drukowana A5
52.96
drukowana A5
Kolorowa
76.14
Dieta cud istnieje.

Bezpłatny fragment - Dieta cud istnieje.

Jest w Twojej głowie.


5
Objętość:
237 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-8245-289-1
drukowana A5
za 52.96
drukowana A5
Kolorowa
za 76.14

Zaproszenie

Jeżeli lubisz poznawać różne punkty


widzenia, jeżeli nie oczekujesz


encyklopedycznej wiedzy i gotowych


rozwiązań z gwarancją rezultatów, to


jest szansa, że nie będziesz się nudzić


przy tej lekturze.

***

Być może poczujesz się lepiej, kiedy w moim nieencyklopedycznym podejściu, opartym w większości na życiu gabinetu dietetycznego i moim osobistym doświadczeniu znajdziesz coś dla siebie, coś co popchnie Cię do działania lub wręcz przeciwnie pozwoli Ci się zatrzymać choć na chwilę. Bo przecież każdy z nas jest inny. Każdy z nas na różnych etapach życia i bycia ze sobą samym w wędrówce przez codzienność potrzebuje czegoś innego.


Jeżeli bywa, że masz tak, jak mam ja, że brakuje Ci czasem (lub często) pewności siebie, czasem brak Ci motywacji, czasem szczęścia, a czasem zwyczajnie nie czaisz, dlaczego, skoro wszystko jest ok, to jednak Ty czujesz, że nie jest ok? Myślę sobie, że to co mam Ci do powiedzenia może równie dobrze zmienić wszystko lub nie zmienić nic, albo zmienić tylko tę część Ciebie (czy Twojego stylu życia), która na zmianę właśnie czekała.

Tytułem wstępu

Nie potrafię i nie chcę zrozumieć, dlaczego w XXI wieku, tak bardzo ważne staje się dążenie do bycia ładnym i szczupłym, a nie (co wydaje się lepszym rozwiązaniem) zdrowym i mądrym? I absolutnie nie zamierzam nikogo do niczego przekonywać. Świat powinien mimo wszystko pozostać różnorodny.


Moją książkę adresuję do każdego, kto zechce ją kupić.

Taki żarcik, który wydaję się być bardzo aktualny w świecie, w którym niemal wszystko jest na sprzedaż.

W świecie interesów, porównywania się, zdobywania, zaistnienia (zwłaszcza w sieci) nie jest łatwo żyć. W świecie, który albo zdobywasz, albo mają Cię za frajera i niedojdę. W świecie, w którym zamieniasz przyjaciół na followersów. W świecie, w którym zdrowie, najcenniejsze, co w życiu posiadamy, zaczyna mieć znaczenie dopiero w chwili, kiedy dociera do nas, że je tracimy!

Doświadczam mojej osobisto — zawodowej porażki, w każdym momencie, w którym obserwuję popularność różnych (często eliminacyjnych i niskokalorycznych) diet. Zupełnie jakby samo bycie na diecie było modne. I nie byłabym sobą, gdybym nie dodała, że rozumiem każdą osobę, która przed wyjazdem na wakacje, przed weselem lub w ramach wprowadzania postanowień, czy nagłego przypływu gotówki wystarczającej na zakup diety podejmuje decyzję, by szybko i skutecznie (tak jak koleżanka sąsiadka, czy kolega z pracy) pozbyć się zbędnych kilogramów. Ależ rozumiem! No bo skoro Ona (koleżanka sąsiadka) schudła na keto, to dlaczego mnie by miało się nie udać? No i tak pojawia się:

działanie

(wystarczy zapłacić)

i

cel (z gwarancją)

(sprzedający w razie czego zwraca kasę).

Warunek? Wszystko wydarzyć się musi w krótkim czasie. Na tym zależy Ci najbardziej. Musi być szybko. Najlepiej 5kg w 14 dni albo i w tydzień. Ta myśl niemal Cię prześladuje. Możesz zapomnieć o dzieciach i obiedzie dla nich, ale nie zapomnisz, by codziennie sprawdzić, ile Cię ubyło na wadze. Serce rośnie! Każdego dnia jest Ciebie mniej. Youpi! Myślisz sobie: I co? Da się? Da!


I tak mniej więcej raz na trzy lata, przechodzisz cykl przemiany z poczwarki w motylka. Kochasz siebie, gdy jesteś motylem. Patrzysz na siebie łaskawiej, czujesz się bardziej wartościową osobą. Ale pękasz i jesteś dla siebie surowym sędzią, karzesz się i nie kochasz już siebie tak bardzo, gdy tylko zobaczysz (w lustrze) pierwsze objawy przeistaczania się (wg Ciebie) w poczwarkę.

Zwariowałaś? Serio uważasz, że tylko będąc motylem jesteś warta uwagi. Serio uważasz, że możesz raz siebie i swoje ciało kochać, a innym razem nie? Uprzejmie Cię informuję, że masz tylko TO ciało, i że Twoim zakichanym obowiązkiem jest dbanie o nie, bez względu na to, jaki aktualnie ma rozmiar. Rozmiar można zmienić tylko współpracując z własną głową! Jeśli Twoje ciało ma inny rozmiar niż byś chciała, to znaczy, że nie jest kochane i nie jest rozumiane przez Ciebie samą. Ono to zwyczajnie wie. Skąd? Od Ciebie.

Każda zmiana rozpoczyna się w głowie

Dopóki prowadzić będziesz wewnętrzną wojnę między tym czego oczekują inni, a tym co wiesz, że jest dla Ciebie dobre — przegrasz każdą bitwę. Taki wewnętrzny spór Cię wyniszcza. Odpuść sobie. Pokochaj i zaakceptuj siebie taką jaką jesteś. Prawdziwa zmiana, rozpoczyna się od zmiany myślenia. Nawet nie wiesz, jakie to ważne! Nawet nie wiesz, jakie to trudne! Twój mózg zrobi wiele, by nie wprowadzić żadnej zaplanowanej przez Ciebie zmiany. Nie chce mu się! Zawsze będzie Ci podsuwał to, czego przez lata się nauczył i co przychodzi mu z łatwością. To właśnie jest potężna siła nawyku. To szereg zmian biochemicznych w Twoim mózgu, które już się dokonały i nie dadzą się tak szybko zmienić. I nie pomoże tu żadna kasa.

Chcesz zmiany? Musisz oszukać swój mózg. Sprytnie i konsekwentnie.

Zacznij używać mózgu i nie pozwól, by to on Tobą sterował.


Przykład


Od dawna nie pijesz wody w ciągu dnia. Nawet już nie czujesz pragnienia. Twój organizm nie upomina się o wodę, której przecież potrzebuje, by dobrze funkcjonować. Świetnie wiesz, że każdego dnia należy wypić minimum 2 litry wody. Niemniej z tej wiedzy nie wynika żadne działanie. Dlaczego? Bo wypracowałaś nawyk nie picia wody. Tego również nauczył się Twój mózg, który odpowiada za działanie. Niemniej możesz dokonać zmiany na lepsze, bo dysponujesz wolną wolą i niezależnym umysłem (umysł to nie mózg), które możesz wykorzystać, by nauczyć mózg nowego nawyku.


Musisz wiedzieć, że Twój mózg jest zdolny do nabycia nowych umiejętności, w tym również do wypracowania nawyku codziennego picia wody w ilości 2 litrów. Ale uważaj, bo jest on na tyle wrażliwy, by wyczuć każdą ściemę z Twojej strony, każdą Twoja słabość i spadek motywacji. Mózg świetnie zapamiętuje. Uczy się na błędach. Twoich błędach. Jeśli już kiedyś próbowałaś nauczyć się pić wodę i zrezygnowałaś z tej nauki, to musisz wiedzieć, że Twój mózg to świetnie zapamiętał. I teraz to wykorzysta przeciwko Tobie z nadzieją, że znowu odpuścisz. Dlaczego? Z lenistwa. Bo jeśli mu się uda zniechęcić Cię do zmiany, to nie będzie musiał się uczyć niczego nowego, nawet kosztem utraty zdrowia. Twojego zdrowia. Rozumiesz?


Dlatego decydując się na jakąkolwiek zmianę w swoim życiu musisz tej zmiany szczerze pragnąć. Na tyle mocno, by konsekwentnie kreować emocje, myśli i działania, w które uwierzy Twój leniwy mózg. Na tyle mocno, by wybaczać sobie błędy i nagradzać się za najdrobniejsze zwycięstwa.


Lekcja 1. Nauka picia wody

To nic innego jak tworzenie nowej drogi komunikacji między neuronami w Twoim mózgu. Tę drogę musisz budować solidnie, powoli, krok po kroku. To na pewno nie jest droga na skróty. Budowa nowej komunikacji w mózgu, nowej drogi to zadanie dla długodystansowca i na to się przygotuj. Budowa musi być na tyle solidna, by stara „sucha” droga została zastąpiona wodną autostradą do zdrowia. Nie rzucaj się więc od razu do budowania nowoczesnej autostrady. Bo polegniesz, zwłaszcza jeżeli dziś nie pijesz wody w ogóle. Rozpoczynasz spokojnie od wydeptania wąskiej, ale wyraźnej ścieżki „wodnej”. Jak?

Naucz się pić wodę codziennie rano. Najlepiej wypijaj szklankę wody z sokiem z ½ cytryny. Jeśli wydaje Ci się, że to za trudne, możesz sobie ułatwić i pić czystą wodę. Możesz sobie jeszcze bardziej ułatwić i wieczorem przygotować sobie wodę na rano. Jeżeli ustawisz ją sobie przy łóżku, masz szansę sięgnąć po nią tuż po obudzeniu. Jeżeli zdarzy Ci się zapomnieć o porannym piciu wody, nie miej do siebie pretensji. Spokojnie. Pamiętaj to zadanie dla optymisty i długodystansowca. Myśl pozytywnie: „jutro będzie lepiej, jutro dzień rozpocznę od wypicia wody”. Kiedy wykonujesz kolejny krok? Dopiero wtedy, kiedy poczujesz, potrzebę picia rano wody (efekt jakby przyzwyczajenia i porannego rytuału). To jest czas na kolejną zmianę, na kolejny krok. W tym kroku drobnymi kamieniami utwardzasz swoją nową ścieżkę.


Bez utwardzenia ścieżki nie ma mowy, by powstała solidna droga.

Jak? Pij wodę małymi łykami w ciągu dnia. Przygotuj sobie butelkę z wodą (najlepiej taką wielokrotnego użytku) o pojemności 0,5l -0,7l (nie większą) i miej ją przy sobie w pracy, w samochodzie, na biurku, w torebce. Sięgaj po tę butelkę w ciągu dnia i pij wodę małymi łykami. Wypij tę wodę zanim dzień się skończy. Jak najczęściej powtarzaj zdanie: „Woda jest źródłem życia”.

