Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie. Jeśli chcesz zmiany, zacznij ją od siebie. Nie zmieniaj świata, zmień siebie.
Mahatma Gandhi
Ogród Życia
Znalazłam dziś klucz do mego serca.
Otworzyłam je.
Ujrzałam bramę.
Przekroczyłam ją.
Zobaczyłam ogród, który światło przeszywało na wskroś.
Zasadziłam Ziarno Życia.
Podlałam je Nadzieją obficie.
Glebę Miłością użyźniłam,
by mogło wzrastać,
pąki na świat wydać.
By dało nowy początek.
By rosło w zachwycie.
Tym, którzy stali się moimi nauczycielami, aby udzielić mi wartościowej lekcji, bym mogła wzrastać i życia doświadczać.
Dziękuję.
Tym, którzy stali się mą latarnią na nieoświetlonym szlaku, abym wiedziała, którędy podążać i dokąd swe myśli kierować.
Dziękuję.
Tym, którzy otoczyli mnie swoimi skrzydłami, bym poczuła, że nadzieja nigdy nie gaśnie.
Dziękuję.
Tym, którzy podali mi swą pomocną dłoń, abym potrafiła się podnieść, gdyby życie próbowało mnie przygnieść.
Dziękuję.
Tym, którzy pojawili się na chwilę, i tym, którzy trwają przy mnie do tej pory.
Moja podróż wciąż trwa, a moje serce coraz bardziej wypełnia poczucie wdzięczności wobec wszystkiego, czego doświadczam, i wobec wszystkich, których spotykam na swojej drodze.
Dziękuję tym, którzy na niej stanęli.
Do zobaczenia na szlaku. :)
Pełnia Istnienia
Jak odnaleźć wewnętrzne światło w Sobie?
Doświadczam Siebie, Ludzi i Życia. Staram się spoglądać na to, co mnie otacza, z szerszej perspektywy. Poddawać się bez oporu temu, co przychodzi. Ale wciąż uczę się przyjmowania postawy pełnej akceptacji i zrozumienia. Często właściwe rozeznanie przychodzi wraz z czasem. Każdy z nas zamiast dryfować po niespokojnych wodach zdecydowanie bardziej wolałby dopłynąć do miejsca, gdzie odnalazłby wewnętrzną równowagę i harmonię, gdzie doświadczyłby spełnienia i pełni Istnienia.
A gdyby tak zaufać i pozwolić się ponieść życiu, niezależnie od tego, czy fale są wznoszące? Czyż aby w pełni poznać Siebie, nie potrzebujemy się zatrzymać? Czasem dopiero wtedy, gdy się rozpadniemy, zaczynamy odkrywać prawdę. Rozumieć, kim jesteśmy i dokąd w istocie zmierzamy. Czasem dopiero wtedy mamy szansę na prawdziwe odrodzenie. Na znalezienie Światła i drogi do Domu. Na obranie nowego, służącego nam kursu.
Czasem zbyt usilnie koncentrujemy się na tym, czego aktualnie nie mamy, zamiast cieszyć się tym, czego doświadczamy w danej chwili. Coraz bardziej przekonuję się, że życie to cud, a każdy człowiek, który pojawia się na mojej ścieżce, to dar. Niezależnie od tego, czy w moim życiu zjawia się tylko na chwilę, czy decyduje się już w nim pozostać. Coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że to, jak odbieram rzeczywistość, w znacznej mierze zależy od tego, co jest we mnie. Jeśli w Sobie odnajdę spokój, to natychmiast doświadczę go w świecie zewnętrznym. Jeśli odkryję drogę do szczęścia, będę nim emanować na zewnątrz i odczuwać pragnienie, aby dzielić się tym z innymi. Stanę się odrębną, niezależną jednostką, a jednocześnie jeszcze bardziej odczuję zjednoczenie z wszystkim, co mnie otacza, i z każdym, kogo spotykam na swojej drodze.
W oceanie myśli to podróż w głąb siebie — zanurzenie się w głębinach własnych doświadczeń i emocji. Każdy z nas doświadcza smutku, cierpienia, wewnętrznego zagubienia i rozdarcia. Ale właśnie wtedy, gdy nasz dotychczasowy światopogląd się zachwieje, zaczynamy szukać i odkrywać to, co do tej pory było niewidzialne. To, co znajdowało się pod powierzchnią. To, co jest w nas, a do czego wcześniej nie mieliśmy dostępu. Dziś wiem, że to, co możemy uczynić, to przede wszystkim zadbać o nasz wewnętrzny dobrostan. O to, czym się karmimy, co nas wypełnia. O nasze myśli, emocje i intencje. Gdy to dostrzeżemy, nagle zauważymy, że rzeczywistość podąża za nami, a Świat zaczyna odpowiadać na zmiany, które w nas zachodzą. Ziarno, które zasadzimy, wykiełkuje tylko wtedy, gdy zapewnimy mu odpowiednie warunki do wzrostu. Ziarnem jesteśmy My.
