E-book
5.88
drukowana A5
50.59
drukowana A5
Kolorowa
76.08
Weterynarze z Wrześni

Bezpłatny fragment - Weterynarze z Wrześni

Uczniowie PTW 1965—1970 (klasa B)

Objętość:
272 str.
ISBN:
978-83-8221-860-2
E-book
za 5.88
drukowana A5
za 50.59
drukowana A5
Kolorowa
za 76.08

Motto:

Życie to dym — wystarczy jeden porządny podmuch wiatru i nagle unosimy się i znikamy, pozostawiając po sobie jedynie nikły zapach naszego istnienia pod postacią wspomnień.


Cody McFadyen „Cień bestii”.

Przedmowa

WIELKOPOLSKI WOJEWÓDZKI LEKARZ WETERYNARII ANDRZEJ ŻARNECKI

Państwowe Technikum Weterynaryjne we Wrześni — dla wielu ludzi to tylko nazwa technikum, znajdującego się we Wrześni, mieście pełnym uroku, słynącym z heroicznej postawy Dzieci Wrzesińskich i można powiedzieć tyle. Jako element wyróżniający można też dodać, że jest to szkoła kształcąca adeptów w specyficznym fachu, który już w 1817 r. Adam Rudnicki (autor dwóch projektów dla szkół weterynaryjnych w XIX w.) scharakteryzował jako:


(…) w smrodliwey stayni obrzydle odbywać roboty, gdy tymczasem za swoje trudy, i ciągłe, nawet z niebezpieczeństwem połączone natężenia ciała, odbiera tak szczupłą zapłatę, że nią ledwo konieczne potrzeby życia zaspokoić może.”


Szczęściem nikt z nas, świadomy bądź nieświadomy trudów pracy w weterynarii, nie zważał na słowa Adama Rudnickiego zapisane blisko 150 lat wcześniej. Dzięki temu staliśmy się częścią pewnej historii jaką utworzyła ta szkoła, a nazwa Państwowe Technikum Weterynaryjne we Wrześni, wywołuje nie tylko sentyment i nostalgiczne wspomnienia, ale też dumę z poczucia przynależności do wyjątkowej społeczności absolwentów PTW. Czas pobierania nauki we wrzesińskim technikum weterynaryjnym to lata minione. Ale są to lata, których się nie da zapomnieć, a nawet co każdy przyzna, nader często wraca się do nich myślami.


W trakcie lat spędzonych w ławach technikum poznaliśmy wiele niesamowitych osobowości, zarówno wśród kolegów jak i niezapomnianego grona pedagogicznego. Nasze grono, przyszłych techników weterynarii, składało się z całej masy różnorodności, która jest tak charakterystyczna dla lat młodzieńczych: nie brakło dusz artystycznych — muzyków, poetów; byli znakomici sportowcy osiągający sukcesy na arenie ogólnopolskiej; chłopaki pochodzący z rodzin zamożnych oraz tacy, których charakter od małego kształtował się w biedzie; byli pilni uczniowie oraz ci trochę mniej pilni. Kręte ścieżki edukacji weterynaryjnej, tej młodzieńczej masie pomagali prostować (zresztą nie rzadko łączono to z prostowaniem kręgosłupa moralnego podopiecznych), nauczyciele naszego wrzesińskiego technikum. Ludzie, na których życiu piętno odcisnęła wojna światowa, którzy swoją pedagogiczną misję wypełniali w czasach systemu, z którego założeniami niekoniecznie chcieli się zgadzać. Jednak byli to ludzie, którzy mimo wszystko swoje serce i pasję oddali młodzieży i szkole, tworząc tę niesamowitą atmosferę, która możemy nazwać „duchem” Państwowego Technikum Weterynaryjnego we Wrześni. Z perspektywy lat możemy śmiało powiedzieć, że mieliśmy wielkie szczęście być prowadzonymi po ścieżce edukacji przez takich mentorów jak: dr Florian Pierański, obdarzony „potężnym” głosem współmiernym do dobra, które w sobie nosił; dr Mieczysław Pietrzak jak i my — absolwent technikum, później niezwykle zaangażowany nauczyciel w naszej szkole; słynący z wyrozumiałości Bogdan Ławniczak; perfekcyjny i wymagający mgr Józef Piaczyński; polonista i weteran wojenny Stanisław Jęczkowski, niepokorny wobec ówczesnej władzy fizyk Zygmunt Kuchnowski wraz ze swoją żoną Marią — matematyczką; ciesząca się sympatią uczniów i nauczycieli Irena Rzepka, Stefan Leśniak, Barbara Wiącek i Ryszard Laskowski z zapałem wdrażający przedmioty zawodowe; Kazimierz Zdralewicz uczący w tamtym czasie najważniejszego języka obcego — rosyjskiego; wychowawca mojej klasy Jan Izdebski; Wiktor Naftyński ze swoją żoną Krystyną; Pietrowski, olimpijczyk Adam Kaczor i Eugeniusz Paterka odpowiedzialni za sportową potęgę PTW. Oczywiście to tylko kilka nazwisk z pośród szerokiej kadry nauczycielskiej, na której wymienienie zasług w kształtowaniu kolejnych pokoleń uczniów Państwowego Technikum Weterynaryjnego we Wrześni zabrakło by miejsca na kartach tej książki.


I niczym Hefajstos we wnętrzu Etny wykuwał pioruny dla Zeusa, tak nasi nauczyciele we wnętrzu murów szkolnych wykuwali z nas przyszłych techników weterynarii, ale przede wszystkim ludzi — świadomych swoich wartości oraz życiowych celów. Wśród naszych kolegów było wielu wybitnych sportowców, których postacie są przywołane na kartach tej książki. Wielu kolegom lata spędzone w technikum zaowocowały latami dalszej nauki na studiach weterynaryjnych ale też i innych kierunkach — czasem pokrewnych, a czasem zupełnie innych. Wielu kolegów zdecydowało też o podjęciu pracy bezpośrednio po zakończeniu edukacji „we Wrześni”. Niezależnie od dróg jakie zostały obrane przez bohaterów niniejszego opracowania jedno należy stwierdzić: w książce tej, autor stara się przypomnieć sylwetki tych ludzi, którzy siłą rzeczy musieli wywrzeć taki wpływ na nasze życie — czy to przez bezpośrednie koleżeństwo czy przez relacje uczeń — nauczyciel. Karty tej książki przywołują dla każdego z nas postacie naszych kolegów ze szkoły, sukcesy, trudy życia, kim byli i kim zostali, kim są teraz. Niektórych z przywołanych na tych kartach osób już nie ma wśród nas i słowa zapisane na tych stronach niech zostaną koleżeńskim memoriałem ku pamięci.


Tyle, jeśli chodzi o słowo wstępu do tej książki, którą oddajemy w ręce Czytelnika z nadzieją, że znajdzie na jej kartach pociechę, rozrywkę i z przyjemnością wróci do lat spędzonych w murach wrzesińskiego technikum weterynaryjnego.


Życzę przyjemnej lektury i powrotu myślą do lat minionych ale wciąż żywych.


Serdecznie dziękuję mojemu przyjacielowi Włodkowi Gibasiewiczowi za możliwość złożenia tych kilku słów wstępu do niniejszej książki. Jednocześnie składam wyrazy uznania za ogrom pracy wykonanej nad zawartym w opracowaniu materiałem i gratuluję jego wydania.

I. Wstęp

Publikacja niniejsza nie rości sobie prawa do monografii wrzesińskiej szkoły średniej — technikum weterynaryjnego. Publikacja Weterynarze z Wrześni to próba opisania losów ponad czterdziestu młodych chłopców, którzy w 1965 r. będąc w wieku 14—15 lat, tuż po ukończeniu szkół podstawowych, zdecydowali się na podjęcie nauki z dala od swoich domów, rodziców i kolegów, w pierwszej klasie w pięcioletnim Państwowym Technikum Weterynaryjnym we Wrześni, z zamieszkaniem w internacie lub na stancji. I dotyczy tylko jednej z dwóch klas z tego rocznika. Dotyczy klasy B.


Publikacja niniejsza jest próbą zebrania wspomnień o kolegach z lat 1965—1970 i następnych lat, opisania i utrwalenia ich dalszych losów oraz przybliżenie i zachowanie w papierowej pamięci także ich nauczycieli. Nauczycieli i wychowawców kształtujących kręgosłupy czterdziestu uczniów i uformowania ich na przyszłych przyzwoitych, prawych, godnych i odpowiedzialnych młodych mężczyzn. Za co swoim wychowawcom wielokrotnie już dziękowali przy różnych nadarzających się rocznicowych okazjach.


Niniejsza praca jest więc kolejną formą podziękowania Nauczycielom technikum za ich trud i poświęcenie włożone w wychowanie oraz jest krótkim, papierowym zapisem, Finis coronat opus, skromnego życia niemal czterdziestu osób wśród kolegów i przyjaciół i kolejnych lat.

Włodzimierz A. Gibasiewicz, 2020.

II. Wprowadzenie

We Wrześni w 2020 r. miały się odbyć uroczystości związane z 70-leciem Technikum Weterynaryjnego. Pandemia spowodowana korona wirusem SARS-CoV-2 (ze śmiertelnością na poziomie 3,4 %) spowodowała odwołanie tego święta.


W 2020 r. przypada także 50-lecie uzyskania dyplomu technika weterynarii przez kolegów, którzy podjęli naukę w Państwowym Technikum Weterynaryjnym we Wrześni w 1965 r. To kolejna okazja do świętowania, która została odłożona na lata następne.


W związku z okrągłymi rocznicami a także ze świadomością przemijania kol. lekarz wet. Zenon Jażdżewski zaproponował autorowi przygotowanie pracy zatytułowanej: Była sobie klasa… ze wsparciem finansowym z jego strony oraz pomocą w zebraniu niezbędnych materiałów. Pomysł został zaakceptowany i przystąpiłem do pracy. Ze wsparciem wyszło jednak gorzej.


W kontekście odwołania wrzesińskich uroczystości do autora zwrócił się także wieloletni nauczyciel/profesor i przyjaciel swoich uczniów, lek. wet. Mieczysław Pietrzak, by o 70-leciu naszej szkoły napisać kilka słów do Wiadomości Wrzesińskich. Napisałem więc kilkadziesiąt zdań w formie listu i przekazałem Redakcji. Następnego dnia odezwał się redaktor: Panie Włodzimierzu, dziękujemy za ciekawy list. Opublikujemy go na naszej stronie internetowej i postaramy się zamieścić również w gazecie. Z poważaniem. Damian Idzikowski, dziennikarz.


Artykuł/list:


70-lecie TECHNIKUM WETERYNARYJNEGO WE WRZEŚNI


Pandemia spowodowała, że w tym roku nie przyjadą do Wrześni absolwenci najlepszego Technikum Weterynaryjnego w Polsce. Technikum Weterynaryjne a wcześniej Państwowe Technikum Weterynaryjne we Wrześni obchodzi w tym roku jubileusz 70 lat uczenia młodzieży podstaw wiedzy z medycyny weterynaryjnej oraz kształtowania charakterów przez doskonałych nauczycieli zawodu, przedmiotów ogólnokształcących oraz wybitnych wychowawców-pedagogów.


List ten piszę jako jeden z niemal 5 tysięcy absolwent PTW we Wrześni. W „naszym” Technikum Państwo Profesorowie starali się przygotować nas do pracy w terenie jako pomocników lekarzy weterynarii, a w wielu trudnych sytuacjach epizootycznych dźwigaliśmy na swoich plecach cały ciężar zwalczania licznych chorób, czy ich profilaktyki. Dzisiejsza sytuacja ekonomiczna i epizootyczna hodowli w kraju wiele zawdzięcza pracy u podstaw techników weterynaryjnych wychowanych m.in. we Wrześni.

„Nasi” profesorowi przez pięć lat nauki w technikum starali się wychować nas na porządnych i przyzwoitych ludzi. I takich właśnie mam swoich kolegów z technikum i tych kolegów, których spotykałem w pracy w terenie, a będących absolwentami z Wrześni.


Wielu z nas po technikum podjęło studia na uczelniach weterynaryjnych, gdyż byliśmy dobrze przygotowani z przedmiotów ogólnych, w kolejnych latach studiów nie mieliśmy większych problemów, gdyż dobrze zaopatrzeni zostaliśmy w podstawowe arkana wiedzy zawodowej.


O poziomie nauki w Technikum Weterynaryjnym we Wrześni świadczą jego absolwenci. Po technikum wielu uzyskało tytuł profesora, doktora nauk weterynaryjnych. Dwóch było (i jest) Wielkopolskimi Wojewódzkimi Lekarzami Weterynarii — dr Lesław Szabłoński i dr Andrzej Żarnecki (obecnie).


