E-book
11.76
drukowana A5
35.57
Opowiadania niestworzone

Bezpłatny fragment - Opowiadania niestworzone


Objętość:
176 str.
ISBN:
978-83-8126-303-0
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 35.57

Plejady

Rozpocząłem moją podróż, jedną z wielu, od przeczytania stopą mej lewej nogi rozporządzenia, dotyczącego przekazania mi spadku przez zdetronizowanego króla, ziem którymi władał do czasu owego niefortunnego incydentu.

Nim się spostrzegłem, iż na laku odciśniętej pieczęci widnieje skorpion, już zarzucono mi korupcję, oraz wiele uniedogodnień, w których skwapliwie odnotowywałem co poniektóre ciekawsze uwagi, tyczące się moich niejako byłych rządów.

— " Uskarżam się na bolący zadek, na który upadłam widząc królewski pojazd przejeżdżający tak daleko, iż trzeba było, abym ustawiła optyczny rejestrator oddali”- brzmiało pierwsze.

— " Składam skargę, gdyż wpadłam w tarapaty, ośmielając się nałożyć królewską koronę na głowę swoja dla żartu, gdy ten akurat oddawał stolec, czyli kiedy król chodził piechotą i trochę jeszcze później, pozwalając mi ją potrzymać w obecności wielu strażników. I nie dość, że nie mogłam jej zdjąć przez trzy kwadranse, to jeszcze musiałam wysłuchiwać docinków straży króla, który w tym czasie zajęty był ową czynnością” — to była wypowiedz druga, którą wziąłem pod uwagę, kładąc ją blisko mego serca, bliżej nawet niż rozsądek.

„„Jestem pełen niepokoju, widząc króla w otoczeniu rozochoconych dzierlatek. Wolałbym, żeby to byli mężczyźni "- padła trzecia uwaga.

— " Życzyłbym sobie, aby król stawiał wyżej nogi podczas przemarszu, jak przystoi owemu majestatowi, który dzierży nie tylko w swych dłoniach "- czwarta uwaga była niebanalna.

— " Dysponując takim nakładem kapitału, życzyłbym sobie oraz innym poddanym, aby król wydawał w każdą niedzielę, ucztę dla błaznów nie pytając zanadto o ich zwyczaje”- padła piąta, ale wstała kolumna.

— „Ze wszystkich nakazów, wypowiedzianych pośrednio przez królewskiego posłańca, uważam iż każdy nie był wart więcej od mego kciuka, który obgryzłem sobie, będąc malcem w kolebce, gdyż zęby urosły mi natychmiast po urodzeniu, podobno na moje nieszczęście „- szósta uwaga nakazała mi przyjrzeć się sprawie bliżej.

— „Uważam, że dnia tego a tego(tu była wymieniona data), za wcześnie mnie obudzono, i osadzono w lochach królewskiej mości” — siódma była nieco bardziej krytyczna od pozostałych, wzbudzając moją zadumę, oraz nakazując mi bardziej pielęgnować cudze zwyczaje. Zwłaszcza, iż wrażliwość jest tym, co przysługuje każdemu człowiekowi, jako szata honorowa i powinno stale obowiązywać jej nakładanie.

Co się zaś tyczy mnie, poprawiłem sobie pas i zabrałem się za napisanie odpowiedzi odmownej, odnośnie przyjęcia owego szacownego urzędu, wraz z listem poręczonym, który dostarczy osobiście mój poręczyciel, którym jest krowa.

Mu!

Za żadną cenę nie ruszę się stąd, ani pod byle pretekstem, ani za żadne pochlebstwo, lub obiecany przywilej. Skończyłem.

Podpisano: Orion z psem Syriuszem.

Pożegnanie

Pewnym razem przyśnił mi się ocean wypróżniający swoje fale.

A kiedy się obudziłem, zastanowiło mnie jedno:

Dlaczego garbaty karzełek o wzroście nieprzekraczającym dziesięciu centymetrów, jest stanie skoczyć wyżej niż ja, a na dodatek, dosięgnąć przy tym chmur.

Długo męczyła mnie ta kwestia, nie pozwalając bym przechodził obojętnie wokoło tego zagadnienia, aż pewnego dnia podczas spaceru, na którym odnalazłem moje cztery pary zagubionych spodni, w kolorze oprawcy pasującym do zbrodni, wtedy właśnie najzwyczajniej w świecie uznałem, iż wszystko to jest sprawką mieszkającego na zboczu Odludka z Gbura Pradziada, który mógł mi wynagrodzić swoje towarzystwo jakąś anegdotą, ale najbardziej przysłuży się zdradzając tajemnicę osiągnięcia chmurzystych (ale niekoniecznie pochmurnych) przestworzy.

Poszedłem więc do niego, nie zbaczając na to, iż liczne wskazówki ostrzegały mnie przed różnymi wyjawieniami mego nazbyt wybujałego charakteru, począwszy od stawiania większych niż zazwyczaj kroków, poprzez zmagania się z gorączką hipochondryka. Dalej była jeszcze biegunka, wykryta zbyt wcześnie albo zbyt późno, kaszel wisielca, a także ciągające bajoro i bagno zmartwienia.

Nie zraziło mnie to jednak do szczętu, czy też do szpiku kostnego, i co zamierzałem to uczyniłem, a co uczyniłem to zamierzałem.

A więc udało mi się w końcu jakoś odepchnąć wszystkie swoje niechęci, przełamać (nawet złamać) lody oporu, i zagnać swoje stadko rozjuszonych owieczek, na usługach zmęczenia, do stajenki.

Tak trafiłem w progi Gburowate, i aby się na nie wspiąć, potrzebowałem drabiny, którą szczęśliwym trafem odnalazłem niedaleko, żywo zdradzając zainteresowanie jakie wzbudzam, będąc wystawionym na wszelkie próby, oraz znajdując jeszcze dodatkowo kłody pod nogi, które ktoś umiejętnie pospinał ze sobą (zdaje się iż nie byłem to ja, skoro pamięć nie wraca mnie do owego zdarzenia) w owe tak bardzo potrzebne mi narzędzie.

W czasie wspinaczki towarzyszyła mi gęś, która torowała mi drogę, skubiąc mi przy tym brodę, co uznałem za komplement z jej strony.

W tym mym czasie doznałem licznych upokorzeń, więc było o dla mnie jasnym przebłyskiem, promykiem nadziei, dodającym mi wigoru i krzepiącym moje obmarzłe ciałko.

Gdy w końcu dotarłem, tam gdzie zmierzałem dotrzeć, i zapukałem kołatką w drzwi można by rzec iż stalowe, i gdy otworzył mi Odludek z Gbura Dziada Pradziada, gęś odfrunęła, a ja zostałem zaproszony na zimne kakao i rozgotowane ziemniaki, po czym zacząłem wyłuszczać swoją sprawę, czyli z czym przychodzę, przychodząc z pytaniem.

— Odludku- mówię- jak to się dzieje, że mały garbaty karzełek z Wielobarwnej Tęczy, sięga chmur, a ja nie.

— Muszę pomyśleć- powiedział wyciągając swoje rączki spode płaszcza i gładząc swoją brodę szczytując i pączkującą ku górze, gdy pewnie to był jej okres kwitnienia i nie można się temu dziwić.

Myślał dalej, a ja delektowałem się dalej poczęstunkiem, gdy nagle chwycił mnie mocno i rzekł, chwytając za ramiona.

— Wystarczy tylko, iż zwrócisz mu uwagę, iż jest okropnym łazęgą, i że niektórych czynności nie można czynić publicznie, jak to ma w zwyczaju, przez swoją lekkomyślność.

Na to ja sobie pozwolić nie mogłem.

Romans

Nie minęło zbyt wiele czasu, od chwili gdy przyjęto mnie do bractwa „Opasłego Rycerstwa i Wszystkich Spraw z Nim Związanych”, a już nadano mi tytuł dość znaczący, to jest Tego, który wchodzi do latryny i z niej nie wychodzi.

Podobno (podobno, gdyż wszystkiego nie zamierzam tutaj zdradzać) nawet i tym sposobem można wygrać w Ciuciubabkę, czy też w grę Hide & Seek, czyli Ukryj się.

A więc tocząc dalej swoją opowieść, muszę przyznać, iż istotnie owe przywileje okazały się przydatnymi, zjawiając się zapewne za sprawą wrodzonego szczęścia czy też szczęśliwej gwiazdy, pod którą się urodziłem, a może jak to mówią jestem w czepku urodzony, albo w nim zostałem poczęty.

Właściwie to zostawmy przynależne mojej szczęśliwej passie w zmaganiach z losem, jako wyrażenia odzwierciadlającego ów stan rzeczy

Zdarzyło się jednak pewnego razu, że zjawił się w owym zacnym gronie i kwiecie rycerskich zalet i cnót, panienka której nakazano (z powodu jakiegoś czyhającego na nią niebezpieczeństwa) spędzić ów czas, w towarzystwie w zastępie odważnych i silnych, cnotliwych przy tym mężów, godnych i chętnych bronić honoru owej panny.

Nie dalej, niż tydzień później, spojrzenie naszych ócz spotkało się we wzajemnym położeniu, to jest w taki sposób, iż żadne z nas nie górowało jeden nad drugim, i tylko równorzędnie patrzyliśmy na się wzajem.

Nie uszło to niczyjej uwadze i odtąd nawet częściej i usilniej zapraszano mnie do stołów zasłużonych opojów, aby skraść czy też wydrzeć mi tajemnicę mego wdzięku, który pcha niewiasty w moje objęcia.

Nie zdradziłem się z niczym, a tyko moja paplanina dochodził jakby z kresu mej osoby, po czym znowu obejmowała moją całą postać, nakazując bym mówił, co też ślina na język przyniesie.

Widocznie, akurat to spodobało się owym zacnym przedstawicielom, tego zacnego rodu opasłych opojów, gdyż nawet zarządzono dla mnie ucztę powitalną, a przecież już czas jakiś przebywałem w owym bractwie, dostępując tytułu, który już znacie.

