E-book
7.88
drukowana A5
32.7
Życie w dwóch systemach

Bezpłatny fragment - Życie w dwóch systemach


Objętość:
113 str.
ISBN:
978-83-8351-720-9
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 32.7

Rozdział I. Autobiografia

1. Wstęp

Urodziłem się 29 lutego 1940 roku. Celem w moim życiu była nauka i praca. Te wartości wpoiła mi moja mama, mimo trudnych warunków materialnych w których żyliśmy. Syn biednego rolnika oraz mała wioska pod Częstochową, to nie baza do zdobywania wiedzy. Siła woli i duże wsparcie w rodzinie pomagało w realizacji wymienionego celu. Mała wioska pod Częstochową, w rozlewisku Warty, tworzyła parafię rzymsko-katolicką w składzie 3 wiosek: ŚLIWAKOWA, ZAWADY I ZBEREZKI. Była to moja mała ojczyzna. Do 14 roku życia, parafia na czele z księdzem proboszczem, to mój pierwszy po 1945 roku ośrodek nauki i kultury. Moje pierwsze przedszkole — ochronka — prowadzone było w przez księdza proboszcza Jana Wójcickiego. Gdy jako sześciolatek stanąłem w grupie 7 latków, powiedział do mojej mamy w te słowa “Stefanio, jak chce się uczyć to nie martw się da sobie radę”. Moi rodzice to rolnicy, wywodzący się z licznych rodzin rolniczych. Mama urodziła się jako 3 wśród 11 braci i sióstr, a tato wśród pięcioro rodzeństwa. Wykształcenie moich rodziców to 2 — 3 zimy uczęszczania do szkoły, umieli tylko czytać i pisać. Mama bardzo dużo czytała. W latach 1918r. — 1939r, międzywojenny okres wolnej Polski ukazuje nam, że tylko około 30% Polaków ukończyło szkołę podstawową i wyższą, reszta umiała tylko czytać i pisać. To pozostałość po rozbiorach mojego kraju. Rodzice moi urodzili się w pierwszej dekadzie XX wieku. Dziadkowie i rodzice żyli pod zaborem rosyjskim, przeżyli pierwszą wojnę światową, okres międzywojenny i drugą wojnę światową. Rodzice zmarli: tato w 1969 roku a mama w 1982 roku. Głównym źródłem utrzymania naszej rodziny, to 2 hektary ziemi ornej oraz jeden hektar łąk. Ziemia 4 i 5 klasy, bardzo słaba. Tak wychowali trzech synów. Ja i mój średni brat ukończyliśmy szkoły średnie, ja w 1959 roku a brat Stasiek w 1965 roku. Ja w Toruniu w Technikum Wodno-Melioracyjnym, a brat Stasiek we Wrocławiu w Technikum Żeglugi Śródlądowej. Takich szkół ze stypendium i internatem w tamtym czasie praktycznie nie było — może 2—4. Ten warunek było podstawą naszej dalszej nauki.

Dzięki rozwojowi, po okresie okupacji i wyniszczaniu gospodarczym, nauka i praca stały się bardziej dostępne. Polska z kraju rolniczego staje się krajem przemysłowo rolniczym. Życie mieszkańców Zawady płynęło jednym nurtem — pracy na roli, bez względu na zawirowania społeczne i polityczne. Ziemia żywiła moich dziadków rodziców i nas. Wspomnienia obejmują 6 pokoleń, dziadków rodziców, moich dzieci, wnuków i prawnuków. To okres około 120 lat.

Analizując moje życie oraz moich przodków stwierdzam, że nauka i praca to rozwój społeczny i polityczny. Te dwie sfery życia, nieograniczane, to suwerenność człowieka i narodu.

To nie wasalstwo i rozbiory. Kapitalizm to podporządkowanie sobie drugiego siłą lub „obiecanką”. Rozwój będzie zawsze postępował bez względu na system społeczny. Człowiek zawsze będzie dążył do ułatwiania sobie życia i jego wzbogacania, ułatwiania materialnej egzystencji oraz rozwijania pozytywnych wartości ludzkich, poprzez naukę i pracę. Pełną wartością poszukiwaną przez nas, zawsze powinny być czynniki otaczającej nas przyrody.

Nie należy z jemioły brać przykładu, w przyrodzie też istnieje zło.

Jemioła jako symbol pasożytnictwa

Dlaczego zdecydowałem się napisać autobiografię? Obserwując otaczającą mnie rzeczywistość, prezentowanie się różnych osób, znaczących czy sprawujących władzę, zazwyczaj to czterdziestolatkowie, dostrzegam w ich zachowaniu jakby wstyd przyznawania się do swojej młodości, czy swoich rodziców, nawet w dostępnych źródłach historii jest to ukrywane. Zaznaczam, że coś ukrywane to albo propaganda albo coś podejrzanego. Moja autobiografia obejmuje 40 lat powojennych i 40 lat nowej rzeczywistości, socjalizmu i powrotu do kapitalizmu, powrót do pieniądza a odchodzenie od wartości niematerialnych od człowieczeństwa. Pieniądze, to główny fundament kapitalizmu, bardzo często argument siły i przemocy.

