E-book
23.63
drukowana A5
69.83
drukowana A5
Kolorowa
101.52
Zatruty biznes

Bezpłatny fragment - Zatruty biznes

Poszukiwanie alternatywy


Objętość:
408 str.
ISBN:
978-83-8273-427-0
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 69.83
drukowana A5
Kolorowa
za 101.52

Mojej córce Adriannie

z podziękowaniem za podarowane mi światło, które każdego dnia rozjaśnia mój umysł i ogrzewa serce, jest inspiracją do poszukiwania odpowiedzi na najważniejsze pytania, wskazuje mi drogę do Miłości i Wolności oraz daje siłę, dzięki której wytrwale tkam swoją tkaninę nowej przyszłości.


Podziękowania

Mojej żonie i przyjaciołom za to,

że ciągle mnie inspirują i wspierają —

w tej książce jest wiele śladów

naszych rozmów i wspólnego działania.


Jadwidze Stępień za to,

że poświęciła wiele godzin,

aby moje myśli „przetłumaczyć”

na piękny język polski.

Wstęp

Pisząc kilka lat temu o „zatrutym biznesie”, nawet nie przypuszczałem, że metaforycznie stosowane wtedy przeze mnie słowa „zatruty” i „wirus” będą kiedyś w sposób dosłowny opisywać naszą rzeczywistość — tę, w jakiej żyjemy dziś — w okresie pandemii. Koronawirus wywrócił nasz świat.


Czy te wydarzenia spowodują trwałe zmiany w życiu społecznym?


Czy zmienimy jakieś paradygmaty?


Czy zmieni to styl życia ludzi?


Czy koronawirus będzie impulsem do zasadniczych zmian w świecie XXI wieku?


Jestem bardzo ciekawy, co rzeczywiście się wydarzy i co napiszę w swoim pamiętniku za kilka lat. Dzisiaj niewiele wiemy o tym, co dzieje się teraz — a co dopiero, gdy przychodzi nam myśleć o przyszłości. Niczego nie możemy przewidzieć, nie mamy na czym oprzeć swoich prognoz. Jesteśmy zdezorientowani, zaskoczeni, zdziwieni.


Tajemnica życia jest najbardziej tajemnicza!


Jeszcze wczoraj nasza cywilizacja była „panem świata”. Wszystko kontrolowaliśmy, wszystko było poukładane, przewidywalne. Swobodnie podróżowaliśmy po całym świecie, mając pewność, że w różnych jego zakątkach są takie same sklepy, a w nich takie same produkty, znanych nam korporacji i sieci handlowych. Takie same restauracje i ta sama coca-cola nawet na wydmach Sahary.


Niewiele mogło nas zaskoczyć w tym „cywilizowanym świecie”.


Gdy chcieliśmy jakiejś tajemnicy, zaskoczenia, nowości, trzeba było wybrać się w jakąś egzotyczną podróż — do „prymitywnych krajów”, w miejsca mniej „cywilizowane”.


I gotowi byliśmy za to zapłacić duże pieniądze.


W jeden tydzień niewidoczny mikronowy wirus spowodował, że wróciły granice między państwami, loty samolotów zostały całkowicie wstrzymane i te cudowne podróże stały się niemożliwe. Nagle zostaliśmy zamknięci w domowych kwarantannach i skazani na nową rzeczywistość. Jedyne podróże, jakie mogliśmy odbywać, to „podróże w głąb siebie”.


Niespodziewanie dostaliśmy od natury cenny prezent:


CZAS!


Czas, którego wcześniej tak bardzo nam brakowało.


ZATRZYMALIŚMY SIĘ!


No i co?


Jakie mamy refleksje? Jakie wyciągamy wnioski?


Pisząc ten wstęp pod koniec maja 2020 r., nie wiedziałem, czy za parę miesięcy nie będę musiał dodawać nowego, adekwatnego do nowej rzeczywistości… Tak szybko teraz wszystko się zmienia.


W trakcie 2,5 miesięcznej kwarantanny domowej miałem czas, bo leżałem chory w łóżku, dużo myślałem o tym, jak mogę wspomóc innych w tym trudnym czasie, jak inspirować ich do poszukiwania „jasnej strony księżyca”. Znalazłem kilka możliwości i — tak jak zwykle — postanowiłem działać.

Jedną z tych możliwości była właśnie ta książka, która opisując „zatruty biznes”, wskazuje na „wirus”, który to zatrucie powoduje. Jej treść była gotowa od kilku lat, jednak przez różne całkowicie ode mnie niezależne i niesprzyjające okoliczności życiowe nie została dotąd wydana. Pomyślałem, że teraz przyszedł czas, aby ujrzała światło dzienne.


Dziś ujawnił się drugi wirus — o ciekawej nazwie: koronawirus. Ten „królewski” (bo z koroną w nazwie) wirus szybko zapanował nad całym światem. Zaczęła się pandemia. To było mocne uderzenie!


Jak biznes poradzi sobie z tym kryzysem? Ile firm zbankrutuje? Ilu ludzi straci pracę?


Jak bardzo wzrośnie bezrobocie? Ile procent PKB stracą gospodarki poszczególnych krajów?


Jak długo będzie trwał światowy kryzys gospodarczy?


Takie właśnie pytania sączą się z mediów, dręcząc i tak już bardzo wystraszone umysły. Warto zadawać sobie inne pytania i nakierować nasze umysły na konstruktywne myślenie:


• Czego nas ten kryzys uczy?

• Co możemy zrobić, aby kryzys był inspiracją do zmian?

• Jak możemy zmienić model biznesowy?

• Jakie paradygmaty chcemy zmienić?

• Jaką nową filozofię biznesową możemy wspólnie określić?

• Co zrobić, by ten kryzys wyzwolił w nas więcej kreatywności?

• W jaki sposób możemy znaleźć antidotum na „zatruty biznes”?


Niniejsza książka jest zaledwie próbą zachęty do wykonania wysiłku, by postawić dobrą diagnozę obecnej koncepcji biznesu i zdefiniować nową filozofię biznesową, adekwatną do wyzwań XXI wieku.


Dobra diagnoza jest podstawą poszukiwania kreatywnych rozwiązań. Może już wystarczy tego bazowania na przestarzałych, jeszcze dziewiętnastowiecznych ideach, koncepcjach i modelach?


Mam jeden cel:


pragnę zainspirować Was, Drodzy Czytelnicy, do szczerej, otwartej i twórczej dyskusji na temat modelu i filozofii biznesu XXI wieku.


Jestem pewien, że istnieje antidotum na „wirusa biznesu” i alternatywa dla „zatrutego biznesu”. Od wielu lat pracuję nad jej poszukiwaniem — eksperymentuję, zbieram doświadczenia, obserwuję i rozmawiam z biznesmenami. Asystuję w rozwoju wielu firm i wdrażam niektóre nowatorskie rozwiązania.


Zanim to antidotum przedstawię w kolejnej książce, jestem bardzo ciekawy Waszych, Drodzy Czytelnicy, opinii, refleksji, spostrzeżeń i doświadczeń.


Zachęcam Was do podzielenia się nimi ze mną poprzez przesłanie ich bezpośrednio na mój adres mailowy. Jak również aktywnego włączenia się do współtworzenia społeczności „Biznesu z Poziomu Serca”.


Zapraszam do tej społeczności, ludzi biznesu, którzy chcą włączyć się do opisania alternatywnej koncepcji funkcjonowania biznesu w XXI wieku, adekwatnej do nowych potrzeb cywilizacyjnych i nowych wyzwań.


Wiem, że moja inicjatywa jest tylko małą cegiełką w procesie, który już trwa. Wierzę, iż wspólnie możemy pozytywnie działać w tym kierunku i znaleźć wiele konstruktywnych rozwiązań.


Właśnie teraz mamy okazję do przewartościowania wielu kwestii — również tych związanych z modelem funkcjonowania biznesu. Jest to też okazja do wprowadzenia odważnych zmian w firmach i działania zgodnie z hasłem:


Biznes jest dla ludzi, którzy dzięki niemu realizują swoje życiowe marzenia!


Jeżeli obecna pandemia ma jakąś „jasną stronę księżyca”, to być może jest nią właśnie okazja do pozytywnych, radykalnych zmian. Może i zostaliśmy do nich zmuszeni, ale tylko od nas zależy, jakich zmian dokonamy i w jakim kierunku będą one podążać.


Biznes i ekonomia to podstawa szczęśliwego życia w aspekcie materialnym, w poczuciu bezpieczeństwa i stabilizacji oraz w realizacji podstawowych potrzeb życiowych.


Dlatego tak ważne jest, abyśmy szybko zajęli się nie tylko wychodzeniem z kryzysu ekonomicznego, ale również stworzeniem nowej koncepcji jego funkcjonowania.


Wykorzystajmy szanse do dobrych zmian!


Bądźmy proaktywni!


Nie jest za późno, ale czasu nie ma za wiele. Dostaliśmy od natury „żółtą kartkę” — czy skorzystamy z szansy na poprawę?


Czy odnajdziemy w sobie energię do działania?

Czy chcemy nowych wyników?


Rezultaty są pochodną działań, a działania pochodną sposobu myślenia. Czy jesteśmy gotowi zmienić sposób myślenia, aby osiągnąć nowe, lepsze rezultaty? Robię w tym kierunku krok — tak jak potrafię.


A co Ty, Drogi Czytelniku zamierzasz zrobić?


Pierwsza część tej książki pisana była w latach 2012—2019, czyli w okresie przed pandemią koronawirusa. Postanowiłem niczego nie zmieniać, ponieważ wiele tez i obserwacji, które zapisałem w tamtym okresie, wciąż nie straciło aktualności.


W roku 2021 — w okresie pozornego wygaszania pandemii — postanowiłem dopisać drugą część. Pandemia tak wiele zmieniła w naszym życiu! Cywilizacja lęku przystąpiła do ataku i nasiliła swoje destrukcyjne działania. To, co się teraz dzieje, ma znamiona trzeciej wojny światowej, do prowadzenia której użyto nowej masowej broni — broni biologicznej.


Broń biologiczna zabija ludzi tu i teraz. I być może będzie zabijać w zakamuflowanej formie jutro. Nie wskazuję, kto i w jakim celu jej użył. Tego po prostu nie wiem. Tak jak nie wiem, ile w tym jest obrony samej natury, a ile świadomego działania człowieka.


