E-book
4.41
drukowana A5
14.82
Elizabeth

Bezpłatny fragment - Elizabeth

Objętość:
18 str.
ISBN:
978-83-8273-920-6
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 14.82

Elizabeth
Opowiadanie

Podobno najbardziej przykrą rzeczą jaka może się człowiekowi przytrafićprzed przekroczeniem granicy „Lepszego Świata”są nie dokończone sprawy. Nie jest to oczywiście regułą bo taki na przykład Leonardo da Vinci nie dokończył malować większości swoich obrazów włącznie z ulubioną Giocondą. O ile wiem nigdy się z tego powodu nie skarżył. W odróżnieniu jednak od wszystkich swoich pozostałych dzieł z którymi się rozstał z Giocondą nie rozstawał się nigdy. To niewielkie opowiadanie jest o człowieku który podobnie jak Wielki Mistrz nieukończył najbardziej ulubionego obrazu i nigdy się z nim też nie rozstał być możez takich samych powodów jak Leonardo — mimo że, mistrzem nie był. Jakie to powody? Leonardo podobnie jak bohater tego opowiadania odpowiedź zabrał ze sobą. Może ktoś, znajdzie ją w tym opowiadaniu? Mnie się to nie udało.

Sławomir Wierzbicki

— 1 —


Komu Nic


Kiedy któregoś dnia wróciłem do domu późnym wieczorem zastałem rodziców w towarzystwie nieznanych mi osób. Matka przedstawiła ich jako dalekich krewnych.

Było to małżeństwo w słusznym już wieku ubrane w stroje „trącące myszką” i naftaliną.

Siedzący za stołem zażywny jegomość o sumiastych sarmackich wąsach miał do szyi przypiętą ogromnych rozmiarów muchę w dodatku w grochy wyglądającą bardziej na teatralny rekwizyt niż dodatek do nobliwego ubrania.

W ogóle to swoim wyglądem bardziej przypominali portrety zapomnianych przodków ze starego rodzinnego albumu niż współczesnych obywateli dwudziestego wieku.

Kiedy właściciel „ogromnej muchy” zajęty przez jakiś czas rozmową z rodzicami i własną żoną odwrócił się w końcu do Mnie nazywając Mnie z kurtuazją i nieco po staroświecku Juniorem nie miałem już żadnych wątpliwości że, mam do czynienia z dziwakiem lub co najmniej oryginałem przy którym do końca wieczoru na pewno nie będę się nudził.

Początkowo rozmawiałem z Nim o wszystkim i o niczym kiedy jednak rozmowa zeszła na politykę mój starszy wiekiem rozmówca najwyraźniej się ożywił.

— Drogi Sławomirze — zagaił poufale — Masz przed sobą wrak starego już człowieka który był do niedawna jeszcze burmistrzem dużego miasta — ale też — ciągnął dalej :

— Człowieka który walczył z korupcją i bandą złodziei która już od ćwierć wieku okrada Mój biedny kraj nikomu nic nie dając w zamian.

— A to co teraz mamy Mój kochany to ani socjalizm ani demokracja — oświadczył :

— Zamiast komunizmu jest Komu Nic! — Tak, tak Mój Sławomirze komu nic! — zaczął nagle powtarzać w kółko i w zapamiętaniu ostatnie słowa.

— To jest uważasz ich hasło a Ja od dwóch lat jestem na wygnaniu — zakończył pompatycznie.

Kiedy w jakiś sposób próbowałem go pocieszyć albo przynajmniej skierować rozmowę na bardziej spokojny temat oznajmił:

— Nie, nie poprzestałem na laurach — tu rozejrzał się na boki jakby z obawy że, ktoś usłyszy — teraz uważasz zajmuje się sztuką — powiedział ściszając głos.

Ponieważ Mój rozmówca sam podsunął mi weselszy temat do dalszej rozmowy wspominając o sztuce pokazałem Mu swoje obrazy czego już wkrótce pożałowałem. Zaraz po ich obejrzeniu „pokrzywdzony przez komunę burmistrz” uradowany tym że, oto znalazł bratnią duszę przestał


— 2 —


w ogóle zajmować się kimkolwiek skupiając całą uwagę na mojej skromnej osobie. Byłem tym trochę zakłopotany nie za bardzo wiedząc jak się od niego „odczepić” szczególnie kiedy zorientowałem się że, wiedza jaką posiadał na temat który od niedawna stał się jego pasją jest na poziomie dużego dziecka któremu podarowano pędzel i farby nie mówiąc do czego służą.

Przez moment zrobiło Mi się go nawet żal kiedy powiedział że jest w trakcie malowaniaobrazu którego nikt jeszcze nie poważył się skopiować — uznając go bardziej za zwariowanego staruszka niż jak wcześniej sądziłem oryginała.

Wieczór z krewnymi rodziców zakończył się tym że Mój rozmówca obiecał że, pokaże mi swoje dzieło które zaczął malować Ja zaś w zamian uwiecznię jego udręczoną osobę za pomocą niedawno zakupionej kamery filmowej.

Pół roku później dalecy krewni matki ponownie zawitali w progi Naszego domu. Zanim zacząłem ich „uwieczniać” zamieniłem na moment duży pokój na projekcyjną salę pokazując im nakręcone wcześniej filmy na których małżonka naszego „artysty” rozpoznała swoje znajome które podobnie jak Moja matka były jej dalekimi krewnymi. Na okoliczność sesji filmowej którą Im obiecałem nasi goście ubrani byli równie uroczyście jak przy pierwszej wizycie tyle że tym razem już nie po staroświecku. Właściciel sumiastych wąsów zamiast teatralnej muszki miał pod szyją zwykły krawat który uzupełniał trochę znoszony garnitur zaś daleka krewna matki pochwaliła się własnoręcznie uszytym przy pomocy starego „Singera” kostiumem. Podobnie jak Oni Ja również byłem przygotowany bo zamiast czarno białej i taniej polskiej taśmy założyłem do radzieckiej kamery dość drogi niemiecki „Orwo-color”

Po zakończeniu sesji filmowej w której główną role zagrali Nasi goście dalszą część dnia spędziłem z Nimi w przydomowym ogródku. W czasie kiedy matka w towarzystwie ojca z dumą pokazywała krewnej wyhodowane przez siebie kwiaty Ja bez entuzjazmu słuchałem dalszego ciągu nieubłaganej walki jaką z komuną toczył mąż dalekiej krewnej.

Tym razem rzecz dotyczyła pracy o którą będąc od dwóch lat bezrobotnym, ubiegał się u samego ministra i która jak twierdził należała mu się jak psu kość.

— I zgadnij Sławomirze co w końcu dostałem od Tego łobuza którego znam osobiście? — zwrócił się do mnie z pytaniem. Nie czekając na Moją odpowiedź oznajmił:

— Dostałem od Niego uważasz posadę socjalno — bytowego.

— Mnie, co przelewał krew za ojczyznę ten minister od siedmiu boleści — tak „uraczył” — ciągnął.

— I to gdzie aż, w Raciborzu — To czym Ja w końcu mam tam z Będzina dojechać? — wybuchnął.


— 3 —


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 14.82