Z czasem, gdy szacunek wzrósł ku mnie jeszcze usilniej, naszła mnie ochota by zorganizować ucztę w szerokim gronie, co też się stało również z moim nakładem sił mych i udziałem mej osoby, a gdy nastał okres w którym wszyscy poczęli zaśmiewać się do rozpuku, chociażby gdyż Rycerz Bokobrody Angelus, wystawił tyłek tak, iż zjawił się jakoby gość (oczekiwany czy też nie) na pogrzebie, dodatkowo uświęcając ów uroczystość donośnym wiwatem, który zdawał się być trzmielem latającym sobie nazbyt swobodnie aż trafiając w ognisko wzbił wielki płomień, i tyle go widziano (niektórzy mawiali, iż widzieli w owym zbitym ogniu jakoweś postaci szkaradne, ale trudno było temu dawać wiary, zwłaszcza, iż mi nie byli do końca przekonani, czy to im się istotnie nie zdawało).

Sami zresztą wiecie, jak to w towarzystwie bywa i rozumiecie, iż niejeden taki żart pada podczas zabawy.

Wtedy nadeszła panna, siadając tuż przy mnie, z czego mogła wywiązać się jakaś awantura (zważywszy choćby na krewki charakter, czy też na swobodną atmosferę owego miejsca),ale na szczęście łagodne obyczaje wzięły górę nad „pokutnikami”, i jako żyw, i jak jeden mąż rozpoczęliśmy nasze pohukiwania, czy też słowne zapasy wymagające od nas tęgiej głowy, zważając jednak na białogłowę.

Po pewnym czasie oczy owej niewiasty oraz moje spotkały się, a ja ośmielony taką jej zachętą, jąłem się do niej zwracać jakoby częściej i serdeczniej.

Odwdzięczała mi się uśmiechem, i po pewnym czasie poprosiła mnie, bym jej towarzyszył w pójściu „na stronę” (może i z racji też mego tytułu, któregom jednak nie został pozbawion).

Nie zwlekałem długo z odpowiedzią i zaprowadziłem ją do ustępu, czyli latryny.

Stojąc tak i cierpliwie oczekując zakończenia owej czynności (bardziej niż niepewnym co dalej uczynić), dostrzegłem jak wyciąga przez okienko u drzwi, chusteczkę bielszą niż śnieg, wymachując nią następnie, po czym nigdy jej już nie ujrzałem.

Myśliwy

Nad rozległym stawem przesiedziałem czas jakiś, wystarczy by rzec, że w pewnym momencie jął się wydłużać, gdym chciał go ująć.

Nic to, rzekłem sobie podejmując kolejne próby, lecz po pewnym czasie zauważyłem, iż mogę go dowolnie naginać wedle mej woli, zarządzającej to czy inne.

W pierwszej kolejności uczyniłem zeń sobie łuk, z którego puszczona strzała zaginała przestrzeń, pozwalając mi zawczasu dostrzec wydarzenie, w którym brałem przecież czynny udział.

Nie minęło sporo czasu, a już zwano mnie myśliwym chimer, widziadeł, okropnych szkarad, czy też złudzeń, oraz już począłem przywdziewać na siebie najrozmaitsze formy ułudy, jakoby odzienie, w którym mogłem czynić wiele cudów, a także zdobyłem parę innych przedmiotów, które także sobie wielce cenię.

Posiadłem na przykład płaszcz z miłosnych zapatrzeń, z których powstało silnie falujące ornamentowanie rozkoszne, pełne nienasyconego uroku, na który gdy tylko się spojrzało, można było dostrzec i w pełni odczuć radosną atmosferę świątecznego dnia, a na dodatek wszelki gwar i nastrój biorący się z kłótni umykał, i nie zjawiał się już więcej.

Posiadłem również buty rozchodzącego się echa, dzięki którym biegłem tam, gdzie wykrzyczałem choćby swoje imię, a biegłem jakoby czyniła to gąsienica, segmentowanym sposobem ruszając się w odstępach przestrzennych, a szybko.

Posiadłem także czapkę z niewymownej uciechy, a gdym w niej chodził, to wszędzie można było dostrzec, jakobym stałym był bywalcem wszystkich wesołych uroczystości, oraz zabaw wszelakich, i muszę przyznać, iż miłe jest to uczucie być tak lubianym.

Muszę także wspomnieć o pasie krystalicznego ujrzenia, i to właśnie dzięki niemu, każde źródło posiada swój aromat, który tylko ja rozpoznaję, a jest ich wiele, i warto jest poznać każdy jeden, jeśli nie wszystkie (jeśli jest jakaś różnica, a jest!)

Mam także szal starożytnych ceremonii, i jeśli nie jest mi z nim do twarzy, jest on za to zaznajomiony bardzo dobrze z czarami i rytuałami, a których także jest wiele, i można nimi wiele rzeczy uczynić, na tym świecie.

Jest jeszcze antidotum wydarzenia, i tylko dzięki niemu nie wpadam w pułapki losu, także maść przyozdobienia, dzięki czemu łatwo wykrada się całusy każdej pannie, oraz strzelba, która wystrzeliwuje nabojem zapoczątkowanego karnawału.

I gdy tak chodzę ubrany, oraz uzbrojony w owe wszelkie dodatki, wiem iż nie muszę udawać przed sobą niczego.

Dociekliwy Newton

Z której strony, i na którą stronę upadło jabłko, to jest bardzo ważna kwestia, i też tym pytaniem rozpoczyna się cała moja wypowiedz kierowana do tych was, którzy to czytają; a zaczęło się od tego:

Gruba Dopinga nadęła się pewnego razu, i na oczach całej widowni, bowiem był to jej popisowy numer, strzeliły jej wszystkie guziki u kiecki i wtedy pokazały się dwie duże dynie, oraz ogródek w którym te dynie leżały, a Gruba Dopinga zbierała oklaski oraz zapały niewyżytych nawet młodzieniaszków, to było jej szczytowym osiągnięciem.

Nazajutrz wszystko znowu było po staremu, więc tym razem aby sobie poprawić nastrój, naliczono każdemu kto szedł do ogródka aby ukraść dwie dynie, karę w której to musiał przebraniu Stracha na Wróble stać w owym ogródku, dopóki Dopinga nie znudziła się tymi słomianymi wyczynami.

Przez resztę dni można było czas inaczej spędzić i niektórzy najzwyczajniej w świecie leniuchowali, a inni uganiali się za dziewczętami, a w tym drugim przypadku było podobnie, czasami nawet tak samo.

Wszystko szło niejako po staremu, gdy nagle Gruba Dopinga, znalazła sobie Lewarowego Zraszacza, i teraz dynie kwitły jeszcze dobitniej, a ogródek zawsze był wypielęgnowany oraz odpowiednio nawodniony.

W pewnym nie tak ulotnym momencie, narodził się w ich domu Malkontent Wszystkożerny, i tak zaczęła się prawdziwa historia, niejako meritum owej opowieści, a to dlatego, że Malkontent od swojej wczesnej młodości, był uznany za prymusa, przynosząc do domu tylko wysokie stopnie, a więc nie tylko był uznany, ale i dowodził tego.

Niedługo trzeba było także czekać, by ujrzeć go na olimpiadach, i w szerokich kręgach naukowych nawet już, wymawiano jego imię z szacunkiem.

Minął czas jakiś, i Malkontent został zatrudniony przez wybitne Naukowe Laboratorium Stosowanych Demencji, dzięki czemu tytuły honorowe i inne zaszczyty były tylko kwestią czasu.

Nagle na jego horyzoncie pojawiła się Zdębiała Frywolnica, i kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.

Ich serca przylgnęły do siebie, zakochali się w sobie, i w doświadczeniach mikrobiologicznych, mając tylko na uwadze swoje postępy w dziedzinie genetyki zarodkowej, krzyżując na przykład pałeczki anorektycznych prostaczków, z prążkami zarodników Wymiotnych Figlarzy, gdyż takie nadano imiona owym chorobom, nie bez powodu.

Wkrótce okrzyknięto ich najzdolniejszą parą, w miesięczniku Despotyczny Katatonik, i teraz nie stało im już nic na przeszkodzie, aby zyskać ogólnoświatowy prestiż -nic, prócz światowej sławy profesora Opętanego Jamochłona, który spędzał sen z powiek, najznamienitszym nawet uczonym, znajdując błędy w wypowiedziach i odczytach, oraz wskazując na niedbały charakter pisma.

Nie jest to takim zresztą osobliwym, iż zwraca się uwagę na takie drobnostki, a o czym być może nie każdy pamięta, by nie nakładać pazura kury, co jest powszechnym zwyczajem, praktykowanym ogólnie, i podobno z pożytkiem dla pracy zawodowej; podobno, oraz od czasu do czasu.

Nikt zresztą nie uniknął wpadki, prócz samego profesora Jamochłona, a siła ciążenia znalazła naszą parę- Malkontenta Wszystkożernego oraz Zdębiałą Frywolnicę pod drzewem jabłoni, gdzie nie oparli się pokusie „skosztowania jabłuszka”.

No więc z której strony, i na którą stronę upadło jabłko.

Rotacja jest bardzo istotną kwestią

Wyprawa

Nic nie stoi na przeszkodzie, gdy idę drogą, po której jeszcze nikt nie stąpał (naturalnie w obrębie mego gatunku rzecz jasna. -A jakiż to gatunek? — tak, żarty trzymają się każdego, choć z drugiej strony nie wszystko musi być znowu aż takim oczywistym.), więc i tym razem zażyczyłem sobie tego, zmierzając w kierunku, gdzie nikt jeszcze się nie udał, ani nawet nie zamierzał się udać, ani też gdzie nie zamierzał się pojawić świadomie, czy też zupełnie przypadkiem.

Poczyniłem więc stanowcze i staranne przygotowania, aby nikt nie odkrył mych planów, i także abym nie wypowiedział tego, czego nikt się nie powinien dowiedzieć z mych ust, gdyż zarówno jak nie zawierzałem nikomu, tak samo nie zawierzałem i sobie.

Obwiązałem więc sobie usta chustą, by nie padło ani jedno słowo z mych ust, ponadto w dniu, w którym zamierzałem wyruszyć, umorusałem się przeto cały błotem, by nikt mnie nie zaniepokoił, bowiem stało mi się coś strasznego, i z tragedii raczej nie powinno się śmiać.

