Pod krzakiem
Planeta kurczy się jak przestraszony zając
pewnie tu ludzie polują blisko
Schowaj się pod krzakiem Ziemio
obok przepędzonej na cztery wiatry miłości
Za oknem
Wszystko za oknem co warto widzieć
a okno jak kluska na parze
pozwala pisać palcem na szybie
wesołe twarze
Na twarzach oczy mokną
i świat jaki był taki jest
Sama prawda się pisze za oknem,
coś w ten deseń, w ten deszcz
Choć raz
Zapłakać nad cudzym nieszczęściem
choć raz
nie składać kondolencji
Zapłakać z całego serca swego
jak się płakało nad sobą
kochanym
dzień w dzień
Koszmar
Skacze główka jakby ktoś pif paf
albo sen o złym młynarzu wyśnił
Skąd ty dziecko taką główkę masz
wystrzelaną jak pestka od wiśni
Szczęściarz
Nie zdążył na ostatnie coś
coś jak tramwaj ostatni przed nocą
coś jak małżeństwo więc ostatnia miłość
która bywa pierwszą zdradą w życiu
Nauczył się dobrych ludzkich słów
wystarczy by nikt nie zrozumiał
Dziękuje za to że w drzwiach coś chrobocze
choć wie że to nie klucz ale kornik
Objawy
Pająk porucznik z daleka
sieci zarzucił i czeka
Księżyc wartownik na wieży
złotym laserem wymierzył
Likier adwokat skończony
nie chce się podjąć obrony
Martwa natura
Woła mnie
ma oczy jak czarne aksamitki
nieruchomą twarz
Woła mnie
przeprasza za siebie
za pobrudzony świat
Woła
przez kulę płaczu w gardle
Skąd wie że jestem jasnowidzem
czego chce ode mnie
Nie mogę jej niczego dać
nie mogę nikogo ożywić
Ja tylko patrzę
z podziwem
Z okruszkiem wiary
Pędzę za Tobą, niewolnik miasta,
okruszek wiary niosąc ze sobą.
A może trzeba ciągle dorastać
do Twoich progów groźnych jak proboszcz?
Pędzę za Tobą, choć czasu mało,
i dni się kończą zaczęte ledwie.
A może trzeba futerko ciała
rzucić za siebie, bez słów, jak niedźwiedź.
A może trzeba...nie wiem, nie umiem…
w lusterkach witryn płynę jak w rzekach,
znowu zginąłeś w krzyczącym tłumie,
jakbyś naprawdę musiał uciekać.
Pędzę za Tobą i ciągle w tyle,
i grzech jak miasto po twarzy głaszcze.
Pozwól się kiedyś złapać na chwilę,
dotknąć rękawa Twojego płaszcza.
Dodawanie
Temat: Życie
Proszę je dodać
do nieskończoności
uczeń wstaje
bierze nieskończoność
odejmuje życie
Uczeń się nie nauczył
umiera ze wstydu
Minuta ciszy
dłuży się w nieskończoność
Naprowadź mnie
Naprowadź mnie na właściwy trop
wolnego strzelca byków
abym pozostał wolny
abym nigdy nie strzelał
Widma
Nad Europą krążą widma
mają sokole oczy Indian
chyba kogoś capną
mają niewidzialne ręce
których nie da się zaskarżyć do sądu
Myślę że nie wierzą w Boga
ale ja nie jestem od myślenia
Myśliwi strzelają z dwururek
Pan Bóg kule nosi
więc obrywają niewinne kaczki
Święci walą z pepeszy różańca
i są dobrej myśli
ale ja nie wiem
czy święci są od myślenia
***
O to proszę:
żeby nie zawodzić jak zawodowa płaczka
żeby stanąć na głowie
gdy świat się przewraca do góry nogami
żeby dalekie i bliskie było w jednakowej odległości
żeby prosić jedynie o chleb
żeby rozpoznać dobro i zło bez lupy detektywa
żeby w tym samym momencie chcieć i wierzyć
żeby szukać jednego i wiele znajdować
***
A gdyby tak
zapytać się kamienia na drodze:
Czyś ty z księżyca spadł
A gdyby tak
zapytać się gwiazdy polarnej:
Czyś ty się z choinki urwała
A gdyby tak
wziąć na przesłuchanie
kamień na drodze
gwiazdę polarną
A gdyby tak
zrobić konfrontację
z księżycem
z choinką
A gdyby tak
po nitce do kłębka
krok po kroku
do Boga
Ołowiany żołnierzyk
Ołowiany żołnierzyk
na stole
rumiane dziecko
przy stole
mówi
tato, tato
ja się tobą bawię
tato uśmiecha się
martwymi ustami
