniowej bitwy. Pierwszego dnia największe straty poniosła 29 brygada gen. Kazimierza Turno, do której wszedł 15 pułk ułanów.13 Działanie czołowego oddziału kolumny marszowej, złożonej z samej konnicy, bez wsparcia pozostałych oddziałów i bez pomocy konnej artylerii, zakończyło się klęską. Kukiel i Zych winą za przegraną obarczyli dowództwo na szczeblu dywizji i korpusu. Natomiast działanie samej brygady ocenili jako dobre. Pokreślili nadto dzielność dowódcy brygady i męstwo, odwagę, brawurę lekkiej artylerii, wyróżniając w tym i ułanów Trzecieskiego.

W rejonie Mohylowa 15 p. uł. przeszedł z brygady 29 do 28 gen. Dziewianowskiego i wraz z 17 dywizją Dąbrowskiego wyruszył w kierunku twierdzy Bobrujsk i Rohaczewa. Następnie po rozczłonkowaniu grupy Dąbrowskiego, wydzielony oddział w sile 17 pp, 7 i 15 pułku kawalerii osiągnął Stary Bychów, a stamtąd szedł na południe. Grupa ta, zmniejszona jeszcze o 7 pułk, pod komendą płk Hornowskiego, zajęła bez walki Rohaczew. Kolejnym zadaniem jej było osłaniać szlaki komunikacyjne z kierunku Mozyrza i blokować Bobrujsk od strony wschodniej. 14 września pod Pankratowicami (Hornowski) i Żłobinem (Małachowski) doszło do starcia z pospolitym ruszeniem czernichowskim, usiłującym przedostać się do Bobrujska. Obie kolumny młodego, nieostrzelanego wojska rosyjskiego zostały rozbite i odrzucone na południe. Po tych utarczkach „do obserwacji Bobrujska — już bez myśli o jego blokadzie i zdobyciu — pozostawiono tylko drobne oddziały. Stał również na poprzedniej pozycji Hornowski ze swą grupą, której przydzielony został jeszcze szwadron jazdy 15 p. uł. pod dowództwem Dwernickiego”. 14 Oddziały Hornowskiego, należące teraz do brygady gen. Edwarda Żółtowskiego, osłaniały Mohylew na odcinku od Nowego Bychowa do Poprojska, mając gros sił w Starym Bychowie. Na kilka tygodni zapanował tu względny spokój. Jednak ta ustabilizowana sytuacja, na południu prawej strony Wielkiej Armii, definitywnie przekreśliła szanse wzniecenia insurekcji na Wołyniu i Podolu, o czym zapewnie niecierpliwie marzył nasz bohater.

Trudno rozważać sprawę w kategoriach co by było, gdyby, ale warto przytoczyć kilka zdań refleksji na ten temat Mariana Kukiela: „Trudno myśleć o tym spokojnie, jak inaczej poszłyby wypadki, gdyby miejsce tych osobliwych sprzymierzeńców (chodzi o sprzymierzeńców Dąbrowskiego na prawej stronie Wielkiej Armii: VII korpus gen. Reyniera i posiłkowy austriacki księcia Schwarzenberga — M.D.) zajmował korpus V, gdyby książę (ks. Józef Poniatowski — M.D.) w trzydzieści tysięcy żołnierza wywróciwszy Tormasowa, podwoiwszy zastępami powstańczymi swoją małą armię, powtórzywszy rok 1809, stanął pod koniec sierpnia w Kamieńcu, przecinając komunikacje armii naddunajskiej, niszcząc jej magazyny, znosząc kolejno jej z wolna nadciągające dywizje. Zbyt późno pojął Napoleon całą wagę dywersji na Wołyniu”. 15

Tymczasem doszło do istotnych rozstrzygnięć na głównym terenie wojny. Napoleon po zwycięskich dla Francuzów bitwach oczekiwał propozycji pokojowych, lecz ku swemu zaskoczeniu Rosjanie postanowili kontynuować wojnę. W tej sytuacji wojska sprzymierzonych zajęły Moskwę i po miesięcznym postoju ruszyły w kierunku Kaługi. Niespodziewanie nadeszła ostra zima. Zaczął się odwrót. Na początku grudnia Napoleon opuścił armię i ruszył do Paryża. Ale najpierw doszło do bitwy o Borysów i przeprawę przez Berezynę (26 — 29 XI).