Głównym wątkiem mojej biografii, są moje indywidualne odczucia, moja osobowość, moje odbieranie otaczającej mnie rzeczywistości, w różnych płaszczyznach.

2. Okupacja 1939—1945 rok

1 września 1939 roku, napaść Niemiec hitlerowskich na Polskę, na mój kraj. Agresja rozpoczyna pięcioletni okres okupacji. Czy odczuli tę zbrodnię na narodzie polskim moi rodzice — Polacy- od pokoleń? Przeżyli zabory, pierwszą wojnę światową, okres międzywojenny, drugą wojnę, więc było dużo strachu i zadawali sobie pytanie co będzie dalej? Tato na pewno powiedział do mojej mamy. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Mama była w 5 miesiącu ciąży. 29 lutego 1940 roku przyszedłem na świat. Okupację z częściową świadomością przeżywałem od 1943 roku jako trzylatek. W tym okresie przymusowo zakwaterowanych było u nas 2 niemieckich żołnierzy, kontrolujących wśród innych spraw, urząd gminy. Tata mama i ja zajmowaliśmy kuchnię a oni pokój. Spałem z rodzicami w jednym łóżku. Jako mały chłopiec, bardzo żywy, interesowałem się kolorowymi paczuszkami i fotografiami jednego z okupantów. Pewnego przedpołudnia niespodziewanie Niemiec stanął w “drzwiach” i widząc mnie bawiącego się jego pastą do zębów w proszku i fotografiami, wymierzył we mnie pistoletem. Mama jak lwica rzuciła się na okupanta. On się roześmiał i mruknął że to żart. Ja tego tak nie odebrałem i pamiętam to do dnia dzisiejszego. Inny przypadek z tego okresu, to mocne przeżycie, którego nie zapomnę również. To sytuacja, gdy pijany Niemiec mieszkający u sąsiadów, posądził mojego tatę o kradzież siekiery. Finałem tego zdarzenia był fakt, że tato został prowadzony pod karabinem na składowisko odpadów — gnojownik. Przerażenie i krzyk mamy spowodował, że od drugiego sąsiada wyszedł inny Niemiec i zapytał pijanego kolegę, gdzie prowadzi tego Polaka i dlaczego? On powiedział: że to złodziej, który ukradł mu siekierę. Siekierę ja pożyczyłem, wypuść tego Polaka. Los szczęśliwie uśmiechnął do mojej rodziny.

drugiej połowie 1943 roku trzylatkowi Niemcy zabierali tatę, na roboty przymusowe, mama pozostała sama z małym. Przeznaczeni do wywózki Polacy, z mojej wsi, zgrupowani byli przez 3 dni w kościele Matki Boskiej Gidelskiej. Na trzeci dzień zgrupowanych załadowano na samochody i rozpoczęto transport do Niemiec. Był to czerwiec 1943rok. W czasie transportu, gdy samochody zatrzymały się na chwilę przy cmentarzu w Zawadzie, mój tato wraz z kilkoma współtowarzyszami uciekli z tego transportu, chowając się w pierwszej chwili w przydrożnym łanie zboża. Około południa do naszej mamy przyszła siostra taty, moja mama chrzestna, i konspiracyjnie powiedziała do mamy: „Stefa nie płacz, Stefan uciekł z transportu i siedzi teraz, chowając się w malinach u swojego kolegi”. Radość mamy była nie do opisania i był to dla naszej rodziny los łaskawy i szczęśliwy.

Druga połowa 1944 roku to początek klęski hitlerowców, a więc bałagan dezercja i panika.

Od września 1939 roku w Zawadzie stacjonowało około 30 żołnierzy, przeciwko nim występowali zorganizowani młodzi ludzie, tworząc grupy partyzanckie stacjonujące w lasach. Zorganizowane siły oporu w dużych miastach przeciw okupantowi, to nie to samo co incydentalne akcje młodych ludzi zorganizowane przeciwko niemieckiemu okupantowi w Zawadzie. Lasy otaczające nasze miejscowości, to oaza bezpieczeństwa, okupant nie zapuszczał się w ich ostępy.

Po upadku Powstania Warszawskiego, Zawada przyjmowała warszawiaków, których część po wojnie powróciła do Warszawy, chociaż niektórzy pozostali w Zawadzie na stałe. Zadaję sobie pytanie — dziś w 79 rocznicę wybuchu powstania — czy chodziło kierownictwu Powstania o władzę i powrót do przedwojennego systemu, czy o wyzwolenie mojego kraju? Przecież wojska Armii Radzieckiej stały na prawym brzegu Wisły. Agresor hitlerowski był w odwrocie. Żądza władzy, nie zważa na śmierć i zniszczenie.

