E-book
20.58
drukowana A5
30.45
Jak sobie poradzić ze stresem

Bezpłatny fragment - Jak sobie poradzić ze stresem

Poradnik praktyczny (wyd. II)


Objętość:
129 str.
ISBN:
978-83-8221-406-2
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 30.45

Motto

Szaleństwem jest robić to samo co dotychczas i oczekiwać innych rezultatów niż dotychczas.

Albert Einstein (1879–1955), Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki

W swoim życiu przewidziałem wiele katastrof. Żadna z nich nie wydarzyła się.

Michel de Montaigne (1533–1592), filozof francuski

Wstęp

Życie mogłoby być znacznie piękniejsze, gdyby nie wszechobecny stres, prawda?

Ale niestety on wciąż nam towarzyszy. Boimy się, co będzie jutro, za rok, po maturze albo na emeryturze. Boimy się biedy, choroby, utraty bliskich, kontaktu z tymi, którzy nam źle życzą. A czasem po prostu — boimy się, niekoniecznie wiedząc, co złego miałoby nas spotkać.

Czy to dobrze, czy źle, że wciąż wokół szukamy zagrożeń? I dobrze, i źle. Z jakiegoś powodu ten odruch powstał, ale to, czy się nam przydaje, czy wręcz przeciwnie, zależy od tego, do czego go używamy.

Nasze emocje są po to, aby informować, jaki wpływ ma na nas świat zewnętrzny. Dobry czy zły. Emocje działają dużo szybciej niż rozum i dzięki temu potrafią zawiadomić nas o tym, czego nasz racjonalny umysł nie zdążył nawet zauważyć.

Ktoś siada obok ciebie w autobusie i nagle czujesz niczym nieuzasadniony strach? Nie lekceważ tego! Trzymaj mocniej torebkę, wstań, przesiądź się na inne miejsce.

Możliwe, że właśnie zauważyłaś coś, z czego twój świadomy umysł nie zdaje sobie jeszcze sprawy. Pamiętaj, że intelekt działa znacznie wolniej niż emocje.

Emocje już wiedzą, że jest problem, bo nieświadomie (bez udziału świadomości) zauważyłaś ważne sygnały — porozumiewawcze spojrzenie twojego współpasażera skierowane do innej osoby, drgnienie czyjejś powieki, dziwny gest ręki położonej zbyt blisko twojej torebki.

Zauważamy znacznie więcej niż tylko to, z czego świadomie zdajemy sobie sprawę.

Przypomnij sobie, ile razy w życiu zdarzyło ci się poczuć, że coś jest nie tak, wyjaśnić sobie rozsądnie, że tylko ci się wydawało, a następnie ponieść konsekwencje zignorowania rzeczy, o której od dawna wiedziałaś, że jest prawdą? Wiedziałam, czułam, tylko nie przyjmowałam do wiadomości. Było tak, prawda? Raz?

Mogło to dotyczyć wszystkiego — kradzieży w autobusie, zdrady partnera, narkotyków branych przez członka rodziny, skłonności do przemocy kandydata na narzeczonego i wielu innych rzeczy. Sygnały ostrzegawcze były dostrzegane i nasze emocje od razu nas o tym informowały — czuliśmy strach, niepewność, coś nam nie pasowało. To nasze emocje starały się nas ostrzec. A robiły to, bo po to właśnie są — aby informować nas o świecie wokół nas, o tym, czy jesteśmy w nim bezpieczni, czy wręcz przeciwnie.

Emocje są czystą informacją, nieprzefiltrowaną przez rozsądek, który wie, w co powinniśmy wierzyć i w co nam wierzyć wypada, a w efekcie nie dopuszcza niektórych informacji do świadomości. Rozsądek mówi nam, czy chcemy w daną informację uwierzyć, ale to nie znaczy, że nie jest ona prawdziwa.

No, bo przecież nie wypada tak po prostu wstać w autobusie i zmienić miejsca tylko dlatego, że coś nam w środku krzyczy — uciekaj! Nie wypada! Dlatego zamiast wierzyć swoim emocjom, tłumaczymy sobie rozsądnie, że przecież obok są ludzie, jest dzień, a nie ciemna noc, środek miasta, nie las, w autobusie jest kierowca i nic nam się na pewno nie stanie. Na pewno. Zwyczajnie histeryzujemy, nie warto na nasze odczucia zwracać uwagi.

A potem autobus zatrzymuje się, otwierają się drzwi i siedzący obok pasażer wyrywa nam torebkę, wyskakuje na ulicę i ucieka w siną dal.

Wiedziałyśmy, że coś jest nie tak! Czułyśmy to, tak jak czujemy zapach perfum. Jednak zlekceważyłyśmy sygnały. Może dlatego, że uczono nas, iż emocje są mało wiarygodne i należy posługiwać się rozumem, a nie „histeryzować”, albo że nie wypada zachowywać się nieracjonalnie, a takim jest działanie bez „niepodważalnych dowodów”. Ale efekt zlekceważenia emocji to nasza torebka znikająca w oddali, bez nas! A przecież coś nam mówiło: „zareaguj”, ostrzegało, ale… nie wypadało. Trzeba więc było to zagłuszyć.

Przypomnij sobie takie sytuacje, bo nie wątpię, że je w życiu miałaś. Gdy wszystko w tobie krzyczało: „uważaj!”, a nie zrobiłaś nic. Dlaczego wtedy nie zareagowałaś? Przypomnij sobie, co mówił ci głos w twojej głowie: czy że nie wypada, nie należy, nie trzeba? Co mówił?

Odcinając się od emocji, kierując się w życiu jedynie rozumem, żyjemy jak półślepiec, który zdecydował, że będzie na świat patrzył tylko prawym okiem. To nie ma sensu, prawda?

Dlatego nigdy nie lekceważ swoich emocji! One są po to, żeby ci pomagać. Żeby jak najszybciej informować o tym, czego jeszcze świadomie nie wiesz. A dzięki temu cię chronić.

Z drugiej strony, nasz system wczesnego ostrzegania, jakim są emocje, może się rozregulować.

Może to nastąpić pod wpływem traumatycznych doświadczeń, przez jakie przeszliśmy w życiu, albo lęków przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Może się rozregulować w efekcie świadomego odcinania się od niektórych emocji, tych, których z jakiegoś powodu odczuwać nie chcemy, a także na skutek wciąż rosnącego poziomu komplikacji otaczającego nas świata, a w rezultacie konieczności reakcji w każdej chwili na miliony bodźców. Wtedy nasz wewnętrzny kompas traci orientację.

W konsekwencji czujemy się w świecie jak ów ślepiec, który wie, że nie będzie w stanie zauważyć zbliżającego się zagrożenia, więc wciąż boi się tego świata. I tak żyjemy w ciągłym lęku, który nas niczego nie uczy, zupełnie nie chroni, za to powoduje, że każdy dzień staje się przerażający i trudny do zniesienia.

I wtedy właśnie mówimy, że żyjemy w stresie.

A to oznacza, że nasz kompas wewnętrzny się rozregulował.

Jeśli znaleźliśmy się w takiej sytuacji, mamy trzy wyjścia.

1. Męczyć się nadal. Schować pod kołdrą, nie wychodzić, umierać ze strachu i coraz bardziej tracić zdolność do spokojnego, radosnego życia.

2. Próbować odciąć się od lęku, zagłuszając go dowolnymi metodami: lekami, pracoholizmem, alkoholem, życiem w ekstremach, wiecznymi konfliktami z ludźmi wokół albo ciągłym zmienianiem partnerów.

Dzięki temu może rzeczywiście uciekniemy od niechcianej emocji, tyle że nie da się wyciszyć tylko jednej wybranej. Jeśli staramy się zagłuszyć jakąś emocję, odcinamy również wszystkie pozostałe.

Emocje to system. Nie można znieczulić się trochę i tylko na wybranym obszarze. Można znieczulić całość. Może wtedy nie będziesz czuła lęku, ale miłości też już nie. Jeśli wybierzesz takie rozwiązanie, to w końcu nie będziesz czuła nic.