Przez mosty zbudowane w okolicach miejscowości Studzianki jako pierwszy przeszedł marszałek Oudinot wzmocniony dywizją Dąbrowskiego. Następnie przeprawił się korpus Neya, złożony z resztek III korpusu, V korpusu, z pułków legii Nadwiślańskiej oraz pułków 14, 17 i 15 jazdy Trzecieskiego. Brygada Żółtowskiego właśnie u przeprawy połączyła się z Wielką Armią. Podczas przeprawy wojska rosyjskie ze wzmocnioną energią uderzyły po obu stronach rzeki. Po uporczywej i krwawej walce, batalia berezyńska zakończyła się ciężko wywalczonym zwycięstwem.

W wojnie z Rosją Karol Różycki walczył w miejscach południowo-polskiego teatru wojny, lekceważonego przez Napoleona, a tak ważnego dla Polaków. Bił się z wrogiem pod Mirem, w rejonie Bobrujska — potyczki pod Rohaczewem (8 IX), Pankratowicami (14 IX) i inne; a także podczas przeprawy przez Berezynę (28 IX).16 Nad brzegami Berezyny ciężko ranny w pierś i prawą nogę, dostał się do niewoli rosyjskiej.17

Gdzie przebywał w tym czasie, jak długo się leczył, w jakich warunkach mieszkał, tego nie wiemy. Można jedynie domniemywać, iż przeszło półtoraroczna bezczynność w obozie jeńców musiała być dla Karola czymś nieznośnym, trudnym do akceptacji, zważywszy fakt, że nadal rozgrywały się sprawy polskie.

Podobnie jak w poprzedniej, tak i w kampanii rosyjskiej nasz bohater odznaczył się szczególnym męstwem. Za osobistą odwagę wręczono mu — gdy wrócił z niewoli — krzyż złoty Virtuti Militari, zatwierdzony rozkazem 10 lipca 1813 roku pod Zittau, dokąd dotarły szczątki 15 p. uł. wraz z korpusem ks. Poniatowskiego. Jeszcze wcześniej, bo 18 stycznia 1813 roku awansowano go do stopnia podporucznika.

Z niewoli uwolniony został 18 sierpnia 1814 roku. Natychmiast przyjechał do Warszawy i wstąpił do wojsk Królestwa Polskiego. Przypadł mu w udziale 2 pułk ułanów pod dowództwem płk. Józefa Dwernickiego.

Wstępując do szeregów wojsk polskich, młody oficer, Karol Różycki, znów dzielił z innymi złudzenia, iż prowincje zabużańskie i zaniemeńskie zostaną wcielone do nowoutworzonego państewka. I w ten sposób właśnie zakończył krótki, ale jakże ważny w życiu okres, który poza zdobyciem doświadczeń wojskowych, ukształtował przede wszystkim jego duchową sylwetkę.

Wszystko dla Ojczyzny

Kongres Wiedeński okroił znacznie granice Księstwa i stworzył Królestwo Polskie pod berłem cara Aleksandra I. Obietnica przyłączenia do Królestwa Litwy, Wołynia i Podola spełzła na niczym. Z powodu granic Polacy poczuli się zawiedzeni najbardziej.

Po roku 1815 zmienił się również charakter służby wojskowej, a zwłaszcza atmosfera i stosunki w niej panujące. W epoce napoleońskiej służba ta wykształciła w żołnierzu poczucie: patriotyzmu, ducha obywatelskiego, dumy z noszonego munduru, godności osobistej i honoru. Stawiała przed nim walkę o odrodzenie swej ojczyzny jako główny cel.

