W laboratorium
Jestem w laboratorium
tworzę
dodaję
ważę
mieszam
łączę
wlewam
wylewam
dolewam
odlewam
i inne lewam
szukam pomysłu
szukam tematu
szukam narzędzi
stale
nie wiem …
(wiele, lepiej samemu dopisać)
Jestem w laboratorium
Jesteś w laboratorium
Razem odkrywamy moje laboratorium.
Cisza
Cisza
wszechobecna zawstydzająca
uciszająca cisza.
Stoi w kącie odwrócona przodem
i patrzy.
Ma różne dni
czasami spogląda
swoim łagodnym obliczem
uśmiechając się lekko.
Uspokaja i koi.
Czasami pożera wzrokiem
wytrzeszcza gałki oczne
rodząc lęk.
Jest wtedy bezlitosnym prorokiem.
Rozchodzi się po ścianach i powietrzu
wypełnia każdy kąt.
Cisza
wydaje się krucha.
Jedno słowo i spada w otchłań.
Cisza jest zwykle milcząca.
Kiedy jednak zacznie mówić
nikt nie chce słuchać.
Wizyta u Pana F
Z Panem F witamy się bez słów
nie potrzeba dzień dobry ani cześć
szkoda oddechu i czasu.
Pytam go co nowego
nie u niego naturalnie,
u wszystkich innych
ten był w górach
tamta skróciła włosy
ktoś znowu się ośmieszył
albo umarł tragicznie.
Pan F to mój informator
przewodnik po świecie i życiu
ale wstyd się do tego przyznać.
Zna wszystkich moim przyjaciół
a nawet tych którzy nimi nie są
Okazuje mi wszystkie uczucia
a zarazem nie uczy żadnego.
Czasem mam wrażenie
że Pan F nie chce żebym odchodził
rozmawiamy godzinami
a on tylko się cieszy gdy mija czas.
Wydaje się, że trzyma mnie na łańcuchu.
Tak jakbym chciał odejść ale nie mógł.
Kiedy go pytam czy wie co to miłość
żartobliwie podaje mi definicję
Niestety wiem, że to nie żart
i że tak naprawdę nie ma o niej pojęcia.
Wie tylko to co usłyszy od innych.
Brak mu jakiejkolwiek wyobraźni.
Mimo to wiem, że może zastąpić mi innych przyjaciół.
Wiem, że mnie nie zawiedzie
i że odpowie nawet wtedy gdy nie będzie znał odpowiedzi.
Nie jestem pewien czy go kocham czy nienawidzę.
Spotkania z nim to raczej iluzja.
Iluzja bez której trudno dziś żyć
Dlatego wiem jedno — jutro znów przyjdę
nie przywitam się
porozmawiamy
i wyjdę
starając się
samotnie
daremnie
wywalczyć dla siebie lepszą rzeczywistość.
O nas
…Obudzić się rano i zobaczyć ciemne chmury
wstać i się naprędce ubrać
jeść pić połykać
wychodzić
udawać
pracować
udawać
toaleta
udawać
wracać
toaleta jeść połykać
myślisz starasz się martwisz
samotnie. Ale zapominasz. Zasypiać …
Czytanie poezji
Kiedy czytam poezję
czuję że się przemieszczam
krzesło znika
stół znika
znika wskazówka.
Widać słowa i spacje
powtarzające się litery
zawieszone w przestrzeni
na niewidzialnych sznurkach
łagodnie powiewają
na wietrze
natchnienia.
Chyba trafiłem
to tutaj jest Wszędzie
zaczynam krążyć po jakimś dziwnym okręgu
gubię się i odnajduję
znów dostrzegam
pomieszczenie
okno
i świat za szkłem
wydaje się jakbym był
po drugiej stronie lustra
ale jest to uczucie przyjemne.
Słyszę dumną pieśń ptaków
czuje zapach wiosny
widzę człowieka
czuję jego dotyk
widzę jak cierpi
a potem doznaje olśnienia
mówię witaj nieznajomy
choć tak naprawdę znam go bardzo dobrze.
