E-book
39.69
drukowana A5
61.89
Wrzuć na luz

Bezpłatny fragment - Wrzuć na luz


Objętość:
189 str.
ISBN:
978-83-8221-773-5
E-book
za 39.69
drukowana A5
za 61.89

Książkę dedykuję moim dzieciom:

synowi Patrykowi i córce Zuzi

Wstęp

Pretekstem do napisania tej książki stały się moje rozmowy z cudownymi ludźmi, podczas sesji coachingowych. Zauważyłam, że większość z nich nie realizowała siebie i swoich celów poprzez wymówki, które ich ograniczały. Mało tego, swoje wielkie marzenia zakopali głęboko pod gruzami własnych emocji, jakie towarzyszyły im przy każdej kolejnej wyszukanej wymówce, aby usprawiedliwić siebie. I choć czuli się z tym okropnie, wybaczali sobie każdą próbę wytłumaczenia, jak ważny powód mieli, aby nie spełniać swoich marzeń. Postanowiłam zrobić badanie, może nie naukowe, ale chciałam sprawdzić ile i jakich wymówek używają najczęściej ludzie, żeby czegoś nie robić, coś odpuścić. Zapytałam o to ponad sto osób, moich znajomych i tych przypadkowo spotkanych, choćby podczas wakacji, spotkania w windzie czy na placu zabaw z moją córką. Okazało się, że problem z wymówkami jest powszechny. Każdy je stosuje, gdy nie ma na coś ochoty albo nie chce mu się czegoś robić. Czytając książkę, dowiesz się dlaczego tak się dzieje. Jak się domyślasz, trudno mi było pytać obcych ludzi — “Jaka jest Twoja najczęstsza wymówka?”, wpadłam więc na pomysł, aby zadawać wszystkim dwa pytania. Pierwsze, otwierające brzmiało -”Jakie jest Twoje największe marzenie?” Reakcje były dwojakie. Raz widziałam jak twarze ludzi się rozświetlały, oczy zaczynały im błyszczeć, a na ustach pojawiał się delikatny uśmiech. Jedni bardzo szczegółowo i konkretnie opowiadali o tym, czego sobie życzą. Inni, choć wiedzieli czego chcą, nie mogli lub po prostu wstydzili się opowiadać obcej osobie o tym, co w sercu na dnie. Innym razem spotykałam ludzi, którzy albo nie umieli opowiadać o swoich marzeniach, albo ich po prostu nie mieli. To było najgorsze. Ich twarze wydawały się szare, zimne i bez życia, a przecież jak powiedział Victor Hugo — “Nic nie tworzy przyszłości tak, jak marzenia”. Skupiłam się zatem na tych, którzy je posiadali. Wówczas, celując w samo serce, zadawałam im drugie pytanie, które tak naprawdę najbardziej mnie interesowało — “Co powstrzymuje Cię przed realizacją Twojego marzenia?” I zaczynało się! W najśmielszych snach nie przypuszczałam nawet, jak pomysłowi i twórczy potrafią być ludzie. To było jak mistrzostwa Świata, jakby nieświadomie brali udział w życiowej konkurencji — kto wymyśli najlepszą wymówkę? Wspinali się na wyżyny swoich możliwości. Moim zdaniem mistrzostwo zdobyła wymówka — “Boję się, że mi się uda i co potem?”. Genialne! Po co się starać, jeszcze mi wyjdzie i dopiero będzie kłopot. No cóż, bardzo oryginalne. Niestety większość zawodników bardzo się starała, ale nie powalała oryginalnością i podawała sztampowe odpowiedzi. W sumie, na 123 respondentów mojego badania, padło aż 47 różnych wymówek. W niniejszej książce rozprawiam się z 31 wymówkami, gdyż większość z pozostałych była albo bardzo zbliżona do tych, które opisuję, albo mówiły o tym samym, różnymi słowami. Jedno co wynika z moich badań to fakt, że co czwarta osoba stosuje taką samą wymówkę. Te najczęstsze znajdziesz na kartach książki.

W tym miejscu muszę się Wam do czegoś przyznać. Ja też miałam marzenie, którego nie realizowałam. Było nim napisanie książki. Od ponad roku na moim fanpage’u na Facebooku, Marzena Śmigielska Energy Boost https://www.facebook.com/smigielska.energyboost/ w każdą środę umieszczałam filmy, w których, jak to ładnie kiedyś powiedział mój znajomy, “po ludzku tłumaczysz Świat”. Dorzucił też wtedy — “Ty książkę powinnaś napisać”. Tym zdaniem zasiał ziarenko, które zaczęło kiełkować. Myślałam, byłoby super, ale jeszcze nie teraz, jak zbiorę więcej materiałów, może za rok. Dobra wymówka — nie teraz! Poza tym bałam się, że przy mojej konkretności, książka będzie miała max. 20 stron. Sama esencja i kropka. Tkwiłabym w tym myśleniu pewnie jeszcze jakiś czas, gdyby nie spotkanie z Łukaszem i Basią Milewski w Warszawie. Powiedzieli pisz, na co czekasz! Masz czas do końca roku! Tak oto trzymasz w swoich rękach Drogi Czytelniku moje zrealizowane marzenie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.

Zadaj sobie teraz te same dwa pytania i uczciwie, w swoim sercu odpowiedź na nie. Dowiesz się, co tak naprawdę powstrzymuje w życiu Ciebie. Następnie przeczytaj całą książkę lub przejdź do konkretnego rozdziału, w którym wyjaśniam jak poradzić sobie z tym, co Cię blokuje. Miłej lektury.

Podziękowania

Za powstanie tej książki, największe podziękowania należą się mojemu Kochanemu mężowi Arkowi. Po pierwsze za to, że dał mi przestrzeń, czas i miejsce do jej napisania. Po drugie dlatego, że zawsze we mnie wierzy i wspiera we wszystkich moich poczynaniach. Po trzecie i chyba najważniejsze, to że poświęcił tydzień swojego życia na to, aby ją przeczytać i dokonać pierwszej korekty. Był moim pierwszym korektorem, recenzentem i krytykiem. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie bez niego, ale wiem, że to dzięki niemu dokonały się wszystkie dobre zmiany w moim życiu! Dziękuję Kochanie! Drugiej korekty dokonała Ludmiła Śmigielska, mama mojego męża, której również należą się podziękowania, zwłaszcza, że wstrzeliłam się z tym, w trudnym dla niej momencie.

Ta książka nadal pozostawałaby w sferze marzeń, gdyby nie dwie fantastyczne osoby Basia i Łukasz Milewski. To oni podczas naszego wspólnego spotkania, nie tylko namówili mnie do rozpoczęcia tej wspaniałej przygody, ale, po przeczytaniu pierwszych stron, podnieśli mnie na duchu i powiedzieli ‘’ Pisz dalej. To jest dobre!”. Dziękuję, że we mnie uwierzyliście i dodaliście mi skrzydeł. Basi dodatkowo dziękuję za napisanie pięknej recenzji.

Podziękowania należą się też mojej Kochanej siostrze Basi, która zawsze mnie dopingowała i była moim najwierniejszym kibicem. Gdyby nie ona, nie przypuszczałabym nawet jaki talent ma moja siostrzenica Dominika, która jest autorem i wykonawcą grafik do mojej książki. Dobra robota — dziękuję.

Wśród grona życzliwych mi osób, które cały czas trzymały kciuki za powstanie tej książki nie może zabraknąć Magdaleny, Kasi, Agnieszki, Moniki, Uli, Iwony, Justyny i Gosi.

Nie mogę nie wspomnieć też o moich rodzicach, mamie, która odbierała mi czasem młodszą córkę z przedszkola i zabierała do siebie na noc, żebym mogła w spokoju pisać do późnej nocy.

Dziękuję wszystkim, których nie wymieniłam z imienia i nazwiska, a którzy po cichu mi kibicowali.

Tobie drogi czytelniku, że zaufałeś mi i sięgnąłeś po tę książkę, również dziękuję i życzę wielu inspiracji.

Nie mam czasu


Jadę. Ruszam zawsze z jedynki. Wykonuję to całkowicie bezwiednie, bo tak robi człowiek z wieloletnim doświadczeniem. Nie zastanawiam się. Uwielbiam ten stan, gdy jadę w daleką trasę, bo mam wtedy czas pobyć sam na sam ze swoimi myślami, no chyba że jadę z kimś.