Teraz ten żołnierz był szkolony z myślą jak najkorzystniejszego użycia go w walce, a używany przez carskiego brata Konstantego do parad i zabawy „tak jak lalka służy do zabawy małej dziewczynki, która ją rozbiera i ubiera co moment”. 18

Trudno ustalić, co robił Różycki aż do roku 1822, kiedy to jedzie na Wołyń. Czy jednak w dobie narastającej opozycji wobec rządów konstantynowskich i patriotycznego wrzenia, myślał wyłącznie o musztrze, paradach i własnej karierze? Z całą pewnością nie. Choć 2 kwietnia 1820 roku awansował na porucznika,19 to jego rozczarowanie do życia garnizonowego, zabawnych parad, nieustannie wzrastało. Ten gorący patriota bardzo boleśnie odczuwał rosyjską kuratelę roztoczoną nad Królestwem Polskim. Postanowił wybrać się na Wołyń po zakup koni dla pułku, co przyspieszyło jeszcze jego decyzję usunięcia się z wojska.

W tym okresie zaczęły powstawać różne organizacje tajne, jako samoobrona narodu przed zagładą. Na Wołyniu i Podolu działał związek tajny — Towarzystwo Templariuszy, założony przez kpt. Franciszka Majewskiego. Z chwilą powstania na tych terenach Towarzystwa Patriotycznego, wielu członków Templariuszy, jak: marszałek guberni wołyńskiej Piotr Moszyński, Stanisław Karwicki, Feliks Ciszewski, Kazimierz Pułaski, weszło także do nowego związku.20

Różycki przebywając w miasteczkach wołyńskich, zetknął się z oficerami, którzy jak on przybyli z Królestwa po zakup koni. Możliwe, iż w Berdyczowie, szlacheckiej stolicy tych ziem, słynnym z restauracji, teatrów i innych atrakcji, poznał Majewskiego. Apolitycznym templariuszem porucznik Różycki jednak nie został. Od roku 1820 był jedynie członkiem czynnym loży wolnomularskiej „Świątynia równości”, utworzonej w 1816 roku i działającej do 1821.

W roku 1822 w życiu jego zaszło także inne wydarzenie, a mianowicie trzydziestotrzyletni Karol wziął dłuższy urlop i się ożenił.22 Wybranką była Marianna Czajkowska, najstarsza córka podkomorstwa Czajkowskich i siostra późniejszego pisarza Michała. Z okazji zaślubin we wsi Halczyniec, niedaleko od Berdyczowa, odbył się ogromny zjazd krewnych. „W rodzinę Czajkowskich wszedł człowiek o wybitnej indywidualności — napisała J. Chudzikowska — o którym Mickiewicz powie, iż „dusza jego jest ognista, męska, prosta”. Człowiek ten zaważył silnie na młodości Michała”. 23

Można powiedzieć, że obecność Różyckiego w Halczyńcu nie pozostawała bez wpływu na całą młodzież berdyczowską, z której przecież niedługo potem zostanie stworzony pułk jazdy wołyńskiej.


Kilka kolejnych lat to znowu „białe plamy” w życiorysie Różyckiego. Kiedy jednak nastąpiły tragiczne wydarzenia w Petersburgu w grudniu 1825 roku, w następstwie których doszczętnie rozbito także oba Towarzystwa oraz aresztowano wielu Wołyniaków, w Halczyńcu nastał czas dużego niepokoju. Choćby dlatego, że aresztowany przyjaciel Karola, kpt. Franciszek Majewski, bywał tam częstym gościem.

Wkrótce po tych wydarzeniach, w listopadzie 1827 roku Karol Różycki złożył podanie o dymisję. Dekret zwalniający go z pułku wydany został 1 marca 1828 roku.24 Za swoją wzorową służbę i poświęcenie bojowe, otrzymał zwolnienie z awansem na kapitana i prawem noszenia munduru oraz pensję.25

Po otrzymaniu dekretu, razem z Michałem Czajkowskim, Różycki wybrał się do Warszawy, ażeby zlikwidować pułkowe sprawy. W drodze zatrzymali się między innymi w Krasnymstawie, gdzie stał macierzysty pułk Różyckiego. Bawili tam około miesiąca, racząc się w doborowym towarzystwie szampanem, węgrzynem i dobrym jadłem. Z kwatery Dwernickiego rozentuzjazmowanego Michała, Karol z wielkim trudem wyrwał spod czaru ułańskiego munduru.