Ten etap może potrwać długo. To czas, kiedy twój dzienny bilans kształtuje się w granicach 0,7 l — 1l wody (poranne 200ml- 250ml plus 0,5l l-0,7l w ciągu dnia). Im częściej przejdziesz drogę z takim wynikiem, tym silniejszy będzie materiał, z którego ją zbudujesz. Możesz butelkę w kolejnym etapie uzupełniać w ciągu dnia, tak by dzienny bilans wyniósł minimum 1,5l.

Nad nawykiem picia wody (zawsze — nie tylko latem, kiedy w naturalny sposób czujemy pragnienie) musisz pracować tak długo, aż nauczysz swój mózg podążania nową drogą. Tak długo, aż poczujesz pragnienie. Pragnienie picia wody — każdego dnia! Rano, w ciągu dnia i wieczorem.

Wiesz, kiedy możesz poczuć się w pełni komfortowo? Kiedy, żeby mieć dobry dzień wracasz się do domu, bo zapomniałeś nie smartfonu, a butelki wody. Wtedy, kiedy rano cieszysz się, że napijesz się wody. Wtedy, kiedy mając wiedzę, że gdzieś spędzisz godzinę lub więcej zawsze masz przy sobie wodę. Wtedy również poczujesz nowe pragnienie.


Poczujesz pragnienie kolejnej zmiany. Bezcenne!


Trochę wiedzy:


Przyjmuje się także, że na każdy kilogram masy ciała potrzeba 30 ml wody (Redakcja Dietetycy.org.pl 2012).


KORZYŚCI z PICIA WODY:

— powstrzymuje apetyt, poprawia trawienie, pobudza metabolizm, pomaga w odróżnieniu głodu od pragnienia,

— redukuje cholesterol, poprawia funkcjonowanie wątroby,

— wypłukuje z organizmu toksyny, pomaga w pozbyciu się problemów jelitowych, redukuje cellulit,

— pomaga w rzeźbieniu mięśni, nawilża skórę, przez co poprawia jej wygląd i elastyczność,

— dotlenia organizm, pomaga w dostarczaniu składników odżywczych do wszystkich narządów,

— reguluje temperaturę organizmu, zwalcza zmęczenie i dodaje energii,

— pomaga we wzroście czerwonych krwinek, poprawia „nasmarowanie” stawów, poprawia wydolność organizmu w czasie ćwiczeń,

— poprawia funkcjonowanie serca i minimalizuje ryzyko zawału o 41%,

— zmniejsza ryzyko zachorowania na raka okrężnicy o 45%, raka pęcherza

o 50%, zmniejsza ryzyko zachorowania na raka piersi,

— redukuje bóle głowy, redukuje bóle pleców,

— poprawia pamięć oraz koncentrację, utrzymuje w dobrym nastroju,

— zwalcza skurcze, pomaga zwalczyć gorączkę, poprawia wzrok, niweluje nieświeży oddech oraz dyskomfort spowodowany spierzchnięciem ust, suchością gardła oraz opuchnięcie języka,

— poprawia funkcjonowanie nerek, zmniejsza infekcje dróg moczowych oraz kamicy nerkowej,

— samo odwodnienie organizmu podnosi poziom kortyzolu, co zaburza funkcje poznawcze, doprowadza do przeżywania stresu;


W sposób naturalny spodziewasz się pewnie, że przejdę do jedzenia.

Czego, ile i dlaczego jeść powinniśmy lub nie powinniśmy. Otóż muszę Cię rozczarować, bo ja nadal zapraszam Cię do pracy na Twoim własnym mózgu bez poruszania na tym etapie kwestii jedzenia. Jeżeli znasz mnie już trochę z Fb czy YouTube, to wiesz, że nie jestem zwolennikiem życia na diecie. Jestem przekonana, że jedzenie czyni nas szczęśliwymi. Że wspólne, rodzinne, partnerskie jedzenie przy jednym stole śniadań, obiadów czy kolacji jest równie ważne dla naszego zdrowia jak woda i powietrze. Spotkania przy stole stanowią okazję do rozmów, budują poczucie wspólnoty i relacje (a te wymagają pielęgnacji). Rzecz jasna nie zakładam wspólnego zjadania wysoko przetworzonego jedzenia przy modnym stole, popijanego coca colą. Oj nie. Szczęśliwymi czyni nas dobre jedzenie, a nie jedzenie śmieciowe. Tak więc uważam, że nie powinniśmy stosować restrykcyjnych, modnych, aktualnie promowanych w sieci diet.

Po prostu. Jeśli Twoje ciało ma inny rozmiar niż chcesz, to znaczy, że nie jest przez Ciebie ani kochane i ani rozumiane. Zmień to!


Nie ma zdrowia, dobrej formy, dobrej sylwetki i dobrego samopoczucia bez ruchu

Definicja zdrowia zawiera w sobie nie tylko dobrostan fizyczny, ale również psychiczny i społeczny. Już z samej definicji wynika, że w byciu zdrowym, nie chodzi o rozmiar spodni, choć rzecz jasna otyłość jest chorobą. Przypominam istotę zdrowia po to, by wywołać temat HOMEOSTAZY czyli RÓWNOWAGI. W mojej ocenie to niezwykle ważny czynnik dokonywania wszelkich zmian. Jeśli chcesz dokonać zmiany, to u jej podstaw powinno znaleźć się dążenie do uzyskania równowagi.

Dlaczego? Każdy dyskomfort, każde nasze gorsze samopoczucie, wszystkie nasze „złe” dni, nieprzespane noce mają u swojej podstawy utratę równowagi. Z jakiegoś powodu utraciliśmy poczucie spokoju. Przyczyn może być wiele. Zła seria zdarzeń w pracy, gorsze relacje z partnerem, złe samopoczucie, spadek samooceny, wypadające włosy, zarwane noce. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Niemniej każdy z nas, w takiej sytuacji będzie poszukiwał sposobu na odzyskanie spokoju i równowagi, czyli homeostazy.


Homeostaza, czyli co?

Z Twoim organizmem jest dokładnie tak samo. Biologia i matka natura w genialny (i nadal tajemniczy dla naukowców) sposób, tak nas skonstruowała, by nasz organizm zawsze, bez względu na okoliczności dążył do odzyskania równowagi, czyli homeostazy. Doświadczasz tego każdego dnia! Twój organizm wykonuje olbrzymią pracę, by móc utrzymać Cię w dobrej kondycji mimo niesprzyjających okoliczności jakimi są np. zła jakość powietrza, stres, zła dieta, zarwane noce i… BRAK RUCHU!


Musisz przypomnieć sobie, że ruch to zdrowie! Musisz.

Świat na każdym kroku dostarcza dowodów, że gatunek ludzki jest leniwy. Bo po co nam np. ruchome schody? A winda? No dobra są wieżowce, są windy. Ale ruchome schody? Dla zdrowych ludzi?

Brak ruchu, czyli brak aktywności fizycznej to jeden z głównych grzechów tych z nas, których organizmy „ledwo ciągną”, choć nie od razu pojawiają się tego wyraźne sygnały.


Zapamiętaj: niewystarczająca ilość ruchu zaburza równowagę organizmu.

Znasz pojęcie błędnego koła?

Ja widzę to tak: Niezaspokojone potrzeby fizjologiczne (a taką potrzebą jest ruch) wpływają bezpośrednio na obniżenie naszej kondycji psychicznej. Fakt. Brak ruchu obniża nasze zdrowie psychiczne. Obniżenie kondycji psychicznej obniża naszą kondycję fizyczną. I kółeczko się zamyka. Stajemy się podatni na choroby, infekcje. Siada nam odporność, jesteśmy rozdrażnieni i niezadowoleni. w jaki więc sposób diety cud mają nas doprowadzić do zdrowia? Zdrowia, które rozumiemy przez uzyskanie dobrostanu fizycznego, psychicznego i społecznego. Brak ruchu, stres, brak snu to świetny fundament niemal każdej choroby. Rusz się!


Lekcja 2. Jak zacząć się ruszać?

Wszystko zależy od tego, ile razy już oszukałeś siebie i czego zdążył nauczyć się dzięki Twoim porażkom Twój leniwy mózg.

Ile razy został kupiony przez Ciebie karnet na siłownie czy na basen? I czy faktycznie z tego karnetu korzystałeś? Ile zakurzonych „orbitreków” stoi w Twojej piwnicy? Im więcej nieudanych prób, tym lekcja 2 będzie trudniejsza, ale i satysfakcja z uzyskanych postępów większa.

Zacznijmy od wariantu najbardziej powszechnego. Brak aktywności fizycznej. Zero. Siedząca praca, przemieszczanie się wyłącznie samochodem.

W tym wariancie każde wprowadzenie aktywności będzie prawdziwą rewolucją. To, o czym musisz pamiętać, to fakt, że aktywność fizyczna ma zbawienny wpływ nie tylko na zdrowie fizyczne, ale i na psychiczne. Takie np. chodzenie czy maszerowanie 30minut każdego dnia zmniejsza ryzyko chorób serca o 30%. Dużo? Bardzo dużo!


Rozpoczęcie lub powrót do aktywności fizycznej bywa trudne. Pojawia się zadyszka (nawet przy chodzeniu), sztywność stawów, obawa przed kontuzją czy urazem. Im dłuższa przerwa w regularnych ćwiczeniach, im więcej ograniczeń związanych np. z chorobą czy kontuzją, tym bardziej polecam wprowadzenie bezpiecznej i skutecznej aktywności fizycznej jaką jest chodzenie czy marsz. Tempo chodzenia zależy tylko i wyłącznie od Twojego samopoczucia. Możesz chodzić w tempie 4—5 km/godzinę lub szybkim marszem 7—9 km/godzinę.

Dzięki wprowadzeniu takiej aktywności poprawiasz nie tylko sylwetkę, ale równocześnie dotleniasz się i relaksujesz. A może ilość kilometrów 4—9 wydaje Ci się kosmosem nie do osiągnięcia? Może tak być. Nie dramatyzuj. Wtedy postaraj się zwiększyć ilość wykonywanych kroków każdego dnia stopniowo. Pamiętaj: to zadanie dla długodystansowca. Jeżeli na chwilę obecną ilość kroków, którą codziennie wykonujesz to 2000—3000, to zwiększ ją o kolejne 500—1000 kroków.

Jak? Sposobów jest przynajmniej kilka.

— Nadal rób wygodne zakupy w dużym sklepie raz w tygodniu, ale po chleb czy bułki chodź codziennie do sklepu na osiedlu obok — tak by ilość kroków tam i z powrotem wyniosła 500—1000.

— Możesz też wysiąść w drodze do pracy przystanek wcześniej lub pozostawić samochód w takiej odległości, by dodatkowe kroki do codziennej puli przejść w drodze do i z pracy.