Luty 1945 roku, od strony Konar -sąsiedniej wsi — wkroczyła do Zawady Armia Radziecka. Wielka radość wśród moich rodaków, koniec wojny i okupacji. Mnie jako pięciolatka, żołnierze radzieccy wsadzili na błotnik czołgu, wkładając mi na głowę papachę z gwiazdą. Wielka moja radość i duma. Pamiętam z tego okresu, jak u mnie w domu żołnierze uruchomili punkt radiowy, nadawczo — odbiorczy, który pracował całą dobę. Trwało to może 2 -3 dni i dalej armia poszła na Berlin.

Wyzwolenie kraju, rozpoczęło się normalne życie bez okupanta, bez strachu. Dom dla całej trzyosobowej rodziny a zwłaszcza dla pięciolatka. W parafii uruchomiono w domku katechetycznym przedszkole, otwarta zostaje szkoła podstawowa. Tu nie walczy się o władzę, tu radość z wolności i powrót do nauki i pracy (odbudowy). Ja mam już obowiązek wypasania naszej jedynej żywicielki — naszej krówki. Jeszcze nie sam, ale już pierwszy obowiązek i jest to duża pomoc dla rodziców. Duże znaczenie w opisywanym czasie ma, najukochańsza siostra mojej mamy — ciocia Aniela- oraz moja babcia. Pomoc miała bardzo duże znaczenie w naszym przetrwaniu za co im serdecznie dziękuję.

3. Edukacja 1946—1963 rok

Styczeń-Luty 1945 r. Armia Radziecka wkracza do Zawady, w marszu na Berlin, okupanci uciekają w popłochu. Zawada budzi się do życia. Zaczyna się normalne życie. Ksiądz proboszcz uruchamia przedszkole w domu parafialnym, tzw. Wtedy ochronkę. Ja jako 5-latek żywo uczestniczę na tym pierwszym poziomie nauki. Jestem również ministrantem, chociaż dość łobuzowatym.

Mama i tata w trudzie uprawiają swoje trzy hektary ziemi. Pomagam jak tylko potrafię. Do moich podstawowych obowiązków z chwilą nastania wiosny należy dbanie o naszą żywicielkę “krasule”. Z wielką radością po drugim zbiorze siana, codziennie maszerowałem z nią na nasze pastwiska — łąki — bez granic. To już nie było pilnowanie na swojej łące, a korzystanie z wszystkich łąk. Pełna swoboda dla Krasuli i innych krów. Ja z kolegami graliśmy na łąkach w piłkę “szmacianką” i w “dziadka”. Szmacianka była przyczyną odbicia mojej prawej stopy, do tego stopnia, że mój tato usunął obrzęk brzytwą i dużą ilość płynu ropnego. Lekarz to marzenie. Mama pierwszy raz udała się do lekarza w wieku 70 lat, a tata w wieku 69 lat. Po powrocie ze szpitala tato zmarł na tzw. chorobę nogi — Buergera — gdyż nie zgodził się na amputację nogi.

Lata powojenne były bardzo ciężkie, zwłaszcza dla rolników, na których barkach spoczywał obowiązek wyżywienia społeczeństwa. Po 1945r. ukazała się moja ojczyzna praktycznie całkowicie zniszczona. Naród przystąpił do odbudowy kraju poprzez rozwój oświaty (dostępność nauki) i powolny czas odbudowy, a po 1960 roku rozwój przemysłu i nowe miejsca pracy. Rodzice moi jako rolnicy byli zobowiązani do oddawania żywca, w ilości 100 kg rocznie, z 2 hektarów gruntów rolnych. Musieli kupować od bogatszych rolników wyżej wymieniony towar, otrzymując od państwa polskiego za odstawiony towar, około 30% wydatkowanej kwoty. Zniesiono ten obowiązek dostaw w 1972 roku, wprowadzając podatek gruntowy. Pierwsze 10 lat po okupacji i pokonaniu agresora, moja ojczyzna wstawała do życia, z każdym rokiem kraj mój się rozwijał. Z kraju rolniczego stawała się moja ojczyzna krajem postępu i rozwoju. Polska stawała się krajem przemysłowo- rolniczym.

Europa po konferencji w Jałcie na Krymie mocarstw (Anglii USA i Rosji) została podzielona na dwie części a Polska okrojona obszarowo na wschodzie, i wzbogacona o część na zachodzie o tzw. Ziemie Odzyskane.

Polska przed 1939r. i po 1945r.

Dwie części Europy, zachodnia bogatsza i wschodnia biedniejszą.

