E-book
45.68 31
drukowana A5
39.9
drukowana A5
Kolorowa
58.97
Wiersze mojej mamy
30%zniżka

Bezpłatny fragment - Wiersze mojej mamy


Objętość:
79 str.
ISBN:
978-83-8324-609-3
E-book
za 45.68 31
drukowana A5
za 39.9
drukowana A5
Kolorowa
za 58.97

— 6.00 odjazd. Międzylesie -Kłodzko

Zaczyna się świt jeszcze nieskończoną nocką.

Ze stacji jedzie pociąg Międzylesie -Kłodzko

Tory razem z Nysą się ścigają

Tuk tuk-tuk tuk ludzie budzą się i zasypiają


Z góry widać jak między lasami

domy budzą się, świecą światłami

Kilka małych światełek małe wioski

Budzą dzieci zaczynają się nowe troski


Tam jeszcze wyżej na górze

Maria Śnieżna piękny cud w naturze.

Płaszczem chroni wioseczki i miasta

Ziemia Kłodzko urodą zarasta.


Góry chłód swój dookoła trzymają

Tak wysoko tam ludzie mieszkają

Zimno, bieda, daleko do miasta

Tam ich domy tam i żyją i basta.


Uroda tych gór to ich złoto

Wracają tam pociągiem piechotą.

Bo tam na górach nie tylko ich domy

ale także Pan Bóg czeka niestrudzony


Zimne Góry Sudety

a na nich z Ciepłym Panem Bogiem domy

Pisać wiersze?

I zachciało mi się pisać wiersze

i układać słowa pierwsze.

I rymować zwykłe słowa

i poprawiać je od nowa

i przy tym sobie marzyć

i piękne myśli ważyć

i je nie głupio układać

i głośno czasem gadać

i czytać je od nowa

i znów przekładać słowa

i nawet rano o świcie

i zapisywać w zeszycie

i jeszcze gdy się gotuje

i coś się człowiekowi rymuje

i y… no co jeszcze?

I gdy się pisze wiersze?

— Lesica

Z jednej strony wioski

Maryja na małym cokole stoi,

do ludzi zaprasza

Z wysoką skarpą Kamienna Pieta

nieżywego Jezusa na kolanach

zmartwiona trzyma

Jeszcze most kamienny Ziemska Brana

rzekę Orlice do nowego kraju wprowadza

Czechy to — ogłasza

Święty Marcin w wielkim kościele z kamienia

wsi pilnuje, do tego Leonard święty mu wtóruje

Wszystkie mostki z kamienia

Kamienny Jan Nepomucen strumyk w garści trzyma

by nie wydał Jelonik w malutkiej dolinie

W lesie drugi już bez głowy Jan Nepomucen

przy drodze przytyka, że tędy trzeba do Kamieńczyka

W innym lesie, przy drodze krzyż pokutny

z kamienia wykuty, już chyba wszystkie

odbył swe pokuty.

I mały kamieniołom zarósł, ludzie zapomnieli,

co kiedyś inni, co ich już nie ma przecierpieli.

A jeszcze Cała Trójca Święta wsi pilnuje

między lipami, by wszyscy spali,

patrzy na Marie Śnieżną przez Nieba Aksamit.

Człowieku wstał świt

Wstaje świt, koty już przyszły z nocnych rubieży.

Tylko mleko i spać, po kątach się kładą.

Psu na śniadanie miska się należy.

Cała noc on domu pilnował

on jest tutaj władzą.

Rosa po podwórku kapcie moczy,

Szare niebo w błękit się zamienia

Słońce zza gór wychodzi

Ptaki świergotać zaczynają

Pszczoły w kwiatach ze snu się ruszają.

Mały motyl jak Koliber języczkiem we koksze z każdego kwiatuszka

nektar wypija i frunie daleko

Czarny bocian spłoszył się widząc człowieka.

Dopiero teraz niektóre otwierają się powoje

rzędem skurczone ruszyć się boją

ale na wielkich pokrzywach

— Czy ich to nie parzy?