Na zakończenie kilka słów o sobie. Po Technikum, które ukończyłem w 1970 r., przez rok pracowałem jako technik weterynarii. Następnie studia weterynaryjne na dzisiejszym Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, tam obrona pracy doktorskiej i praca terenowa w Wielkopolsce. Jestem autorem pierwszego podręcznika dla lekarzy wet. o chorobach królików („Choroby królików — wyd. PWN) oraz 19 książek z historii weterynarii np. Lekarze weterynarii ofiary II wojny światowej, wyd. Bellona 2011 czy ostatniej Martyrologia Żydów lekarzy weterynarii w okupowanej Polsce.


Wymienione i inne osiągnięcia zawdzięczam wspaniałym pedagogom z Technikum Weterynaryjnego we Wrześni. Chociaż kilku z nich, moich nauczycieli i wychowawców, chciałbym przywołać ku pamięci: Florian Pierański, Bogdan Ławniczak, Mieczysław Pietrzak, Stanisław Jęczkowski, Józef Piaczyński, Zygmunt i Maria Kuchnowscy, Irena Rzepka, Barbara Wiącek, Kazimierz Zdralewicz, Maria Wielicka, Eugeniusz Paterka, Adam Kaczor, Stefan Leśniak, Julia Dobroch, Jan Izdebski, Ryszard Laskowski, Henryk i Eugenia Kordowscy, Kazimierz Mantyk.


Dnia 24 lipca 2020 r. na łamach „Wiadomości Wrzesińskich” ukazał się kolejny artykuł, tym razem jest to dłuższe opracowanie przygotowane przez lek. wet. Mieczysława Pietrzaka:


70 lat funkcjonowania Państwowego Technikum Weterynaryjnego we Wrześni

Zbliża się 70. rocznica powstania Państwowego Technikum Weterynaryjnego w naszym mieście. Historia tej szkolnej placówki jest wyjątkowa. Oto skrócony opis faktów.

1 września 1950 r. Jan Dąb-Kocioł, ówczesny Minister Rolnictwa i Reform Rolnych, powołał kilka dwuletnich liceów weterynaryjnych, w tym jedno we Wrześni. Były to szkoły dla dorosłych. Pewną ciekawostką jest fakt, że w latach 1973–1978 uczęszczał do naszego technikum wnuk ministra — Tomasz. Nawiasem mówiąc, z dwóch departamentów Ministerstwa Rolnictwa (oświaty i weterynarii) wrzesińskie technikum ukończyło wtedy pięcioro uczniów.

Minister powołał na dyrektora szkoły dr. Floriana Pierańskiego — praktyka, doświadczonego w kierowaniu Państwową Szkołą Hodowlaną w Liskowie k. Kalisza i zarazem lekarza weterynarii.

Pierwszą siedzibą szkoły stał się Pałac Mycielskich na Opieszynie. Określenie „pałac” sugeruje, że warunki lokalowe i socjalne były w miarę dobre. Niestety, przez wiele lat pomieszczenia były ogrzewane piecami kaflowymi, brakowało ciepłej wody, a sprzęt w klasach i pokojach internackich wcale nie był pałacowy. Na parterze znajdowały się trzy izby lekcyjne, stołówka, świetlica i kuchnia. Pomieszczenia na piętrze pełniły funkcję internatu. Do 1955 r. mogły uczyć się tam tylko trzy klasy. W 1955 r. szkoła „wzbogaciła się” o drewniany barak, który pełnił przede wszystkim funkcję internatu. Nareszcie można było przyjmować więcej kandydatów, a chętnych do technikum było sporo.

Departament Oświaty Rolniczej darzył wrzesińskie technikum szczególnym uznaniem. Świadczą o tym następujące fakty:

Powołanie przy szkole Wydziału Kształcenia Korespondencyjnego o kierunku weterynaryjnym. Celem tego wydziału, działającego do 1970 r., było podniesienie kwalifikacji w zakresie kształcenia ogólnego i zawodowego byłych sanitariuszy weterynaryjnych. W tym czasie przewinęło się przez szkołę ponad 1000 sanitariuszy (646 otrzymało tytuł technika weterynarii, połowa z tej liczby zdała egzamin dojrzałości). Był to wielki, a zarazem bardzo pożądany rozwój szkoły. Decyzją powstałego w 1957 r. Stowarzyszenia Lekarzy Weterynarii, wstrzymano nabór do klas pierwszych technikum, a część szkół w kraju zaczęto likwidować.

Wrzesińskiemu technikum powierzono przeszkolenie uczniów, którym nie powiodło się na egzaminie dojrzałości w innych technikach. Utworzono tzw. klasę zbiorczą. Większy wysiłek uczniów i wytężona praca nauczycieli przyniosły sukces.

W 1958 r. do wrzesińskiego technikum przeniesiono na ostatnie dwa lata nauki klasę likwidowanego technikum w Goleniowie.

W 1959 r. do Wrześni trafia też ostatnia klasa (piąta) z technikum weterynaryjnego w Kole. 1 września 1960 r. zostaje wznowiony nabór kandydatów do klas pierwszych. W 1964 r. przy ul. Kaliskiej zostaje oddany do użytku nowoczesny internat na 160 miejsc. Poprawiają się warunki pracy szkoły. Z roku na rok wzrasta zainteresowanie zawodem technika weterynarii. Sprawia to, że na jedno miejsce zgłasza się 3—4 kandydatów. Przez kilka lat z rzędu otwierają się w szkole po trzy oddziały. Pod koniec lat 60. zakończono tak długo oczekiwany remont pałacu. Nauczycieli i uczniów ucieszyło założenie centralnego ogrzewania i doprowadzenie do sal bieżącej wody. Dzięki temu można było przystąpić do tworzenia gabinetów i klasopracowni z prawdziwego zdarzenia. Przez Departament Oświaty zostały ocenione jako wzorowe. Do 1974 r. Technikum Weterynaryjne funkcjonowało jako szkoła samodzielna i jednorodna programowo.

W 1974 r. przeniesiono do naszej szkoły z Technikum Mleczarskiego we Wrześni klasy:

a) Trzyletnie Technikum Rolnicze

b) Zasadniczą Szkołę Rolniczą

Rozpoczął się proces rozrastania szkoły i kierunków kształcenia. Wydział Rolnictwa Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu nadaje szkole nową nazwę: Powiatowa Szkoła Rolnicza — Centrum Kształcenia Rolniczego. Dwa lata później szkoła przyjmuje nazwę Zespół Szkół Rolniczych we Wrześni.

W 1975 r. przy Centrum dodatkowo uruchomiono Dwuletnie Policealne Studium Weterynaryjne, a w 1976 r. Policealne Studium Hodowlane.

Dochodzi do znacznego pogorszenia się warunków lokalowych i niedoboru nauczycieli o specjalistycznym wykształceniu. Ta sytuacja przyśpieszyła budowę dużego, nowoczesnego budynku dydaktycznego usytuowanego obok internatu. Dodam, że w 1992 r. oddano do użytku kolejny budynek przy ul. Kaliskiej. W tym samym roku nastąpiło ostateczne pożegnanie pierwszej siedziby PTW na Opieszynie i „nieśmiertelnego” baraku. Szkoła przyjęła nazwę Zespół Szkół Technicznych i Ogólnokształcących.

Poniższe zestawienie obrazuje bogaty wachlarz kształcenia w ZSTiO w 2020 r.:

— Technikum Weterynaryjne

— Technikum Rolnicze

— Technikum Żywienia i Usług Gastronomicznych

— Technikum Hotelarskie

— Technikum Organizacji Turystyki

— Technikum Kontroli Jakości i Bezpieczeństwa Żywności

— Liceum Ogólnokształcące

Ogółem do wszystkich oddziałów uczęszcza 804 uczniów.

Chciałbym powrócić jednak do funkcjonowania Technikum Weterynaryjnego. W latach 70. Departament Oświaty zwrócił się do nauczycieli przedmiotów zawodowych, aby dokonali oceny przydatności rozkładanych i kolorowych modeli gipsowych różnych gatunków zwierząt domowych w nauczaniu anatomii, sprowadzanych z NRD. Podobna prośba dotyczyła kolorowych modeli produkowanych z plastiku przez firmę lekarza medycyny z Bydgoszczy. Te modele można spotkać w każdej szkole typu rolniczego lub zbliżonego.

Troje lekarzy weterynarii z technikum dokonało recenzji podręczników:

a) Anatomii i fizjologii zwierząt,

b) Chorób inwazyjnych,

c) Fizjopatologii.

Na prośbę Departamentu Oświaty Rolniczej lekarze weterynarii z technikum opracowywali na przestrzeni wielu lat programy nauczania do kilku przedmiotów, brali udział w seminariach poświęconych ich zatwierdzaniu oraz dyskusjach z nauczycielami innych szkół. Niegdyś liczono się z opiniami nauczycieli, korzystano z ich doświadczenia, nie narzucano jedynie słusznych rozwiązań, które serwowała władza.

Na prośbę wizytatorów z Departamentu Oświaty Rolniczej w 1974 r. dwoje lekarzy weterynarii z technikum podjęło się opracowania rozdziału „Podstaw anatomii i fizjologii zwierząt gospodarskich” — 157 s. do podręcznika Hodowla Zwierząt. T. 1, mającego kilka wydań. Za udany wkład autorzy otrzymali podziękowanie od Redaktor Naczelnej PWRiL Jolanty Kuczyńskiej.

Przez ponad 20 lat dwóch lekarzy weterynarii z wrzesińskiego technikum, na prośbę Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli Szkół Rolniczych w Brwinowie k. Warszawy, kolejno pełnili funkcję doradców metodycznych dla pozostałych tego typu szkół w kraju. Przy udziale Centrum w oparciu o wydziały weterynaryjne szkół wyższych organizowali konferencje w różnych szkołach i dokonywali aktualizacji wiedzy zawodowej, prowadzili lekcje pokazowe i integrowali nauczycieli przedmiotów weterynaryjnych. Tę pożyteczną działalność władze centralne zakończyły w 1998 r. Widocznie to, co dobrze funkcjonuje, nie może trwać wiecznie.

Na przestrzeni 70 lat w naszej szkole tytuł technika weterynarii uzyskało 4458 osób. W rozbiciu na typy szkół wygląda to następująco:

1) Absolwenci techników 2-, 4- i 5-letnich: 3378

2) Wydziału Kształcenia Korespondencyjnego: 645

3) Weterynaryjnego Studium Policealnego: 419

4) Egzamin w trybie eksternistycznym: 16

W tym okresie przedmiotów zawodowych nauczało 58 lekarzy weterynarii — etatowych i dochodzących. Bez względu na sposób rekrutacji (egzamin wstępny, konkurs świadectw, liczba punktów) szkoła przyjmowała możliwie najlepszych. Dzięki temu poziom zdawalności matur, mimo mniejszego wymiaru godzin na przedmioty ogólnokształcące, należy ocenić bardzo pozytywnie. Z naszej szkoły znaczny procent absolwentów technikum dostaje się na wyższe uczelnie i to na różne kierunki. Z reguły wybierają oni wydziały weterynaryjne, niektórzy medyczne, jeszcze inni prawo i historię. Absolwentów szkoły spotykamy przede wszystkim jako personel pomocniczy w lecznicach dla zwierząt, ale również jako nauczycieli akademickich na wydziałach medycyny weterynaryjnej. Aktualnie drugą kadencję dziekana na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej we Wrocławiu pełni prof. dr hab. Krzysztof Kubiak. W tym miejscu podkreślić należy również nazwisko absolwenta z 1970 r., Włodzimierza Gibasiewicza, doktora nauk weterynaryjnych. Jest on autorem książki o chorobach królików, jak również ponad 20 pozycji książkowych poświęconych losom lekarzy weterynarii na przestrzeni wielu lat. Spod jego pióra wyszło opracowanie poważnej pozycji „100-letnia historia Wielkopolskiej Weterynarii”, a także podobna pozycja dotycząca całego kraju „Weterynaria na przestrzeni wieku 1919–2019”.

Absolwentów z Wrześni można też spotkać w Inspekcji Weterynaryjnej różnych szczebli jako oglądaczy zwierząt rzeźnych i mięsa oraz inseminatorów. Nazwa Września nie kojarzy się tylko ze strajkiem Dzieci Wrzesińskich, ale także z Państwowym Technikum Weterynaryjnym. Aktualnie ZSTiO jest dużą, liczącą się w mieście szkołą, przy czym Technikum Weterynaryjne ma niekwestionowany najbogatszy dorobek.