Jadę dość szybko i drzewa stojące na poboczu jedynie migają mi w szybie. Zauważam je kątem oka. Doświadczam względności ruchu. One stoją niewzruszone, a ja pędzę! A może to Świat pędzi, a ja stoję w miejscu? W mojej głowie krąży tysiąc myśli. Zatrzymuję swoje myśli na chwilę na drzewach. Jak to się dzieje, że mijam je, a one tkwią nieruchomo, jakby je nic nie obchodziło, że pędzę. Tacy niemi świadkowie wykroczeń popełnianych przez kierowców, i przeze mnie. Nie, jednak biorąc pod uwagę układ odniesienia drzewa — mój samochód, to ja zmieniam swoje położenie względem nich. One wyznaczają jedynie tor mojego ruchu. Na prostym odcinku autostrady jest on prostoliniowy, ale niebawem zmieni się na krzywoliniowy, gdy będę przejeżdżać przez miejscowości. Jestem fizykiem z wykształcenia i wiem, że tak naprawdę, na bardzo krótkich odcinkach drogi, tor zawsze jest linią prostą. Dlaczego tak szybko jadę? Gdzie ja się spieszę? Przez głowę przebiegają mi elementy ruchu: tor, droga, prędkość, czas…


Czas! No właśnie, czas. Ciągle nas goni, ciągle go mało. Czy widzieliście kiedyś w życiu klepsydrę? — na pewno! Być może mieliście ją w swoich dłoniach, a może masz ją nawet w domu? Czym ona jest? Narzędziem do odmierzania czasu. Gdy przychodzisz na Świat, nie myślisz o przemijaniu. Masz całe życie przed sobą. Małe dzieci mają czas na wszystko. Nigdy nie są zmęczone, nigdzie nie pędzą, a zabawa pozwala im na oderwanie się od rzeczywistości. Często są wtedy w swoim świecie. Trudno je stamtąd wyrwać. Na słowa “Kochanie, koniec zabawy”, odpowiadają zawsze “Jeszcze nie”!

Dla nastolatków czas jest tak abstrakcyjny, że o swoich rodzicach mówią, że są starzy. Dopiero po dwudziestce, gdy u niektórych pojawiają się pierwsze siwe włosy i zmarszczki, młodzi ludzie zaczynają inaczej podchodzić do czasu, i nawet dziadkowie wydają im się wtedy jeszcze w kwiecie wieku. Czy czas jest zatem względny? Oczywiście, choć płynie nieubłaganie, dobrze jest uświadomić sobie jego wartość. Najlepiej jego wagę odzwierciedla fragment wiersza Paulo Coelho:

“Żeby docenić wartość jednego roku, zapytaj studenta, który oblał egzaminy. Żeby docenić wartość miesiąca, spytaj matkę, której dziecko przyszło na świat za wcześnie. Żeby docenić wartość godziny, zapytaj zakochanych czekających na to, żeby się zobaczyć. Żeby docenić wartość minuty, zapytaj kogoś, kto przegapił autobus lub samolot. Żeby docenić wartość sekundy, zapytaj kogoś, kto przeżył wypadek. Żeby docenić wartość setnej sekundy, zapytaj sportowca, który na olimpiadzie zdobył srebrny medal.”

Jak zatem go celebrować? John Barrymore powiedział:

“Człowiek nie jest stary, dopóki żalem nie zastąpi marzeń”.

Niestety najpierw ludzie nie wiedzą czego chcą, potem uważają, że są za młodzi, żeby robić to co kochają, potem, że nie są dość dobrzy, że nie są dostatecznie przygotowani. Następnie boją się zrobić pierwszy krok, a potem, gdy już wiedzą jak to osiągnąć, okazuje się, że zwykle jest już na wszystko za późno, że są za starzy, albo że już nie wypada. Dlatego powiedzenie “Gdyby młodość wiedziała, a starość mogła” jest wciąż tak aktualne.

W czym tkwi sekret? We właściwym gospodarowaniu swoim czasem. Czas jest bezcenny, nie kupisz go za żadne pieniądze Świata, jest ściśle określony i konkretnie limitowany. Każdy z nas codziennie dostaje swoje 24 godziny i tylko od nas zależy czy będziemy je mądrze wykorzystywać. Musisz mieć świadomość przemijającego czasu, niczym ziarenka piasku, które przesypują się w klepsydrze. Ci, którzy dobrze planują swój czas, doznają owocnego i dającego zadowolenie życia. Ci, którzy mają, Twoim zdaniem, wyjątkowe życie, różnią się od Ciebie tylko sposobem, w jaki wykorzystują dany im czas. A Ty? Zdecyduj co jest dla Ciebie ważne. Les Brown powiedział:

“Jeżeli robisz to co łatwe, Twoje życie będzie trudne.

Jeśli robisz to co trudne, Twoje życie będzie łatwe.”

Zatem, aby wykorzystać swój potencjał musisz zrozumieć, że planowanie swojego czasu to nic innego jak planowanie swojego życia! Jak to zrobić? Zastosować filozofię “ostatniego dnia”. Polega ona na przeżywaniu każdego dnia, tak, jakby miał on być Twoim ostatnim. Budzisz się rano i myślisz: ”Co bym dzisiaj zrobił/zrobiła, gdyby to był mój ostatni dzień?” To podejście całkowicie odmieni twoje życie. Zaczniesz żyć pełnią życia i wykorzystasz każdą chwilę ze swoich 86400 sekund (24h=86400s). Będziesz wszystko i wszystkich traktować z należnym szacunkiem, a co najważniejsze — niczego nie odłożysz na później! Skupisz się na tym co naprawdę ważne i przestaniesz marnować czas na pierdoły, błahostki. Zaczniesz realizować swoje marzenia i zaczniesz sięgać po to, czego zawsze pragnąłeś/pragnęłaś! Pomyśl też o złodziejach czasu, którzy Cię z niego okradają. To są na przykład ludzie, którzy dzwonią, gdy Ty miałeś zjeść z rodziną kolację. Czy musisz zawsze odbierać telefon? Jeśli to coś ważnego, zadzwoni jeszcze raz. Czy jesteś niewolnikiem urządzenia, które miało nam ułatwiać życie? Jeśli Ty będziesz szanować swój czas, ludzie będą szanować Ciebie. Ci złodzieje, to też na przykład seriale, które kradną Ci czas przeznaczony na zabawę z dziećmi. Musisz strzec swojego czasu i nauczyć się być człowiekiem asertywnym. Nie odkładaj niczego na później! Doceniaj świętość każdego dnia. Czas na nikogo nie czeka, więc łap każdy moment, który Ci został, każde ziarenko ze swojej życiowej klepsydry!

Gdy pomagam ludziom odnaleźć siebie, słyszę ich najczęstszą wymówkę: nie mam czasu. Nie mam czasu na sex, nie mam czasu pobawić się z dziećmi, nie mam czasu nauczyć się angielskiego, nie mam czasu iść na koncert, nie mam czasu czytać książek, nie mam czasu… Serio? Też chcesz mieć więcej czasu? Ile? Dwie, trzy, pięć godzin? Ja też bym chciała, ale prawda jest taka, że wszyscy mamy tyle samo czasu. Jak to jest, że jedni, w swoje 24 godziny, potrafią zrobić wszystko co sobie zaplanowali, a innym zabiera to całe miesiące? Są bardziej zorganizowani? Mają wszystko przygotowane? Nie, to kwestia priorytetów! Każdy znajdzie wytłumaczenie na swoje “nicnierobienie”, niechęć, ociąganie się i na swoje lenistwo. Przeprowadziłam kiedyś ankietę wśród ponad 100 przypadkowo i nie przypadkowo spotkanych ludzi. Zapytałam ich o to “Co jest ich największym marzeniem?” Gdy dostałam odpowiedź, dopytywałam “Co powstrzymuje ich przed realizacją tego marzenia?”. Usłyszałam bardzo długą listę ludzkich wymówek. Mam je wszystkie spisane. Nie uwierzylibyście, jak ludzie potrafią być kreatywni. Tak urodził się w mojej głowie pomysł, żeby napisać książkę o ludzkich wymówkach. Żeby się z nimi rozprawić! Myślę, że niektórzy z miejsca uzupełniali by moją listę, a inni z zaskoczeniem konkludowaliby “Wow, w życiu bym na to nie wpadł/wpadła. To bardzo dobra wymówka”. Dobra, czy dobrze brzmiąca? Gdy pytasz o coś ludzi, często za pierwszym razem dają Ci odpowiedź, która dobrze brzmi — to tak zwana prawda dobrze brzmiąca — po prostu nie powiedzą Ci prawdy od razu. Następnie, gdy będziesz drążyć temat, wejdziesz głębiej, to być może usłyszysz prawdę prawdziwą, ale co do tego nigdy nie możesz mieć pewności. Nigdy nie wiadomo, ale wiem jedno, pogłębianie tematu i zadawanie coraz bardziej szczegółowych pytań, prowadzi do prawdy. Kiedy jako młoda dziewczyna pracowałam w agencji marketingowej, nasz szef na wszystkie nasze wymówki “ale” odpowiadał: “Tak, to bardzo dobry powód”, po czym dodawał słowa, wypisane na ścianie agencyjnego biura: “Nie ma rzeczy niemożliwych. Pytanie tylko, jak to zrobić”. Do dziś dnia, słowa mojego byłego szefa Czesława są przeze mnie wykorzystywane i cytowane w sytuacjach, gdy ktoś stara mi się udowodnić, że czegoś się nie da! Odpowiedzi bywają niesamowite, twórcze, wręcz inspirujące, a wszyscy znają swój prawdziwy powód braku realizacji marzeń. Nawet jeśli coś ukryte jest głębiej, to na pierwszy plan zawsze, jakby na odczepnego, rzucane jest “nie mam czasu” — tak, to bardzo dobry powód. Tylko, jak powiedział Jack Canfield:

“Człowiek ma w życiu albo wymówki, albo wyniki”.

Wymówki, to nasz zawór bezpieczeństwa. Świetnie czujemy się sami przed sobą, gdy możemy się usprawiedliwić, że nie zrobiliśmy czegoś, bo… nie mieliśmy czasu.