Słonecznik jeszcze sobie ziewną

jeszcze we śnie marzy

Krowy gdzieś tam ryczą na łące

trzeba iść je przepiąć przy starej jabłonce

Oczy chociaż przemyte, jeszcze raz się kleją.

Budź się człowieku wstał świt.


Koguty już pieją.

Powój

W rowie na starym suchym dziadzie

biały powój swe ramiona kładzie,

dalej po wszystkich krzakach i pokrzywach

jak białego rumaka rozwichrzona grzywa.

Wszędzie białe kwiaty i białe powoje,

jak wojsko równo stoją niezliczone zbroje.

I nim koper w nasienie swój kwiat zamieni

powój już go okręca ramionami swemi.

I porzeczka cała w powojowym kwiecie,

jeszcze nie zakwitła floksa piękne dziecię

a powój znowu okręca i zakwita biała

na malinie, jeszcze większy kwiat, różowy cały.

Na żywopłot wlazł i już pracuje

jedna gałąź, drugą, wszystkie razem snuje.

Jak wrzeciono na swojej kądzieli

jakie ręce go plotą że tak szybko ścieli?

Aż olbrzymie ich roje całe chwasty kładą

i powojowe wojsko całą swą gromadą

idzie pięknie swoim białym kwiatem

dzwonek nie nasycony nigdy latem

Tylko jeden wielki liść nad rzeką stoi

dumny o jemu powój nie dał rady

Jego się powój boi? Stop! Wojsko stoi.

Koteczka czy panieneczka?

Czarna młoda koteczka

jeszcze nie dorosła

Błyszczy się futro czarne,

błysk zielony w oczach.


Stąpa jak młoda dziewczyna

Każda czarna nóżka.

Jak panienka na szpilkach

na kocich poduszkach.


Pyszczkiem, noskiem i wąsami

rusza jak panna słodkimi ustami.

A z jej kocich uszu

świeci jak klipsy, biały kocipuszek.


I gdy za firaną stoi na oknie.

Za panna ogon jak welon się ciągnie

I gdy tylko gdzieś tam coś błyśnie

oczęta zerkają rzęsa nimi chłyśnie


Już goni oczkami

za kłębuszkiem nici

i mota na sobie

kłębuszkowe sieci.

Już nagle w pyszczku

małą mysz przyniosła

i męczy i dręczy

jak panna nieznośnie


I kręci tyłeczkiem

oczkami poruszy.

Dwa stare kocury

się biorą za uszy.


I wielka kula kręci się

przez całe podwórze

wrzask jakiś straszny

cała kupa kurzu.


A czarny młody kocurek

wygląda zza ściany

i cichutko siedzi

w kotce zakochany


Machnął tylko ogonkiem

jak to młody kawaler

I już stare

robia tylko szpaler.


I młodzi idą

cieszą się, strzelają oczami

ruszają pięknymi

słodkimi ustami


A starzy? Tylko patrzą i marzą!

Księżyc w czapie

Dzisiaj księżyc w czapie siedzi

że mróz jest, to znaczy zima

gwiezdny wóz się kołacze.

Skrzypi śnieg pod butami,

bardzo trzeszczy krokiem

wielki mróz już wychodzi bokiem.

Piece ciągną drzewo, węgiel

ogień w komin w dym pędzi

ile sił palacze robią wszędzie.

Ciepło, ciepło wszystko chce grzać się

Każdy chce ciepła na maksa.

Mróz wchodzi gdzie tylko może

na klamkach siedzi w domu, na dworze.

Gdzie tylko w oknie szpara

wciska się jak maszkara.

Kurczy każdego człeka

bry zimno, każdy narzeka.

Ciepłe buty, ciepłe kożuchy

do spania ciepłe pierzyny, poduchy

stygną szybko ciepłe herbaty

w donicach zamarzają kwiaty

i nawet księżyc w swojej czapie

trzęsie się w mrozu pułapie.

