Wprowadzenie od autora
Książka jest wynikiem analizy opisanych zmagań nad nieodgadnioną problematyką tajemnic otaczającego nas wszechświata. Tak się składa, że mija okrągłe 475 lat, blisko do 500, od czasu, gdy Mikołaj Kopernik napisał śmiałe dzieło dla ludzkości „O obrotach sfer niebieskich”. Wcześniej wszystko co nas otaczało wydawało się bardziej oczywiste i prostsze. Głoszono, że co istnieje jest dziełem Boga Stwórcy. Tam gdzie wzrok ani myśl nie sięga jest nowy byt teologiczny, czyli niebo dla dobrych, albo piekło dla złych, dla rokujących poprawę raj. Ta wiara czyniła, że istoty myślące godziły się na taką wizję świata, a wyłamujących się z doktryny wykluczano często paląc na stosie. Przez piętnaście wieków po zejściu na ziemię syna Bożego, Jezusa, ludzie byli pewni, że stworzona przez Boga ziemia jest pępkiem świata. Mieli podstawy, by tak sądzić, do dzisiaj obserwując niebo w bezchmurną noc widzimy jak gwiazdy przesuwają się po nieboskłonie, pozornie krążą wokół ziemi. Tylko czasem przemknie, burząc ten porządek, jakiś zbłąkany meteoryt, rzadziej kometa lub spadająca gwiazda, albo samolot. Tę wiedzę porządku wszechświata i ustanowionych praw ziemskich mamy z opisów historycznych, a także ze śmiałych teorii myślicieli i naukowców. Przedtem, zanim zaczęliśmy liczyć czas od nowa, wiedza mogła być na wyższym poziomie niż ta, jaką się posługujemy obecnie. Na ziemi odnajdywane są ślady po istotach, które wznosiły budowle, jakich nawet teraz nie potrafimy zbudować. Świątynie drążone w litych skałach, jaskinie wypełnione rzeźbami postaci nadludzkich, zwierzęta były olbrzymie, ludzie też mogli być olbrzymami, mogli wiedzieć więcej. Możliwe, że pozostawili gdzieś ukryty klucz do tej tajemnej wiedzy, do której dążymy bezskutecznie od czasu, gdy narodziła się nasza ziemska cywilizacja. Wygląda jednak na to, że poprzednia cywilizacja skończyła swój żywot na ziemi tysiące lat przed narodzinami Jezusa, upadła i zanikła wiedza, a ludzkość musi od początku wspinać się po szczeblach ewolucji, doskonalić proces myślenia i poznawania, jak wiemy z wielkim mozołem. Przez piętnaście wieków, jak wspomniałem, ludzkość żyła ze świadomością, że Bóg stworzył ziemię i cały wszechświat krążący wokoło niej. Mikołaj Kopernik zburzył ten porządek, wykombinował, że wszystko kręci się inaczej niż sądzono. Tak wiele wieków od tamtego czasu za nami, a nie narodził się nikt, kto posunąłby wiedzę o sferach choćby o krok na miarę tamtego odkrycia. Namnożyło się hipotez wzajemnie się wykluczających, bo zawsze opartych na wymyślonych mitach, wyliczeniach ułomnymi wzorami opartymi na poszlakach i obserwacjach. Te dają pogląd, potwierdzają lub wykluczają stawiane hipotezy, naukowcy prowadzą zabawę w kotka i myszkę. Są w tej zabawie nadzwyczaj poważni i wiarygodni. Obecna wiedza to wynik żmudnych badań naukowych nad bezkresem powszechnej niewiedzy, która nie daje się pokonać. Postanowiłem sam, też niczego nie wiedząc na pewno, włączyć się w tę fascynującą zabawę. Zdaję sobie sprawę, że inne „kociska pogonią mi kota”, ale mimo to stwierdzam, że mam z nimi równe szanse na nie znalezienie granic wszechświata, na nie rozwikłanie jego tajemnic, za to mogę i chcę wskazać nowe kierunki poszukiwań nicości w kosmosie. Wydaje mi się, że tak jak wielu badaczy kosmosu mam więcej do powiedzenia od morskiej ryby, która poza głębią i lustrem wody widzi pustą przestrzeń nad taflą, czasem przemknie nad jej głową statek, prawie UFO w jej mniemaniu. Na początku stawiam własne tezy, całkowicie odmienne od wszystkich dotychczasowych, a dalej szukam dowodów na uzasadnienie twierdzenia w wybranych publikacjach świata naukowego. Wydawałoby się, że dla zachowania czystości formy należy unikać treści już opublikowanych, są bowiem w obecnych czasach dostępne za przysłowiowym jednym kliknięciem wybranego hasła w wyszukiwarce internetowej. Mnie na początku też tak się wydawało. Nie sposób pisać o kosmosie z pustą głową, trzeba ją naładować wiedzą już raz daną, gdzieś zapisaną. Gdyby każdy autor chciał napisać dziewiczy tekst bez cytatów i przypisów musiałby zacząć od odkrywania modelu obrotu sfer niebieskich. To ambitne zadanie, ale ten wątek zbadał i opisał Mikołaj Kopernik. Podobnie z innymi prawami i teoriami, może bardziej hipotezami rządzącymi obecną wiedzą, bo na pewno nie kosmosem. Klikając hasła kosmiczne w wyszukiwarkach na ekranie wyświetla nam się istny kosmos. Blogi, gotowe teksty na PDF przesycone masą informacji, wykresów, barwnych fotografii, jednym słowem wszystko, czego głowa zapragnie. Wiedza jest tam rozproszona jak materia we wszechświecie, jak gwiazdy na niebie, jak piasek na pustyni. Szukanie klucza w tym stogu jest jak zabawa w piaskownicy. Wszyscy grzebią, przesypują ten sam piasek, słowa, z publikacji do publikacji, a każdy dodaje swoje trzy grosze. Rzuciłem się na tę wiedzę, ale wkrótce rozbolała mnie głowa. Ktoś na profilu fb prof. Hawkinga wysnuł nową teorię, że wszystko co nas otacza jest jak gąbka. Śmiechu warta diagnoza, ale po analizie można odnieść ją do zamieszczonych w internecie publikacji. Internet jest faktycznie jak gąbka, chłonie wszystko co ktokolwiek tam wrzuci. Trzeba niemało mozołu, by tę gąbkę mocno ścisnąć, by wyciekła z niej nalana „woda naukowa”. Może gdzieś w jednej przegródce, bańce gąbki znajdzie się to czym warto zainfekować głowę. Ten model wydał mi się racjonalny, wiec z gąszczu internetowej wiedzy wybrałem kilka publikacji i przyjrzałem im się dokładniej. Szukałem treści pasujących do udowodnienia mojego twierdzenia, które na początku wrzuciłem w formie tez. Nawiązałem kontakt z autorami publikacji, jedni odpisali natychmiast wyrażając zgodę na wykorzystanie ich przemyśleń, inni nie odpowiedzieli wcale. Ostatecznie zarzuciłem pomysł cytowania wybranych „dzieł” prezentujących wiedzę o kosmosie pochodzących od autorów, którzy przemilczeli moje wołanie o wsparcie.
