Początek
Świat uczynił mnie potworem
A potem dał mi pióro
Dumna
Bawiło mnie, gdy ludzie
brali moje życie
za bezproblemowe
Jednocześnie patrząc
w oczy diabłu
Pozornie niewinna
paliłam za sobą mosty
Gryzłam i raniłam
Zjadałam was na śniadanie
jak przekąskę
Zapominając, że wszystko
ma swoją cenę
Nauka
Perfekcyjne notatki
robione bez pośpiechu
Kolorowe liście
rysowane na marginesach
Linijka prostsza niż moje myślenie
Jestem dobra w nauce
ale w życiu już niekoniecznie
Poszukiwania
Kolorowe neony na ścianie w klubie
Butelka szampana za kilka groszy
Otumaniające bąbelki
Tam szukałam siebie
Z marnym efektem
Kąpiel
Różowa piana
Pastelowa woda
o temperaturze pięćdziesięciu stopni
otula moje skostniałe ciało
Daje złudzenie ciepła
które podarowałeś mi Ty
Nie boję się, że utonę
Woda mi niestraszna
Każdego dnia widzę swoje
odbicie w lustrze
Tego powinnam się bać
Pustka — powody
Zrozumiałam, że was krzywdzę
Próbowaliście mnie kontrolować
ale musiałam sama to zrobić
Pytacie dlaczego nie czuję
To jeden ze sposobów
Emocje są nieprofesjonalne
Źródło braku kontroli
widziałam właśnie w nich
Nie chcieliście mnie, gdy coś czułam
a kiedy przestałam — też mnie nie chcecie
Kontakt
Domagaliście się kontaktu ze mną
a ja nie odbierałam
Gdy ja dzwoniłam
was nie było
(potrzebuję was wszystkich
i nie potrzebuję nikogo)
Gdy cię ignoruję — nie odpuszczaj
Dostań się pod skórę
prosto do mojego serca
Zapomnienie
Pęka mi głowa
Nie mogę wstać z łóżka
Nie ruszam palcami
Piecze mnie skóra
i oczy z braku łez
Dzisiaj umrę
Nikt po mnie nie zapłacze
Nie zamknie oczu
i nie pomyśli, że mógł być dla mnie lepszy
Przynieście mi chociaż ładne kwiaty
Stwórzcie pozory pamięci
Pokuta
Ta pieprznięta — wołaliście
Echo niosło się po korytarzu
Ściskałam w dłoniach podręcznik
Żałując, że to nie nóż
Wbiłabym go w wasze tchawice
Zalalibyście się krwią
Tak jak ja zalewałam się łzami
Gdy mnie szturchaliście
Po co brudzić sobie ręce?
Przecież macie już zalepione syfem dusze
To wam wystarczy
Słabość
Włosy opięte w kok
Elegancka sukienka
Ja dzisiaj po prostu
kurwa
wymiękam
Chłód i zima
Zamknęłam oczy
Stałeś tam
Oblewało cię niebieskie światło
zimne jak twoje serce
Próbowałam rozpalić w tobie żar
Ostatnie iskierki nadziei
zamieniłeś w płatki śniegu
Nie fatyguj się po lód
Chłód, który mi podarowałeś
wszystko zmrozi
Poranek
Zegarek wybił szóstą
Ciepły, kwietniowy poranek
Miasto spało i ty spałeś
w moim łóżku
Twoja twarz
Nie wyrażała żadnych emocji
Jakby ktoś zatrzymał czas
i wczorajszy huragan
Kawa pełna goryczy
Całkiem tak, jak moje życie
Promienie słońca nie dały mi słodyczy
Ty też nie
Definicja ignorowania
Krople deszczu stukające w szybę
Spływające po parapecie
Jak słowa
wypowiedziane w moim kierunku
Pasek w szlafroku
rozwiązywany twoimi dłońmi
Nawet wtedy nic nie czułam
Chłonęłam słowa
zapisane w książkach
A chłonąć ciebie nie potrafiłam
Odszedłeś
Też bym odeszła
Ty
Czasem czytam nasze stare rozmowy
chcąc, byś robił to samo
Czasem chcę do ciebie napisać
ale wiem, że ty do mnie nie
To mnie powstrzymuje
Krztuszę się dumą
Może gdyby nie ona