Trzeba również pamiętać, że część społeczeństwa — bogatsza łącznie z rządem, we wrześniu 1939 roku wyemigrowała/czytaj uciekła/ na zachód. Po napaści, przedstawiciele mojego Rządu uciekli przez Rumunię na zachód Europy zabierając bezpowrotnie, zasoby polskiego złota. Wspaniale to ukazuje film produkcji polskiej p.t. “Hubal”. Obecnie wyświetlany w okrojonej wersji.

I tak w 1953 roku ukończyłem szkołę podstawową w wieku 13 lat. Nieukończone 14 lat, spowodowało to, że musiałem jako wolny słuchacz uczęszczać powtórnie do klasy 7, na takie przedmioty — wg mojej decyzji — jak język polski, matematykę i wychowanie fizyczne. W miarę upływu czasu byłem coraz starszy i zdobywałem doświadczenie życiowe, będąc jednocześnie dobrym obserwatorem. Interesowałem się sportem, piłką nożną i siatkówką, do tego stopnia, że byłem w zespołach reprezentujących moją wieś, Zawadę.

1954 rok to koniec szkoły podstawowej i zaczynam myśleć o dalszej nauce. W tym dążeniu bardzo podtrzymywała mnie moja ukochana mama. W Częstochowie oddalonej o 20 km. czy Radomsku 15 km. w miastach najbliższych, ze względu na finanse i brak internatów, nie mogłem uczęszczać do szkoły średniej w tych miastach. Tak zwane prywatne kwatery czy dojazdy autobusem PKS, nie wchodziły w rachubę, ze względu na częstotliwość ich kursowania jak i opłaty. Chociaż nauka była za darmo to trzeba było opłacać stancję i wyżywienie. To było poza zasięgiem moich rodziców. Warto tu zaznaczyć, że na 60 uczniów i uczennic (dwóch roczników) którzy ukończyli szkołę podstawową, tylko pięcioro ukończyło szkołę średnią. Wśród najbliższej rodziny nie było nikogo, kto mógłby mi doradzić co dalej z moim pędem do nauki. Starania do szkoły kadetów spełzły na niczym, ze względu na to, że szkołę tę rozwiązano. Będący na praktyce przy melioracji naszych łąk i pastwisk — Waldek Kłosowski — praktykant, doradził mi abym przystąpił do egzaminów w Technikum Wodno-Melioracyjnym w Toruniu. Były to dla mnie warunki wspaniałe. Stypendium i internat, to w mojej sytuacji materialnej jedyna możliwość dalszej nauki. Technikum Wodno-Melioracyjne dawało świadectwo dojrzałości i możliwość dalszego studiowania. Przystąpiłem do egzaminu i zostałem przyjęty do wyżej wymienionego technikum w Toruniu. Jadąc do Torunia na egzamin wstępny, spotkała mnie przygoda, a nawet bolesne zdarzenie. Dla uczniów, absolwentów szkoły podstawowej, przysługiwała ulga w przejazdach kolejowych. Ja jadąc na egzamin nie byłem od roku już uczniem. Pani konduktor wykryła kombinacje z legitymacją moją szkolną (przeklejone zdjęcie) i ukarała mnie karą pieniężną, pozbawiając mnie całej kwoty na czas zdawania egzaminów. Przewidziany czas zdawania egzaminów to jeden tydzień.

Pierwszego września 1954 roku, rozpocząłem naukę w Technikum Wodno-Melioracyjnym w Toruniu, przy ulicy Kopernika w centrum miasta. Z mojej wsi Zawady, do pięknego miasta Torunia, przeprowadzenie się to dla mnie awans niewyobrażalny. W życiu moim raz byłem w Częstochowie z pielgrzymką na Jasną Górę i raz pojechałem z rodzicami furmanką na targowisko w Radomsku. Przede mną 4 lata nauki, a właściwie 5, gdyż w 1958 roku moje technikum z 4 -letniego, zamieniono na 5-letnie. Znowu rok dłużej, chociaż dla mnie nigdy nauki za wiele.

Absolwenci

Rozdanie uroczyste świadectw maturalnych, a tym samym ukończenie technikum, to dla mnie wielkie przeżycie. Ze względu na finanse, moi rodzice nie mogli przybyć do Torunia. Wielką radość sprawiła mi moja siostra cioteczna — przyjechała i osobiście uczestniczyła w mojej uroczystości.