Było jednakże inaczej, gdyż zauważywszy mnie, zbiegano się na mój widok, a ja odpędzić się od prześmiewców tego dnia już nie mogłem.

Musiałem więc przeczekać dzień cały, a następnego znowu udałem się drogę, tym razem udając, iż ot tak sobie chodzę, i że niby nie i w ogóle to niby jak, dlaczegóż i skądże.

Tym razem więc się udało, uznano mnie za nudziarza i zostawiono w spokoju, więc nareszcie wolny i opuszczony przez skrzeczące stadko, wyruszyłem na poszukiwanie własnego przeznaczenia.

Nie minęła długa chwila, a już odkryłem że idę stąpając po kolorowych ogrodach, których wielobarwne motyle sfruwały ku mnie, nucąc cudowną melodię, której znaczenia nie pamiętam, ani też z jakich nut czy też dźwięków złożony był ów utwór.

Nagle na moim horyzoncie ujrzałem całe mnóstwo świecących punkcików, i każdy odsłaniał mi, kiedym spoglądał do jego wnętrza, cały świat wielorakich barw, kształtów i postaci.

Nie minęła długa chwila, a każdy punkcik przylgnął do mnie, a wtedy dostrzegłem już nie wyłącznie, iż znalazłem się w jeszcze bardziej malowniczej krainie, której dziwne kwiaty strzelały w niebo swymi płatkami, a każdy płatek podobny był harpunom, jakie wystrzelone w niebo, godziły w nie, aż broczyło krwią.

Czyniły tak wiele razy, aż posoka lała się niczym wodospad, i wtedy można było usłyszeć okrzyk radości, a raczej jak żądne krwi mordy, oraz rzucone na świat plagi.

Potem nakazano mi, odcisnąć swoją stopą ślad, który gdy oderwałem nogę ku górze, zamienił się nagle, czy też był od razu, jakby drugim mną, tyle że ani ja go ni poznałem, ani on mnie rozpoznał, tylko od razu nadział mnie na włócznię, i tak powiesił mnie na niej, stawiając ją na ziemi, i kręcąc mną niczym bączkiem, lub też jakoby wskazówką zegara.

Czas przeciągał się w nieskończoność, i z trudem udało mi się jakoś znowu stanąć o własnych siłach, i na własnych nogach, znajdując się na powrót na ziemi, oraz skąd wyruszyłem.

Natychmiast więc cofnąłem się do wielobarwnych ogrodów, i jeszcze bliżej, pamiętając, aby następnym razem, wybrać zupełnie inną drogę, a może tylko trochę inną.

Sprzyjające okoliczności

Ostatecznie wypadło na mnie.

To ja musiałem odbyć daleką podróż, przez tereny na których zamieszkiwała Straszliwa Marbelia i jej Łazęgowatość Rozlazła, aby dotrzeć do źródła, które miało w sobie magiczną moc spełniania życzeń.

Nie czekałem nazbyt długo, lub też wcale, chwytając szybko co było pod ręką, i ruszyłem dumny z tego, że mnie wybrano; jeśli wszak jesteś wybrany, to przecież nawet nieważne jest w tym wszystkim, iż nikogo chętnego prócz mnie nie znaleziono by, i że nie mógł znienacka, albo z jakiejś innej przyczyny.

Najważniejsze było to, że mogłem wykazać się swoimi zdolnościami do stawiania czoła niebezpieczeństwu, któremu dumnie spoglądałem w samą głębię przepastnych źrenic, pozostając na straży swych obowiązków, które mnie zobowiązywały do trzymania choćby kłódki na zamkniętych ustach, albo do dochowania tajemnicy jednym okiem, a drugim do wypatrywania czającego się gdzieś złowrogiego aktu nie nagości, ale gwałtu jakowegoś.

Jednakże te dwa ostatnio wymienione nie kolidowały ze sobą aż tak bardzo, czasem nawet jedno przypominało drugie, i można się całkiem pomylić, oraz przybrać nie tę formę odpowiedzialności, co przystoi zwłaszcza temu, kto nie powinien oddawać się uciesze nie tylko oka, ale w pełni sprostać wymaganiom jakie się na niego nakłada.

Tak szedłem więc, nie zaniechawszy owych myśli, które jęły teraz mnie dopadać w samotnym marszu, aż po pewnej chwili, już nie byłem w stanie zupełnie się od nich odpędzić, jakby od najcięższej zarazy, jakby ktoś mógłby wymyślić, gdyby tylko zechciał, albo dyby dano mu takową szansę.

W końcu nadszedł czas najwyższy ku temu, aby powiedzieć wojnę mym myślom, zrywając wcześniejszy pakt o nieagresji, i rzuciłem ku nim moje najtęższe zbrojne siły, w postaci Chwiejnej Opinii, a także ukrywanym gdzieś w chaszczach Nieskładnym Durniu, którzy już nieraz mi się przysłużyli, wśród okopów, a także na polach chwały.

Po pewnym więc czasie odnalazłem spokój, i mogłem już swobodnie bez napinania swych mięśni, także i tych szczątkowych (choć przecież nie w zaniku), osiągnąć to co zamierzałem, oraz do czego zostałem wyznaczony.

Gdy już pora nadeszła, by wszystkie cienie wyszły z ukrycia, wtedy też zjawiała się naprzeciw mnie Straszliwa Marbelia i jej kurzochatka Łazęgowatość Rozlazła, i wtedy zdałem sobie jasno sprawę z tego, iż przede mną leży najcięższa część, przed samym nosem, owej misji, a Straszliwa Marbelia łypiąc na mnie swym jaszczurczym okiem, szybko obkręciła nim wewnątrz swego oczodołu, po czym spytała mnie w swym języku, który był mi znany, gdyż lubiłem zapoznawać się z innymi kulturami, a chyba one lgnęły tak samo, albo jeszcze bardziej ku mnie, więc uważam się za względnie obytego.

— Gdzie ciebie twoje wrzody niosą, oraz białka-patrzałka- spytała, zdzielając swą miotłą Straszliwa Marbelia, i chwilę później kurzochatka mnie przycisnęła do ziemi, aż zmarszczyło mi się całe czoło z rozpaczy.

— Tam, gdzie płynie Oczopląs, aby mu się przyjrzeć lepiej- odrzekłem jeno, a Łazęgowatość Rozlazła już mnie wbijała w ziemię, jakoby klin jakiś czy też kołek, jako też jedno z glebą.

Tedy Straszliwa Marbelia nakazała mi wstać, i pójść swoją drogą, i nie zapomnieć o niej.

Jakże mógłbym, i gdy tylko ujrzałem źródełko, zapragnąłem by Straszliwa Marbelia i jej kurzochatka Łazęgowatość Rozlazła wywaliły obie jęzory przede mną, i tak dojdę po nich na koniec tęczy.

Ostatecznie wypadło na mnie.

Akt odwagi

Właściwie to nawet nie powinienem o tym wspominać, lecz jakaś część mnie, nakazuje mi wręcz opisać ze szczegółami ów incydent, który stał się na tyle doniosły w swym znaczeniu, aby o nim nie zapomnieć, ani o okolicznościach mu towarzyszących.

Otóż pewnego dnia stało się jasnym, iż długo nie zabawię już w królestwie Elryka Mózgookiego, którego zwano tak ze względu na to, iż gdy intensywnie rozmyślał, widać było jak na dłoni, że pracuje jego oko, wykonując jakąś skomplikowaną operację, jakby jakaś zaklęta maszynka chcąca narozrabiać, kierując wzrok i spojrzenie po wszystkich na sali obecnych, podczas owej uczty królewskiej zebranych i przybyłych co znaczniejszych gości.

Był tam Liliput Przezorny, który zawsze zabierał ze sobą, w swym woreczku Byleznajdę, a była to grająca jakąś wschodnią, orientalną muzykę szkatułka, i podobno była potrzebna po to Liliputowi, czy też Przezornemu, a może po prostu Liliputowi Przezornemu, aby uwodzić damy podatne na takie aromaty dalekich krain.

Także można było ujrzeć Zakutą Pałę, ubranego w rycerską zbroję, której magiczne właściwości, pozwalały ją nosić bez żadnego wysiłku, lekką jak piórko, a także w razie czego złożyć tak, iż mieściła się na koniuszku czy też czubku palca, więc taki był z niej pożytek.

Nie mogło zabraknąć także Złowrogiej Nekromantki, której odruchy bezwarunkowe, były przyczyną wskrzeszenia co poniektórych zmarłych, których lepiej jednakże byłoby nie wskrzeszać, nawet tylko chociażby jako widziadła, co mogło także być przyczyną niepokojących zdarzeń i zaszłości. Darowano jej jednak owe pomyłki, ze względu na miłe i łagodne usposobienie.

Zjawił się także na uroczystość Natrętny Przylep, który rozdawał każdemu dziwny liść, którego gdy się choćby skosztowało, można było chodzić po ścianach komnat, a nawet po suficie, do góry nogami więc, zwieszając się tak, jak to nietoperze zwykle czynią, czy też miewają w zwyczaju.

Można jeszcze wymienić, a przecież jest tak, iż last but not least, czyli ostatni, ale nie najgorszy, choć akurat nie jest jeszcze ostatnim na liście Zgadulec Długonosy, a ten z kolei posiadał bardzo wartościowy zbiór magicznych zaklęć, które w porę chociażby zagrożenia, wywoływał przed swój nos swymi zagadkami, którym to organem mógł wypisywać owe ukazane czarodziejskie nie sztuczki, ale dziwy.

Jest jeszcze Zębata Pluskwa, lubiąca pokazywać swój naszyjnik, ze zębów różnych przedziwnych stworzeń, jakie udało się jej kiedyś upolować i posmakować ich mięs, a każdy z zębów posiadał również różne cudowne moce, i trzeba było uważać by choćby nie stać się za bardzo lubianym przez dziwaczne czy też groteskowe i straszne stworzenia, przybywające z krainy, z której nie pochodzą, a które to przywiódł nasz urok czy też zapach kojarzący nas z posiłkiem, a także by nie zapomnieć choćby ważnego czaru zanikania, czy też niewidoczności, podczas zakradania się do twierdzy wrogiego władcy na przykład, przez co można by zostać narażonym, na liczne nieprzyjemności czy też i nawet niebezpieczeństwa, a może i nawet źle skończyć, jak to w takich razach bywa.