I ostatnie rozwiązanie.

3. Naprawić własny rozstrojony system emocjonalny, naoliwić, spowodować, aby znów działał sprawnie. Wyregulować to, co się rozregulowało, przywrócić do stanu wyjściowego, tak aby korzystać z niego, zamiast się z nim męczyć.

Nasz system emocjonalny nie jest naszym wrogiem, jest ważną częścią nas. Wieczny stres, który odczuwasz (i to niezależnie od okoliczności), to po prostu zacięcie tego naturalnego mechanizmu.

Pozostaje więc go naprawić, nauczyć się dobrze używać, aby przynosił pożytek i wreszcie był przyjazny w obsłudze.

Możesz to porównać do hamulców w samochodzie.

Jeśli w twoim aucie system bezpieczeństwa działa sprawnie, czujesz się bezpiecznie, jazda to sama przyjemność, a o hamulcach podczas podróży w ogóle nie myślisz.

Jeśli jednak jeździsz samochodem, który ma uszkodzone hamulce, wtedy myślisz o nich przez cały czas, boisz się, co się wydarzy, i jazda staje się męką.

W takiej sytuacji możesz: nie jeździć samochodem w ogóle, odłączyć hamulce albo je naprawić.

I podobnie jest ze stresem.

Którą więc opcję wybierasz? Bo wybór należy do ciebie.

Jeśli wybrałaś opcję 1 lub 2 — męczyć się nadal lub odciąć od stresu, ta książka ci nie pomoże.

Jeśli wybrałaś opcję nr 3 — naprawić swój system wczesnego ostrzegania, tak aby było łatwo i przyjemnie korzystać z jego pomocy, zamiast dalej się męczyć — to jesteś we właściwym miejscu i zapraszam do lektury.

Najpierw przeczytaj tę książkę w całości. Niektóre tematy mogą się pojawiać w różnych kontekstach, abyś mogła zobaczyć je z innej perspektywy. Następnie skup się na wybranych rozdziałach lub tylko tych fragmentach, które są najbliższe twojemu doświadczeniu i potrzebom.


Pamiętaj, że ciągły stres nie jest naturalną częścią życia i może przestać być częścią twojego.


Powodzenia!

Czym właściwie jest stres?

Stres naszych przodków a nasz współczesny świat — ciało

Jeśli zdecydowałaś się czytać dalej, to najpierw kilka słów o tym, skąd dokładnie bierze się ta emocja, którą określasz mianem stresu (dlaczego informacja o zagrożeniu jest właśnie taka, a nie inna), abyś dobrze wiedziała, z czym masz do czynienia.

Przypomnij sobie sytuację, która wywołała stan, który określamy mianem silnego stresu. Może to był egzamin, rozwód, trudna rozmowa z szefem, kłótnia. Cokolwiek. Przypomnij sobie, jak się wtedy czułaś. Walące serce? Spocone dłonie? A może nie jedynie dłonie, ale miałaś wrażenie, że mokra jesteś cała. Napięcie mięśni. Płytki oddech. Strach i chęć ucieczki albo agresja i chęć walki. Czułaś potrzebę, aby coś natychmiast zrobić, nieważne co, byleby natychmiast! Może zacząć krzyczeć, wybiec i trzasnąć za sobą drzwiami albo rzucić wazonem — wszystko jedno co, byle tylko to niemiłe samopoczucie się skończyło. NATYCHMIAST. A przede wszystkim w takiej chwili przestawałaś logicznie myśleć. Zgadza się?

Zapewne masz takie doświadczenia, jeśli czytasz tę książkę.

Bo w sytuacji, którą nasz organizm oceni jako zagrożenie, tak właśnie reaguje. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego w taki sposób? Przecież taka reakcja życia nie ułatwia. Podczas trudnej rozmowy z szefem — po co nam spocone ręce? Przy wystąpieniach publicznych, gdy stoimy przed mikrofonem i patrzy na nas setka osób — co wnosi do sytuacji nasze walące serce, które mamy wrażenie, że słychać przez mikrofon na całej sali? Pustka w głowie, gdy nie pamiętamy, o czym mieliśmy mówić — też raczej nie pomaga. Dlaczego więc tak się dzieje? Nie widzimy w tym żadnego sensu. Wydaje się, że nasz organizm „się zaciął”, reaguje nieracjonalnie, a taką niewłaściwą reakcję należy po prostu zagłuszyć. Może alkoholem, może lekami albo niewychodzeniem już nigdy na scenę i unikaniem mikrofonu, a może obgryzaniem paznokci. Wydaje się nam, że coś z nami jest nie w porządku, jeśli tak reagujemy, i przez to jeszcze bardziej tracimy pewność siebie.

Tyle że z nami wszystko jest w porządku. Ta reakcja jest prawidłowa, choć troszkę nie na temat. Ten odruch liczy sobie tysiące lat. Jest reakcją wspólną dla różnych organizmów żywych i służy temu, aby w sytuacji zagrożenia pomóc nam uciekać albo walczyć.

Taka reakcja wynika z tego, że w sytuacji, której się obawiamy, rośnie w naszym organizmie poziom adrenaliny — to jest właśnie ta substancja, która nie pozwala ci usiedzieć na miejscu. Wstajesz, chodzisz, siadasz, wstajesz, pocierasz ręce. Coś cię „nosi”. A nosi cię po to, abyś MUSIAŁA coś zrobić. Adrenalina fizycznie zmusza cię do działania. A dokładnie do tego abyś uciekała albo walczyła! Bo w sytuacji realnego zagrożenia fizycznego, a takiej ta reakcja dotyczy, innej możliwości nie masz.

Jeśli stoisz przed wielkim tygrysem, który już oblizuje się na myśl, że zaraz cię zje, nie ma miejsca na rozważania, nie ma miejsca na konwersacje, nie ma miejsca na tracenie czasu — musisz działać! I to natychmiast! I do tego właśnie twoje ciało (i adrenalina) cię zmusza.

Wyjścia masz dwa: uciekać albo walczyć. To, które wybierzesz, zależy od tego, jak ocenisz swoje szanse w konfrontacji z przeciwnikiem. Jeśli słabo, to lepiej uciekać. Jeśli wysoko, to lepiej walczyć i pokonać wroga, bo wtedy nie zagrozi już twojej rodzinie.

Ale na pewno nie wolno ci w takiej sytuacji stać, nic nie robić i rozmyślać. Bo zanim zdążysz się zastanowić nad tym, co dalej, to tygrys cię po prostu zje. Z nim nie ponegocjujesz, on nie poczeka, aż rozważysz możliwości albo zadzwonisz do przyjaciela. Zaatakuje. Dlatego właśnie twój organizm zmusza cię, żebyś zrobiła cokolwiek, byle NATYCHMIAST. A robi to, bo cię chroni.

A może bledniesz, gdy się stresujesz? Czy wiesz, dlaczego tak się dzieje? To twój mądry organizm odprowadza krew z zewnętrznych obszarów twojego ciała. Robi tak, żeby ci pomóc. Po pierwsze, dlatego że pompuje ją do mięśni — abyś miała więcej sił do ucieczki lub walki, a po drugie, im mniej krwi będzie blisko zewnętrznych powierzchni ciała, tym mniejsze krwawienie w przypadku zranienia. Dlatego odprowadza twoją krew głębiej i w efekcie bledniesz.

Przestajesz logicznie myśleć, gdy się zdenerwujesz? I bardzo dobrze! Bo to twój organizm dba o to, abyś w sytuacji zagrożenia za bardzo nie rozmyślała, bo myślenie spowalnia reakcję. Myśli działają wolniej od emocji i dodatkowy czas, który wykorzystasz na myślenie zamiast na reagowanie, może cię kosztować życie.

Myśli generują wiele możliwości: uciec w prawo? A może w lewo? A może jednak w prawo? A może prosto? I zanim postoisz i się namyślisz, to już nie będzie po co uciekać, bo tygrys cię w międzyczasie po prostu zje. W sytuacji zagrożenia należy DZIAŁAĆ! Natychmiast! Myślenie spowalnia to „natychmiast”. Dlatego nie jest wspierane przez twój organizm w chwili zagrożenia. Nagle czujesz pustkę w głowie, ale dzięki temu szybciej reagujesz, fizycznie.