To, co się dzieje, to rewolucja w funkcjonowaniu przeciętnego człowieka w skali całego świata, dlatego postanowiłem się odnieść również do wydarzeń z lat 2020—2021.


Zdając sobie sprawę z mojej ograniczonej wiedzy i dostępu do prawdziwych informacji, zastrzegam, że jest to tylko mój głos i moja ocena tego, co się dzieje.


Każdy głos się liczy — zwłaszcza gdy zaczyna nam brakować czasu. Dynamika zmian bardzo przyśpieszyła, toteż tym bardziej łączmy wysiłki w poszukiwaniu alternatywy dla cywilizacji lęku.

K r z y s z t o f    K r a s

Wyznanie Biznesmena

Oto ja.


N a g i.


Stoję przed wami bez maski sukcesu.


Gdy gasną światła jupiterów, wracam swoim luksusowym samochodem do wielkiego jak pałac domu, mojej złotej celi więziennej, aby stojąc przed kryształowym lustrem, po raz kolejny spojrzeć sobie w oczy.


Nie ma w nich już blasku.


Nie promienieją już sukcesem.


Są przygaszone i smutne.


Znają prawdę.


Mój sukces jest ułudą.


Jest zatruty.


Nieprawdziwy.


Co tak naprawdę osiągnąłem?


….S a m o t n o ś ć.

CZĘŚĆ I:
Zatruty biznes — diagnoza okresu przed pandemią

Fałszywy paradygmat ekonomiczny

Nie trzeba być wielkim myślicielem, aby szybko dostrzec, że z tym światem coś jest nie tak.


Na poziomie technicznym i technologicznym nasza cywilizacja osiąga niebywałe sukcesy i oferuje wspaniałe narzędzia, które niby pomagają w życiu. Gdy jednak zajrzeć w głąb ludzkich serc, często zobaczyć można lęk, smutek, poczucie bezsensu i rozpacz.


Większość ludzi ponosi porażkę na poziomie emocjonalnym i uczuciowym — nie są ani szczęśliwi, ani spełnieni. Życie nie jest dla nich przygodą i radością, więc paradoksalnie wracają do epoki kamienia łupanego. Wtedy jedynym sensem ludzkiego życia była walka o przetrwanie.


Ale po co to robić dzisiaj?


Zmienił się świat, zmieniły się narzędzia, a nie zmieniła się tylko WALKA?

Trzeba pilnie znaleźć antidotum na wirusa walki — zanim nie jest jeszcze za późno!


Ponoć byt kształtuje świadomość? Czy aby na pewno? Co oznacza słowo „byt”? Czy oznacza „potrzeby bytowe”, czyli podstawowe potrzeby egzystencjalne, związane z przetrwaniem i podstawowym bezpieczeństwem? Jeśli tak, to jaka jest nasza świadomość po zaspokojeniu tych potrzeb? Czyżby też zaspokojona?

Odkąd Fenicjanie wymyślili pieniądze, stały się one jedynym narzędziem do zaspakajania potrzeb bytowych. Każdy musi mieć określoną minimalną kwotę pieniędzy, aby egzystować — czy to będąc najemnikiem, czy to właścicielem firmy zatrudniającym innych najemników, „robiącym biznes”.


Co to jest „biznes”?

BIZNES — przedsięwzięcie handlowe lub produkcyjne przynoszące zysk, potocznie też: firma realizująca to przedsięwzięcie.

(Według słownika języka polskiego).

Czyli bez biznesu nie ma zysku, którego miernikiem jest pieniądz. Można więc pokusić się o uproszczoną tezę, że gdyby nie było biznesu, to ludzie nie mieliby gdzie pracować i zarabiać pieniędzy na swoje podstawowe potrzeby życiowe.


Biznes jest ważnym elementem życia każdego człowieka.


I ma on fundamentalny wpływ na nasze życie. Tyle tylko, że ludzka świadomość nieustannie się rozwija. Być może zbliżamy się do punktu, w którym to…

Świadomość kształtuje byt!

Może właśnie teraz czas to odwrócić?

Może czas najwyższy rzucić światło na biznes, który nie musi zaspokajać jedynie podstawowych potrzeb bytowych?


Tyle tylko, że obecny model biznesowy nie sprosta takiemu wyzwaniu. Jest po prostu przestarzały, nieadekwatny do współczesnych wyzwań, oparty na fałszywym paradygmacie ekonomicznym.


Aktualny wciąż paradygmat ekonomiczny brzmi:

Żyjemy w świecie o ograniczonych zasobach.

Dlatego trzeba odpowiednio dzielić wśród ludzi te zasoby, bo występują one w niewystarczającej dla wszystkich ilości. Jednym z podstawowych pojęć ekonomii jest rzadkość dóbr:

Żadna ilość dóbr nie jest w stanie całkowicie zadowolić społeczeństwa, bez względu na stopień zamożności.

Dlatego każdy chce mieć więcej.


Taki stan ekonomia nazywa nieograniczonością potrzeb ludzkich. Według tego paradygmatu naprzeciw siebie stają ograniczone zasoby ziemi i nieograniczone potrzeby ludzkie.


Co pozostaje ludziom, którzy przyjmują takie założenia?

Pozostaje im tylko WALKA o te zasoby!

Walka — działanie mające na celu zdobycie, odzyskanie kogoś lub czegoś albo ścieranie się sprzecznych poglądów, interesów.

(Według słownika języka polskiego)

Refleksje czytelnika

Jak Ty rozumiesz ekonomię?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Walka czy konkurencja?

Wyjaśniam: w rankingu mojej hierarchii wartości na pierwszym miejscu jest w o l n o ś ć.


Wolność rozumiana jako swoboda mojego wyboru w każdej sytuacji, ze świadomością ponoszenia konsekwencji tych wyborów, przy jednoczesnym uszanowaniu wolności i wyborów innych ludzi.


Jestem również legalistą, tzn. moich wyborów dokonuję w ramach prawa stanowionego w kraju, w którym żyję lub działam — tak długo, jak długo to prawo nie zmusza mnie do działania wbrew moim kluczowym wartościom. Jeżeli tak się dzieje, to albo staram się wpływać na zmianę prawa, albo podejmuję decyzje inne, ze świadomością konieczności poniesienia negatywnych konsekwencji (jako mój świadomy wybór).


Uważam również, że gospodarka rynkowa oparta na konkurencji jest najlepszym, bo najbardziej naturalnym systemem gospodarczym. W naturze występuje konkurencja, bo ona jest stymulująca. Człowiek jest częścią natury i jego działania podlegają wszystkim prawom naturalnym.


Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy walką a konkurencją.

WALKA niszczy, degraduje, dewastuje. W walce zawsze jest wygrany i przegrany na zasadzie gry o sumie stałej.


Gra o sumie stałej gra, w której zysk jednego gracza oznacza stratę drugiego. Szczególny jej przypadek to gra o sumie zerowej.

(źródło: internet, Wikipedia).


KONKURENCJA inspiruje do rozwoju, jest twórcza i kreatywna, buduje i zachęca do pozytywnych zmian. Lepszy konkurent wskazuje mi drogę i obszary do poprawy, stymuluje mnie do większego wysiłku. Konkurencja może przynieść zysk i wygranemu, i przegranemu.

Dzięki zdrowej konkurencji świat się ciągle rozwija i udoskonala. Rzecz w tym, aby to była właśnie ta „zdrowa konkurencja”, czyli oparta na pewnych jednolitych zasadach, które dotyczą wszystkich „graczy”. I wszyscy tych zasad się trzymają.


Walka wychodzi z przestrzeni lęku. Konkurencja jest inspiracją do rozwoju, czyli pochodną


M i ł o ś c i.


Nie boję się używać słowa „miłość” jako emanacji dobra. Z miłości tworzą się pozytywne emocje i uczucia, takie jak: współczucie, radość, zachwyt, życzliwość itp. Z lęku pochodzi gniew, zazdrość, chciwość, żal, poczucie winy, agresja itp. Jestem pewien, że ludzkość nie jest skazana na walkę, bo mamy


Ś w i a d o m o ś ć.


Nie działamy tak jak zwierzęta: bodziec »reakcja. U człowieka, pomiędzy bodźcem a reakcją, jest świadome myślenie.


Jako ludzie mamy też sumienie, które podpowiada nam, co jest naturalnie dobre a co złe. I mamy wolność wyboru w podejmowaniu decyzji. Dlatego jestem za gospodarką rynkową i konkurencją, a walki nie uznaję za właściwy sposób funkcjonowania ludzkości.


W tej książce pragnę jasno pokazać szkodliwość idei walki i „dzikiej rywalizacji” na prawie każdym polu działalności człowieka: w biznesie, pracy, kulturze, sporcie i edukacji. Jest to kwestia naszego wyboru, mamy na to wpływ i możemy wybrać ideę konkurencji, jeżeli potrzebujemy stymulacji.


Najbardziej zachęcam do wybrania idei współpracy, która — śmiem twierdzić — jest dla ludzi najbardziej efektywna.


Refleksje czytelnika

Co myślisz na temat walki, rywalizacji i konkurencji?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Budowa kapitalizmu w Polsce

Realizując się od ponad 30 lat jako trener biznesu i doradca wielu firm, miałem możliwość przyjrzenia się różnym zjawiskom występującym w polskich firmach. Te lata to właśnie czas wprowadzania w Polsce — praktycznie od podstaw — modelu gospodarki rynkowej.


W latach 90. zachłysnęliśmy się możliwością budowy kapitalizmu, który był dla nas synonimem dobrobytu. Chcieliśmy szybko dorównać zachodowi i żyć w takim komforcie, jak tamte społeczeństwa. Rozłożyliśmy swoje łóżka polowe, otworzyliśmy swoje „szczęki” i zaczęliśmy handlować, walczyć o klienta i rywalizować z konkurencją.


Wydawało się to takie naturalne i dobre, ale przede wszystkim takie oczywiste w kontekście poznawanych w praktyce reguł „niewidzialnej ręki rynku” gospodarki rynkowej. Na tym właśnie fundamencie powstawały polskie firmy, które z biegiem lat przejęły wiele koncepcji i modeli funkcjonowania z tego tak podziwianego zachodu.


