Łza wojny
Słychać powiew
Gorącego wiatru
Ani jednej chmurki
Skwar pali
Po suchej
Na skorupę ziemi
Idą małe stopki
Stopki małego dziecka
Brudne w łachmanach
Przerażone
Rozgląda się dookoła
Gdzie się
Nie rozejrzy
Leje po pociskach
W tle huczą działa
I karabiny
Kule świszczą
Dziecko się odwraca
Wioska przestała istnieć
Małego dręczy
Głód i pragnienie
Ale jest na pustyni
Jak okiem sięgnąć
Nigdzie wody
A ono
Wylęknione idzie
Powoli przed siebie
Wśród piekła
Go otaczającego
Szuka mamy
Nie wie że
Już jej nie ma
Rozgląda się dalej
Wokół ciała zabitych
Nie rozumie tego
Próbuje obudzić
Najbliższego leżącego
Czemu się nie budzi
Co to za brunatna
Kałuża w której leży
Wstaje idzie dalej
Znowu się rozgląda
W miejscu wioski
Zgliszcza dym i ogień
Dookoła pustka
Dojrzało człowieka
Ubranego na zielono
Cieszy się
Biegnie w jego kierunku
Ostatkiem sił
Jakie mu pozostało
Pada strzał
Dziecko upada
Jakby dostało
Potężny cios
Spod dziecka
Szybko rozlewa
Się czerwona ciecz
Nic już nie czuje
Światło wielkie
Stanęło nad nim
Wyciągnęła się ku niemu
Świetlista dłoń
Malec spojrzał
Na siebie
Był w jasno śnieżnej koszuli
Spojrzał na jasność
W której stał anioł
I usłyszało ciepły
Melodyjny głos
Chodź
Mama z tatą
Na ciebie czekają
Weszło w jasność
I wszystko zło znikło
Znowu poczuło
Coś czego dawno
Nie czuło
Spokój radość
I bezpieczeństwo
Anioł wyciągnął znowu
Swą dłoń
Malec ufnie
Podał mu rączkę
Unieśli się
W kierunku
Wielkiego światła…
Wiersz poświęcony dzieciom z terenów objętych wojną.
Hołd poległym…
Żołnierz walczący
Za wolność
Innych narodów
Idzie w bój
Pierwsza bitwa
Druga potyczka
Jest pewien że
Walczy o pokój
Dla innych narodów
Zniewolonych
Ale przychodzi dzień
Jak widzi
Swoich towarzyszy broni
Jak giną
W potwornych męczarniach
Jak są okaleczani
W różnie
Potworny sposób
Upada na kolana
I siada
Ociera zakurzoną
Pyłem wojny twarz
Zrzuca kask
Kładzie broń
Obok siebie
Patrzy przed siebie
Potem rozgląda
Spojrzenie pada
Na dłonie
Zabrudzone pyłem
I krwią
Zastygłą na nich
Pyta się siebie
Po co to wszystko
Może zabijam
Złych ludzi
Ale to są ludzie
Czy ja
Nie jestem gorszy
Gorszy od nich
Czy naprawdę
Walczymy
O wolność i pokój
Kiedy w końcu
Skończy się
Piekło wojen
Wojna przecież
Tak naprawdę
Nikogo wielkim
Nie czyni
Więc jak
To jest
I tak żołnierz
Pokoju
Siedzi
Pełny rozdzierających
Go wątpliwości
Pada strzał
Żołnierz osuwa
Się na ziemię
Spod głowy
Zaczyna szybko
Rozlewać się
Kałuża krwi
Która wsiąka w ziemię
Powoli jednak
Dociera do jego
Leżącego hełmu
Lecz on
Tak leżąc
Swe otwarte oczy
Miał
Skierowane
Ku błękitnemu
Pięknemu niebu
Nigdy wojny
Wojna ogień i pożoga
Strach w sercach ludzi
Świst pocisków broni
Nic nie chroni cywilów
Wielu ginie niewinnie
Ludzki pogrom wokół
Wojna to ból i cierpienie
Bezsilność otępienie
Śmierć trzepocząc skrzydłami ciemności
Kosi za każdym krokiem
Ciemność zapada na ludzi
Powoli strach się budzi
W tych sercach
Co są ukryte przed ogniem
Huk grzmoty dookoła
Uderzane potężnymi łomotem
Dym kurz
Wszędzie się wznosi
Wszystko wokół pokrywa
Ruiny wszędzie
Ludzie giną niewinnie
Nikogo to nie obchodzi
Że najeźdźca zdusza wolność
Depcze niepodległość
Trzyma swoje sumienie na dystans
Każdy pretekst
Jest dobry
Kiedy atakuje i niszczy
Ślepo idą naprzód
Zabijając bez powodu
Oni grabią i plądrują
Bez drgnienia oka mordują
Po ich odejściu
O to co jest na miejscu
Zakrwawione ciała ludzkie
Ruiny w ogniu cały stos
Nikt tego nie zrozumie
Kto tego nie widzi
Lub widzieć nie chce
Że wojna
To zarabianie pieniędzy
To broń do zabijania
Ci którzy produkują broń
Każdy konflikt prowokują
Dopóki daje fortunę
I sprzedaje się
Gdzie tylko można
I będzie na nią popyt
Będzie podżeganie do wojen
Dlatego
Krzyczmy do całego świata
Człowiek człowiekowi bratem
Nie pozwólmy zabijać
Utrzymywanie pokoju ponad wszystko