Wręczenie świadectwa dojrzałości

Warto tu również opisać smutny przypadek “nakrycia” mnie, przez kierownika internatu, palącego papierosa, mimo zakazu. Było to w 3 klasie i pozbawiono mnie na 3 miesiące stypendium, warunku mojego dalszego pobytu i ukończenia szkoły. Piszę do domu o pomoc. Mama odpisała, że nie mają takich pieniędzy i że muszę wracać do domu. Z tej trudnej sytuacji dla mnie wielką pomoc wykazał dla mnie woźny naszego internatu, Pan Okroy Zygfryd. Miałem u niego bardzo dobrą opinię, po prostu mnie lubił. Powiedział na widoczny smutek “nie martw się czarny, poradzimy sobie”. Jak? Wrzucisz 10 ton węgla do piwnicy internatu i zapłacisz za internat”. Węgiel ten, to opał na zimę na ogrzewanie internatu. Przy dużej pomocy kolegów wykonałem postawione zadanie i nie musiałem wracać do domu. Radość moja nie miała granic. Ponieważ trochę grosza mi zostało i po opłaceniu internatu, kupiłem sobie pierwszy w życiu krawat. Pamiętam jego kolor, granatowy z wymalowaną baletnicą.

Po ukończeniu szkoły średniej w czerwcu 1959 roku, wróciłem do swojego domu, do rodziców. W ciągu pierwszego miesiąca od powrotu, zostałem zatrudniony w Przedsiębiorstwie Wodno-Melioracyjnym z siedzibą w Piotrkowie Trybunalskim, jako stażysta. Pracowałem pod kierownictwem pana Rakowskiego, przy regulacji rzeki Wiercicy w Dąbku, na obrzeżach wsi Garnek, w powiecie radomszczańskim. Po 6 miesiącach, objąłem samodzielne kierownictwo zmeliorowania około 80 ha łąk. Nadzorował moją budowę kierownik i wieloletni praktyk w tym zawodzie Sylwester Poroszewski. Obydwa moje miejsca pracy były w obrębie mojej Zawady, w odległości ok. 5 kilometrów. To był najpiękniejszy okres mojego życia. Pracowałem, zarabiałem prawdziwe pieniądze, mama była w siódmym niebie, a tata był bardzo dumny. Oddawałem rodzicom praktycznie wszystkie zarobione pieniądze, nie były mi potrzebne. Byłem na utrzymaniu moich gospodarzy, u których firma wynajmowała domek jednorodzinny jako biuro i magazyn materiałów budowlanych. Gospodarz był zatrudniony w mojej firmie wraz z transportem konnym, którym dowoził materiały budowlane. Zatrudniałem w tym czasie pięciu moich kolegów ze szkoły podstawowej. Był to mój błąd, gdyż koledzy chcieli mało pracować i dużo zarabiać. Każdy z nich chciał układać darninę, lecz żaden z nich nie był chętny na kopanie rowów. Darniowanie było najlepiej opłacane. Zatrudniałem w tym czasie około 80 pracowników sezonowych.

W 1960 roku, w pierwszej połowie, zostałem wezwany przez Wojskową Komisję Poborową w Radomsku, do określenia przydatności do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Smutna, aczkolwiek przymusowa i nieodwracalna decyzja Komisji Poborowej, przeznaczony do odbycia dwuletniej służby w Ludowym Wojsku Polskim. Stojąc rozebrany w kolejce do badań przed komisją poborową, spytałem członka komisji, kapitana, czy mogę iść do oficerskiej szkoły. Na moje pytanie kapitan zapytał mnie, czy mam średnie wykształcenie, odpowiedziałem, że tak. Trochę zdziwiony, takich jak ja było tylko 2—3 na około 50 poborowych. Reszta była tylko po podstawówce. Kazał mi się ubrać, po czym wręczył mi informator o naborze do szkół oficerskich. Wybrałem Oficerską Szkołę Inżynieryjną we Wrocławiu, będąc przekonanym, że są to studia dające tytuł inżyniera. Kapitan poinformował mnie o procedurach przyjęcia mnie do wyżej wymienionej szkoły i życzył mi powodzenia. W tej decyzji nikt mi nie pomógł. Nikt nie poinformował mnie, że jest to jakby dublowanie szkoły średniej. Profil oficerskiej szkoły to profil saperski. W nazwie szkoły była ukryta propaganda, którą wycofano po zmianie w 1962 roku, zmieniając nazwę szkoły z Oficerskiej Szkoły Inżynieryjnej, na Oficerską Szkołę Wojsk Inżynieryjnych. Mogłem wycofać się z dalszej nauki na drugim roku, lecz musiałbym zgodnie z ówczesnym prawem, odbyć jeden rok służby w posiadanym stopniu wojskowym, w wyznaczonej jednostce wojskowej. Zdecydowałem, że ukończę oficerską szkołę i w stopniu podporucznika będę służył w wybranej przez siebie jednostce wojskowej. I tak rozpoczęła się moja 25-letnia służba wojskowa. Ukończenie jej to dodatkowe tytuły techników: technika dróg i mostów kolejowych, technik rozminowywania i minowania, oraz posługiwania się materiały wybuchowymi. Zdobycie wyższego wykształcenia odłożyłem na dalszy okres, w systemie zaocznym w czasie zawodowej służby wojskowej.