Polskie firmy zaczęły rywalizować nie tylko pomiędzy sobą, ale coraz śmielej wchodząc na rynki zagraniczne, rozpoczęły walkę o klientów z firmami i korporacjami innych państw. Aby temu sprostać, właściciele polskich firm otworzyli się na płynącą szerokim nurtem zza zachodniej granicy i zza oceanu nowoczesną wiedzę i koncepcję funkcjonowania przedsiębiorstw.


Ja sam też byłem małym trybikiem w tym mechanizmie edukacji biznesowej, zostawszy na początku lat 90. trenerem międzynarodowego koncernu szkoleniowego, który jako pierwszy wszedł na rynek polski z nowoczesnymi treningami, jakich ówczesne polskie firmy jeszcze nie znały.


Szerzyliśmy w Polsce wiedzę z zakresu marketingu, zarządzania, handlu i ekonomii. Budowaliśmy odpowiednie struktury firm, wdrażaliśmy określone strategie działania. Wszystko było takie świeże, takie nowoczesne, ciekawe i skuteczne. Nowa wiedza dawała przewagę konkurencyjną w walce o klienta.


Jeśli przyjrzeć się obecnym polskim firmom, to widać, że po ponad 30 latach, jakie minęły od początku polskiej transformacji i budowania kapitalizmu, niewiele różnią się one od firm zagranicznych, a czasami je przewyższają.


Polscy właściciele i menedżerowie — często z większą pasją, determinacją i zaangażowaniem — wdrażają różne ciekawe strategie działania i modele funkcjonowania firmy. Mogę zaryzykować tezę, że pod tym względem dogoniliśmy zachód.


Miałem możliwość obserwowania wielu polskich firm, które zaczynały swoją działalność jako kilkuosobowe, rodzinne firmy, a dzisiaj są poważnymi graczami na rynkach światowych.


Niewątpliwy sukces!


Refleksje czytelnika

Co myślisz o rozwoju kapitalizmu w Polsce?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Toksyczny sukces

Jeżeli jednak wziąć pod lupę ten sukces, to ma on również swoją ciemną stronę. Razem z transferem nowoczesnej wiedzy potajemnie dotarł do nas groźny wirus, który zatruwa większość firm.


Co mam na myśli?


Wielką cenę, jaką niejednokrotnie płacą polskie przedsiębiorstwa w drodze do dynamicznego rozwoju i sukcesu. Tą ceną jest toksyczność sukcesu.

Słowo „toksyczny” oznacza: trujący, wywołany przez toksyny, wywierający negatywny, destrukcyjny wpływ na czyjąś psychikę.

Zagadnienie to świetnie opisane jest w książce pt. Toksyczny sukces Paula Pearsalla.


W opisie tej książki możemy przeczytać:

„Toksyczny sukces to zjawisko, które dotyka dziś niemal wszystkich. Taki „sukces”, nawet jeśli niesie ze sobą wzrost zamożności i rozwój kariery, sprawia jednocześnie, że zarówno ty, jak i osoby mieszkające i pracujące z tobą, czujecie się przytłoczeni życiem, ignorowani i nieobecni duchem, a ponadto macie wrażenie, że brakuje wam czasu na wspólne cieszenie się prostymi, lecz ważnymi przyjemnościami życia”.


Fakt, że miliony są dotknięte tą samą patologią, nie sprawia, że ci ludzie są zdrowi psychicznie.

Erich Fromm

Sukces rozumiany jako zdobycie dużej ilości pieniędzy, osiągnięcie sławy, bycie osobą rozpoznawalną, kupowanie drogich rzeczy i nadążanie za nowymi trendami lub modami stał się dla wielu ludzi przekleństwem.


W efekcie często przynosi on rozczarowanie i samotną rozpacz, zarówno osobom, które go doświadczają, jak i najbliższym. Powstał nawet nowy termin: syndrom toksycznego sukcesu…


Jego oznakami są:


• chroniczne poczucie niedosytu,

• zwątpienie,

• rozczarowanie,

• brak poczucia więzi,

• częste depresje.


Cechy syndromu toksycznego sukcesu:


• zaabsorbowanie własną osobą,

• poddawanie się naciskom,

• wzloty i upadki oraz „obecności

i nieobecności”,

• chroniczny cynizm,

• zrzędliwość,

• poczucie, że nie ma się chwili spokoju,

• wielozadaniowość,

• izolacja psychiczna,

• wyczerpanie,

• czas walutą,

• wyzyskiwanie związku,

• zanik życia duchowego,

• niepohamowana chęć władzy,

• obsesja na punkcie samodoskonalenia

i dbałości o zdrowie,

• choroby będące skutkiem napięć.


Warto sprawdzić, czy czasami któreś z tych cech nie dotyczą twojego życia, Drogi Czytelniku?


Toksyczny sukces bierze się nie tyle z braku świadomości, ile z postrzegania zbyt wielu rzeczy, by wyszło to nam na dobre. Bardzo ciekawe jest rozróżnienie dokonane przez autora tej książki pomiędzy postrzeganiem a uwagą:

„Postrzeganie poprzedza uwagę. Utrzymywanie zdolności postrzegania nie wymaga od nas wysiłku, gdyż przez cały dzień robią to za nas nasze zmysły. Natomiast funkcją uwagi nie jest postrzeganie, tylko filtrowanie napływających informacji. Uwaga wybiera z nich te, które dopuścimy do stania się częścią naszej świadomości, w tym także informacje napływające od „innego mózgu” — naszego serca.”

Zagadnienie „mózgu Serca” jest bardzo ciekawe i rozwinę je w książce „Biznes z Poziomu Serca”.

„Poprzez zmysły odbieramy i gromadzimy ogromną liczbę informacji. W naszym przeładowanym informacjami świecie jest ona nie do zniesienia przytłaczająca, a uwaga jest ostatnią linią obrony przed infolękiem charakterystycznym dla syndromu toksycznego sukcesu. Dzięki panowaniu nad własną uwagą decydujemy, które informacje będą miały znaczenie w naszym życiu i o czym będziemy myśleli.” — czytamy dalej w tej ciekawej książce.

INFOLĘK związany jest z zalewem informacji współzawodniczących o naszą uwagę.


Internet podwaja swoją zawartość co sto dni. Zalew informacji stymuluje koszty sukcesu i wprowadza nas stan ciągłego zdenerwowania. Rezultatem są zaburzenia uwagi. Dlatego należy ją mądrze i ostrożnie ulokować, a także strzec, jak najcenniejszego skarbu.


UWAGA konsumenta stała się obiektem zainteresowania każdego, kto chce cokolwiek sprzedać. Bardzo często oddajemy ją za darmo i bezwiednie, a poprzez to ulegamy propagandzie.

Refleksje czytelnika

Jak oceniasz swój własny sukces?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Samotność prezesa

Czasami bywa tak:


Gdy zgaszone zostają jupitery świateł po zamknięciu kolejnej Gali Laureatów plebiscytu na najlepsze przedsiębiorstwo w Polsce, gdy po otrzymaniu tej upragnionej statuetki i udzieleniu wywiadów do mediów, właściciel zwycięskiej firmy wraca do domu i pada zmęczony na kanapę…


Nie jest szczęśliwy.

Jest bardzo samotny,

bije się z własnymi myślami:


Po co to wszystko?

Co mi to daje?

Jaką cenę płacę za ten sukces?


To właśnie

S A M O T N O Ś Ć Prezesa


Tyle wysiłku, poświęcenia, pracy od rana do nocy, tyle działań. Narad, koncepcji, tyle wzlotów i upadków! Jest upragniony, wyśniony sukces i…


Nieustanne poczucie samotności, wypalenia, bezradności i smutku zamiast… radości.


Gdzie jest moja rodzina?

Gdzie się podziały moje pasje i zainteresowania?

Gdzie się podziała moja spontaniczność i luz?

Gdzie jest moje poczucie sensu i spełnienia?

Gdzie w tym wszystkim jestem ja?

Gdzie doprowadziła mnie ta nieustanna walka

i rywalizacja?

Gdzie są moje prawdziwe, szczere relacje z innymi

ludźmi?

Gdzie się podziali „ci wszyscy moi przyjaciele”?

Gdzie są te wartości, w które zawsze wierzyłem?

Gdzie moja wrażliwość i współczucie?

Gdzie mój czas na spokojne smakowanie życia?


Gdzie?

Gdzie?

Gdzie?


D l a c z e g o?


Dlaczego nie cieszą mnie te luksusowe samochody,

którymi jeżdżę,

te wyśnione urlopy

w pięciogwiazdkowych hotelach,

te bankiety?


Czy naprawdę osiągnąłem sukces?

Wirus walki

Podobne pytania dręczą wielu prezesów, szefów firm, menedżerów — ludzi sukcesu.


Zadają je sobie w samotności — bo niby z kim mieliby o tym rozmawiać, przed kim się wygadać, kogo prosić o rady? Osiągnęli model sukcesu narzucony przez współczesną cywilizację, który w praktyce wydaje się być prosty: trzeba zdobyć pieniądze, sławę i władzę.


Stworzenie dochodowej firmy wydaje się najprostszą drogą do uzyskania tych atrybutów. A gdy sukces staje się faktem, okazuje się, że ma on gorzki smak…


jest z a t r u t y!


Tym zatruwającym wirusem jest…


w a l k a!


Świat biznesu uwierzył, że trzeba walczyć, aby odnieść sukces.

W cokolwiek wierzysz, staje się twoim przeznaczeniem.

Przeznaczeniem biznesmena stała się codzienna walka. Zobaczmy, jak wiele ze słów, których na co dzień używamy w biznesie, pochodzi ze słownika wojennego:


• walka o klienta,

• strategia, taktyka, działania operacyjne,

• podbijanie nowych rynków,

• walka cenowa,

• „wyróżnij się, albo giń”,

• „wykończyć konkurencję” itp.


Czasami wirus ma łagodniejsze oblicze: walka przeobraża się w rywalizację. Rywal lepiej brzmi niż wróg! Czy zauważyliście, że w słowie rywal jest końcówka:.. wal?!


Ciekawe, prawda?


W słowie walka również jest wal.. tyle tylko, że występuje ono na początku. Potocznie używane słowo wal oznacza: bij! Słyszeliście takie powiedzenie: bij-zabij!


W walce biznesowej zawsze chodzi jednak o to samo: trzeba być szybszym, lepszym, sprytniejszym od wroga — czyli innej firmy. Chodzi o wywalczenie większej uwagi u klienta i zdobycie większej ilości jego zasobów finansowych.