Nowe tezy tworzenia wszechświata
Podstawowe tezy (twierdzenia, dla których przedstawia się uzasadnienie).: Teza 1. Jest wielce prawdopodobne, że materia wszechświata nam znanego nie ucieka, a wraca gdzieś, czyli spada do swojego pierwotnego punktu odniesienia. Im jest bliżej i dłużej spada do tego punktu tym bardziej przyspiesza, stąd obserwowane zjawisko przyspieszenia rozszerzania się wszechświata. Teza 2. Czarne dziury to kominy wypalonych lub czynnych wulkanów kosmicznych transferujących materią do antyświata, gdzie zderzona z antymaterią ulega unicestwieniu. Teza 3. Czas jest tylko iluzją, a więc iluzją jest czasoprzestrzeń, iluzją jest teoria względności oparta na istnieniu czasoprzestrzeni, na pewno nie sprawdza się ta teoria poza naszym bytem. Teza 4. Wielki wybuch, czyli początek mógł być zapadnięciem się skorupy lub obłoku na granicy naszego wszechświata, gdzie skupione jest większość materii, stąd grawitacyjne spadanie naszego świata. Mogą tam tworzyć się szczeliny lub wiry, na pewno są kominy wulkanów kosmicznych, w których materia znika i wcale nie musi się zagęszczać do ziarenka, może być wysysana do antyświata. Teza 5. Sfery niebieskie wszechświata są w nieustającym ruchu wirowym. W takim ruchu jest też nasz świat, może takich wirujących światów jest nieskończenie wiele. Ruch wirowy musi wytwarzać ogromne siły odśrodkowe rozrywające sfery wszechświata, powodujące obserwowaną ucieczkę sferyczną i przepływ wektorowy, a może przestrzennie spiralny przepływającej materii. To skutkuje pozorną ucieczką materii posiadającej masę. Wirujące sfery muszą zderzać się i przenikać, ich rozproszona materia zagęszcza się cyklicznie, by znowu ulegać kolejnym cyklom rozpraszającym. Podobne zjawisko obserwujemy śledząc ruch chmur na naszym niebie, gdy wiatr rozrywa chmury i ponownie zagęszcza, inny mechanizm, ale skutek podobny.
Automatyczne tłumaczenie tez w Google (nie odpowiadam z błędy tłumaczenia).
Basic theses (theorems for which justification is presented).: Thesis 1. It is highly probable that the matter of the universe known to us does not escape, and returns somewhere, or falls to its original point of reference. The closer and longer it drops to this point, the more it accelerates, hence the observed phenomenon of the acceleration of the expansion of the universe. Thesis 2. Black holes are the chimneys of fired or active cosmic volcanoes transferring matter to the antiworld, where the collision with antimatter is destroyed. Thesis 3. Time is just an illusion, so the illusion is space-time, the illusion is the theory of relativity based on the existence of space-time, certainly this theory does not work outside our existence. Thesis 4. A great explosion, or the beginning, could be a collapse of the shell or cloud at the border of our universe, where the majority of matter is concentrated, hence the gravitational fall of our world. There may be gaps or whirls there, there are certainly caves of space volcanoes in which matter disappears and does not have to compact into grains, it can be sucked into the antiworld. Thesis 5. The blue spheres of the universe are in constant vortex motion. Our world is also in this movement, there are infinitely many such spinning worlds. The whirling motion must produce enormous centrifugal forces rupturing the spheres of the universe, causing the observed spherical escape and the flow of the vector, or maybe the spatially spiral of the flowing matter. This results in an apparent escape of matter possessing mass. Whirling spheres must collide and penetrate, their scattered matter densifies in cycles to again undergo the next disruptive cycles. We observe a similar phenomenon by following the movement of clouds in our sky, when the wind breaks clouds and thickens again, another mechanism, but the effect is similar.
