Baśń tę dedykuję moim najdroższym Wnuczętom:
Nince, Filipkowi, Tymusiowi i Michałkowi
***
Dawno, dawno temu, w dalekim i urokliwym Księstwie Gwiazdonii, żyła sobie złotowłosa księżniczka o imieniu Nelli. Rysy miała delikatne, a jej oczy były błękitne jak niebo. Tylko gdzieniegdzie można w nich było dostrzec granatowe drobinki.
Mieszkała w pięknym pałacyku swojej przybranej babci — Martinii z zacnego rodu Targonitów, wdowy po walecznym Jonatanie. Nelli nie była jej rodzoną wnuczką, ale sędziwa i dostojna kobieta nigdy nie dała jej tego odczuć. Kochała ją tak samo jak swoje prawdziwe wnuki.
Księżniczce niczego nie brakowało. Babcia Martinia dbała o wszystko: o pożywną strawę, o najpiękniejsze stroje i o najlepsze guwernantki. Gotowa była nieba przychylić swojej ukochanej Nelli, byleby tylko dziewczę było szczęśliwe. Niestety, księżniczka uśmiechała się nader rzadko. I to nie dlatego, że była wymagająca czy pretensjonalna. Z niewiadomych powodów Nelli wciąż była smutna.
Nie tylko babcia Martinia martwiła się o samopoczucie księżniczki. Nelli od zawsze miała przy sobie dwoje cudownych przyjaciół: elfinkę Melodynkę i latającego psa Lino. Elfinka miała kasztanowe włosy, nosiła zieloną sukieneczkę i zielone pantofelki, a nazywała się Melodynka dlatego, że zawsze wieczorem nuciła księżniczce kołysanki. Z kolei Lino był koloru brązowego i — podobnie jak elfinka — miał delikatne białe skrzydełka. On też starał się czuwać nad spokojnym snem księżniczki trzymając swój pyszczek na jej ramieniu.
Tego ranka, gdy pierwsze promienie słońca nieśmiało zaglądały przez szyby okien, Melodynka otworzyła oczy i z niepokojem zerknęła w stronę śpiącej jeszcze Nelli. Księżniczka oddychała równo i spokojnie. Tak więc Elfinka odetchnęła z ulgą. Nagle swoją malutką dłonią trąciła śpiącego smacznie Lino. Pies z trudem otworzył oczy i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się wokół.
— Co za brak wrażliwości! — oburzyła się Melodynka szeptem — Nic cię nie interesuje, Lino! Tylko byś spał i spał!
— Mówiłaś coś? — wymamrotał Lino zapadając znów w błogi sen.
— Nie, nic nie mówiłam, ty bezduszny śpiochu! — obraziła się elfinka i z dezaprobatą pokiwała głową. — Całe szczęście, że nasza Nelli dziś dobrze spała. Ostatnio często śnią jej się te paskudne koszmary — powiedziała do siebie Melodynka, po czym podleciała do twarzyczki Nelii i delikatnie pocałowała ją w czoło.
— Dzień dobry moja kochana — odezwała się na to Nelli otwierając swoje błękitne oczy. — Czy Lino jeszcze śpi?
— Dzień dobry moja kochana — odparła na to elfinka. — Oczywiście, że ten śpioch jeszcze nie raczył się obudzić!
— Ależ ja nie śpię — wymamrotał Lino otwierając na siłę prawe oko.
— Tak?! — zirytowała się elfinka. — To może mi powiesz spryciarzu jak dzisiejszej nocy spała nasza najdroższa Nelli!
Lino otworzył drugie oko i zastygł w bezruchu.
— Oj Kochani, nie kłóćcie się, bo nie ma o co — odezwała się na to księżniczka. — Dziś spałam bardzo dobrze. I miałam dziwny sen. Że przydarzyło mi się coś baaardzo przyjemnego — Nelli uśmiechnęła się blado, po czym posmutniała.
— Co się stało? — zaniepokoiła się Melodynka.
— Nic… Pomyślałam tylko, że to przecież niemożliwe, żeby mogło mi się przydarzyć coś przyjemnego… — zwątpiła księżniczka.
— Oj, nie możesz tak myśleć moja kochana Nelli! — przemówiła z troską Melodynka. — Jesteś taka dobra. Komu jak komu, ale tobie to szczególnie powinno się wciąż przydarzać coś przyjemnego.
Nelli w odpowiedzi tylko westchnęła, po czym dodała:
— No, czas wstawać. Babcia Martinia już z pewnością czeka na nas ze śniadaniem.
— I jak dziś spałaś, moja najdroższa Nelli? — spytała babcia po przywitaniu się z księżniczką.
— Bardzo dobrze, moja kochana babciu. I jestem bardzo głodna — odparła Nelli. — Co dziś mamy na śniadanko? — Księżniczka z zaciekawieniem rozejrzała się po stole.
— Koniecznie wypij kakao — zatroskała się księżna. — Będziesz miała dużo energii. — I zjedz te pyszne rogaliczki z powidłami.
— Dobrze babciu — odpowiedziała na to Nelli i spojrzała na stworzonka, które przy bocznym stoliczku miały swoje przysmaki: elfinka słodki nektar z kwiatów, a pies Lino ogromną kość.
— Mam dla ciebie niespodziankę — odezwała się babcia z tajemniczą miną.
— Tak? — zaciekawiła się Nelli. — Cóż to takiego?
— Dziś przyjedzie do nas twoja ulubiona kuzynka Jaśmina.