Owszem, czasami trzeba z kimś współpracować, ale tylko taktycznie: łącząc się w grupy zakupowe albo producenckie, tworząc alianse strategiczne. Robi się to tylko po to, aby lepiej walczyć z innymi większymi korporacjami.

Duży może więcej.

W istocie walka jest głównym napędem wielu firm i często motywacją czysto podświadomą. Aby wygrywać, trzeba walczyć różnymi metodami, coraz bardziej odległymi od prawdy i uczciwości.


Reklama już dawno przestała być nośnikiem rzetelnych informacji i uczciwej zachęty. Marketing ustąpił miejsca PR-owi, którego głównym celem zaczyna być koloryzowanie, wyolbrzymianie lub wręcz „ściemnianie” — wytwarzanie iluzji z wykorzystaniem świata wirtualnego.

Zaczyna to być bardzo groźne!

Wirus walki zaczął też infekować to, co wewnątrz firmy: walka trwa również pomiędzy pracownikami, działami, grupami interesów, związkami zawodowymi, menedżerami.


Działy HR pod płaszczykiem szczytnych haseł tworzą w istocie wyrafinowane systemy wewnętrznej rywalizacji. Wymyślają „sprytne” systemy wynagrodzeń, ścieżki karier promujące tych najlepszych.


W rzeczywistości mechanizmy te tworzą słynny już „wyścig szczurów”. Systemy targetów i planów sprzedażowych oparte są często na ciągłym podnoszeniu poprzeczki, aż do wystąpienia „syndromu wypalenia zawodowego”.


Czy zauważasz, Drogi Czytelniku, te zjawiska?


Refleksje czytelnika

Co możesz zrobić aby uniknąć walki w swojej firmie i życiu?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Twarde reguły gry biznesowej

Wirus walki rozprzestrzenia się w niezwykłym tempie. Dlaczego? Bo biznesmeni uważają, że nie mają innego wyjścia. Najczęściej słyszę w odpowiedzi na to pytanie, zwane „królewskim”:

„bo takie są realia biznesowe”.

Oczywiście nie wszystkie zespoły HR czy PR działają tak, jak to opisałem wyżej. Jest to uproszczenie, którego używam, aby pokazać coraz powszechniejsze zjawisko. Do biznesu przeszła też zasada polityków: „dziel i rządź”. W ten sposób w wielu firmach powstały podziały poziome i pionowe.


Zaobserwowałem, że wirus walki rozprzestrzenia się w niezwykłym tempie. Gdy w trakcie otwartej i szczerej rozmowy udaje mi się zadać jakiemuś prezesowi pytanie, dlaczego toleruje, a czasem wręcz osobiście kreuje takie zjawiska, w odpowiedzi najczęściej słyszę jak mantrę:

„Nie mam innego wyjścia, takie są realia biznesowe, takie są zasady i reguły tej gry”.

Oto powód, dlaczego wielu właścicieli, prezesów firm zgadza się na świadome stosowanie takiego modelu biznesu, wiedząc lub choćby przeczuwając, że nie służy on człowiekowi.


Warto może zadać proste pytania:


• Dlaczego w firmie stosowane są mechanizmy walki?

• Dlaczego podsyca się w firmie niezdrową rywalizację?


• Dlaczego wykorzystuje się innych ludzi do manipulowania, aby odnieść sukces, który na końcu okazuje się toksyczny dla firmy i dla samego twórcy tego biznesu?


Bo gdy zwycięzcy wygrywają dzięki wyzyskowi lub oszustwie innych ludzi, w efekcie na końcu zawsze przegrywają siebie i swoje życie. Wiedza ta przychodzi często zbyt późno.


Wierzę, że większość ludzi jest z natury dobra. Często jednak determinizm środowiskowy, czyli otoczenie, powoduje zmiany zachowania i postaw wielu ludzi. Poddają się oni bezrefleksyjnie systemowi, który wymusza na nich określone działania.


Gdy reguły biznesu są twarde i bezwzględne, to i ludzie tacy się stają, a prezes twardo grający w daną grę tylko utwierdza się w tym, że tak musi być. Gdyby jednak zajrzeć głęboko w jego serce i móc odkryć jego marzenia o idealnym pracowniku, to co moglibyśmy dostrzec?

Refleksje czytelnika

Jakie uznajesz reguły gry biznesowej i życiowej?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Idealny pracownik — idealny szef

Większość pracodawców marzy o pracowniku:


uczciwym,

• zaangażowanym,

• odpowiedzialnym,

• kreatywnym,

• lojalnym,

• wykazującym się inicjatywą,

• wkładającym w swoją pracę całe serce.


Czy nie o takim pracowniku marzysz i Ty, Drogi Czytelniku?


Gdy z kolei pytam pracowników, jakie cechy powinien mieć idealny szef (właściciel, prezes, dyrektor itp.), to zawsze słyszy się, że powinien być:


uczciwy,

• szanujący ludzi,

• wspierający,

• sprawiedliwie dzielący się sukcesem i zyskiem,

• lojalny wobec pracowników,

• prawdomówny,

• wyrozumiały,

• entuzjastyczny,

• wkładający w pracę serce.


Czy to nie jest ciekawe?


Czy widzisz jak jest wiele podobieństw pomiędzy tymi dwiema listami?

Czy nie brzmią one podobnie??


A czy te dwa modele mają cokolwiek wspólnego z modelem człowieka walczącego? Nic podobnego! One opisują, kim jest dobry człowiek. Tak po prostu. Oba te opisy dotykają podobnych wartości.


Gdy w codziennej pracy jedni i drudzy narzekają na siebie i nie ufają sobie (co powoduje ową walkę), to w samotności marzą o tym samym.


Czyż to nie jest ciekawy paradoks?

Jedni udają, że pracują, drudzy udają, że płacą.

Dlaczego tak się dzieje? Przecież pozornie obie strony mają rację. I gdy słucham tych „stron” oddzielnie, to dobrze je rozumiem. Jednak rozumiem nie oznacza zgadzam się!


W ramach naszego autorskiego projektu wprowadziliśmy usługi w pakiecie nazwanym „ZDROWA FIRMA”. Chodzi o „zdrowie” firmy w sensie biznesowym: zdrowe finanse, zdrowe relacje, zdrowe zarządzanie, zdrowy marketing itp.


Jedną z nich jest Grupowe Diagnozowanie Problemów i Wyzwań, polegające na wspólnej pracy wg pewnej procedury, realizowanej w zespole przedstawicieli różnych szczebli zarządzania, grup pracowniczych lub menedżerskich.


Prosimy o wypisanie głównych trudności/wyzwań, „wąskich gardeł”, przeszkód w codziennej pracy firmy. Zadanie ma charakter otwarty, czyli uczestnicy mogą pisać, co tylko chcą, obojętnie z jakiego obszaru i w dowolnym stopniu szczegółowości.


Analizując raporty z ostatnich kilkunastu lat, zauważyliśmy coś ciekawego: jest grupa problemów, które występują prawie we wszystkich badanych firmach. Mogliśmy dzięki temu stworzyć listę występujących w firmach „grzechów głównych”.

Refleksje czytelnika

Jakie cechy powinien mieć Twój idealny pracownik, szef?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Grzechy główne występujące w wielu firmach

Oto grzech największy i pierworodny:

BRAK ZAUFANIA

Konsekwencją tego są grzechy kolejne:


słaby przepływ informacji i zła komunikacja

międzyludzka,

• brak wystarczającego zaangażowania,

• słaba organizacja pracy,

• nieodpowiedni system motywacyjny,

• unikanie odpowiedzialności,

• brak inicjatywy.


Pozostałe „grzechy” to:


zarządzanie oparte na lęku i karach,

• wyzysk finansowy pracowników,

• mechanizmy nieetycznej rywalizacji.


Gdy kadra zarządzająca najwyższego szczebla widzi takie problemy, ma ogromną pokusę, aby zwiększyć kontrolę, „mocniej chwycić ludzi”, stosować „twarde zarządzanie”. Na taką reakcję kadry, pracownicy odpowiadają „pracą na pół-gwizdka”. W rezultacie efekty są jeszcze mniejsze, a kadra wówczas mówi:

„a nie mówiliśmy, trzeba jeszcze przykręcić śrubę”.

Czy widzisz bezsens takiego działania? Czy widzisz tę „spiralę bankructwa”? Te zależności są proste i oczywiste! Na początku tego łańcucha jest brak zaufania.


Co powoduje ten brak zaufania?


Tych czynników jest wiele, jednak kluczowe są tu założenia właściciela i kadry menedżerskiej przyjmowane w stosunku do ludzi oraz przyjęcie modelu twardego zarządzania.


Co buduje zaufanie?


Zgodność czynów ze słowami.


Najpierw wypowiadamy słowa, potem realizujemy czyny, które je potwierdzają lub nie. Jeżeli w firmie istnieje kultura zarządzania oparta na tej zasadzie — poziom zaufania rośnie. Jeżeli jest odwrotnie — zaufania nie ma.


Rzetelność ocen.


Ludzie tego bardzo oczekują. Chcą mieć pewność, że niezależnie od tego, co się wydarzy, pracownik może liczyć na sprawiedliwą i rzetelną ocenę oraz wsparcie od szefa.


Poczucie bycia członkiem dobrego zespołu.


Praca zespołowa jest warunkiem osiągnięcia Efektu Synergii. Bardzo łatwo powiedzieć to w jakiejś „płomiennej mowie motywacyjnej”, trudniej zaś zrealizować w praktyce. Gdy ludzie mają poczucie bycia członkiem prawdziwie współpracującej drużyny, w której naprawdę funkcjonuje zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, to „przenoszenie gór” jest możliwe, a zaufanie rośnie. Ważna jest też kultura uczenia się poprzez popełnianie błędów.

Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi.


Nie ten jest głupi, kto popełnia błąd, lecz ten, kto popełnia ten sam błąd dwa razy.

Te proste zasady są podstawą kultury bazującej na zaufaniu. Jeżeli pracownicy wiedzą, że mogą popełniać błędy i nie będą z tego powodu źle oceniani, „opieprzani” lub karani finansowo, to ich zaangażowanie w pracę bardzo rośnie, wykazują się inicjatywą, pomysłami i są zdolni do eksperymentów.