Nieskończoność wszechświata
Każdy z nas, istot żyjących rodzi się i umiera, ma swój początek od życia poczętego do jego końca w śmierci. Podobny naszemu kod istnienia ma znana nam materia ożywiona. Materia nieożywiona też zbudowana jest z tych samych cząstek elementarnych związanych w sposób nadzwyczaj uporządkowany, poddaje się procesom chemicznym, by zmieniać strukturę i właściwości. Nie wiemy, czy ta prawidłowość rozciąga się na byty wszechświata nam nieznane. Mimo tego ograniczenia posiadamy wyobraźnię, która zapędza nas w przysłowiowy „kozi róg”, szukamy bytu, który nie został nam przypisany. Czym jest wieczność, nieskończoność jako byt nieograniczony w sensie wielkości bądź ilości, tego nie wiemy. Matematycy ujęli to zagadnienie w ciąg niekończących się cyfr, którymi można praktycznie manipulować, przy czym próba sumowania minus i plus nieskończoności, tak jak sumowanie cyfr i liczb o jednakowym nominale lecz przeciwnym znaku daje sensowny wynik, z góry określony na początku tej zgadywanki, cyfra startowa zero potocznie obarczone domniemaniem nicości. To samo dotyczy znanej nam budowy materii i antymaterii we wszechświecie. Trudniej jest ten porządek odnaleźć w sensie wielkości. W pojmowaniu ziemskim, czyli z naszego punktu siedzenia wszystko może być większe niż jest, w wymiarze kosmicznym nie ma kresu żadnej wielkości. Posługujemy się umownymi wymiarami, które zostały stworzone na drodze do szukania rozwiązania problemu wymykającego się naszej logice i zdolności myślenia. Jako ludzkość stworzyliśmy wiele teorii próbujących zgłębić naturę wszechświata, lecz wszystkie starania, odkrycia i teorie jak dotąd zakończyły się fiaskiem. Najbardziej popularną obecnie teorią użytkową opisującą obserwowalne modele świata jest teoria względności, ogólnie ujmując ją powiedzeniem „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Sprawdza się w badaniu rzeczywistości, zarówno w dziedzinie matematyczno — fizycznej, jak też obyczajowo — społecznej, a że jest uniwersalna musi być wątpliwa jak wszystko, co wydaje się oczywiste. To teoria czasoprzestrzeni i ruchu, odnosząca się głównie do układów odniesienia i ogólna teoria względności, czyli pierwotna teoria grawitacji, która rozszerza prawo powszechnego ciążenia. Założyliśmy, że istnieje umowny wymiar — czas, który jest zakrzywiony, a dla nas biegnie po okręgu. Mamy dobę od wschodu do kolejnego wschodu słońca spowodowanego jednym obrotem ziemi wokół swojej osi, mamy rok określający jeden cykl obiegu ziemi wokół słońca. W celu zastosowania praktycznego wymiaru jakim jest czas zbudowaliśmy sobie zegary, kalendarze. Ten umowny wymiar czasu nam wraca, jest doskonałym miernikiem przydatnym w naszej rzeczywistości. Czym innym jest linia daty, która biegnie w naszej umownej fikcji po linii prostej i nigdy już miniona data nie wróci. To nasz dramat, że jesteśmy podpięci pod tę linię daty i zmierzamy gdzieś ku swojemu krańcowi. Te dwa byty nie tłumaczą nam zjawiska bytu najważniejszego, nieskończoności wszechświata. Odrzucając umownie pojęcie czasu jako czwartego wymiaru pozostaje nadal problematyka nieskończoności, niepojęta dla ludzkiej logiki. W wymiarze praktycznym, mieszczącym się w naszych głowach, możemy w sposób uproszczony wyjaśnić na modelu spirali zjawisko ucieczki w nieskończoność robiąc prosty eksperyment (fot.2). Biegnąc po pozornym okręgu o rosnącym promieniu, np. uwiązani nicią do szpuli, na której ta nić jest nawinięta, będziemy dreptali spiralnie po trasie tego biegu oddalając się od środka, gdzie szpula jest zakotwiczona. W tym biegu nie znajdziemy śladu swoich stóp pozostawionych za sobą. Jeżeli nić będzie nieskończenie długa rozwinie się w nieskończoną linię, jak umowna linia daty. Będzie to tylko eksperyment na płaszczyźnie przypisanej do tego eksperymentu. Gdyby eksperyment powtórzyć przestrzennie, wsiąść w obiekt latający na podobnej zasadzie, lecz z jednoczesnym postępującym ciągle odchyleniem od płaszczyzny, stworzymy tor przestrzenny, puchnącą w nieskończoność kulę. Gdy urwiemy się grawitacji wskutek granicznego kwadratu odległości, popłyniemy w przestrzeń jak uciekająca materia po domniemanym wielkim wybuchu. W tym eksperymencie czas nie odgrywa żadnego znaczenia. To dowód na to, że czas jest dla nas narzędziem do pomiaru zjawisk zachodzących tylko w otaczającej nas rzeczywistości, do dokonywania precyzyjnych obliczeń i obserwacji, lecz bez czasu możemy się obejść w życiu biologicznym. Są tacy, którzy twierdzą z przekonaniem, iż czas jest wytworem naszych mózgów, jest wytworem iluzyjnym, niby jest, a wciąż nam go brakuje. Został wpleciony w reguły, wzory, a nawet prawa fizyki czyniąc je hipotezami, czymś prawdopodobnym, a jednocześnie dziejącym się w tym ułudnym wymiarze, jakim jest czas. Badacze zajmujący się tym wymiarem śmiało twierdzą z przekonaniem, że nieustanny upływ czasu jest tylko iluzją, której wciąż ulegamy jako istoty myślące, ludzie. Inaczej do tego zagadnienia z całą pewnością podchodzi reszta materii ożywionej, dla której upływ owego ludzkiego czasu jest tylko niedostrzegalnym cyklem obserwowanym z naszego punktu widzenia. Ta iluzja jest dziełem naszego aparatu poznawczego i nie możemy się jej pozbyć z przyczyn użytkowych, jest pomocna w mierzeniu zjawisk i bytów. Historię, zdarzenia, znane zjawiska możemy opowiadać też z pominięciem czasu, a przez to nie wpłyną na osąd rzeczywistych zaistniałych zdarzeń, mogą zmienić jedynie kontekst i uwarunkowania na zasadzie cytowanej wyżej teorii względności. Skoro czas jest iluzją, to iluzją jest też pojęcie czasoprzestrzeni. Zbudowana na użytek badania zjawisk w kosmosie czasoprzestrzeń jest nowym umownym bytem dla opisywania zjawisk, które nie jesteśmy sami w stanie rozwikłać w swojej ograniczoności umysłowej i poznawczej. Takie podejście porządkuje naszą niewiedzę i sprowadza do punktu wyjścia, niczego nie wiemy co dotyczy nieskończoności wszechświata. Zagadką jest drugi element fizycznej teorii względności, teoria grawitacji, czyli powszechnego ciążenia. Zakłada ta teoria, że między dowolną parą ciał posiadających masy pojawia się siła przyciągająca, która działa na linii łączącej ich środki