Wszystko, co określasz mianem reakcji stresu, dzieje się w tym samym celu, abyś przeżyła. Co oznacza, że musisz działać natychmiast, tj. uciekać albo walczyć, nie zawracać sobie głowy myśleniem ani gadaniem, bo nie ma na to czasu!

W obecnych czasach tygrysów na ulicach raczej brak, ale zamiast drapieżnika wyobraź sobie burzę i spadające na ciebie drzewo. Chcesz przeżyć? Zakładamy, że chcesz. To musisz ZAREAGOWAĆ. Natychmiast! Nie rozważać, czy drzewo jest ładne, czy nie, ani czy to jest sprawiedliwe, że spada właśnie na ciebie. Nie kłócić się z nim, nie myśleć, o tym, co miałaś zamiar kupić na kolację, ani o tym, że zniszczysz sobie nowe buty. Trzeba łapać to drzewo, jeśli ocenisz, że jest ono na tyle niewielkie, że dasz mu radę. Albo natychmiast uciekać, jeśli nie jest! Jak najszybciej i jak najdalej! Twój organizm właśnie w tym ci pomaga, wywołując w twoim ciele zmiany, jakie zwykle nazywasz reakcją stresową. Zmusza cię do reakcji: rusz się, działaj, nie myśl, nie stój.

Dzięki tym właśnie reakcjom chemicznym, jakie wtedy zachodzą w twoim wnętrzu, a które odbierasz jako stres, będziesz biec szybciej i mocniej walczyć, mniej będziesz czuć ból i zmęczenie, wszystko po to, aby przeżyć. Albo żeby przeżył ktoś, na kim ci zależy i kogo chcesz ratować.

Nasz organizm nam pomaga. Automatycznie i bez zastanowienia. Naturalna reakcja na zagrożenie, czyli syndrom uciekaj albo walcz jest po to, aby nas ratować, a nie po to, aby utrudniać nam życie

Natomiast ta reakcja nie zawsze pasuje do okoliczności.

A nie pasuje, gdy nie ma bezpośredniego zagrożenia fizycznego. Gdy nic nam nie spada na głowę, nic nas nie atakuje. A w zdecydowanej większości sytuacji, we współczesnych czasach, nasze poczucie zagrożenia nie wynika z czynników fizycznych — nie boimy się tygrysa ani burzy, ale raczej tego, że stracimy pracę, zostawi nas partner albo że ktoś nam bliski zachoruje.

I wtedy ta reakcja zupełnie się nie sprawdza. Ale mimo to nadal się pojawia, bo nasz organizm nie całkiem odróżnia zagrożenia. Po tysiącach lat ewolucji, kiedy to problemy organizmów żywych sprowadzały się (i wielu poza ludzkim nadal się sprowadza) do: jeść, spać, mieć ciepło, nie dać się zjeść albo zabić, nasz skomplikowany świat, gdzie problemem jest urząd skarbowy, a nie tygrys, kończąca się umowa o pracę, a nie wybuchający wulkan, istnieje od bardzo niedawna i stare wzorce, nastawione wyłącznie na fizyczne zagrożenie, nadal dominują nasze reakcje.

I tak reakcja, o której mowa, doskonała w sytuacji nagłego zagrożenia fizycznego, gdy takiego nie ma, głównie przeszkadza. Dzięki niej przestajesz myśleć i nie wiesz, co powiedzieć, a walące serce i spocone dłonie nie ratują cię przed tygrysem, a wywołują pogardliwe uśmieszki kolegów na zebraniu w twojej firmie.

Co więcej, w realiach współczesnego stresu nie mamy sposobności, by rozładować i pozbyć się wszystkich substancji chemicznych, jakie wydzielają się do naszego organizmu w sytuacji, którą nasz mózg oceni jako zagrożenie. Nasz przodek zaraz po wystrzale adrenaliny uciekał przed tygrysem albo z nim walczył, a wtedy wszelkie substancje chemiczne powstałe w jego ciele pod wpływem stresu były wykorzystane zgodnie z przeznaczeniem, wydalane i nie pozostawały na dłużej.

W naszych czasach jest inaczej. Trudna rozmowa z szefem czy partnerem nie kończy się wyczerpującym biegiem (ucieczka) ani morderczym wysiłkiem (walka), które pozwalałyby od razu usunąć z naszego organizmu całą tę „ratunkową chemię”. Zwykle opanowujemy emocje i „odchodzimy z godnością”, co powoduje, że wydzielone przez organizm substancje, niezużyte do ucieczki lub walki, gromadzą się w naszym ciele, powodując, że przebywamy wciąż i wciąż w stanie gotowości na zagrożenie, czyli inaczej mówiąc, w stanie permanentnego stresu. Tym silniejszego, im więcej nierozładowanych sytuacji stresowych miało miejsce w naszym życiu. Nasze ciało zalewane adrenaliną jest stale gotowe do ucieczki lub walki, a przez to nieustannie rozglądamy się w poszukiwaniu zagrożenia.


I pierwszy klucz do uzdrowienia naszego stresu to CIAŁO.


Oczyść ciało z substancji pozostałych po starych stresach, aby nie dawało nieprawdziwych sygnałów, utrzymując cię wiecznie w poczuciu zagrożenia, a wtedy odczujesz spokój.


(Do tematu ciała wrócimy w rozdziałach z grupy CIAŁO)

Stres braku kontroli — Wyobraźnia

Nasi przodkowie, którzy przekazali nam w genach swoje reakcje, musieli mierzyć się z wieloma rodzajami zagrożeń. Głodne tygrysy nie wyczerpywały możliwości otoczenia pod tym względem.

Wyobraź sobie burzę. Jesteś w środku lasu albo w szczerym polu. Zaczyna grzmieć i błyskać. Jesteś neandertalczykiem. Nie chodziłeś do szkoły i nie wiesz, co to burza. Zresztą nie wiesz, co to szkoła. Za to słyszysz głośny huk, widzisz przerażający błysk. Zaczynasz więc uciekać, bo walczyć z czymś takim się nie da. Przerażony wpadasz do jaskini, kulisz się ze strachu przy najbardziej odległej od wejścia ścianie. A na zewnątrz dalej grzmi i błyska.

Czujesz się bezpiecznie, bo znalazłeś schronienie? Niekoniecznie. Jeśli nie wiesz, czym jest burza, to również nie umiesz przewidzieć, co jeszcze może się wydarzyć.

Przecież poprzednim razem, gdy uciekałeś, piorun uderzył w stojące nieopodal drzewo. Był huk i ogień. Byłeś przerażony! Niewiele brakowało, żeby to coś z nieba trafiło w ciebie. Chwilę wcześniej stałeś przy tym właśnie drzewie! A może miało trafić w ciebie?! Może te przerażające siły, które grzmią i błyskają, właśnie tobie chciały zrobić krzywdę, tylko wtedy akurat przypadkowo nie trafiły? Każdy może chybić. Ktoś źle wyceluje i pocisk ominie cel. Wiesz to z własnego doświadczenia, z własnych polowań, że nie zawsze trafiasz celnie. I może tym razem ten ktoś właśnie się pomylił. Wycelował w ciebie i nie trafił. Ale co będzie następnym razem? Może wtedy pójdzie mu lepiej i już nie uda ci się uciec? To przecież nie twoja liga, żeby walczyć z tymi przerażającymi hukami i ogniem z nieba.

I teraz siedzisz w jaskini i zastanawiasz się, czy kamienne sklepienie nad twoją głową za chwilę się nie rozpadnie, gdy ta straszna siła, ten huk i błysk w nie uderzy. Bo jeśli ten ktoś celuje w ciebie…

A jeśli tym razem znów przeżyjesz, to zaczynasz się zastanawiać, czy to przerażające zjawisko ponownie się wydarzy. A jeśli tak, to kiedy? Jutro, pojutrze, czy za tydzień? Nie wiesz kiedy, nie wiesz czy, nie wiesz, co to jest, nie wiesz, kto ci to robi. Wiesz tylko, że to może wrócić, jeśli raz już było. I boisz się, że się powtórzy.