Wykazują się innowacyjnością, bo ufają, że w przypadku popełnienia błędów, nikt ich nie zwolni z pracy. Może nawet otrzymają pochwałę za chęć poszukiwania lepszego rozwiązania, innej formy działania lub zupełnie nowego rozwiązania.


Pracownik zaangażowany, kreatywny ma prawo popełniać błędy wynikające z wchodzenia na nieznane pola, eksperymentowania i próbowania czegoś nowego. Nie można oczekiwać od pracowników tych cech, a jednocześnie karać za drobne błędy, najczęściej przez nich niezawinione.


Serdeczna pochwała i empatyczna krytyka.


Naukowcy zajmujący się zagadnieniem motywacji coraz głośniej mówią, że motywacja pozytywna jest o wiele skuteczniejsza od negatywnej. Potwierdzam to jako praktyk. Serdeczna pochwała bardzo różni się od pochwały intelektualnej — socjotechnicznej. Ludzie natychmiast wyczuwają taką wytresowaną socjotechniczną zagrywkę.


Uczciwe dzielenie się sukcesem finansowym.


Uczciwe dzielenie się z pracownikami sukcesem finansowym jest podstawowym warunkiem budowania zaufania i zapewnia bezpieczeństwo oraz prawdziwy, trwały rozwój firmy. Pracownik chce mieć pewność, że w miarę rozwoju firmy i osiąganych zysków będzie miał również pod kątem finansowym swój udział w tym sukcesie.


Dlaczego te proste zasady nie są stosowane w tak wielu firmach? Odpowiedź kryje się w jednym słowie: lęk!

Wirus walki żywi się lękiem.

Nawet jeżeli prezes chciałby więcej płacić swoim pracownikom, faktycznie w nich inwestować, to nie robi tego, bo się boi. Boi się, że straci te pieniądze. Nie mając zaufania do ludzi, myśli, że i tak tego nie docenią i ciągle będą chcieć więcej i więcej.


Bo co będzie, gdy taki dobrze opłacany i wyszkolony za firmowe pieniądze pracownik odejdzie do konkurencji? Albo założy własną firmę i stanie się nowym konkurentem? Łatwiej i bezpieczniej jest inwestować w rozwój firmy pod kątem nowych technologii, maszyn, nieruchomości itp. To są inwestycje trwałe.

W walce nie ma sentymentów!

Czasem w tej walce są „straty w ludziach”, ale przecież one muszą być — prawda? Nie można „wymiękać”. Rozpoznajesz te popularne hasła? One tak łatwo wnikają do naszego umysłu!


Niektóre firmy odniosły sukces, tylko dzięki „oszczędzaniu na ludziach”, nazywanych zasobami ludzkimi. To takie same zasoby jak finanse, urządzenia, maszyny, towary. W każdej chwili można je wymienić na nowszy, lepszy model.


Tak osiągnięty sukces nazywam fałszywym sukcesem. Ten sukces nigdy nie daje tego, co sukces prawdziwy. Czy naprawdę nie ma alternatywy? Czy nie ma innego wyboru?

Refleksje czytelnika

Które z grzechów popełnianych w firmach dotyczą Twojej organizacji?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


W poszukiwaniu alternatywy

Zdaje się, że większość świata biznesu uznaje, że alternatywy nie ma i nie można naiwnie myśleć o jakiejś innej koncepcji.

Trzeba grać tak, jak przeciwnik pozwala.

Jeżeli reguły gry są nieczyste — trzeba grać nieczysto. Nie ma się na to wpływu. Kto nie maszeruje, ten ginie. Słyszysz jak Tobą manipuluję! Co Ci szepczę do ucha? Wierzysz w to?

Nie ma sensu kopać się z koniem — koń jaki jest każdy widzi. Nie próbuj płynąć po prąd — rzeki kijem nie zawrócisz. Nie marnuj energii na poszukiwania jakiejś utopijnej alternatywy, bo ona nie istnieje.

Brzmi znajomo?

Kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą.

Czy na pewno są to Twoje prawdy? Na takie prawdy ja się nie zgadzam. Można myśleć i działać inaczej.

Oj ty naiwniaku!

Jesteś niepoprawnym idealistą!

Na co ty się porywasz?

Co ty możesz?

Tyle razy to słyszałem. Szczególnie od momentu, gdy odważyłem się użyć nazwy „Biznes z Poziomu Serca”. Czym w istocie są takie komentarze i rady?


To są mordercy, bo zabijają chęć poszukiwania, odkrywania czegoś nowego, innego. Zabijają entuzjazm i zaangażowanie. Zabijają wiarę i nadzieję. Być może dlatego tak długo powstawała ta książka — podświadomie bałem się krytyki, ironii, obśmiewania…


W mojej głowie ciągle brzmiały pytania:


Czy można inaczej?

Czy istnieje realna a l t e r n a t y w a dla zatrutego biznesu?


Jego podstępność polega na tym, że wierzymy w brak wyboru, brak alternatywy. Co wówczas pozostaje? Brnąć w rozgrywanie tej gry. Efektem tego jest często brak radości życia, ciągła gonitwa za iluzorycznym sukcesem, kłopoty zdrowotne, brak czasu na to, co w życiu jest najważniejsze, np. rodzina.


Najgorszą jednak konsekwencją zatrutego biznesu może być SAMOTNOŚĆ.


Jak to jest: czy człowiek ma służyć biznesowi, czy biznes ma służyć człowiekowi? W wielu firmach po pewnym czasie rozwój czy ekspansja staje się sztuką dla sztuki. Czy to ma sens?

Ach, co tam, przecież szkoda czasu na takie filozoficzne rozważania! — często słyszę takie słowa.

Gdzie jest czas na radosne życie?! Na spełnienie się w kochającej rodzinie, na zwykłe smakowanie życia?


Niestety, częściej widzę ciągłą walkę, gonitwę, działanie pod presją i w stresie — a w efekcie choroby i depresje. Tak mi szkoda tych ludzi! Wszystkich!

Tak mi szkoda siebie, gdy czasami wpadam w takie pułapki i przesadzam w tym „rozwoju swojego biznesu”. Najgorsze jest to, że ludzie sami gotują sobie ten los. Tylko dlatego, że utożsamiają się z ideą ograniczoności zasobów i wynikającej z niej potrzeby walki. Tacy ludzie czują, że coś jest nie tak, nie widzą jednak alternatywy. Dlatego tkwią w tym jedynym znanym sobie modelu biznesu — w biznesie z poziomu lęku.


Co ciekawe, zdaje się, że powstał też dziwny osobny twór żyjący w swoim bycie, zupełnie oderwanym od istoty ludzkiego życia. Samodzielny stwór — jak hydra wyhodowana na ludzkiej piersi.

Refleksje czytelnika

Jaką widzisz alternatywę dla „zatrutego” biznesu lub życia?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Dziwny stwór — firma

Dziwny stwór noszący nazwę „firma” rozwija się tak, jakby ów rozwój był celem samym w sobie. W takiej firmie — o zgrozo! — nie ma za wiele miejsca dla człowieka. Nie jest on już podmiotem, tylko przedmiotem działania. Ludzie są gorsi od maszyn, automatów. Mają swoje humory, gorsze dni, często chorują, ulegają negatywnym emocjom.


Taka firma karmi się tylko ludźmi, wykorzystując ich w maksymalnym stopniu. A jak już pracujących w niej ludzi wyciśnie jak cytrynę, pozbywa się ich bez sentymentów i zastępuje nowymi, młodymi ludźmi, posiadającymi jeszcze energię i entuzjazm. Można ich tanio kupić i eksploatować.


Na końcu ten potwór zjada swojego stwórcę — założyciela firmy, który włożył w jej rozwój całe swoje życie. On też się zużył i firma pozbędzie się go bez skrupułów. Nowi właściciele firmy w najlepszym przypadku wypłacą mu jakieś pieniądze — pod warunkiem, że on zmieni swoje miejsce samorealizacji i na stałe opuści to swoje „dziecko”.


Trochę na zasadzie:

zrobiłeś swoje, to możesz odejść.

Nie ma sentymentów — takie jest brutalne życie w biznesie. Nie znacie dnia ani godziny: tu jest Twój karton i masz godzinę, aby opuścić firmę! Zapewne znacie tę zasadę stosowaną w wielkich korporacjach, która występuje  (niestety) również w mniejszych firmach.


Firma — DZIWNY STWÓR!


Taka niby sztuczna inteligencja, która zaczyna być „mądrzejsza”, a raczej sprytniejsza od swojego twórcy. Szybko przejęła nad nim władzę, a poprzez niego władzę nad wszystkimi pracownikami. Ma na swoich usługach potężnego służącego — zysk, który stał się potworem.

Zysk stał się władcą świata!

Bo jest celem samym w sobie i już dawno przestał być środkiem do realizacji pożytecznych celów. I to już nawet nie jest ukryte, nie jest tajemnicą. Ci, którzy pociągają za sznureczki, są coraz bardziej pewni siebie i już się z tym nie kryją, bo im się wydaje, że kontrolują wszystko. Mają w swoich rękach „bożka” — pieniądze, a poprzez to narzędzia manipulacyjne, propagandowe i kontrolne, z aparatem sądowym na czele.

Wróciła PROPAGANDA na skalę niewyobrażalną!

Stosuje się każdy sposób, plan, czy metodę, dzięki której ma się wpływ na ludzi, a oni pozostają nieświadomi zarówno samego wpływu, jak i jego źródła.


Znam wielu prezesów, którzy działają etycznie i nie ulegają presji systemu. To jest możliwe. Trzeba ich więcej. Oni pokazują, że można inaczej. Nie jestem przeciwnikiem wysokich zarobków dla inteligentnych, wykształconych menedżerów, którzy mają kompetencje do uczciwego zarządzania ludźmi. Ważne jednak jest, jaką oni reprezentują filozofię zarządzania.

Czas najwyższy na zmianę — ZMIANĘ ŚWIADOMOŚCI!

Czy jest możliwa realna alternatywa dla zatrutego biznesu?


Realna alternatywa oznacza możliwość zastosowania jej przez każdą firmę. Nie chodzi tu jedynie o filozofię czy koncepcję czysto teoretyczną, ale o praktyczny model z konkretnymi narzędziami, możliwymi do zastosowania w rzeczywistości.