mas, a jej wartość rośnie z iloczynem mas i maleje z kwadratem odległości. Określenie „pojawia się” jest kluczowe, gdyż nie wiemy dlaczego się pojawia. Gdyby ciała utraciły masę wskutek nieodkrytych zjawisk, lub gdy odległość ciał wzrośnie do granicy ciążenia, grawitacja zaniknie, to pewne po obserwacji wnętrz statków na orbitach okołoziemskich. Utrata masy spowodować musiałaby unicestwienie znanego nam kosmosu i struktury planet, gwiazd. Materia uwolniona z masy kosmicznej i pozbawiona grawitacji rozsypałaby się samoistnie z umownym przecież czasem w przestrzeń nieskończonego wszechświata jak pył na wietrze. Bo czymże jest materia jak nie bytem zlepionych drobin elementarnych, niezależnie jak je nazwiemy i jak rozdrobnimy. W przekonaniu świata nauki i praktycznej wiedzy istnieje też byt pozbawiony cech materii jaką znamy, to antymateria, układ antycząstek. Są to prawdopodobnie również cząstki elementarne podobne do występujących w zwykłej materii, ale o przeciwnym znaku ładunku elektrycznego oraz wszystkich znanych cech dowolnej cząsteczki materii „ziemskiej”. Jedno nieprzewidziane zdarzenie w kosmosie może materię przekształcić w antymaterię w jednej galaktyce, by zniszczyć inne zbudowane z materii. Wtedy mielibyśmy do czynienie z wielkim pożarem, a może nawet ogromnym wybuchem budującym porządek i prawa wszechświata od nowa, byłby to wszechświat wypełniony energią bez materii. Z doświadczeń laboratoryjnych wiadomym jest, że w momencie kontaktu antymaterii z materią zwykłą obie ulegają unicestwieniu. Energia związana z masą spoczynkową zderzających się cząstek materii i antymaterii ulega zamianie na inny byt, energię promieniowania elektromagnetycznego lub energię kinetyczną lżejszych cząstek. Nieodkrytym dotąd, a domniemanym zjawiskiem jest ewentualna obecność naturalnych skupisk antymaterii we wszechświecie, klasycznych galaktyk, może planet, mgławic, obłoków. Spodziewana symetria pomiędzy zwykłą materią i antymaterią na zasadzie równowagi przeciwności rodzi hipotezę, że wszechświat powinien zawierać materię i antymaterię w jednakowej ilości. Podobno z granic naszego wszechświata obserwujemy panującą tam światłość, a nie mrok pustki, jesteśmy atakowani promieniowaniem kosmicznym, które musi mieć swoje źródło. Możliwe, że gdzieś w przestrzeni trwa otwarta wojna materii z antymaterią. Takie założenie może być wyjaśnieniem przyczyny tego promieniowania i ogromnej światłości nieznanych nam bytów galaktycznych poza granicami naszej możliwości obserwacyjnej. Jeżeli trwa wojna wszechświatów zbudowanych z materii i antymaterii, oba byty wzajemnie unicestwiają się, powstaje pustka naładowana energią nie do opanowania. Folgując fantazję można pokusić się na założenie, że alternatywnie do naszego świata istnieje też antyświat na zasadzie cytowanej, a znanej przeciwności zauważalnych w naszym kąciku galaktyki, na ziemi. Matematycznie istnieje plus i minus, szerzej plus i minus nieskończoność, już wiemy, że materii towarzyszy antymateria, w fizyce każdej akcji towarzyszy reakcja. Wojna wszechświatów może być tym hipotetycznym zdarzeniem unicestwiającym znaną nam zwykłą materię. Wszechświat wypełniony tylko energią musiałby odrzucić wszelkie znane teorie, w tym wątpliwą w rozmiarze tego wszechświata teorię względności, opartą na bycie ułudnego czasu i niewiadomego pochodzenia grawitacji. W naszych warunkach ziemskich, z praktycznego punktu widzenia, ujarzmienie spodziewanej antymaterii nie poddającej się powszechnemu ciążeniu, a odwrotnie powszechnemu odpychaniu, ułatwiłoby podróże w przestrzeni kosmicznej i po przestworzach intrygującego ludzkość wszechświata. Antygrawitacja to byłoby paliwo nie do wyczerpania, brakuje tylko silnika lub przekładni zaprzęgającej powszechne ciążenie do wykonania pracy użytkowej wprost lub z użyciem antymaterii. Przy stanie wiedzy ludzkości oraz wytworzonej sztucznej inteligencji możemy jedynie snuć teorie, szukać innych światów i cywilizacji. Może jest taka gdzieś we wszechświecie na wyższym poziomie rozwoju, która rozszerzy nasze horyzonty i wzbogaci technologię poznawczą. Możliwe jest też, że na naszej ziemi lub w najbliższym kosmosie przetrwały wskazówki i nauka pozostawiona przez wymarłe cywilizacje poprzedzające naszą. Są ludzie i ośrodki, gdzie ciągle trwają beznadziejne zmagania z bezkresem niewiedzy. Dobrze, że ludzie pytają i szukają, że odkopują zasypane miasta i ich budowle o parametrach wręcz nieziemskich. Nie brakuje dowodów i śladów starych cywilizacji o wyższym poziomie rozwoju na dnach oceanów, tak więc wszystko przed nami. Możliwe, że współcześni badacze nie znajdą klucza do skrywanych, bądź zagubionych tajemnic za życia. Trzeba z żalem stwierdzić, że mamy na teraz zbyt niski poziom rozwoju i rozumienia nieskończoności, a jak długo tego poziomu nie dźwigniemy, niczego nie dowiemy się jako ludzkość. Spodziewane mnogie wszechświaty, jeżeli chcemy tę nieskończoność poszatkować na części, są w fazie ucieczki do plus lub minus nieskończoności. Gdy osiągnie ta ucieczka poziom krytyczny, materia rozpadnie się na niewidoczne, nazwijmy to obecną wiedzą kwarki, czyli nicość. Używając zasad naukowych materia odparuje, stanie się niewidoczna, jeżeli po drodze nie zetknie się z chmurą antymaterii, by ulec zagładzie. Dopiero po osiągnięciu absolutnego zera, czyli nicości owe wszechświaty mogą ponownie wejść w fazę zwijania, czyli totalnego zagęszczenia tej nicości kwarkowej, a potem znowu w punkcie zero zagęszczenia nastąpi wielki wybuch, Bóg na nowo stworzy życie, taka jego robota. Powyższe wywody są próbą obrony tez, a mogącą uzasadnić stawiane twierdzenia, które wymykają się spod naukowo zbadanych dowodów, stawiane są na podstawie poszlak. Wszechświat jest bowiem bytem zamkniętym przestrzennie w sobie, nie ma początku ani końca, a jako taki nie daje szans na jego poznanie. Czy jest możliwe z naszego zrozumienia zjawisk, by cokolwiek nie miało początku i końca?. Wyobraźmy sobie okrąg na płaszczyźnie, zwyczajną obręcz, a potem poszukajmy tam bezwzględnego początku i końca. Granicą może być jedynie dowolnie wybrany punkt przyłożenia, będzie to jednak pozorny początek i pozorny koniec.