Wyobraź sobie teraz taką sytuację. Jesteś kobietą, do której od dwóch tygodni dzwoni koleżanka i próbuje się z Tobą umówić na kawę, bo chce Ci pokazać możliwość dorobienia, np. na suplementach. Podejrzewasz o co może chodzić, więc za każdym razem wyszukujesz tysiące powodów, które zabierają Ci czas i nie pozwalają umówić na spotkanie. Znasz to? I wtedy, powiedzmy około godziny dziewiątej rano, dzwoni do Ciebie telefon. Patrzysz na numer, ale nie znasz go i nie jest on w Twojej książce kontaktów. Odbierasz nieśmiało i słyszysz w słuchawce znajomy głos faceta, który jest Twoim idolem, bożyszczem, niedoścignionym wzorem, a przy tym jest Twoim ideałem faceta. Jak to kiedyś usłyszałam “Taki facet, co to go nogą z łóżka byś nie wypchnęła” :). Czujesz jak zaczyna Ci się robić gorąco, serce zaczyna szybciej bić i siadasz z wrażenia, bo miękną Ci nogi. Który aktor lub piosenkarz mógłby to być dla Ciebie? Powiedzmy, że jest to Richard Gere. Za stary? OK, Brad Pitt. Dla Panów może to być Angelina Jolie lub Cindy Crawford.

— Cześć. Jestem dzisiaj w Twoim mieście pomiędzy 2, a 4 po południu. Czy masz czas, żeby się ze mną spotkać na kawę?

Co robisz? Co odpowiadasz? Raptem masz czas? Oczywiście że go nie masz! Przed chwilą swojej koleżance przez telefon podałaś z pięć powodów, dla których nie masz czasu żeby się z nią spotkać, a mimo to, z głupim uśmiechem na twarzy i miękkimi nogami, odpowiadasz:

— Oczywiście! Gdzie mam być?

W pracy urwanie głowy. Raport na jutro w proszku. Na ekranie komputera rozgrzebany mail do kontrahenta. Szef poprosił Cię o krótkie spotkanie przed końcem pracy, u niego w biurze. O godzinie 15 trzeba odebrać dzieci z przedszkola! Ale co tam! Są rzeczy ważne i ważniejsze, a najważniejsze jest teraz spotkać się z obiektem westchnień i marzeń. Rzucasz wszystko i, uwierz mi, znajdujesz ten czas, żeby się spotkać! Priorytety! Kawa ze znanym obiektem westchnień z ekranu telewizora — najwyższy priorytet! Bezcenne!

Tak właśnie jest u nas z tym czasem. Ludzie zawsze znajdą czas na to, co dla nich ma wysoki priorytet i odpuszczą sobie to, na czym im nie zależy. Więc na litość Boską, przestań się wreszcie tłumaczyć, że nie masz czasu! Po prostu powiedz prawdę swojej koleżance: “Słuchaj mogę się z Tobą spotkać jutro około 17, ale nie interesują mnie suplementy”. Nie prościej, łatwiej, bez kłamstw i szukania wymówek? Koleżanka albo spotka się pomimo to, albo odpuści. A Ty? Ty będziesz mieć czyste sumienie i bez problemu będziesz mógł/mogła sobie spojrzeć w twarz.

Czas? Ile mam jeszcze czasu, a ile już przeżyłam? Ile mi jeszcze zostało? Czy to ma sens? Jakie to ma znaczenie? Każdy ruch odbywa się w jakimś czasie. Ruch mojego życia też! Przecież czas jest względny. Zapytaj pięćdziesięciolatka, czy jest stary?

— “Nie — odpowie — jestem w kwiecie wieku”,

a zapytaj o to samo dwudziestolatka, a odpowie Ci:

— “Pięćdziesiąt lat! Czas umierać”.

Ludzie kompletnie nie mają poczucia czasu, nie rozumieją go.

W tym miejscu opowiem Ci zabawną sytuację z mojego życia. Pewnego razu, gdy prowadziłam lekcję, do klasy weszła pedagog z ojcem jednego z uczniów, któremu skradziono komórkę. Chcieli poznać okoliczności zdarzenia, z ust kolegów z klasy. Gdy stanęli w drzwiach, z miejsca w mężczyźnie rozpoznałam byłego chłopaka mojej siostry. “Jarek?” Zapytałam nieco zaskoczona. “Marzena?” Usłyszałam w odpowiedzi. Przywitaliśmy się, a potem jakąś chwilę trwała rozmowa z chłopcami. Gdy opuścili salę, jeden z kolegów zapytał poszkodowanego: “Ty, a skąd Twój ojciec zna się z panią od fizyki?” Ten, totalnie zdziwiony, tłumaczył się, że nie ma pojęcia. Tamten, gdy nie otrzymał satysfakcjonującej odpowiedzi, dalej drążył temat, czyli zwrócił się do mnie i zapytał wprost skąd się znamy? Wymijająco i żartobliwie odpowiedziałam, że Jarek jest moim niedoszłym szwagrem. Mina chłopca była bezcenna. Nie dawał za wygraną. Zapytał więc:

— “To ile Pani właściwie ma lat?”.

— “A na ile wyglądam?” — odpowiedziałam pytaniem na pytanie, migając się od odpowiedzi. On zmierzył mnie wzrokiem z dołu do góry i odrzekł:

— “W sumie, to wygląda Pani trochę lepiej niż moja mama. Ona ma 41!” Pamiętam jak opanował mnie spazmatyczny śmiech, gdy pomyślałam o swoim wieku. Miałam wtedy 29 lat!

A może czas wcale nie płynie, tylko jest pionowy? A może można go rozciągnąć? Einstein mówił o dylatacji czasu. Do dziś pamiętam nasze obliczenia, na zajęciach analizy matematycznej, podczas studiów. Liczyliśmy ile czasu zajmie statkowi kosmicznemu, który poruszałby się z prędkością światła (300 000 km/s), dotarcie do najdalszej planety naszego układu Słonecznego. Jeszcze wtedy uczono nas, że jest ich dziewięć, a najdalsza z nich to Pluton. Obecnie jest ich tylko osiem, a Pluton, ze względu na swoje rozmiary, zaliczony został do planetoid. Obliczenia nas zszokowały. Dla człowieka w statku podróż tam i z powrotem trwałaby zaledwie 4 godziny, ale w tym czasie na Ziemi upłynęło by 90 lat! Więc jakie znaczenie ma czas? Czy nadal chcesz mi powiedzieć, że nie realizujesz swojego życia, bo “nie masz czasu?”

“Nie dasz sobie rady!”


Ostro skręcam w lewo. Ściągam nogę z gazu i redukuję bieg. Za duża prędkość. Gdybym wypadła z zakrętu, policja na pewno powiedziałaby: “prędkość niedostosowana do sytuacji”. Wbijam dwójkę i znów rozpędzam samochód, czując swoje ciało wciskane głęboko w fotel przez przyśpieszenie. Dzięki tej sile siedzę stabilnie…

Siedzę w swoim pokoju. Jest cicho, zza okna słychać tylko śpiew ptaków. Jest kwiecień, czas, gdy trzeba składać podania o przyjęcie do szkoły średniej. Świeci już pierwsze, wiosenne Słońce. Coś czytam siedząc na łóżku. Nagle do pokoju wchodzi moja mama. Niewysoka, ładna blondynka z krótkimi włosami i fartuszkiem. Pewnie pichciła coś w kuchni. Pyta:

— Do jakiej szkoły idziesz?

— Do liceum na Mickiewicza — odpowiedziałam

— Ty do Liceum? — odrzekła zaskoczona. — Nie dasz sobie rady!

Poczułam jak wzbierają we mnie emocje. Złość mieszała się z rozczarowaniem i agresją. Oto moja rodzona matka nie wierzy we mnie i mówi mi, że nie dam rady! Byliście kiedyś w sytuacji, gdy ktoś wmawia Ci, że nie dasz sobie rady?

— Dlaczego? — pytam — powstrzymując się od wybuchu złości

— Bo tam trzeba dużo się uczyć, a potem iść na studia, a w naszej rodzinie nikt nie skończył studiów — wyjaśniła.

Pamiętam, że nie wytrzymałam wtedy i krzyknęłam:

— To ja Ci udowodnię, że dam radę!

Wybiegłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami. Było mi przykro. Skończyłam ósmą klasę w pierwszej trójce najlepszych uczniów i czułam, że to może się udać. Dlaczego ktoś tak mi bliski depcze moje marzenia?! Gdy popytałam w rodzinie, okazało się, że dwóch wujków już skończyło studia, a po mnie był już cały wysyp magistrów. Nie muszę Ci chyba mówić, że oczywiście dostałam się do tego liceum. W moim mieście, w tamtych czasach były tylko dwa licea, które bez przerwy ze sobą konkurowały, naprzemiennie się wyprzedzając i właśnie w tamtym roku, to moje było na topie. Życie szybko zweryfikowało moje marzenie, bo już we wrześniu miałam kłopot z fizyką, a wtedy z jedynką na koniec roku wyrzucali ze szkoły. Do szkoły, przez “Kosę” — tak nazywaliśmy panią od fizyki, została wezwana moja mama … z “załącznikiem” — takie były czasy. Bałam się bardzo, żeby nie usłyszeć od matki słów: “A nie mówiłam?” i zrobiłam wszystko, żeby zaliczyć ten rozkład sił na równi. Do dziś dnia go pamiętam. Poza tym, po czterech latach bycia na cenzurowanym i uczenia się tylko fizyki, nie miałam problemu z wyborem przedmiotów na maturę. Wybrałam fizykę i zdałam ją na 5!