Duże miasto

Moja mała wieś i wszystko z kamienia.

A duże miasto — gdy z góry spojrzałam

Most Wita Stwosza w Kłodzku pomyślałam


Tutaj kamienia olbrzymie rozmiary

i kościoły i domy nawet mosty stare.


Tona to ziarnko piasku na pustyni

Tak dużo kamienia jest na Kłodzkiej Ziemi.


Twierdza Kłodzka cała z kamienia

i jeszcze olbrzymie twierdzy tej podziemia.


Kamienice wielkie i kamienne figury

Drogi, bruki kamienne, to nie jest natura?


To wszystko ludzkimi rękami zrobione.

Nie jedno ludzkie ciało było zamęczone.


Dziś maszyny robią. Lżejsze ludzkie czasy.

Kiedyś człowiek nie mógł tak grymasić.


Za karę człowiek robił przy bruku kamiennym

Czasem kromki chleba raz nie dostał dziennie.


Wejdziesz do miasta

piękne w rynku kamienice,


ale ile prawdy kryją

kamienne dziewice?

Modrzewiowy dywan

Piękny dywan pomarańczowy w lesie,

na mchu z igieł modrzewiowych

wszystko cudnie obsypane

tylko modrzewie bez igieł, same.

Między nimi za to świerki zielone

okrywają je swoją pomponą.

Piękne łąki już jesienne,

nad górami dymy mgielne.

Świerki tło całym górą dodają

Olchy fioletem się rozpychają

Białym brzozom liście sczerwieniały

tylko na czubkach zielone zbaraniały.

Chen po łąkach bele siana poskładane

między nimi barany pasą się same.

Nie wiadomo na co patrzeć

oczy można sobie zatrzeć.

Słońce coś mocno pali w oczy

lecz warto patrzeć w dzień uroczy.

Stara chata

Stara chata jak człowiek marudzi

Stare okno gdy otwierasz skrzypi

Nie było tu dawno młodych ludzi

zawieszona lampa pod pułapem zgrzyta


Podłoga stare deski drewniane

od niepamiętnych lat niemalowane

Człowiekowi też już brodawki na nosie urosły

Nie ma włosów, kiedyś spinki niosły.


Stara chata przecieka jej dach

W szafie na wieszkau wisi stary łach

Łóżko, jakieś dwie sprężyny na dnie

Pierzyna bez pierza czy grzeje — bezradnie.


Babcia o kolorowej sukni chyba zapomniała

Na dziadku ordery zwietrzały — zwietrzała i chwała

Komin coś się dusi dziwny to przypadek

Kaszle pod piecem z fajką stary dziedek


Dokłada dziadek by zimno nie było

Babcia się cieszy że ciepło aż miło

A największa radość jak przybiegły wnuki

Nie słychać starego ucichły nauki


Zabawa i krzyki z uśmiechami

babcia ciasto piecze dziadek trze wąsami

stare bajki dziadki wnukom powiadają

wnuki się cieszą i bajek słuchają.

— Żarówka i Jurek

Mała chatka samotnego człeka

na oknie pelargonie, to urzeka.

Wszystkie pięknie kwitnące, czerwone

To tego ręka tak dba o nie.


Przed domkiem z psem siedzi

Kartofle struga, coś bredzi

W małym kaflowym piecu pali

coś mu się nie chce rozgrzać, smali.


W strumyczku tama wodę trzyma

myje się tam, przychodzi zwierzyna.

Jak ktoś drogą przejdzie pies szczeka

Każdy się uśmiecha pozdrowi człeka.


I tak dzień za dniem mija

samotnie Jurek jakoś żyje.

A o czym myśli sobie czy marzy

Czy w nudnym życiu coś się dzieje.


Dzisiaj żarówka mu się spaliła

I życie mu urozmaiciła

Poszedł szukać żarówki

I chatka na chwilę

sama bez niego była.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 45.68 31
drukowana A5
za 39.9
drukowana A5
Kolorowa
za 58.97