Obecnie obserwujemy zróżnicowane podejście polityków i samorządowców do funkcjonowania szkół zawodowych. Nie wiem, kto zawinił, że znane w kraju Technikum Mleczarskie uległo likwidacji. Oby taka historia nie powtórzyła się w naszym mieście nigdy więcej. Zjazdy absolwentów z okazji 50- i 60-lecia, duża liczba ich uczestników, obecność władz miejscowych, wojewódzkich i krajowych dowartościowały bogatą i nietuzinkową historię PTW. Mam nadzieję, że kolejny zjazd z okazji 70-lecia to potwierdzi.

Szkoła jest wdzięczna absolwentowi PTW Jarosławowi Gasikowi za wykupienie pierwszej siedziby technikum oraz przeprowadzenie jej generalnego remontu. Byłoby dobrze, by w holu pałacu Mycielskich pojawiła się pamiątkowa tablica z napisem: „W tym pałacu w latach 1950–1992 funkcjonowało Państwowe Technikum Weterynaryjne. Fundator Jarosław Gasik”.

Ponieważ zjazd absolwentów z okazji 70-lecia PTW z uwagi na epidemię koronawirusa został odłożony, niech ten artykuł będzie formą uhonorowania byłych dyrektorów technikum i ich zastępców, obecnej dyrekcji szkoły, byłych i obecnych nauczycieli oraz licznej rzeszy absolwentów technikum weterynaryjnego.

Mieczysław Pietrzak,

emerytowany nauczyciel PTW.

Pozwólcie Drodzy Państwo, Kochani Koledzy, że przytoczę w tym Wprowadzeniu w całości tekst córki dyrektora naszego Technikum p. Grażyny Pierańskiej-Dopierały, który znajduje się w opracowaniu Sześćdziesiąt lat Państwowego Technikum Weterynaryjnego we Wrześni, a który tak bardzo ujął autora, że za każdym razem, gdy go czytam, nie mogę wyjść z podziwy i wzruszony często do niego powracam. Ale dość sentymentów. Cytuję wspomniany materiał:


Z pamięci… Drodzy Absolwenci Technikum Weterynaryjnego!


Tak się złożyło, że jest to jednocześnie prywatny jubileusz naszej rodziny — przybycie ze wsi Liskowa do miasta Września, a dokładnie do domku w parku na Opieszynie, nieopodal Pałacu Mycielskich, w którym znalazła pomieszczenie nowo powstająca szkoła. To początek serdecznych więzi z tym miastem, zwłaszcza zaś z ludźmi, których dane mi było spotkać, poznać i zachować we wdzięcznej pamięci. Jest ich tak wielu, że wymienianie zajęłoby wiele miejsca, wybieram więc jak pamięć niesie, ale wszystkich uznaję za bliskich.


Ojciec Florian Pierański mawiał: „Jeśli wyruszysz w Polskę, a zdarzy się, że będziesz w potrzebie, zwróć się do lecznicy dla zwierząt a znajdziesz tam życzliwą, pomocna dłoń”. I tak było, najbliżsi nam to lekarze weterynarii, najpierw koledzy z czasów studiów ojca we Lwowie, dalej z miejsc pracy, a następnie byli uczniowie, absolwenci Wetu. Pozwolę sobie wspomnieć dr. Mariana Pernaka, kierownika lecznicy znajdującej się tuż przy szkole; dr. Laskowskiego, wybitnego praktyka i erudytę; dr. Mariana Gorgolewskiego z Witkowa i dr. Ryszarda Żurawskiego z Pyzdr, którzy to lekarze udostępniali lecznice na praktyki uczniowskie, dzieląc się chętnie wiedzą i doświadczeniem.


W Technikum znajdowali swoje miejsce również ci, których doświadczył los, np. dr Jan Gnoiński, wszechstronnie wykształcony, nabierał sił po powrocie z sowieckiej zsyłki (o jego i żony losie wiem wiele i żywię głęboki szacunek), a także dr Władysław Witkowski, który przez pewien czas mieszkał z nami — zapamiętam jego skromność, spokój i niezwykłą kulturę bycia.


Domek na Opieszynie — w cieniu kościółka św. Ducha — nasza radość — bo z ogrodem, w którym gospodarzył Pan Dobroch, pracowity, serdeczny, cierpliwy; wzbogacał skromną internacka kuchnię w jarzyny i owoce, a miał synów — świetnych kompanów do zabaw w Indian w parkowych alejach. Na piętrze domu „na pokoju” bytował młody, bardzo przystojny (obiekt westchnień pań) lek. wet. Jurek Adamczak, którego „śpiewu przy goleniu” słuchaliśmy z przyjemnością, a skutki niezwykłej schludności widoczne były w coraz to powiększającej się plamie na suficie naszego pokoju (zamaszyście korzystał z wody w misce, tworząc kałuże).

Był tak serdeczny i uczynny, że „nie było problemu”, a wręcz dawano nam go za przykład czyściocha.


W drugim pokoiku przez pewien czas mieszkała uczennica Ewa Sitarska (obecnie znamienita Pani Prof. Akademii Weterynaryjnej w Warszawie), niezwykle odważna, pilna, staranna, uparta, ale i serdeczna (czule opiekowała się znalezioną sówką, dopuszczając mnie, „smarkulę”, do karmienia sierotki). Nie wiedziałam wówczas, że ma za sobą Kazachstan, bo o jej trudnej historii dzieciństwa dowiedziałam się niedawno, co jeszcze powiększyło mój szacunek, zwłaszcza że nie skarżyła się na swój los, tylko dążyła do celu. (Ojciec i niektórzy nauczyciele zapewne coś wiedzieli, ale byli dyskretni, bo takie to były czasy). Po Panu Jurku pokój zajęła Pani „Mysinka” (Maria Skrzypińska), nauczycielka, którą bardzo lubiliśmy i korzystaliśmy z jej wiedzy matematycznej. Pewnego razu odwiedził nas narzeczony Pani Mysi — Pan Zygmunt Kuchnowski — w mundurze górnika i chwaliliśmy się w szkole: to zapewne przodownik pracy — nie wiedząc (znów dyskrecja dorosłych), że jest na przepustce z karnej kompanii w kopalni za „ulotki przecie władzy”. Pani Mysia, żyjąc nadzwyczaj skromnie, odkładała każdy grosik na adwokata, by jemu pomóc. Gdy uzyskał zwolnienie, pobrali się i zamieszkali na Opieszynie, a Pan Zygmuś znalazł zatrudnienie w gospodarstwie szkolnym na Zawodziu (kontynuował studia i ukończył fizykę i prawo). Był to pracowity, energiczny i radosny Kaszub, który lubił śpiewać: „Vidi, vidi vicka, gdzieś ta beła…”. Państwo Kuchnowscy, sobie oddani i innym, to zacni ludzie, prawdziwi Nauczyciele wiedzy i życia.


Gospodarstwo szkolne — Zawodzie, a w nim sympatyczni, prości ludzie, bardzo pracowici. Biegaliśmy do nich po „deputat mleka”, a oni pozwalali sobie „pomagać” (nauczyłam się doić krowy — tak, tak!). Trudno zapomnieć smak ciepłego, pachnącego łąkami nad Wrześnicą mleka, takiego jakiego już nie ma. Bywało, że z parownika w chlewni podjadaliśmy ziemniaki w mundurkach. Pamiętam panów Łukaszewskiego i Labiaka, a nade wszystko wspaniałego Gospodarza — Kierownika, Pana Mieczysława Żebrowskiego, bez którego pracy, rozwagi i wiedzy rolniczej nie byłoby „taaaakich” plonów i dobrze wyszkolonych do pracy na roli i w hodowli zwierząt uczniów. Gdy jako innowacje zastosowano „szałasowy wychów świń”, dane mi było czekać na „oproszenie maciory” w rówieśnym gronie: Krysi Toporkównej, Hipolita, Wieśka i kogo tam jeszcze?

Gospodarstwo nie tylko szkoliło, ale wspomagało internacką kuchnię, w której dowodziła Pani Neumanowa — niby ostra, opryskliwa, ale dusza człowiek i gotowała jak na owe trudne czasy całkiem dobre potrawy. Sprawdzaliśmy to, jak i inne nauczycielskie rodziny, organoleptycznie (bywały „chude” miesiące z nauczycielska pensją), zasiadając do stołów wraz z uczniami w jadalni pałacowej. Już w nowym internacie dowodziła gotowaniem Pani Zosia Żółtowska, której łagodność została w sercu, zwłaszcza że wraz z innymi Paniami z obsługi bardzo wspierała naszą Mamę mieszkającą w gmach internatu. Przyjaźń i pomoc okazywało wielu ludzi na czele z Dyrekcją (długi czas Pan mgr Eugeniusz Paterka), organizując spotkania seniorów i okazjonalne uroczystości.


W naszych czasach rodziny nauczycieli Wetu były dość liczne — 4,5 dzieci — i znaliśmy się wszyscy. Najmilej wspominam obchodzenie wspólne imienin Ojca — to był maj — domek pełen bukietów tulipanów, laurki, a te najpiękniejsze malowane i zdobione przez Pana Józefa Wasilewskiego, zdolnego „weciarza” i artystę. Bywały też koncerty „uczniowskiej kapeli” pod oknami domku, w którym trwała Rada Pedagogiczna „na wesoło”. To były czasy ciepłych wzajemnych relacji, ale i dużych wymagań.


Najbliższy Ojcu, bo zaczynali razem, tj. 1950 r. — to Pan mgr Stanisław Jęczkowski — polonista, niezrównany nauczyciel i wychowawca./…/. Ich domek też na Opieszynie był oazą spokoju i pogodnego przeżywania trudności, a trochę niepraktycznego Pana Stasia wspierała żona, Pani Genia, która okraszała każda pracę pięknym śpiewem. Tu nasuwa się strofa z Goethego: „Gdzie słyszysz śpiew, tam idź, tam dobre serca mają; źli ludzie, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają”.

Sedno i sens szkoły — to oczywiście — uczniowie! Najpierwszy z nich — bo w mej pamięci „od zawsze”, gdy szkoła była jeszcze w zamyśle — uczeń Szkoły Handlowej w Liskowie dr Mieczysław Pietrzak — Mietek — jak starszy brat, żywa (dzięki Bogu) historia Technikum Weterynaryjnego. Jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej wziął udział w Akademii „ku czci”, deklamując wiersz ułożony przez niego, zachwycając ojca mego Floriana, który, uznając że jest niezwykle zdolny, chciał go mieć w swojej szkole…. I tak już zostało. Najpierw w Liskowie, a od 1950 r. we Wrześni, nie tylko uczeń, ale asystent i bliski człowiek. Po Technikum Weterynaryjnym podjął studia we Wrocławiu, gdzie na Wydziale Weterynaryjnym byli profesorowie Ojca ze Lwowa, a że był dobrym studentem, więc chlubą szkoły, którą ukończył. Do tej szkoły wrócił i tu został, będąc wybitnym nauczycielem, wychowawcą a nawet przez pewien czas jej dyrektorem. „Lufa” to nie tylko znana z gwary uczniowskiej niska ocena (był wymagający: „masz lufę”! ), ale też „główna część broni palnej, nadająca prędkość i kierunek lotu — kuli” — tak, lotu! Do którego przygotowywał wielu uczniów, przynoszącym nauczycielom i szkole zaszczyt miana Dobrej Szkoły.

Nie starczyłoby miejsca dla wymienienia wszystkich ważnych, bo tacy SĄ wszyscy, ale wspomnę jeszcze, że „weciarze” byli niezastąpieni na zabawach, studniówkach w Liceum jako ułożeni, grzeczni kawalerowie. Tworzyli specyficzny klimat młodości, uroku naszego miasta.

W każdej szkole „pierwszym po… dyrektorze”, a może przed nim, jak dawnej nazywany woźnym, teraz być może gospodarzem szkoły. Wdzięczna pamięć wstawia nazwisko — Pan Węglewski. Przy grobie Ojca, tuż po pogrzebie stanął zespawany przez niego krzyż, który ważniejszy jest niż granitowy pomnik, bo upamiętnia serdeczne więzi szkolne, pilnuje, dozoruje, byśmy pamiętali o porządku wartości.