Nie wszyscy jednak reagują w taki sam sposób jak ja. Znam takich, dla których czyjeś “Nie dasz sobie rady” jest świetną wymówką. Mnie motywowało, zagrzewało do walki i wytężonej pracy, dzięki której osiągałam to co zamierzyłam. Jeśli też masz problem z tym, że ktoś Ci coś insynuuje, to posłuchaj tego:

Jeszcze będąc w liceum miałam przyjemność po raz drugi usłyszeć to zdanie, które od tamtego czasu szczególnie mnie ruszało i odkrywało we mnie pokłady niesamowitej energii, motywacji i zapału do działania. Pamiętam, była połowa lekcji matematyki, gdy do sali weszła tęższa kobieta o krótkich, ciemnych włosach i ładnym uśmiechu. Szukała dziewczyn do zespołu tanecznego. Przeszła po sali i poprosiła trzy, aby wstały. Byłam wśród nich. Podeszła i powiedziała: “Jesteś za niska, ale masz ładną buzię — dam ci szansę”. Zaprosiła nas na zajęcia. Zostałyśmy przyjęte wszystkie, ja warunkowo, ze względu na wzrost. Chodziłam trzy razy w tygodniu na próby, trwające po dwie godziny. Byłam sumienna i pracowita. Chciałam udowodnić, że mam nie tylko ładną buzię, ale i jestem zdolna. Dziewczyny ostro trenowały, bo szykowały się na występy w Związku Radzieckim — w Archangielsku. Po tygodniu gruchnęła wiadomość, że jedna z dziewczyn nie może jechać, więc w mojej głowie nieśmiało pojawiła się myśl: “Może ja”? Niestety wybrali tą drugą, bo była wyższa i do tego szczuplejsza. Było mi przykro, ale nie mogłam nic zrobić. Widziałam jak trenowała, a do wyjazdu został miesiąc. Bała się, że nie jest w stanie nauczyć się w tak krótkim czasie, tak wielu tańców. Dziewczyny z dłuższym stażem kiwały głowami. “Nie da rady” — mówiły! Wtedy ktoś ją zapytał:

— A Ty masz w ogóle paszport?

Nie miała! Moja szansa znów się pojawiła. Postanowiłam ją wykorzystać.

— Ja mam — krzyknęłam.

— Nie dasz rady. Masz za mało czasu — powiedziała jedna z dziewczyn.

I stało się! Dotknęła mojej czułej struny. Poczułam znajome uczucie i te same emocje, które zawsze budzą we mnie najgorsze demony.

— “Ja nie dam rady? To patrz!” — wykrzyknęłam.

Pamiętam, jak uczyłam się obrotów do oberka. To bardzo trudne obroty, a na występie trzeba ich wykonać 32 pod rząd. Żeby podczas tańca na scenie nie zabić moich koleżanek i stać na swoim miejscu, rysowały mi na podłodze kredą kółko i nie mogłam z niego wyjść podczas kręcenia tych obrotów.

— “Pojedziesz, jak się tego nauczysz” — rzuciła ta, która wątpiła w moje możliwości.

Nie pamiętam ile godzin ćwiczyłam te obroty, a przecież musiałam jeszcze zapamiętać choreografię pozostałych chyba 12 tańców. Ćwiczyłam do upadłego, do wymiotów i do stanu, w którym błędnik głupieje. Ale udało się. Dałam radę. Zrobiłam to. Było warto ćwiczyć i nie poddać się. Nauczyłam się wszystkich układów i pojechałam do Archangielska. Pierwszy raz leciałam wtedy samolotem. To było przeżycie. Na wyjeździe dałam się poznać jako dusza towarzystwa, bo naśladowałam Bogdana Smolenia w jego skeczu o Pelagii. Tekst był na czasie, trochę polityczny, więc wszyscy mieli ubaw po pachy. Po powrocie, a właściwie to do dziś dnia wszyscy z zespołu mówią na mnie “Pigwa”. Był jeszcze jeden plus tego wyjazdu — na próbach nie byłam już traktowana jak “nowa”. Bardzo mnie to dopingowało do bycia jeszcze lepszą.

Jeśli kiedykolwiek, ktoś Ci będzie wmawiał, że nie dasz rady, albo co gorsze, też tak pomyślisz, to przypomnij sobie te historie, i udowodnij sobie, że dasz radę!

To się nie uda


Ostro hamuję. Przegapiłam zjazd. Zjeżdżam w jakąś boczną dróżkę. Wrzucam jedynkę, wykręcam i wracam na właściwą drogę. Znów dociskam pedał gazu. Muszę nadrobić stracone minuty.

Nie ważne gdzie jesteś, kim jesteś i co robisz! Czasem może się zdarzyć, że usłyszysz i uwierzysz w rzucone bezmyślnie przez kogoś słowa: “To się nie uda!” Pogubisz się na chwile, jak ja z tym zjazdem. Jak to jest, że ludzie mówią różne zdania, a jedne docierają do nas bardziej niż inne? Jedni puszczą je mimo uszu, a w innych będą one rozbrzmiewać i wracać jak niechciane słowa piosenki. Znasz to, prawda? Jakaś piosenka wchodzi Ci do głowy i potem cały dzień nucisz jej słowa. Co zrobić, żeby to nie stało się naszą wymówką? Odkryć w sobie pasję! Ona decyduje, że wiesz, czego chcesz i nic nie jest w stanie odwieść Cię od realizację planu. Rzucasz wszystko i zaczynasz działać, wierząc w sens tego, co masz w głowie. Czujesz, że jak tego nie zrobisz, to się udusisz, to oszalejesz! Kiedy pracowałam jako dyrektor w jednej ze szkół, wpadłam na pomysł zorganizowania imprezy, która przyniosłaby nam dodatkowe pieniądze na nasze szkolne potrzeby, a tych nigdy nie brakowało. Remont łazienki, nowa wykładzina, czy nowa tablica do sali. Wymyśliłam bal. Bal przyjaciół “mojej szkoły”. Beztrosko i dość odważnie założyłam, że zgłosi się około 300 osób. Szybko policzyłam, że mając 70 pracowników, to co najmniej 100 osób będzie tylko nas samych. Niestety mój pomysł im się nie spodobał i postanowili zbojkotować całą akcję. Mało tego, dotarły do mnie słuchy, że po cichu zakładali się, że ten bal się w ogóle nie odbędzie? Byli przekonani, że to się nie uda, że nie dam rady sama zebrać tylu ludzi, a przecież zamówiłam najpiękniejszą salę w mieście, na trzysta osób. Zostałam sama z dziewczynami z sekretariatu i dwoma paniami pedagog. Muszę przyznać, że do końca mi pomagały i trzymały ze mną sztamę. Dzięki dziewczyny! Postanowiłyśmy milczeć jak grób i utwierdzać ich w przekonaniu, że bal trzeba będzie odwołać. Codziennie przychodził ktoś do sekretariatu i podpytywał, ile osób się już zgłosiło. Tymczasem wieść o balu rozeszła się bardzo szybko i grupy znajomych, przyjaciół rezerwowały całe stoliki. Same uruchomiłyśmy też naszych znajomych, i tak przy obecności zaledwie 10 osób ze szkoły odbył się piękny bal na 280 osób. Były licytacje, loterie, pokaz tańców i inne atrakcje. Udało się, zrobiłam to, bo miałam wsparcie innych i uwierzyłam w sens tego przedsięwzięcia. Zebraliśmy pokaźną sumkę. W tajemnicy powiem Ci, że po roku powtórzyliśmy nasz sukces.

Tak samo jest z realizacją marzeń. Pamiętam jak ludzie pukali się w głowę, gdy Marek Kamiński ogłosił Światu, że chce niepełnosprawnego Janka Melę zabrać na biegun Północny. Chłopak w wyniku nieszczęśliwego wypadku, porażenia prądem, stracił rękę i nogę. Gdy Janek leżał jeszcze w szpitalu, w głowie Marka zakwitło marzenie o zabraniu go na wyprawę życia. Nic nie wskazywało jednak na to, że plan się uda. A jednak, 24 kwietnia 2004 roku wyprawa zakończyła się sukcesem i Janek został najmłodszym na Świecie i pierwszym niepełnosprawnym człowiekiem, który zdobył ten Biegun. Jak ktoś ma pasję, marzenie i mocno w nie wierzy, Wszechświat zrobi wszystko, żeby pomóc mu w realizacji.

Od czego mam zacząć?

Rzut oka na pas jadących z naprzeciwka — jakiś samochód jest dość daleko. Szybka decyzja i wyprzedzam. Zjeżdżam na lewy pas i cisnę ile wlezie, na trójce. Samochód strasznie wyje, ale mam benzynę i zaledwie 120 koni mechanicznych. Moje auto, przy dwu litrowym silniku i braku turbiny, większą moc ma dopiero przy wysokich obrotach. Niestety nie idzie tak, jakbym chciała. W mojej głowie pojawia się zwątpienie. Nie dam rady. Tata zawsze powtarzał mi: “Jak się zawahasz, odpuść”.