Kosmos zagęszczony materią
Patrząc w nasze niebo każdego dnia i nocy gołym okiem, czy przez lunety obserwujemy, wydawać by się mogło jednolity i niezmienny od tysiąclecia wygląd oraz układ przestrzenny gwiazdozbiorów. Potrafimy go nie tylko dostrzec, ale rozróżnić i nawet nazwać. Gdyby nie precyzyjne obserwacje astronomiczne bylibyśmy skłonni uwierzyć w niezmienność tych bajecznych form gwiezdnych. Już Albert Einstein zauważył budując równania do ogólnej teorii względności, że wszechświat nie jest stacjonarny. Niedługo potem kolejny uczony Edwin Hubble postawił hipotezę, że wszystkie galaktyki oddalają się od siebie, uciekają od naszej galaktyki, a prędkość tej ucieczki zależna jest od odległości z jakiej ją obserwujemy, im odległość obserwacji większa, tym większa prędkość oddalających się galaktyk z nami sąsiadującymi. W kolejnych latach odkrycie Edwina Hubble potwierdzili badacze naszego kosmosu na podstawie zebranego materiału obserwacyjnego wszechświata znajdującego się w zasięgu ich badań. Na obecny stan wiedzy zjawisko uznawane jest za najważniejszy fakt astronomii pozagalaktycznej. Tak więc z opisanych obserwacji zjawisk w kosmosie wynika, że materia przyspiesza ucieczkę w odniesieniu do naszego punktu siedzenia, czyli z miejsca domniemanego wielkiego wybuchu. Jeżeli tak jest, a jest ponad wszelką wątpliwość, to mamy do czynienia z kolejnym paradoksem w odniesieniu do lansowanych hipotez wielkiego wybuchu i ogólnej teorii względności. Z doświadczenia wiemy, że np. kula wystrzelona z armaty wraz z odległością i czasem wytraca prędkość, nie przyspiesza, chyba, że jest w locie spadającym. To moje osobiste spostrzeżenie jest ważne, a nawet może przełomowe jeżeli uznać, że dotychczasowe próby udowodnienia teorii i twierdzeń naukowych zakończyły się fiaskiem, wiemy dużo, a w istocie nie wiemy nic na pewno. Obserwacja rozszerzania się znanego nam fragmentu wszechświata może być dowodem na inne zjawisko odbiegające od znanych teorii, w tym też teorii względności. Swoje tezy podałem na początku wywodu, powtórzę je ponownie w szerszym kontekście. Jest wielce prawdopodobne, że materia wszechświata nam znanego nie ucieka, a wraca gdzieś, czyli spada do swojego pierwotnego punktu odniesienia, im jest bliżej i dłużej spada do tego punktu tym bardziej przyspiesza, stąd obserwowane zjawisko przyspieszenia rozszerzania się wszechświata. Przy tym założeniu i obserwowanym powszechnie przyspieszającym rozszerzania się wszechświata możliwe, że materia i energia wracają do punktu leżącego w miejscu, z którego zostały już raz wyrzucone. Jeżeli tak jest, to wielki wybuch mógł mieć miejsce w nieco innym punkcie lub w nieznanym nam wszechświecie. Obserwowane rozszerzenie nie ma wektora punktowego, materia ucieka przestrzennie we wszystkich kierunkach, stąd teza, że punktem odniesienia docelowej ucieczki lub spadania materii jest obłok lub skorupa i to niekoniecznie specyficzna, może być uformowana w kształt naszej ziemskiej z licznymi wulkanami, wszak wszystko w naturze powtarza się i kopiuje, często modyfikując struktury i właściwości. Obserwowane jest zjawisko „ciemnego przepływu” będące wyjątkiem od reguły, gdy materia ucieka z prędkością szacowaną na 2,7 do 3 milionów kilometrów na godzinę i to w przypadkowym kierunku wektorowym. Uzasadnieniem zjawiska może być utworzenie się tam na granicy naszego wszechświata, w jego skorupie lub obłoku zamykającym nasz wszechświat, szczeliny na kształt kosmicznego wulkanu, a domniemane czarne dziury mogą być kominami wypalonych bądź nadal czynnych kosmicznych wulkanów. Naukowcy zakładają, że czarna dziura jest żarłoczna, pochłania materię i energię, zagęszcza ją do mikroskopijnych rozmiarów i niebywałej gęstości. To nazbyt śmiała hipoteza. Musi być gęstość graniczna, inaczej dojdziemy do absurdu, nie można zakładać, że tysiąc diabłów usiądzie na małej główce jednej szpilki. Powłoka naszego wszechświata mogła na początku, który uznajemy za wielki wybuch, eksplodować i zapaść się do środka tego układu lub zderzyła się z powłoką sąsiedniego bytu, wskutek czego powstał nasz wszechświat, przy czym ta zewnętrzna powłoka, skorupa lub obłok, zachowała na tyle masy, że jej grawitacja powoduje odwrócenie skutków eksplozji i zapadnięcia się materii do pustego wnętrza tej globalnej struktury. Gdy cała „nasza” materia ucieknie przez domniemane szczeliny lub osiądzie w obłoku (skorupie) nasz wszechświat stanie się ponownie pustą wydmuszką, a jego los może być podobny, czyli może znowu zapadnie się jak na początku. Jak to działa możemy uzmysłowić sobie na prostym eksperymencie praktykowanym od początku istnienia ludzkości. W sparzonym wrzątkiem, dla higieny, surowym jajku utwórzmy na przeciwległych biegunach skorupki niewielkie szczeliny. Przykładając jedną szczelinę jajka do ust i zasysając w celu wytworzenia podciśnienia, cała zawartość jajka znajdzie się w naszych ustach, a w ręce zostanie pusta skorupka, wydmuszka. Pytaniem nadal pozostaje niewiadomy byt poza skorupą, to nie mogą być usta demona, ani Boga, te byty są pozamaterialne, nie karmią się materią, przyjmują tylko dusze na wieczne potępienie lub zbawienie i to każdemu według zasług, jak głosili niewierzący w Boga komuniści. Dopóki nauka lub fantastyka nie znajdzie sensownej odpowiedzi trzeba przyjąć na dowolną wiarę, że tam jest już jednak byt teologiczny, pozamaterialny i bezwymiarowy, a więc nie poddający się regułom świata materialnego. Jeżeli jest natomiast co do struktury podobny do nam znanego, to i tak nie mamy narzędzi naukowych do jego rozpoznania. Z takim założeniem nie zgadza się znana teoria względności, moim zdaniem