Naukę w Oficerskiej Szkole (Oficerska Szkoła Inżynieryjna) rozpocząłem w 1960 roku. Przystosowanie nie było trudne, gdyż 5 lat internatu w Toruniu, to wspaniała zaprawa i przygotowanie. Warunki ogólne bardzo dobre, wyżywienie bez zastrzeżeń, zakwaterowanie w sypialniach czteroosobowych nie budziło również zastrzeżeń. W internacie w Toruniu na warunki były dużo gorsze, sypialnie dziesięcioosobowe a w nich piętrowe łóżka. Jedynym utrudnieniem dla dwudziestolatka to wydzielane przepustki w sobotę lub niedzielę. Pełna baza obiektów sportowych. Dowódca naszego pierwszego roku kapitan Gałązka — wspaniały człowiek- natomiast dowódca batalionu, czyli pierwszego 2 i 3 rocznika to prawdziwy “kapral” mimo że major. Komendant szkoły, pułkownik Budziszewski, to oficer dowódca i człowiek, wzór do naśladowania. Moi wychowawcy, dyrektor w technikum, kpt. Eugeniusz Gałązka i komendant szkoły to moi wzorce, których pamiętam do dziś.

Dzień przebiegał według schematu: 6.00 pobudka, 6.30 zaprawa, 7.30, śniadanie, 8.15 wykłady. 15.00 do 22.00 czas na naukę sport i temuż podobne. 22.00 capstrzyk.

Podchorążowie trzeciego rocznika.

Mój pluton to pluton saperski, budowa dróg i mostów kolejowych. Podchorążowie to nie kandydaci na duchownych, zamknięci w klasztorach.

Mój pluton

Kierujący oficer — podporucznik — chórem męskim podchorążych, współpracując ze szkołą pielęgniarską, stworzył chór mieszany. W czasie wspólnych zajęć, poznałem w 1962 roku, swoją przyszłą żonę. W 1963 r ukończyłem 3-letnią szkołę. Po zdanych egzaminach, promocja na pierwszy stopień oficerski.

W czasie nauki w technikum w Toruniu, w okresie wakacji, odbywałem praktykę, często w miesiącu lipcu. W czasie pobytu w oficerskiej szkole tego wymogu nie było i miałem pełne wakacje do swojej dyspozycji. Toruń, to w kolejnych latach praktyka. Po pierwszym roku praktyka w Nakle nad Notecią, w gospodarstwie hodowlanym. Tu po raz pierwszy miałem dyżur, przy pilnowaniu knura, czyli samca świnki. Zdarzenie wspominam dlatego, że mimo wychowania się na wsi, to nie miałem pojęcia jak wygląda samiec świni. Siedząc na ogrodzeniu wybiegu, z nudów zorganizowałem sobie procę i z tej procy strzelałem kamykami, próbując trafić tego prosiaka. Trafiłem go w bardzo czułe miejsce. Co się potem działo to nie będę opisywał. Knur rozwalił ogrodzenie ja uciekłem a dyrektor gospodarstwa nie pochwalił mnie za to.

Po 2 roku szkolnym w kolejnych latach praktyki, które odbywałem, uzupełniałem swoją wiedzę teoretyczną praktycznie przy drenowaniu gruntów rolnych, regulacji rzek czy melioracji łąk. Przy regulacji potoku górskiego w miejscowości Dział, koło Dunajca, uczestniczyłem jako nastolatek w weselu góralskim. Zaproszony zostałem przez góralkę — gospodynię — u której się stołowałem. Jedyny raz wtedy byłem na autentycznym weselu góralskim. Początek tej uroczystości, to udanie się pobierających się i zaproszonych gości, do kościoła. W naszym przypadku to był szpaler kilkunastu wozów góralskich na czele z wozami drużbów. Goście weselni wszyscy trzeźwi, obowiązywał zakaz picia i tym podobne. Po ceremonii zaślubin w kościele, rozpoczęła się uroczystość weselna, rozłożono koce na placu przykościelnym i rozpoczął się poczęstunek. Jednym słowem żarcie i picie śpiewy i muzyka. Po około dwóch godzinach biesiadowania przejazd do domu weselnego. Kawalkada jak wyżej. W czasie powrotu do domu weselnego -panowie drużbowie — musieli być zaopatrzeni w napoje wyskokowe, aby wykupić się dla otwarcia bramek, prowizorycznych przeszkód stawianych na drodze przejazdu. Alkoholu starczyło na 5- 6 bramek, na odcinku około 5 km. Bramki dla których zabrakło alkoholu, taranowano zaprzęgami konnymi. Rozpoczęła się prawdziwa walka ciupagami. Po przybyciu do domu weselnego, dalsza zabawa w góralskiej stodole na klepisku. Moja obecność ograniczyła się do usadowienia się w części stodoły — sąsieku — i obserwacji. Panowie podchodzili do wybranek i śpiewając — prosili góralki do tańca. Coś wspaniałego, wybranka musiała iść tańczyć. Dla mnie jako obserwatora, było to coś nowego i radosnego, które to zdarzenie pamiętam do dziś.