To drogi byłyby nasze
Sen
Miałam dziś sen
Dezorientujący
Twoja twarz jak żywa
Męczyła mnie całą noc
Otworzyłam oczy
Zniknąłeś jak niewyraźne wspomnienie
Nasza znajomość też była niewyraźna
Ale twoja obecność wyrażała więcej niż tysiąc słów
Kawa bez cukru
Wróciłam do rzeczywistości
Gleba
W pierwszym tygodniu słuchałam
My Chemical Romance
Drętwiejąc ze smutku
Chyba byłeś jedynym źródłem ciepła w moim życiu
(choć dawałeś mi chłód)
Nie czułam się samotna
Byłeś tylko jedną osobą
(ale dla mnie wszystkimi)
Zamieniłeś się w gwiezdny pył
(a ja byłam tylko ziemią,
suchą, bez nawozu i wody)
To nie było nam pisane
Dwie pory roku
Twoja głowa na mojej piersi
Promienie słońca w twoich włosach
Stokrotki w trawie
Cień drzew
Słodkie gruszki
Herbata z kostkami losu
Piękne lato
i piękni my
Nic nie trwa wiecznie
A po słońcu przychodzi deszcz
Studzi nasz zapał
Brutalnie i bez wahania
Jesieni
nie byłam na ciebie gotowa
Na twoje odejście też
Metale nieszlachetne
Przeskakiwaliśmy przez płoty
Zdzieraliśmy kolana
i ubrania — z siebie nawzajem
Całowałeś mnie w czoło
Nazywałeś mnie złotkiem
Kiedy ja byłam
co najwyżej miedzią
Ale przewodziłam prąd
który dawał ci siłę
Przepaliłam się
Nie byłam ci dłużej potrzebna
Instalacja do wymiany
Ty wybrałeś ją
— nową…
Dotyk
Patrzyłeś na moją twarz
Moje spierzchnięte usta
Chciałeś mnie pocałować
Chciałeś musnąć mój policzek
Ale najpierw dotknąłeś mojej duszy
Pęknięcie
To, że spędzaliśmy czas w łóżku
— nie robiło na mnie wrażenia
Dotykałeś mnie z uwielbieniem
a pokochałeś z pasją
Muskania na skórze już nie czuję
Ale oddech twój
w mej duszy pozostał
Wolałabym, żebyś
nigdy nie pojawił się
w moim życiu
Nie pękłabym
Nie rozpadłabym się na kawałki
Przestanę
Kiedyś przestanę o tobie pisać
Nie będziesz kolejnym Frankiem
Igorem
Aleksem
Kacprem
Przestaniesz dla mnie istnieć
Ale teraz
Napiszę jeszcze jedną historię
Będziesz miał inne imię
Ale pozostaniesz taki sam
I tak ci to nie przeszkadza
Bo
a) nie czytasz
b) masz tysiąc twarzy — kolejna ci nie zaszkodzi
Zaszyję się
Czasem mam ochotę uciec
Wyłączyć telefon
Zniknąć z Facebooka
Wiklinowy fotel
Zielone roślinki w doniczkach
Narzuta we wzory
Kakao w kubku
jeszcze gorące
Zostanę tu na wieki
Odcięta od świata
Pomyślisz o mnie?
Zatęsknisz?
Znasz mój adres
Będę tam, gdzie nie chciałeś być
Majowe dziecko
Majowe dzieci mają szczęście
Tak mówiłeś
Chyba za słabo mnie znałeś
Bo ze szczęściem nie mam nic wspólnego
Fale
Szum morza
Sypki piasek
Niechciane wspomnienia
Wywołałeś dreszcze na moim ciele
intensywniejsze niż promienie słońca
Czekam na twój powrót
Oby był szybszy niż morska bryza
Motto
Każdego dnia otwieram oczy
I próbuję przetrwać
Walka ustaje, gdy zasypiam
Ludzie zapychają swoje głowy słowami
Dasz radę
To będzie dobry dzień
Uwierz w siebie
Zrobisz wszystko! Osiągniesz cele!
Podczas, gdy ja
Chcę tylko przetrwać ten dzień
Chcę dotrwać do wieczoru
By zasnąć i przestać myśleć
Zmiana
Byłam wulkanem emocji
A dzisiaj jestem głuchą pustką
Banał
Chciałabym, żeby moja historia nie była banalna
A właśnie taka wydaje się być
Emocjonalny trup/Notatka #1