Tak też było ze mną, kiedy pewnego razu pojechałam do Warszawy na, organizowane przez Łukasza Milewskiego, wydarzenie “Queens of life”. Na scenie zobaczyłam kobietę o ciemnych włosach do ramion, ubraną w czarne spodnie i czerwoną bluzkę. Typ bliski memu sercu. Taka baba, jak to mówią, do tańca i do różańca, co to z niejednego pieca chleb jadła! Od razu ją polubiłam! Ona otworzyła jedną, zapomnianą dotąd dla mnie szufladkę w mojej głowie. A może w moim sercu? Dawno zapomniałam, że ją mam. Zakopałam ją bardzo głęboko. Ona ją odgrzebała, wytarła z kurzu i wysunęła. Odpaliło! Znów odżyła we mnie pasja, znów przypomniałam sobie swoje marzenie, znów zapragnęłam robić to, do czego przygotowywałam się od wielu, wielu lat. O czym marzyłam po cichu całe życie. Wiedziałam, że chcę z nią pracować, że chcę się od niej uczyć i tak jak ona stać na scenie i mówić do ludzi! Tylko wtedy, nie wiedziałam jeszcze dlaczego chcę to robić? Od czego mam zacząć? Jeśli czujesz, jeśli wiesz dlaczego chcesz coś zrobić, jeśli wszystko Ci gra, a Twoje emocje odzwierciedlają Twój stan, to nawet jeśli nie jesteś w stu procentach przekonany i nie wiesz od czego zacząć, to i tak zaczynasz działać. Oddajesz się temu bezgranicznie, nie masz żadnych oporów, ba nawet “życzliwi doradcy” Cię przed tym nie powstrzymają. Po prostu działasz i nic nie jest w stanie Cię zatrzymać!

Przygotowywałam się do najważniejszej decyzji w moim życiu, a może najtrudniejszej. I wtedy gruchnęła wiadomość o reformie szkolnictwa — likwidowano gimnazja. Byłam wściekła. Jak to? Dlaczego? A potem uświadomiłam sobie, że to się nawet idealnie składa. “Dobra zmiana” pomogła mi podjąć tę decyzję. Dzisiaj z perspektywy czasu jestem szczęśliwa, że tak się stało i wiem, że to była najlepsza decyzja w moim życiu. Zwolniłam się z pracy i dzięki reformie szybciej oswoiłam się z tą myślą. Myślisz, że było łatwo? Nic bardziej mylnego. Zrobiłam niedzielny obiad, na którym chciałam poinformować rodzinę, że zwalniam się z pracy. Teściowa zaczęła płakać, a moja mama spytała: “Jak dasz sobie radę? Jak spłacisz kredyty?” Nie wiedziałam wtedy jak sobie poradzę, ale byłam przekonana, że to słuszna decyzja. Zresztą wielu wtedy dawało mi mądre rady. Jedni pukali się w głowę i mówili: “Zwariowała”. Inni kompletnie nie wierzyli, że w ogóle to zrobię, a jeszcze inni, jak właśnie moja rodzina, dopytywali: “A masz jakąś alternatywę, masz jakiś pomysł, masz na oku jakąś inną pracę?” Nie! Nie miałam nic. Można się wkurzyć jak “życzliwi” i rodzina ciągle Ci tak mówią. Zapamiętaj — ludzie, szczególnie Ci najbliżsi, mają prawo wyrażać swoje opinie. Nawet, jeśli to co mówią Ci nie pasuje, to te ich dręczące Cię pytania są wypowiadane z czystej bojaźni o Ciebie. Twoja matka lub ojciec najzwyczajniej w świecie się o Ciebie martwią. Nie mówią “Przemyśl to jeszcze raz” dlatego, że myślą, że podjęliście pochopną decyzję, tylko najpewniej chcą uchronić Cię przed porażką. Mówią: “Jesteś pewna/pewien, że wiesz co robisz”, bo nie chcą widzieć jak będziesz płakać, kiedy coś pójdzie nie tak. Nie znaczy to oczywiście, że należy się poddawać. Wysłuchaj i wypuszczaj. To Ty jesteś kowalem swego życia i nikt go za Ciebie nie przeżyje! To Ty wiesz co jest dla Ciebie najlepsze, bo tak to czujesz, bo tak podpowiada Ci serce. Nie ważne co wybierzesz — czy pójdziesz w lewo, czy pójdziesz w prawo. To będzie tylko inne doświadczenie, nie lepsze ani nie gorsze — po prostu inne.

Odpuściłam moje ponad dwudziestoletnie doświadczenie, aby zacząć robić to co kocham, choć nie miałam pojęcia od czego zacząć. Wiem, że wiele z Was myśli teraz, no to od czego zaczęłaś? Nie wiem. Szczerze powiem, zaczęłam się “spinać” i denerwować już w pierwszym miesiącu po zwolnieniu, kiedy nie wpłynęła pierwsza wypłata. Zwierzyłam się z tego mężowi, a on odrzekł ze stoickim spokojem: “Spokojnie, odpuść, przyjdzie samo”. I przyszło. Nie wiem jak, nie wiem skąd, ale zawsze powtarzałam sobie, że jeśli zamknę jedne drzwi, zakończę jakiś etap w życiu, to otworzą się inne drzwi. Tak też się stało. Jeśli nie wiesz, od czego zacząć — odpuść, wrzuć na luz. Pozwól działać siłom wyższym.

Nie wiem, jak mam to zrobić?


Nie pędzę już tak. Zwolniłam. Włączyłam audiobooka. Słucham ciekawej książki — “Wielka czwórka. Ukryte DNA: Amazon, Apple, Facebook i Google”, Scotta Gallowaya. Jak się zasłucham, jestem bardziej skupiona na drodze. Nagle dzwoni telefon. Mam zestaw głośnomówiący, więc mam wolne ręce, ale wiem, że podczas rozmowy nieświadomie przyspieszam. Zerkam na licznik — ponad 200 km/h! Zwalniam. Nie wiem jak to zrobić, żeby na ciężar mojej prawej nogi nie wpływało moje gadulstwo. Cały czas rozmawiam. Lubię, jak ktoś zadzwoni, bo czas szybciej płynie i ubywa drogi. Sto kilometrów za mną, a ja nawet nie pamiętam tej drogi.

Gdy nie jesteś do czegoś przekonany Czytelniku, nie czujesz tego, nie ufasz sobie i poddajesz w wątpliwość czy to, co robisz, to dobry wybór, pojawiają się opory i wątpliwości. Zaczynasz myśleć, rozważać, rozmawiać z bliskimi, znajomymi, szukać autorytetu w tej dziedzinie, a wszystko dlatego, że szukasz na zewnątrz emocjonalnego potwierdzenia swojego działania. To się nie uda bez znalezienia swojego “dlaczego”. Kiedy prowadzę sesje coachingowe z ludźmi, często słyszę: Wiesz, chciałbym się zakochać. Chciałabym zmienić pracę. Chciałbym zamieszkać w domku. Chciałabym zacząć podróżować, albo nauczyć się hiszpańskiego. Gdy zadaję pytanie: co Cię przed tym powstrzymuje? Zazwyczaj pada jedna odpowiedź: Nie wiem jak mam to zrobić! Wtedy przypomina mi się powiedzenie Alberta Einsteina „Gdy wszyscy wiedzą, że coś jest niemożliwe, przychodzi ktoś, kto o tym nie wie, i on to robi”. Mam też przed oczami naklejkę trzmiela, którą naklejali na monitorach komputerów właściciele pewnej firmy, z podpisem: “Lata, bo nie wie, że nie powinien”. Otóż fizycy wyliczyli, że powierzchnia jego skrzydeł jest zbyt mała, aby unieść jego ciało. Na szczęście trzmiel o tym nie wie, dlatego lata.

I w tym tkwi cały problem. Za bardzo skupiamy się na tym “jak” coś zrobić. Jak poradzę sobie finansowo, gdy kupię lub wybuduję dom? Jak poradzę sobie, gdy zmienię pracę? Czy dostanę takie samo wynagrodzenie? A może niższe? Jak spłacę wtedy kredyt? Jak to będzie gdy poznam tę jedyną, tę wybraną? Jak mam się zachowywać i jaki mam być aby mnie zaakceptowała? Jak, jak — ciągle ludzie zadają sobie pytanie “jak”? Wrzuć na luz! Twoje “jak” nigdy nie doczeka się odpowiedzi, jeśli nie odpowiesz sobie na pytanie “dlaczego”? Dlaczego chcesz podróżować? Dlaczego chcesz kupić domek albo nauczyć się języka obcego? Najpierw musisz znaleźć swoją motywację, bo to ona napędza Cię do działania i powoduje, że przestajesz się martwić jak się do tego zabrać. Gdy znajdujesz swój powód, w Twoim ciele pojawiają się emocje. Często na twarzach ludzi, gdy odkrywają swoje prawdziwe dlaczego, pojawia się uśmiech, ich oczy zaczynają błyszczeć, a cała twarz się rozpromienia. Obserwując ich podczas sesji, doskonale wiem kiedy docierają do sedna swojej decyzji. Jeśli znajdziesz swoją wewnętrzną motywację, “jak” pojawia się samo, jakby przypadkiem. Serio? Wierzysz w przypadki? Chińskie przysłowie mówi, że “Nauczyciel się zjawia, gdy uczeń jest gotów” Pojawiają się! Niesamowite sytuacje, zbiegi okoliczności. Spotykasz nowych, nieznanych ludzi, którzy raptem udzielają Ci odpowiedzi na pytania, których Ty nawet nie zadałeś, ale krążyły w Twojej głowie. Podpowiadają, gdzie szukać odpowiedzi. W ręce wpadają Ci książki, o których wcześniej nawet nie słyszałeś. Zaczynasz czytać, a w nich znajdujesz odpowiedź na swoje “jak”. Swoją drogą jestem święcie przekonana, że książki mają magiczną moc przyciągania. Dla mnie każda z nich ma skrzydła, dzięki którym trafiają do właściwych ludzi. Jeśli kiedykolwiek, usłyszałeś o jakiejś książce raz, drugi, trzeci, to przeczytaj ją. Nie dotknęła Cię ona bowiem przypadkowo. Przeglądasz gazetę i trafiasz na artykuł, który podsuwa Ci kolejne odpowiedzi. Serfując po internecie wyświetlają Ci się “dziwne” strony i one też rozwiewają Twoje wątpliwości. Znasz już wszystkie odpowiedzi i przestajesz pytać jak masz to zrobić. Jesteś mój drogi czytelniku spokojny, przekonany o słuszności swojego wyboru i zaczynasz działać!