W sierpniu 1963 r. — promocja na pierwszy stopień oficerski — podporucznika. Stopień oficerski dla człowieka, który pamiętał czas okupacji. Przez cały czas służby wojskowej, nigdy na myślałem o moim kraju jako o kraju zaborczym, czy nawet uczestniczącym w czymś takim jak ingerencja w suwerenność innego kraju. Niech każdy każdemu pozwala się rozwijać samodzielnie, bez odbierania mu suwerenności siłą, podstępem, głosząc hasła o demokracji czy misji.

Nigdy nie będę zwolennikiem walki o dominację w świecie. To śmierć i cierpienie narodów. ONZ jest organizacją walczącą o pokój i w swoich działaniach nie dopuszcza do przelewu krwi, do mordowania się nawzajem. Powinna działać w imię sprawiedliwości a nie być podporządkowana „MISJONARZOWI”, jest to już zauważalne. Brakuje tylko tego, aby ONZ było już paktem światowym jak NATO. Zdaję sobie sprawę co to są współczesne tzw. misje, często jest to ingerencja w suwerenność państwa i wykorzystanie jego bogactw naturalnych. Rozwój różnorodnego świata winien przebiegać ewolucyjnie a nie rewolucyjnie.

Promocja to wielkie przeżycie dla młodego człowieka. Na uroczystej promocji zabrakło moich rodziców z powodu dużych kosztów ich przyjazdu i zakwaterowania. Kolega razem ze mną promowany, wraz z rodzicami, mieszkaniec Wrocławia, zaprosił mnie do siebie na uroczysty obiad. Uroczystego obiadu u niego nie zapomnę nigdy.

4. Praca od 1963 r. do 2002 r.

Awansowany podporucznik Eugeniusz Majchrzak, w trakcie wyboru miejsca pełnienia służby wraz z przyszłą żoną zdecydowali na jednostkę wojskową w Tarnowskich Górach. Do wyboru był Inowrocław, blisko mojego Torunia lub Przemyśl. Nowy rozdział w życiu, już jako żołnierz zawodowy w służbie, w jednostce wojskowej. Nowe miasto nowe warunki pracy życia i biegnący czas.

Druga połowa 1963 roku, po ukończonych uczelniach ja i moja (Zosia ukończyła podyplomowe studia pielęgniarskie) przyszła żona, skierowani zostaliśmy do pracy. Ja do Tarnowskich Gór a Zosia do Kudowy Zdroju. Warunki mieszkaniowe różne. Ja w pokoiku na izbie chorych w jednostce wojskowej a Zosia w hotelu uzdrowiskowym. Pamiętam nowy rok 1964 i Sylwester w Kudowie w restauracji „Kosmos”. Wspaniała zabawa. Po północy przed restauracją oddałem kilka strzałów noworocznych z osobistego pistoletu tzw. TT. Głupota dwudziestotrzylatka. Na dodatek, ze względu na twardy reżim rozliczania się z amunicji, miejscowi milicjanci pomagali mi szukać łusek, niezbędnych do rozliczenia się w mojej macierzystej jednostce wojskowej. To radość i młodość oraz brak rozwagi. 8 lutego 1964 roku w urzędzie stanu cywilnego w Kudowie zawarliśmy związek małżeński.

Park Zdrojowy- Kudowa — 1964 rok

Świadkami zawarcia związku małżeńskiego byli kierownik restauracji „Kosmos” oraz koleżanka mojej żony. W miesiącu kwietniu tego samego roku, w święta Wielkanocne w Kamienicy Polskiej, miejscowości rodzinnej żony, odbył się nasz ślub wg obrządku rzymsko-katolickiego. Uczestniczyli goście oraz rodzice.