— A może masz w domu zakurzona bieżnię? Odkurz ją i dodatkowe kroki wykonaj na domowej bieżni.

— A może sąsiadka, koleżanka, znajomy codziennie rano lub wieczorem wychodzi z psem? Podłącz się. Chodzenie w towarzystwie ma dodatkowe cenne zalety dla naszego samopoczucia.


Dla chcącego nic trudnego. Wiem, że 4000—5000 kroków każdego dnia to dopiero początek drogi do poprawy zdrowia i kondycji. Ale czego się nie robi dla zdrowia? Dlatego, nie możesz przestać.

5000 tysięcy kroków to Twoje minimum, które powinieneś najpierw utrzymać (minimum 21 dni), a następnie albo dołożyć kolejnych 1000—2000 kroków lub wprowadzić inny rodzaj aktywności. Zapytasz jaki?


No na przykład rower. 1—3 razy w tygodniu serwujesz sobie jazdę na rowerze. Ale może nie masz roweru. Wtedy pomyśl o zajęciach jogi, lub w zależności od Twojego samopoczucia zdecyduj się na aerobik w basenie lub inne zajęcia: taniec, ćwiczenia online lub face to face z trenerem, który wydaje Ci się być tym właśnie, właściwym dla Ciebie.

Jak widzisz możliwości jest około mnóstwa! Możesz pozostać tylko przy chodzeniu czy marszu, ale musisz być konsekwentny (inaczej mówiąc powtarzalny), tak byś mógł przekonać swój organizm, że ruch to zdrowie i dobre samopoczucie. Z aktywnością jest dokładnie tak samo, jak z piciem wody. Musisz oba te obyczaje po prostu pokochać.

Poważnie rzecz ujmując musisz wejść na najwyższy lewel nawyku, czyli osiągnąć stan nieświadomej kompetencji. Ruszasz się z przyzwyczajenia i z autentycznej, radosnej potrzeby. To zupełnie jak jazda samochodem, jedziesz słuchasz radia, ale nie musisz kontrolować zmiany biegów i zastanawiać się, który pedał masz wcisnąć.

Przy okazji kilka słów o cyfrze 10 000 kroków każdego dnia, która jest magiczną ilością gwarantującą utrzymanie zdrowia. Jakie są fakty?

Rzecz jasna, jeśli wykonujesz 10 000 kroków to na pewno nie można o Tobie powiedzieć, że prowadzisz siedzący tryb życia, tryb szkodliwy i niezdrowy dla każdego bez wyjątku. Przy tej liczbie kroków należysz do osób aktywnych w ciągu dnia. Ale, skąd się wzięło akurat 10 000 kroków? A nie np. 8 000 kroków, która to ilość dla niektórych z nas już jest prawdziwym wyzwaniem i bywa bardzo trudna do osiągnięcia. Dla wielu z nas 10 000 kroków to liczba, która daje nam bardzo dobre samopoczucie.

Jednak to nie badania naukowe nad wpływem akurat 10 000 kroków na nasze zdrowie są genezą hasła „rób 10 000 kroków każdego dnia”, a czysty marketing. Musimy się cofnąć do roku 1964. Zbliża się czas Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Firmy z całego świata poszukują sposobu, na przekucie zainteresowania igrzyskami w kasę. Właśnie przy tej okazji jedna z firm (Yamasa) wypuszcza na rynek pierwszy, osobisty krokomierz o nazwie manpo-kei, co oznacza… „10 000-krokomierz”. Wszystko co się dalej potoczyło to czysty marketing przekonujący, że właśnie ta ilość kroków zapewni nam zdrowie i szczupłą sylwetkę.

Niemniej niech Cię ta ilość nie paraliżuje i nie stanie się źródłem frustracji. Sytuacja, w której wykonujesz 7 500- 8000 kroków jest również ok. Dlaczego? Bo liczy się progres, a i tak sam fakt zwiększenia ilości kroków, nie wystarczy dla dokonania pełnej przemiany. Równie ważne są kwestie pracy na stresie, ilości snu, poczucia szczęścia. Ważne, byś pił wodę i nie jadł więcej kalorii niż możesz spalić. Co więcej, badania wyraźnie wskazują, że nie o tę konkretną ilość kroków chodzi. Po prostu, kiedy się nie ruszasz to sobie szkodzisz. Wystarczy, że postawisz na poprawę aktywności fizycznej, a będziesz miał szansę na zatrzymanie przybierania na wadze, osłabienia mięśni, tracenia masy kostnej (co prowadzi m.in. do osteoporozy), cukrzycy typu 2 czy chorób serca. Dla osób przewlekle chorych, otyłych, starszych granica 10 000 kroków może być nieosiągalna i frustrująca. No bo skoro nie mogę zrobić 10 000 kroków, to nie ma sensu nic zmieniać. A to nieprawda. Każdy dodatkowy krok na miarę własnych możliwości ma sens! Małymi krokami osiąga się wielkie cele.


Nie byłabym sobą, gdybym jeszcze raz (ja dietetyczka, nie fizjoterapeutka czy trener personalny) nie podkreśliła faktu, że ruch jest nam tak samo potrzebny, jak powietrze, woda i jedzenie. Każdy z nas sam musi ocenić siebie w tym zakresie. Bez ściemy i taryfy ulgowej. Taka ocena to nie plebiscyt fajności publikowany w sieci, a rzetelna, osobista analiza swojej szansy na życie w zdrowiu. Zdrowia nie wysiedzisz na kanapie, zajadając paluszki przed telewizorem po pracy, która tak Cię zmęczyła, że o wyjściu na spacer nawet nie pomyślisz!

A ja proszę Cię, pomyśl. Metodą małych kroków, możesz to zmęczenie i wyczerpanie pokonać. Spróbuj.

Przy okazji. Czy bierzesz pod uwagę, że Twoje zmęczenie, brak ochoty (nawet na sex) może wynikać nie tylko z faktu, że życie i praca Cię wykańczają, ale że to co zjadasz nie dostarcza Ci wystarczającej ilości składników mineralnych i witamin, a jedynie kalorii? Dodaj do tego brak ruchu. Nie pytam o wynik.


Dlaczego warto się ruszać?

Bo z ruchem jest jak z piciem wody i każdą inną podstawową potrzebą, którą szybkie życie spycha poza margines. Gdybyś nie miał dostępu do wody, zrobiłbyś wszystko, wziął udział w każdej wojnie, aby ten dostęp do wody dla siebie i dla najbliższych odzyskać. Ale póki nikt Cię tego dostępu nie pozbawia, ignorujesz potrzeby zaopatrzenia w wodę własnego organizmu. Podobnie jest z aktywnością fizyczną. Masz zdrowe ręce i nogi. Możesz się ruszać. Możesz zadbać o ćwiczenia, o ruch, który uzdrawia i wzmacnia Twoje ciało. Ale Ty nie! Ty czekasz na moment, w którym stracisz komfort panowania nad własnym ciałem. Wymuszasz trwaniem w bezruchu chorobę spowodowaną nadwagą lub otyłością. Czekasz, aż nadciśnienie, cukrzyca typu 2, bóle stawów, bóle głowy uczynią Cię osobą potrzebującą pomocy, leków i wsparcia lekarzy. Dlaczego to sobie robisz?

— Ruch i aktywność fizyczna wzmacniają Twój układ mięśniowy. Pod wpływem wysiłku Twoje mięśnie pozostają dokrwione, rośnie ich siła i wytrzymałość. Nawet nie wiesz, siedząc na kanapie, jak wiele z tej mocy własnego ciała każdego dnia tracisz. Boli Cię kręgosłup? Poprzez właściwą aktywność fizyczną możesz wzmacniać mięśnie przykręgosłupowe, dzięki czemu pozbędziesz się lub zmniejszysz towarzyszący Ci każdego dnia ból.

— Twoja aktywność ruchowa ma wpływ na skład chemiczny kości. Wzrost soli mineralnych i substancji organicznych wzmacnia szkielet i powoduje, że staje się on odporniejszy na urazy czy zniekształcenia.

— Bolą Cię kolana? Masz rower? Jeżdżąc na rowerze wzmacniasz m.in. wiązadła stawów kolanowych powodując poprawę zakresu ruchu w stawie i sam staw staje się również odporniejszy na urazy. Spokojne pedałowanie rehabilituje stawy kolanowe, przyspiesza regeneracje chrząstki (a ta z wiekiem niestety może być w coraz gorszej kondycji) i stabilizuje stawy.

— Aktywność fizyczna zwiększa Twoją wydolność oddechową. Poprawa krążenia podczas ruchu usprawnia zaopatrzenie tkanek w tlen. Poprawiają się tzw. parametry wentylacyjne, a chyba nie masz wątpliwości, że każda komórka Twojego ciała potrzebuje tlenu.

— Wysiłek fizyczny to zwiększone zapotrzebowanie na tlen i wzmożona praca serca, dzięki czemu i serce rośnie w siłę. Znasz powiedzenie: organ nieużywany zanika? Nie rób tego swojemu sercu. To wysiłek fizyczny czyni je silniejszym. Wytrenowane serce więcej może.

I nie namawiam Cię na intensywne treningi i przerażające Cię wielkie wyzwania. Nie. Ja cały czas proszę, byś wstał z kanapy i pojeździł na rowerze, lub wychodził na regularne spacery czy marsze.

Sam decydujesz. Spędzając nieco czasu każdego dnia inaczej niż do tej pory, poprawisz również swoje samopoczucie psychiczne. Ruch to kapitalny sposób na odreagowanie stresu. Bo, czasem, stres trzeba rozchodzić.

Mogłabym już teraz przejść do tematu jedzenia. Skoro Twoja praca nad nowymi połączeniami w mózgu już się rozpoczęła (nauka picia wody, więcej ruchu każdego dnia), to dlaczego nie przejść wprost do sposobu żywienia, który w tym zestawie doprowadzi Cię m.in. do wymarzonej sylwetki?

Nie mogę. Bo, każda zmiana rozpoczyna się w głowie.

Przypominam: jesteś długodystansowcem. Szybko i na krótko to już było.

Teraz metodą małych kroków, ale konsekwentnie i bez pośpiechu budujesz trwałą zmianę nawyków. Na te lepsze. Co więc jeszcze mam Ci do powiedzenia zanim przejdę do tematu jedzenia? Muszę (bo się uduszę) zwrócić Twoją uwagę na bardzo ważny element jakim jest STRES.

Uważa się, że życie bez stresu jest niemożliwe. I trudno się z tym nie zgodzić. Tak wiele czynników wpływa na nas stresogennie każdego dnia. Hałas, praca, zanieczyszczenie środowiska, choroba, nadmiar obowiązków, brak ruchu, zła dieta to tylko niektóre z nich.

Trudna codzienność

Stres (zwłaszcza ten przewlekły) jest powodem wielu chorób określanych jako psychosomatyczne.