W samotności odmętach
Płynę samotna pośród wzburzonych fal.
Zanurzam się w tęsknoty odmętach.
Resztkami sił przemierzam podwodny szlak.
Pochłaniają mnie lęk i strach.
Jedynym towarzyszem Pustka
i Cisza, która rozlega się dookoła.
Stapiam się z taflą wody.
Przedzieram się przez swój cień,
szukając światła, które wskaże mi kierunek.
Docieram do najskrytszych zakamarków swojego Ja.
Tam, gdzie już dawno zagnieździł się mój ból.
Wypatruję bezpiecznej przystani.
Lecz jedyne, co widzę,
to otchłań bezkresnego oceanu.
Czy kiedyś odnajdę drogę do domu?
Czy dotrę do brzegu?
Czy ktoś wyruszy mi naprzeciw,
gdy tchu zabraknie,
by sunąć przed siebie?
Czy doda wiatru w żagle,
by mój okręt mógł płynąć dalej?
Czy poda pomocną dłoń,
gdy będę chciała wywiesić czerwoną flagę
na znak rezygnacji?
Wtedy schylę pokornie głowę,
wyznaczając kres mojej dalszej podróży.
Znów wejdę do środka siebie.
Uzdrowię to, co nieuzdrowione.
Otulę się miłością.
Wypełnię błogosławieństwem.
Wtedy, gdy odzyskam równowagę
i wewnętrzny spokój,
raz jeszcze wyruszę w nieznane.
Uniosę się ponad światem.
Poszybuję wysoko,
by doświadczyć pełni Istnienia.
Ból
Smutek rozdziera dziś me wnętrze.
Przenika na wskroś. Wrasta, oplata serce.
Nie wiem, co prawdą, a co iluzją.
Zawieszona między jawą a snem
próbuję usłyszeć wewnętrzny głos,
który mówi do mnie szeptem.
Szukam odpowiedzi.
Tak usilnie i zachłannie
wkradam się do wnętrza swojej Istoty.
Wkraczam do Świętej Przestrzeni Serca,
aby połączyć się z moim wyższym Ja.
Zanurzam się w Sobie.
Szukam spokoju, wyciszenia.
Moich myśli ukojenia.
Szukam światła, które przesłoni mrok.
Pokona ból, który niczym ogień pali mnie od środka,
tworząc ognisty krąg.
Chciałabym powstrzymać erupcję wulkanu.
Zapobiec eksplozji.
Przywrócić stan równowagi.
Połączyć się ze Źródłem.
Doświadczyć pełni Istnienia.
Pełnego z Nim zjednoczenia.
Na rozdrożu dróg
Dziś na rozdrożu dróg stanęłam.
W niebo spojrzałam.
Którędy iść, Boga zapytałam.
Którędy kroczyć?
Gdy w sercu niepewność, myśli,
które ścieżki plączą.
Panie, tylko Ty wiesz, jak mogę
przez ciernie życia przejść.
Bądź latarnią w mych rękach.
Płomieniem najgorętszym w mym sercu.
Wodą źródlaną, która rany me obmyje i ducha umocni.
Owocem najsłodszym z mego Ogrodu.
Schronieniem dla moich słabości.
Którędy iść? Którędy kroczyć?
Panie, tylko Ty to wiesz,
co dla mej duszy lekarstwem jest.
Co dla jej wzrostu, dla przemienienia.
W Twojej Przenajdroższej Krwi przeglądam się.
Wszystkie swe troski i zmartwienia zanurzam w Niej.
Bo tylko tak mogę odrodzić się.
Panie, wskaż mi drogę, oczyść me serce.
Z bólu, z cierpienia, z udręki wiecznej.
Przyjmij do Królestwa, gdzie nie ma nienawiści,
zazdrości i gniewu.
Gdzie wszyscy piją z Kielicha Jedności.
Spożywają pokarm z Drzewa Obfitości.
Panie, tam zasadziłeś swą winnicę,
której widok raduje Twe serce.
Wydaje ona szlachetne owoce,
bo ukochałeś każdą z jej latorośli.