Nagle nie ma go już przede mną
znikł
jestem za to ja
sam
z powrotem
zmieniony.
Na cześć dzisiaj
Dniu powszedni,
tyś jest moim sacrum
moim kojcem
moim pięć stóp pod ziemią.
W tobie odnajduję nieoczywistą fraszkę
która czasami bawi
a zawsze uczy.
Jesteś ośrodkiem ironii i
bólu
niemożliwe
jak bardzo cię wszyscy
kochają i nienawidzą.
Dniu Mona Liso
tak dziwnie niezobowiązująco patrzysz
a każdy pyta cię o odpowiedź
„o co tobie niby chodzi”.
Byli tacy co cię dobrze rozumieli
ale większość i tak ich nie słucha
lepiej usiąść
i odlecieć.
Dniu powszedni
mój drogi
nie przejmuj się tymi zniewagami
jako gatunek nie odznaczamy się
tęgością umysłu.
Poza tym i tak wiesz
że w potyczce
nie mamy szans.
dziś
czternastego drugiego
Dlaczego nie mogę znaleźć miłości
Może Pan mi powie
a może jednak Pani.
Szukałem jej wszędzie
w ludziach
w rzeczach
nawet w internecie!
No do czegoż to doszło
żeby permanentnie być samemu.
Miłość jest wszędzie naokoło
widzę
słyszę
czuje
nawet wywąchać mogę.
jutro
Dlaczego nie wiem co to miłość
Zakaz flesza Nakaz słuchania
O k o
odosobnione w pa(t)rze
szuka
soczewkuje
sztucznie?
Widzieć
ale co
po codzienność
Szukać
znaleźć
na pewno?
na pamięć
a czy patrzeć?
parafrazować
po nic
najczęściej
ślepo
Wieczorem
Podczas gdy dziś miesza się z jutrem
kiedy ciemnieje sztuczna gwiazda życia
ja szukam inspiracji.
Lubie teraz myśleć
w porze gdy wszystko wydaje się
tak samo odległe jak bliskie.
Szukam w głowie
zdarzeń myśli uczuć
które mógłbym wykorzystać.
W porze
kiedy los wydaje się zlecać oczywiste zadanie
ja nie potrafię podjąć decyzji.
Trwać czy przestać trwać?
Wreszcie decyduje się
zamknąć książkę życia.
Nie dokańczając rozdziału
z lekką zadumą
połykam
twardą kapsułkę zapomnienia.
Poszukiwany
Zaginiony
Zatopiony w kartkach
w morzu długopisów
we wszechświecie liter.
Stara się odnaleźć
określić położenie
północ
budzik na 6:53
ale
wciąż szuka
spoglądając to tu to tam
zachłannymi oczyma
ruchliwymi palcami.
Po chwili
Niewidoczny uśmiech duszy
leniwy wyraz twarzy
powolny ruch gałek.
Pachnie wiosną
prawdziwym szczęściem
choć nie zdaje sobie z tego sprawy.
Zaginiony.
Sam w sobie.
W mdłej radości.
W te gorsze dni
wściekam się na wszystko
i nic
na siebie
najbardziej.
Męczy mnie bezsensowna ponurość
ciągłe narzekanie
i pozorna bezsilność.
Stan bezrozumny
uczucie
jakby ktoś wbijał powoli
cienki szpikulec
w gruby mięsień duszy.
Pytam się po co to wszystko
dlaczego jestem taki
nie na miejscu
w oświetlonym cieniu.
Nie chce patrzeć w oczy
wole buty barki przestrzeń
tak jakbym na spojrzenie
nie zasługiwał.
Ale nic nie poradzę
tak jest i już
pozostaje tylko
odwrócić się
i rozdać kolejny fałszywy uśmiech.
W dźwięku muzyki
Jak łatwo jest nie myśleć
w dźwięku muzyki
wystarczy pięć sekund
aby dotrzeć do malowniczej krainy
zapomnienia.