Dlatego szczękasz ze strachu zębami, mimo że w tym momencie burza już minęła, na niebie świeci słońce, a w twojej jaskini jest ciepło i sucho. Tu i teraz jesteś bezpieczny. Ale mimo to tu i teraz kulisz się przerażony w najciemniejszym kącie jaskini. Bo nie wiesz, co będzie jutro.


Drugi klucz do uzdrowienia stresu to WYOBRAŹNIA.


Wpłyń na swoją wyobraźnię, aby nigdy nie straszyła cię przyszłością.


Teraz jesteś bezpieczny. Nie wiesz, co będzie jutro. Nikt tego nie wie. A mimo to tworzysz w wyobraźni obrazy, które niszczą cię tu i teraz, nawet jeśli tu i teraz jesteś zupełnie bezpieczny. Nie rób tego!


(Do tematu pracy z wyobraźnią wrócimy w rozdziałach z grupy WYOBRAŹNIA)

Stres braku możliwości — Plan działania

No i tak siedzisz sobie w tej jaskini i coraz bardziej kulisz się pod ścianą. Nie masz pojęcia, co mógłbyś zrobić, żeby się zabezpieczyć przed taką straszną burzą w przyszłości. A im silniejszy lęk, tym mniejsza szansa, że coś wymyślisz, bo odruchowa reakcja stresowa odcina ci myślenie i twoje możliwości działania ograniczają się do biegania (ucieczka) albo uderzania w coś (walka).

No, ale przecież nie będziesz biegać w kółko po jaskini ani walić pięścią w ścianę, bo w resztkach zdrowego rozsądku zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie ma sensu. No to siedzisz pod ścianą, kulisz się i czekasz, nie wiadomo na co.

Masz poczucie, że kompletnie nie masz kontroli nad sytuacją i nic od ciebie nie zależy. Jesteś skazany na to, co przyniesie zupełnie nieprzewidywalne otoczenie, wrogie ci istoty czy twój los. I boisz się coraz bardziej.

Zwykle jednak nie jesteś tak bezbronny, jak ci się wydaje, i masz znacznie więcej możliwości niż tylko bieganie w kółko i agresja (albo w ostateczności bierne leżenie pod ścianą). Jednak aby być w stanie te możliwości zobaczyć, potrzebujesz choć na chwilę przestać się bać. Bo tylko wtedy będziesz w stanie myśleć. A tylko myślenie pozwoli ci zobaczyć sprawy z innej perspektywy.

Myślenie otwiera przed tobą wiele możliwości działania (a może uciec w prawo, a może w lewo, a może do przodu, a może wejść na drzewo, a może… Co prawda, opóźnia to ucieczkę w sytuacji zagrożenia, ale jest nieocenione, gdy możesz poświęcić czas na znalezienie rzeczywiście najlepszego rozwiązania).

Pamiętaj, że to intelekt pozwala ci znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji, a nie reakcje emocjonalne. Tylko abyś mógł z niego skorzystać, najpierw potrzebujesz się uspokoić. Bo stres blokuje myślenie. Im silniejszy, tym bardziej.

Gdy jesteś w stresie, reagujesz odruchowo, co oznacza, że postępujesz dokładnie tak, jak poprzednio, bo taka reakcja jest najszybsza. A jest najszybsza, bo najlepiej znana. I w sytuacji zagrożenia (stres jest takim właśnie poczuciem zagrożenia), robisz to, co najlepiej znasz. Nie to, co jest w danej sytuacji najlepsze, ale to, co jest najlepiej ci znane.

Dotyczy to nie tylko spotkania z tygrysem czy walącego się drzewa, ale też naszych współczesnych zagrożeń. Bo jak reagujesz, gdy się z kimś pokłócisz? Milczysz, rzucasz wazonem, czy może zaczynasz płakać? Jakkolwiek reagujesz, to zapewne za każdym razem tak samo. Bo to jest nawyk, odruch, twoja najlepiej wyuczona reakcja, a dzięki temu najszybsza. Dlatego to właśnie ona się pojawia w sytuacji, która cię zdenerwowała. Zjawia się szybciej niż zdążysz pomyśleć, nawet jeśli przysięgałaś sobie, że nigdy więcej tego już nie zrobisz. Ale robisz. Nie dlatego, że to najlepsze rozwiązanie, ale dlatego że reagujesz, zanim jeszcze włączy ci się myślenie. A w efekcie masz poczucie, że nie kontrolujesz sytuacji, że nie potrafisz znaleźć innego wyjścia albo że po prostu już taka jesteś. Dochodzisz do wniosku, że zwyczajnie nie ma innych możliwości.

Jeśli chcesz móc widzieć inne możliwości, to najpierw potrzebujesz się uspokoić. A żeby to zrobić, potrzebujesz spowolnić reakcję.

Jeśli zatem czujesz wewnętrzny przymus zrobienia czegoś NATYCHMIAST (a jednocześnie nie ma bezpośredniego FIZYCZNEGO zagrożenia), to przez chwilę nie rób NIC. Dokładnie nic. Nie reaguj.

W sytuacji stresu, gdy czujesz natychmiastową potrzebę zareagowania, napinają ci się mięśnie (przygotowując ciało do ucieczki albo walki). Dlatego ten czas, kiedy nie reagujesz (punkt powyżej), wykorzystaj na świadome rozluźnienie mięśni. Poczuj, gdzie się spinają, i świadomie je rozluźnij.

Pozostaje ci jeszcze oddech. W sytuacji zagrożenia oddech przyspiesza. Staje się szybki i płytki. Dlatego świadomie zwolnij go i pogłębij.

Odetchnij kilka razy głębiej, wolniej, uspokój oddech.

Innymi słowy, odwróć reakcję odruchową!


Jeżeli połączysz te trzy elementy:

— nie reaguj, choć przez chwilę,

— w tym czasie rozluźnij ciało i

— uspokój oddech,

wtedy przestaniesz mieć przytłaczające poczucie zagrożenia.


W efekcie nie rzucisz wazonem jak zwykle, ale zamiast tego poprosisz o przeniesienie tej rozmowy na jutro, bo musisz się zastanowić nad tym, co usłyszałaś.

Nie rozpłaczesz się jak zwykle, ale zamiast tego zaczniesz myśleć o tym, co usłyszałaś, i szukać rozwiązań.

Zamiast milczeć (tak jak zwykle reagujesz), powiesz, że nie zgadzasz się z tym, co słyszysz, i chcesz sobie to przemyśleć, zanim odpowiesz.

Nie poddasz się presji. Nie pójdziesz za nią. Nie zrobisz tego co zawsze. Nie zareagujesz natychmiast. Znajdziesz dla siebie przestrzeń na coś nowego. A w tym celu potrzebujesz po prostu zwolnić to, co przyspiesza — nie reagować natychmiast, rozluźnić ciało, uspokoić oddech. A gdy zwolnisz reakcję stresową, znów włączy ci się intelekt i będziesz w stanie dostrzegać inne możliwości niż tylko odruchowe. Szukać rozwiązań, obmyślać i planować.

I właśnie wtedy wstajesz spod ściany, pod którą leżałaś skulona, wychodzisz na zewnątrz jaskini i zastanawiasz się: co mogę zrobić, aby zabezpieczyć się przed kolejną burzą?

Rozważasz możliwości. Opracowujesz plan. Potem punkt po punkcie go realizujesz.

Wtedy się już nie stresujesz, bo skupiasz się na możliwościach zamiast na ich braku. A na to organizm reaguje zupełnie inaczej.

A oprócz tego, że twój stres wreszcie daje ci od siebie odpocząć, to gdy zajmujesz się działaniem, jednocześnie wprowadzasz do swojego życia nowe praktyczne jakości, które są możliwe tylko dzięki planowaniu i szukaniu rozwiązań.