Gdy wiele lat temu zacząłem poszukiwać takiego modelu, najpierw zadałem sobie pytania: na czym polega prawdziwy sukces w biznesie? Co jest jego miernikiem? Czy jest to duży zysk, czy może staż funkcjonowania na rynku? A może zakres geograficzny (globalne działanie) lub wielkość firmy? Odpowiedź wcale nie jest prosta. A może…

Prawdziwy sukces firmy to poziom osobistego szczęścia ludzi w niej pracujących!

Ilu z zatrudnionych w firmie ludzi z radością wstaje rano i idzie do pracy? Do pracy, którą lubią, w której są szanowani, mają szansę na swój rozwój, na zarabianie godziwych pieniędzy — nie tylko na zaspokajanie potrzeb podstawowych, ale również tych wyższego rzędu: przynależności, uznania i samorealizacji.


Moje poszukiwania doprowadziły mnie do koncepcji i modeli biznesowych opisanych przez prof. Kazimierza Perechudę z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu:


Przedsiębiorstwo Inteligentne,

• Organizacja Fraktalna,

• Organizacja Ucząca się,

• Firma typu Kameleon.


Zafascynowany tymi nowatorskimi (jak na początek XXI wieku) koncepcjami, postanowiłem swoją organizację Grupa Kras rozwijać, wdrażając w jej praktykę pasujące mi elementy tych modeli. Dodam od razu: z dużymi sukcesami.


W taki to sposób podszedłem do tematu praktycznie. Dzisiaj, po dwudziestu latach, modele te w wielu firmach są stosowane i ciągle powstają nowe.


Refleksje czytelnika

Jak zabezpieczysz się przed złymi zjawiskami w Twojej firmie lub życiu?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Pierwsze zwiastuny nowego modelu biznesu

W roku 2018 prezes największej na świecie firmy inwestycyjnej, zarządzającej aktywami szacowanymi na 6,3 biliona dolarów, pan Black Rock w liście do prezesów spółek giełdowych wskazał, że:

„biznes XXI wieku musi być odpowiedzialny za to, jaki ma wpływ na otoczenie. Firmy muszą zacząć tworzyć strategie dla długofalowego kreowania wartości oraz wydajności finansowej.”

W jego opinii:

„rozumienie wpływu biznesu na świat, otoczenie i społeczeństwo to kluczowy element takiej strategii.”

Apeluje on w ten sposób do biznesu o długofalowe inwestycje, uwzględniające interes społeczny. Dalej zwraca uwagę, że:

„prowadzenie firmy tak, by generowała krótkotrwałe zyski inwestorów, nie jest akceptowalną strategią zarządzania.”

Najbardziej byłem zaskoczony (dodam, że miło) tym, co napisał w dalszej części:

„społeczeństwo domaga się, by firmy, zarówno publiczne, jak i prywatne, służyły celom społecznym. By prosperować w dłuższym czasie, każda firma musi nie tylko radzić sobie finansowo, ale też pokazywać, w jaki sposób pozytywnie udziela się społecznie. Firmy muszą dawać korzyści wszystkim swoim udziałowcom, w tym posiadaczom akcji, pracownikom, klientom oraz społecznościom, w których operują.”

I wreszcie kluczowe zdanie:

„dzisiaj nasi klienci, którzy są właścicielami waszych firm, proszą was o pokazanie liderów i przejrzystości, które będą nie tylko generować dla nich zwrot z inwestycji, ale też dobrobyt i bezpieczeństwo obywateli.”

(źródło: businessinsider.com.pl)

Uważam, że to bardzo ważny list. Przesłanie wynikające z niego bardzo współgra z ideami Biznesu z Poziomu Serca — mojej autorskiej koncepcji, którą przedstawię w dalszej części tej książki.


Dualizm na Ziemi składa się z przeciwieństw. Dlatego musi także istnieć przeciwieństwo do zatrutego biznesu.


Musi istnieć a l t e r n a t y w a!


Najpierw wyczuwałem to intuicyjnie, potem czytałem literaturę na ten temat. Znalazłem opracowania o społecznej odpowiedzialności biznesu i etyce w biznesie. Nie znalazłem jednak spójnej, całościowej koncepcji biznesu opartego na wartościach i na atrybutach związanych z ludzkim sercem.


Być może ma to związek z uznaniem obowiązującego modelu biznesowego za jedynie realny, więc nie szuka się alternatywy. Widzę tutaj analogię do powiedzenia:

demokracja nie jest najlepszym systemem na świecie, ale póki co nikt nie znalazł niczego lepszego!

Dlatego nie poszukujemy alternatyw dla demokracji, a jeżeli ktoś to czyni, to traktowany jest jak anarchista i zostaje wykluczony z grona autorytetów. W ten sposób możemy tkwić w tym „nie najlepszym systemie” jeszcze długie lata, nie zmieniając nic.


Czy to nie jest dziwne?


Może nie znajdujemy alternatywy dla obecnej formy demokracji, bo nikt jej nie szuka!


Czy odpowiedź może być aż tak banalna?

Refleksje czytelnika

Jakie korzyści daje Twoja firma wszystkim udziałowcom, pracownikom i społeczeństwu?



Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Moje osobiste decyzje biznesowe

Mój praktyczny umysł kazał mi działać zgodnie z moim powiedzeniem (które wymyśliłem, jeszcze będąc nastolatkiem):

Aby coś się mogło stać, to coś się musi dziać!

Krzysztof Kras

Zostałem wychowany wg prostych zasad przekazanych mi przez rodziców, np.:

„zawsze zaczynaj od siebie — daj dobry przykład”.

Dlatego podjąłem decyzję, że moja firma będzie działać na innych zasadach, niż te obowiązujące powszechnie (tzw. „twardy biznes”). Zacząłem się zastanawiać, na jakich wartościach zbuduję swoją firmę, jaką ma mieć strukturę organizacyjną, jakie zasady pracy itd.


Do tej pory byłem „wolnym strzelcem”, ale chciałem rozwoju, czegoś więcej. Chciałem pracować w zespole zorganizowanym na zasadzie sojuszu umysłów, być właścicielem większej firmy, uznanej marki.

Marzenia są po to, aby je realizować!

Zdecydowałem się iść własną drogą, zdając sobie sprawę z tego, że to droga „pod prąd”. Postanowiłem przecierać nowe szlaki, być prekursorem.


Odważyłem się!


Gdy to ogłosiłem „światu”, wielu ludzi z branży stukało się w głowę, pytając się mnie, czy czasami nie zwariowałem. Inni oskarżali mnie o brak pokory i zbytnią pychę.


Mówili mi:

kim ty jesteś, że podważasz obowiązujący model, jakie masz do tego prawo?

Jakie miałem prawo?


Jestem wolnym człowiekiem i mam prawo do własnych poszukiwań — oczywiście w zgodzie z prawem państwa, w którym żyję. Mam całkowitą wolność w kreowaniu swojej firmy. Czy poszukiwanie innych rozwiązań jest brakiem pokory? Zdecyduj sam, Drogi Czytelniku. Nie przyjąłem kierowanych do mnie uwag typu:

Biznes i serce to sprzeczność., Jak masz miękkie serce, to musisz mieć twardą…, Z takimi ideami i idealizmem szybko zbankrutujesz.

Moje hasło Biznes z Poziomu Serca uznano za naiwność, przyrównano je do walki z wiatrakami.


Mówiono:

rozejrzyj się dookoła, zobacz jakie są realia prowadzenia biznesu? Jak działa państwo i ponadnarodowe korporacje, jaki jest system polityczny i inne zewnętrzne uwarunkowania?


Tak krawiec kraje, jak mu materii staje!

Wszystkie te argumenty brzmiały logicznie i nie były pozbawione racji. Jednocześnie, tak często powtarzane, stały się wirusem umysłu, budziły lęk, niepewność i zniechęcały. Jednak moja intuicja mówiła: nie prawda!


Moje serce mówiło: TAK! — zrobię to, bo taka jest moja


p r a w d a.

Nieważne, jak działa cały świat — ważne, jak ja działam!

Na cały świat nie mam większego wpływu (tak mi się wówczas wydawało), ale na swoje działanie mam wpływ. Ważne, w co ja wierzę, jakie przyjmuję założenia i w konsekwencji jakie własne decyzje podejmuję. Moje decyzje skutkują dotyczącymi mnie rezultatami.


Potem podzieliłem się swoimi refleksjami z przyjacielem, który mi powiedział:

jeżeli tak czujesz w sercu, to tak działaj, bez względu na wszystko.

Bardzo ucieszyłem się z tych słów, nie byłem już sam.


Gdy zacząłem o tym rozmawiać z wieloma biznesmenami, to mówili mi, że teoretycznie taka koncepcja im się podoba, ale… jest mało realna. Pytałem wówczas, czy my pomiędzy naszymi firmami możemy stosować zasady Biznesu z Poziomu Serca. Bo jeśli tak, to jest nas już dwóch!


Potem było nas trzech i z biegiem lat przybywało biznesmenów, którzy zdecydowali się praktycznie wdrażać taką koncepcję i narzędzia pracy. To zachęciło mnie do dalszych poszukiwań — pracowałem zwłaszcza nad nowymi narzędziami, które mógłbym zastosować w swojej codziennej pracy.


Chociaż na samym początku było tylko hasło-nazwa Biznes z Poziomu Serca, stało się ono fundamentem, na którym zbudowałem większą konstrukcję. Zdając sobie sprawę z tego, jak jest to ryzykowne, odważyłem się firmować ją swoim nazwiskiem. I to nie z powodu wybujałego ego.


Wiedziałem, że tak jest uczciwe. Ta wartość jest dla mnie bardzo ważna. Postanowiłem dać świadectwo i dobry przykład. W tym roku moja firma obchodzi jubileusz 27 lat funkcjonowania na rynku. Nie zbankrutowałem. Mam się dobrze i ciągle się rozwijamy. Skoro moja firma z takim hasłem i zasadami nie zbankrutowała przez tyle lat, to może coś w tym jest!


Tym bardziej, że wielu kolegów, którzy na początku mojej drogi udzielali mi rad przedstawionych wyżej, nie ma już swoich firm — zbankrutowali. Nie wytrzymali ogromnej konkurencji, która powstała w branży szkoleniowo-doradczej w Polsce.


Moja firma świadomie poszła swoją drogą i oferowała usługi czysto komercyjnie, nie korzystając z przywilejów wynikających z dotacji unijnych. To bardzo dobrze, że takie dotacje istnieją i poprzez to pomagają w rozwoju szczególnie firmom z małym kapitałem finansowym.