Dziwne uczucie
myśleć emocjami
szczęściem
smutkiem
biernością.
Tak jakby odwrócił się
tok myślenia
wszystko co nielogiczne byłoby
logiczne.
Wznoszenie wznoszenie
cel niebieski
i spadanie
ciągły ruch idealny.
nie myśleć lecz czuć
głowa kołysząca się na wietrze
wielkość
piękno
wyobraźnia
i nagle
pustka.
Życie
Chcę
nie chcę
chcę
nie chcę
muszę
nie muszę
muszę
muszę
muszę
mogę
mogę
chce
ale
nie mogę
Tak jest.
Jak to jest
Raz złość, smutek, nienawiść, śmiech, zmęczenie.
Raz szczęście, dobroć, uśmiech, płacz.
Przedziwne.
Rozmyślania o Bogu
Czasem zastanawiam się nad tym co znaczy myśleć
wtedy przypominam sobie kościół.
Ludzi bez reszty zatraconych
we własnych refleksjach
wydaje się że pozwalają na to
chyba naturalne warunki
do myślenia.
Słychać tylko
szelest ortalionu
suchy kaszel
i monotonne tempo pogłosu
rozwodzącego się
nad tym czy tamtym.
czuć tylko
wilgoć
wodę święconą
i natarczywą woń damskich perfum.
widać także niewiele
powyciągane szyje
starannie ułożone berety
i odległą sylwetkę
kręcącą się od czasu do czasu po scenie.
W tych okolicznościach
myślenie staje się zmysłem
nieważne czy chodzi
o sąsiadkę
czy o krwawiące dzieciątko
myśli każdy
nawet ja
choć tak właśnie głupio.
Dlaczego ja? I po co?
Pustka
pustka
pustka
smutek
wolność
czuć brak
skrawki uczuć
myśli
rzeczywistości
w około znajomy horyzont
jednak rozmazany
szukam swojego miejsca
i zmuszam się do
opanowania
pustka
czy to jednak dobrze?
Czuję się jak poeci
Broniewski
i inni
Tworzę
w samozachwycie
świadom
niepojętych dziw istnienia
Pustka
pustka
w niej ja
pustka
samolubny.
Czy? Dlaczego? Po co?
Wszędzie tylko skrawki
a więc pogłębiająca się
ale niestety przyjemna
pustka głupoty.
Niepojęte międzysłowie
Głaszcząc powoli
lustrzaną powierzchnię
zabrudzonego wczoraj
próbuje przejrzeć.
W głowiebłyszczy
zapamięci donadzieja.
Człowiek
wart uśmiechu.
i wykrzyknik
i pytajnik
i kropka.
Ukrytych poetów
szukać nie należy.
Oni w chmury lecą samotnie
Obłoków krągłości
klękają na ich widok
i słuch.
Rozwiewają wolnym oddechem
skłębione masy.
Jednoczą się z powiedzianym
bo wiedzą że już powiedziane.
Panowie nocy
panowie serca
panowie naszego.
trwają
już wiecznie potępieni.
(po czwartym 15 16 17 18)
2 0 1 5
O poezji agresywnej
Lepiej chyba mówić prozą niż poezją
nie ryzykować
nawet jeśli
jedyną opcją jest proza
uboga.
Mówi się zawsze
głośniej! głośniej!
A może lepiej
ciszej!
Lecz słowami o głośniejszym echu
takimi co potrzebują czasu
żeby wybrzmieć.
Poezja agresywna
nie jest wykrzykiwana
jest szeptana
bądź
milczy się w jej towarzystwie.
Uderza swoim mieczem
ostrze zagłębia się
w duszę jak w obłok
bije prosto w twarz
nie oszczędzając niczego.
Lubi skromność
jak to się mówi
przywdziewa niepozorne szaty
woli grube swetry.