Po przejściu w stan spoczynku, kapitan Różycki osiadł we wsi Horodyszcze pod Cudnowem i zajął się gospodarstwem wiejskim. Prowadził też fabrykację potasu, smoły. Wszystkie te zajęcia nazywał prawdziwą szkołą dobrego żołnierza.

W tym czasie żona Marianna urodziła mu trzy córki, o których nic nie wiemy oraz dwóch synów. Starszy Stanisław urodzony w 1822 roku został inżynierem dróg i mostów. Wychowany w Paryżu i tam ożeniony z Francuzką, umarł w roku 1881. Drugi syn, Edmund, urodzony 16 sierpnia 1827 był postacią tragiczną.26

Po wybuchu Powstania Listopadowego Edmunda początkowo ukrywała matka w powiecie krzemienieckim. Potem oddała go na wychowanie sąsiadom Pilchowskim. Do szkoły w Kijowie chodził jako Adolf Pilchowski, nie znając wcale swojego prawdziwego nazwiska.27 Następnie Rosjanie zabrali go do korpusu kadetów.

Pozostając w wojsku, na Kaukazie dosłużył się stopnia pułkownika.28 Znacznie później, w perspektywie wybuchu Powstania Styczniowego, stanął Edmund Różycki wobec alternatywy: albo służba carowi i najwyższe zaszczyty albo służba ojczyźnie. Wybrał tę drugą służbę. Do dymisji podał się w 1861 roku, zaraz po wizycie u swojego ojca w Paryżu. Na wiosnę 1863 roku, już jako generał, stanął na czele powstańców Wołynia.29

Tak więc syn zastąpił starego ojca — towiańczyka. Ale nie wyprzedzajmy aż tak bardzo wydarzeń.


Wiadomość o Powstaniu Listopadowym i jego pierwszych tygodniach dotarły na Wołyń około20 grudnia.30 I dochodziły stopniowo. Pomimo to szybko okazało się, „…że nie było jednego zakątka na Wołyniu, Podolu i Ukrainie — czytamy w „Pamiętniku Emigracji” z roku 1832 — gdzieby pierwsza wieść o rewolucji listopadowej nie wznieciła najwyższego zapału i chęci wstępowania w ślady nadwiślańskich braci…” 31

Nastroje Wołyniaków najlepiej przedstawił sam Różycki w swym „Pamiętniku pułku jazdy wołyńskiej 1831 r.”.

Wiadomość o rewolucji narodowej (…) przyjęliśmy na Wołyniu z taką radością, jakiej doznaję na widok matki, obudzonej z letargu, dziecko, które już się miało za osierocone”. 32

Przenośnia ta rzeczywiście pięknie oddaje cały obraz uczuć, jakimi były napełnione serca i umysły wołyńskich obywateli, związanych ściśle z resztą narodu, w domach których ożyła na nowo nadzieja wskrzeszenia ojczyzny, praw narodowych i wolności. Z domów tych wiele młodzieży, nie czekając na rozwój wypadków, przemknęło pojedynczo do obozów pod Warszawę.

Karol Różycki, osłabiony bardzo po przebytej ospie, czekał na wiosnę i decyzję Rządu Narodowego. Plany jego były następujące: zamierzał najpierw wywołać ruch powstańczy na Wołyniu, a następnie rozszerzając go na inne prowincje wschodnie, stworzyć drugi front, niejako na tyłach nieprzyjaciela.33 Myślał, iż w ten sposób powstrzyma lub przynajmniej odciągnie od głównych działań wojennych część sił rosyjskich i ulży wojskom polskim między Wisłą a Bugiem. Plany te chciał realizować, przecinając na Zabużu komunikację, dostawy broni, amunicji, rekruta, żywności. Według niego pomoc ta byłaby o stokroć większa, aniżeli przeprowadzenie nad Wisłę kilkunastu czy nawet więcej szwadronów nieregularnych ochotników. Niecierpliwie więc czekał na wskazówki i rozkazy ze stolicy, gdyż nie przypuszczał, iż tak prostej rzeczy w Warszawie nie rozumiano. Niestety, stolica nie nawiązała ścisłej łączności z dawnymi województwami Rzeczypospolitej i pozwoliła tylko na wybuchy pojedynczych, luźnych zrywów patriotycznych — w różnych zresztą okolicach tych rozległych prowincji — nie wprzęgając ich do narodowego powstania.