Należą do nich m.in. alergie, astma, migreny, choroby jelit. Życie w przewlekłym stresie, niezwykle osłabia nasze zachowania zdrowotne. Najczęściej przeżywanie stresujących wydarzeń życiowych (bardzo różnych) skłania nas do zachowań antyzdrowotnych. Sięgamy po niezdrowe jedzenie, po papierosy, alkohol. Pojawiają się zaburzenia snu, nadmierna nerwowość. Mamy problem z emocjami.

Radzenie sobie stresem to nie jakieś jedno działanie, to szereg działań stanowiących proces naszego postępowania w odpowiedzi na stres. Każdy z nas radzi (lub nie radzi) sobie ze stresem. Jedni koncentrują się na problemie inni za wszelką cenę usiłują o nim zapomnieć, wyprzeć z pamięci. Wszystko to po to, by przeżyć. I wszystko to dlatego, że każdy z nas poprzez osobiste doświadczenia nabywał swoje własne (czasem niedoskonałe) kompetencje radzenia sobie w trudnych dla nas sytuacjach. Możemy okazywać złość lub oczekiwać współczucia, możemy szukać wsparcia w modlitwie lub medytacji, możemy uciec w ćwiczenia fizyczne, szukać pomocy i rady u innych lub wręcz przeciwnie próbować odciąć się od całego świata. Wielu z nas w reakcji na przewlekły stres usiłuje go przeczekać, przespać.

Chcąc dokonać prawdziwej zmiany w swoim życiu i w sposobie żywienia również w kwestii radzenia sobie ze stresem powinniśmy rozpocząć naukę jego pozytywnego przewartościowania. Bardzo trudna sztuka!


Pozytywne nastawienie kluczem do wygranej

Niech stres szlag trafi! Żartowałam. Nie mogę nikomu obiecać bezstresowego życia. Niestety. Ale mogę nakłonić Cię do przejścia na optymistyczną stronę mocy.

Warto, bo optymiści żyją dłużej, co ogłosili swego czasu badacze z Uniwersytetu Harvarda. A zespół naukowców z Boston University School of Medicine dowodzi, że naszą długowieczność może definiować fakt czy szklankę widzimy do połowy pełną czy też pustą. Od razu zapytam: Jaka jest Twoja szklanka?


Wyniki ich badań zostały opublikowane w naukowym czasopiśmie Proceedings of the National Academy of Sciences i wskazują m.in. na to, że optymiści lepiej dbają o własne zdrowie. To pierwszy z powodów, dla którego warto postarać się patrzeć na siebie i na świat optymistycznie.


Kim według mnie jest optymista?

Optymista to osoba pozytywna. Zarówno w myśleniu jak i działaniu. Taka osoba szuka rozwiązań, nie problemów. To osoba, która unika radykalnych poglądów i konfrontacyjnych postaw. Czy to proste? Oczywiście, że nie. Nie mówiłam, że proponuję coś, co nie wymaga pracy i konsekwencji.

Wiem natomiast, że bez pozytywnej postawy, pozytywnego myślenia znacznie trudniej zmieniać siebie, wypracowywać nawyki, osiągać cele. Przecież każde działanie naraża nas na porażkę, na popełnianie błędów. Będąc pozytywnie nastrojonym znajdziesz motywację do dalszej walki o zmianę. Nie poddasz się. Znajdziesz sposób i siłę, by podążać drogą być może krętą i trudną, ale wartą wysiłku.

Bo droga ta zaprowadzi Cię do zdrowia, harmonii i lepszego samopoczucia. Będziesz zmieniać podejście do życia, do ludzi, do spraw — na to optymistyczne, dające Ci nieoczekiwane poczucie spełnienia i radości.

Na samym początku wystarczy, że przestaniesz do siebie mówić (nawet w myślach) w sposób negatywny, że przestaniesz do siebie, o sobie marudzić. Że Ci się nie uda. Że jesteś do bani. Że ten czy tamta ma więcej kasy niż ty. Jedną z najbardziej toksycznych dla nas rzeczy jest porównywanie się do innych.

Że znowu zapomniałeś, że nie zrobiłeś tego tak dobrze jak chciałeś, albo ktoś innych zrobił to samo lepiej, co znaczy oczywiście, że ty jesteś do bani. Że skoro świat (a wiesz to z telewizji) jest zły, to nic nie ma sensu. Tym bardziej jakaś tam twoja chęć przemiany nie ma znaczenia. No bo czymże jest twoja skromna osoba w zderzeniu z umieralnością pszczół, ociepleniem klimatu i powszechną wycinką drzew na planecie Ziemia. A ja się Ciebie pytam? Czy słyszałeś, żeby dobre wiadomości przyciągały tłumy widzów i słuchaczy?

Otóż to — lepiej sprzedaje się tragedia!

Kiedy sam z sobą zaczniesz komunikować się w sposób pozytywny, będziesz mógł w ten sam sposób komunikować się z otoczeniem. Gwarantuję, że będziesz tą postawą zarażać innych, dając im przyjemność, a sobie nieoczekiwany przypływ energii i uśmiechu. Tak. Będąc pozytywnym zaczniesz się częściej uśmiechać.

A to pierwszy krok, by poczuć fenomenalną i ozdrowieńczą wdzięczność. Wdzięczność za każdy dzień. Za to, że w ogóle jesteś, że pada deszcz, że świeci słońce. Praktykowanie wdzięczności za drobne rzeczy w naszym życiu czyni nas zdrowszymi i silniejszymi. Będąc pozytywnym możesz zbudować silne więzi z ludźmi, z naturą, co stanowić będzie solidne wsparcie, by przetrwać trudne chwile w życiu. A każdego z nas takie chwile i zdarzenia spotykają. Będąc pozytywnym lepiej będzie Ci się żyło zarówno w zdrowiu, jak i chorobie. Zakładając, że otyłość jest chorobą (a jest), będąc optymistą i osobą pozytywną nie dość, że będziesz miał wolę walki o zdrowie, to będziesz mógł cieszyć się z każdego kroku w przód i małych sukcesów. Czego tobie i sobie serdecznie życzę.

Zmieniając sposób myślenia na pozytywny, będzie się nam żyło lżej, żeby nie powiedzieć lepiej. I na pewno łatwiej będzie nam dokonywać zmian i akceptować codzienność, która przecież nie zawsze jest przyjemna.

Będąc pozytywnym ograniczamy stres, ograniczając stres jesteśmy szczęśliwsi. Pomyśl o tym.


Praktykowanie wdzięczności — ćwiczenie

Narzędzia: kartka i długopis / miejsce zaciszne, muzyka relaksacyjna lub cisza.

Zadanie do wykonania: wypisz na kartce przynajmniej 4 rzeczy, za które czujesz wdzięczność. Skoncentruj się na tym, co masz, a nie na tym, czego chcesz. Goniąc ciągle za czymś, nie dostrzegamy tego co mamy. Będę szczęśliwa, kiedy…. To głupie. Czekając na to „kiedyś”, nie dostrzegamy szczęścia dziś. Zdrowych dzieci, poranków bez zdenerwowania, śpiewu ptaków, sympatii jaką obdarza nas nieznana (lub znana) nam osoba. Skup się na szczęściu, które masz. Zapisz je. Przeczytaj. Zobacz, ile masz szczęścia i powodów do wdzięczności! Praktykując wdzięczność skupiamy się na tym co dobre, tworzymy dobro i przyciągamy dobro.


Zadanie dodatkowe dla prymusów Każdego dnia:


Powiedz komuś komplement.


Powiedz: dziękuję.


Uśmiechnij się.


Lekcja 3. Poradnik pozytywnego myślenia

Unikaj stwierdzeń:

— nie mogę,

— nie uda mi się,

— nie chce mi się,

— nie dam rady.

Myśląc lub mówiąc w ten sposób ustawiasz się na przegranej pozycji. A ja bym chciała, byś ustawiał siebie na pozycji wygranego.


Załóżmy, że chcesz realizować pierwszą z proponowanych przeze mnie lekcji — nauka picia wody. Ustawiasz się od razu na pozycji zwycięzcy: dam radę! Realizujesz zadanie metodą małych kroków i pamiętasz, by za każdym razem, pogratulować sobie wykonania zadania.

Co to oznacza? Że za każdym razem, kiedy zrealizujesz poranny rytuał picia wody na czczo, chwalisz siebie samego. Super! Jestem super! To będzie dobry dzień. Słowa mają wielka moc.

Zawsze znajdź dla siebie dobre słowo. Słuchaj sygnałów własnego ciała. Jeżeli czujesz się zmęczony — odpocznij, rozdrażniony — ruszaj się lub posłuchaj muzyki. Pamiętaj o utrzymaniu harmonii między działaniem, a snem. Zastanów się pod koniec dnia, jaki on był. Czy pochwaliłeś siebie? Czy powiedziałeś do siebie coś miłego? A może coś miłego ofiarowałeś innej osobie? Coś miłego to może być uśmiech, dobre słowo, uczynność.

Bycie miłym dla innych ułatwia bycie miłym dla siebie. Spróbuj.

To jak z medycyną. Sama recepta nie leczy. Nawet lekarstwo, by zadziałało musi być regularnie zażywane. Podobnie jest z nauka pozytywnego myślenia. Trening czyni mistrza.

Jeżeli nie odreagujesz sytuacji stresowych, twój organizm może je odchorować. Dlatego tak ważne jest pozytywne nastawienie i działanie. Również w stresie. Jednego uspokaja muzyka, innego bieganie lub rozmowa z przyjacielem. Znajdź swój sposób i stosuj go dla rozładowania złych emocji. Jasne, że jak złamiesz nogę to bieganie, by rozładować stres jest niemożliwe, ale zamiast zastanawiać się co straciłeś, pomyśl co zyskałeś?


Jesteś unieruchomiony i nie możesz tego zmienić, więc się nie wkurzaj, tylko pomyśl jak tę wymuszona zmianę wykorzystać. w sumie to mogłeś złamać dwie nogi! I co? Nie jest tak źle z tego punktu widzenia. Nie marnuj czasu na gdybanie, co by było, gdyby. Działaj.

Może czytanie książek, może nauka języka, a może to czas na odnowienie kontaktów z przyjaciółmi? Postaraj się w każdej z trudnych sytuacji znaleźć sposób na jej pozytywne przewartościowanie. Większość spraw w naszym życiu można w ten sposób modelować. Choć nie od razu to widzimy i trudno nam uwierzyć, że dana sytuacja może przynieść coś dobrego.

Negatywne myślenie w trudnych chwilach, czyni je jeszcze trudniejszymi do zniesienia.

Proszę więc szukaj zawsze pozytywnego i konstruktywnego rozwiązania.

Lęk i opór przed działaniem jest naturalny, a pozytywne przewartościowanie pomaga je przezwyciężyć, zrzucić z pierwszego planu.