błędna, bo oparta o iluzję czasoprzestrzeni będącą naukowym wytrychem do niewiedzy, mitem. Kłóci się ze stworzonymi prawami fizyki również druga zasada teorii względności, powszechne ciążenie i jego skutki. Jeżeli nawet nasz wszechświat miałoby mieć odniesienie do teorii ciążenia powszechnego, to najszybciej powinny przyspieszać w rozszerzającym się wszechświecie spadające czarne dziury nasycone ciemną, ciężką materią i wlec za sobą w ogonie, jak kosmiczne komety resztę gwiazd i planet, całe galaktyki naszego wszechświata. Pomocniczym uprawdopodobnieniem słuszności tezy o nieprzewidywalności skutków praw ustanowionych niech będzie paradoks hydrostatyczny, gdzie siła parcia jest niezależna od masy cieczy lecz od jej gęstości, wysokości słupa tej cieczy i powierzchni na którą napiera. Jeden kilogram cieczy może wywołać siłę parcia liczoną w megatonach i nie ma ograniczeń wielkości tej siły. Tak samo nasz wszechświat jest niezależny od czasu i przestrzeni, jak siła parcia od masy, sam jest przestrzenią, a czas jest tylko miernikiem. Co do struktury, wbrew pozorom wszechświat może być taki sam jak najbliższe nasze otoczenie. Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, mógł mu też zbudować ciepły „dom dla ciała — ziemię i kosmos” na podobieństwo swojego domu, w którym jest niebo dla wierzącej duszy, raj dla niedowiarków i piekło dla czyniących zło, łamiących przykazania Boże. W naszym ziemskim domu wszystko co nas otacza jest zbudowane w ten sam sposób, z podobnej materii, działa na podobnych zasadach. Sceptykom jednolitości i powtarzalności cykli w istnieniu wszechświata zadaję pod rozwagę dylemat tego samego kodu życiowego. Materia ożywiona, kod życia, cykle, wszystkie funkcjonują na tej samej zasadzie. Gdyby nie stworzenie, tchnięcie życia w materię, bezmyślna natura stworzyłaby istnienia o całkowicie odmiennych kodach, to zasada przypadkowości. Tu wszystko jest jednakowo zaprojektowane z odrobiną modyfikacji w kodach genetycznych, by istoty różniły się pozornie, by mogły nawzajem bez obaw moralnych wymieniać się materią, by świat wreszcie nie był taki nudny. Już teraz potrafimy naśladować stwórcę, potrafimy klonować komórki, tkanki, a nawet kompletne istoty żywe. Raczkujemy w tych eksperymentach, a odkrywane starożytne świątynie, rzeźby, malowidła dowodzą, że takie eksperymenty były powszechne przed tysiącami lat, w poprzednich cywilizacjach. Na samum początku opanowaliśmy, albo została nam dana najważniejsza umiejętność stworzenia, potrafimy reprodukować żywe potomstwo. Kim był stwórca życia pierwotnego i całego wszechświata, nazywany Bogiem i jaki miał zamysł twórczy, to wiemy, chociaż wielu wątpi, ma do tego prawo. Im wypada zadedykować zwyczajny ziemski przypadek, często będący namacalną codziennością uznawaną za należne nam prawo, wiara, tak ma być i kropka. Są dni, kiedy idziemy w miasto oglądać ładne panienki, panienki idą zwykle oglądać wystawy — odmienność natury, ale są też dni kiedy siedzimy w ogrodzie i oglądamy razem kwiatki, motyle. Różnorodność. Nawet używki rosną na łodygach. Stwórca przewidział nasze potrzeby, pomyślał o wszystkim. Niepotrzebnie stworzył jedynie bakterie, wirusy i inne insekty żerujące na żywym ciele, pozbawione moralności i litości. Podobno po zejściu zbawiciela na ziemię naprawi te błędy, zmieni ludziom kod genetyczny, zlikwiduje choroby, da wieczne życie, od poczęcia aż do naturalnego zmęczenia organizmu lub utraty chęci życia, wolną wolę nie tylko w wymiarze osobistym, ale też społecznym. Da każdemu prawo wyboru jak długo pożyje. Ludzie przestaną być agresywni, zazdrośni i wojowniczy. Ma być sielanka w kolejnym cyklu, po kolejnym wielkim wybuchu, może wtedy gdy materia wróci „do swojego domu”, dokąd zmierza, by nastąpił ponownie cud stworzenia, może Bożego. Może nastąpi ponownie wielki wybuch rozpraszający w przestrzeń materię na obraz i podobieństwo tego obecnego wszechświata, znanego i przychylnego nam bytu, chociaż obarczonego przytoczonymi błędami stworzenia. Co już wiemy na pewno, a czego się domyślamy snując teorie?. Przytoczę kilka publikacji zmagających się z powszechną niewiedzą, jakże intrygujących, a zarazem absurdalnych i często przewrotnie, i ułudnie prawdopodobnych w swej niedorzeczności. Powstają w wyniku żmudnych prac naukowo — badawczych, ciągłego obserwowania nieba i ziemi, często snujących twierdzenia nie dające się udowodnić. Powód jest prozaicznie prosty. Tak długo jak nie rozwikłamy zagadki nieskończoności wszechświata niczego nie udowodnimy. Mimo tego warto poznać dążenia i śmiałe wywody jakże wielu fantastów i naukowców. Postawione na wstępie tezy są znamienne tym, że odbiegają znacząco od hipotez i poglądów w kwestii wszechświata, od przytoczonych dalej publikacji, a zarazem wyjaśniają paradoksalne zachowanie się materii w naszym kosmosie. Dla zachowania przejrzystości polemiki i udowodnienia swoich twierdzeń stojących w opozycji do współczesnej wiedzy koniecznym było cytowanie publikacji w szerszym zakresie. Numerację przypisaną do cytatów celowo zamieszczam na początku cytatu, by umożliwić czytelnikowi omijanie publikacji już znanych. W mojej ocenie publikacja pełnych cytatów z oryginalnym tekstem służyć powinna upowszechnieniu rozproszonej wiedzy oraz reklamować te publikacje i ich autorów. W tej książce nie miałem zamiaru naruszyć niczyich praw autorskich, wielu wyraziło zgodę na publikację ich przemyśleń, większość nie odpisało przed złożeniem książki do druku, stąd ich publikacje pierwotnie przypisane w posłanym im pliku z etapu projektowania książki zostały pominięte, a plik PDF skasowany, by nie naruszać ich praw autorskich.