Na koniec pozwolę sobie na „prywatę”. Pisząc wspominki, zajrzałam do pamiątek rodzinnych i poruszył mnie list bliżej mi nie znanego ucznia do naszej matki Haliny, w którym przeczytałam — i tu cytat: „Zechce mi Pani wybaczyć, że piszę bez nagłówka, ale na prawdę nie wiem, jak go napisać, bo dalej w myślach nazywam Panią Mamusią”. Tak więc była Mamusią nie tylko dla nas, rodzonych dzieci… Upieczonego przez nią placka drożdżowego nigdy sami nie zjedliśmy, bo mówiła: „Leć po pp. Kordowskich albo zanieś do Jędrzejaków (dzieci lubią), wołaj Pana Kazia”. Pan Kazimierz Mantyk — wychowawca w internacie, subtelny, uprzejmy, zaangażowany bardzo w uczniowskie problemy, do tego poeta, którego obecność łagodziła obyczaje, a życzliwe spojrzenie dodawało otuchy. Życie w internacie nie dla wszystkich było łatwe, zwłaszcza dla „pierwszaków”. Wówczas Pani Basia mówiła: „Idź do p. Pierańskiej, otuli cię miłą atmosferą, poczujesz domowe ciepło (…w piecu westfalce palił się ogień i syczał czajnik…), łzy tęsknoty obeschną, a i lekcje odrobisz w spokoju”. I tak „odchuchała” Mama wiele „piskląt” w mieszkaniu przy internacie szkoły, gdzie skończyła swe pracowite życie.

Moje życie poczęło się obok Szkoły Hodowlanej w Liskowie, wychowałem się przy Technikum Weterynaryjnym we Wrześni, rodzinne po części toczyło się przy internacie z dochodzącym gwarem uczniów, zawodowe też w tym wtórze (byłam nauczycielką biologii, choć chciałam być „konowałem”, ale Tato 17-latki nie wypuścił do Wrocławia, bym się gdzieś nie zawieruszyła). Syn ukończył Technikum Weterynaryjne a córka w nim uczy. Słyszę, że wnuczka, kochająca zwierzęta, chce kontynuować rodzinne tradycje. Oby!


Drodzy absolwenci, kochani „Weciarze”. Życząc miłego świętowania Jubileuszu, za wszystko dobro, które otrzymałam dzięki Waszej (naszej) kochanej szkole, serdecznie dziękuję.

Grażyna Pierańska-Dopierała

Myślę, że na kolejny Jubileusz ukaże się księga wspomnień byłych uczniów, a myśląc i pisząc o tych, których już nie ma, powtarzam: „Non omnis moriar”.

III. Września

Herb miasta

Września pozostanie w naszej pamięci jako czyste, schludne, przyjazne młodzieży powiatowe miasto. Dla większości z nas pierwszym miejscem spotkania z Wrześnią był dworzec kolejowy.

Fot. Dworzec kolejowy we Wrześni. Travelarz — praca własna. Zdjęcie zostało wykonane podczas polskiej Wikiekspedycji kolejowej 2013 zorganizowanej przez Stowarzyszenie Wikimedia Polska we współpracy z PKP.

Września leży 50 km od Poznania w kierunku wschodnim nad rzeką Wrześnicą. Za naszych czasów na Wrześnicy utworzono zalew. Na zdjęciu Stanisław Pakulski, autor i Mieczysław Rybacki krótko po otwarciu wymienionego zalewu — uczniowie PTW w zalewie „sprawdzają szczelność i głębokość zbiornika”.

Pierwsza wzmianka o Wrześni pochodzi z 1236 roku. Wymieniona jest wioska będąca w posiadaniu rodu Porajów Wrzesińskich legitymizujących się herbem przedstawiającym białą różę na czerwonym tle. Herb zachowany do dzisiaj. W 1357 roku wioska otrzymała prawa miejskie. Ponieważ Września leżała na szlaku handlowym biegnącym z Kalisza do Pyzdr, Gniezna i Nakli miasto rozwijało się jak na tamte czasy bardzo dynamicznie.


Miasto zostało jednak doszczętnie spalono przez Szwedów dwukrotnie w 1656 i 1709 roku. W 1656 r. spłonął dokument lokacyjny miasta. Hr. Zygmunt Działyński w 1671 roku nadał miastu po raz drugi prawa miejskie.


Kilka słów z historii miasta ze strony internetowej https://pl.wikipedia.org/wiki/Wrzesnia [dostęp 6.09.2020]: W czasie wojny trzynastoletniej Września wystawiła w 1458 roku 15 pieszych na odsiecz oblężonej polskiej załogi w Malborku. W wyniku II rozbioru Polski w 1793 miasto zostało włączone do Królestwa Prus. W wyniku zwycięskiego powstania wielkopolskiego 1806 roku w latach 1807—1815 Września wraz z całą Wielkopolską wchodziła w skład Księstwa Warszawskiego. Ustanowiono powiat wrzesiński. Mieszkańcy Wrześni i okolic pomagali jak mogli powstańcom listopadowym i styczniowym. Podczas Wiosny Ludów mieścił się tutaj obóz powstańców wielkopolskich 1848 roku. Rozegrano tutaj dwie największe bitwy — pod Miłosławiem i w Sokołowie.


Międzynarodową uwagę przyciągnął strajk dzieci we Wrześni, który rozpoczął się 20 maja 1901 roku, po tym jak niemiecki nauczyciel wymierzył karę cielesną dzieciom za odmowę odpowiadania w języku niemieckim na lekcji religii. Zastrajkowało wówczas 118 uczniów i uczennic.


Rodziców, władze niemieckie ukarały więzieniem. Za przykładem dzieci wrzesińskich poszli uczniowie w innych szkołach zaboru pruskiego. W 1906 opór dzieci, podtrzymywany przez rodziców, przybrał postać powszechnego strajku. W fazie największego jego nasilenia strajkowało ok. 75 tys. dzieci w ok. 800 szkołach (na łączną ilość 1100 szkół).

Fot. Pomnik Bronisławy Śmidowiczównej we Wrześni. Wrzesnia,_laweczka_dzieci.jpg by Krzysztof Dudzik. Ławeczkę zaprojektował poznański artysta Jerzy Sobociński, a wykonał jego syn Robert Sobociński.
Fot. Pomnik Dzieci Wrzesińskich. PrezesF — Praca własna. Autorem pomnika jest Jerzy Sobociński.

Ponad stuletnie panowanie pruskie zakończył wybuch powstania wielkopolskiego. Po rozbrojeniu garnizonu pruskiego 28 grudnia 1918 r. Września powróciła do Polski.


10 września 1939 r. wojska Wehrmachtu wkroczyły do miasta. Zaczęła się okupacja niemiecka, która trwała do 22 stycznia 1945 r., kiedy to front białoruski wyzwolił miasto.

IV. Technikum

Historia

Krótko po odzyskaniu niepodległości okazało się, że w Rzeczpospolitej nie tylko iż brakuje lekarzy weterynarii to także niema komu badać zwierząt rzeźnych i mięsa, także w kierunku włośni. Liczba oglądaczy (Trichinen — Fleischbeschauer) przeszkolonych jeszcze przez Niemców była niewystarczająca.

Dlatego po opublikowaniu Ustawy z 22 marca 1928 r. o urzędowym badaniu zwierząt rzeźnych i mięsa pospiesznie przygotowano rozporządzenie Ministra Rolnictwa nr 62 z 26 maja 1928 r. [Dz. U. 1928 Nr 62 poz. 575] o sposobie uczenia i egzaminowania oglądaczy oraz ich zakresie działania. „Na terenie Wielkopolski — pisze Andrzej Przychodzki — wielkim rzecznikiem i długoletnim organizatorem szkolenia oglądaczy stał się wojewódzki inspektor weterynarii dr Maksymilian Krygicz. Wykorzystując istniejące z czasów zaborów zdyscyplinowanie społeczeństwa oraz posiadając już pewien zalążek aparatu urzędowego badania mięsa w osobach oglądaczy z czasów niemieckich przystąpił do szkolenia nowych kadr już w roku ogłoszenia rozporządzenia. /…/. Notatki dr. Krygicza obejmują lata 1928—1939. W okresie tym przeszkolono 128 oglądaczy i 59 trychinoskopistów. /…/. Jak wykazała praktyka, oglądacze nie byli w stanie w pełni wywiązać się z obowiązujących zadań. Główną przeszkodą było słabe ogólne przygotowanie kandydatów na oglądaczy, za krótki okres szkolenia oraz stale wzrastające wymogi stawiane nadzorowi. Poważną rolę odegrały także protesty lekarzy weterynarii, a nawet studentów weterynarii, którzy obawiali się konkurencji na rynku pracy. /…/. Dlatego między innymi na XV Zjeździe Lekarzy i Przyrodników Polskich we Lwowie w roku 1937 postulowano zmianę artykułu 8 ustawy, proponując aby badanie mięsa mogli wykonywać jedynie lekarze weterynarii /…/”.


W okresie międzywojennym prowadzono także szkolenie podkuwaczy, dla potrzeb cywilnych oraz szkolenie rzeczoznawców chorób pszczelich. Weterynarię rolniczą na poziomie szkoły średniej wykładano (Bolesław Kozłowski) w Szkole Rolniczej w Bojanowie, oczywiście dla przyszłych rolników.

Po II wojnie światowej (wycinkowe dane) w 1947 r. powstała Szkoła Praktyków Specjalistów Sanitariuszy Weterynaryjnych w Majkowo-Chrustach. Istniała do 1949 r. i ukończyło ją ok. 150 osób. Nauka trwała jedenaście miesięcy. Uczyli tam m.in. lekarze wet.: Tadeusz Naczas, Edward Kałucki.


W 1948 r. pojawiło się stanowisko gromadzkiego przodownika weterynaryjnego — wyszkolony specjalista kończył 36-godzinny kurs. Powołanie tego typu „fachowców” tłumaczono potrzebą rozszerzenia opieki weterynaryjnej nad inwentarzem żywym rolników indywidualnych. Opieka weterynaryjna po 36-godzinnym szkoleniu!


Dr Władysław Łukaszyński wymienia szkoły zawodowe, policealne zawodowe szkoły weterynaryjne i podstawowe szkoły weterynaryjne (11-miesięczne). Kilka zdań ze wspomnianej pracy: Po drugiej wojnie światowej powstają w kraju policealne i średnie zawodowe szkoły weterynaryjne o profilu lecznictwo i profilaktyka weterynaryjna oraz szkoły podstawowe. Szkół takich przed wojną nie było w Polsce. Zawodowe 4-letnie szkoły weterynaryjne na poziomie średnim (technika weterynaryjne) zaczęły powstawać już w 1947 roku /…/. W roku 1956 na terenie kraju było już 15 stacjonarnych i jedno 4-letnie technikum korespondencyjne we Wrześni. Do szkół tych przyjmowano osoby, które ukończyły szkołę podstawową. Średnie 4-letnie szkoły weterynaryjne (technika weterynaryjne) w kraju zorganizowane były po wojnie (stan w 1956) w następujących miejscowościach: Bydgoszcz, Chojnów, Goleniów, Kluczbork, Koło, Lębork, Lutów, Łomża, Nowy Targ, Nysa, Pawłosiów, Puławy, Stara Wieś, Suwałki, Września.


PAŃSTWOWE TECHNIKUM WETERYNARYJNE WE WRZEŚNI

Zarządzeniem Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych z 28 czerwca 1950 r. zostało powołane od 1 września 1950 r. dwuletnie Liceum Weterynaryjne dla dorosłych. Liceum zlokalizowano w dawnym pałacu hr. Ponińskiego w Opieszynie. Szkoła dwuletnia przetrwała do 1954 r. Od tego roku przyjęto kurs czteroletni. Dyrektorem, a zarazem organizatorem tworzącego się liceum, mianowany został lekarz weterynarii dr Florian Pierański.

Był to niewątpliwie trafny wybór — cytuję Trudne początki autorstwa mgr. Eugeniusza Paterki. — Nowy dyrektor miał rozległą praktykę weterynaryjną uzupełnioną doktoratem z zakresu hodowli. /…/. Jej zadaniem było przysposobienie w jak najkrótszym czasie nowych kadr dla uspołecznionej służby weterynaryjnej. /…/. Ogółem do I klasy liceum weterynaryjnego przyjęto 34 uczniów, w tym 5 dziewcząt. /…/.

