—
— 6.00 odjazd. Międzylesie -Kłodzko
Zaczyna się świt jeszcze nieskończoną nocką.
Ze stacji jedzie pociąg Międzylesie -Kłodzko
Tory razem z Nysą się ścigają
Tuk tuk-tuk tuk ludzie budzą się i zasypiają
Z góry widać jak między lasami
domy budzą się, świecą światłami
Kilka małych światełek małe wioski
Budzą dzieci zaczynają się nowe troski
Tam jeszcze wyżej na górze
Maria Śnieżna piękny cud w naturze.
Płaszczem chroni wioseczki i miasta
Ziemia Kłodzko urodą zarasta.
Góry chłód swój dookoła trzymają
Tak wysoko tam ludzie mieszkają
Zimno, bieda, daleko do miasta
Tam ich domy tam i żyją i basta.
Uroda tych gór to ich złoto
Wracają tam pociągiem piechotą.
Bo tam na górach nie tylko ich domy
ale także Pan Bóg czeka niestrudzony
Zimne Góry Sudety
a na nich z Ciepłym Panem Bogiem domy
Pisać wiersze?
I zachciało mi się pisać wiersze
i układać słowa pierwsze.
I rymować zwykłe słowa
i poprawiać je od nowa
i przy tym sobie marzyć
i piękne myśli ważyć
i je nie głupio układać
i głośno czasem gadać
i czytać je od nowa
i znów przekładać słowa
i nawet rano o świcie
i zapisywać w zeszycie
i jeszcze gdy się gotuje
i coś się człowiekowi rymuje
i y… no co jeszcze?
I gdy się pisze wiersze?
— Lesica
Z jednej strony wioski
Maryja na małym cokole stoi,
do ludzi zaprasza
Z wysoką skarpą Kamienna Pieta
nieżywego Jezusa na kolanach
zmartwiona trzyma
Jeszcze most kamienny Ziemska Brana
rzekę Orlice do nowego kraju wprowadza
Czechy to — ogłasza
Święty Marcin w wielkim kościele z kamienia
wsi pilnuje, do tego Leonard święty mu wtóruje
Wszystkie mostki z kamienia
Kamienny Jan Nepomucen strumyk w garści trzyma
by nie wydał Jelonik w malutkiej dolinie
W lesie drugi już bez głowy Jan Nepomucen
przy drodze przytyka, że tędy trzeba do Kamieńczyka
W innym lesie, przy drodze krzyż pokutny
z kamienia wykuty, już chyba wszystkie
odbył swe pokuty.
I mały kamieniołom zarósł, ludzie zapomnieli,
co kiedyś inni, co ich już nie ma przecierpieli.
A jeszcze Cała Trójca Święta wsi pilnuje
między lipami, by wszyscy spali,
patrzy na Marie Śnieżną przez Nieba Aksamit.
Człowieku wstał świt
Wstaje świt, koty już przyszły z nocnych rubieży.
Tylko mleko i spać, po kątach się kładą.
Psu na śniadanie miska się należy.
Cała noc on domu pilnował
on jest tutaj władzą.
Rosa po podwórku kapcie moczy,
Szare niebo w błękit się zamienia
Słońce zza gór wychodzi
Ptaki świergotać zaczynają
Pszczoły w kwiatach ze snu się ruszają.
Mały motyl jak Koliber języczkiem we koksze z każdego kwiatuszka
nektar wypija i frunie daleko
Czarny bocian spłoszył się widząc człowieka.
Dopiero teraz niektóre otwierają się powoje
rzędem skurczone ruszyć się boją
ale na wielkich pokrzywach
— Czy ich to nie parzy?
Słonecznik jeszcze sobie ziewną
jeszcze we śnie marzy
Krowy gdzieś tam ryczą na łące
trzeba iść je przepiąć przy starej jabłonce
Oczy chociaż przemyte, jeszcze raz się kleją.
Budź się człowieku wstał świt.
Koguty już pieją.
Powój
W rowie na starym suchym dziadzie
biały powój swe ramiona kładzie,
dalej po wszystkich krzakach i pokrzywach
jak białego rumaka rozwichrzona grzywa.
Wszędzie białe kwiaty i białe powoje,
jak wojsko równo stoją niezliczone zbroje.
I nim koper w nasienie swój kwiat zamieni
powój już go okręca ramionami swemi.
I porzeczka cała w powojowym kwiecie,
jeszcze nie zakwitła floksa piękne dziecię
a powój znowu okręca i zakwita biała
na malinie, jeszcze większy kwiat, różowy cały.
Na żywopłot wlazł i już pracuje
jedna gałąź, drugą, wszystkie razem snuje.
Jak wrzeciono na swojej kądzieli
jakie ręce go plotą że tak szybko ścieli?
Aż olbrzymie ich roje całe chwasty kładą
i powojowe wojsko całą swą gromadą
idzie pięknie swoim białym kwiatem
dzwonek nie nasycony nigdy latem
Tylko jeden wielki liść nad rzeką stoi
dumny o jemu powój nie dał rady
Jego się powój boi? Stop! Wojsko stoi.
Koteczka czy panieneczka?
Czarna młoda koteczka
jeszcze nie dorosła
Błyszczy się futro czarne,
błysk zielony w oczach.
Stąpa jak młoda dziewczyna
Każda czarna nóżka.
Jak panienka na szpilkach
na kocich poduszkach.
Pyszczkiem, noskiem i wąsami
rusza jak panna słodkimi ustami.
A z jej kocich uszu
świeci jak klipsy, biały kocipuszek.
I gdy za firaną stoi na oknie.