No i byłem jeszcze ja, który dawno już pokłonił się królowi, a zwałem się Plądrem Zuchwałym, i nijak nie można było mnie powstrzymać, od tego com zamierzał, choćby z pomocą dziwnej sztuki, stawania się samym sobą, na czas długi w jednym miejscu, podczas gdy w tym właśnie czasie można znaleźć się zupełnie już gdzie indziej, i sobie choćby wypoczywać, a przydybać mnie mogli wtedy tylko najtrwalsi obserwatorzy.

I gdym tak zaczął czynić poruszenia swoje ze zdolności czarodziejskich wzięte, wtedy zdołałem chwycić niezwykle szybko oraz umykając przed wszelkiego wzroku, placek wiśniowy największy jaki zdołałem wypatrzyć, i nałożyć go sobie na głowę, albo na któregoś z gości, wybierając siebie, tedy król jął mi się przypatrywać nagle baczniej, a wszyscy goście zamilkli, a ja pozostałem w owym dziwacznym nakryciu głowy, i udałem naraz, iż nic się nie wydarzyło takiego szczególnego i tak powiódł się mój niecny plan, jaki mi zaświtał, gdy naszła mnie odwaga, któregoś tam dnia.

A królowi tam tego dnia, miast mózgu w oku zjawiła się wisienka, i była w tym też i moja jaka zasługa.

Najlepsze z wcieleń

Podobno jest tak, iż jedno życie wpływ na drugie, i nie można temu zapobiec, nawet jeśliby się chciało.

Otóż opowiem wam pokrótce, co się stało takiego w mym okazałym, czy też najwspanialszym wcieleniu jak mawiają niektórzy.

Zwano mnie i zwałem się Skarconym Łazęgą, i moje życie poczęło nabierać rozpędu, gdy osiągnąłem wiek dojrzały.

Wcześniejszy okres mego żywota nie przebiegał podług mych życzeń, i był skierowany jakby w przeciwną stronę mych usilnych starań, przyprawiając mnie niemal o rozpacz.

Gdy osiągnąłem więc wiek męski, wtedy też zawezwano mnie przed oblicze Najjaśniejszej Gwiazdy, rozsyłającej swoje blaski wśród różnych stanów i zawodów.

Był to władca, któremu przypatrywało się dwanaście ibisów, a władca obejmował także osiem swych postaci, spijających nieustannie oraz wiecznie, źródło olśniewającej rozkoszy.

Nad mną czuwały tedy cztery hipopotamy, toczące ku sobie kulę ze złota podług wyznaczonych nieznanymi mi prawami przekątnych, oraz flaming czerpiący swoją postać ze znajdującego się tam stawu, którego kształt odzwierciedlał jego postawę.

Kiedy indziej, można było ów staw uznać za zbiornik, w kształcie klepsydry, tylko że dolna część zasypana była piaskiem, i to także miało znaczenie, jak choćby skrywane przeznaczenie- i tam flaming towarzyszył sumowi o szmaragdowych wąsach, delikatnie wibrujących przestrzeń.

Co do mnie, to władca przyjął mnie ze swym uśmiechem, równym nieobjętym skrytym pięknościom o szatach prześwitujących, oraz przetykanych Tajemnicą Istnienia.

Nakazał mi przyjąć kwiat, który gdym go wziął, zapewnił mi widzenie wszystkiego w nieprzeliczonych barwach, którego kolory odmieniał także i mnie, tak iż mogłem stać się również orszakiem samego władcy, wśród niekończącej się jego gościnności.

Nic nie było skomplikowanym, ani nic nie wydawało się być zbyteczne, choć nie można by przecież powiedzieć, iż brakowało w tym wszystkim zbytku.

Mogłem teraz całkiem dowolnie, w otoczeniu dziesięciu złotonogich pawi, o wachlarzach ze swych piór mieniących się zmysłowością i czujnością, przechadzać się gdziekolwiek tylko sobie zażyczyłem, czy gdzie niosły mnie moje pragnienia.

Sam stałem się subtelnym Nienazwanym Zamysłem jeszcze w świetle dnia, i wkrótce można było mnie podziwiać, gdym rozchodził się ze swymi postaciami, a każda jedna była czarodziejskim śnieniem.

Polubiłem tedy swoje przechadzki, oraz swoje istnienie, a gdy złoty lampart o kończynach dłuższych, niż szyje ptaków sięgających niebios, przyodzianych w sekretne mity uwiedzeń, dostąpił mej łaski, wynagradzając mi wszelkie zachwyty, spełnionymi obietnicami, naznaczając swym pazurem to co się dzieje, a nie odwrotnie, nie mogłem już obejść się bezeń, i gdy każdy kwiat skrywający postaci niewieście był podarunkiem Gwiazdy, tedy podarowałem mu swoje westchnienie rozchylające się jakoby kielich sprowadzający ku niemu zadumienie kobiece, osiadające na szatach, aby opłacić to, co było gościnnością i takim miało pozostać.

To co dobre nie powinno się kończyć, lecz krzyżując swymi szmaragdami w przestrzeni sum oznajmił spływając w dolne rejony klepsydry, gdzie ornamenty uwięziły jego korpus, osiadając łagodnie na mych powiekach, jakoby delikatnym łaskotaniem, iż nadszedł już mój czas.

Utrata pamięci

Nie było nic zdrożnego ani upiornego w tym, iż wraz ze zwycięstwem Kleofasa Jutrzenki, również i ja przywdziałem na siebie laur zwycięski, i począłem obnosić się z nim, po każdej części królewskiego zamku, jakobym to ja stoczył wiele bitew i wojen.

Nikt nie przydybał mnie na tej czynności z godnych przedstawicieli oficjalnej władzy, chyba tylko niektóre kucharki, czy też pokojówki, poczęły śledzić wszelkie moje kroki ze zwiększoną uwagą, które to kroki kierowałem zarówno do komnaty zdobyczy wojennych, jak też i do komnaty lustrzanej, w której mogłem dowolnie przebierać się, przypatrując się sobie, jakoby dowódcy wrogiego państwa, chociażby nawet i barbarzyńskiego, którego szaty wodza teraz z dumą obnosiłem, ponieważ skłaniał mnie do tego, już nie taki znowu młodzieńczy, ale zapał, czy też kaprys, albo jeszcze lepiej- fantazja pochłaniająca mnie bez reszty.

Z radością chwytałem wszystkie splendory tajemniczych odległych zakątków, w postaci owych trofeów, którymi zadowalałem swoje wzbudzone żądze i pragnienia do czynów chwalebnych oraz walecznych.

Nikt nie kontrolował mych poczynań, a jeśli nawet, to i tak swoboda jaką dysponowałem, skłaniała mnie do dokładnego przeszukiwania wszystkich zdobytych podpisów, można by tak rzec, owych ludów.

Zdarzyło się pewnego razu, iż moje oko wypatrzyło złotą czarkę, wykwintnie inkrustowaną rubinami w kształt smoka, i wystarczyło żem tknął ją lekko, pocierając następnie, a już znalazłem się gdzieś w odmiennym miejscu, gdzie widziałem siebie wielokrotnie, a stopy moja jakoby łabędzie, na których ustawiałem swoją postać, względem obranego kierunku, delikatnie nakładając na siebie jakoby zbroję, która jednakże zbroją nie była, lecz szatą dzięki której nie zbaczałem z obranego kursu.

Po pewnym czasie dojrzałem zamek, który odbijał się jakby w lustrach o różnej wypukłości, czy też wklęsłości, a także w różnych pozycjach, na niebie oraz na ziemi, a dodatkowo jeszcze wyrywał się ku mnie potworną paszczą, długą jakoby szyją owijał cały nieboskłon lanym srebrem swego cielska.

Zapragnąłem wejść do jego wnętrza, i poddałem się biegowi mych łabędzi oraz zdarzeń, przylegających do mnie całkiem jak szata, którą nosiłem, a która to przyciągała mnie w danym kierunku.

Zobaczyłem, iż wrota leżą u dwóch skrzyżowanych przestrzeni, więc nakazałem sobie oddalić przestrzeń, by móc je uchwycić jakoby krzyż o czterech równych ramionach, a wtedy już nie miałem problemu z wejściem, więc wszedłem i zobaczyłem, iż możliwym jest, abym zajął tron, przyciągający mnie lubieżnie, niczym wyuzdana kobieta, rzucając ku mnie perłami, z których naraz wykwitały różnokolorowe kwiaty, niejako więżąc mnie w swych ozdobnych splotach i ornamentach, i wtedy podjąłem decyzję, iż moja równa jest memu wyniosłemu planowi, który zrodził się w tej chwili, gdy korona zdawało się iż spadła z niebiańskiego firmamentu, niejako dywanu przetykanego różnymi nićmi, i raz oddalającego się, a raz przybliżającego, falującego w ten takt mych rozsądzeń owego widoku, tocząc się od mych łabędzich stóp, ku zaszczytom, na które jąłem się gotować.

Droga była długa, oraz wyboista, i w czasie owej podróży odnosiłem dziwne wrażenie, iż przyglądałem się samemu sobie z oddali, rozkoszując się dziwnymi owocami, podobnymi do gałek ocznych zwierząt, które rozpoznałem po śladach, a nie inaczej.

A kiedym doszedł już na miejsce, wtedy mój język, zmieniony w jaszczurkę płonącą ogniem, nakazał mi zająć się każdą rzeczą, jakobym ją widział po tysiąckroć.

Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, i doszedłem w końcu do tej jedynej nieistniejącej, którą nieostrożnie nadepnąłem, a była to moja pamięć zdająca się jakoby wnętrznościami, otoczona drgającymi blaski srebrzących się wyciągniętych ku mnie lanc, mieczy oraz szpad.