Na tropie tajemnic wszechświata
Pojawiają się publikacje naukowców sugerujących, że w środku galaktycznej drogi mlecznej może znajdować się tunel czasoprzestrzenny, przez który odwiedzać nas mogliby kosmici. Według ich luźnych hipotez, tajemnicze tunele czasoprzestrzenne mogą powstawać ciągle lub istnieć w domniemanej ciemnej materii, gnieżdżącej się w samym centrum drogi mlecznej. Ci sami badacze kosmosu zakładają również, że takie tunele mogą powstawać, a więc znajdować się we wszystkich galaktykach spiralnych. Pojazd kosmiczny przemykając przez taki wymyślony, a urojony tunel, może osiągać nieziemskie przyspieszenia i przebyć nieskończoną odległość w krótkim czasie. Na teraz jest to niezgodne z zasadami fizyki, ale te zasady stworzone zostały dla naszego „podwórkowego” bytu, czyli ziemi i najbliższego nam kosmosu, zbudowanego według tych samych prawideł i praw ustanowionych przez ludzi. Teoria względności Einsteina zakłada, że czas i przestrzeń są połączone i razem formują czasoprzestrzeń. Akurat tę teorię podważyłem swoją tezą, ale mogę się mylić jak każdy dotąd. Największym zakrzywieniem takiej niby czasoprzestrzeni ma być czarna dziura, której dotąd nikt nie zobaczył na największych teleskopach. W mojej tezie są to zwyczajne kominy wulkanów kosmicznych, czynne lub wypalone, przez które to wulkany materia wycieka z naszego wszechświata do innego nieznanego bytu, antyświata, gdzie prawdopodobnie unicestwia się, ulega wypromieniowaniu po zderzeniu z antymaterią. Uwzględniając teorią względności, do powstania czarnej dziury niezbędna jest krytyczna masa zgromadzona w małej objętości. Według tej hipotezy każdy obiekt, materia lub energia, który zbliży się do czarnej dziury na krytyczną odległość, zostanie do niej wessany i wyrzucony na drugą stronę czasoprzestrzeni. Zdaniem badaczy, na podstawie ich własnych eksperymentów istnieje teoretyczna możliwość, by przemieścić pole magnetyczne generowane przez fizyczny obiekt w takim tunelu, natomiast z absolutną pewnością nigdy nie udałoby się przepchnąć tunelem czasoprzestrzennym materii. Hipoteza zakłada śmiałą myśl, że wskutek przeciążenia grawitacyjnego mogła zrobić się szczelina na granicy wszechświatów. Ten pogląd jest mi najbliższy, to tłumaczy wiele zjawisk, takich jak ucieczka materii z naszego wszechświata nie wiadomo dlaczego i dokąd, intensywne promieniowanie kosmiczne z nieznanego źródła pochodzenia, zgodnie z moją tezą źródłem jest zderzenie materii z antymaterią. Według mojej spekulacji odbieranej w kategorii fantastyki, czyli z uproszczeniem myślenia do poziomu dziecka, nasz wszechświat jest jak jajko, a pozorna linia daty biegnie od naszej minus do plus nieskończoności, potem zawraca, tak jakby odbijała się od niewidzialnej skorupki naszego wszechświata. Linia w rzeczywistości obiega po sklepieniu owej skorupki, a jej koniec i początek są ze sobą zrośnięte, stąd jej pozorna nieskończoność. Możliwe, że owa linia daty przenika przez granice naszego wszechświata i oplata też nieskończone byty, nazywane w teologii niebem. W środku jest życie chronione ową skorupką. Skąd przypuszczenie? — bo wszystko jest stworzone według tego samego modelu, a o tym czy pierwsze było jajko, czy kura wie tylko stwórca. Ten dylemat można spróbować rozstrzygać na bazie teorii stworzenia. Gdyby pierwsza była kura, która urodziła zapłodnione w sposób niepokalany jajko, to również pierwsza musiałaby być kobieta nosząca niepokalanie zapłodnione jajeczko. Wiemy już, że najpierw był Adam, to nam burzy teorię stworzenia w tym prozaicznym względzie. Bardziej mnie przekonuje teoria stworzenia życia parami. Był na początku Adam i Ewa jako pierwsza stworzona para, a potem Adam użył „swojego żebra”, by nim spłodzić potomstwo. Takich przypadków stworzenia parami lub pojedynczo musiało być bez liku, stwórca był bardzo pracowity, miał na to sporo czasu, ewolucja też pomogła. Zarówno istoty żywe jak przedmioty martwe różnią się, a w istocie są zbudowane podobnie, model powtarza się i sam kopiuje. Stwórca tak chciał, stworzył ten inkubator dla istot wszelakich. Wracając do kosmicznych czarnych dziur i szczelin. W szczelinie, tak jak w pękniętym balonie, następuje olbrzymie przyspieszenie transmisji materii i energii wskutek różnicy ciśnienia grawitacyjnego. Nie wiadomo, po której stronie jest większa gęstość grawitacyjna, wydaje się, że w naszej skorupce jest dostosowana do warunków powstania życia, a skoro materia ucieka to albo wypycha ją różnica ciśnień, albo trwa tam wojna naszego świata z antyświatem. Wewnątrz naszego wszechświata materia raz gęstnieje tworząc