Popatrz, jak świat poszedł do przodu od czasów jaskiniowców. Ile rzeczy wymyślono, także takich, w których istnienie nasi praprzodkowie nie byliby w stanie uwierzyć. Ile z tych wynalazków, efektów myślenia, planowania i świadomego działania, ułatwia nam teraz życie. Już nie boimy się burzy, bo wiemy, czym jest i jak się przed nią zabezpieczyć. Nie boimy się zimna, bo mamy ciepłą odzież. Nie uciekamy przed tygrysem, bo wybudowaliśmy swoje bezpieczne domy.

Myślenie jest niezbędne!

A żeby być w stanie myśleć, potrzebujesz się uspokoić (zwolnić reakcję odruchową), a później skoncentrować swoją uwagę na szukaniu możliwości i planowaniu działań, zamiast uciekać i walczyć, ewentualnie kulić się ze strachu w najciemniejszym kącie jaskini, jaki znajdziesz.


Dlatego trzeci klucz do uzdrowienia stresu to PLAN DZIAŁANIA.


(Do tematu planu działania wrócimy w rozdziałach z grupy PLANOWANIE I DZIAŁANIE)

To czym właściwie jest stres?

W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia — stres jest ratunkiem i najlepszą pomocą, jaką możemy otrzymać od naszego organizmu.

W pozostałych sytuacjach — jest tylko szkodliwym nawykiem, który nam utrudnia życie, zamiast pomagać, bo kompletnie nie pasuje do okoliczności.

Stres jest odruchową reakcją ciała na zagrożenie.

Niestety, nasz organizm nie rozróżnia, czy zagrożenie jest faktycznie tu i teraz, czy jedynie dzieje się w naszej wyobraźni.

A że ze względu na swoją funkcję stres wymusza natychmiastową reakcję, to aby jej nie spowalniać, chwilowo odcina nam myślenie.


Podsumujmy, to, co do tej pory sobie powiedzieliśmy.

Słuchaj swoich emocji. Ich zadaniem jest informować cię o tym, co dla ciebie ważne.

Jeśli uznasz, że istnieje, nawet potencjalne, fizyczne zagrożenie tu i teraz, albo nie jesteś zupełnie pewna tego, że go nie ma (np. złodziej w autobusie), a twoje emocje głośno cię ostrzegają, to dostosuj się do nich i podejmij działania, do których cię skłaniają. One są mądre, te twoje emocje. Pamiętaj o tym!

Inaczej mówiąc, odejdź z miejsca, w którym czujesz się niepewnie (zmień siedzenie w autobusie, możesz to zrobić nawet ostentacyjnie). Poszukaj pomocy — zadzwoń do kogoś, jeśli idziesz ciemną alejką, i rozmawiaj z nim głośno albo chociaż udawaj, że prowadzisz rozmowę. Poproś przechodnia o odprowadzenie cię w jaśniejsze miejsce, bo tu się boisz być sama. A jeśli trzeba, to walcz! Krzycz, kop, gryź. Albo uciekaj najszybciej, jak potrafisz.

I nie myśl, czy wypada!

Jeśli jednak jesteś pewna, że nie ma żadnego FIZYCZNEGO zagrożenia tu i teraz, to zachowaj się inaczej.

Pamiętaj, że być może twój szef rzeczywiście cię zwolni i będziesz miała problem z pracą i środkami do życia, jeśli tego właśnie się boisz, ale to jednak stanie się później. Tu i teraz nie ma żadnego fizycznego zagrożenia dla twojego przetrwania. Szef raczej nie uderzy cię podczas rozmowy, nie ukradnie portfela z torebki ani nie rzuci się na ciebie z nożem.

Lęk, który czujesz, to inny rodzaj strachu. Boisz się tego, co może nastąpić w przyszłości. Nie tego, co jest tu i teraz, nawet jeśli to tu i teraz odczuwasz lęk.

Taki lęk niczemu nie służy. Utrudnia ci funkcjonowanie, zamiast pomagać. Należy mu podziękować za troskę i się go pozbyć. Nie tylko niczego nie wnosi, ale jako skutek uboczny procesów zachodzących w twoim ciele utrudnia podejmowanie decyzji. A myślenie jest ci niezbędne, żeby zadziałać jak najlepiej dla swojej przyszłości.

Tu i teraz reagujesz, przyszłość zaś planujesz.

Żeby planować, potrzebujesz myśleć, tylko to pozwoli ci rozważyć różne warianty działania.

Zastanów się więc nie tylko nad tym gdzie, ale kiedy jest zagrożenie.

Od tego zależy twoja właściwa reakcja.

W sytuacji, gdy tu i teraz nie grozi ci nic fizycznie, nie reaguj natychmiast. Nie ulegaj impulsowi!

Zamiast tego: rozluźnij ciało, weź głębsze oddechy i dopiero gdy się uspokoisz, działaj.

Poza tym uważaj na swoją wyobraźnię.

Zdrowy strach to reakcja na wydarzenie — coś się dzieje i w tym momencie działasz.

Niezdrowy lęk pojawia się wtedy, gdy wracasz do domu i wciąż myślisz o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Kłócisz się w myślach, wyobrażasz sobie przyszłość w czarnych barwach, widzisz swoją zbliżającą się klęskę, utraconych znajomych, stracony dom na wsi albo samotność na starość. Wyobrażasz sobie barwne katastroficzne scenariusze wciąż i wciąż. I tak stres trwa i rozwija się w twojej wyobraźni. Mimo że na zewnątrz nic się nie dzieje.

Im bardziej nabrałaś wprawy w zamartwianiu się, tym łatwiej zareagujesz w taki sposób nawet na drobiazgi.

W końcu nie potrzeba ci będzie żadnego impulsu (utrata pracy, rozwód itp.), żeby się stresować, bo boisz się cały czas po prostu tego, „że coś MOŻE się wydarzyć”.

A gdy rzeczywiście wydarzy się jakaś klęska, to być może paradoksalnie przez chwilę nawet poczujesz ulgę. Bo już wiesz, co to jest, możesz działać, nie musisz się tylko bać.

Stały stres to lęk przed tym, co jest w twojej wyobraźni, a nie przed tym, co istnieje w rzeczywistości.

A wtedy potrzebujesz zmienić myślenie. To, jak myślisz, jest zależne od ciebie. A twoje samopoczucie jest pochodną twojego myślenia.

Twoje myśli są ci tak dobrze znane, że uważasz je za jedyne możliwe. Tyle że takie nie są. Wydaje ci się tak, bo jesteś do nich od lat przyzwyczajona.

Ale nawykowe myślenie można zmienić.

Żyć tak jak inni — cieszyć się tym, co dobre tu i teraz, nie myśląc wciąż o tym, że coś złego może się wydarzyć jutro. Reagować, jeśli trzeba. Planować i realizować plany, zamiast zamartwiać się przyszłością. Przyszłości jeszcze nie ma.

I to jest właśnie klucz do poradzenia sobie ze stresem. Zmiana naszego sposobu myślenia. Bo to nasz sposób myślenia (wieczne oczekiwanie katastrofy) buduje to, co nazywamy ciągłym stresem, a nie okoliczności.

Nasza wyobraźnia jest tak samo realna dla nas jak rzeczywistość. Wywołuje dokładnie te same reakcje. Pod wpływem samych myśli nasz organizm zaczyna reagować tak, jakby reagował w sytuacji realnego zagrożenia. Czujemy spocone dłonie, walące serce i spięte mięśnie, mimo że to tylko nasza wyobraźnia.

Wtedy nasz wewnętrzny system ostrzegania, nasz wrodzony zdrowy budzik, który krzyczał: UWAŻAJ!, kiedy coś się rzeczywiście działo, zostaje zepsuty. Nie pomaga, rozregulował się i wciąż dzwoni. A my za wszelką cenę staramy się go zagłuszyć, bo ile można słuchać ciągłej syreny! A najlepiej zepsuć go do końca. Sięgamy więc po alkohol, leki, przygodne związki, inne nałogi. Szukamy wrażeń lub przeciwnie — zupełnie wycofujemy się z rzeczywistości.