Możesz uwierzyć we własne siły i możliwości, wystarczy zamiast szukać potwierdzenia tego, że znowu masz pecha, poszukać rozwiązań i przestroić się pozytywnie. Pewnie i noga szybciej się zrośnie.

I nie myśl „sratatata! łatwo powiedzieć”. Jestem żywym dowodem, że nawet, kiedy niebo spada na kolana i wydaje nam się, że to koniec świata, i że sobie nie poradzimy, i że nikomu już nigdy nie zaufamy (a zwłaszcza sobie), to jednak można! A nawet trzeba odwrócić twarz w stronę jutra i żyć. Małymi krokami.


Taka sytuacja:

Jesteś blondynką w rozmiarze 44. Masz rodzinę. Rano ledwo się wyrabiasz (lub jak sama mówisz nie wyrabiasz się), by ogarnąć siebie, dzieci i zdążyć do pracy. W pracy nie masz czasu pomyśleć o jedzeniu i piciu wody. Z bólem głowy wracasz do domu, ogarniasz obowiązki i czekasz na ten moment, kiedy dzieci zasną. Uf! Siedzisz w fotelu. Odpoczywasz. Coś tam zajadasz. Albo nie. Padasz jak kawka. Albo nie.

Podsumowując:

Nie ma znaczenia, czy jesteś blondynką (czy brunetką) i nie ma znaczenia jaki nosisz rozmiar😊 Przecież w tym rozkładzie jazdy Ty jako Ty NIE ISTNIEJESZ. Jest praca i rodzina.

Jak to pozytywnie przewartościować?

Zacznij od rzetelnej analizy sytuacji. Jesteś kapitalną dziewczyną, która może wszystko! Jeżeli potrafisz ogarnąć świat wokół siebie i wspierać swoją rodzinę, to na pewno potrafisz zrobić i dla siebie coś dobrego. Rozpocznij od małej zmiany. Wybierz sobie jedną rzecz, której Ci bardzo brakuje. Ważne, żeby dotyczyła ona Ciebie i Twojej codzienności. Powiadom o tym domowników. Co więcej poproś ich o wsparcie. Powiedz, że to dla Ciebie ważne. Jeżeli rozpoczniesz zmianę od nauki picia wody, to nawet rodzinnie możecie ustawić sobie wspólny challenge. Kartka na lodówce z imionami domowników i dniami tygodnia.

Każdy, codziennie rano wypija swoją porcję wody i oznacza wykonanie zadania. To Was zmotywuje, połączy, zakładam, że i rozbawi. Wspólne działanie jest fajne. Wsparcie innych jest fajne. Jeżeli twoja zmiana będzie dotyczyła np. czasu wolnego dla Ciebie, zasada jest taka sama. Chcesz we wtorki i czwartki z Magdą sąsiadką przez 40minut maszerować, by poprawić kondycję. Informujesz o swojej potrzebie rodzinę. Prosisz o wsparcie. Wspólnie szukacie rozwiązań i sposobów na to, by Ci pomóc. Jesteś kapitalną dziewczyną, która może wszystko! Szukaj rozwiązań bądź dobrej myśli. I pamiętaj zmiana to nie rewolucja.

Twój leniwy mózg musi uwierzyć, że tym razem wiesz co robisz, i że nie odpuścisz. bo jesteś dla siebie dobra. Używasz dobrych słów, myślisz pozytywnie. Nawet, kiedy czasem trzeba zrobić krok do tyłu. Tak też bywa: dwa kroki do przodu jeden do tyłu. I co z tego. I tak jesteś jeden krok do przodu!

Wracając do istoty sprawy. Dieta cud. Czy można osiągnąć rezultaty w zrzucaniu nadmiernej masy ciała przechodząc na jedną z modnych i niesamowitych diet? Można. Tyle tylko, że prócz najczęściej niestabilnej zmiany rozmiaru odzieży na mniejszy, niewiele zyskujesz. Bo z reguły sytuacja jest bardziej skomplikowana, od tego, co masz na talerzu. Talerz to jedynie preludium do odkrycia, w czym tkwi problem.


Zanim podejmiesz się zmian na talerzu, oceń sytuację wyjściową. Jak już zauważyłam wcześniej, musisz siebie polubić. Jeżeli właśnie usłyszałaś w głowie „ale za co ja mam siebie lubić?”, to jest ten moment, w którym bierzesz kartkę, robisz sobie herbatę, kawę, lub zwyczajnie nalewasz sobie lampkę czerwonego wytrawnego wina i …

Dzielisz tę kartkę na połowę. Po lewej wymalowujesz dużego plusa, a po prawej małego minusa. Na połówce minusiątka uniemożliwiasz wpisywanie tego, co natychmiast zacznie Ci podpowiadać Twój leniwy mózg. O nie! Ty jesteś sprytniejsza. Ty zmusisz Twój mózg do wysiłku i wygenerowania pozytywnej i prawdziwej oceny Ciebie. Dlaczego? (pyta mózg). Bo tak! (odpowiadasz Ty).


Widok na materiał dydaktyczny z góry

(po zadaniu i przed zadaniem):


Generalnie tej kartki nie wyrzucaj! Czytaj ją w chwilach, gdy tego będziesz potrzebować. To oznacza, że karteczkę tę warto złożyć i wsadzić np. do małej kieszonki w Twojej torebce, do ulubionej książki. Pamiętaj, jak zrobisz coś fajnego — dopisuj to do listy po stronie plusa. Bo nie wątpię, że nie wszystko, co w sobie lubisz zauważasz od razu. Ale powolutku wszystko zacznie wracać do dobrej normy. Dlaczego? Bo w końcu zaczniesz myśleć o sobie. Co czujesz? Jakie są Twoje emocje. Odkryjesz jaka jesteś rzeczywiście i że jest jednak, za co siebie polubić.

Zauważysz, że mimo iż miałaś ochotę nawrzucać typowi, który spiesząc się wepchnął się przed Ciebie do kasy, Ty odpuściłaś. Nie odezwałaś się. Bo tak naprawdę, to nie ma znaczenia. Typ się wepchnął. W ogóle Cię nie zauważył. Zapłacił i zniknął. Może ma problem? Może ma zły dzień. Może… Pomyślałaś: o nie! Taki typ nie spieprzy mi dnia. I odpuściłaś. Dzięki czemu, to Ty masz fajny dzień, którego typ Ci nie zepsuł. Nie podniosło Ci się ciśnienie, nie zdenerwowałaś się, być może uniknęłaś obelgi? A może typowi zrobiło się przykro, tylko był zbyt „mały” by się wycofać czy bąknąć „sorki”. Czasem brak reakcji, bycie ponadto jest właściwą reakcją.

Ale jeśli obdarzyłaś typa uśmiechem to jesteś wielka! Kontrolujesz emocje. Jesteś pozytywna. Dopisz sobie do listy.

Przeczytanych masz już blisko 6 000 wyrazów, około 20 stron i nadal nie wiesz, co z jedzeniem. Co z tą super dietą?

Sęk w tym, że jestem przekonana (i usiłuję przekonać Ciebie), że jeżeli chce się osiągać cele (również te dot. zmiany nawyków żywieniowych), to należy rozpocząć od poważnej współpracy z własna głową, od szacunku dla własnego ciała, które, jeśli tylko je zaakceptujesz (bez względu na rozmiar) stanie się Twoim sprzymierzeńcem.

Twoje ciało to inteligentny i doskonały organizm żywy, który robi co może, by każdego dnia sprostać Twoim oczekiwaniom. A co otrzymuje w zamian? Zbyt często jest to brak snu, nadmiar stresu i pracy, kiepskie paliwo w postaci byle jakiego żarcia. Z jedzeniem jest tak jak z paliwem do Twojego samochodu. Wlejesz do benzyniaka ropę, to nie pojedziesz. w każdym razie podróż będzie krótka. Silnik padnie lub w najlepszym przypadku będzie wymagał generalnego remontu. Ale o samym jedzeniu za chwilę.

Dlaczego? Bo nadal usiłuję Cię przekonać, że nie jesteś taka sama jak Twoja koleżanka sąsiadka, lub pani celebrytka z mediów. Proszę byś założyła, że jak każdy z nas — jesteś inna / inny. Twój organizm ma prawo do własnych reakcji na bodźce zewnętrzne np. na stres, zimno, upał. Możesz się spodziewać również, że jedząc to samo, co koleżanka sąsiadka nie będziesz miała takich samych efektów i zupełnie inne skutki uboczne. Takie dzikie prawo natury. I już.

I żeby taka zmiana była trwała, dawała Ci szczęście i radość życia musisz wykonać pracę.


Twoją głowę staraj się wypełnić pozytywnym przekazem, garstką faktów i wiedzy, miłości do siebie samej, wdzięczności za to co masz.

Zanim wybierzemy najlepszą dla Ciebie dietę, chciałabym namówić Cię na kolejną ważną zmianę. Trudną? Bardzo trudną! Cholernie trudną!


Przestań ufać politykom i producentom żywności

Przemysł farmaceutyczny również weź pod lupę. To konieczność, bo żadnej z wymienionych przeze mnie grup wpływu nie zależy na Twoim zdrowiu. Śmiem twierdzić, że na Tobie zależy im tylko jeżeli dysponujesz grubym portfelem lub głosem wyborczym. A im bardziej będziesz chora, tym smakowitszym staniesz się kąskiem dla tego systemu wpływów. By nie popłynąć na ocean spekulacji politycznych, pozostańmy na niezbadanych wodach produkcji żywności. Chcieliśmy, żeby było dużo i tanio? To mamy.

— Mamy kiepskie, przemysłowo udoskonalone jedzenie pełne polepszaczy, konserwantów, substancji zastępczych, sztucznych aromatów.

— Mamy sklepy, w których półki, aż uginają się od towarów.

Jest tego tak dużo, i w tylu wariantach, że już dawno przestaliśmy się kierować zdrowym rozsądkiem i uznaliśmy, że jeżeli coś jest do kupienia w sklepie, to znaczy, że jest dla ludzi. Otóż nie!

Sama nie wiem, jak Ci to powiedzieć… Nie ma dobrego jedzenia. W skali globalnej, a jesteśmy częścią świata, równowaga (homeostaza) pomiędzy człowiekiem, a naturą już dawno przestała istnieć.

Dlatego wyjście do sklepu po zakupy traktuj jak wejście na pole minowe. Skąd skojarzenie? Słowo „SLOGAN” (a jesteśmy wrażliwi na slogany reklamowe) pochodzi z języka celtyckiego. Fraza sluagh-ghairm oznaczała zawołanie bojowe klanów szkockich, czyli krótkie hasło służące identyfikacji członków klanu na polu bitwy i zebraniu ich w jednym miejscu. Nas udaje się zebrać w hipermarketach. Więc bądź uważny w sklepie jak na polu bitwy i czytaj etykiety!