Dlatego lepiej mówić prozą
bo jej boi się tylko poezja
w spokoju słów
osamotniona w boju
agresywna.
Z przemyśleń
Jak dziś sobie pomyślałem, życie za krótkie jest na jakikolwiek żal czy cierpienie. Wierząc ślepo w brata przeznaczenie, jesteśmy tchórzami, walczącymi jedynie z naturalnymi słabościami ciała. Odrzucamy tę niewygodną wersję kontroli, samodzielności i władzy nad ruchem ręki i wdechem. Niby jesteśmy gatunkiem zdobywającym i chciwym, z drugiej strony jednak oddajemy się w całości w szpony obce, akceptując przemyślnie i beztrosko, że stać nas najczęściej najwyżej na lekki wysiłek wobec nas samych. Ach człowiek, skory imperator innych i wieczny poddany samego siebie. Są siły, z którymi mało kto chce wygrywać.
— — - — – — - — — — - — - —
Trudno jest pozostać wiernym samemu sobie. Walka o największym wkładzie sił to ta, w której przeciwnikiem jest nie kto inny jak lustro. Niedoskonałości duszy posługują się orężem milczenia i głuchego echa. Mimo niepohamowanej chęci wbicia sztyletu we własny cień nagle okazuje się, że brak nam siły na dotknięcie rękojeści. Dlatego przeciwnikiem staje się nic nie wiedząca ręka, która tak bezproblemowo wciska nam naturę czerni. Stajemy się białym płótnem wystawionym na farby rzeczywistości. Wybór, który nam pozostaje to kolor skapujący z szerokiego pędzla. Trzeba pamiętać, że jak już zaczniemy malować, nie ma odwrotu. Czarny natomiast wsiąka wyjątkowo szybko.
Na rozstaju
Unoszony na skrzydłach oddechu
zapomina
o dniu wczorajszym
o dniu jutrzejszym
o kropli łzy upuszczonej przypadkiem
na ciemnoszary krawężnik.
Wszystko to co przez przypadek
wylało się z wiadra doświadczeń
wyschło już.
W życiu zapadła chwilowa susza.
Rozglądając się na bok
zauważa tabliczkę
„tu mieszkał człowiek szczęśliwy”.
Kim był
jak się nazywał
nieważne
dobrnął do świetlistej zatoki
po pochmurnym
sztormowym dniu.
Tak jak Odyseusz do upragnionej Itaki.
Szuka drogi
czy przez morze po prawej
czy to po lewej.
W pewnym momencie opuszcza powieki
by ulżyć obeschłym oczom.
Nie otwiera.
Idzie prosto przed siebie
wierząc w podmuch przeznaczenia.
Chciałby dojść do swojej tablicy.
Boi się jednak, że kiedy dotrze
będzie musiał otworzyć oczy
i zamiast słońca
zobaczy ociężałe sklepienie
płaczące kroplami
gęstej melancholii.
O stanie z pewnością tymczasowym
Żyje mi się teraz zupełnie dobrze. Słowa mają sens, ruchy warg są odpowiednio kontrolowane, uśmiech raczej szczery, a oczy szeroko otwarte. Czuję, że wiatr w końcu dopasował się do mojego kierunku, a włosy powiewają tak, że twarz wystawiona na otwartą przestrzeń nie ma opcji innej, niż wysuwać na przód coraz to odważniejsze czoło. Muszę się chyba z żalem przyznać, że tak jak większość przedstawicieli naszego niepojętego gatunku poszukuję spokoju. Radość ofiaruje mi monotonia, niezmienna godzina budzika oraz te same twarze widziane w określonych godzinach porannych. Przyjemność objawia się w codziennym zniewoleniu najzwyklejszymi czynnościami i powinnościami. Jedynym kłopotem jest to, co pierwsze zostanie skreślone na starannie wyrysowanym grafiku. Czyż to nie dziwne? Szukając szczęścia w niespodziewanym, niespodziewanie odnajduję je w zapomnianym dniu powszednim…