Czarnoksięstwo

Wydaje się faktem bezsprzecznym a nawet udowodnionym to, iż leży w mej mocy uporządkowanie niejakiej chronologii pewnej nocy, rozciągającej się też na gdzie indziej- w dzień, w której brnąłem przez górskie przełęcze, z właściwym sobie przyczepionym ruchomym nosem, którego przyczepiałem sobie na wzór maski, gdy tylko traciłem węch i czucie wypatrzonej zwierzyny, za którą goniłem.

Oczywiście, mogłem nałożyć odpowiedni płaszcz, aby nadrobić sobie drogi, i choć często to czyniłem, teraz wolałem zachować zwykłe koleje losu, to jest wszystko do określonego limitu czasy, czy też wydarzenia, i wszystko we właściwej kolejności.

Miałem natomiast nałożoną czapkę, dzięki której nie musiałem kontrolować swojego konia, który sam jakoby płynął w powietrzu, i istotnie tak było, a on wzniecał srebrzyste blaski spod swych kopyt, którymi nie tykał ziemi.

Niedaleko tedy ode mnie, oraz mego wierzchowca, skoczyły ku mnie demoniczne bestie, podobne ludzkim postaciom, wyciągając ze swych kaftanów jakieś różnokolorowe proszki, którymi następnie rzucały we mnie, a jam musiał ich unikać, gdyż stawały się one, jakoby stalowymi siećmi, zdolnymi mnie uchwycić w swoje zwodnicze pyłki, czy też macki już.

Opamiętałem się jednakże niemal natychmiast, i co prędzej dobyłem kruszcu, który gdym rzucił ku tym drapieżnym stworom, pierw począł je rozświetlać na jasnozielony świecący kolor, a następnie zmienił się w czerwień, dzięki czemu, a raczej przez co, stopiły się owe bestie w jedną zwartą bryłę masy.

Uchwyciłem w dłoń swoją następnie ową masę, zaczepiając w nim linkę z kotwicą, by niekoniecznie mnie wstrzymało, lecz także aby nie pociągnęło w przeciwną stronę, zawracając z mego przedsięwzięcia.

Chwyciłem więc ów twór, i rzuciłem nim daleko przed siebie, i zdołałem dzięki zaklęciu uczynić zeń jakoby lustro w kolorze rubinowym, przez które przetoczyły się moje ciężkie zbroje, to jest tylko moja osoba, co zdołałem spostrzec, by odnaleźć się w okolicach, gdzie horyzonty nakładały się na siebie, staczając bitwę o jeden wzór, na którym musiałem zawiesić odpowiedni naszyjnik, jaki kiedyś został mi podarowany przez rozległe przestrzenie, tak abym nie musiał się obawiać ich nierozpoznania.

I tak też się stało, a tedy z lazurytu nieba wyszedł mi na spotkanie dziwny jegomość, którego uśmiech okazał się tragicznym wydarzeniem, więc może i powinienem odwzajemnić się mu tym samym,(coś nakazało mi tak uczynić) lecz tylko spojrzałem w przeciwną stronę, i zdało mi się, iż byłem kiedyś w tym samym położeniu wobec odmiennej zagadki, więc uczyniłem odpowiednie przygotowania, by w porę się spostrzec, iż wrócono mnie z mych poczynań, a w dali stały przygotowane stoły, pełne jadła oraz napitku, jakoby przygotowane na uroczystość jakowąś.

I zanim się spostrzegłem, odgadłem iż ogromny rycerz zbrojny, cały ze stali, czyni pokłony, i czyni tak nieustannie, i wtedy także wytłumaczono mi iż jest to postać wrogiego królestwa, która nie posiada ni czucia, ani też rozumu.

Zdziwiło mnie to, i kiedym podszedł ku niemu, dostrzegłem iż należy mi się coś więcej ponad to czegom oczekiwał, i wprawiony w taki rodzaj rozmyślań, musiałem opuścić zgiełk kończących się przygotowań, a rozpocząć następujące uroczystości, na których ujrzałem trzynaście stożkowatych postaci, wygiętych w łuki, i tylko jedna strzeliła cięciwy swej osoby strzałą, znajdując mnie niczym jabłoń, z tą jednakże różnicą, iż utworzoną z jednego kryształu, tak iż gdy mnie trafiła, pękłem nagle i rozsypałem się w każdą z możliwych stron parokrotnie, i wybiłem dalszy takt tanecznych pląsów oraz umizgów.

Nie spodobało mi się to z początku, ale spodobało mi się później, i tylko strzyknąłem śliną, na ułożone lustro jakoby posadzka pode mną, a wtedy otarłem się o śmierć ponownie, i może nawet by śpiewano o mnie pieśni, gdybym się w porę pośpieszył, dostarczając własne słowa znajdujące mnie w agonii, co też się nie stało.

I teraz chadzam wśród ogrodów niczym paw, i znajduje się bliżej początku, niż końca, na który ciągle nastaję niestety.

Szacunek

Stanowczo odradzałem zajęcie jakiegokolwiek stanowiska, w sprawie w której Zezowata Gęba wyszczerzała swoje wielgachne kły, warcząc na wszystkich dookoła, jakoby wściekły byłby to knur, czy też wieprz.

Nie podobało mi się to już od pierwszej chwili, i jakem szybki w swych słowach, tak też i szybki jestem w czynach, którymi to wprawiałem wszystkich w zakłopotanie, zarzynając te prosię, jeszcze zanim zdołał wyrzec w chwili mego czynu, jakiekolwiek słowo.

Uczyniłem to nie z konieczności, ale z poszanowania zasad, które nie zezwalają, by zachowywać się tak bezczelnie oraz arogancko.

Ciąg dalszy wydarzeń nastąpił dość szybko, i jak szybko pozbyto się zarówno truchła i ścierwa Zezowatej Gęby, tak też natychmiast podjęto ustawę skierowaną przeciwko mnie, przez niewymienionych zebranych czcicieli wszelkiego porządku.

Pogodziłem się ze swoją porażką na wokandzie, postanawiając zaszyć się gdzieś przytulnym gniazdku, leżącym z dala od tego pobrzękiwania moralności tłumnej i urzędowej.

Znalazłem się z dala od tych pamiętnych wydarzeń, idąc własnymi postanowieniami i osobnymi traktami i nagle spotkało mnie dwóch zbójców, z których jeden jakem usłyszał jego imię czy też ksywę, zwał się Kaprawy Krzywonos, a drugi był to Trzęsibródka Sromotnik, i dalej, jęli mnie już obtańcowywać, byle dostać w swoje chciwe łapska zawartość mojego wyposażenia, które trzymałem przy sobie.

Nie dałem nic po sobie poznać, żem jest cięty w mowie i nie tylko, i donośnym głosem wtedy rzekłem ku nim:

— Witajcie kumoszkowie, zgłodniałem trochę, i widzę że zajęcy tu w bród, więc może posilę się z wami, i popiję i podjem, i dowiem się co tam nowego słychać w świecie, to jest u was, którzy wyśrubiacie swe nosy, ze swych legowisk na owe wieści.- tak tedy im rzekłem, a oni jęli się śmiać jeden w drugiego, i zaprowadzili mnie do ich przywódcy, czyli szefa bandy, a który zwał się Niezgułą Ukatrupioną, i przewodził prócz tym dwóm moim wybawicielom, także i parunastu innym, z których mogłem poznać po ich nawoływaniu siebie wzajem, jak jeden zwał się Skutym Złośliwcem, inny natomiast nosił imię Zestrachany Paź, nie wspominając też o reszcie podobnych czy też odmiennych typków.

Spodobało mi się przebywanie w tej gromadce, a imię moje Krnąbrnego Bezzęba uznano, iż można zostawić takie jakie jest, można by tylko, do czego się przyczepiano zostawić choćby jednego zęba, nie w mordzie, ale w nazewnictwie, więc zwałbym się Krnąbrnym Jednozębem.

Po długich jednakże negocjacjach, z których niezupełnie było wiadomo kto wyszedł zwycięsko, a kto nie, uznano iż należy pozostawić wszystko w pierwotnej wersji, i od tego casu należałem już do kompanii, przystając na ich bezwzględne warunki, takie choćby jak chodzenie w jaskini w kapciach, albo noclegowanie przy włączonej aparaturze, do rejestrowania głosów tych, co odeszli z tego ponurego świata, czyli zmarłych.

Każdy kto przy tym budził się zlany potem, obrywał kością jakiegoś zwierzęcia w czachę, a że były to kości jakichś dawno żyjących smoków zasiedlających owe i chyba wszystkie też krainy bez wyjątku o ogromnych rozmiarach, zasypiał od razu trafiony snem już o wiele spokojniejszym.

Niedługo jednak trzeba było czekać na to by wszystko się odmieniło w naszej bandzie, wesołej gromadce, a to za sprawą znalezionego w lesie półbucika damskiego.

Niejedni zgadywali, iż może on należeć do Szpetnej Zuzeli, a inni byli zdania, iż należy do niejakiej Oblatanej Jędzy.

Wszelako nikt nie przypatrywał się mym rozumnym myślom, z których jasno wynikało, iż ów półbucik leżał kiedyś na mym sercu, a to za sprawą Złowróżbnej Monotonii, w czasach gdy mi wsadzała łeb mój, w tym samym co kładąc swój półbucik na mym sercu, pod swoją sukienkę.

Nikomu jednakże o tym nie wspomniałem, i wszelkie wspomnienia które jęły mnie nachodzić w tej chwili, jako żywe obrazy zachowałem wyłącznie dla siebie, i zdaje mi się, iż od tego czasu zaczęto nawet bardziej mi ufać, pod wieloma względami, oraz nabrałem szacunku w oczach mych drogich mi towarzyszy.

Bohaterska powszedniość

W państwie trzech gruszek, zostałem odznaczony orderem wykonanym z kości dawnych przodków, w którą wpleciono trzy postacie o nieskąpej postawie ze srebra, natomiast sama kość była na tyle długa, by sięgać poczynając od mej szyi, owijając się około niej obręczą o kształcie zaciskającej się w pięść dłoni, aż do samej ziemi- może tym samym służyć jako trzecia noga, oraz jako podbródek; przy tym nie dość że dekoracyjnie wykończona ornamentami roślinnymi oraz strukturami odległych gwiazd, to jeszcze świadczy o mym prestiżu.