Dlaczego? Bo to nie moda, a konieczność.

Zwracaj uwagę na skład produktu, który ląduje w Twoim koszyku. Nie ufaj temu, co producent napisał na kolorowej etykiecie. Ty w konfrontacji z super marketingiem marek masz dać się złapać na slogan, na hasło.

Masz się nie zastanawiać, masz kupić! Mnie niezmiennie smuci fakt, że 50% konsumentów nie czyta etykiet kupowanych produktów.

Rozumiem, że potrzebujesz motywacji i przykładu, by decydować się na czytanie malutkich etykiet z malutkimi (celowo) literkami. I uwaga Twój mózg już się nauczył odpuszczać również tę kwestię.

Ale (nie zaczyna się od „ale”, ale mi tu jeszcze pasuje „bo”, ale od „bo” też się nie powinno zaczynać), załóżmy, że chcesz kupić sok z pomarańczy.

Sięgasz po karton litrowy soku, na którym jak byk jest napisane 100%! I jeżeli nie spojrzysz dokładniej, to nie zobaczysz, że małymi literkami (bo to nie jest zabronione) pod hasłem 100% znajduje się informacja „smaku pomarańczy”. Może nie wyłapiesz podstępu od razu, ale jest różnica pomiędzy 100% soku z pomarańczy, a 100% smaku pomarańczy? Jest! Drugi ma smak pomarańczy i dodatek cukru, aromatu i czegoś tam jeszcze, a pierwszy to zwyczajnie sok z pomarańczy.

Taka zabawa ma odwrócić Twoją uwagę i nakłonić Cię do zakupu produktu, który niekoniecznie jest tym, który chcesz kupić. Zawsze zwracaj uwagę, co kupujesz. Czy sok, czy np. napój? Napój nie jest wart Twojej uwagi, bo najczęściej zawiera 1—3% soku (lub wcale) a reszta składu to mogą być konserwanty, słodziki inne takie, które wprowadzone do organizmu, po pierwsze nie mają potencjału odżywczego, po drugie stanowią w nadmiarze realne zagrożenie Twojego zdrowia.

Co jeszcze kupisz w sklepie co nie jest tym, co chciałbyś faktycznie kupić? Jogurt owocowy bez owoców, sery, które nie są serami, przetworzone wyroby mięsne (kiełbasy, szynki, paróweczki, pasztety itp.) ze śladową ilością mięsa lub bez mięsa. Do tego produkty fit, light, slim, eko, bio, które dzięki owym przymiotnikom mają być rzekomo bardziej zdrowe.

Zapamiętaj: w Twoim koszyku powinny znajdować się produkty, których etykiety zostały przez Ciebie przeczytane ze zrozumieniem i zaakceptowane jako nadające się do zjedzenia. Nawet czekoladki!

To ważne, bo jak wskazuje raport NIKu z grudnia 2018 roku dotyczący „Kontroli nad stosowaniem dodatków do żywności”, takiej prawdziwej kontroli nad tymi substancjami nie ma.


Dodatki do żywności nie są żywnością

Dodawane są, by zapobiec niekorzystnym zmianom smaku, barwy, zapachu. Wydłużyć okres trwałości, zwiększyć atrakcyjność wyrobu, urozmaicić asortyment, umożliwić tworzenie nowych produktów, np. typu „light”, ale także po to, by zwiększyć efektywność procesu produkcyjnego. Czyli przekładając na język producenta: jak z mniejszej ilości np. mleka wyprodukować więcej sera.

Czy wiesz, że aby wyprodukować 1kg sera białego potrzeba 2—4litrów mleka, a żółtego 10—12litrów! Sporo, prawda? Dlatego nie każdy ser, który włożysz do koszyka jest serem.

W pogoni za zyskiem niektórzy producenci pomijając tradycyjne receptury dodają w procesie produkcji do mleka wypełniacze, konserwanty, barwniki, tłuszcze roślinne lub inne substancje, które zastąpić mają mleko. A nazwa „ser” może być używana wyłącznie do produktów składających się w 100% z mleka. Wszystkie inne to jedynie produkty seropodobne! Zwróć uwagę na sprytne zagrywki producentów: ser typu gouda to wyrób seropodobny, który nie jest serem gouda.

Przy okazji, jeżeli masz świadomość, że sery są dobrym źródłem wapnia, to tym bardziej czytaj etykiety i kupuj prawdziwe sery. Jeżeli na etykiecie zobaczysz difosforan — E450, uznawany za bezpieczny, to wiedz, że spożywany w dużych ilościach hamuje on wchłanianie wapnia i może uszkadzać nerki. I uwierz mi, nie potrzebujesz szerokiej wiedzy na temat dodatków do żywności stosowanych przez producentów, wystarczy, że spojrzysz na etykietę i jeżeli skład jest „bogaty” to zwyczajnie nie kupuj lub poszukaj lepszego, czyli takiego z krótszym składem.


Przykład:

Chcesz kupić wędlinę na kanapki dla całej rodziny.

Możesz kupić to:

Skład: filet z piersi indyka 56,1%, woda, skrobia, substancje zagęszczające: E407A, karagen, stabilizatory: E451, E452, cytrynian sodu, maltodekstryna, glukoza, błonnik pszenny, wzmacniacz smaku: E621, przeciwutleniacz: izoskorbinian sodu, sól, ekstrakty drożdżowe, tłuszcz palmowy, aromaty, ekstrakty przypraw, substancja konserwująca: azotyn sodu.

Lub to:

Skład: Mięso z indyka 98%, pozostałe 2%: zioła i przyprawy naturalne, konserwowane solą kamienną.

Faktem jest, że dobra wędlina kosztuje więcej i czasem trudno ją znaleźć na półce. Rozwiązaniem pozostaje zawsze kupienie kawałka mięsa (np. filetu z indyka), przyprawienie i samodzielne upieczenie w ulubionych ziołach.

Wtedy, wiesz co jesz.


Wracając do raportu NIKu, nadzór nad dodatkami do żywności rozdzielony jest w Polsce między kilka instytucji, które nie komunikują się ze sobą, cierpią na braki kadrowe i które mają bardzo ograniczone możliwości przeprowadzania badań (zbyt mała liczba laboratoriów). Przeczytaj informację poniżej:

Szok!

Z danych NIKu wynika również, że najbardziej na codzienne przedawkowanie różnych substancji E w jedzeniu narażone są dzieci, głównie w wieku do 10 lat. Dopuszczone w produkcji zwłaszcza wędlin, parówek czy kiełbas konserwanty (azotyny sodu i potasu) u 5% dzieci w wieku 1—3 lat ponad 5 krotnie przekraczało określony dzienny limit spożycia.

Ważnym pozostaje fakt, że w chwili obecnej do produkcji żywności dopuszczonych jest 330 różnych dodatków, z czego jedynie 200 objętych jest limitem ilościowym w stosowaniu w żywności. Pełen raport znajdziesz w sieci, na stronie głównej NIK.


Czytanie etykiet to konieczność

Czytanie etykiet to kolejna lekcja do odrobienia przez Ciebie.

Chcesz schudnąć, chcesz poczuć się lepiej, chcesz pozostać w zdrowiu jak najdłużej? Musisz czytać etykiety i nauczyć się eliminować żywność wysoko- przetworzoną.

Są badania, które wyraźnie wskazują na korelację między wzrostem spożycia żywności wysoko przetworzonej, a wzrostem zachorowań na raka, alergie, astmę, dolegliwości układu pokarmowego. Możesz nawet nie podejrzewać, że nawracające bóle gardła, zapalenia zatok, bóle brzucha, zaparcia i biegunki są skutkiem nadmiernej ilości dodatków do żywności, które od lat, bezmyślnie kupujesz wraz z żywnością nie czytając etykiet. Badania naukowe dowodzą, że większość nadwrażliwości na dodatki do pokarmów jest wywołana przez: barwniki, konserwanty, wzmacniacze smaku, w tym wszechobecny glutaminian sodu.

Kupując bez czytania etykiety zwłaszcza wysoko przetworzone jedzenie narażasz się na utratę zdrowia. Oczywiście, że jest ustalona norma dotycząca dziennego spożycia tych świństw (tzw.ADI), niemniej nie czytając etykiet zapewne możesz tę normę przekraczać każdego dnia kilkukrotnie, bo zwyczajnie spożywanie wielu produktów „z bogatym chemicznie składem” kumuluje te dawki. Dlatego proszę Cię nie rób z siebie śmietnika! Nie ufaj producentom, sprawdzaj ich i czytaj skład kupowanych produktów.


Lekcja 4. Czytamy etykiety

Zasada nadrzędna: zawsze wybieraj produkty z krótszym składem.

Na pewno masz swoje ulubione produkty. Pomyśl chwilę, co najczęściej kupujesz. Może lubisz białe sery, a może codziennie kupujesz jogurt, kefir czy maślankę? Może jesteś miłośnikiem parówek czy kiełbasek? Może zawsze kupujesz to samo pieczywo? Zastanów się i przyjrzyj się składowi Twoich ulubionych (często jedzonych) produktów. Już wiesz, że im mniej przetworzony produkt tym lepiej. Wiesz również, że w składzie produktu powinno być jak najmniej składników dodatkowych.

Jeżeli zależy Ci na zdrowiu, w Twojej diecie powinno znaleźć się miejsce np. dla kefiru. Niemniej, jeżeli zależy Ci na właściwościach probiotycznych tego produktu to wybieraj taki, w którego składzie nie znajduje się mleko w proszku i inne dodatki. Kefir to przecież mleko i kultury bakterii. Tyle. Porcja dobrego kefiru (175g) zaspokaja 20% dziennego zapotrzebowanie na wapń. Dobry kefir jako źródło probiotycznych bakterii, stanowi wsparcie naszej odporności. w sumie w sklepach łatwiej kupić dobry kefir niż dobry jogurt. Ale uważać trzeba.

Bo załóżmy, że masz ochotę na zdrowy kefirek z koperkiem i ogórkiem zielonym. Bach! Jest. Sięgasz po ten z ładniejszą etykietą i lepszą ceną. Zaglądasz zgodnie z moją prośbą na informację o składzie produktu i tu niespodzianka! Wybrałaś kefir z ogórkiem i koperkiem renomowanej firmy, który zawiera w swoim składzie kilka przykrych niespodzianek: syrop glukozowo-fruktozowy, glutaminian sodu i aromat. Pytam po co?

Serio chcesz zapłacić za:

Syrop glukozowo — fruktozowy — badania dowodzą, że powoduje szybkie tycie, chroniczną otyłość, cukrzycę typu2, potęguje apetyt, prowadzi do gwałtownych zmian w poziomach insuliny i glukozy we krwi, prowadzi do podwyższenia poziomu trójglicerydów i niealkoholowego stłuszczenia wątroby.

