E-book
4.41
drukowana A5
16.46
Zapomnienie

Bezpłatny fragment - Zapomnienie


Objętość:
51 str.
ISBN:
978-83-8245-693-6
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 16.46

Zapomnienie

Na co komu dziś wczorajsze niebo

Jeśli z nieba spadł

Jesienny deszcz


Wczoraj była jesień

Dzisiaj zima

Jutro będzie lato

Dobrze wiesz


Nie płacz deszczem

Szkoda łez

Woda topi smutny czas


Zapomnienie jest we mgle

Budzisz się ostatni raz


Czym jest zatem zapomnienie? Czasem zaprzeszłym do nieba niepodobnym? Czasem w którym ktoś zapytał o radość ale brakło słowa?

Nikt nie umie tak mocno ranić jak czas, który spływa potokami łez

Po wzgórzach niebieskiego miasta

To jest nicość, ale trochę nudna

Przecież tak nie można budować przyszłości

Zapomniane ulice wciąż istnieją

Nasza myśl przemyka po zakamarkach wymarłego miasta

Duchy przeszłości i przyszłości złączone w jedność


Lubieżne są myśli które zapomniane wracają jak stukot szyn

Kiedy wysiadasz z pociągu dudni głowa ta ta tam ta ta tam

Nim minie dzień lub dwa paracetamole łeb przestaje boleć

Ale stukot zostaje

To serce Tuk tuk tuk

Szmaragdowe niebo nad Adriatykiem Nagie ciała na plaży

Serce ściska smutek jak bardzo chciałby zapomnieć widoku

W mgnienie lata późna miłość przelotna jak skrzydło wiatraka

Walnęła go prosto w ten zakuty

Ale dwa tygodnie to mało Ona wróciła na studia w innym kraju


Teraz pisze listy

Układa refreny

Nie może spać ani jeść

Krótkie ulotne spojrzenia przez kamerę internetową

Zza jej pleców czyjeś dłonie splatają się na jej szyi

To koleżanka z pokoju

Ale on już nie wierzy w miłość

List pożegnalny mnóstwo tabletek rozsypanych na łóżku

Dramat albo raczej farsa


Obudzony jak we śnie patrzy na białe stworzenie

To anioł taka myśli go wita

Pan się obudzi Panie Krystek żyje pan za chwilę przyjdzie doktor

Pobrużdżona twarz felczera przygląda mu się z troską

Kata który nie chce urazić ani kropli zbędnej krwi

Im mniej bólu tym lepiej tniemy prosto i szybko

Będzie pan żył ale potem na oddział psychiatryk dwa miesiące

Załamanie nerwowe to zrozumiałe teraz wszyscy tak mają

Doktor kiwa głową i odchodzi a wraz z nim nadzieja

Na akt zgonu

Żyję


Wspomnienia są jakby mgliste nie pamięta jej twarzy

Ta druga tabletka pomaga nic już nie czuje nie śni o niej

Po prostu trwa

Zapomnienie nabrało nowej jakości papierowej bibuły

W toalecie

Tam pisze swoje wiersze

Panie Krystek jeszcze raz pan napisze Odę do Młodości na srajtaśmie

To pana obciążę za nowe rolki papieru


Nie ma żartów koniec z pisaniem

Będzie pisał w myślach

Po kolejnych elektrowstrząsach nic już nie pamięta

To cudowne uczucie carte blanche

Niezapisany czystopis gotowy aby przyjąć nowe brzemię

Do widzenia trzaskają drzwi

Trzyma w ręku wypis ze świeżym jeszcze atramentem drukarki

Próba samobójcza na tle depresji maniakalnej oporna na leczenie

Po elektrowstrząsach wyraźna poprawa pacjent wypis data


Na nowo żyj i życia los przed soba tocz radośnie!

Na wiosnę czekaj wysoko skocz a potem przędź na krośnie!

Pisarzem bądź poetą bądź do tegoś ty stworzony!

Gdy braknie ci pomysłu to nie będziesz zrozpaczony!

Kraniec świata

Gdyby nie pisał wierszy

To by ich nie lubił

Gdyby nie czytał książek

Nie miałby o nich zdania


Jak można coś powiedzieć o deszczu

Kiedy się mieszka całe życie

Na pustyni


Głuchoniemy śpiewa duszą

Ale kto usłyszy głos demona

Kiedy cisza ogarnia pustkę?

Na krańcu świata siedział mędrzec. Popatrzył ponuro spodełba. Dlaczego jesteś tutaj? — zapytał rzucając kamień w stronę drzewa.

Na zielonej planecie wymarłe ptaki zwisały głowami w dół. Ich puste oczy nie mówiły wiele. Jednak zza horyzontu wyłonił się księżyc. Tak, księżyc.

Ta przeklęta planeta nigdy nie ma nocy — zasyczał starzec, rzucając kolejnym kamieniem w stronę truchła. Tylko słońce które parzy i księżyc który wschodzi tuż obok.

Starzec był tu od dawna. Nie liczył lat odkąd planetę nawiedziła epidemia, potem przyszedł wielki głód. Ludzie rzucali się sobie do gardeł. Ci co mieli pieniądze, odeszli. W stalowoszarych statkach odpłynęli w niebyt. Ci co zostali zginęli. Reszta kryje się w jaskiniach.

Na planecie nie ma nic. Głodne oczy ptaka który umarł wyzwające spojrzenie.

Kiedy znowu się zerwiesz do lotu? Może dzisiaj — rzucił starzec rechocząc dziko. Miał sto a może dwieście lat. Jako jeden z nielicznych przetrwał. W jego krwi był wirus. Taki sam, który zabił ptaki i zwierzęta. Ale z jakiegoś powodu przewrotna matka natura oszczędziła go. Jego geny były szczególne. Starzec nie wiedział o tym, ale w jego genach było coś szczególnego.

Miliony lat temu na ziemię przybyli obcy. Zasiali ziarno przyszłego gatunku.

Pusty śmiech, kiedy pomyśleć że to jednak prawda ale nikt nigdy już o tym się nie dowie.

Ostatni który może swobodnie chodzić na zewnątrz, który nie boi się słońca.

Ostatni, który nie boi się radioaktywnego piasku.

Trwa. Bez końca.

(…)

Demon zagłady uklęknął przed kamieniem. Z jego wnętrza wydobył się głos:

— Oto jestem.

Demon uśmiechnął się radośnie i wydał skowyt, od którego rozpadały się inne kamienie.

Odwrócił się. Za jego plecami było wielu takich jak on: czarne twory o ludzkich kształtach. Szaty ich tworzyła rudordzawa mgła. Ich ciała falowały na wietrze jak pustynny fantom. Dokądkolwiek spojrzeć aż po daleki horyzont było ciemno.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 16.46