Adam Kanthak
Zacząć wszystko od nowa
Wprowadzenie
Na wstępie tej historii mojego życia chciałbym przekazać krótkie przesłanie do Ciebie, Czytelniku i Czytelniczko. Choćby nie wiadomo jak trudno było Ci w życiu, nigdy nie rezygnuj z marzeń ani celów. Podnoś się po każdym upadku i idź silniejszy/silniejsza niż przedtem.
Wiem, wydaje Ci się, że łatwo się mówi, trudniej wprowadza w życie, jednak wiem z własnego doświadczenia, że można dokonać cudów, jeśli tylko się bardzo chce i ma się ogromną determinację w życiu. Jeśli wydaje Ci się, że jesteś bliski/bliska wyczerpania siły i energii i że nic Ci w życiu już nie wyjdzie, ja jestem dowodem — który chcę opisać w tej książce — na to, że chcieć to móc.
Dedykuję ją każdemu z pozoru słabemu człowiekowi, który w siebie nie wierzy. Masz w sobie więcej siły, niż myślisz, tylko musisz głęboko poszukać samego siebie. Na to nigdy nie jest za późno, więc czytaj moją historię i weź z niej lekcję dla siebie. Ja w Ciebie wierzę.
Adam
Młodość i dorastanie
Urodziłem się w normalnej rodzinie w małym miasteczku na Pomorzu. Moi rodzice nie byli zamożni, więc żyliśmy skromnie, co w latach 90. było standardem. Było inaczej niż teraz, gdy liczą się pieniądz, pozycja, znajomości czy prestiż. Byłem dzieckiem raczej pogodnym, wesołym, lubiącym towarzystwo rówieśników oraz dorosłych. Miałem od zawsze słabość do dorosłości — przebywania z dorosłymi, słuchania ich, obserwowania.
Miałem bardzo fajne dzieciństwo. Zabawy na podwórku do wieczora w okresie letnim, dobry, jak mi się wtedy wydawało, czas nauki w szkole podstawowej i gimnazjum. Uwielbiałem swoje dzieciństwo, ponieważ kojarzyło mi się z zapachem drzew, zabawami na podwórku, ciepłym obiadem w domu, niedzielnymi wypadami na spacer, obecnością rodziców i rodziny podczas wakacji. Chyba każde dziecko ma podobne odczucia do moich. Byłem wręcz zakochany w tym okresie oraz w klimacie. Ciepłe lata, piękne wiosny, zimy pełne śniegu oraz czekanie na święta Bożego Narodzenia. Wówczas nie było niesamowitych prezentów, nie było tego, co dziś jest dostępne na szeroką skalę, za to były inne atrakcje, na które się czekało.
Byłem dzieckiem rozpieszczanym i kochanym przez rodziców, więc zawsze dostawałem prezenty w postaci figurek, książek o moich idolach muzycznych lub ubrań na życzenie. Wspominam to bardzo serdecznie. Były sytuacje, że rodzice w poszukiwaniu wymarzonego przeze mnie prezentu biegali przez pół miasta, aby zaspokoić moje oczekiwanie. Było tak z reguły z okazji moich urodzin i świąt, ponieważ tylko wtedy zdarzały się takie szaleństwa. Pamiętam, z jaką radością rozpakowywałem prezenty i jakim szacunkiem darzyłem rodziców za to, że potrafili zdobyć dla mnie upragniony podarunek. Bo miłość rodziców jest tak silna, że dziecko czuje smak radości i szczęścia. Jestem im za to bardzo wdzięczny do dziś.
Tamten okres był niesamowity nie tylko ze względu na uroki dzieciństwa. Po prostu ludzie byli dla siebie wyjątkowi, normalni i serdeczni, co budowało taką atmosferę. Pamiętam, jak mama rozkładała na stołach mnóstwo rozmaitych ciast i potraw. Choinka czekała na ustrojenie, a muzyka leciała z telewizji. Nie było nerwowej atmosfery, jak obecnie, i tego pędu, presji czasu. Totalnie inny klimat i wspomnienia, które mocno wpłynęły na każdą osobę w tym czasie.