Niech będzie
Drogą dla wszystkich narodów
Pieśń pokoju
Mam takie marzenie
Że wzbija się
Powoli ponad chmury
Białośnieżny gołąbek
Z gałązką oliwną
Niosąc ważne
Dla nas wszystkich przesłanie
Aby wszyscy ludzie
Wyrwali się z mroku
Ku wielkiemu światłu
O czystych umysłach
I otwartych sercach
Bez podziałów
Na wyznanie
Na kulturę
Na przekonania
Na miejsce na Ziemi
Wszyscy razem
I zgodnie
Stanęli ponad wszystko
Tworząc potężną
Jedną globalną rodzinę
Bo wszyscy
Bez wyjątku
Jesteśmy dziećmi
Tej planety
Abyśmy wszyscy
Stanęli w jednym
Wspólnym szeregu
Niosąc wspólny
Wielki sztandar
Sztandar Pokoju
Prawdy i miłości
Pomocy wszystkim potrzebującym
Z donośnie niosącym
Nasz głos
Po całym globie
Dość wojnom
Dość wyzyskom
Dość skłócających
Ludzi mediów
Precz ludziom
Którzy dla własnych korzyści
Doprowadzają do wojny
I ludzkiego upodlenia
Światem niech rządzi
Miłość pokój I prawda
Czym że jesteśmy
Bez nich
Kiedy w końcu
Wojny by ustały
Moglibyśmy żyć
Spokojnie patrząc w przyszłość
Wszystkie dzieci
Nie znałyby
Znaczenia słów
Głód strach czy
Walka o przetrwanie
Nie płakałyby
Z bólu i cierpienia
Ale spokojnie
Wraz z wszystkimi
Szłyby spokojne
O jutro
O swoją przyszłość
O bezpieczeństwo
Dziecięcego świata
I w tym momencie
Spadnie na nas wszystkich
Wielka światłość
Poczujemy jej
Olbrzymią siłę
Która wypełni cały świat
Świat ludzi
Miłością prawdą
I globalnym pokojem
A co za tym idzie
Harmonią życia
Ludzi i przyrody
Obudzi w nas
Pojęcie człowieczeństwa
Biedne narody
Podnoszę głowę
Pełną myśli
Duszę moją
Smutek przepełnia
Łzy do oczu
Same się cisną
Czemu
Widzę rzeczy
I ich istotę
Która rozrywa
Tak blisko
Śmierć stąpa
Czuję jej
Zimny oddech
I zastanawiam się
Czy dobrą
Życia drogę
Wybrałem
Dlaczego
Odpowiadam
Widzę
Nędzę ludzi
Z różnych
Stron świata
Strach i śmierć
Jest u nich
Dniem codziennym
Spuchnięte dzieci
Wiecznie głodne
Podczas gdy
W bogatej Europie
Ameryce i innych
Dzieci kłócą się
O sprzęt
Do zabawy
Co chcą
Jedzą
Kupują
Posiadają
Dorośli marnują
Żywność i napoje
Podczas gdy inni
Nie mają
Co jeść
Nie mają wody
Dachu nad głową
Umierają
W nędznych warunkach
Cierpiąc katusze
Z głodu
I totalnego wycieńczenia
Po wodę
Muszą iść
Wiele mil
Nie podjedzie
Autobus
I nie zawiezie
Nawet jeśli
To i tak
Nie będzie
Ich stać na bilet
Ludzie żyjący
W bogatych państwach
Nie zdają
Sobie sprawy
Jak niedaleko nich
Jest nędza
I zacofanie
Gdzie
Nie ma dróg
Domów
Żywności i wody
Nawet ubrań brak
Stworzono
Wiele organizacji
Ale robią
Bardzo niewiele
A ci
Co robią co mogą
Nie mają
Na to środków
Widzę brudne
Z bruzdami
Po łzach
Twarzyczki dzieci
Które muszą
Żyć
W nieludzkich warunkach
Więc zastanawiam się
Uczciwie w sercu
Co my wszyscy
Robimy
Żeby to zmienić
Aby w tych
Biednych i upadłych
Ludziach
Wskrzesić nadzieję
Jak podać
Wielki płomień
Jak dać im
Wielką światłość
Która zmieni
Ich podły świat
Na lepszy
Który da im
Ludzkie warunki
Umyje i ubierze
Da dach
Nad głową
Otoczy troską
Aby mogli oni
Spokojnie patrzeć
W swoją przyszłość
Gdzie nie zaznają
Już głodu
I pragnienia
Gdzie dostaną
Uczciwą pracę
Za godziwą
Uczciwą zapłatę
Dlaczego
To jest
Dla bogatego świata
Tak bardzo
Trudne
Odpowiadam
Bezinteresowna pomoc
Nie przynosi
Zysków
Bogaczom
Problem tkwi w tym
Że nigdzie
Się o tym
Głośno nie mówi
Że tysiące ludzi
Umiera
W dwudziestym
Pierwszym wieku
Z totalnej nędzy
Głodu i pragnienia
Wręcz przeciwnie
Znieczula się
Całe narody
Dobrobytem
Zniewala umysły
Jakby problemu
W ogóle nie było
Wielu wie
O tej sytuacji
Ale nie robią nic
Aby coś zmienić
Co to
Za Pokój
Gdzie w niektórych
Częściach świata
Toczy się
Zaciekła walka
O każdą godzinę
Nędznego i upokarzającego
Życia
Lub chociaż
O godną
Chwilę śmierci
Dopóki się
To nie zmieni
Nie obudzi się
W was
Szlachetność
I współczucie
I chęć niesienia
Wszelkiej pomocy
Słowo Pokój
Traci
Na znaczeniu