Za panna ogon jak welon się ciągnie
I gdy tylko gdzieś tam coś błyśnie
oczęta zerkają rzęsa nimi chłyśnie
Już goni oczkami
za kłębuszkiem nici
i mota na sobie
kłębuszkowe sieci.
Już nagle w pyszczku
małą mysz przyniosła
i męczy i dręczy
jak panna nieznośnie
I kręci tyłeczkiem
oczkami poruszy.
Dwa stare kocury
się biorą za uszy.
I wielka kula kręci się
przez całe podwórze
wrzask jakiś straszny
cała kupa kurzu.
A czarny młody kocurek
wygląda zza ściany
i cichutko siedzi
w kotce zakochany
Machnął tylko ogonkiem
jak to młody kawaler
I już stare
robia tylko szpaler.
I młodzi idą
cieszą się, strzelają oczami
ruszają pięknymi
słodkimi ustami
A starzy? Tylko patrzą i marzą!
Księżyc w czapie
Dzisiaj księżyc w czapie siedzi
że mróz jest, to znaczy zima
gwiezdny wóz się kołacze.
Skrzypi śnieg pod butami,
bardzo trzeszczy krokiem
wielki mróz już wychodzi bokiem.
Piece ciągną drzewo, węgiel
ogień w komin w dym pędzi
ile sił palacze robią wszędzie.
Ciepło, ciepło wszystko chce grzać się
Każdy chce ciepła na maksa.
Mróz wchodzi gdzie tylko może
na klamkach siedzi w domu, na dworze.
Gdzie tylko w oknie szpara
wciska się jak maszkara.
Kurczy każdego człeka
bry zimno, każdy narzeka.
Ciepłe buty, ciepłe kożuchy
do spania ciepłe pierzyny, poduchy
stygną szybko ciepłe herbaty
w donicach zamarzają kwiaty
i nawet księżyc w swojej czapie
trzęsie się w mrozu pułapie.
Duże miasto
Moja mała wieś i wszystko z kamienia.
A duże miasto — gdy z góry spojrzałam
Most Wita Stwosza w Kłodzku pomyślałam
Tutaj kamienia olbrzymie rozmiary
i kościoły i domy nawet mosty stare.
Tona to ziarnko piasku na pustyni
Tak dużo kamienia jest na Kłodzkiej Ziemi.
Twierdza Kłodzka cała z kamienia
i jeszcze olbrzymie twierdzy tej podziemia.
Kamienice wielkie i kamienne figury
Drogi, bruki kamienne, to nie jest natura?
To wszystko ludzkimi rękami zrobione.
Nie jedno ludzkie ciało było zamęczone.
Dziś maszyny robią. Lżejsze ludzkie czasy.
Kiedyś człowiek nie mógł tak grymasić.
Za karę człowiek robił przy bruku kamiennym
Czasem kromki chleba raz nie dostał dziennie.
Wejdziesz do miasta
piękne w rynku kamienice,
ale ile prawdy kryją
kamienne dziewice?
Modrzewiowy dywan
Piękny dywan pomarańczowy w lesie,
na mchu z igieł modrzewiowych
wszystko cudnie obsypane
tylko modrzewie bez igieł, same.
Między nimi za to świerki zielone
okrywają je swoją pomponą.
Piękne łąki już jesienne,
nad górami dymy mgielne.
Świerki tło całym górą dodają
Olchy fioletem się rozpychają
Białym brzozom liście sczerwieniały
tylko na czubkach zielone zbaraniały.
Chen po łąkach bele siana poskładane
między nimi barany pasą się same.
Nie wiadomo na co patrzeć
oczy można sobie zatrzeć.
Słońce coś mocno pali w oczy
lecz warto patrzeć w dzień uroczy.
Stara chata
Stara chata jak człowiek marudzi
Stare okno gdy otwierasz skrzypi
Nie było tu dawno młodych ludzi
zawieszona lampa pod pułapem zgrzyta
Podłoga stare deski drewniane
od niepamiętnych lat niemalowane
Człowiekowi też już brodawki na nosie urosły
Nie ma włosów, kiedyś spinki niosły.
Stara chata przecieka jej dach
W szafie na wieszkau wisi stary łach
Łóżko, jakieś dwie sprężyny na dnie
Pierzyna bez pierza czy grzeje — bezradnie.
Babcia o kolorowej sukni chyba zapomniała
Na dziadku ordery zwietrzały — zwietrzała i chwała
Komin coś się dusi dziwny to przypadek
Kaszle pod piecem z fajką stary dziedek
Dokłada dziadek by zimno nie było
Babcia się cieszy że ciepło aż miło
A największa radość jak przybiegły wnuki
Nie słychać starego ucichły nauki
Zabawa i krzyki z uśmiechami
babcia ciasto piecze dziadek trze wąsami
stare bajki dziadki wnukom powiadają
wnuki się cieszą i bajek słuchają.
— Żarówka i Jurek
Mała chatka samotnego człeka
na oknie pelargonie, to urzeka.
Wszystkie pięknie kwitnące, czerwone
To tego ręka tak dba o nie.
Przed domkiem z psem siedzi
Kartofle struga, coś bredzi
W małym kaflowym piecu pali
coś mu się nie chce rozgrzać, smali.
W strumyczku tama wodę trzyma
myje się tam, przychodzi zwierzyna.
Jak ktoś drogą przejdzie pies szczeka
Każdy się uśmiecha pozdrowi człeka.
I tak dzień za dniem mija
samotnie Jurek jakoś żyje.
A o czym myśli sobie czy marzy
Czy w nudnym życiu coś się dzieje.
Dzisiaj żarówka mu się spaliła
I życie mu urozmaiciła
Poszedł szukać żarówki
I chatka na chwilę
sama bez niego była.