A w efekcie mamy całą masę innych problemów poza stresem. Nerwicę, cukrzycę i nieudane związki albo krnąbrne dzieci, które postępowania uczą się od nas. I brak pieniędzy, gdy szef już nie wytrzymał naszych kolejnych ataków złości.

Tyle że nie chodzi o to, aby budzik zagłuszyć. Ani żeby go wyrzucić. Bo on się przydaje. Chodzi o to, aby go naprawić.


Napraw więc swój budzik! Niech ci służy, nie zamęcza.

Jak to naprawić?

Wyobraźnia

Dlaczego myślisz tak, jak myślisz?

Czy zastanawiałaś się czasem, dlaczego myślisz tak, jak myślisz?

Dlaczego ciągle obawiasz się tego, co się wydarzy, wciąż się zabezpieczasz przed możliwymi katastrofami i przez to nie żyjesz tu i teraz?

Może uważasz, że tak trzeba? Kto powiedział, że trzeba?

A może sądzisz, że to spowoduje, że będziesz bezpieczna? Tylko kiedy będziesz bezpieczna? Teraz, gdy cały czas umierasz ze strachu, czy w przyszłości, w której nie wiesz, co się wydarzy? Naprawdę sądzisz, że możesz zabezpieczyć się przed wszystkim w 100%, a lęk ci w tym pomoże?

A może obawiasz się tego, że jeśli przestaniesz się bać, stracisz motywację do działania? Zalegniesz na kanapie z pilotem w dłoni i nie pójdziesz rano do pracy, bo ci się nie będzie chciało. Możliwe, tylko czy na pewno jedynym źródłem motywacji do działania jest strach?

A może sądzisz, że jeśli nie będziesz czuła wiecznie złości (drugie oblicze strachu), to inni sobie ciebie łatwo podporządkują? Tyle że jest zupełnie odwrotnie, bo właśnie już teraz jesteś im podporządkowana, gdy twoje główne emocje i myśli są związane z nimi. No, żeby jeszcze te emocje były przyjemne…

A może dlatego, że jeśli nie będziesz przerażona, to nie będziesz robiła tego, „co należy”, a wtedy spotka cię kara? Jeśli nie będziesz wystarczająco bała się piekła, to nie będziesz robiła tego, czego inni od ciebie oczekują, a wtedy spadnie na ciebie kara: pioruny, wulkany i nie wiem co jeszcze, zamiast wymarzonego raju? À propos raju, serio chcesz trafić na wieczność w towarzystwo kogoś, kto cię całe życie utrzymuje w strachu?

Czy jest ci lepiej, jeśli ciągle się boisz? Pomaga ci to w życiu, czy wręcz przeciwnie? Czy komuś z tobą jest wtedy lepiej, jeśli wciąż drżysz z byle powodu?

Czy sądzisz, że ci przerażeni, którzy mają największą szansę na twój raj, są dobrzy i życzliwi? Nie masz wrażenia, że jest dokładnie odwrotnie? Ci dobrzy i życzliwi są zwykle najbardziej radośni, optymistyczni i pozytywnie nastawieni do życia niezależnie od ich statusu materialnego czy nawet stanu zdrowia. Rzadko bywają przerażeni.

Dlaczego więc wiecznie karmisz się strachem? Dlaczego boisz się nawet wtedy, gdy nie dzieje się w twoim życiu nic złego. Dlaczego myślisz, jak myślisz? Zastanów się. Usiądź w spokojnym miejscu, najlepiej weź kartkę i coś do pisania, bo pisząc, najłatwiej się skupić, i odpowiedz sobie na dwa pytania:

1. Od kogo nauczyłaś się wiecznie bać (nieważne, jaka była jego czy jej motywacja, chodzi tylko o konkretną osobę)?

2. Gdy już to wiesz, zastanów się, czy na pewno chciałabyś być tą osobą? Z jej charakterem, życiem, relacjami, osiągnięciami (nie chodzi o to, czy powinnaś chcieć nią być, bo to na przykład nestor rodu i wypada chcieć, ale czy serio CHCIAŁABYŚ nią być)? Żyć tak jak ona, zachowywać się jak ona. Odpowiedz sobie na to pytanie szczerze i z głębi serca). Jeśli chciałabyś, to jak najbardziej nadal naśladuj ten sposób myślenia i jej tryb życia.

Tylko wtedy pozostaje pytanie — po co właściwie czytasz tę książkę?

Jeśli niekoniecznie chciałabyś być taka jak ona, to zastanów się, jakie jej cechy cenisz, a jakie już niekoniecznie? I którym z nich najbardziej przysłużyło się wieczne życie w lęku, jak sądzisz?

Pomyśl też (a najlepiej wypisz), czego się od tej osoby nauczyłaś. Co z tego było przydatne, a co niekoniecznie pomaga ci żyć. I zastanów się, już jako dorosła osoba, a nie dziecko, którym kiedyś byłaś, czy jesteś pewna, że to, czego cię ta osoba nauczyła, że należy się zawsze i wszędzie bać, to jedyna słuszna i niepodważalna prawda? Może jednak nie?

Cokolwiek sobie odpowiesz na te pytania, nigdy nie traktuj jako autorytet kogoś, kim sama NIE chciałabyś być! Bo uczysz się od niego właśnie tego, czego nie chcesz mieć.

3. A teraz odpowiedz sobie jeszcze na jedno pytanie: PO CO się boisz? Nie dlaczego, bo to dotyczy punktów 1 i 2, czyli tego, jak zostałaś nauczona, ale PO CO?

Co ma dać ci strach?

Albo co dokładnie stracisz, gdy przestaniesz się bać?

Bo dokładnie o to chodzi, co STRACISZ, gdy przestaniesz się ciągle bać: motywację do działania, chęć do przestrzegania zasad, niebo, poczucie bezpieczeństwa, czy co?

Przez to, czego boisz się utracić, trzymasz się tego strachu tak kurczowo. Zrozum więc, co to jest?

Poświęć na te pytania tyle czasu, ile potrzebujesz, możesz to sobie rozłożyć nawet na kilka dni. Ale odpowiedz na nie jak najbardziej szczerze. Nikt poza tobą nie będzie tego czytał. Te odpowiedzi są tylko dla ciebie. Ale są ważne.


Bo tylko wtedy, gdy jesteś gotowa stracić to, co daje ci strach, możesz z niego zrezygnować. A do tego potrzebujesz najpierw wiedzieć, co to jest.

Motywacja do działania

Często trzymamy się strachu, bo sądzimy, że daje nam motywację do działania.

To prawda, daje. Tyle że mamy problem, gdy jest to nasza jedyna motywacja.

Bo wtedy łapiemy się strachu kurczowo. Obawiamy się, że jeśli przestaniemy się bać przyszłości (a tym właśnie jest stres), gdy nie będziemy się stresować rachunkami do zapłacenia, spodziewanymi wydatkami i koniecznością zarobienia na nie, to odpuścimy sobie wszystko to, czego nie mamy ochoty robić. A to oznacza, że zarzucimy wiele z naszych nielubianych obowiązków.

Zalegniemy na kanapie z książką albo pilotem w dłoni, nigdy więcej nie wstaniemy i nie pójdziemy do pracy, bo chodzimy do niej tylko dlatego, że potrzebujemy zapłacić rachunki. Chodzimy do niej tylko dlatego, że boimy się nie chodzić.

A jeśli nie będziemy wystarczająco mocno bali się egzaminu, to nie poświęcimy dość czasu, aby się do niego przygotować. A wtedy nie zdamy go i nigdy nie dostaniemy dobrej pracy i nikt nie będzie nas lubił. A jeszcze wcześniej rodzice wyciągną konsekwencje. Straszymy więc siebie, żeby się uczyć.

A jeśli nie złożymy zeznania podatkowego w terminie, to zapłacimy karę, bo urząd skarbowy to nie mama i nie daruje. Boimy się więc tej kary i wypełniamy PIT za PIT-em.