Budynek szkolny był ciasny i nienowoczesny. To samo można powiedzieć o pomieszczeniach internatu. Tak to wspomina absolwent (1952 r.), później nauczyciel i dyrektor M. Pietrzak: „Szkoła mieściła się w pałacu nie przystosowanym w pełni do zadań dydaktycznych… W pierwszym roku funkcjonowania technikum posiadało zaledwie trzy izby lekcyjne. Pozostałe pomieszczenia mieściły internat, kuchnię, stołówkę oraz świetlicę. To, że całodzienne życie ucznia „toczyło” się w tym samym budynku, a właściwie to w klasie, spowodowało, iż dla wszystkich ten skromny pałacyk stał się naprawdę drugim domem. Połowa uczniów klasy pochodziła z dalekich krańców Polski, do domów rodzinnych wyjeżdżali tylko na ferie”. Technikum posiadało jednak pewne warunki, które znakomicie umożliwiały pracę dydaktyczną w zakresie prowadzenia specjalizacji. Były to dwa pomocnicze warsztaty szkoleniowe: położona o 100 m od szkoły Powiatowa Lecznica dla Zwierząt i oddalone o 300 m Gospodarstwo Szkolne na Zawodziu (w 1968 r. zostało przeniesione do Bierzglinka). Pracę nauczycieli i uczniów cechowała duża żarliwość. Zgromadziła się tu młodzież, której wojna pokrzyżowała życie, i której szkoła miała pomóc w znalezieniu miejsca w społeczeństwie”.

Fot. ze strony internetowej szkoły /www.facebook.com /pages/category/High-School/ Państwowe-Technikum-Weterynaryjne-we-Wrześni [dostęp 11.01.2019]

Kilka dalszych zdań z albumu wydanego z okazji 60-lecia Technikum: Trudności lokalowe szkoły pogłębił jeszcze bardziej fakt przedłużenia w 1953 r. nauki do czterech lat. W tej sytuacji oddanie w następnym roku w pobliżu pałacu prymitywnego drewnianego baraku odebrano jako wielkie dobrodziejstwo. Od tego momentu szkoła oraz działający przy niej Wydział Kształcenia Korespondencyjnego o kierunku weterynaryjnym i internat mogły nareszcie funkcjonować normalnie. Nic też dziwnego, że grono pedagogiczne szkoły fakt wstrzymania 1 września 1957 r. naboru młodzieży przyjęto z żalem i zakłopotaniem. Decyzję tę na Ministerstwie Rolnictwa wymusiło Zrzeszenie Lekarzy Weterynarii powstałe po „Polskim Październiku”. We wrzesińskim technikum pod koniec lat pięćdziesiątych naukę kontynuowali uczniowie macierzystej szkoły oraz przenoszeni do Wrześni z likwidowanych szkół w Polsce.

W 1956 r. naukę w technikum wydłużono do 5 lat. Szkoła w dalszym ciągu borykała się z trudnościami lokalowymi. Wielkim świętem było oddanie przebudowanej ujeżdżalni na salę gimnastyczną. W 1957 jesienią i wiosną 1959 r. wybuchła we Wrześni grypa osiągając rozmiary epidemii. W 1959 r. zachorował uczeń V klasy Jan Matuszczak z Trzebuni w pow. kaliskim — mimo licznych starań, zmarł 7 kwietnia1959 r.

W 1960 r. postanowiono pozostawić dwa technika weterynaryjne — we Wrześni i Nowym Targu. W 1961 r. przystąpiono do budowy internatu z prawdziwego zdarzenia. Budowę ukończono w ciągu dwóch lat — ogromny sukces. Już w momencie oddania okazało się, że jest za mały. Cześć młodzieży w dalszym ciągu musiała korzystać z tzw. stancji (np. autor mieszkał na ul. Wrocławskiej u p. Mertki, a pod koniec nauki w Rynku nad kawiarnią Mocca).

Lekarz wet. prof. sz. średni. Mieczysław Pietrzak wspomina: „Osobiście dla mnie największym przeżyciem była uroczystość wręczenia świadectw dojrzałości. Słowa kierowane przez dr. Floriana Pierańskiego do każdego maturzysty nie były słowami banalnymi. Potrafił wyeksponować i zaakceptować w każdym to co najlepsze — łezka pojawiła się w oku. Osobiste gratulacje pozostałych profesorów i zwracanie się do nas „per pan” jeszcze bardziej nas dowartościowały. Może tym faktem należy tłumaczyć pozostanie w szkole jeszcze przez parę dni, w ciągu których codziennie się żegnaliśmy i pozostawaliśmy w internacie. /…/. Tym krótkim wspomnieniem chciałbym oddać hołd a zarazem szczerze podziękować moim nauczycielom z lat 1950—1952: dr. Florianowi Pierańskiemu, mgr. Stanisławowi Jęczkowskiemu, mgr. J. Piaczyńskiemu, K. Zdralewiczowi, lekarzom weterynarii: B. Ławniczakowi, J. Adamczakowi, E. Rybackiemu, J. Sobieniowi, M. Pernakowi, R. Laskowskiemu, W. Witkowskiemu”.

Po tym wspomnieniu prof. Mieczysława Pietrzaka już nie chcę zanudzać swoimi słowami, gdyż wybrzmią banalnie. Miała ta szkoła w sobie to coś, co trudno nazwać, a do opisania potrzeba wielu słów. Zespół pedagogów pracujących w szkole oprócz nauczania swojego przedmiotu dużo czasu poświęcał na wychowanie, uczenie zachowania, obycia, prowadząc za niewidzialną rękę młode kręgosłupy ku wychowaniu patriotycznemu, przyzwoitemu i szlachetnemu. Gdyż tylko takie postępowanie ze zwierzętami i ludźmi uważano w tamtym środowisko za godne dorosłego człowieka. Za te wszystkie przecież nie uzgadniane postępowania wychowawcze naszych nauczycieli wielu z nas dziękowało już dawno i do dzisiaj szczególnie dobrze wspomina. Takim symbolicznym podziękowaniem za wychowanie i przygotowanie do życia są organizowane we Wrześni spotkania wielu roczników i ogromne zjazdy z okazji okrągłych rocznic oraz skromniejsze indywidualne odwiedziny po latach.

Mieczysław Pietrzak — absolwent i nauczyciel oraz dyrektor Technikum Weterynaryjnego we Wrześni załączył poniższe opracowanie do publikacji autora związanej ze 100-leciem weterynarii:

Fot. Uczniowie (inż. J. Marcinkowski, dr W. Gibasiewicz) u profesorów (mgr J. Izdebski, lek. wet. M. Pietrzak) we Wrześni w 2018 r.

Po zakończeniu drugiej wojny światowej należało przystąpić do zwalczania chorób zakaźnych i pasożytniczych trapiących mocno już przetrzebione pogłowie zwierząt. Przystąpiono do rozwoju hodowli zwierząt i raptem okazało się, że brakuje lekarzy weterynarii. Studia lekarsko-weterynaryjne są stosunkowo długie i dlatego postanowiono tę lukę wypełnić pomocniczym personelem weterynaryjnym. W tym celu uruchomiono szkoły kształcące sanitariuszy weterynaryjnych. Zadaniem sanitariusza było udzielanie pierwszej pomocy w nagłych przypadkach np. przy wzdęciach czy zadławieniu. Głównym ich zadaniem było szczepienie trzody chlewnej przeciw różycy, kur przeciw pomorowi, psów przeciw wściekliźnie, odgzawianiu bydła, pobieraniu krwi od bydła do badania serologicznego w kierunku brucelozy. Jednakże pod koniec lat pięćdziesiątych kształcenia sanitariuszy zaniechano. Postanowiono personelowi pomocniczemu nadać większą rangę. Zarządzeniem Ministra Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 28 czerwca 1950 r. powołano do życia z dniem 1 września 1950 r. dwuletnie Licea Weterynaryjne dla dorosłych. Zasadniczym kryterium naboru miało być ukończenie 9 klas liceum ogólnokształcącego. Chętnie też przyjmowano sanitariuszy wet. Takie licea powstały we: Wrześni, Lesznie, Nowym Targu, Bydgoszczy, Siedlcach, Chojnowie, Łomży, Lututowie, chyba jeszcze w Kole, Nysie i Goleniowie. Po rocznym funkcjonowaniu przemianowano je na dwuletnie Technika Weterynaryjne. W czerwcu 1952 r. odbyły się egzaminy dojrzałości. Absolwenci otrzymali świadectwo maturalne z tytułem — technik weterynarii. Uprawnienia zawodowe nowego zawodu w weterynarii regulowała instrukcja MRiRR z 1953 r. Oprócz czynności, które wykonywali sanitariusze doszło wiele dodatkowych. Pierwsi absolwenci byli stosunkowo dobrze przygotowani do zawodu. Zdarzały się przypadki obsadzania punktów weterynaryjnych tylko technikami. W 1953 r. naukę w technikach przedłużono do czterech lat — nabór uczniów po 7 klasie szkoły podstawowej. 1 września 1956 r. naukę wydłużono do pięciu lat. Ministerstwo Rolnictwa w 1954 r. zleciło dyrekcji Technikum we Wrześni zorganizowanie kształcenia techników w systemie zaocznym — powstał Wydział Korespondencyjnego Kształcenia Rolniczego o kierunku weterynaryjnym. W latach pięćdziesiątych w lecznicach zwierząt (PZLZ) pracowało około 1300 sanitariuszy. Postanowiono systemem zaocznym podnieś ich wykształcenie i kwalifikacje. Przyjeżdżali do szkoły na tygodniowe zjazdy — słuchali wykładów nie tylko z przedmiotów zawodowych, ale też ogólnych, zdawali kolokwia, pisali prace kontrolne. Wydział działał do 1971 r. Ukończyło go 646 słuchaczy, połowa zdała egzamin dojrzałości uzyskując tytuł technika weterynarii, druga połowa otrzymała tytuł technika wet. w zawodzie.

Także Wrześni powierzono organizowanie krótkotrwałych kursów dla osób z wykształceniem ogólnym — dla eksternów i przeprowadzanie egzaminów. W ten sposób 72 osoby uzyskały tytuł technika wet. Przez pierwsze dwa lata w technikum nie wpisywano na świadectwie specjalizacji, potem dodawano: profilaktyka i lecznictwo zwierząt. Część lekarzy weterynarii oponowała przeciwko takiemu kategorycznemu stwierdzeniu. Po politycznej odwilży spowodowanej Polskim Październikiem 1956 r. oczekiwano, iż usługi weterynaryjne zostaną sprywatyzowane, a w związku z tym — przy istnieniu w zawodzie techników wet. zarobki lekarzy będą uszczuplone. Dlatego lek. wet. z poszczególnych województw zebrali się w Warszawie w 1957 r. i powołali „Zrzeszenie Lekarzy Weterynarii” — pewien rodzaj samorządu. Wystąpili do Ministra Rolnictwa z prośbą o likwidację techników weterynaryjnych (szkół). I tak zaczynano postępować. Pozostawiono tylko kilka do dokończenia nauki. Do Wrześni przeniesiony IV i V klasę z Goleniowa a w 1959 r. ostatnią klasę z Koła. Utworzono klasę zbiorcza dla uczniów, którzy nie zdali egzaminu dojrzałości w czerwcu 1957 r. Jednocześnie wstrzymano nabór uczniów do klas pierwszych technikum. Po pewnym zastanowieniu Departament Oświaty Rolniczej postanowił w 1966 r. utrzymać tylko dwa technika. Po licznych perturbacjach zdecydowano pozostawić Technikum we Wrześni i Nowym Targu. Rok 1960 to początek zwalczania gruźlicy i brucelozy u bydła. Lekarze byli zajęci tuberkulinizacją. Nie miał kto załatwiać usług weterynaryjnych. Okazało się, że technicy są jednak potrzebni. Wysoce specjalistyczne lecznice weterynaryjne, a także laboratoria nie mogły się obyć bez fachowego personelu. Z medycyny ludzkiej — szpitale ani bardzo dobre przychodnie nie mogą działać bez pielęgniarek. W tej sytuacji reaktywowano technika weterynaryjne w: Łomży, Nysie, Jeleniej Górze (przeniesione z Chojna) i powstało nowe w Trzciance k. Rzeszowa. Początkowo były to szkoły samodzielne z czasem uruchomiono w nich nowe kierunki. Dla Departamentu Oświaty technika weterynaryjne stały się oczkiem w głowie. Nareszcie pomyślano o pisaniu stosownych podręczników. Włączyli się w ten proces profesorowie z wydziałów weterynaryjnych: Waldemar Pilarski, Stanisław Koźniewski i Wojciech Empel z SGGW, Czesław Kaszubkiewicz z Wrocławia i inni. Zainteresowano się pomocami dydaktycznymi. W szkołach znalazły się modele gipsowe z NRD, polskie z tworzyw sztucznych, tablice poglądowe itp. Wyróżniającym się nauczycielom nadawano tytuł profesora szkoły średniej (…). Od początku lat sześćdziesiątych do 1998 r. funkcjonowało 6 techników weterynaryjnych (Września, Łomża, Nysa, Nowy Targ, Jelenia Góra i Trzcianka k. Rzeszowa). Nie było problemów z „nadprodukcją” techników wet. (…) Z początkiem lat siedemdziesiątych uruchomiono szkoły policealne o kierunku weterynaryjnym. Działały do 1983 r. i tytuł technika weterynarii otrzymało 419 słuchaczy. Część absolwentów z techników weterynaryjnych podejmowała studia i kolejna grupka po studiach zostawała na uczelniach podejmując pracę naukową. Po Wrześni (czytaj: po technikum) można wymienić kilku absolwentów z tytułami profesorskimi: Stanisław Flieger, Karol Kotowski, Jacek Rączkiewicz, Zygmunt Nowakowski, Ewa Sitarska, Andrzej Gaweł, Walenty Kempski, Krzysztof Kubiak. W najlepszym czasie dla rozwoju techników powstał Centralny Ośrodek Doskonalenia Kadr w Brwinowie k. Warszawy. Zajmował się dokształcaniem nauczycieli. Wprowadzono trzy stopnie specjalizacji zawodowej. Jednak w 1998 r. wymieniony Ośrodek stracił uprawnienia — zlikwidowano doradców metodycznych. Szkoły ponad gimnazjalne podporządkowano Starostwom Powiatowym, które nie były zainteresowaniem poziomem nauki oraz liczbą uczniów.