W poszukiwaniu siebie
Nie zabiegaj o czyjąś uwagę,
gdy ktoś zamiast dotrzeć do wnętrza Ciebie,
obdarzy Cię kamiennym spojrzeniem.
O chwilę rozmowy,
która serce rozgrzeje i przywróci nadzieję,
gdy ktoś wzrok swój odwraca
zamiast spojrzeć na Ciebie.
O czyjeś spojrzenie,
gdy oczy będą spragnione.
Słowa pocieszenia,
gdy dusza Twa płakać będzie.
O chwilę radosnego uniesienia.
Psychofizycznego połączenia,
gdy Twe serce za czułością zatęskni.
O czyjąś akceptację,
gdy ktoś próbować będzie narzucić Ci swoje wzorce,
sposoby myślenia.
Tylko żyjąc w Prawdzie,
będziesz prawdziwie wolny.
Wtedy, gdy samotność doskwierać Ci będzie,
poczucie opuszczenia, czyjegoś odrzucenia,
zajrzyj w głąb siebie.
Niech uzdrowi Cię odżywcza moc Miłości.
Poskleja na nowo
połamane części Ciebie.
Niech pozwoli Ci się odrodzić.
Serca z kamienia
Tyle serc z kamienia. Emocji ze stali.
Utwardzonych, skostniałych. Nie do ruszenia.
Zamkniętych gdzieś.
Uwięzionych w zakamarkach duszy.
Morze słonych łez, które nigdy nie popłynęły.
W oceanie niespokojnych myśli się zanurzyły.
W głębinach umysłu, który miał stać się potęgą,
miał być natchnieniem, a stał się ograniczeniem.
Słowa, które pod płaszczem blichtru się ukryły,
za fasadą dostojeństwa.
Potrzebą niesienia palmy pierwszeństwa.
Zamiast zanurzyć się w oceanie Bożej Miłości,
zachłysnęliśmy się życiem doczesnym.
Ulegliśmy materialnym pokusom.
Żądzy władzy, kontroli, żądzy posiadania.
Wpadliśmy w szpony bożka pieniędzy, który omamił nas,
obiecując spełnienie.
Zostaliśmy wystawieni na próbę.
Zwiedzeni przez dobra tego świata,
które miały uczynić nas szczęśliwszymi,
a odebrały nam morale.
Zapomnieliśmy o tym, kim byliśmy,
kiedy się narodziliśmy.
Do czego zostaliśmy powołani.
Że mamy w sobie cząstkę Boga.
W życiu gramy, jakbyśmy byli na wielkiej scenie.
Odgrywamy role. Przyjmujemy pozy.
W ruchu scenicznym, mimice twarzy osiągnęliśmy już perfekcję.
Niektórzy stali się niczym posąg — wzniośli i piękni.
Inni są wyniośli, chłodni, niedostępni,
choć w środku są zbrukani.
Kim jesteśmy naprawdę?
Dokąd zmierzamy?
Co w naszym wnętrzu skrywamy?
Przebudźmy się, nim będzie za późno.
Nim pogrążymy się w otchłani ciemności.
Nim grzech chciwości odbierze nam resztki człowieczeństwa.
Przestańmy się wzajemnie niszczyć.
Dzielić według poglądów i statusu.
Oceniać po szacie dobrobytu.
Prawdziwe piękno kryje się w środku.
To piękno naszej duszy,
wielkość serca, głębia mądrości.
Nie pozwólmy, aby nasze serca były bezkresną pustynią
wypełnioną po brzegi jałowym piaskiem.
Niech będą pięknym ogrodem
codziennie użyźnianym wodą życia.
Niech nie będą powierzchnią pokrytą lodem,
a staną się gorące niczym słońce, które ogrzewa i daje nadzieję.
Znicz pokoju
Boże, pomóż mi wzniecić płomień miłości.
By moje serce strapione odetchnęło.
Znów poczuło ulgę.
Wypełniło się nadzieją.
Poczuło pełnię istnienia.
Zrzuciło kajdany zniewolenia.
By było wolne od trosk,
smutku, żalu i złości.
By było pełne miłości.
Boże, pomóż mi prawdziwie miłować
tych, co nieprzyjaciółmi moimi są.
Tych, co mi złorzeczą.
Tych, co kierują zawistne spojrzenia.
Tych, co próbują skierować mnie w stronę cienia.
Tych, co odbierają radość istnienia.
Tych, co na mą drogę rzucają ziarna gorczycy.
Tych, co czekają na moje łzy.
By smutek strawił moje serce,
a ból wyrył ranę głęboką w stopach mych.