Myślisz trochę w ten sposób? Czy po to, aby robić rzeczy, na które nie masz ochoty, odwołujesz się do strachu przed konsekwencjami ich nierobienia?

Do pewnego stopnia ma to sens. Mamy w życiu do zrobienia rzeczy, w których nie znajdujemy nic ciekawego. Robimy je jednak, bo są nam potrzebne lub konieczne. Tak jak rozliczenie PIT-u czy posprzątanie mieszkania. Niektórzy lubią to robić, inni robią to tylko dlatego, że nie mają innego wyjścia. Postępują tak, bo myślą o konsekwencjach oblanego egzaminu czy potencjalnych efektach spóźnienia się po raz kolejny do pracy.

Tak, to prawda, obawa przed konsekwencjami motywuje. Podobnie jak stopień trudności zadań, których wykonania się podejmujemy. Ale jedno i drugie tylko przez jakiś czas i tylko do pewnego stopnia.

Jeśli robisz coś, co w ogóle nie wymaga twojego wysiłku, to z czasem zaczynasz się nudzić. Wyobraź sobie, że zaległaś na kanapie, z pilotem w dłoni, i leżysz tak już drugi miesiąc, nie robiąc nic innego. Czy po dwóch miesiącach takiego spędzania czasu nadal uznałabyś je za pasjonujące i godne kontynuowania, czy raczej nużące?

Potrzebujemy bodźców.

Znajdujesz więc sobie zajęcie, które wymaga od ciebie więcej niż tylko leżenia. Kupujesz na przykład zestaw majsterkowicza i budujesz karmnik dla ptaszków, które zauważyłaś w swoim ogrodzie. Konstrukcja wychodzi ci całkiem nieźle, masz satysfakcję i poczucie sensu. Ptaszki się cieszą, z przyjemnością wyjadają nasionka, które im dosypujesz.

Sprawiło ci to przyjemność. Nie było zbyt trudne. Mieściło się w zakresie twoich możliwości. Zrobiłaś to i czujesz w efekcie zadowolenie. Uznajesz, że to znacznie ciekawsze zajęcie niż leżenie przed telewizorem. A że wychodzi ci całkiem nieźle, to dlaczego nie pójść krok dalej. Dajesz ogłoszenie, że robisz karmniki.

Zainteresowanie jest coraz większe. Przyjęłaś masę zleceń, terminy cię gonią, młotek ci się połamał, nie nadążasz, dzwonią pierwsi niezadowoleni klienci, jesteś zmęczona, nie wiesz, jak sobie poradzić, gonisz resztkami sił.

Zaczyna się stres (obawa przed przyszłością), że nie dasz rady, że się skompromitujesz, dostaniesz negatywne komentarze na Allegro i stracisz przyszłych klientów. Nie wiesz, co zrobić, chcesz się wyciszyć, sięgasz po alkohol. Jeden kieliszek nie zaszkodzi ani dwa, a potem jest już pięć.

Do tego dochodzą dokumenty do przejrzenia, umowy do podpisania, faktury do zapłacenia, nie orientujesz się w tym zbyt dobrze, kilka razy zapomniałaś o płatnościach i musisz je teraz uiścić z odsetkami.

Masz już dosyć. Nie widzisz wyjścia z sytuacji. Masz ochotę schować się pod kołdrę i spod niej nigdy już nie wyjść.

To, co na początku było przyjemnością, wyzwaniem, dawało ci poczucie sprawczości i wielką motywację do działania, po przekroczeniu pewnego poziomu komplikacji przyniosło dokładnie odwrotny efekt.

Przesadziłaś z liczbą obowiązków, które na siebie wzięłaś, nie dajesz rady, a w efekcie zmieniła ci się motywacja: z pozytywnej — chcę coś osiągnąć, na negatywną: nie chcę czegoś stracić, nie chcę ponieść konsekwencji.

I wtedy już tylko strach cię motywuje. Żeby cokolwiek dalej robić, musisz się bać. I dlatego sama się straszysz.

Chodzisz więc do pracy, której nie cierpisz, i zmuszasz się do tego wizją śmierci głodowej, bo nic innego już nie działa.

Motywacja negatywna staje się jedną z najsilniejszych podstaw twojego stresu, który wokół siebie budujesz. Bo to ty sama, stale i konsekwentnie, utrzymujesz się w lęku przed przyszłością, po to żeby nie przestać robić tu i teraz tego, na co nie masz od dawna ochoty. A robisz to, bo wiesz, że jeśli nie będziesz wystarczająco się bała, nic nie powstrzyma cię przed rzuceniem tego w diabły. I w tym celu wciąż się boisz. A gdy się boisz, to nie widzisz innych możliwości — stres blokuje myślenie. W rezultacie uznajesz, że innych możliwości po prostu nie ma. I wtedy już tylko się boisz.

Co z tym zrobić?

Na przyszłość nie motywuj się nigdy więcej lękiem. A na teraz wyobraź sobie, że taki problem, jaki masz, nie dotyczy ciebie, ale zupełnie innej osoby. Koniecznie takiej, której dobrze życzysz. Wyobraź sobie, że opowiada ci swoją historię i prosi o radę (przypadkowo jej historia jest idealnie zbieżna z twoją). Co byś jej poradziła w takiej sytuacji? Jakie działania sugerowałabyś podjąć? Pamiętaj tylko cały czas w tym ćwiczeniu, że radzisz jej, a nie sobie. To ona będzie miała ten plan zrealizować. Nie ty.

Spisz to, co tej osobie doradziłaś.

I odpowiedz sobie na pytanie: dlaczego ty nie realizujesz takiego samego planu?

Niekoniecznie musisz to zrobić natychmiast. Zaplanuj zmiany i wprowadzaj je krok po kroku w życie.

Dzięki temu zmienisz motywację negatywną, w której żyjesz — chcę czegoś uniknąć, na pozytywną — chcę coś osiągnąć. A wtedy nie będziesz już musiała się straszyć.

A jeśli z dowolnego powodu nie możesz lub nie chcesz zmienić sytuacji, w jakiej jesteś, wtedy po prostu zacznij myśleć o niej inaczej niż dotychczas.

Myśl o tym, co w niej jest pozytywne — najlepiej usiądź i wypisz to sobie w punktach.

I od teraz na tym koncentruj swoją uwagę zamiast na tym, czego nie lubisz.

Może szef jest okropny, ale za to sama praca ciekawa.

Ciesz się więc tym, że idziesz do pracy, która cię pasjonuje, zamiast myśleć o kolejnym dniu spędzonym z nielubianym szefem.

Może masz tam wspaniałych kolegów albo chociaż jednego, wtedy ciesz się, że idziesz do miejsca, gdzie spotkasz wspaniałych ludzi.

I w ten sposób znajdź pozytywną motywację dla tego, co robisz, i na niej się koncentruj.

Zmiana motywacji negatywnej na pozytywną to klucz do pozbycia się lęku przed działaniem.

Jeśli nie jesteś w stanie w żaden sposób znaleźć nic pozytywnego w tym, co robisz, albo minusy przewyższają plusy, wtedy podejmij działania, aby zmienić tę sytuację. Sama się nie zmieni.

Ale nie motywuj się strachem, bo motywacja negatywna nie pomaga, jedynie niszczy. Motywacja negatywna to twój poganiacz niewolników. Czy chcesz być takim poganiaczem dla siebie? Czy czułabyś się z kimś takim bezpiecznie, mając go stale obok siebie? Motywacja negatywna wyłącznie utwierdza cię w lęku przed przyszłością, ogranicza możliwość zmian i utrzymuje w tym, co rozumiemy przez stały stres. Mało konstruktywny stres.

Nie wierz zatem w to, że motywacja negatywna jest ci niezbędna. Nie jest. Potrzebujesz motywacji, ale pozytywnej. Dlatego zawsze, ale to zawsze staraj się znaleźć w tym, co robisz, pozytywny bodziec. Inaczej mówiąc, myśl o tym, co chcesz dzięki temu osiągnąć, a nie o tym, czego chcesz uniknąć.