Zanim wyeliminowano Centrum Doskonalenia w Brwinowie na jednej z ostatnich konferencji przedstawiciel Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej zażądał skreślenia z programu nauczania w technikach i liceach o profilu weterynaryjnym nauki o lekach i chirurgii z ortopedią. Na mądrych technikach lekarzom nie zależy. Chyba nie starczyło odwagi do likwidacji techników jako szkół (jak to było w 1957 r.). Dzisiaj nad ilością kształconych techników nikt nie panuje.

Państwowe Technikum Weterynaryjne we Wrześni w latach 1952—2018 ukończyło 4359 techników weterynarii (korespondencyjnie i na kursach — 646, studium policealne — 419, eksternistycznie — 72 i stacjonarnie — 3223). [Absolwentem Wydziału Korespondencyjnego Kształcenia Rolniczego w zawodzie: technik weterynarii przy Państwowym Technikum Weterynaryjnym jako 20 z grupy 646 został ojciec autora Kazimierz Gibasiewicz — dopisek W.A.G].

W zakończeniu pozwalam sobie dodać kilka słów uznania i docenienia ogromu pracy, jaką włożyli w naszym kraju dla zdrowotności zwierząt, likwidacji szeregu chorób zakaźnych i zdrowia ludzi absolwenci szkół średnich legitymujący się dyplomem technika weterynarii. Praca tej grupy zawodowej nigdy nie została dostatecznie doceniona, uznana i uszanowana. Technikom weterynaryjnym, nauczycielom i absolwentom należałoby poświęcić oddzielną monografię.


TECHNICY WETERYNARII w Zrzeszeniu Lekarzy i Techników Weterynarii


Autor opracowania dr Jerzy Dowgiałło jest absolwentem Państwowego Technikum Weterynaryjnego we Wrześni z 1968 roku.

Przyjęcie techników weterynarii do Zrzeszenia Lekarzy Weterynarii dokonane zostało w 1967 roku. Przesądził o tym fakt wywodu powojennego Zrzeszenia ze Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Rolnictwa oraz fakt, że w sytuacji powszechnego upaństwowienia usług weterynaryjnych w 1949 roku, nie mieliśmy statusu tzw. wolnego zawodu. Wytworzyła się dziwaczna sytuacja, że do jedynej społeczno-zawodowej organizacji weterynaryjnej nie mogła należeć liczna grupa ugruntowanych zawodów takich jak technicy i laboranci weterynaryjni. Pierwsze nabory do szkół weterynaryjnych, upoważnionych do wydawania dyplomu technika weterynarii, odbyły się w 1949 roku. Program nauczania opierał się na programie podobnych szkół w ZSRR. Obowiązującym kryterium kontynuowania nauki w dwuletnim liceum weterynaryjnym było posiadanie wykształcenia na poziomie tzw. małej matury (ukończone 9 klas ówczesnego liceum ogólnokształcącego). Licea weterynaryjne dwuletnie przemianowano następnie na technika. Po reformie szkolnictwa ukształtowały się technika z programem pięcioletnim. Pierwsze szkoły utworzono w Puławach, Bydgoszczy i Wrześni, następne kolejno w Łomży, Nysie, Jeleniej Górze i Nowym Targu. W szczytowym okresie w 1956 było takich szkół 12. Absolwenci tych szkół zastąpili funkcjonujących na wsiach tzw. przodowników weterynaryjnych wywodzących się z felczerów, szkolonych na potrzeby wojska, sanitariuszy, oglądaczy zwierząt rzeźnych i mięsa i in., których działalność sankcjonowały powojenne władze, wobec niedoboru kadr lekarzy weterynarii. Kształceniu w technikach towarzyszyło tworzenie Państwowych Zakładów Leczniczych dla Zwierząt (PZLZ), które powstawały często w tzw. resztówkach podworskich, magnackich stajniach wyjazdowych (Września, Łańcut, Iłowa Żagańska) adaptowanych oborach majątkowych (Szamotuły), czy gospodarstwach poniemieckich. PZLZ-ty stanowiły zaplecze do praktycznego szkolenia techników. Sporym atutem tych szkół weterynaryjnych było posiadanie tzw. gospodarstw przyszkolnych (np. na Zawodziu we Wrześni), pomagało to w gruntownym przygotowaniu absolwentów, co do obchodzenia się i zrozumienia potrzeb bytowych zwierząt. Absolwenci techników byli więc solidnie przygotowani do wykonywania zawodu na swoim poziomie. Wielu z techników (ok. 30%) kończyło następnie studia weterynaryjne. Zapotrzebowanie na techników weterynarii rosło, w związku z intensyfikacją i komasacją chowu i hodowli zwierząt, wobec czego w 1971 roku, obok istniejących szkół, powstało pierwsze dwuletnie policealne studium weterynaryjne nadające tytuł technika weterynarii. Przygotowanie kadry w tego typu szkołach pozostawiało na ogół wiele do życzenia, wobec często słabego zaplecza zawodowego i praktycznego. Jako absolwent Państwowego Technikum Weterynaryjnego, które ukończyłem w 1968 roku, bardzo dobrze wspominam moją szkołę, z jej ówczesnym dyrektorem dr Florianem Pierańskim. Zdobyte tu doskonałe przygotowanie praktyczne, wykorzystywałem w czasie studiów i w późniejszej praktyce terenowej. Solidna w większości kadra nauczycielska, przemycała zarówno fragmenty wiedzy jak i wzorce zachowań, niekoniecznie „po linii i na bazie” ustroju socjalistycznego. Długoletnimi członkami Prezydium Zarządu Głównego ZLiTW byli technicy weterynarii Edward Adamek z Wielkopolski oraz Ryszard Gałka z Koluszek. Nadszedł czas przemian. Międzyorganizacyjna komisja ds. ustawy o zawodzie i izbach lekarsko-weterynaryjnych, której miałem zaszczyt przewodniczyć, przygotowała projekt ustawy. Za staraniem lekarza weterynarii posła Mariana Kędzierskiego pod projektem podpisała się grupa 31 posłów. Dzięki temu projekt został przekazany Marszałkowi Sejmu jako tzw. projekt poselski. Dnia 24 kwietna 1990 roku do lokalu ZG ZLiTW zaproszono przedstawicieli techników weterynarii z całej Polski, celem poinformowania o kierunkach zmian w zawodzie. Zebranie poprowadził w imieniu ZG ZLiTW prof. Władysław Lutyński. W dniu 22 października 1990 roku odbyło się spotkanie z inicjatywy techników weterynarii Polski południowo-wschodniej. Spotkanie miało miejsce w Wojewódzkim Zakładzie Weterynarii w Rzeszowie. Zaproszeni zostali jako goście Wicemarszałek Senatu Józef Ślisz, Wicewojewoda Rzeszowski Frątczak, poseł Mazan, dyrektor Wydziału Rolnictwa UW, Wojewódzki Lekarz Weterynarii w Rzeszowie kol. Adam Halkiew oraz przedstawiciel ZG ZLiTW Jerzy Dowgiałło. Okazało się, że na spotkanie przybyli również technicy z innych stron Polski. Pomoc prawną zapewniał technikom mecenas Świerczewski. Spotkanie przebiegało dość chaotycznie. Koledzy technicy głównie utyskiwali na swoją sytuację i nie bardzo chcieli słuchać rad i propozycji zaproszonych gości. Trudno było o konstruktywną rozmowę (za wyjątkiem dwóch bardziej wyważonych wystąpień). Na przykład proponowane było rozwiązanie przyjmowanie na studia weterynaryjne bez egzaminów techników z odpowiednim stażem pracy. Gremium nie było w stanie przyjąć konsensusu, co do długości stażu. Na koniec koledzy technicy utajnili dalszą część posiedzenia, poświęconą sprecyzowaniu wniosków. Sprawa techników weterynarii stawała także wielokrotnie w Sejmie. 7 listopada 1990 roku odbyło się posiedzenie wspólne Sejmowych Komisji Zdrowia, Rolnictwa i Ustawodawczej w sprawie projektu ustawy o zawodzie lekarza weterynarii i izbach lekarsko-weterynaryjnych. Prowadzący poseł Paprzycki zaznaczył, że dalsze oddalanie projektu do podkomisji może skutkować nieuchwaleniem ustawy w tej (skróconej) kadencji Sejmu. W posiedzeniu brali udział reprezentujący lekarzy weterynarii koledzy: Śliwa, Komorowski, prof. Lutyński, Góra, Konopka, Rudy oraz Dowgiałło. Obecni byli technicy wet. z tzw. grupy warszawskiej oraz lekarz weterynarii Jan Pietrzak — emerytowany nauczyciel z Technikum Weterynaryjnego we Wrześni. — Zaproszeni przez posłów Bąka i Soskę (pełniącego po pośle Bylińskim funkcję przewodniczącego Sejmowej Komisji Rolnictwa). Poseł Kędzierski przedstawił poprawki do ustawy w formie tekstu jednolitego. Jak należało się spodziewać dyskusję zdominowały sprawy techników weterynarii. Poseł J. Bąk (wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Rolnictwa, PZPR) zaproponował brzmienie art. 67 projektu ustawy, praktycznie zrównujące w prawach techników z lekarzami, wprowadzając także istotne niespójności prawne i merytoryczne, jak np. wymóg konsultowania rozporządzenia z komisją sejmową przez ministra rolnictwa już po uchwaleniu ustawy! Marek Paź technik wet. z Olsztyna wysunął propozycję stworzenia podizby techników i postulował rozszerzenie zakresu czynności dla techników. W przypadku braku możliwości realizacji tych postulatów zaproponował zablokowanie projektu ustawy. Był to niezwykle trudny moment i za wyjątkiem kol. Komorowskiego nikt z lekarzy nie zabierał głosu, aby nie przedłużać dyskusji (czas posiedzenia ograniczony był do dwóch godzin). Ostatecznie przyjmując poprawkę posła Bąka, posłowie podjęli decyzję o dopuszczeniu projektu na tzw. II czytanie. Zapis art. 67 zaproponowany przez posła Bąka brzmiał: „Minister Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, w terminie 6 miesięcy od dnia ogłoszenia ustawy, po zasięgnięciu opinii właściwej komisji sejmowej, a także Zrzeszenia Lekarzy i Techników Weterynarii i związków zawodowych zrzeszających lekarzy i techników weterynarii określi w drodze rozporządzenia, zakres i warunki samodzielnego wykonywania zawodu technika weterynarii oraz jakie czynności spośród wymienionych w art. 1 ust 1 mogą być wykonywane przez osoby nieposiadające tytułu lekarza lub technika weterynarii” i z oczywistych względów nie mógł być przyjęty. Po posiedzeniu komisji uzgodniono z kol. Kędzierskim, że poradzi sobie z tym problemem na kolejnym posiedzeniu plenarnym Sejmu. Pozostawało niewiele czasu, więc 13 listopada 1990 roku w Opolu zespól (w składzie Rudy, Szlichta, Dobkowicz, Dowgiałło) opracował tezy wystąpienia dla posła sprawozdawcy na posiedzenie plenarne Sejmu. W dniach 23 i 24 listopada sprawą zapisów art. 67 i 68 projektu ustawy zajął się Weterynaryjny Okrągły Stół obradujący na XIX posiedzeniu w Puławach. Przygotowano właściwe brzmienie ww. art., które ostatecznie uchwalone przez Sejm, obowiązują do dzisiaj.