Moja firma nie konkuruje z tą formą wsparcia, jest wręcz odwrotnie: zawsze poszukujemy pola do współpracy. Dzisiaj wiem na pewno, że można inaczej działać i jest to skuteczne.

Istnieje alternatywa dla biznesu z poziomu lęku.

Wiem to na swoim przykładzie i bardzo się cieszę, że wielu biznesmenów doszło do podobnych wniosków. Oni również realizują etyczny biznes. Jest ich o wiele więcej niż myślisz, Drogi Czytelniku!


Napisałem to wszystko nie po to, aby się pochwalić, lecz po to, aby wyjaśnić, jaka była moja droga do tej alternatywnej koncepcji i jakie miałem i mam motywacje. Być może mój przykład będzie dla Ciebie inspiracją.


Tylko takie mam intencje.

Refleksje czytelnika

Jakie osobiste decyzje podejmujesz w kierunku etycznego biznesu lub życia?



Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Zatruty biznes — geneza

Kiedy rozpoczęła się era zatrutego biznesu?


Idea walki występuje w historii ludzkości od zarania dziejów. W mojej opinii zatruwanie biznesu ideą walki najmocniej wystąpiło w epoce rewolucji przemysłowej, gdy zrodził się twardy kapitalizm. Powstały fabryki, pierwsze linie montażowe i masowa produkcja.

Z produkcją nie ma żartów!

Wszystko musi być precyzyjne, powtarzalne i kręcić się w określonym porządku, zgodnie z konkretnymi zasadami. I do tych twardych wymogów rzeczywistości produkcyjnej nauka musiała dopasować zasady organizacji pracy, strukturę firmy oraz metody zarządzania. W ówczesnych czasach bycie producentem oznaczało bycie panem sytuacji.


Dostęp do technologii, środków produkcji i kapitału finansowego miały tylko elity — kapitaliści, którzy w dążeniu do powiększania swojego bogactwa zaczęli być coraz bardziej bezwzględni i twardzi.


Produkcja i maszyny stały się ważniejsze od ludzi. Pracownicy zatrudnieni na podstawowych stanowiskach pracy byli słabo wykształceni, często byli to emigranci porozumiewający się różnymi językami. Łatwo można było ich oszukiwać i wyzyskiwać.


Aby nad nimi zapanować, trzeba było wprowadzić reżim prawie wojskowy i jasną strukturę władzy. Najłatwiej było sięgnąć po zasady wojskowe i wdrożyć je w firmie produkcyjnej. Tak też się stało.


A potem przyszły dwie wojny światowe. Przemysł wojenny wymusił jeszcze większą bezwzględność w traktowaniu pracowników. Metody zarządzania były jeszcze twardsze. Po drugiej wojnie światowej trzeba było szybko odbudować zniszczone domy, fabryki, odtworzyć zrujnowaną gospodarkę.


Trzeba było nadrobić stracony czas. Utrwalił się twardy system zarządzania. Tak naprawdę idee „miękkiego zarządzania” i traktowania ludzi nie jak zasoby, ale jak kapitał mają krótką historię, bo rozwijają się dopiero od kilkudziesięciu lat.


Rewolucja informatyczna zmieniła wszystko, również podstawowe zasady biznesowe. Ale stare nawyki nie tak łatwo zmienić. Odkąd powstały pierwsze komputery, technologia zmieniła układ sił — nastąpił wzrost roli usług i handlu.


Produkcja stała się łatwiejsza i bardziej dostępna. Zmienił się też typowy pracownik produkcyjny: stał się bardziej wykształcony, władał dobrze językiem ojczystym i znał język uniwersalny — angielski.

Czy za tymi szybkimi i dość radykalnymi zmianami nadążył świat nauki?

Ten świat zmienia się wolniej, potrzebuje więcej czasu na analizy, doświadczenia, badania naukowe, eksperymenty, opracowania teorii itd. Zmiany w dziedzinie zarządzania wprowadzane były (śmiem twierdzić) zbyt wolno i były zbyt małe. Nie nadążyły za dynamiką zmian w technologii i za nowymi potrzebami człowieka.


A przecież byli wizjonerzy, tacy jak Alwin Tofler, który w swojej książce pt. „Trzecia fala” precyzyjnie opisał zjawiska, które występują teraz, w XXI wieku. Gdy z wypiekami na twarzy czytałem tę książkę na początku lat osiemdziesiątych, była to raczej fantastyka naukowa.


Nie sądziłem, że prawie wszystko się sprawdzi i że ja dożyję czasów, gdy opisywane zjawiska staną się normalną rzeczywistością. Dzisiaj nie wyobrażamy sobie świata bez komputerów, smartfonów czy internetu, a za chwilę — internetu rzeczy, dronów, sztucznej inteligencji, samochodów autonomicznych.


Żyjemy w XXI wieku, korzystając na co dzień z rozwiązań opartych na najwyższej technologii, ale jeśli chodzi o sposób myślenia w zakresie zarządzania ludźmi i o sposób funkcjonowania firmy tkwimy w większości w wieku dziewiętnastym!


O zgrozo! Szukając alternatywy dla twardego zatrutego biznesu jedną nogą wciąż jesteśmy w starym systemie i zasadach.


Czujemy jednak, że potrzebna jest

a l t e r n a t y w a.


Refleksje czytelnika

Dlaczego Twoim zdaniem biznes lub życie wymaga „odtrucia”?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Biznes z Poziomu Serca

Niecierpliwym przedstawiam zarys głównych założeń Biznesu z Poziomu Serca oraz jego idei.


Przygotowuję na ten temat osobną książkę, która zawierać będzie konkretne opisy narzędzi i metod działania oraz przykłady wdrożone w konkretnych polskich firmach.


Biznes z Poziomu Serca leży na przeciwnym biegunie w stosunku do biznesu z poziomu lęku. Fundamentem tej koncepcji są wartości takie jak:


szacunek,

• odpowiedzialność,

• inicjatywa,

• praca zespołowa,

• współpraca,

• tolerancja,

• kreatywność,

• empatia,

• twórczość,

• prawda,

• entuzjazm,

• zaangażowanie,

• lojalność,

• radość,

• etyka,

• zaufanie,

• otwarta komunikacja.


Wszystkie te wartości wypływają z przestrzeni Miłości, której symbolem jest Serce. Dlatego model ten nazwałem Biznesem z Poziomu Serca. Podstawowa zasada działania firmy w tej koncepcji to:

służenie ludziom i sprawianie, aby w pracy realizowali się oni poprzez twórcze działanie w zgranym zespole.

Dzięki temu właściciel firmy i jej pracownicy mają relację wygrany-wygrany i wszyscy realizują własne cele. Najważniejsza jest zasada Pracy Zespołowej:

współpraca oparta na wzajemnym zaufaniu i otwartej komunikacji.

Podstawowym kryterium mierzenia sukcesu firmy jest osiągnięcie efektu synergii zgodnie z zasadą: razem każdy osiąga więcej. W tym modelu obowiązuje PARADYGMAT OBFITOŚCI:

żyjemy w świecie o nieograniczonych zasobach i możliwościach.

Zarządzanie natomiast ukierunkowane jest na wspieranie zaangażowania i odpowiedzialności osobistej na każdym szczeblu, współodpowiedzialności zespołowej oraz partycypowaniu pracowników w decyzjach z wykorzystaniem ich inicjatywy i kreatywności.


Pracownicy współpracują ze swoimi partnerami zarządzającymi, którzy występują w roli inspirującego lidera oraz empatycznego doradcy. Celem działania firmy i biznesu jest udział w powiększaniu dobrobytu wszystkich ludzi na Ziemi.


Technologia służy ludziom i jednocześnie wspiera odradzanie się przyjaznej potęgi natury, wobec której człowiek pełni rolę ogrodnika oraz empatycznego zarządcy.


Prawdziwe ekologiczne myślenie polega na poszanowaniu natury i poszukiwaniu rozwiązań wspierających człowieka w synergii ze zwierzętami i ze wszystkim, co żyje na Ziemi.


W firmie działającej w koncepcji Biznesu z Poziomu Serca wszyscy partycypują w sukcesie finansowym — zysk firmy jest uczciwie dzielony pomiędzy wszystkich pracowników/partnerów, zgodnie z jasnymi kryteriami.


Najważniejszym kapitałem są w niej ludzie, a największe inwestycje kierowane są na rozwój kapitału intelektualnego w synergii z rozwojem duchowym.


W firmie takiej w praktyce realizuje się idee organizacji uczącej się.


Refleksje czytelnika

Jakie konkretne pomysły z idei Biznesu z Poziomu Serca możesz wprowadzić do swojej firmy lub życia?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Teoria X i Y

„Ryba psuje się od głowy”.

To powiedzenie wędkarzy bardzo dobrze pasuje do biznesu. „Głową” firmy jest osoba, która ma największy wpływ na jej codzienną działalność — właściciel firmy, prezes lub dyrektor generalny. To, co się dzieje w głowie takiej osoby, ma wpływ na niemal wszystko, co dzieje się w firmie w sensie wewnętrznym.


W klasycznej firmie ten, który jest najwyżej w hierarchii (na samej „górze”), decyduje, w jakim kierunku firma się rozwija, jaka jest wizja tego rozwoju, jakie zasady panują w firmie, jakie wartości są cenione, jakie są strategie jej działania, polityka personalna i styl zarządzania. To on decyduje o finansach, marketingu, handlu, produkcji i organizacji pracy oraz strukturze organizacyjnej. Jednym słowem to ON „pociąga za wszystkie sznureczki”!


Ta „głowa” jest świadoma swoich decyzji, ale zdarza się, że dzieje się to poza jej świadomością. W praktyce działania firmy nie ma to jednak większego znaczenia. Z moich obserwacji wynika, że osobista filozofia życiowa, wyznawane wartości, preferowany styl działania tej osoby w dużym stopniu są przekładane na zasady funkcjonowania firmy. Szczególnie dotyczy to założyciela firmy, tworzącego ją od samego początku.


Trochę inaczej jest w przypadku np. Prezesa zatrudnionego do zarządzania polskim oddziałem koncernu zagranicznego (w tym przypadku większość zasad funkcjonowania firmy narzucona jest przez właścicieli tego koncernu). Ma on mniejszą swobodę działania, bo musi realizować politykę właścicieli, którzy niejednokrotnie narzucają mu swoją wolę i styl, niekoniecznie zgodny z tym, co wyznaje i czego chciałby on sam.