Wychowałem się w zasadzie jako jedynak, mimo że miałem rodzeństwo. Było ono jednak o wiele starsze, więc mieszkało już poza domem rodzinnym. Okres świąt, odkąd pamiętam, był czasem spędzanym tylko z rodzicami, bez nich. Nigdy nie znajdowali czasu, aby wpaść w odwiedziny i zasiąść przy wigilijnym stole. Poza jednym bratem, którego pamiętam najbardziej z rodzeństwa. Czułem wtedy radość małego dziecka, że mam kogoś obok, kto się mną opiekuje i martwi się o mnie, nawet jeśli odwiedza nas sporadycznie. Ze dwa razy pamiętam obecność brata w czasie świąt Bożego Narodzenia i był to najpiękniejszy dla mnie czas, ponieważ nie byłem sam.
Atmosferę świąt, każde wakacje, wszystkie jesienne wieczory spędzane na podwórku bądź u koleżanek — te niesamowite, niezapomniane chwile młodości będę pamiętać do końca życia. Wciąż mam w głowie wołanie mamy do domu, gdy bywało się na podwórku całymi dniami, albo słowa taty, że czas się pouczyć, bo jutro do szkoły. Zabawy na podwórku do upadłego z ekipą z bloku i wygłupy do wieczora całymi dniami. Kto wtedy myślał o nauce i szkole… Wszyscy po powrocie ze szkoły rzucali plecaki i biegli na podwórko się bawić. Nie marnowaliśmy życia i dzieciństwa. Zabawy w chowanego albo bieganie na boisku lub granie w kosza, w gumę, wkurzanie sąsiadek tymi zabawami — trochę tego było, a jaka radość wspomnień!
W dzieciństwie niezbyt skupiałem się na nauce, w szkole podstawowej uczyłem się przeciętnie. W głowie miałem przede wszystkim zabawę z innymi, oddanie się dzieciństwu oraz beztroskę i korzystanie z tego okresu. W szkole średniej uczyłem się natomiast bardzo dobrze i z oddaniem. Ot, taka mała zmiana na przestrzeni paru lat.
Byłem wrażliwym chłopcem, który uwielbiał muzykę i śpiew. Moimi idolami były wówczas Britney Spears czy Spice Girls, ich plakaty wisiały na ścianach, a ich muzyka leciała z telewizji oraz kaset magnetofonowych. Wtedy istniały już wieże CD oraz walkmany do odtwarzania muzyki, ale nie każdy mógł sobie na nie pozwolić. Ja miałem wszystko, ponieważ brat, którego wspomniałem wyżej, dbał o to, abym jako dziecko dostawał niesamowite prezenty. Rodzice byli kochający wobec mnie aż nadto, przez to byłem zbyt wrażliwy, dobry, oddany wobec innych, co później gubiło mnie w relacjach z ludźmi. Natomiast oni sami między sobą nie umieli znaleźć pełnego porozumienia, przez co konflikty między nimi były częste. Na szczęście nie zaburzyło to mojego dzieciństwa i troski o mnie. Oboje kochali mnie mocno i zawsze chcieli dla mnie dobrze, za co im dziękuję i za co niezmiennie ich kocham.
Przez moją wrażliwość i bycie odmiennym dzieckiem często zdarzało mi się płakać, ponieważ nie każdy rozumiał wtedy takie osoby. Lubiłem słuchać muzyki, oglądać programy telewizyjne typu talent show związane z muzyką — generalnie wszystko związane z muzyką i filmem było dla mnie niesamowicie ważne, dlatego wywarło na mnie wpływ, na moją wrażliwość i na to, kim się stałem. Uwielbiałem pisać pamiętniki — spowiadać się do małego zeszytu, pisać w nim o swoich małych sekretach i marzeniach. Nie wiem, co się stało z tymi pamiątkami, nie mam już ich u siebie.