Jeśli zainteresował Cię temat “dlaczego” sięgnij po książkę Simona Sineka “Znajdź swoje dlaczego” lub “Zaczynaj od dlaczego”. Właśnie Cię dotknęłam! — książką!

Boję się, że ktoś mnie wyśmieje


Jadę dalej. Nagle głos lektora czytającego książkę przerywa nawigacja. Mam dwie. Jedną włączoną na trasę, a drugą w tle, bardzo popularną, aby omijać korki, radary i inne zdarzenia. Słyszę, jak obie podają mi sprzeczne informacje. Jedna każe na rondzie zjechać w drugi zjazd, a druga w trzeci zjazd. Co robić? Której słuchać? Szybki proces myślenia — przecież muszę coś wybrać!

Gdy byłam małą dziewczynką mama zawsze mi mówiła, że w życiu trzeba robić trzy rzeczy: myśleć, myśleć i jeszcze raz myśleć. Więc myślałam i wymyślałam co chciałabym w życiu robić. Od dziecka miałam wielkie marzenia. Szukałam więc, próbowałam i odrzucałam. Poszukiwałam tego czegoś, co sprawi, że poczuję się wolna. Właśnie dlatego, śpiewałam w chórze, chodziłam do szkoły muzycznej i uczyłam się gry na pianinie, tańczyłam w zespole, udzielałam korepetycji, pracowałam jako kelnerka, byłam nauczycielem, pilotem wycieczek… Co ciekawe, na każdym etapie mojego życiowego działania, zwykle ktoś mnie wyśmiewał, szydził ze mnie i mówił mi, że nie dam rady. Tak też było podczas egzaminu na pilota wycieczek. Pamiętam, że sam kurs odbywałam w strasznie szybkim tempie, czyli był on bardzo intensywny. Od listopada do lutego mieliśmy zjazdy co tydzień, a każdy trwał 3 pełne dni (piątek-niedziela). Było to męczące, ale z wiedzy jaką wtedy zdobyłam, korzystam po dziś dzień. Liznęłam nie tylko geografii turystycznej Polski, ale poznałam też trochę historii sztuki. Na koniec odbył się egzamin. Zdawałam w swoim życiu już wiele egzaminów, ale ten muszę przyznać był najtrudniejszy. Podzielony na trzy etapy. Część pierwsza — pisemna w Urzędzie Marszałkowskim w Gdańsku, po zdaniu której część druga — ustna, przed komisją. Pytania były bardzo szczegółowe. Pamiętam swoje: “Jak nazywa się pierwsza budowla barokowa w Europie?” Trudne? Na pewno znasz odpowiedź — Kościół Il Gesu w Rzymie. Ja nie wiedziałam. Ktoś dostał pytanie o 9 krajów i ich waluty, jakie obowiązywały w przeddzień przystąpienia do Unii Europejskiej, razem z Polską. Prościzna! :). Potem najtrudniejsza, trzecia część — praktyczna. Należało stawić się na wyznaczonej ulicy, gdzie zaparkowany stał autokar, pełen obcych ludzi. Obcych, bo rzadko kto przechodził ten egzamin, więc ludzie próbowali po kilka, kilkanaście razy. Przed drzwiami stała kobieta, która trzymała w dłoni karteczki z trasą przejazdu-losujesz odcinek do pilotowania. Musisz nie tylko poprowadzić kierowcę, ale jeszcze zabawiać podróżnych i oczywiście nie zapomnieć się przedstawić. Choć cała trasa była podana dużo wcześniej, to nigdy nie wiesz, jaki odcinek wylosujesz i czy będzie o czym mówić? Ja miałam dość łatwo, bo opowiedziałam o ciekawej budowli kościoła, który mijaliśmy, a potem były już pola i łąki, więc opowiedziałam o pszczołach, miodzie i jego właściwościach, a na koniec dowcip. Wszyscy byli tak zestresowani, że śmiała się tylko komisja. Pamiętam, że zaraz po tym jak weszłam do autokaru, próbowałam zebrać myśli i przygotować to, co powinnam powiedzieć. Wtedy poczułam, jak ktoś klepie mnie po ramieniu. Gdy się odwróciłam zobaczyłam niewysokiego, łysego faceta około czterdziestki, z twarzą, która zdradzała trudy wczorajszego dnia. Stał oparty o siedzenie i zapytał:

— I jak tam nastawienie?

— Boję się jak cholera, ale nie zamierzam się poddać — odparłam

— He he, nie świruj. Nie dasz rady! Odpuść sobie! Ten egzamin jest nie do przejścia. Ja zdaję już szósty raz — szydził ze mnie, śmiejąc się pod nosem

— Śmiejesz się ze mnie i uważasz, że nie dam rady? — odpowiedziałam czując, jak ogarnia mnie znajome uczucie — To patrz! — syknęłam wściekła.

Zdałam oczywiście ten egzamin, bo po pierwsze miałam marzenie, chciałam podróżować, a po drugie nikt obcy nie będzie się ze mnie śmiał, szydził i jeszcze wmawiał mi, że nie dam rady! Nie muszę Ci chyba mówić, że mój łysy “kolega” musiał podejść do egzaminu siódmy raz, w dodatku musiał odczekać pół roku! Jeśli Tobie zdarza się coś odpuścić, bo ktoś się z Ciebie śmieje, to udowodnij sobie i pokaż mu, że to są jego ograniczenia, dopnij swego i wtedy Ty śmiej się pełnym głosem! Fajne uczucie!

Nie wiem, czego chcę

Skręciłam w drugi zjazd. Tak zdecydowałam. Moja nawigacja prosi, abym zawróciła. Nie słucham jej, jadę dalej, przecież wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, śmieję się pod nosem. Po jakimś czasie nawigacja przestaje mówić “Jeśli to możliwe, zawróć” i za chwilę słyszę “Przeliczam trasę”. Bardzo dobrze, przeliczaj. Ja tak wybrałam. Nie wiem, czy dobrze i ile kilometrów nadrobię? A może skróciłam drogę? Nie ważne, tak to jest jak ktoś nie wie, czego chce, nie sprawdził trasy przed wyjazdem.


Zdarzyło Ci się kiedyś usprawiedliwiać się przed samym sobą, że czegoś nie zrobiłeś, bo tak naprawdę nie byłeś pewny czego chcesz? Masz odwagę sięgać w życiu po to co najlepsze? Ile razy godzimy się w życiu na to, co przyniesie los? I choć mieliśmy chrapkę na coś zupełnie innego, to czasem po prostu brakuje nam odwagi, aby przeciwstawić się i zamanifestować to, czego chcemy! Nauczona doświadczeniem filmu “Sekret”, wiem że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, bo tak działa najważniejsze i największe prawo Wszechświata, jakim jest Prawo Przyciągania. Dostajesz to, o co prosisz! Przyciągasz to, na czym się skupiasz, o czym myślisz. Ja zwykłam mawiać, że Wszechświat jest jak wielki hipermarket i możesz tam dostać wszystko, co tylko chcesz! Ale, czy masz odwagę prosić o to, czego chcesz? Czy wiesz, czego chcesz?

Aby było Ci łatwiej zrozumieć jak działa ta wymówka, posłużę się metaforą. Wyobraź sobie, że ten Wszechświat to restauracja zwana Życiem. Przychodzisz każdego dnia do tej Restauracji, podchodzi do Ciebie ładnie ubrany kelner:

— Czego sobie życzysz? — pyta.

— Poproszę czerwone Ferrari — odpowiadasz. Na co kelner:

— Niestety nie mamy w tej chwili na stanie czerwonego Ferrari. Na Ferrari trzeba poczekać jakieś trzy miesiące. Ale mamy za to, czerwonego “Malucha”. Czeka Pan na Ferrari, czy bierze Malucha?

— Biorę Malucha, nie będę czekać…

„Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem” odpowiada Wszechświat i daje Ci to, o co poprosisz. Tylko, czy Ty przypadkiem nie chciałeś/chciałaś Czerwonego Ferrari? Dlaczego bierzesz coś innego? Dlaczego godzisz się na bylejakość? Dlaczego nie mierzysz wyżej? Zgodnie ze słowami Patricka Suskinda z książki “Pachnidło. Historia pewnego mordercy“, Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami”.