Pałac

Pierwszy pisemny zapis dotyczący Opieszyna i ich właścicieli Porajów-Różyców pochodzi z 1472 r. Pod koniec XVI w. okazały dwór zostaje przebudowany na pałac a właścicielami Wrześni zostają Działyńscy. W XVII w. pałac i praktycznie całe miasto zostaje zniszczone w wyniku wojny ze Szwedami. XVIII w. przynosi wielkie założenia pałacowe. Właścicielami Wrześni w tamtych latach byli Ponińscy.

Fot. Piotr Śniegocki (2008): A to nasz Pałacyk z roku 1960, zdjęcie wykonał mój ojciec też WET-ciarz (nk.pl)

W obecnym wyglądzie pałac zbudowany został około 1870 r. dla hrabiego Edwarda Ponińskiego, a ostatnim dziedzicem był Feliks Poniński, który zginął podczas I wojny światowej na froncie wschodnim. Majątek przeszedł w ręce hrabiego Edwarda Mycielskiego (męża siostry Feliksa Ponińskiego). W pałacu znajdowało się wiele dzieł sztuki: obrazy Kossaków, Grottgera, Michałowskiego, książki „białe kruki”, rzeźby, dywany, porcelana i wspaniałe wyroby szklane. Wiele dzieł sztuki wywieziono podczas II wojny światowej do Niemiec. Księgozbiór spłonął.

Na zdjęciach poniżej wnętrza pałacu z 1911 r.

Pałac, jako budynek szkolny nie był do takiej formy działalności przystosowany. Początki nauki w pałacu wspomina M. Pietrzak (absolwent 1952 r.): W pierwszym roku funkcjonowania technikum posiadało zaledwie trzy izby lekcyjne. Pozostałe pomieszczenia mieściły internat, kuchnię ze stołówką oraz świetlicę. To, że całodzienne życie ucznia „toczyło” się w tym samym budynku, a właściwie to w klasie, spowodowało, iż dla wszystkich ten skromny pałacyk stał się naprawdę drugim domem. Połowa uczniów klasy pochodziła z dalekich krańców Polski, do domów rodzinnych wyjeżdżali tylko na ferie.


Technikum dysponowało jednak pewnymi atutami: 100 m od szkoły mieściła się państwowa lecznica dla zwierząt, a 300 m gospodarstwo szkolne na Zawodziu. W 1968 r. zostało jednak zabrane szkole a jako rekompensatę Technikum otrzymało gospodarstwo rolne na Bierzglinku. Uczniowie szkoły w 1951 r. wybudowali skromne prosektorium i sukcesywnie tworzyli liczne pomoce naukowe, jakże przydatne kolejnym rocznikom.

W 1954 r. postawiono drewniany barak. Początkowo mieściły się w nim cztery klasy, pracownia, kancelaria i pokój nauczycielski. Służył do 1995 r.


Anonimowy wpis na stronie nk.pl:

Za szkołą był barak — internat. Pięć dużych sal maksymalnie wypełnionych piętrowymi łóżkami. Latem było niesamowicie gorąco, a zimą przeraźliwie zimno. Okna nieszczelne, śnieg w środku, mały piec kaflowy, głównie jako dekoracja. Latem 1 koc, zimą 2 koce. Woda do mycia tylko zimna. Przeżyliśmy!!!


I drugi, kol. Irena Anna Zalewska (Ławońska):

Ten Pałacyk ja również pamiętam, w roku 1959/60 chodziłam do I kl. ale wówczas to był nabór do Technikum Rolniczego, które po roku zlikwidowano i wszyscy uczniowie zostali przeniesieni do innych Techników Roln. Naszą wychowawczynią była mgr Maria Kuchnowska. Tam poznałam swoją sympatię, „…tacy ładni chłopacy po wojnie wyrośli…”. Pozdrawiam wszystkich z tego okresu. Renia.


Dodajmy jeszcze kilka zdań związanych z historią technikum: 7 października 1984 r. odbyła się uroczystość nadania Zespołowi Szkół Rolniczych imienia gen. dr. Romana Abrahama. [Zacytowany w przypisie biogram R. Abrahama pochodzi z publikacji M. Smogorzewskiej i A. K. Kunert, Posłowie i senatorowie RP. 1919—1939, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1990. ].


Wręczono sztandar ufundowany przez społeczeństwo Ziemi Wrzesińskiej a pani Marcie Abraham przyznano medal pamiątkowy nr 1 „Ad perpetuam rei memoriam” Zespołu Szkół Rolniczych we Wrześni.


17 września 1988 r. odbyła się uroczystość odsłonięcia Tablicy Pamiątkowej ku czci dr. Floriana Pierańskiego ufundowanej przez absolwentów Technikum. W zakończeniu pięknej mowy wspomnieniowej prof. Stanisław Jęczkowski powiedział: Dobry kolega, szczery przyjaciel. Takim człowiekiem odważnym i prostolinijnym jawi się w mojej pamięci. Niech ten dziś odsłonięty obelisk, staraniem jego uczniów postawiony, pamięć o nim utrwala.

Internat

W 1964 r. oddano do użytku budynek internatu dla 160 uczniów. Już z chwilą oddania go do użytku okazał się zbyt mały i przez cały czas uczniowie w szkole dzielili się na tych z internatu, stancji, miasta i dojeżdżających.

Fot. Internat (ze strony G. Sapikowski — nk.pl).

Kierownikami internatu byli: Stanisław Jęczkowski w latach 1950—1953, Kazimierz Zdralewicz — 1954—1965, Henryk Kordowski — 1965—1972, Kazimierz Mantyk 1972—1975 i inni w następnych latach.

Stancje

Opiekunem stancji w latach 1966—1975 był Władysław Pozderek. Autor będąc uczniem technikum był równocześnie korespondentem terenowym Głosu Wielkopolskiego i opublikował wówczas artykuł o sytuacji panującej na stancjach we Wrześni pod tytułem: Stancje mankament Wrześni. Artykuł odszukałem:

Gospodarstwo szkolne

Pierwszym gospodarstwem szkolnym była „resztówka” 41 ha posiadłości Mycielskiej na Zawodziu w odległości 300 m od szkoły. Państwowe Liceum Weterynaryjne w 1950 r. z jego dyrektorem dr F. Pierańskim podjęło się przygotowania gospodarstwa do potrzeb szkoły. Postawiono na spełnienie wymagań zoohigienicznych obowiązujących w tamtych czasach. Dysponowano chlewnią zarodową i wprowadzono kontrolę użytkowości mlecznej krów. Każdego dnia w gospodarstwie odbywały się ćwiczenia i obowiązkowe dyżury hodowlane…

Z 41 ha gospodarstwo powiększyło swoją powierzchnię do 173,3 ha w 1963 r. Doskonałym prowadzącym był Mieczysław Żebrowski. W 1966 r. po „wygaszeniu” gospodarstwa na Zawodziu szkoła otrzymała 41 ha na Bierzglinku, 2,8 km od Wrześni. To tam nasza klasa miała praktyki, ćwiczenia i szereg innych zajęć hodowlanych. Było jeszcze ciemno, gdy chodziliśmy na ranne dyżury do obór czy chlewni. Uroczyste oddanie gospodarstwa nastąpiło 1 września 1968 r. Z 41 ha powiększono w 1969 r. do 217 ha. W 1970 r. oddano do użytku porodówkę dla krów i dwa budynki cztero-rodzinne. W tym roku koledzy z naszej klasy rozjechali się po Polsce.

Kierownikiem gospodarstwa szkolnego w latach 1953—1980 był Mieczysław Żebrowski.

Lecznica dla Zwierząt

Opis lecznicy dla zwierząt we Wrześni, w której mieliśmy zajęcia, z rysem historycznym przedstawię cytując obszerne fragmentu rozdziału Historia i stan obecny służby weterynaryjnej w powiecie Września przygotowanego przez Magdalenę Motyl, Angelikę Sanok i Romualda Juścińskiego: Z funduszy Reformy Rolnej — na urządzenie Lecznicy Powiatowej dla Zwierząt przydzielona zostaje weterynarii po hrabiowska powozownia — stajnia wyjazdowa wraz sąsiadującą komórką na opał i budynkiem mieszkalnym. Do zorganizowania tej pierwszej w historii Wrześni lecznicy dla zwierząt powołany został rejonowy lekarz wet. w Strzałkowie — lek. wet. Marcin Pernak. Do służby pomocniczej zaangażowany został sanitariusz wet. Franciszek Matuszczak — wachmistrz pułku kawalerii w Grudziądzu. /…/. Budynek praktycznie nie nadawał się użytku, był strasznie zdewastowany. Przez zniszczony dach-papę woda ciekła strumieniami. W początkowym okresie działania lecznicy, personel przyjmował pacjentów w sieni przy prowizorycznie postawionym stole. Również boksy i stanowiska dla zwierząt były strasznie zniszczone. Tylko wieki napis głosił dumnie, że jest to „Lecznica Powiatowa dla Zwierząt”. /…/. Przy olbrzymim zaangażowaniu dr Pietrowskiego (1971—1983) od 1974 roku został oddany do użytku nowy budynek Powiatowego Zakładu Weterynarii we Wrześni.


Warto zwrócić uwagę, że przez wiele lat Technikum walczyło by uznano lecznicę za szkolną i włączono ją pod administrację szkoły. Uważano, że Technikum powinno mieć wpływ na organizację zajęć nauki praktycznej a nauczyciele przedmiotów zawodowych, by mogli podnosić swoje umiejętności. Mimo licznych wniosków nigdy lecznica nie stała się częścią Technikum.


W latach 1945—1946 powiatowym lekarzem wet. był Zygmunt Czarnocki. W latach 1946—1947 lek. wet. Marcin Pernak, następnie od 1947 do 1966 r. Ryszard Laskowski i od 1966 do 1970 r. dr Michał Rymarczuk.


Kierownikami Lecznicy byli: 1949—1965 lek. wet. Marcin Pernak, 1965—1970 lek. wet. Mieczysław Ignaszak, 1970—1971 lek. wet. Włodzimierz Pietrowski.

To z tymi lekarzami uczniowie (2—3) jeździli popołudniami i wieczorami na liczne wizyty terenowe. Dzięki tym lekarzom mogliśmy praktycznie poznać to wszystko o czym mówiono na lekcjach. I dzięki tym wyjazdom byliśmy znacznie lepiej przygotowani do zawodu od strony praktycznej od uczniów z innych szkół, w których nie posiadano praktycznej możliwości uczestniczenia w pracy lekarzy weterynarii w terenie.


W zakończeniu krótkiego rozdziału o Lecznicy i jej pracownikach chciałbym wspomnieć Maksymiliana Jedwabskiego, technika weterynarii — starszego naszego kolegę po Wrześni, który uczył nas wielu podstawowych zabiegów profilaktycznych i leczniczych. Opisując życie M. Jadwabskiego w publikacji Wielkopolska Weterynaria 1919—2019 autorzy podkreślali: Maksymilian Jedwabski był człowiekiem skromnym, lubianym a przez to szanowanym. Był wrażliwy na piękno i cierpienie, wyróżniały Go wielka kultura osobista oraz ujmujący sposób bycia. Był miłośnikiem muzyki i fotografii. Uczestnik i laureat wystaw fotograficznych pracowników służby weterynaryjnej. To człowiek, kopalnia wiedzy o historii weterynarii wrzesińskiej. Jako utalentowany plastyk [metaloplastyka — dop. W.A.G.] stworzył unikatowe trzy tomy KRONIK WETERYNARYJNYCH obejmujących lata 1945—1990.

Sport w technikum

W latach nauki klasy, o której opowiadam w niniejszej publikacji, czyli o latach 1965—1970 sport rozwijał się doskonale. Mogę powiedzieć kilka zdań, gdyż byłem jednym z zawodników uczestniczącym w licznych zawodach w reprezentacji technikum w drużynie piłki nożnej. Szersze spojrzenie na ówczesne osiągnięcia uczniów technikum w sporcie i osiągnięcia naszych nauczycieli — mgr Eugeniusza Paterki i mgr Adama Kaczora zaprezentował Leszek Nowacki w publikacji Lekkoatletyka powiatu wrzesińskiego 1920—2010. Tytuł rozdziału: PTW sprawną kuźnią. Orkan Sokołowo rósł w siłę. Nie była to zasługa pozostania na scenie tylko jednego klubu, a wyłącznie świetnie układającej się pracy w Państwowym Technikum Weterynaryjnym. Brakowało dziewcząt, gdyż zawód weterynarza był wyraźnie męską domeną. /…/. Już w 1965 roku do pracy w szkole rolniczej przyjęty został Adam Kaczor. Wraz z Eugeniuszem Paterką i nadal koordynującym działania z ramienia Orkana Poznań Bernardem Kobielskim stworzyli świetnie uzupełniający się team. Do atrakcyjnej zawodowo szkoły ściągano uzdolnioną młodzież z całej Wielkopolski. /…/.