Glutaminian sodu — wzmacniacz smaku (E621) w kefirze? Problem w tym, że zbyt często do żywności dodawany jest syntetyczny glutaminian sodu. W badaniach klinicznych nie stwierdzono szkodliwości glutaminianu sodu dla zdrowia. Jednak nadmierne jego spożycie może prowadzić do nieprzyjemnych dolegliwości, takich jak: zawroty głowy, przyspieszenie rytmu serca, uczucie niepokoju i nadmierna potliwość.

Aromat — po co związek zapachowy w kefirze, skoro koperek i ogórek ładnie pachną? Pewnie po to, by ogórka i koperku było jak najmniej.


Możesz sobie ułatwić życie. Masz smartfon?

Masz, na pewno. Zainstaluj jedną z darmowych aplikacji np. „zdrowe zakupy”, która czyta kody kreskowe produktów i podpowiada, który skład produktu jest ok, a który nie. Po jakimś czasie nabierzesz wprawy, nauczysz się rozpoznawać dobre produkty i poczujesz się lepiej.

Ograniczenie złego żarcia przynosi efekty, również te widoczne na wadze.

Często poprawia się kondycja skóry, mamy jakby więcej energii i chęci do działania. A to już jest bardzo dużo. Masz kłopot z jelitami? Ograniczając spożycie dodatków chemicznych dajesz szansę na regenerację jelit, odciążasz wątrobę i nerki. Przy okazji sama zobacz, jak wszystko się ze sobą łączy. Zjadając bez kontroli żywność przetworzoną i wysoko przetworzoną dostarczasz do swojego organizmu sporo różnej chemii pod postacią dodatków do tej żywności. Twój organizm, usiłuje się tej chemii pozbyć, co zmusza do dodatkowej pracy nerki i wątrobę. Jeżeli do tego nie pijesz wody, bez której oba te organy nie mogą funkcjonować dobrze, to jakim cudem oczekujesz dobrego samopoczucia, ładnej skóry i sprawnie działającego układu odpornościowego? Nie ma szans.


W ramach tej lekcji dobrze jest podjąć postanowienie: nie chodzę do sklepu, kiedy jestem głodna. To ważne, bo na głodzie nie jesteś w stanie cierpliwie przyjrzeć się etykiecie (no chyba, że jak już pożresz zawartość i uspokoisz pierwszy głód) i mieć dodatkowy czas na zastanowienie się, czy produkt jest ok. Przypomnij sobie wszystkie te sytuacje, w których pod wpływem głodu i pośpiechu połknęłaś „byleco”. Twój leniwy mózg, ma również ten mechanizm „na skróty i szybko” dokładnie zapamiętany. Raczej nie licz w tym przypadku na współpracę. Ale Tobie może się udać! Jeżeli metodą małych kroków rozpoczniesz czytanie etykiet i wybierać będziesz lepszy produkt, i będziesz to robić konsekwentnie, to wypracujesz nawyk. I właśnie ten nawyk jako właściwy zapamięta Twój mózg. Punkt dla Ciebie!


Trudno przy okazji dokonywania przez Ciebie wyborów produktów żywieniowych nie wspomnieć o pojawiających się co rusz modach na coś, co jest najzdrowsze na świecie. Tym samym nurtem płynie równocześnie cała masa sensacyjnych informacji, jaki produkt spożywczy usiłuje nas zabić.

Był czas „miażdżycowych” jajek, złego tłuszczu i sukces „light’ów”. Z tłuszczy nie zabijał nas tylko kokosowy, a popularność i popyt na awokado stworzyła przestępcze kartele wycinające zdrowe lasy pod jego uprawy. Bo cały zachodni świat chce jeść ten „najzdrowszy” produkt! Stworzono chory (bo oparty na wycince lasów) przemysł produkcji awokado. Jesteśmy skłonni wierzyć w cuda jakie może dla naszego zdrowia uczynić jeden produkt i godzić się na niszczenie lasów, byle mieć więcej awokado.

Nie bądź proszę na tyle leniwy, by nie czytać etykiet.

Niszczysz w ten sposób nie tylko swoje zdrowie, ale i planetę Ziemię. Jakim cudem? Było o awokado, ale ono przynajmniej niesie ze sobą potencjał odżywczy.


A taki wszechobecny olej palmowy? Nie wierzysz, że wszechobecny? Idź do swojej kuchni i poczytaj etykiety. Ten, bez którego producenci żywności obejść się nie mogą, bo tani (a dla nas niezdrowy). Pozyskiwany przez rabunkową gospodarkę opierającą się na wycince lasów pod uprawę plamy oleistej. Kupując produkty z olejem palmowym, czy ci się to podoba czy nie bierzesz udział w wycince lasów. Olej palmowy znajduje się głównie w wysoko przetworzonym jedzeniu, czyli w tym, którego nie powinnaś jeść.

Człowiek jest chyba jedynym gatunkiem, który sam sobie podcina gałąź, na której siedzi i jeszcze jest z tego zadowolony. Uprawy palmy oleistej są tanie i niezwykle wydajne, co chciwym producentom nie wystarcza. By było jeszcze wydajniej używają pestycydów i środków ochrony roślin, dla zwiększenia upraw. Ale prawdziwe koszty tej uprawy to dla nas utrata zdrowia, dla planety wycinka lasów, dla flory i fauny wyginięcie wielu gatunków zwierząt i roślin. Absolutne zaburzenie równowagi planety i zmiany klimatu. Gdzie tu sens?

Nie bierz w tym udziału i czytaj skład produktów. Presja konsumencka ma sens. Dodam, że dzięki świadomym zakupom zgubisz kilka kilogramów! To bardzo realne!


Dobra. STOP. Cisza niech zapadnie pod kolejnym bilbordem marketingowych sztuczek. Raz jeszcze namawiam Cię do racjonalizowania. Do dokonywania własnych wyborów.


Nie żyjąc w zgodzie ze sobą, nie akceptując siebie, nie osiągając swojej własnej równowagi (homeostazy) będziesz jak miotającą się łupinka orzecha bez żagla, na wzburzonym oceanie fake newsów. Nie zaznasz spokoju. Będziesz testować na sobie kolejne super diety, super produkty. Po drodze rezygnujesz z wielu przyjemności, ciągle sobie czegoś odmawiając, będziesz coraz mniej szczęśliwa i coraz bardziej uzależniona od tego co do Ciebie krzyczy świat. Badania naukowe, na które powołują się kolejne sensacyjne publikacje potrafią sobie przeczyć. A wirtualna rzeczywistość jeszcze bardziej tę sytuacje komplikuje. Do tego Twoja cudownie „schudnięta” koleżanka sąsiadka, która ostrzega Cię, że jaj to możesz zjeść tylko 2- 3 w tygodniu, masło jest ok, ale lepiej jakbyś jadła olej kokosowy. I koniecznie jedz masło orzechowe, bo ono rewelacyjnie pomaga schudnąć! A i jeszcze pamiętaj: jedzenie kończysz o 16.00 — później już nic nie jesz. Ważny jest okresowy post (Intermittent Fasting)! No co Ty, nie słyszałaś?! (oburza się „schudnięta” koleżanka sąsiadka), To lepsze niż keto!

Przestań słuchać krzyku świata, wsłuchaj się w siebie.

Żeby nie tyć trzeba się wysypiać

Wyśpij się. Zwolnij. Zastanów się. Przemyśl.

Pamiętaj, kluczem do zdrowia jest dążenie do równowagi. Zwróć uwagę, na słowo dążenie. Ono samo w sobie zakłada działanie, wykonanie jakiejś pracy. Przejęcie inicjatywy. Nie można do czegoś dążyć nic nie robiąc, siedząc na kanapie. To wielkie szczęście, że możemy o sobie samych decydować. Doceniam to każdego dnia. Dlatego zamiast kolejnych prób dopasowania się do tego co modne, co działa u innych (zwłaszcza u koleżanki sąsiadki), co aktualnie promuje któryś z celebrytów podejmij próbę wsłuchania się w siebie.

— Co Ty myślisz?

— Z czym czujesz się dobrze, a z czym źle?

— Jakie sygnały wysyła Ci Twój organizm?


Przykład.


Załóżmy, że masz problemy ze SNEM

Mimo, że sypiasz 7—8 godzin dziennie, to i tak rano budzisz się z poczuciem zmęczenia i niewyspania. Brakuje Ci energii. Na wystartowanie w dzień potrzebujesz dobrych kilku godzin i mocnej kawy.

W ciągu dnia zbyt często czujesz się rozdrażniona. Nie masz czasu napić się wody, zjeść odżywczy posiłek.

Co więcej masz wrażenie mgły mózgowej. Szukasz słów, zapominasz po co poszłaś do drukarki i do kogo miałaś oddzwonić.

Po powrocie do domu nadal jesteś zmęczona i rozdrażniona. Mechanicznie funkcjonujesz i jak co dzień ogarniasz domostwo. Za to wieczorem zalegniesz w fotelu, obejrzysz film i coś tam sobie skubniesz. Najczęściej wszystko, co masz pod ręką. Bo właśnie teraz masz ogromną ochotę na jedzenie. Wszystkiego!

Jesteś jak karcher, wchłoniesz wszystko. Nic to, że dopadają Cię wyrzuty sumienia i poczucie słabej woli. Przecież to takie przyjemne odreagowanie — podpowiada Ci Twój leniwy mózg- Należy Ci się. Po takim ciężkim dniu? Pójdziesz spać, by rano obudzić się, jakby znowu snu nie było dość.


Czy serio uważasz, że akurat w tej chwili najważniejszą sprawą w Twoim życiu jest eksperymentowanie z nową dietą, żeby schudnąć?

Twoim problemem jest ZMĘCZENIE MIMO SNU.

Pomyśl, co możesz dla siebie zrobić, żeby to zmienić? Nie serwuj sobie rewolucji, bo jej nie udźwigniesz. Metoda małych kroków, obserwacja siebie — to może być właściwy kierunek. Nie zmieniaj wszystkiego od razu. Cokolwiek chcesz osiągnąć, jakąkolwiek zmianę pragniesz wypracować, musisz zacząć się wysypiać. Brak dobrej jakości snu wpływa negatywnie na cały Twój organizm.

!

Rozmiar 44 może być konsekwencją braku dobrej jakości snu. Może właśnie z tego powodu tyjesz? Pomyślałaś o tym? Może właśnie z tego powodu chodzisz rozdrażniona? Może właśnie z braku dobrej jakości snu masz obniżoną odporność? Nie wierzę, że nie marzy Ci się poranek pełen przypływu energii i chęci do działania.