Myśl o tym, jakie korzyści będziesz miała ze zdania egzaminu — świetną pracę w przyszłości, zamiast skupiania się na tym, co stracisz, gdy go nie zdasz.

Myśl o tym, jakie korzyści będziesz miała z rozliczenia PIT-u — zwrot podatku, za który wreszcie kupisz sobie tę piękną zieloną sukienkę, o której od dawna myślałaś, i znowu będziesz miała to rozliczenie z głowy na rok.

Myśl o tym, jak przyjemnie będzie ci się siedziało w czyściutkim mieszkaniu, a nie o tym, że znowu musisz sprzątać ten chlew (albo po prostu nie sprzątaj).

Myśl o tym, jakie korzyści będziesz miała z pracy, którą wykonujesz — zapłacisz rachunki i kupisz sobie nową szafę do sypialni, zamiast o tym, czego w niej nie lubisz.

Na tym się właśnie od dzisiaj koncentruj. Na tym, co uzyskasz dzięki czemuś, zamiast myśleć o tym, co możesz stracić.

Na tym, co w tym lubisz i co sprawia ci przyjemność.

Zawsze motywuj się pozytywnie! Motywuj się tym, co wywołuje w tobie pozytywne emocje.

Znajdź to i na tym koncentruj swoją uwagę!

Bo po pierwsze, to przynosi znacznie lepsze efekty w działaniu.

A po drugie, wtedy już nie ma miejsca na stres (no chyba że lubisz stres, to sobie nie odmawiaj).


Obserwuj siebie przez następne kilka dni i gdy tylko zauważysz u siebie motywację negatywną, przekształć ją na pozytywną. I zobacz, jak zmieni się twoje samopoczucie.

Kto nas nauczył się bać?

Jeśli motywacja pozytywna działa znacznie lepiej, to dlaczego nauczono nas się bać?

Z powodów praktycznych uczono nas tego, jak działa świat, i że może być niebezpieczny. Bo może.

Wchodząc na jezdnię, musimy się rozejrzeć, bo jadący samochód może nie zdążyć wyhamować i zrobi nam krzywdę.

Uczono nas, że nie należy dotykać piekarnika, bo możemy się poparzyć. I to prawda.

Że nie wkłada się drutu do kontaktu, bo może nas porazić prąd (sprawdziłam to, mając pięć lat).

Dawano nam zasady i rady, abyśmy byli bezpieczni w otaczającym nas świecie.

Te zasady były jasne, zero-jedynkowe, rozumieliśmy je, a dzięki nim mogliśmy kontrolować sytuację.

Nie było miejsca na strach, wystarczyło przestrzeganie reguł: dotkniesz gorącego piekarnika — zaboli, nie dotkniesz — nie zaboli.

Jednak później zaczęło się uczenie ról społecznych.

Kim mamy być, jak się zachowywać, co nam wolno mówić, a czego nie.

Jedni z nas trafili na rodziców, którzy uczyli przez tłumaczenie i stawianie granic.

Inni niestety trafili na takich, którzy sami nie bardzo wiedzieli, jak żyć. A gdy już traciliśmy orientację w chaosie ich sprzecznych rad, co wolno, a czego nie, wtedy byliśmy karani za podjęcie niewłaściwej decyzji.

Czasem za to samo zachowanie jednego dnia mogliśmy zostać pochwaleni, innego ukarani, nawet boleśnie.

I wtedy traciliśmy rozumienie rzeczywistości i nasz wewnętrzny kompas. Przestawaliśmy sobie ufać. A w efekcie jedynym źródłem wiedzy stało się słuchanie innych, aby oni nam powiedzieli, co robić i jak żyć. A oni mówili różnie. Świat stawał się nieprzewidywalny.

Nie wiedzieliśmy, co się stanie, kiedy i za co zostaniemy ukarani ani w jaki sposób możemy się przed tym zabezpieczyć. Trwaliśmy więc cały czas w strachu, oczekując kolejnej katastrofy: krzyków, niesprawiedliwie wymierzonej kary, braku pieniędzy na obiecany prezent, pijanego rodzica wracającego do domu. Nie było wiadomo, kiedy coś złego się wydarzy, mieliśmy jedynie pewność, że kiedyś to nastąpi. Próbowaliśmy różnych sposobów, aby się zabezpieczyć, ale czasem one działały, a czasem nie. Straciliśmy reguły.

Świat stał się nieprzewidywalny i to przekonanie zostało w nas na lata i dziesięciolecia.

I wywołało w nas stale utrzymujący się lęk przed tym, „co się wydarzy”.

Czy pamiętasz, czego najbardziej się bałaś w dzieciństwie?

Coś (możliwe, że właśnie wtedy) musiało zachwiać twoim poczuciem bezpieczeństwa, jeśli teraz stale żyjesz w lęku przed jakimś spodziewanym nieszczęściem. A jeśli zostałaś nauczona tak w dzieciństwie, to pamięć o tym pozostaje na lata.

Może ktoś stale ci opowiadał, że życie jest ciężkie, nieprzewidywalne, może wam zabraknąć pieniędzy, mama może umrzeć, a wtedy nie wiadomo, co stanie się z tobą?

Pomyśl o tym, co to było, czego się najbardziej bałaś? I kto cię tego nauczył?

Czasem uczymy się tego też później, niekoniecznie w dzieciństwie. Dzieje się tak, gdy spotka nas wielka tragedia lub trauma: napad, śmierć bliskiej osoby, wydarzy się coś, co uważamy za wielką niesprawiedliwość.

Ale dzieciństwo to fundament — nasze wzorce reagowania kształtują się właśnie w tym okresie, gdy kształtuje się mózg. I od niego przede wszystkim zależy to, czy masz fundament poczucia bezpieczeństwa (wtedy wierzysz, że dowolny problem, który aktualnie masz, to pojedyncze, wyjątkowe wydarzenie, które w końcu minie), czy fundament lęku (wtedy wierzysz, że to, co dobrego dzieje się aktualnie w twoim życiu, to pojedyncze, wyjątkowe wydarzenie, które minie).

Pomyśl także, czy było coś takiego w twoim dzieciństwie, co nauczyło cię żyć w strachu, w ciągłym oczekiwaniu na nieszczęście, które w każdej chwili może cię spotkać i przed którym zupełnie nie masz jak się zabezpieczyć?

Przypomina ci się coś takiego?

Jeśli tak, to wróć myślami do tej sytuacji. Czego się wtedy bałaś? Co mogło się wydarzyć? Poczuj to? Czy to nadal może cię spotkać? A jeśli tak, to co możesz wówczas zrobić już jako dorosła osoba? Wypisz to sobie.

I sprawdź, czy w obecnym życiu nie boisz się dokładnie tego samego, czego obawiałaś się wcześniej.

Później mija dzieciństwo, rozpoczynamy samodzielne życie i spotykamy innych ludzi, już spoza naszej rodziny, którzy również uczą nas strachu.

Po co to robią?

Albo dlatego, że sami są przerażeni i uczą nas tego, co sami potrafią najlepiej — bać się. Albo dlatego, że strachem najłatwiej sobie kogoś podporządkować. Nawet zupełnie irracjonalnym strachem. Bo ktoś, kto jest przerażony, nie zadaje pytań i robi dokładnie to, czego od niego chcemy.

Zapewne czytasz gazety, oglądasz telewizję, nieobce ci są media społecznościowe. Czy zauważyłaś, ile w nich jest straszenia? Nie uszła pewnie twojej uwadze taka strategia, że jeśli na drugim końcu świata spaliło się komuś mieszkanie, jest duże prawdopodobieństwo, że zostaniesz o tym szczegółowo poinformowana na głównej stronie popularnego serwisu. Natomiast jeśli kogoś spotkało coś dobrego, nawet obok ciebie, to są niewielkie szanse, że o tym usłyszysz.

A im bardziej będziesz czuła się zagrożona, tym łatwiej posłuchasz tych, którzy powiedzą ci, co masz zrobić i na kogo głosować, aby było ci lepiej.

Lęk to też narzędzie. Pamiętaj o tym.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 30.45