Rozpoczyna się batalia o mieszkanie i powrót mojej żony z rocznego przydziału nakazowego pracy w Kudowie Zdroju, do męża. Niełatwa to sprawa, brak mieszkań był wtedy jak i jest obecnie, w drugiej połowie 2021 roku. Wtedy nie było możliwości wynajęcia mieszkania. Nadmetraże czy wolne mieszkania rozdysponowywane były przez organa państwowe. Dzięki dowódcy pułku oraz wojewody Pana Jerzego Ziętka, wspaniałego człowieka, załatwiłem przeniesienie żony ze stażu z Kudowy Zdroju do Tarnowskich Gór i odbywania dalszego stażu w województwie śląskim. Żona w krótkim czasie, przeniosła się do Tarnowskich Gór i rozpoczęła pracę w tygodniowym żłobku w Radzionkowie. Zamieszkaliśmy razem w pokoiku, w budynku izby chorych na terenie koszar. Pewnego dnia dowódca pułku wzywa mnie do siebie i mówi: „Mam dla was obywatelu poruczniku mieszkanie w mieście — kawalerkę. Dotychczas mieszkający tam oficerowie jak się wyprowadzą, do czasu otrzymania przysługującego wam mieszkania, możecie tam zamieszkać”. Radość wielka, mamy mieszkanie na pierwszym piętrze blisko jednostki. Duży pokój, łazienka korytarzyk i bardzo mała kuchenka. Umeblowanie tego mieszkanka to druga sprawa. Warto pamiętać o dwóch fotelach wykonanych z prętów metalowych i z plastikowych przewodów ochronnych, wykonanych dla nas przez żołnierzy. Ale w miarę upływu czasu mieszkanko stawało się przytulnym gniazdkiem. Sąsiedzi to koledzy z pracy. W tym gniazdku przychodzi na świat moja córka, Ania. To rok 1964. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Naszym maleństwem po urlopie macierzyńskim zajmują się rodzice żony. Pomoc bardzo cenna. Ja w dalszym ciągu myślę o dalszej edukacji, ale już na uczelniach wojskowych — stacjonarnie. Jest taka możliwość. W 1964 r. dostaję zgodę od przełożonych na staranie się na studia w Wojskowej Akademii Technicznej. Egzamin okazał się za trudny dla mnie. Po roku staram się na Akademię Sztabu Generalnego i znowu bez powodzenia. Egzamin do Wojskowej Akademii Politycznej zdałem z pozytywnym wynikiem. Nie wyraziłem zgody na roczną pracę w aparacie partyjno-politycznym przed rozpoczęciem nauki, więc nie zostałem zakwalifikowany na pierwszy rok. Chyba po upływie roku będąc już dowódcą kompanii, ukazała się możliwość rozpoczęcia studiów w Akademii Tyłów i Transportu w Związku Radzieckim w Leningradzie — obecny Petersburg. Zostałem zakwalifikowany na pierwszy rok studiów. Kwalifikacje nie były oparte o egzamin, lecz o inne kryteria, trudne dla mnie do określenia. Dwa tygodnie przed wyjazdem do Leningradu, pełniąc służbę oficera dyżurnego, w godzinach popołudniowych, zastępca dowódcy pułku po powrocie z WARSZAWY oznajmił mi cyt. dosłownie „przykro mi, ale kolega kapitan został wykreślony z listy na studia w Leningradzie”. Było to dla mnie bardzo ciężkie przeżycie. Przez całe życie wierzę i wierzyłem w to, że opatrzność mi sprzyja więc i tu czuwa nade mną. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Wniosek końcowy jest taki, że armia nie życzy sobie, aby syn chłopa, biedak zdobył więcej niż ma. Dowódca mojego pułku, wspaniały człowiek zezwala mi na rozpoczęcie w 1978 roku nauki zaocznie, na Uniwersytecie Śląskim na Wydziale Prawa i Administracji. W 1983 r kończę studia z tytułem magistra prawa. Po ukończeniu studiów awansowałem do stopnia podpułkownika. Duma ojca — córka skończyła szkołę średnią i w roku 1983 wychodzi za mąż. Czas się nie zatrzymuje. W 1984 roku dopada mnie zawał, życie mówi dość, za dużo pracy i nauki i papierosów- trzeba przyhamować. 40 lat pogoni za wiedzą i warunkami życia to dość dużo. Armia mówi dość i musimy się pożegnać. W 1984 roku odchodzę na emeryturę początkowo na rentę. Po roku odpoczynku szukam pracy. Pracy w środowisku cywilnym. Staje się 44-letnim emerytem wojskowym w stopniu podpułkownika z tytułem magistra.

W 1971 roku urodził się syn-Szymon, córka ma 7 lat i rozpoczyna szkołę podstawową. W tym czasie przyszliśmy na czwarte z kolei mieszkanie przy ulicy Cebuli. Po kawalerce pokój z kuchnią, potem dwa pokoje z kuchnią i docelowo trzy pokoje na os. „Przyjaźń” w 1981r. Szymon początkowo idzie do żłobka, a potem do niani, wspaniałej kobiety, matki 2 dorosłych synów. Jestem tej pani bardzo wdzięczny za jej wspaniałą i troskliwą opiekę. Po skończeniu 3 lat, syn zostaje przyjęty do przedszkola po dość żmudnych staraniach. Od 1968 roku rozpoczęły się moje wyjazdy na poligony trwające w ciągu roku od kwietnia do października.

Ćwiczenia rezerwy na zalewie Chechło
Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 32.7