Tymczasem na Wołyniu dogodny moment dla powstania minął bezpowrotnie. Różycki postanowił więc działać sam, tak jak dyktował mu rozum, jasno oceniający bieg wypadków, i dyktowało serce patrioty. Czas przecież naglił. Wczesną wiosną bowiem wojska rosyjskie zaczęły obsadzać co ważniejsze punkty strategiczne. A gdy wybuchła epidemia cholery, władze carskie wykorzystały zarazę, by obstawić również miasteczka i wsie kordonem niby sanitarnym. Sytuacja pogarszała się dosłownie z każdym dniem. Wzmogły się rewizje, poszukiwania broni i aresztowania. Ze szczególną pieczołowitością wyszukiwano członków dawnych stowarzyszeń patriotycznych. Coraz to nowe ofiary represji wywożono do Kurska. W tym trudnym momencie okręg żytomierski, jeden z ważniejszych, jednogłośnie oddał komendę kapitanowi Różyckiemu,34 który już wcześniej zwerbował przeszło 800 pracowników leśnych, mając nad nimi tymczasowe naczelnictwo. Od pierwszych dni organizowali oni dla powstania w Królestwie dostawy broni, żywności i nawet rekruta. Teraz przyszły pułkownik ruszał do działań w swym długim życiu najważniejszych.

Zostawiłem żonę i pięcioro dzieci — napisze potem w Pamiętniku — a krwawe urazy tyrana, wydane w tym właśnie czasie, wszystkie podobne sieroty z domu przeznaczyły na Sybir. Podły mąż, choć podlejszy człowiek, któryby takemi ofiarami dopuścił się kupować jakiekolwiek widoki dla siebie na ziemi! Ojczyzna sama tylko dla nich ma prawo, przy Jej tylko ołtarzu te drogie memu sercu istoty zostawiłem. Taką mieliście rękojmię mojej bezinteresowności…” 35


Nieoczekiwanie dotarła na Wołyń wiadomość o przekroczeniu Bugu przez gen. Józefa Dwernickiego. Decyzję marszu na Wołyń podjęło polskie dowództwo naczelna jeszcze w pierwszych dniach marca, przede wszystkim za sprawą nowego wodza naczelnego gen. Jana Skrzyneckiego. Generał w ten sposób chciał pozbyć się opromienionego chwała zwycięstwa pod Stoczkiem Dwernickiego.36 Lecz dopiero 10 kwietnia 1831 roku oddziały tego świetnego i popularnego kawalerzysty wkroczyły na teren cesarstwa rosyjskiego. Rozpoczęła się nieszczęśliwie pomyślana wyprawa dla obu stron, Dwernickiego z jednej, a z drugiej — spiskowców na Wołyniu.

Do Różyckiego wiadomość o wyprawie dotarła po zwycięskich bojach wołyńskiego korpusu pod Boremlem (18—20 IV). Dowiedziawszy się o tym bezzwłocznie wysyła posłańców do Dwernickiego. Jeden z tych emisariuszy 25 kwietnia dotarł do generała, ale nie wpuszczono go do obozu.37

Niespełna tydzień po wysłaniu posłańców, z 25 na 26 kwietnia, nieznany nam N.P., syn jakiegoś znanego wszystkim spiskowcom z patriotyzmu i waleczności pułkownika, zakomunikował Różyckiemu polecenie, a raczej rozkaz Bazylego Chróściechowskiego, rozpoczęcia powstania 27 kwietnia.38 Wysłannik z Królestwa wyznaczył termin tak krótki, niemal z dnia na dzień, że przygotowania przebiegały w gorączkowym pośpiechu. Mimo tego szybko porozumiewano się, zawiadamiano spiskowców, Różycki pchnął rzemieślników do wbijania grotów w drzewce przygotowane w lasach cudnowskich. I kiedy wszystko było prawie gotowe, na spiskowców, „jak grom z jasnego nieba”, spadła wiadomość o przejściu korpusu Dwernickiego granicy austriackiej. Tego samego dnia Chróściechowski odwołał powstanie.