Dlaczego więc godzimy się na to co los daje, zamiast chwilę poczekać?

Jesteśmy społeczeństwem, które nie potrafi czekać. Wszystko musimy mieć tu i teraz, od razu, nikt nie chce czekać! Nawet strony internetowe muszą odświeżać się w ułamku sekundy, bo w przeciwnym razie, ludzie przeskoczą na inną stronę! Jesteśmy niecierpliwi. Czy to właśnie nasza niecierpliwość, życiowy pośpiech, czy gonitwa dnia codziennego powodują, że tacy jesteśmy?

Chyba każdy słyszał o opóźnionej gratyfikacji, czyli rezygnowaniu z natychmiastowej przyjemności, na rzecz większej nagrody w późniejszym czasie. Na pewno słyszałeś kiedyś o teście Marshallowa. Tak inaczej nazywany jest test cukierka, który swoją nazwę zawdzięcza różowym, miękkim i słodkim piankom o takiej właśnie nazwie, które wykorzystywane były jako narzędzia we wspomnianym badaniu. Wymyślony został w latach sześćdziesiątych XX w. przez Waltera Mischela. Badanie przeprowadzane było w zamkniętym pomieszczeniu. Pani przyprowadzała do niego dziecko, które sadzała za stolikiem. Kładła przed nim na talerzyku jedną piankę i wyjaśniała mu, że zaraz wyjdzie, a gdy wróci, jeśli maluch nie zje w tym czasie swojej pianki, dostanie drugą. Biorące udział w badaniu dzieci były zostawiane same w pokoju. Ich zadaniem było tylko przez 15 minut powstrzymać się od zjedzenia tej pianki. Mogły oczywiście zjeść piankę od razu, zdając sobie sprawę z konsekwencji. Niektóre dzieci zjadały piankę jeszcze w czasie, gdy Pani wyjaśniała o co chodzi. Inne przeżywały istne katusze, wąchając, liżąc czy też lekko podgryzając pianki. Były też takie, które doczekały się nagrody i powstrzymały przed zjedzeniem pianki. Do nich badacze dotarli po wielu latach, aby sprawdzić co robią w życiu i czy osiągnęły sukces? Badanie dowiodło, że te osoby, które są w stanie poczekać na opóźnioną gratyfikację, są bardziej inteligentne i odnoszą w życiu większe sukcesy!

To dlaczego my mamy taki problem z czekaniem? Prosisz, to daj czas, aby Wszechświat mógł odpowiedzieć i spełnić Twoje marzenie, życzenie. Ja wypowiadam na głos (to działa mocniej niż samo myślenie) i w wyobraźni widzę, jak Wszechświat przebiera nogami i kombinuje co by tu zrobić, żeby zrealizować moją prośbę i mi to dać. Jak? Nie mam pojęcia, ale wiem jedno — uważaj o co prosisz, bo może się spełnić! Na koniec bardzo mądre zdanie, które wypowiedział kiedyś trener mentalny kadry narodowej siatkarzy Jakub B. Bączek “Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia”! …i zdobyli wspólnie w 2014 roku Mistrzostwo Świata! Można?

Jak już pisałam wcześniej, czas to najcenniejsze co mamy. Choć wszyscy mają go tyle samo, dla jednych jest niczym i marnotrawią go na oglądanie telewizji (nie mam nic przeciwko temu, samej zdarza mi się czasem tak odreagowywać), życie życiem innych, a dla innych jest bezcenny i wyciskają z niego wszystko do ostatniej chwili! Czasu nikt nam nie zwróci, więc jeśli już masz odwagę prosić o to, co w życiu najlepsze, to jeszcze miej cierpliwość, aby móc otrzymać i celebrować życiowy sukces! Życie to nie film, powtórki nie będzie! Heinrich Waldberg powiedział “Żyje się tylko raz”, a ja uważam, że żyje się każdego dnia, a umiera tylko raz, dlatego nie gódź się na byle co. Oczekuj od życia tego co najlepsze i cierpliwie czekaj!

Zatem, czy masz odwagę sięgać w życiu po to co najlepsze?

Boję się, że przyjaciele odejdą, a rodzina nie zrozumie

Znów zwalniam, ściągam nogę z gazu i hamuję silnikiem. Tak jest ekonomiczniej. Przede mną TIR, wlecze się niemiłosiernie. Może jest cały załadowany? No nic, w życiu też czasem trzeba zwolnić, a czasami nawet się zatrzymać — taka lekcja wyciągnięta “od TIRa”.

Gdy poznałam mojego męża myślałam tak, jak większość młodych kobiet. Znacie ten scenariusz: książę na białym koniu i ja księżniczka, która leży i pachnie… Nie, to nie ja, choć nie ukrywam, że też marzyłam, że mi się uda, że założę rodzinę i będziemy żyli długo i szczęśliwie. I tak było. Mieliśmy własne mieszkanie na kredyt, samochód, ja miałam pracę, mąż miał firmę. Wszystko było tak, jak sobie wymarzyłam. Pamiętam, jak potrafił wyjechać na tydzień i zostawić mi tysiąc złotych na drobne wydatki. Nigdy nie patrzyłam w sklepie na ceny. Nie interesowało mnie ile kosztuje mleko. Po prostu wrzucałam do koszyka i szłam do kasy. Firma męża się rozrastała. W roku 1997, gdy ją zakładał, telefonia komórkowa zaczynała swoje podboje. Zaczynaliśmy od jednego salonu telefonii komórkowej, a po jakimś czasie mieliśmy ich sześć, od Polic po Radom. Miało być tak zawsze. Telefony schodziły, jak ciepłe bułeczki. I wtedy zdarzyło się coś, co było kompletnie niezależne od nas. Operator wymyślił sobie nową wizualizację sklepów. We wszystkich salonach w Polsce miały być takie same meble, ta sama wykładzina, dokładnie od tego samego dostawcy. Wszystko w leasingu, a w dodatku właśnie nastał globalny kryzys. Operator chwilę wcześniej otworzył własne salony firmowe, do których starał się przyciągać zmniejszające się grono klientów, robiąc wewnętrzne promocje i posiadając większy asortyment aparatów. Salony męża zmniejszyły obroty dwu-, a nawet trzykrotnie. Gdybyś drogi czytelniku, był ze mną wtedy, w lutym 2002 roku, widziałbyś mnie żyjącą prawie idealnym życiem, siedzącą w domu i czekającą z obiadem na powrót męża z pracy. O jest! Ależ on jest przystojny. Ma prawie dwa metry wzrostu, jasne blond włosy i piwne oczy. Ale poczekaj! Znam go, coś jest nie tak. Ma zatroskaną minę.

— Misiuniu (tak mówimy do siebie), czy coś się stało? — zapytałam

— Marzena, pamiętasz jak umawialiśmy się kiedyś na początku związku, że będziemy sobie zawsze mówić prawdę?

— No — głupio odpowiedziałam

— Muszę Ci coś powiedzieć — odparł, a ja poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła i robi mi się ciepło. Czekałam na najgorsze. Wiedziałam, że za chwilę usłyszę “okrutną prawdę”. Wprawdzie zauważyłam, że ostatnio więcej pracował, częściej wyjeżdżał i później wracał do domu, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że może być ta druga…

— Mam problemy w firmie. Zbankrutowałem i musimy sprzedać mieszkanie — wyrwał mnie z pisania własnego scenariusza.

— Co? O matko!, jak dobrze, że to tylko problemy w firmie, a nie jakaś ona! — pomyślałam, bo naiwnie nie wydawało mi się to czymś strasznym — Ale zaraz… Co to znaczy, że zbankrutowałeś? I dlaczego mamy sprzedać mieszkanie? — dopytywałam

— Mamy kilkaset tysięcy długu. Sam nie wiem, co mam robić? Nie wiem, czy damy sobie radę.

O nie! Znów to samo! Jak to nie damy rady! My nie damy rady?

— Słuchaj — powiedziałam do niego, ślubowałam Ci na dobre i na złe. Pomogę Ci i spłacimy te długi. Wspólnie damy radę.