W tym przypadku decydująca jest siła mentalna Prezesa i jego odwaga do prezentowania rozwiązań innych, niż te narzucone i wymagane. Ważna jest jego charyzma, zdolności negocjacyjne i determinacja. Niestety, zbyt mało jest takich Prezesów w polskiej rzeczywistości!

Decyzje powstają w głowie!

W głowie, czyli w myślach. Proces ten przebiega według określonego schematu, który poznałem na warsztatach mojego mentora — Colina Sissona z Nowej Zelandii.


Oto ten schemat:

Myśl Emocje → reakcja w CieleZachowanieDziałanie manifestujące się w Otoczeniu →i następuje powrót do Myśli spowodowanej reakcją otoczenia.

Koło się zamknęło. Jest to proces, w którym wszystko zaczyna się i kończy na myślach!


Wynika z tego wniosek, że człowiek, który ma wpływ na swoje myśli, ma wpływ na wszystko inne. Kontrolując swoje myśli, można kreować swoje życie i wpływać na otoczenie. Jest tylko jeden warunek: trzeba myśleć Ś W I A D O M I E!


Czy tak zawsze jest? Niestety, najczęściej NIE. To jednak temat na osobne opracowanie. Chciałem tylko zasygnalizować ten proces, podkreślając, jak ważne są Świadome Myśli.


Bywa, że ten poziom świadomości jest bardzo niski u osób, które uczestniczą w biznesie, zajmując eksponowane stanowiska. I jeżeli myśli Prezesa utożsamiają się z ideą walki i twardym stylem zarządzania, to jego działania są pochodną tego sposobu myślenia, w istocie pochodzącego z lęku. Dobrą ilustracją będzie tu skrótowe przytoczenie teorii X i Y Dauglasa McGregora.


W modelu teorii X i Y przedstawia się dwa odmienne poglądy na temat ludzkiej natury w podejściu do pracy, obowiązków i podejmowania nowych wyzwań przez pracowników.


McGregor, obserwując kierowników współpracujących z grupami pracowników, zauważył dwa odmienne podejścia do pracy. W teorii X opisani są pracownicy negatywnie i niechętnie odnoszący się do swoich obowiązków w pracy, unikający pracy w każdy możliwy sposób oraz postrzegający ją, jako zło konieczne.


Teoria Y opisuje pracowników, mających pozytywne nastawienie do swojej pracy i zadań, którzy są skłonni do samodzielnego podejmowania nowych wyzwań i nie wymagają rygorystycznej kontroli ze strony swojego szefa.


Oto w skrócie założenia obu teorii:

„Założenia te są ważne, kiedy menedżer grupy po obserwacji swoich pracowników przyjmuje założenia jednej z teorii. Kiedy kierownik zacznie wyznawać teorię X, rygorystycznie zmuszając pracowników do pracy, to rzeczywiście przyjmują oni taką samą postawę w stosunku do swoich obowiązków i będą robić tylko tyle, ile muszą, żeby dostać swoje wynagrodzenie. Analogicznie — kiedy menedżer grupy wyznaje teorię Y, pracownicy angażują się w wykonywanie zadania, a współpraca jest pozytywnie odbierana przez obydwie strony.”

(Źródło: W. Griffin „Podstawy Zarządzania Organizacjami”, PWN, Warszawa 2013 r.)

Jak większość teorii i ta również niejednokrotnie jest dzisiaj podważana, jednak moje wieloletnie obserwacje i doświadczenia potwierdzają, że „coś w tym jest”. Kluczem jest tu zasada „samospełniającej się przepowiedni” — kierownicy przyjmujący teorię X traktują swoich pracowników wg zasad X, pracownicy do nich się dopasowują, a na to menedżer mówi: „a nie mówiłem, ludzie tacy są, mam na to teraz dowody” i… „dokręca śrubę” jeszcze mocniej. Podobnie jest z teorią Y.


Wyraźnie widać tu zależność dopasowywania się postaw pracowników do sposobu myślenia menedżera. Dlatego wystarczy wybrać teorię Y, aby współpracować ze wspaniałymi, samozarządzającymi się i odpowiedzialnymi pracownikami. To wydaje się proste i logiczne oraz nietrudne…


No właśnie — to jest kwestia nawyków myślowych, a te zmienić jest tak samo trudno jak nawyki fizyczne. Dobra widomość jest taka: da się to zrobić! Jakże wielu menedżerów świadomie lub nieświadomie wyznaje teorię X! Na to jest tylko jedna odpowiedź — kontrola!


Bo skoro wszyscy pracownicy z założenia są leniwi, nieodpowiedzialni, nielojalni i lubią oszukiwać, to nie można im zaufać. Nikomu… poza sobą. Na nikim nie można polegać, trzeba więc zbudować hierarchiczną strukturę, zastosować wyrafinowane systemy kontrolne, a samemu być naczelnym kontrolerem wszystkich i wszystkiego.


Nawet dział HR służy głównie do rekrutacji nowych pracowników, bo zwolnienie każdego pracownika to tylko kwestia czasu. Musi być ciągła wymiana pracowników. Ci nowi zmieniają tych wypalonych, leniwych, „obiboków”, z których „nie da się już wycisnąć niczego”. W tej koncepcji inwestowanie w rozwój ludzi jest głupotą i całkowicie się nie opłaca.


Bo taki wyedukowany za pieniądze firmy pracownik na pewno szybko się zwolni i pójdzie do konkurencji — ze wszystkimi tajemnicami firmy, które poznał — albo założy własną, konkurencyjną firmę. Do tego może jeszcze zabrać najcenniejszych klientów i współpracowników oraz kontakty z dostawcami. Przecież tak często bywa. Prawda?


Tylko, że może początek tego procesu był w głowie tego menedżera, a reszta to tylko tego konsekwencje? Może poprzez swoje założenia myślowe stał się kreatorem takiej rzeczywistości w firmie, a pracownicy… no cóż, dopasowali się i zareagowali zgodnie z prawem przyciągania lub prawem konsekwencji.


W takiej firmie potrzebne są też częste rotacje na stanowiskach dyrektorskich, aby nie było „świętych krów”, no i aby nie stanowili oni zagrożenia dla samego Prezesa. Powtarza on sobie często: trzeba mieszać, zmieniać, kontrolować i nie ufać nikomu!

A co się dzieje, gdy „głowa firmy” wyznaje

teorię Y?

Taka firma oparta jest na zaufaniu. Celem jest tu stworzenie takich mechanizmów, aby wszyscy chcieli pracować w tej firmie długo, może nawet na stałe — do emerytury. Firma taka zbudowana jest na bazie innych struktur (są bardziej płaskie), a jednym z najważniejszych działów w firmie jest dział HR, którego zadaniem jest maksymalne wspieranie rozwoju ludzi oraz dbanie, aby w praktyce działali w oparciu o jasno zdefiniowany system wartości.


Taka firma wykorzystuje talenty, zachęca pracowników do partycypowania w decyzjach i odpowiedzialności oraz bieżącym zarządzaniu firmą.


Lojalność pracowników jest tu naturalna i wynika z szacunku do Prezesa i firmy, a także kadry zarządzającej, działającej w stylu Inspirującego Empatycznego Lidera — z nimi chce się podążać w realizacji prawdziwej Misji i Wizji firmy, od nich warto się uczyć.


Pracownik myśli sobie wówczas:

po co mam się zwalniać z firmy albo ryzykować, zakładając swoją, skoro w firmie się spełniam, rozwijam i daje mi ona godziwe warunki finansowe do życia?”.

Najciekawsze w teorii X i Y jest to, że różne efekty mogą być uzyskiwane przez tych samych ludzi!


Refleksje czytelnika

Jakie założenia przyjmujesz w stosunku do swoich pracowników/ludzi?


Wiedza czytelnika

Czego nowego się dowiedziałeś?


Praktyka czytelnika

Co zamierzasz wdrożyć w swoją Praktykę?


Biznes oparty na wartościach — współczynnik miłości LQ

Oglądałem w internecie wystąpienia pana Romana Kluski, który zmagał się z niszczącym jego firmę „Optimus” bezwzględnym systemem biurokratycznym urzędów fiskalnych. Zwróciłem uwagę głównie na zasady, jakimi się kierował, prowadząc firmę do swojej wielkości Z (przed jej zniszczeniem).


Oto one:


zespół zawsze równa do najsłabszego,

• szef nie może być najsłabszym ogniwem w firmie,

• „ryba psuje się od głowy”,

• nie wymagaj od nikogo więcej niż od siebie,

• firma musi być oparta na etyce,

• trzeba się dzielić sukcesami z załogą.


Wydawałoby się, że te proste zasady wystarczyły do ogromnego sukcesu firmy „Optimus”. Pan Roman Kluska — dalej wierny tym zasadom — buduje obecnie swoje firmy w branży rolniczej. I dalej odnosi sukcesy. W swoich wypowiedziach ten wyjątkowy biznesmen zwraca uwagę również na elementy swojej filozofii biznesowej:


firma oparta na etyce jest bezkonkurencyjna w stosunku do firmy opartej na procedurach,


• w takiej firmie kompetencje są scedowane w dół, a to powoduje ogromną elastyczność firmy i szybkość podejmowania decyzji,


• nie ma też miejsca na wewnętrzną korupcję,


• firma jest tania w obsłudze, bo nie trzeba opłacać drogich struktur.


Podpisuję się pod tym obiema rękami! To świadectwo pięknie wpisuje się w koncepcję „Biznesu z Poziomu Serca”.


Wiem, że podobnych firm jest w Polsce dużo więcej — najwyższa pora, aby je pokazywać i promować. Warto opowiedzieć ich historie, zaświadczające, że etyczny, oparty na wartościach biznes jest możliwy, skuteczny i daje wymierne efekty biznesowe. Mądry szef zawsze zaczyna od siebie i właśnie sobie stawia najwyższa wymagania. Czy to oznacza, że musi być najmądrzejszy w firmie?


Jeden z wybitnych biznesmenów amerykańskich kazał na swoim pomniku napisać następujące epitafium:

„tu leży człowiek, który nie miał żadnych talentów z wyjątkiem jednego — potrafił zatrudniać mądrzejszych od siebie…”

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 69.83
drukowana A5
Kolorowa
za 101.52