czarne dziury, to znowu się rozrzedza, gdy materia ucieka w pustą przestrzeń. Wcześniej opisałem hipotezę naukowców, którzy dowodzą, że gdybyśmy zbliżyli się do szczeliny, to różnica ciśnień grawitacyjnych może nas wyssać w inną czasoprzestrzeń z niebywałą i nieznaną prędkością, już teraz wiadomo, że materia nie przetrwałaby takiego przyspieszenia, uległaby destrukcji na wolne atomy, neutrony i świecące elektrony, a w zderzeniu z antymaterią może jeszcze drobniej, by na końcu zamienić się w energię. Wówczas na pewno nasze ciała zamieniłyby się w świetliki gwiezdne, to pocieszające w tym smutku nicości. Może też być prościej, możliwe, że za wszystko odpowiada zwyczajna różnica ciśnień rozdrobnionej materii. Wyobraźmy sobie dowolną ciesz umieszczoną w dużej kosmicznej strzykawce. Wyciąganie tłoka spowoduje rozprężanie, a wskutek niego odparowanie cieczy. Warunkiem musiałoby być olbrzymie podciśnienie na granicy wszechświatów. Możemy sobie tylko wyobrażać co jest za naszą skorupką, tak jak ryba wyobraża sobie co jest nad zwierciadłem oceanu zamykającym rybi świat. Reasumując tę fantastykę, człowiek ani żadna jego maszyna nie przetrwa przejścia przez szczelinę na granicy wszechświatów, może ją przetrwać jedynie myśl ludzka, która to myśl nie poddaje się prawom fizyki, może podróżować w czasie, to wiedza, wspomnienia lub marzenia, może spotykać się z żywymi i umarłymi, może doświadczać zjawisk nadprzyrodzonych, jest dana każdemu mimo jego woli na podobieństwo stwórcy. Tylko myśl może zbadać inne wszechświaty, dociec tajemnic nieskończoności, a stanie się tak, gdy nauczymy się kontrolować duszę, która jest w istocie bytem pozamaterialnym jak myśl i pamięć, jak czas. Oba te byty, myśl i dusza jako nadprzyrodzone i nie podlegające zjawiskom materialnym nie znają też pojęcia czasu, prędkości, odległości itd., tak więc podróż tych bytów w nasze zaświaty, może do nieba, powinna być natychmiastowa. Wyobraźcie sobie oglądaną raz odległą galaktykę, zdarzenie sprzed wieków, podróż myśli w te rewiry jest natychmiastowa, bezzwłoczna, nie mierzona żadnym wzorem. W rozwoju nauki, w dziedzinie bytów niematerialnych, jest szansa na podróże w czasie i przestrzeni, w przenikanie do innych wszechświatów i obcych cywilizacji, które na pewno tam istnieją. Trzeba niejednego doktoratu, by cel osiągnąć, ale trzeba chcieć. Problem w tym, że taka nauka jeszcze nie wykiełkowała u istot myślących w kosmosie, w tym ludzi. Model paradoksu nieskończoności na własny użytek spreparowałem w formie dzieła malarskiego. Na obrazie ( fot.3) linia pozornie dobiega do krawędzi i zawraca, w rzeczywistości oplata obraz po awersie i wraca po rewersie, jest ciągła bez początku i bez końca. To jest prosty model nieskończoności. To zegar wszechświata, nadzieja na „zmartwychwstanie” dusz w nowym ciele materialnym lub reinkarnację (zależnie od wiary). Z moich obserwacji dusze wyzwolone z materialnego świata pokutują tu, w naszym świecie, a to z pragmatycznego powodu. Po jakie licho miałyby przedzierać się w inne zaświaty, skoro tam jest wojna materii z antymaterią, skoro wszechświat jest nieskończony, więc droga daleka. Dusze wszystkich istot żywych trwają w inkubatorze nazwanym teologicznie rajem, by potem trafić do nieba, przybrać postać materialną na podobieństwo stwórcy, to jest nasze mityczne niebo i piekło, które sami sobie gotujemy. Dusze zmarłych pojawiają się w naszych snach, czasem uroczo i szczęśliwie, niekiedy w koszmarach. Nie mają pamięci, ale ich kod falowy przewija się na nasze myśli. Spotykamy we śnie znajomych, którzy odeszli w zaświaty, ale też tych żyjących, często śnimy postaci i zdarzenia nieznajome, one kiedyś przewinęły się przez nasze wielowątkowe byty. Obserwacje snów wskazują, że znajomi przewijają się w naszych snach przypadkowo, najczęściej gdy nimi zaprzątamy sobie myśli, podobnie zmarli lub nieznajomi. Można założyć, że kwarantanna w raju trwa połowę doczesnego życia, potem niematerialny byt jakim jest hipotetyczna dusza materializuje się. To oznaczałoby, że linia daty obiega nieskończony wszechświat dla każdego inaczej, bo chociaż pozorna linia daty wszechświata i czas jako iluzja, mityczne niebo jest bytem takim jak nieskończoność, to życie trwa i odradza się. To daje nadzieję. Trzeba podczepić się pod linię daty i jej nie puszczać. Punktem zaczepienia jest data urodzenia, gdy linia daty zawróci wtedy mamy szansę na ponowny byt. To też przestroga dla tych, którzy sami pozbawiają się życia, wypuszczają przypisaną im linię daty i mogą nigdy już nie wrócić w formy materialne, pochłonie ich teologiczne piekło.