Zaczynamy myśleć co tu zrobić. Ja rozglądam się za drugą pracą, a mąż, ze względu na nasze duże miesięczne koszty, wynikające głównie z zadłużeń, postanawia wyjechać za granicę. Zostawia mnie z czterema kartkami A4, na których mam różnych wierzycieli i dłużników. Na życie dziennie miałam niewiele, więc zamiennie, jednego dnia kupowałam chleb, a drugiego mleko. Pamiętam, jak moja mama, martwiąc się o mnie, w dobrej wierze pytała: “Dziecko, nie rozumiem, jak można było narobić takich długów?” I przynosiła na zmianę z moją siostrą, a to słoik dżemu, a to jakiś owoc, warzywa, mięso na kotlety czy też gotowego już kotleta. Do dziś dnia nie wie, jak duże mieliśmy długi, bo jak pewnego razu próbowałam jej powiedzieć, to usłyszałam: “Ty chyba rząd wielkości pomyliłaś?” Nie pomyliłam. Dzisiaj, z tego miejsca, chciałam mojej mamie i siostrze powiedzieć jak wiele to wtedy dla mnie znaczyło. Kocham was! Nienawidzę jednocześnie, gdy ktoś we mnie nie wierzy. Każda kobieta jest strongmenką, gdy musi walczyć o swoją rodzinę i dzieci. Ja musiałam być wzorem dla syna i pokazać mu, że życie nie zawsze pisze takie scenariusze, jak byśmy chcieli. Czasem trzeba się z nim wziąć za bary i nie kulić ogona pod siebie, tylko stanąć do walki. Ja stanęłam. Pamiętam, że odkryłam w sobie pokłady niesamowitej siły i stałam się windykatorem dla naszych dłużników. Z dzieckiem na ręku, szłam i prosiłam o zwrot tego, co moje. Zapytasz czy źle się z tym czułam? Nie! To jest jakiś absurd. Upominać się o swoje i jeszcze mieć wyrzuty sumienia. Kto powinien się z tym źle czuć? Komu powinno być głupio? Na pewno nie mnie. Powoli oddawałam nasze zadłużenie. Po pięciu miesiącach mąż wrócił z zagranicy i podjął pracę w Polsce. Dalej oboje pracowaliśmy tylko na to, żeby spłacić długi. Zapytasz czy było ciężko? Tak, było bardzo ciężko, zwłaszcza że mój pięcioletni wtedy syn kompletnie nie rozumiał tej sytuacji i nie radził sobie z nią, a przede wszystkim z nieobecnością taty. Spłacaliśmy długi przez siedem lat.

Wiele się wtedy zmieniło. Czego nauczyło nas to doświadczenie? Po pierwsze umocnił się nasz związek, bo przecież co nas nie zabije, to nas wzmocni. Wiedzieliśmy, że możemy zawsze na siebie liczyć. Po drugie, ja nabrałam szacunku do pieniądza. Do tego stopnia, że wiele lat później, będąc na szkoleniu Millionaire Mind Intensive (Umysł Milionera), odmówiłam wykonania ćwiczenia ze spaleniem banknotu 200 zł. Zaparłam się i powiedziałam, że nie zrobię tego, gdyż mam szacunek do pieniądzy. Pociekły mi wtedy nawet łzy. Co ciekawe mój nastoletni już wtedy syn kompletnie nie miał z tym problemu. Może dlatego, że nie musiał na nie jeszcze zapracować. Ja znałam wartość pieniądza, wartość każdej złotówki … więc dobrze, że na koniec ćwiczenia okazało się, że nic nie musimy palić. Po trzecie, nauczyłam się, że nie ma sytuacji bez wyjścia, i że pieniądze zawsze się znajdą. Wiem, że być może brzmi to dla Ciebie nierealnie i niemożliwie, ale taką w życiu wyznajemy teraz zasadę, że najpierw wydajemy na siebie — na “przyjemności”, a dopiero później “spinamy poślady” i zastanawiamy się jak zarobić na opłaty. To zwiększa kreatywność i biegłość w tej ważnej życiowej sztuce, zwanej zarabianiem pieniędzy. I po czwarte, chyba najważniejsze, nasza sytuacja finansowa zweryfikowała bardzo naszych znajomych, przyjaciół i rodzinę. Wielu z nich kompletnie się w tym nie odnalazło i nie raz słyszeliśmy: “A to Wy już z nami na wczasy nie pojedziecie?” Inni przeszli nad tym do porządku dziennego i albo udawali, że nic się nie stało, albo że nas nie znają. Byli też tacy, którzy bezinteresownie proponowali pomoc, nawet w postaci gotówki. Dzięki chłopaki! A rodzina? Różnie, ale chyba najbardziej zapamiętałam taką opinię o moim mężu — “A tak się dobrze zapowiadał”.

Jeśli nie realizujesz siebie, bo boisz się, że przyjaciele odejdą, a rodzina nie zrozumie, to uspokoję Cię, że tak na pewno będzie. Pomyśl jaka to cudowna, naturalna selekcja. Jeśli odejdą, to znaczy, że nie byli warci twojej uwagi, a może właśnie jest moment na zmianę znajomych? Nowa sytuacja, nowe życie na pewno przyniesie nowe znajomości. A rodzina? Oni zrozumieją za jakiś czas.

Nie mam pieniędzy

No, koniec tych wewnętrznych podróży. Jadę dalej. Prosty odcinek drogi, można przyspieszyć, czyli zwiększyć prędkość w czasie. Rzekłabym nawet, że pędzę. Pęd to z kolei iloczyn masy i prędkości. Nie mam dużej masy, w porównaniu do TIRa, dlatego łatwiej mnie rozpędzić. Za to, jak już rozpędzisz TIRa, to z jego zatrzymaniem możesz mieć problem. Wpada w tak zwaną bezwładność, czyli mówimy tu o sile inercji. To podobnie jak z pieniędzmi — jak już masz ich dużo, to trudno zatrzymać ich przyrost — jak to mówią, “pieniądz robi pieniądz”!

“Nie mam pieniędzy” — znasz to? Po braku czasu, to kolejna najczęstsza wymówka ludzi. Nie mogę sobie kupić nowej torebki, nie mogę pojechać na wczasy, nie mogę iść na szkolenie … bo nie mam pieniędzy. Zastanówmy się czym są w ogóle pieniądze? Czy myśleliście kiedykolwiek o pieniądzach, które wypłacacie z banku? Czy zastanowiło Cię, gdzie bank składuje tę całą gotówkę, którą przelewa nam na konto, gdy np. bierzemy kredyt? Ja Ci odpowiem — nigdzie! Bank nie ma tych pieniędzy. Pieniądze w banku są wirtualne! A dlaczego tak jest? Bo pieniądze w formie, o jakiej myślisz, są tylko umownym środkiem płatniczym. Tak naprawdę pieniądze są energią, którą Ty kreujesz. Mój mąż miał zwyczaj żartować na ten temat. Pewnego razu, gdy syn wrócił ze szkoły miał za zadanie napisać, gdzie pracują rodzice. Ze mną sprawa była prosta, ale z tatą? … Syn zapytał więc ojca:

— Tato, a gdzie Ty pracujesz?

— Ja kreuję pieniądze — odpowiedział mój mąż.

Na początku mu to wystarczyło i tak zapisał. Gdy przeczytał w szkole zadanie domowe, Pani poprosiła syna, aby zapytał tatę co to znaczy. Takie wyjaśnienie otrzymał: “Swoje myśli i pomysły, zamieniam na produkty, które inni ludzie kupują ode mnie za swoje pieniądze. Czyli tworzę je, bo nie miałem ich, a otrzymuję je.” Pani to chyba wystarczyło, ale jemu później ta odpowiedź przestała już wystarczać, więc tłumaczyliśmy mu, że nie można źle mówić o pieniądzach, że są energią, którą się przyciąga, że on sam ma być magnesem na pieniądze. Poza tym odwołując się znów do “Sekretu” przyciągamy to, na czym się skupiamy. Jeśli ludzie ciągle powtarzają “nie mam pieniędzy” to po prostu ich nie mają. Inni natomiast mówią “chciałbym mieć pieniądze”, albo “jak będę mieć pieniądze…” Zatrzymajmy się nad słowem chciałbym. Co może zrobić Wszechświat, zwany przeze mnie hipermarketem? Chciałby Ci je dać, ale żeby je dostać trzeba wypowiedzieć konkretne życzenie, np. “W każdym miesiącu mam na koncie 10.000 zł” — to jest dla wszystkich zrozumiałe. “Chciałbym”, nie ma ani terminu, ani wartości, ani czasu wykonalności. O pieniądzach zawsze mów dobrze, najlepiej w trybie dokonanym i podawaj konkretną kwotę. Kiedyś widziałam fajne graffiti na murze — ktoś napisał “Chciałbym być szczęśliwy” … i czyjś dopisek “To chcij” (błędnie zresztą). Dokładnie tak! To jest trochę tak, jak w kawale o rybaku, który pływa w pontonie po jeziorze i nic nie może złowić. W pewnej chwili woła:

— Boże pływam tu już trzeci dzień. Chciałbym wreszcie coś złowić.

Na co wkurzony Bóg wygląda do niego zza chmur i mówi:

— Daj mi szansę, zarzuć wędkę!

Ja zwykłam mawiać “Pieniądze dzisiaj są, a jutro będą jeszcze większe”. Ale wróćmy do naszej wymówki — “Nie mam pieniędzy”. Znów posłużę się obrazem, bo mówi więcej niż tysiąc słów. Wyobraź sobie, że jesteś rodzicem. Masz dwójkę wspaniałych dzieci, syna i córkę. Pewnego dnia dowiadujesz się, że Twój syn zachorował na raka i że uratować go może jedynie kosztowna operacja, którą wykonują tylko w Szwecji. Koszt jej wynosi 300 tysięcy euro, a Ty możesz z nim pojechać na operację już za 3 miesiące. Tyle też masz czasu, żeby zebrać pieniądze. Oczywiście nie masz odłożonej takiej gotówki i nikt w rodzinie jej nie ma. I co? Co robisz? Mówisz, wiesz synku, można by Ciebie uratować, ale nie mamy pieniędzy — nie! Wszystko wtedy przestaje być ważne, a Ty, nawet jeśli “nie masz czasu”, rzucasz wszystko i jedyne czym się zajmujesz to organizowaniem zbierania środków na operację ratującą życie. “Pieniądze szczęścia nie dają”? Powiedz to matce, która ratuje życie swojego dziecka.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 39.69
drukowana A5
za 61.89