Niesamowicie cieszyłem się każdą chwilą i okresem dzieciństwa, przeżywając każdy dzień bardzo mocno, dlatego wiele pamiętam do dziś. Wiele przyjaźni z tego okresu przetrwało próbę czasu, mam teraz bardzo dobre kontakty z kumplami z przeszłości, za co jestem wdzięczny losowi. Bardzo lubiłem też towarzystwo dziewczyn, z którymi utożsamiałem się bardziej niż z kolegami. Zaważyło to z pewnością na mojej orientacji seksualnej w dorosłości.
Nie sądziłem, że bycie dzieckiem uśmiechniętym, pełnym radości, muzykalności, o dużej wrażliwości będzie źle odbierane przez innych. Często zdarzało się, że byłem obiektem drwin i naśmiewano się ze mnie z tego powodu, co już wtedy powodowało u mnie ogromny stres i strach w związku z byciem innym, odrzuconym i wyzywanym. Od małego wyróżniałem się wśród dzieci. Postępowało to wraz z dorastaniem, czyli preferowanie towarzystwa dziewczyn — inna wrażliwość, inne pasje niż u reszty dzieci, unikanie skupisk ludzi.
Tak trwało do szkoły średniej, gdy zaczęły się inne obowiązki: skupiałem się na nauce i pracy. W liceum też oczywiście nie brakowało tych, którym nie podobał się mój styl bycia i towarzystwo dziewczyn. Czy był to przejaw zazdrości? Nie mam pojęcia, jednak to były zalążki tego, co mnie spotkało potem w życiu.
Ukończyłem szkołę średnią i zdałem maturę w moim małym mieście na Pomorzu. Okres szkoły średniej pamiętam równie mocno jak dzieciństwo. Osiemnaście lat to już prawie dorosłość, więc i świadomość jest zupełnie inna niż parę lat wcześniej. Okres praktyk szkolnych i nauki był dla mnie totalnie innym doznaniem od tego, które znałem jako dziecko. Wszystko mi się przydało do doświadczeń życiowych, każda dodatkowa mała praca, praktyki szkolne, obcowanie z dorosłymi, ich rady i wskazówki. Wówczas chodziłem do szkoły handlowej i praktyki miałem w sklepie odzieżowym. Tam dowiedziałem się, co to obowiązki. Szybko musiałem zejść na ziemię, bo okres dzieciństwa skończył się błyskawicznie, a zaczął się inny etap — nauki i pracy. Ja, siedemnasto-, osiemnastolatek, poznałem wtedy sporo ludzi, zacząłem przebywać wśród dorosłych. Wówczas imponowało mi towarzystwo starszych, było ich wokół mnie więcej niż rówieśników, co dało mi inspirację do naśladowania ich zachowań. Obserwowałem postępowanie i charaktery różnych ludzi, stawałem się dzięki temu dojrzalszy emocjonalnie.
Chodzenie do pracy, po pracy do baru lub na karaoke ze znajomymi — dawało mi to fajnego kopa i zapewniło dojrzewanie w przyspieszonym tempie. Kilkuletni okres szkoły średniej wspominam równie miło, aczkolwiek było to zetknięcie z dorosłością, więc mimo młodego wieku musiałem się bardzo szybko dostosować do nowej roli. Sądzę, że poszło mi z tym całkiem nieźle.
Po szczęśliwym dzieciństwie i fajnym okresie młodości przyszedł czas na gorzkie rozczarowania młodej dorosłości. Mam na myśli okres poszkolny, kiedy byłem dwudziestoletnim młodym mężczyzną. Po maturze nie bardzo wiedziałem, co z sobą zrobić, szukałem pracy w sklepie. W mojej małej miejscowości na Pomorzu trudno było wówczas znaleźć pracę na miarę moich możliwości. Byłem po technikum handlowym, skończyłem też policealne studium hotelarstwa, a w obu tych obszarach szukano raczej pracowników płci żeńskiej. Czułem się dyskryminowany i często byłem zażenowany taką sytuacją. Nie interesowała mnie praca na budowie czy na produkcji, czułem, że się do tego nie nadaję, dlatego kształciłem się w innych zawodach. Trochę musiałem się nabiegać, szukając zajęcia na miarę tego, co potrafię, i gdzie będę się czuć dobrze. Nie było łatwo, bo na początku tego wieku w zawodach takich jak sprzedawca czy hotelarz dominowały kobiety. Dlatego często spotykałem się z odmową i odrzuceniem. Nie rozumiałem, co to za różnica, kto pracuje w sklepie odzieżowym albo w recepcji hotelu. Przecież jestem takim samym człowiekiem jak inni. Co jest ze mną nie tak? — pytałem sam siebie. Często obwiniałem siebie samego, że to moja wina, że pewnie wiedzą, iż jestem jakiś inny i nie chcą takich w pracy. Myślałem, że jestem gorszy i się nie nadaję. Czarne myśli przychodziły mi do głowy, gdy po jakimś czasie stwierdzałem, że w miejscach, gdzie zostawiałem swoje CV, pracują kobiety, a nie ja.