Gdy naokoło mnie nie zdawano sobie aż tyle szyku, albo tak mi się jedynie zdawało, ja chodziłem w sposób ostentacyjny, obnosząc się niemalże już ze swoim podarowanym mi oficjalnie oraz uroczyście gnatem.

Po jakimś czasie, już poczęto podług mego zajętego stanowiska zwracać się ze sprawami najczęściej nie cierpiącymi zwłoki, które przyjmowałem mając na względzie swój urząd, a były to choćby i takie:

Obojnacy wykonali trzy obroty i nie zostali przyłapani.

Dwanaście łbów końskich na tacach szafirowych mogło wyśpiewać pieśń o sennym ogrodzie.

Uczestnicy ruchu wyzwolenia spod jarzma wykroczeń salutują dziś na cześć znalezionej apaszki, lub też szarfy.

Napisano tysiąc wierszy o różnych nominałach.

Sprawy które się przeciągały należało ustawić w szereg, oraz złączyć nicią jedwabną.

Wykończony rozwiązywaniem owych nadmienionych przydarzeń, udałem się na przechadzkę, która składała się z przyprawy wanilii, chili, a także rzadkiego chrząszcza o świecących czułkach, podobnych mym dwóm palcom, które gdzieś się błąkają, w razie czego, lub w przypadku zwołań ich na tajemną naradę.

Z utęsknionym wzrokiem błądziłem po wzgórzach unoszących się nade mną, na stalowych halabardach, i czuć było tego księżycowego popołudnia, nutę roznegliżowanego wychłodzenia, więc zająłem się wyszukiwaniem wspólnego mianownika od słów geriatryczny oraz zwaśniony, i wtedy wpadł w moje ręce pierwszy z brzegu wolumin, oprawiony niezdarnie w kaczy łeb, na którym, czy też w którym stały litery bazujące na pouczeniach kretynów.

Nie to znowu i od razu, żebym się wyróżniał w jakiś szczególny sposób, albo też i dorównywał owym twórcom tych zgrabnych i utkanych z wielką starannością sentencji, ale zdecydowałem że wyjdę tyłem do przodu i może oddam się swobodnym zachciankom, zapamiętując trzynaście zwrotek opieszałego błazeńskiego sonetu, zwróconego przeciwko oblubienicy, oraz na którą się narzeka.

Wyszedłem zadowolony, a kule armatnie latały nade mną oraz na mej wysokości, i uznałem iż czas najwyższy zapoznać się z ruchem obrotowym sfer wystawionych na pośmiewisko, albo też i zgorszenie.

Niedługo to jednak trwało i wynalazłem sprzeciw, któremu dostatecznie już zadośćuczyniono, a ja mogłem oddać się rozpuście na stole ofiarnym, wiedząc że stanę się martwą naturą na płótnie rozwieszanym wraz z przypływem zapomnianych porzekadeł, a również wraz z harmoniami oraz jednym zaimkiem (zdaje się, iż osobowym).

Po tym uznałem nareszcie, iż czas jest po temu, abym udał się do głównej siedziby mego prawowitego apartamentu z oknem złożonym z nieskończonej ilości przemieszczających się utkwień w horyzoncie, wychodzącym na szubienicę, oraz ulubioną pozycję wrodzonego despotyzmu, i tym widokiem nasycałem się aż do zamknięcia mnie w szklanej butelce, tak abym nie mógł się wydostać, robiąc przy tym wiele szumu oraz zamieszania wokoło siebie.

Udało mi się jednak wydostać, prześcigając wszystkie decybele w zawodach olimpijskich, i zerwałem się z uwięzi, na której porozwieszano już pranie oraz brudną bieliznę, a które to zaniosłem do nauczyciela od gry na rozkładanych planszach, a na których ustawiłem się w samą porę i odegrałem mimowolnie rolę komediową, prosząc by zajęli miejsca wszyscy ci, których nie wymieniłem kolejno albo też niechronologicznie (co właściwie znaczyło to samo, ale nie tym razem).

Miałem wtedy już ich w garści, a oni odwdzięczyli mi się brawami, na których można było zbić fortunę, oraz wydając ją w mirażach, w których warto było choć raz zagościć, bowiem jeśli nie Korynt, to znowu co innego.

Odszedłem tedy z uroczą miną i udało mi się nie zapaskudzić reszty obleganego miasta, jeśli mnie pamięć nie myli.

Sprawy wagi państwowej

Niewiadomym jest, ileż to czasu minęło od śmierci ostatniego z dynastii Celebiusa Postępowego, ale natomiast pewnym jest, kto objął po nim rządy, a był to Zastęchły Skwar, i od niego pochodziły różne przepisy przysparzające poddanym wszelkich niedogodności, a może także i niepowodzeń.

Były to na przykład wąsy maczane w sosie, z jabłek zapiekanych w mandragorze, albo też świński łeb, w którego wlewano miód, i gotowano w wywarze z ziół zebranych podczas pełni, a też i przepis na rozdygotanego kleszcza w śmietanie, przyprawionego grzybami sromotnikowymi, oraz jeszcze konfitury z tarantuli, w cieście oliwkowo-garderobianym, zamiast mundurka, który już każdemu zbrzydł.

Podobno wszystkie przepisy (nikt nie był jednak tego pewien, ani nie było do końca o tym przekonany) pochodziły od kuchcika,( dotkniętego nie boskim szałem, ale jakąś cząstką, błąkającą się nie wiedzieć po jakich drogach niestraconego i nie wiedzieć gdzie się podziewającego rozumu, ułomną oraz niekompletną) znanego w całym kraju, a znanego bowiem pojawiając się w różnych zakątkach wskakiwał na ogromną chochlę, którą dla niego zrobiono, i dzięki czemu go rozpoznawano) i kazał się przypiekać na wolnym ogniu, a tedy miewał ponoć najlepsze przepisy, tak jakby mu ktoś drzwi w czaszce nagle otwierał i zapraszał znajomych do wspólnych pogaduszek, ale bez trepanacji.

Tak toczyły się więc dni w królestwie Skwara, który pragnął zachować wiele w tajemnicy, ale jeszcze więcej podać na tacy, co też i uczynił, i jego poddani po długich okresach i klęskach, w których można by odnaleźć przegrane wojny, oraz ucieczki z podwiniętymi ogonami w najmniej odpowiednim momencie, czy też oczekiwanym i może i nawet najbardziej upragnionym, w końcu zaczęli odmiennie spoglądać na owo nietypowe zainteresowanie władcy, które całkowicie pochłaniało jego uwagę.

Bowiem nastał dla nich okres pomyślny i wraz z pierwszymi wieśćmi, a także i wzmiankami o zwycięstwie w stoczonej bitwie o gruszkę oraz o pietruszkę, pogodziły się zwaśnione strony, zarówno przeciwników Zastęchłego, jak i zwolenników.

Tego wszystkiego jednak nie było dość i Skwar nakazał wznieść swój pomnik, na cześć i chwałę swojego imienia oraz panowania, oraz nakazał także, by go przedstawiono z osławioną przez znakomitego kucharza jego włości, chochlą.

Co pewien czas organizowano więc (albo i nie więc) słynne uroczystości, aby udobruchać zarówno władcę, jak i jego fetysz, wzniesiony na jego chwałę, i poczęto nawet z czasem zadawać owemu fetyszowi władcy pytania, o różne sprawy, całkiem jakby ów, posiadał dar widzenia przyszłych rzeczy, czy też sprowadzania pomyślności, a także i nieszczęść, całkiem jak jakaś wieszczka, która posiadała taki dar jasnowidzenia od swych bogów, udzielających pouczeń oraz przekazujących ostrzeżenia.

Od tego czasu poczęto pytać się owej statuy o wszelkie sprawy, czy to związane z nieprawidłowym stawianiem jednej nogi przed drugą, czy też o właściwy rozmiar buta, kiedy szewc nakazywał dłużyć przód aż o sam horyzont, i tam miał się kończyć czubek buta, a rozpoczynać okres dalszej pomyślności, a także kiedy gorset był wyrabiany ze smoczego oddechu i wpasować się weń graniczyło z cudem, nie mówiąc, iż kolor skóry zmieniał się na błękitną, albo fiołkową, i często tego procesu nie można było odwrócić do czasu, w którym się potrząsnęło jabłonią, i tak mijał w jakiś cudowny sposób czar, a czy zły czy też dobry, o jest to kwestia do tej pory nierozstrzygnięta, przez żadnego ze znawców Wielkiej Księgi Czarów i Zaskakujących Wydarzeń (odpowiedzi szły przez pępek).

Nikt ponadto nie wiedział, iż odpowiadał na te problematyczne zagadnienia nie kto inny jak ów sławetny mistrz patelni, a raczej chochli, tak przezeń rozsławionej, któremu nakazał Skwar Zastęchły mierzyć się, nakazując by miast na chochli, usadawiał się wygodnie, jakoby w trzewiach swego fetyszu, gdzie urządził go iście po królewsku (oczywiście mając na względzie ograniczoność miejsca, oraz wymagania owego mistrza potraw)

Tedy razu pewnego zdarzył się okres, kędy na obecną chwilę przyszły obfite deszcze, i można było uznać ową zniesioną statuę czy też pomnik, za wieloryba, i o czym jeszcze nie wspomniano, to o tym iż ów pomnik Zastęchłego Skwara przypominał bardzo grubasa, którego zazwyczaj miał przyjemność tuczyć ów kucharz.

Głębie zaszłości

Teraz, gdy już wiadomo, że żeby dostąpić najwyższej godności, trzeba tylko skrzyżować ze sobą wszystkie postawy, aby nagle zjednały się w owym akcie dopełniającym wszystkie czynności, na których to opierała się godność najwyższa oraz godna zaszczytów i wtedy także jest możliwe, aby ukształtować podług swej woli całej kształt królestwa, który może przybierać je dowolnie, tak jak sobie zażyczy ten, który zdobył ów zaszczyt.