„Ach, to pewnie jest ta przyjemna rzecz, która mi się śniła” — pomyślała Nelli i powiedziała z lekkim uśmiechem:
— To bardzo miła wiadomość, babciu! Na długo przyjedzie?
— Na kilka dni, a może tygodni… Kto ją tam wie. Znasz Jaśminę. To spontaniczna osóbka. I ma sto pomysłów na minutę — uśmiechnęła się szeroko księżna.
Jaśmina zawitała w pałacyku około południa, a wraz z jej przybyciem zapanowało radosne zamieszanie. Służba długo wnosiła kufry. W międzyczasie zaś Jaśmina z serdecznością witała się z babcią i z Nelli.
— Ale się za wami stęskniłam! — powtarzała co chwilę. — Teraz posiedzę z wami dłużej. Muszę się wami nacieszyć!
— A co słychać u twoich rodziców? — zapytała babcia. — Są zdrowi?
— O tak! I serdecznie was pozdrawiają. Teraz wyruszyli w podróż statkiem razem z Błażejkiem.
Tata Jaśminy był synem księżnej. Błażejek natomiast był młodszym bratem Jaśminy.
— To bardzo się cieszę, że wszystko u was w porządku! — rzekła babcia z wyraźną ulgą. Zawsze martwiła się o wszystkich.
— A co u ciebie, moja droga Nelli? — dopytywała się Jaśmina swojej kuzynki.
Księżniczka uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
— U mnie nic nowego.
— No to zadbam o to, żeby w twoim życiu wreszcie się coś wydarzyło! Zaraz porywam cię na długi spacer po książęcych ogrodach. Muszę ci przekazać najnowsze ploteczki z naszej rodziny. A jutro wybierzemy się koniecznie na jarmark do miasteczka.
Nelli uwielbiała swoją kuzynkę Jaśminę, bo była taka serdeczna i radosna. I choć księżniczka wciąż czuła smutek, to jednak przebywając z kuzynką miała wrażenie, że nabiera więcej optymizmu. Poza tym myślała sobie, że gdyby nie ten smutek, to ona też byłaby taka radosna jak Jaśmina.
Na obiecanym długim spacerze, gdy już temat ploteczek rodzinnych został wyczerpany, Jaśmina postanowiła porozmawiać z Nelli o jej smutku.
— Czy ostatnio czujesz się już lepiej, moja kochana? — spytała ostrożnie.
Nelli zamrugała oczami i zaczęła głębiej oddychać. Widać było, że temat jest dla niej rzeczywiście trudny.
— Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj — zareagowała szybko Jaśmina.
— Nie, nie, nie chcę tego dusić w sobie — odezwała się cicho Nelli. — Mam wrażenie, że mój smutek ostatnio się nasila. Wydaje mi się, że moje serce jest zaklęte…
— Zaklęte? Domyślasz się, skąd wziął się twój smutek?
— Tego nie wiem, ale wciąż próbuję go przezwyciężyć, staram się cieszyć każdym dniem, lecz nie potrafię wzbudzić w sobie radości… I…
— I co?
— Jest jeszcze coś… — Nelli nie dokończyła.
Jaśmina milczała cierpliwie aż kuzynka sama zacznie mówić.
— Wiesz Jaśmino? — odezwała się po chwili — Nigdy ci o tym nie mówiłam, ale od dawna prześladuje mnie pewien koszmarny sen.
— Tak?! — Jaśmina niemal wykrzyknęła z wrażenia. — Co to za sen?!
Nelli wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić drżącym głosem:
— Śni mi się pewna szara postać. Nie mam pojęcia kto to jest… Ta postać mówi mi, że nigdy nie zaznam szczęścia… Dlatego myślę, że moje serce jest zaklęte… Ciągle jest smutne, bo ten ktoś rzucił na mnie zaklęcie… — Z oczu Nelli spłynęły dwie gorzkie łzy.
Jaśmina zrobiła krok w kierunku bardzo przejętej kuzynki i mocno ją przytuliła.
— To musi być dla ciebie straszne, moja najdroższa kuzynko! — wyszeptała.
Nelli pokiwała głową twierdząco, po czym odezwała się cichym głosem:
— Ale cieszę się, że ci o tym powiedziałam. Teraz jest mi jakby trochę lżej.
To wyznanie Nelli sprawiło, że kuzynki polubiły się jeszcze bardziej. Teraz mogły już spokojnie zmienić temat na lżejszy — co kupią jutro na jarmarku.
***
Książę Salwiusz żył w Księstwie Xeltii, sąsiadującym z Gwiazdonią. Był już dorosły, ale jeszcze mieszkał w rodzinnym pałacu wraz ze swoją matką — księżną Teklą i ojcem — księciem Dalmarem z rodu Gandanów. Od dawna już słyszał od nich, że czas znaleźć sobie narzeczoną, ale żadna z okolicznych panien nie przypadła mu do gustu. Rodzice byli z tego faktu bardzo niezadowoleni, ale tylko od czasu do czasu zamęczali go pretensjami.
Zbliżały się pięćdziesiąte urodziny księżnej Tekli i powoli do pałacu zjeżdżała się rodzina książęca. Salwiusz najbardziej cieszył się na odwiedziny swojego nieco młodszego kuzyna Szymira, którego znał od dzieciństwa.
Był wczesny poranek, gdy oczekiwany gość nadjechał. Salwiusz z radością przywitał swojego kuzyna. I podczas przyjemnej pogawędki przy śniadaniu okazało się się, że Szymir nie ma jeszcze prezentu dla jubilatki, a do uroczystości zostało już niewiele czasu.