Wreszcie udało mi się znaleźć na jakiś czas pracę w hotelu oraz w sklepie. Dzięki temu, że chodziłem do szkoły policealnej w zawodzie, miałem zaliczone praktyki i znajomości, znalazłem coś na chwilę. Pracowałem w hotelu na pół etatu, jednocześnie chodząc do szkoły policealnej. Miałem dużo zajęć i nauki, więc z trudnością godziłem jedno z drugim. Ponieważ rodzice mieli problem z dogadywaniem się ze sobą, marzyłem o studiach w Gdańsku, na kierunku terapeuta małżeński. Dzięki tym studiom chciałem pomagać innym ludziom w rozwiązywaniu problemów małżeńskich i dogadywaniu się ze sobą. Złożyłem papiery i podanie o przyjęcie na ten kierunek, jednak los zdecydował, że musiałem poświęcić się pracy i innym zadaniom.
Praca w sklepie odzieżowym była moim pierwszym poważnym doświadczeniem od czasu praktyk. Kolejna praca, w hotelu, była większym wyzwaniem, ponieważ miałem w niej kontakt z ludźmi i brałem odpowiedzialność za gości. Praca w recepcji oraz sprzątanie po gościach, maglowanie oraz pranie pościeli i wiele innych obowiązków — bardzo mi się to przydało w moim życiu. Oczywiście, jak każda praca, także ta miała „smaczki”, jak sprzątanie po gościach takich jak prostytutki, czego nie zapomnę chyba nigdy. Oszczędzę szczegółów, ale syf, jaki zostawiali po sobie niektórzy, był szokujący. Parę przykładów: prześcieradła ze śladami po seksie, sedesy i umywalki pobrudzone ekskrementami czy porozrzucane podpaski z krwią i ślady po okresie. Praca w hotelu to nie tylko lekkie i łatwe rejestrowanie gości, ale też wyżej opisane sytuacje. Niektórzy niestety nie umieją się zachować. Praca w handlu i w hotelu, bezpośrednio z klientami, oraz bycie przez pewien czas mediatorem między zwaśnionymi mieszkańcami kamienicy dały mi spore doświadczenie w tym zakresie.
Miałem dwadzieścia lat i nadal mieszkałem z rodzicami, ale ciągle szukałem dla siebie miejsca na polu zawodowym i prywatnym. Marzyłem, aby się usamodzielnić i wyprowadzić z domu rodzinnego. Nadopiekuńczość rodziców, gdy byłem dzieckiem, spowodowała, że czułem, iż jestem inny, że coś się ze mną dzieje. Nie myliłem się — mając dwadzieścia jeden lat, odkryłem w sobie pociąg seksualny do płci męskiej. Przyznanie się do tego najpierw przed samym sobą, następnie wyznanie rodzinie, kim jestem i czego oczekuję od życia, to była droga przez mękę. Nie pociągały mnie kobiety, próbowałem parę razy spotykać się, związać i z dziewczynami, jednak nie dało mi to tego, czego chciałem i co czułem w środku. Pierwszego chłopaka poznałem jako młoda osoba. On był wtedy studentem, miał parę lat więcej ode mnie, co mi imponowało. Zakochałem się w nim tylko dlatego, że potrzebowałem kogoś takiego jak ja — innego niż wszyscy, bo tylko taka osoba jest w stanie mnie zrozumieć i dać mi miłość. Jednak stało się inaczej.