Jest to jednakże niemożliwe, a może takim się zdawało do czasu, w którym zjawił się Ostrową Przybrzeżny, i jął swymi parzydełkami zakłócać porządek publiczny, panujący do tej pory głębinach Askalaru, sięgającego swymi granicami poza terytoria wyznaczone kiedyś kolcami jadowymi po piasku, na którym można też było wynegocjować więcej, albo tyleż samo, i tylko jedno mogło pozostawać w domyśle, albo też może i nawet w uchwyconej niedalekiej wątpliwości, mianowicie gdzie się skryła muszelka, którą zamieszkiwał Rogaty Antagonista, nakładający sobie Jamochłonową Koronę, albo też Wielką Mgławicę, jakby już mu się to należało zawczasu, albo w ogóle.

Nikt nie wątpił w tytularyzm nadawany z ramienia Odnalezionej Nuty, albo choćby Wstrząśniętej Łodyżki, ale gdy Strategiczna Noga wydeptywała swoją drogę Spławiającym Cynglem, tedy uznano to za naruszenie dóbr osobistych oraz mienia, miast po prostu, gdyby tak poszło w innym kierunku, zrzucić w niepamięć.

W innym jeszcze dziwniejszym przypadku, o którym to Ślamazary nawet zdają się milczeć, pozostawiając skomplikowaną materię przyszłym pokoleniom, co znaczyło tylko tyle iż pozornie sprawa pozostawała rozstrzygnięta na korzyść Wynoszącej się Zwłoki.

Wkrótce jednakże uznano, iż więcej pożytku będzie ze Zwapniałych Młodożeńców, przesiadujących w negliżu, albo też i w falbanach, i tym sposobem zostały owe pary zatrudnione do obsługi w tancbudzie Złośliwego Magnata.

Nie trzeba tu także było długo czekać, na jakieś zawodowe akcje, to jest na strzelaninę oraz rąbankę z rąk przepływających Złośliwych Wyjadaczy, a gdy spojrzało się na to wszystko, przez lunetę skonstruowaną z paru ócz Luminescencyjnego Drapieżcy, przetkanych odpowiednim barwnikiem przewodzących jeszcze lepiej światło, l też i tajemnice alkowy, wtedy można było zobaczyć wszystko, ale jednak w zupełnie innym świetle.

I wtedy też odnalazł się Rogaty Antagonista, zajadający się surową sałatką z dna morskiego, a gdy tylko na niego wskazała Lodowata, ów wyparł się wszystkiego, nawet nie zdążywszy przełknąć owego przysmaku, ani też nie zdążywszy wskazać na kogokolwiek bądź innego, niźli on sam.

Więc sytuacja stawała się wszędzie napięta, i wystarczyło obluzować jeden pień kształcie kołeczka, a co bardziej prawdopodobne guziczka, albo go też nadwyrężyć obcęgami, bowiem nie młotem, a już pękała subtelnie wyhaftowana tkanina przez Opętaną Szkaradnicę, i trzeba było natychmiast zwijać się w naleśnik co najmniej, poprzebijany kolcami jadowymi, wyznaczającymi także i granice i poza terytoria na piasku, byle tylko więcej nie wywijać, niż jest to potrzebne, choćby i ogonem do przodu, albo w dwie różne strony, a gdy całkiem już ta bańka, wtedy można było zaserwować lub też zaobserwować zupełny rozbłysk gwiezdnych akrobacji Palpitacyjnego Wątku, i na domiar złego, w ostatnim akcie opery mydlanej, albo też tragedii lustrzanej z ciekłych wzruszeń, trzeba było nagle uznać, iż pozostawało wiele do zrobienia w sferach rozhisteryzowanych trzpiotek obłaskawionych, a także udać, iż właściwie nic się nie zdarzyło takiego ważnego, lub o czym warto byłoby wspomnieć.

Rara avis

Nadchodzi taka chwila w życiu (każdego) mężczyzny, że ów musi przystanąć, rozejrzeć się wokoło, następnie stanąć tyłem, do wcześniejszej przybranej pozycji, i także rozejrzeć się, aby nic nie umknęło jego uwadze, żaden szczegół, który mógłby spowodować nieodwracalne szkody, gdyby przypadkiem tylko uczyniono zeń narzędzie do zadawania choćby i najwymyślniejszych tortur, nie mówiąc już o tym, iż gdyby wpadł już w nieodpowiednie ręce, cóż można tylko w tym wypadku rzec, iż wiele razy czyniono z igły widły, a więc dlaczegóżby nie teraz, oraz tym razem.

Przejdźmy jednak poza owe odchyły kątowe nieznaczne, a zajmijmy się głównym wątkiem, któremu ustępują owe poboczności, zepchnięte na równoległy co najmniej dysonans.

Otóż i właśnie nadszedł taki okres w życiu, a zdarzyło się to pierwszym razem, gdy miałem pięć lat, a następnie kiedy miałem lat co najmniej sto, i czas chyba jest już najwyższy, iż będąc w tym drugim położeniu, abym przestudiował należycie przedmiot obserwacji, którym jestem ja sam.

W początkach mego życia niewiele studiowałem, garnąłem się raczej do prądów myślowych wydumanych, i leżących w obłokach, niźli do jakichś konkretnych zainteresowań, którymi mógłbym zmierzyć się z rzeczywistymi obiektami własnych fascynacji.

Nie sądzę, by były to chwile stracone, ani też że utrudniały mi życie w jakiś szczególny sposób; przynajmniej parłem w tych urojonych pracach do przodu, a także osiągałem szczyty sublimacji, na których to piętrzyły się moje dokonania, tak że po pewnym czasie jąłem uskuteczniać każdy ze sposobów jaki już zdołał się zagnieździć w owych obłokach.

Czyniłem tak z każdym po kolei, wiążąc je w jeden splot wspólnych doznań, który następnie przypasałem sobie do pasa, jakoby pistolet, choć i ten miałem stale przy sobie, jako bronie nieustępujące sobie wzajem pola.

Po pewnym czasie zauważyłem, iż gdy myliłem się zarówno do jednego jak i drugiego, mieszając niejako je wzajemnie, i na przykład na parę zastępujących mi drogę rzezimieszków wyjmowałem obłoczki miast mej broni rzeczywistej (jeśli mogę tu użyć takiego wyrażenia), i wtedy poczynało się coś dziać w sposób tajemniczy, i cały krajobraz stawał dęba, koziołkował, i czynił tak parokrotnie, lecz nie mógł się ustabilizować, i mnie także zabierał w swoją dziwną podróż, poprzez różne krainy, okazujące się czasem bardziej realnymi od tych, z których wyruszałem (i nawet wtedy, musicie mi uwierzyć, iż czułem coś w rodzaju opuszczenia, jakbym tracił coś lub kogoś ważnego).

Otóż razu pewnego podczas przechadzki, wytoczyły się na mą drogę zwykłe złodziejaszki, chcące sobie podreperować swoje fundusze i finanse na mnie.

Nie dałem im oraz też zarówno i sobie długo nazbyt zwlekać i wyjąłem swoją nie zwykłą pukawkę, ale tę obłoczną (o fantazmaty, gdzie jesteście pomyślałem w szybkim przelocie), z której wystrzeliłem i raptem przeniosłem się w krainę Wydumanego Długonocha, który spuszczał manto, dawał w ciry, to jest lał kogoś, zbijał na kwaśne jabłko, czynił swoją powinność, bawił się w „nic osobistego”, bijąc, uderzając postać w żebra wystających z tyłu owej postaci niczym sklepienie katedry, i gdy tylko Długonoch ujrzał mnie, uścisnął moją dłoń swoją o kształcie smoczego łba, jakby to piórko zwiewne było tylko, a nie ciężka przyłbica rycerska, na którą spuszczono żelazną kratę.

Nie uszedłem daleko, a tylko zdążyłem skrzyknąć resztę swych oblegających mnie od przyszłych wydarzeń wojsk, pod wodzą Dziwacznego Pokurcza, zadającego sobie ten trud, o otrzymaniu rozkazu i wiadomości, tyczącego się zarówno wyrastających rogów ze kwadratowych głów mocarzy, jak i tego, że jestem rozpoznawany po nieodzownej części mego nieuwidocznionego ciała, na którym zawieszony był proporzec, który już sam w sobie jest militarnym atakiem, zważywszy także iż jest lancą odwłoczną ociekającą toksyną.

Nie uczyniło to mnie, ani głupszym ani też i mądrzejszym, ale ugruntowało moją pozycję na zdarzeniach wszelakich, dzięki czemu nie powstaną o mnie żadne inne bujdy, tylko takie, w których zostanę poznany, jakoby rzadki okaz, z czego mogę być wszak dumny.

Kształt natury

Nad wzgórzami świątyni Trzynożnej Wyniosłości pojawiło się słońce, któremu nadano jeden kształt, jakoby włożył tam swój pierwszy człon święty robak Wkrętacz Spiralny, a drugi kształt, odciśnięta została dłoń Wielkiego Namiestnika, posiadającego swoisty emblemat na swej dłoni, gdy przypadkowo nadział się na nią Odwłok Galanterii Jadowite, a która to jest plenipotentką królewską, jeśli chodzi o dalekie prowincje.

Nie znaczyło to jednakże, iż były to dwa słońca, tyle tylko że przeplatane dwoma obrazami, na których zawiesza się wzrok pełen podziwu, a może jeszcze i nieustępliwej zażyłości, jakby podczas długiego przyjęcia, na którym można się lepiej poznać, a także powymieniać uwagami.

Cóż jednakże z tego?

Tyle, iż prorokini o Siedmiu Rękach oraz ogonie zwanym Astalander wywnioskowała, iż zapewne jeśli nie jest to z przyczyny bogów Wydarzeń Doniosłych, to że jest to zapowiedzianym proroctwem, jakie ponoć miało się objawić w okresie, w którym nastąpią wielkie zmiany, i jedyne co utrzyma się w swej mocy, będzie to Jedność Dostępna, to jest taka w której będzie można odnaleźć swoje odbicie, takie jakie może się przyśnić prastaremu Bogowi Ukrytemu w Jaskiniach Odepchniętych, i można tam trafić, jedynie podczas odpychających zabiegów, które należy czynić, tylko w wyznaczonej porze otwarcia powiek Złotomiodnej Bogini Skrystalizowanego Ula, ale i Rozmytego Stanu Skupienia.