Boże, pomóż mi, bym potrafiła przebaczyć
tym, co Ciebie jeszcze, o Panie, nie poznali.
Głębi Twej Miłości i potęgi Twej chwały.
Boże, spraw, bym mogła patrzeć na nich Twoimi oczami.
Bym ujrzała w nich swoich braci.
Bym miłością otwierała bramę do ich serca,
żeby mogli usłyszeć Twoje święte wołanie
i powrócić do Ciebie, o mój Panie.
Boże, spraw, bym nigdy nie zbłądziła.
Bym zawsze szła u Twego boku.
Bym nigdy się od Ciebie nie oddaliła,
bo Ty moim Pasterzem, a ja owcą z Twego wiernego stada
pasącą się na Twoich zielonych pastwiskach.
I choćbym szła ciemną doliną, zła się nie ulęknę.
Bo Ty jesteś przy mnie. Ty mnie prowadzisz.
Karmisz mego ducha. Oświetlasz moje serce.
Tyś mą latarnią na nieoświetlonym szlaku.
Pochodnią w godzinie ciemności.
Iskierką nadziei w chwilach zwątpienia.
Zniczem pokoju w czasie utrapienia.
Karuzela życia
Czasem w naszym sercu trwa karnawał.
Czasem niepostrzeżenie wkrada się niepokój i lęk.
A szczęście od nas coraz bardziej oddala się.
Podróż życia bywa nieprzewidywalna.
Składa się z migawek szczęścia i skrawków radości.
Potoku słów, lawiny myśli, eksplozji uczuć, wybuchów emocji.
Tych wzniosłych, budujących, na duchu podtrzymujących.
I tych, które pragnienia próbują zniszczyć,
marzenia na strzępy rozerwać.
Nadzieję ukraść, wiarę ostatnią odebrać.
Zjednoczenie dusz
Myślałam, że już nic nas nie rozdzieli.
Że na zawsze będziemy zjednoczeni.
Boską Istotą zespoleni.
W czystość intencji przyobleczeni.
Miłością do siebie nakarmieni.
Szalem mistycznych doznań otuleni.
Myślałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Niewidzialną nicią połączeni.
Myślałam, że poszybujemy w nieznane.
Że zatańczymy pośród miliarda gwiazd.
A Droga Mleczna poprowadzi nas.
Przemierzymy każdy szlak.
Na wyżyny wejdziemy.
Na najwyższy szczyt się wzniesiemy.
A wtedy, gdy jedno upadnie,
runie w przepaść,
w nicość przepadnie,
drugie będzie gotowe, by podać swą dłoń.
Chwycić do siebie.
Przenieść na bezpieczny ląd.
Myślałam, że uleczymy swoje rany.
Razem będziemy wzrastać.
Podnosić się na duchu.
I na duchu umacniać.
Podzielimy się życiową mądrością.
Wypełnimy się kompletną do siebie miłością.
Myślałam, że odkryjemy tajemnicę Istnienia.
Doświadczymy magii duchowego połączenia.
Że wyruszymy razem w świat.
Przemienimy troski w pragnienia.
Odrzucimy obawy.
Rozpalimy nadzieję.
Dotrzemy do najpiękniejszych ogrodów bram.
Stworzymy oazę spokoju i szczęścia tam.
Myślałam, że nic nas nie zatrzyma.
Że Wszechświat nam nieustannie sprzyja.
Że żadna siła przed przeznaczeniem nie powstrzyma.
Że jesteśmy unikalną całością.
Że razem uciekniemy przed ludzką chciwością,
zawiścią, zazdrością.
Że razem zmienimy świat.
Ale odszedłeś.
W dalszą drogę wyruszyłeś sam.
Już nie chwycisz mnie za rękę.
Muszę dalej sama przed siebie iść.
Dźwigać ten ciężar,
ten bagaż otwartych ran i niewybaczonych win.
Światło i mrok
Od zawsze światło i mrok ścierają się.
Dobro przemienia świat, sieje ziarno.
Zło, które próbuje zwyciężyć,
sieje strach i spustoszenie.
Destrukcję, zniszczenie.
Świat oparty jest na dualizmach.
Jedni skupieni są na pomnażaniu.
Zamiast z boskiego życiodajnego Źródła
czerpią ze źródła dobrobytu,
bogactwa, pychy i przepychu.
Inni noszą się dumnie.
Nie widzą tego, co jest dookoła.
Nie dostrzegają ludzkiej biedy i cierpienia.
Nie czują potrzeby pomocy niesienia.
Wciąż biegną. Nie mogą się zatrzymać.
Pomyśleć, zajrzeć w głąb siebie.