Wtedy, w 2008 roku, bardzo trudno było poznać geja, każdy się ukrywał, nie mówiono o tym głośno, jak to ma miejsce obecnie, był to wówczas temat tabu. Trzeba było żyć w ukryciu i spotykać się z kimś po kątach, w dodatku, aby znaleźć kogoś takiego jak ja, trzeba było się naszukać. Nie pamiętam dokładnie, jak poznałem mojego pierwszego chłopaka, w każdym razie bardzo się zawiodłem na tej znajomości, ponieważ liczyłem na miłość i oddanie, a w zamian dostałem ucieczkę z jego strony, bo on nie chciał podjąć ryzyka bycia razem. Pochodził z dobrego domu, miał wykształcenie i pracę, więc bał się wyjawić, kim jest. Ja natomiast pragnąłem szczerości i miłości, tego oczekiwałem. Bywały momenty, że przy swoich znajomych udawał mojego kolegę, a nawet pozwalał, aby śmiano się ze mnie. Co oczywiste, nie było to dla mnie miłe. Rozeszliśmy się w niefajnej atmosferze, on znalazł ścieżkę życia z kimś innym, a ja rozczarowany zostałem sam.
Czułem się bardzo samotny. Internet czy telefonia komórkowa były rozwinięte znacznie słabiej niż dziś, w zasadzie raczkowały. Moja samotność coraz bardziej mi doskwierała. Oczywiście miałem znajomych szkolnych lub z pracy, ale każdy był zajęty swoim życiem i sporadycznie znajdował czas na spotkania, na które chodziłem, bo od zawsze uwielbiałem towarzystwo ludzi oraz czerpałem energię z rozmów. Różne imprezy, wypady do klubów, spotkania w kinie — trochę tego było, jak u każdego człowieka. Jednak czułem, że samotność to coś więcej, to po prostu brak miłości oraz wsparcia, których wtedy potrzebowałem tym mocniej, że musiałem ukrywać się ze swoją orientacją seksualną, bojąc się reakcji rodziny i znajomych.
Po cichej utracie pierwszego chłopaka oraz nieudanych próbach znalezienia pracy na stałe w końcu przyszedł czas na zmiany, które były moją prawdziwą przyszłością.
Dorosłość i strach
W wieku dwudziestu trzech lat — po okresie wspomnianym wcześniej, ukończeniu szkół, próbach znalezienia odpowiedniej pracy, pierwszym rozczarowaniu miłosnym oraz poznaniu smaku samotności ze względu na orientację seksualną — doszło kolejne zmartwienie w postaci choroby. Dopadły mnie chudnięcie bez jasnej przyczyny, bóle brzucha i głowy, biegunki z krwią oraz gorączki. Z początku bagatelizowałem te objawy, ponieważ myślałem, że to efekt silnego stresu, a jako osoba bardzo wrażliwa wiedziałem i czułem, że może być to spowodowane moim trybem życia. Po jakimś czasie dolegliwości ustąpiły, co uznałem za jednorazowy wybryk spowodowany stresem. Jednak to były pierwsze oznaki, które zapowiadały przyszłe problemy.
Zmęczony życiem bez perspektyw w małym mieście oraz ze względu na swoją orientację planowałem wyjechać do dużego miasta. W 2009 roku poznałem chłopaka i się zakochałem. Spotykaliśmy się rok, on też był spragniony miłości i samotny, jak ja ufał w przeznaczenie, co bardzo nas do siebie zbliżyło. Poczuliśmy pokrewieństwo dusz, czemu sprzyjało to, że byliśmy w tym samym wieku. W 2010 roku zamieszkaliśmy w pobliżu Trójmiasta, aby zapomnieć o małym mieście rodzinnym oraz problemach, uciekliśmy od rodzin, przed którymi baliśmy się przyznać, kim jesteśmy. Obaj baliśmy się tego samego — odtrącenia ze strony rodziny i braku akceptacji.