Należy przy tym wystrzegać się wszelkich niepomyślnych rozrządzeń, z rąk wysnuwanych nici rozchodzącego się Opieszałego obrazu, jaki może się w tym czasie oraz przy tej czynności zjawić.

Nie mogło to jednakże odstraszyć bohaterskiego księcia Utraconych i Odległych Miejsc Rozsądzeń, któremu ciągle doskwierało, może przez utratę, a może przez wrodzoną naturę ułożoną równolegle wobec samotnych okresów spędzanych przeważnie w dalekich Latarniach Syntaxy, gdzie przez owe ułożenia pobierał nauki, krocząc śród wystawnych uczt, jakoby posąg uwidoczniony w nagłym odsłonięciu oraz zespolonym z rozgoryczeniem pozornym, co można wyłącznie uznać z jeśli nietypową przysługę, to przynajmniej za uzyskanie wstawiennictwa u namiestnika Rozwartej oraz Rozdartej Kurtyny, a stąd już niedaleko do Obleganego Pałacu, w którym znajduje się królewska sfera ustawiona na horyzoncie palącym się od wzmożonych duszności mgławic chwytanych pomiędzy palce wskazujące na określoną sekwencję wydarzeń.

Byłoby tak i może i tym razem, aby przyjąć w końcu wyznaczoną rolę Naddanych Komentarzy Wielkiego Spisku Unaocznień Osiągalnych, lecz nie wszystkie czynności zostały należycie odprawione i spełnione, oraz z żadnej ręki nie padł ni jeden gest, który mógłby zaświadczyć o tym, że należy wystrzegać się jeszcze jednego, a mianowicie tego, by w wydrążonej skorupie Mutacji Dostępnej nie dopatrzeć się choćby jednego rysu zwłoki, w której należałoby niezwłocznie uczynić choćby jeden krok oplatający Filar Konstrukcji Nieprzejednania.

Jest to o tyle trudne, że ów obszar mieści się między Trzema Pośrednimi Wydarzeniami, a jednym strąconym z koniuszka Dawno już Zaszłego Zajścia, stycznego z owym Filarem Konstrukcji, przez co zespolenie się w jednym aspekcie, już może się wydawać Nieskończonym Procesem, a co dopiero, gdy jeszcze odnajdziemy się Poza Strukturą Całokształtu, dzięki czemu, albo poprzez co, może uda się dostąpić swego odbicia i każdy żyjący w tych wykończeniach świątyni Trzynożnej Wyniosłości, może dostrzeże w tym swoje podobieństwo, a może też i nie.

Sferyczność postanowień

W drodze ku królestwu Andragonii, przystanąłem nad stawem, zamierzając chwilę spocząć.

Pierwsze co uczyniłem, począłem obmywać, swoją twarz nagle rozwarstwiającą się, a gdy któraś z tych części, jakoby segmentu, dotknęła tafli wodnej, krople oczu poczęły płynąć ku górze, by na samym szczycie mojej głowy, uczynić koronę i może uznałbym to za jakąś szczególną zapowiedź, proroctwo tyczące się i wiążące moją osobę, lecz w jakiś sposób szczególny wiedziałem, iż jest to jedynie chwilowym oraz figlarnym wyrazem, aprobatą mego towarzystwa.

Następnie owa korona wodna i kropelkowa, niczym fantazyjna delikatna, o stalowej a, może i jeszcze większej wytrzymałości upadła nagle w tonie wodne, na których zjawiła się następnie postać kobieca ujawniająca wszystkie swoje wdzięki, ale i skrywając je w jakiś niespotykany sposób, który jawił się przed mymi oczami, jakoby gwiezdne rozbłyski, po czym uczułem iż jestem zawieszony w próżni zupełnej, i gdy tylko wyciągnąłem swoje ręce przed siebie, poczułem a zarazem dostrzegłem, iż wydłużają się, odchodząc ode mnie zmierzając w horyzont, tak iż więcej nie zdołałem ich już dostrzec, ani też uchwycić, po czym przybrały (w ostatnim przebłysku mego dostrzeżenia) srebrzysty koloryt, a może też i charakter takowy, więc z konieczności zupełnie niespotykanej, musiałem i ja przyjąć odmienną postawę, stając się złotą obręczą, z której wychodziły moje ręce, sięgające już pewnie w nieskończoność.

Wszystko do tej pory wydawało się, jakimś z góry powziętym planem, i naturalnym sposobem przemiany, lecz gdy tylko dotknąłem schodów, złożonych ze korpusów chrząszcza o kształcie czworoboku wypiętrzonego w nicość, lub też we zwycięskie wstawiennictwo zbrojne, wtedy wiedziałem, iż zdołałem się uchwycić nareszcie wątku, po czym przyciągnąłem go ku sobie, tym mocniej, aby nie zatracić siebie ponownie albo już, pośród bezmiaru rozwartej przestrzeni.

Począłem się następnie mozolnie wdrapywać ku górze, by nagle rozpoznać iż zdolen jestem stanąć na ogromnej poziomej i gładkiej powierzchni, o kształcie kwadratu i uczułem, a moje przeczucie mnie nie zmyliło, iż jestem w każdym z rogów owej monstrualnej figury, ustawiony tak bym mógł stać się podporą następnej kondygnacji, i wystarczyło jeszcze zakręcić tą konstrukcją, bym nagle wytoczył się z siebie, potoczył na sam środek pola owej przestrzeni, kulą przez którą można było dostrzec wszystko a także wyraźniej, dostrzec upragnione miejsca, czy też osoby.

A gdy dotoczyłem się całkiem do środka, jakoby do wnętrza, nagle jakoby z czeluści wystrzeliła ku górze łodyga kwiecia, na której to dostrzec można było pięcioro oczu, którymi jakoby ktoś nieustannie kręcił dookoła, a które to poczęły sprzymierzać się z istotami utworzonymi z dwóch listków, które właściwie były skrzydłami, i nie było naraz w tym dziwnego iż dosiadłem owych traktów niosących mnie pośród olbrzymich sal utworzonych z zamiarów oraz przeróżnych nawymyślań, stających się barwnym aspektem niebiańskich podróży, dalekich wypraw, w których brał całe zastępy organizowane z marzycielskich opowieści, a także wszelkiej maści ulotnych nastrojów, na tyle fantastycznych, na ile rozgorączkowanie, czy też afekt form, zdołał je ująć we swoje znamiona, nadając im właściwe postaci.

Dalej można było dojrzeć nieokiełznane podniecenie fantasmagoryczne, wystukujące swoje widoki przemieszczających się krajobrazów, dostatecznie szybko, by w pełni wyrazi swoją zapalczywość, czy też zażartość, w chwilowym rozbłysku znaczenia, lub jego uchwycenia, albo też mgnienia, które wśród pięciorga oczu i latających wśród nich skrzydlatych przewodników, nie umknęło niczyjej uwadze, więc być może istniało coś jeszcze, a to jeszcze prowadziło daleką grę, tocząc ku sobie wszystkie (jakoby wszystkie zrodzenia) kule, z nieskończonej ilości różnych stron i zdarzeń ku sobie.

Reguły walki

Wszelako zwartym oraz gotowym wytoczyłem się na flanki i wieże zamku Sarandas, i tylko przez swoją zapalczywość nie zrezygnowałem z powziętego zamiaru schwytania ukrywającego się w wieży owego zamku czarodzieja Ampudasa, który niejeden raz już wystawił mnie na pośmiewisko całego państwa Lupecji a szczególnie wtedy, gdy uczynił mnie maszkaronem oraz gargulcem, któremu jedną połowę korpusu zaklął dodatkowo w sześcian, a w którym to sześcianie spoczywała kulka zawieszona w iście magiczny sposób pomiędzy wszystkimi ściankami owej figury, a z której natężenia wziętego z owego zawieszenia, brała się dziwna muzyka, która nakazywała mi ślepo i z posłuszną wiarą śpiewać w takt owej melodii.

Śpiewać jednakże byłoby łagodnie powiedziane, gdyż z mego gardła dobywał się jęk przerażający, co jednakże nie odstraszało ciekawskich, którzy przyglądali mi się tylko z wrodzoną tępotą, lub też nabytą, nie do końca pojmując owego dzieła jak też i znaczenia owego dzieła, którym to mógł poszczycić się Ampudas, wystawiając mnie takiego na pośmiewisko i widok publiczny.

Teraz jednakże gdy moje rany się zagoiły, a ja już mogłem swobodnie rozkoszować się wolnością, od owej przerażającej acz fascynującej postaci, teraz to mogłem nareszcie zemścić się na mym prześmiewcy, w odpowiedniej i przeznaczonej wyłącznie do tego aktu chwili, oczywiście jeśli wszystko będzie iść zgodnie z moim planem oraz moją wolą.

Jednakże w tym miejscu należy się wyjaśnienie, dlaczego to Ampudas uczynił mi to co uczynił, i jakim to czynem sprowokowałem go.

Swego czasu na dworze królewskim w Demonirze, gdym ukazywał królowi korzyści płynące z przejęcia kontroli nad morskimi wodami okalającymi owe królestwo, wtedy w swoim zapomnieniu strząsnąłem na owego czarodzieja czarę goryczy, rozlewając się po nim, jakby jakimś cudownym gibelinie, o dawnych właściwościach, i nie dość że uczyniłem mu ten wstyd przed wielmożami, to jeszcze skutecznie naruszyłem jego moce obronne, które akurat wtedy ni przedsięwziął na tę okoliczność, nie spodziewając się żadnego ataku, z niczyjej też strony.

Stało się jednakże inaczej, i może był to jedynie przypadek, lub też okoliczność nieprzewidziana czy też raczej zrządzenie losu jakieś tajemne, zdarzyło się, i o ile król wybaczył mi ową niefortunność i niezgrabność, to Ampudasa nie udało mi się jednak przebłagać, o czym miałem zresztą dowiedzieć się trochę później.

Wszystko to doprowadziło mnie do momentu, w którym znajdujcie mnie w natarciu na ów zamek, należący w całości do mego prześladowcy, a który to zamierzam zdobyć i zaprowadzić w nim swoje porządki, ni mówiąc czy też wspominając o tym, iż zamierzałem także postawić pod sąd sprawiedliwości owego wroga mojego.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 35.57