Eugeniusz Paterka tak opisuje tamte lata: Od 1 września 1965 r. rozpoczął pracę p. Adam Kaczor jako wychowawca internatu i nauczyciel dochodzący wychowania fizycznego. Kol. Adam Kaczor ukończył Studium Nauczycielskie w Gdańsku-Oliwie. Był czynnym zawodnikiem i członkiem kadry narodowej w lekkoatletyce. Szkoła zyskała bardzo dobrego wychowawcę. W latach 1966/68 kolega A. Kaczor reprezentant Polski, uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Meksyku (1968) we współpracy z E. Paterką przyczynił się do zdynamizowania rozwoju sportu w szkole. Rok 1966 i następne są latami dalszego rozwoju życia sportowego w technikum. Szkoła wysunęła się zdecydowanie na pierwsze miejsce w powiecie i województwie, a od 1967 roku rozpoczęły się sukcesy w skali krajowej. Poziom sportowy lekkoatletów, piłkarzy ręcznych i koszykarzy jest coraz wyższy a potwierdzeniem tego są miejsca zajęte w zawodach wojewódzkich i krajowych. Drużyna piłki ręcznej zajmuje I miejsce w Woj. Igrzyskach i Mistrzostwach szkół rolniczych do 1971 r. Drużyna ta największy sukces odniosła w 1967 roku na Centralnych Igrzyskach Młodzieży Szkół Rolniczych zajmując II miejsce (Z. Sabat, J. Jankowski, W. Bortnik, Cz. Włodarczak, R. Kawa, J. Jakóbek, J. Liberacki, G. Wawrzyniak, E. Parzonka, A. Myszkiewicz, A. Biderman i Zb. Sieja — trener E. Paterka). W lekkoatletyce wybijają się: Zb. Łuczak, W. Klatkiewicz, T. Grygier, K. Cieślak, Z. Jażdżewski, W. Bortnik, S. Łabędzki, K. Chudziński, K. Bacik, W. Żurański, H. Bartczak, G. Struszczyk, E. Dera, J. Dembiński, B. Zaliński, W. Adaszewski, M. Kaczor (brat Adama), A. Gruszczyński, K. Mierzwa, M. Mosiniak, G. Ślotała, E. Stulpa, A. Pajdak, E. Hierowski, I. Gałdyn, P. Szewczyk, W. Tomczak i inni. Lekkoatleci od 1965 nieprzerwanie zajmują pierwsze miejsca prawie w każdych zawodach. Wygrywają Woj. Igrzyska, ligę l.a., biegi przełajowe itd.


W latach 1966—1975 kilkakrotnie wygrywają woj. biegi przełajowe o Puchar Dziennika Ludowego. Do kadry narodowej juniorów zostali powołani: Karol Cieślak, Zenon Jażdżewski, Henryk Bartczak, Jerzy Dembiński, Andrzej Gruszczyński i Wiesław Szpilka.

Drużyna koszykówki od 1966 roku jest najlepsza w województwie (najlepsi zawodnicy — R. Pacyński, J. Mulawa, J. Kusz, E. Tymm, A. Gadalski, J. Jankowski, R. Dostatni, B. Chudy).


Do drużyny piłki ręcznej wchodzą R. Dorywalski, Zdz. Rejer, T. Szulc, L. Sadowski, R. Kurczewski, H. Czaplicki.

W prezentowanym opracowaniu znajduje się także tabela zajętych miejsc w punktacji ogólnej i ilość medali zdobytych w Wojewódzkich Igrzyskach Szkół Rolniczych przez uczniów naszego technikum: w Igrzyska zorganizowanych we Wrześni 1965 r.– punktacja I miejsce, zdobyto 3 medale — 2 złote i 1 srebrny; w Sierakowie w 1966 r. — w punktacji II miejsce i 5 medali — 3 złote, 1 srebrny i 1 brązowy; w Wolsztynie w 1967 r. — I miejsce i 8 medali — 5 złotych, 2 srebrne i 1 brązowy; Poznań 1968 r. — I miejsce i 12 medali — 8 złotych, 1 srebrny i 3 brązowe; Leszno 1969 r. — I miejsce i 18 medali — 8 złotych, 5 srebrnych i 5 brązowych; Środa 1970 r. — I miejsce i 15 medali — 9 złotych i 6 srebrnych.


Wśród wybitnych sportowców z naszej klasy należy wymienić: Władka Adaszewskiego, Andrzeja Bidermana, Ryszarda Dorywalskiego, Zenona Jażdżewskiego, Adama Kawę, Gabriela Struszczyka.

Dyrektor i twórca Technikum

Dr Florian Pierański

Dyrektor Państwowego Technikum Weterynaryjnego we Wrześni — dr Florian Pierański, założyciel i pierwszy jego dyrektor. Biografię dr Floriana Pierańskiego przedstawię cytując rozdział przygotowany przez mgr. Stanisława Jęczkowskiego na Zjazd z okazji 45-lecia PTW:

Dr F. Pierański urodził się 11 marca 1909 roku w Kłecku koło Gniezna. Jego ojciec był kupcem, matka pochodziła z Łopienna — wsi powiatu wągrowieckiego. Do szkoły średniej uczęszczał najpierw w Wągrowcu, później w Gnieźnie, gdzie świadectwo dojrzałości otrzymał w 1927 roku.

Po ukończeniu gimnazjum zapisuje się na studia medycyny weterynaryjnej we Lwowie. Tamże w 1933 roku uzyskuje dyplom lekarza weterynarii. Pierwszą pracę podejmuje na Pomorzu w Łasinie gdzie przebywał cztery lata. Tutaj też próbuje pierwszych kroków jako popularyzator wiedzy rolniczej na wsi, na zimowych kursach wieczorowych. Spełniając życzenia Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Toruniu przenosi się do Kowalewa, gdzie na stanowisku kierownika rzeźni w ciągu kilku miesięcy porządkuje gospodarkę rzeźni miejskiej oraz zyskuje uznanie rolników jako lekarz weterynarii. Pracę w Kowalewie opuszcza, aby w Wojewódzkim Urzędzie Pomorskim w Toruniu objąć stanowisko lekarza weterynarii do zwalczania chorób hodowlanych w oborach zarodowych województwa pomorskiego. Z tych też czasów datują się zainteresowania dra Pierańskiego zagadnieniami rolnictwa, a przede wszystkim hodowli, z którą to dziedziną zwiąże całe swoje życie jako organizator, lekarz weterynarii-praktyk, naukowiec, dydaktyk i działacz społeczny. W tym okresie jest aktywnym działaczem Związku Zachodniego. Związany pracy zawodową z terenami tzw. Nizin Nadwiślańskich zajął się zagadnieniami wysoko stojącej tam hodowli bydła. Hodowla na Pomorzu była w tym czasie stale zasilana bydłem importowanym z Niemiec. Planowano, aby w przyszłości oprzeć hodowlę na materiale rodzinnym. Tym zagadnieniom poświęcił F. Pierański swoja pracę doktorską pt. Pomorskie nizinne bydło nadwiślańskie. Po przedstawieniu wspomnianej pracy w Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie i po złożeniu ze stopniem „cum laude” egzaminu, uzyskuje w czerwcu 1939 roku stopień doktora medycyny weterynaryjnej. Tymczasem pracuje w Chodczu, powiecie Włocławek, jako lekarz sejmikowy i tu po raz pierwszy styka się z uspołecznioną służbą weterynaryjną. Na pół roku przed wybuchem wojny porzuca pracę w Chodczu, aby objąć stanowisko naczelnika hodowli w jedynej wówczas w kraju Szkole Hodowlanej, prowadzonej przez Wielkopolską Izbę Rolniczą, położonej w Liskowie, powiat Kalisz, głośnej podówczas w całej Polsce wsi wzorcowej.

W czasie okupacji pozostaje w Liskowie. Władze okupacyjne zezwalają mu na praktykę weterynaryjną. Po wyzwoleniu wspólnie z miejscową ludnością stanął do pracy nad odbudową zniszczonego przez okupanta Liskowa i jego przedwojennych instytucji społecznych. Przystąpił do zabezpieczania majątku i urządzenia Szkoły Hodowlanej, która od 1 maja 1945 roku rozpoczęła normalną działalność. Obrany przez miejscowe społeczeństwo przewodniczącym Gminnej Rady Narodowej w Liskowie, reaktywuje w krótkim czasie, wspólnie z innymi działaczami, trzy zasłużone spółdzielnie: Spółdzielnię Rolniczo-Hodowlaną, Spółdzielnię Mleczarską i Kasę Pożyczkową im. Stefczyka. Przez kilka lat z rzędu jest prezesem Rady Nadzorczej wspomnianych spółdzielni. Działając z ramienia Szkoły Hodowlanej, której został dyrektorem, prowadzi szeroka zakrojoną pracę społeczno-oświatową. Pracę tę rozszerza na cały powiat kaliski jako prezes i organizator Powiatowego Związku Hodowców. Równocześnie pracuje w zawodzie jako lekarz weterynarii.

W 1948 i 1949 roku rozpoczął się w Polsce okres likwidowania samorodnego życia społeczno-gospodarczego. Dra F. Pierańskiego pod pozorem usuwania ludzi obcych klasowo, usunięto ze wszystkich spółdzielni, a potem aresztowano. Po jedenastoletnim pobycie w Liskowie, dr Pierański skorzystał z propozycji Ministerstwa Rolnictwa, w którym cieszył się uznaniem jako wybitny znawca zagadnień szkolnictwa rolniczego, przeniósł się do Wrześni, obejmując z dniem1 września 1950 roku stanowisko dyrektora jednego z pierwszych w Polsce techników weterynarii. W ciągu krótkiego czasu zdołał siłami nauczycieli i uczniów zaopatrzyć szkołę w pomoce naukowe, prosektorium, pracownie itd. Również z gospodarstwa szkolnego uczynił prawdziwy warsztat dydaktyczny. Technikum Weterynaryjne we Wrześni, które stało się jedną z czołowych szkół tego typu w Polsce, było też ośrodkiem krzewienia wiedzy rolniczej. Dzięki inicjatywie dra Pierańskiego odbywały się w Technikum narady hodowców z powiatu, pogadanki i pokazy. Doktor Pierański znany był także szerokim rzeszom słuchaczy z radiowych pogadanek weterynaryjnych i hodowlanych prowadzonych od 1954 roku, które wśród rolników całej Polski cieszyły się wielką popularnością. Opublikował również dwie broszury z zakresu zoohigieny i weterynarii w wydawnictwie „Małego Poradnika Rolnika”. Doktor Pierański zajmował się ponadto pracą naukową. Był członkiem Polskiego Towarzystwa Nauk Weterynaryjnych i Polskiego Towarzystwa Zootechnicznego. Wielokrotnie brał czynny udział w obradach sesji weterynaryjnych i zoohigieny przy Polskiej Akademii Nauk. Za swoją działalność pedagogiczną i społeczną został w 1958 roku odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. W 1958 roku dr Pierański został wybrany na członka Wojewódzkiej Rady Narodowej w Poznaniu, gdzie pełnił obowiązki zastępcy przewodniczącego Komisji Rolnictwa i Leśnictwa i członka Komisji Mandatowej. Był też członkiem prezydium Wojewódzkiego komitetu SD oraz członkiem Centralnej Komisji Rewizyjnej tego Stronnictwa. Był też współorganizatorem Zrzeszenia Lekarzy Weterynarii, pełniąc w latach 1957—1958 funkcję zastępcy przewodniczącego Zarządu Głównego Zrzeszenia. Za swoje zasługi został w 1964 roku odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Ze względu na swoja popularność na terenie województwa poznańskiego, wysunięto jego kandydaturę na posła w wyborach do Sejmu w 1965 roku. Brał czynny udział w sejmowych komisjach Rolnictwa i Przemysłu Spożywczego oraz Zdrowia i Kultury Fizycznej. Niezależnie od różnorodnej działalności nieprzerwanie pełnił funkcję dyrektora swojej szkoły — Technikum Weterynaryjnego we Wrześni. W 1971 roku przeszedł w stan spoczynku, pełniąc w dalszym ciągu obowiązki nauczyciela.

Zmarł nagle 28 maja 1981 roku.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 5.88
drukowana A5
za 50.59
drukowana A5
Kolorowa
za 76.08