***
(fragment)
Przyjdą dni, przecież muszą przyjść
Los załatać jak rondel dziurawy
Nie odszedłeś, a mówisz: Wrócę
Nie zepsułeś, a chcesz naprawić
Ciąg dalszy
Nasz ciąg dalszy nastąpi
jak w sensacyjnej powieści odcinkowej
świadczy o nas nawarzone piwo
pytanie kto tam przez zamknięte drzwi
jedno słowo wielkie jak obsesja
jedna wojna odarta z wielkich słów
świadczy o nas wiara
skropiona cytatem jak perfumami
świeczka w kościele od której sufit czernieje
świadczy o nas miłość co chciała żyć długo i szczęśliwie
bez dalszego ciągu
Czarownica
Ta dziewczyna ma oczy przeklęte
W pięknych oczach jest moc nieczysta
Mówią że ją diabeł na przynętę
do młodzianków niewinnych wysłał
Cała matka — wieść się za nią niesie
Każdy się na takiej pozna w mig
A ci chłopcy to dzieci jeszcze
jeszcze w wojsku nie zdążyli być
Żaden chłopiec dziewczyny nie broni
Każdy z chłopców funta kłaków wart
Ona modli się na krzyżu swoim
do czarownic świętych, do Joanny d’Arc
Prowincja
Opadają ze ścian z kalendarzy
papierowe liście klasy trzeciej
Inny czas niż jesień się nie zdarzył
w zapomnianym przez kosmos powiecie
Łatwo być tu dzieckiem i poetą
do księżyca wyć i matkę wołać
Przygarnęło nas prowincji getto
ledwie z kozy wypuściła szkoła
Czasem Pan Bóg w życiorysach szpera
jak urzędnik nim wezwie nazwisko
Popłaczemy sobie przy tym nieraz
żeby jeszcze kochał mimo wszystko
Odlatują stąd skowronki marzeń
w antyświaty w zamorskie pozłoty
Zostajemy tu bo Pan Bóg każe
i już więcej nie mówimy o tym
***
Z kąta świata w kąt się snujesz
nicią srebrną światłem cichym
jak bogaty zmarły wujek
niesiesz ból i pełne michy
kręcisz Ziemię jak duch stolik
w każdym kącie niepokoisz
i nad Tobą góra jeszcze
albo studnia wiatru pełna
może stamtąd łaski deszczem
złym i cnym to samo spełniasz
jednym słowem które wnykiem
jest przy uciekaniu życzeń
Sam życzeniem będąc rzadko
bijesz tego kto Cię złapał
jesteś prawdą i zagadką
która studzi wszelki zapał
Nie mąć więcej ale arcy-
głupców zbaw i to wystarczy
Nie na temat
Szukałem jak zły uczeń w głowie
Za daleko za blisko
samotnie bo kto ci dziś podpowie
myślałem nie na temat
o regulaminach złych wilczurach
do omijania
o szczęściu które czeka na pieczątkę
dzwonił dzwonek na przerwę
lecz nie wiedziałem w którym kościele
modliłem się wtedy do spokoju
chociaż nie ma go w spisie świętych
sumienie pytało mnie o drogę do nieba
potrząsałem ze zdziwieniem głową
jakby zepsuł mi się kompas wiary
***
Otwórz drzwi stukającym
bocianom ze złamanym skrzydłem
samochodom jadącym na złom
wyśmianym książkom których nikt nie czyta
Otwórz drzwi stukającym
aktorom co zapomnieli tekstu bo ich bolał brzuch
dzieciom z patykami groźnymi jak pif paf
poetom co piszą Ene due rabe Chińczyk goni żabę
Otwórz drzwi stukającym
skaczącym do oczu
otwórz oczy
***
Wychodzimy z założeń
wychodzimy trzaskając drzwiami
i nie śnią nam się powroty
Doszliśmy do perfekcji
w zostawianiu wszystkiego
Wychodzenie to nasz zawód
Nie możemy tylko wyjść z podziwu
dla siebie
***
Szukaliśmy miejsca dla siebie
łąki z kompletem żyjątek
mokradeł bez malarycznych komarów
miejsca w podręczniku historii
byliśmy intruzami tu i tam
mówiliśmy niewłaściwymi językami
a jeśli nawet to z okropnym akcentem
nasze codzienne Przyjdź Królestwo Twoje
jakoś nie przychodziło nam na myśl
Ojcze Nasz
Usłysz mnie usłysz moje kroki
stąpam jak średniej wielkości słoń
nareszcie wolny bo otoczony
wynalazkami cywilizacji
zjadliwą uprzejmością dyplomatów
prawem które trzeba zrozumieć