Zaczęliśmy żyć w nowym mieście i powoli się aklimatyzować. Wtedy uznaliśmy, że nadszedł czas coming outu. Moi rodzice przyjęli tę wiadomość z radością i szacunkiem do mnie, co mnie ogromnie ucieszyło. Kochałem swoich rodziców z całych sił i chciałem, aby akceptowali mnie takiego, jaki jestem. Tak się właśnie stało, co dało mi ogromną radość i spełnienie w tej dziedzinie życia. Rodzicom nie przeszkadzało, jaki jestem, a nawet zaczęli jeszcze bardziej mnie wspierać i kochać. Poczułem niesamowitą ulgę w sercu.
Natomiast od dużo starszych ode mnie brata i siostry dostałem tylko częściowe uznanie i szacunek, niemniej i od nich poczułem wsparcie. Całe życie wychowywałem się jako jedynak, bo rodzeństwo tylko raz na jakiś czas, najczęściej w wakacje, wpadało odwiedzić rodziców. Brat i siostra nie zareagowali tak euforycznie jak rodzice, zachowali się przyzwoicie, ale bez szaleństwa. Wielokrotnie próbowałem poprawić relacje z nimi, jednak nie czułem z ich strony pełnej szczerości i chęci bycia ze mną. Dlatego postanowiłem nie domagać się i nie starać się na siłę być w życiu kogoś, kto mnie w nim nie chce. Czułem od dziecka, że nie ma ich w moim życiu, więc musiałem pogodzić się, że kolejna próba, którą podjąłem jako młody mężczyzna, nie przyniosła odmiany. Jeśli ktoś nie chce nas wpuścić do swojego życia, musimy odpuścić. Wtedy nie potrafiłem tego zrozumieć, bo przecież byłem i jestem człowiekiem z uczuciami jak inni. Bez końca zastanawiałem się, dlaczego, skoro nie robię komuś krzywdy, zostaję odrzucony. Nie wracałem nigdy więcej do tego tematu ani obecności rodzeństwa w moim życiu, czując wobec nich z czasem tylko obojętność.
Z moim partnerem wynajęliśmy małe mieszkanie i dość szybko zaaklimatyzowaliśmy się w nowym miejscu. Jako ciekawostkę dodam, że mieszkaliśmy na początku u pani z Ukrainy, która miała parę kamienic i mieszkań do wynajęcia. Jako że była kobietą otwartą, szybko znalazła nam lokum. Wspominam ją bardzo ciepło, bo zawsze mogłem na nią liczyć w razie afery z sąsiadami — jeśli przytrafiało nam się coś złego, ona zawsze nas broniła.
Były sytuacje, że lokatorzy nie płacili czynszu. Przysyłała wtedy ochroniarzy, którzy grozili dłużnikom. Niekiedy rozwiercali oni zamki w drzwiach, aby odciąć lokatorom dostęp do mieszkania. Policja bała się właścicielki naszej kamienicy, a ludzie nie chcieli z nią zadzierać. My nigdy nie mieliśmy opóźnień w płaceniu czynszu, więc nas to nie dotyczyło.
Zaczęliśmy pracować — każdy w innym miejscu. Partner był przedstawicielem handlowym oraz kierowcą. Ponadto razem pracowaliśmy przy roznoszeniu ulotek Kauflandu. Początkowo ta praca przynosiła spore dochody, które pozwalały nam utrzymać mieszkanie i samochód. Z czasem stwierdziliśmy, że pracujemy coraz dłużej oraz mamy coraz więcej ulotek do rozdawania, a wpływy na konto są coraz mniejsze. Wobec tego zadzwoniliśmy do centrali Kauflandu we Wrocławiu, żeby to wyjaśnić. Okazało się, że nasz kierownik nas oszukuje, przypisując sobie część naszej pracy. My rozdawaliśmy gazety na ośmiu regionach, a on z tego brał, kradł dla siebie połowę. Takie były początki tego, co nastąpiło potem. Naturalnie zagroziłem kierownikowi, że poinformuję Kaufland o jego złodziejstwie. Jednak koniec końców poszedłem z nim na ugodę, dzięki czemu odzyskaliśmy część pieniędzy. Jak się później okazało, dalej okradał roznosicieli, ale nas już tam nie było.