Tego samego dnia Karol Różycki wołał z oburzeniem: „Komu występek ten przypisać? Jak go nazwać, zbrodniczym czy nierozsądnym? Nie wiem; złorzeczyć mu jednak muszę, bo widziałem okropne skutki”. 39 A skutki rzeczywiście były fatalne. Spowodowały niesłychany zamęt, gdyż niektórzy spiskowcy zdążyli już wyjść na punkty zborne. Zaszczepiły wśród nich nieufność, a przede wszystkim odkryły zamiary władzom carskim. Pozostało teraz albo podjąć walkę z wojskiem rosyjskim albo poddać się represjom. Różycki, czując się przy tym odpowiedzialnym za swoich młodych podkomendnych, wybrał walkę i taką wykonał przysięgę: „Ja, Karol Różycki, przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu, w Trójcy Św. Jedynemu, że obrany tymczasowym naczelnikiem oddziału, władzy swojej nie użyje inaczej, jak ku dobru ojczyzny naszej! (…)”. 40


W nocy z 17 na 18 maja 1831 roku powstańcy zebrali się w lasach korowinieckich, nieopodal Cudnowa. Na umówione spotkanie stawiło się tylko 130 jeźdźców, zamiast spodziewanych 480.41 Powód absencji na leśnej polanie był prosty — część spiskowców zakuto już w kajdany. Przed tym szczupłym oddziałem stanął czterdziestodwuletni naczelnik, mężczyzna rosłej postaci, ciemnowłosy, „rysów twarzy wielkiego pokoju i powagi, niepospolitą siłą duszy objawiających(…). W całej postaci, w ruchu, w obliczu, w niewielu gestach, w drobności, jaką glos jego nigdy prawie nie podniesiony nadawał wyrazom, była jakaś harmonia, jakaś całość, która zarazem i kochać i być mu posłuszna kazała.”42

Powstańców uzbrajały przede wszystkim lance, odwieczna polska broń, niewiele natomiast było broni palnej i pałaszów, nawet szabel nie starczyło dla wszystkich. Skąpe uzbrojenie uzupełniono myśliwskimi dwururkami i jednorurkami. Niemniej różnorodna była odzież powstańców, poza jednolitymi, barankowymi czapkami. Tylko konie mieli świetne, znakomicie ujeżdżone, wytrzymałe i szybkie w biegu.

Na miejscu zbioru Różycki podzielił oddziały na cztery plutony z komendantami i podoficerami. Od wszystkich podkomendnych domagał się ścisłego wypełniania poleceń oraz nie wchodzenia w zamiary jego dążeń marszowych. Przy ataku zamiast dzikiego „hurra” polecił powtarzać pozdrowienie żniwne ludu wołyńskiego: „Sława Bohu”.

Już od pierwszego dnia powstania naczelnik rozesłał w różne strony zwiadowców. Oddział natomiast rozpoczął marsze po lasach cudnowskich, aby pozostali gotowi do walki sąsiedzi i rodacy mogli się do nich przyłączyć. W ciągu czterech dni zwiększono w ten sposób oddziały do dwustu ludzi. Unikającego spotkania z nieprzyjacielem Różyckiego wkrótce doszła wiadomość o znacznym transporcie rekrutów, prowadzonym przez niewielki pieszy konwój. 20 maja pod Koroczenkami rozbrojono ten konwój, uwolniono ponad pięciuset rekrutów, którzy uszli w lasy cudnowskie. Oddział zaś wzbogacił się o pierwszą zdobycz — kilkadziesiąt karabinów z bagnetami i inne rzeczy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.