Zastanów się, co może być powodem tego, że się nie wysypiasz? Może niebieskie światło laptopa, smartfonu lub telewizora? Na godzinę przed snem nie włączaj i nie zaglądaj do żadnego z nich. Może kładziesz się spać głodna? A może kładziesz się spać z pełnym brzuchem? Jeżeli tak, to zmień to. Na początek postaraj się zjadać ostatni posiłek na 2—2,5 godziny przed snem. Może przed snem prowadzisz trudne rozmowy albo jest coś, co niemal codziennie spędza Ci sen z powiek?


Ustaliliśmy już, że życie bez stresu nie jest możliwe, a przewlekły stres wymaga działania. w innym przypadku zacznie nas niszczyć. Zmierz się z nim. Jeśli to niemożliwe poszukaj sposobu na rozładowanie tego stresora: idź na spacer z psem (lub bez), posłuchaj spokojnej muzyki, znajdź dla siebie mantrę i słuchaj jej. Skup się na swoim oddechu. Skieruj myśli na to, co dobre w Twoim życiu. Przekonuj swój leniwy mózg, że będzie dobrze! Że dasz radę! I proszę, nie zasypiaj na siłę — bez sensu leżeć i się denerwować.

Zajmij głowę np. słuchaniem muzyki, relaksuj się. Możesz również w takiej sytuacji skrócić czas snu do 6 godzin. A gdy jakość snu się poprawi wydłużaj ten czas do 7—8 godzin.

Po co się czepiam snu? Bo bez snu nie regeneruje się Twój organizm. Bo sen jest gwarantem Twojego dobrego dnia, poczucia sprawczości w działaniu, optymizmu i zdrowia.

To tylko przykład, który ma Ci pokazać, że człowiek to skomplikowana istota i jako taka nie może być sprowadzana do tego jak wygląda, jaki rozmiar odzieży nosi i jak się odżywia. To nie takie proste. Nawet najlepsza dieta, bez Twojej świadomej decyzji o dokonaniu zmian, konsekwencji i właściwej motywacji wynikającej z miłości do swojego ciała i do siebie samego, będzie jedynie marnym kwiatkiem do kożucha.


Melatonina, tryptofan, serotonina — niezbędne trio

Tak zupełnie mimochodem (ładne słowo, że niby z buta? czy raczej samochodem?) podpowiem, że za zasypianie odpowiedzialna jest w naszym organizmie m.in. melatonina. Hormon, do którego wytwarzania potrzebny jest aminokwas o nazwie tryptofan. Organizm nie może go sam syntetyzować, co oznacza, że musimy go sobie dostarczać z dietą. Co więcej tryptofan bierze udział w wytwarzaniu serotoniny (hormonu szczęścia), który również warunkuje dobry sen, wspiera pracę układu nerwowego i odpornościowego. Wydaje się proste, a nie jest.

Tryptofan w mózgu jest przekształcany do serotoniny. Serotonina lubi węglowodany, dlatego po czekoladce jest nam fajniej. Szczerze wyznam: uwielbiam gorzką czekoladę! I ostrzegam Cię biała czekolada nie jest czekoladą. Niedobór tryptofanu, to niedobór serotoniny, a to powoduje, że jesteśmy rozdrażnieni, mamy spadki nastroju (sięgamy po kolejne ciasteczko), bywamy agresywni (jesteśmy TYM typem w kolejce), mamy kłopoty ze snem, a nawet mogą nas dopaść stany depresyjne.

Mogłabym powiedzieć jedz produkty zawierające tryptofan i będzie dobrze. Niestety, to znowu nie jest takie oczywiste. Tak wiele musimy przyswoić różnych aminokwasów, że tryptofan jest któryś w kolejce i nie zawsze w pierwszej piątce. Chcąc zwiększyć poziom hormonu szczęścia powinniśmy pamiętać, by w naszym menu były produkty zawierające tryptofan: ryby (np. halibut), awokado, banany, jajka, nasiona roślin strączkowych, pestki dyni. Czy to wystarczy? Nie. Jedzenie nie załatwia wszystkiego, nawet w najlepszej diecie. Pamiętaj o seksie i pocałunkach, o aktywności fizycznej, o relaksie i o kostce gorzkiej czekolady — to również warunkuje właściwe przemiany tryptofanu do melatoniny czy serotoniny.

Brzmi bardzo biochemicznie, a jest równocześnie dowodem, że kreatorem szczęścia jesteśmy my sami.

Tak. To nasz sposób patrzenia na świat, ten świat kreuje. My sami kreujemy rzeczywistość. Szukając rozwiązań, a nie problemów, znajdujemy rozwiązania. Dziękując za to, co mamy i praktykując wdzięczność, czujemy się szczęśliwsi (mam nadzieję, że to robisz). Każdego dnia zdarza nam się coś przyjemnego, miłego — spróbuj to dojrzeć. Ktoś się do Ciebie uśmiechnął, może ktoś powiedział Ci komplement, może odbyłaś ciekawą rozmowę, może w radiu usłyszałaś Twój ulubiony kawałek? Zawsze jest coś.

Możesz niedowierzać dietetyczce, i ja to rozumiem. Dlatego szybciutko podsuwam autorytet w temacie szczęścia.

Sonja Lyubomirsky (urodzona 14 grudnia 1966), amerykańska profesor na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside, wnikliwa badaczka szczęścia i autorka książki „Wybierz szczęście”. Cytując: „wszyscy mamy potencjał, który pozwala nam osiągnąć szczęście, tyle że każdy wykorzystuje ten potencjał na swój sposób.” Sonja Lyubomirsky zaprezentowała swoje odkrycia w oparciu o wyniki badań naukowych, udowadniając, że aż 40% potencjału budowania szczęścia zależy od nas samych. Da-dam! Mówi Ci to coś? Psycholożka bierze pod lupę największe mity związane ze szczęściem np.: „Szczęście trzeba odnaleźć” lub „Szczęście albo się ma, albo nie”. Używając narzędzi naukowych udowadnia nam, że „szczęście jest, bardziej niż cokolwiek innego, stanem umysłu i sposobem, w jaki postrzegamy nas samych i świat”. Entuzjastycznie się z nią zgadzam, bo również uważam, że każda zmiana rozpoczyna się w głowie!

Bycie pięknym nie czyni nas szczęśliwymi. Podobnie jak bycie szczupłym nie uczyni nas szczęśliwymi. A jeśli już to na krótką chwilę, po której bycie szczupłym, pięknym, a nawet bogatym do szczęścia już nam nie wystarcza.

Jak wykazuje Sonja Lyubomirsky bycie szczęśliwym wymaga zachodu i naszych ciągłych starań. Zupełnie jak pozostanie zdrowym. Zawsze jest to trening świadomości. To próby poszukiwania w trudnych chwilach światełka w tunelu i pozytywnego przewartościowywania. To działanie, mimo wszystko. To szukanie punktu zaczepienia. To niezależna wola i miłość do siebie samego daje Ci siłę do działania i wiarę, że wszystko jest możliwe, że może być lepiej.

Czy zdarzyło Ci się poznać kogoś niebywale optymistycznego, uśmiechniętego, pomocnego, o kim po jakimś czasie, dowiadujesz się, że jest to (o dziwo!) osoba, której życie jak to się mówi „nie oszczędza”. Na przykład od wielu lat opiekuje się chorymi rodzicami lub straciła rodzinę w wypadku, ma problemy finansowe, straciła majątek lub ma chorujące poważnie od lat dziecko, lub sama poważnie choruje. Wtedy przeżywasz szok! Jak to! Ona/ On?! Niemożliwe! Ano możliwe. Bardzo często właśnie takie osoby emanują empatią, optymizmem i radością życia. Mimo wszystko!

Nie porównuj się

To jest prawdziwy złodziej Twoich wszystkich szans. Porównywanie się. Coś okropnego. Ale nie dręcz się, bo nie jesteś wyjątkiem. Żyjemy w takim tłoku (również w sieci), spotykamy tylu ludzi, że nieporównywanie się jest chyba niemożliwe. Można zwariować, kiedy „koleżanka sąsiadka” kolejny raz wysyła fotki ze słonecznej Sycylii, a Ty sama od kilka lat nie byłaś nawet nad jeziorem. Pozostawiam kwestię Twojej kilkuletniej nieobecności nad jeziorem jako otwartą, bo nie rozumiem, dlaczego nie jedziesz nad jezioro?

Wracając do zasady: nie porównuj się. Ciężko tego uniknąć. Ale… Pozostaje jedynie kwestia jak to zrobimy — w dół — czyli a ten to ma gorzej — co poprawia nam nastrój lub w górę a ten, to ma się lepiej — co pogarsza nam nastrój. Oba warianty są do bani. Sama mam z tym problem — tyle pięknych, młodych, zdolnych, bogatych, lepszych, gorszych, że łatwo zejść na manowce i załapać doła.


W kwestii zdrowia i zmiany nawyków żywieniowych jest podobnie. Mówisz: „Skoro koleżance sąsiadce się udało schudnąć, to mnie też się uda” I to spojrzenie poprawia nastrój i jesteś gotowa do działania. Ale co, jeśli Ci się nie uda schudnąć? Zmieniamy warunki porównywania się na wariant: No tak, jej się udało. Ale ona nie pracuje, jak ja i nie ma dzieci. I ten jej facet, wszystko jej podsuwa pod nos. No i ona nie ma Hashimoto. Ani jedno, ani drugie spojrzenie nie jest fajne. Jedno i drugie może być zarówno prawdziwe jak i fałszywe, co w sumie nie ma znaczenia. bo u samego źródła leży Twój brak właściwej motywacji.

Motywacja, wynikająca z porównywania się do innych nie jest trafiona i nie może być wystarczająca.

Również media społecznościowe dostarczają bolesnych „dowodów”, że Ci których znasz np. z Fb czy Instagrama są zawsze uśmiechnięci, szczęśliwi, pięknie wyglądają, jadą to tu to tam, ćwiczą z Lewandowską, chudną na keto z uśmiechem na twarzy. Ty się zastanawiasz: Jak oni to robią? Rany! Nie daj się na to nabrać. Ja, Ty, On, ta Pani i Ten Pan wszyscy pokazujemy siebie w taki sposób, w jaki chcemy, by inni nas widzieli.

Bo to się ogląda. Bo tyle chcemy pokazać. Bo się boimy, że nas wyśmieją, obgadają, wykorzystają. Nasze profile społecznościowe nie oddają prawdy ani o nas, ani o naszym życiu. W ogóle nie możemy ich traktować jako obraz otaczającego nas świata i ludzi. Im więcej czasu spędzasz w sieci, tym bardziej jesteś sfrustrowana swoją własną „niedoskonałością” lub co gorsza zaczynasz kreować nieprawdziwą, nową siebie (nieistniejącą) i tylko taką siebie akceptujesz. Taką wykreowaną na Instagramie czy Fb. Taką, jak cały ten nierzeczywisty tłum w sieci.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
drukowana A5
za 52.96
drukowana A5
Kolorowa
za 76.14