E-book
15.75
drukowana A5
30.75
Uwolnij się od lęku

Bezpłatny fragment - Uwolnij się od lęku


Objętość:
50 str.
ISBN:
978-83-8414-081-9
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 30.75

— MOJA HISTORIA

Moja przygoda z nerwicą lękową zaczęła się wiosną 17 lat temu. Nigdy nie przypuszczałabym, że mój świat z dnia na dzień tak diametralnie się zmieni. Pamiętam, że to był piękny, słoneczny dzień. Studiowałam wówczas zaocznie na trzecim roku pedagogiki, a żeby opłacić studia pracowałam jako niania dwójki dzieci w Krakowie. Lubiłam swoje zajęcie, mimo, że dzieciaki były dosyć absorbujące. Tego dnia po obiedzie zrobiłam sobie kawę i zauważyłam leżące na stole religijne czasopismo, chłopcy oglądali swoją ulubioną bajkę „Auta”, więc zaczęłam je kartkować, aż moją uwagę przykuł artykuł na temat stygmatów Ojca Pio. Temat wydawał się mi niezmiernie ciekawy, więc totalnie się w niego zagłębiłam. Opisywane w nim sytuacje i zjawiska wydawały mi się niezwykłe oraz niemożliwe do wyjaśnienia. Mój umysł nie mógł zrozumieć tego, jak ktoś może mieć niegojące się rany na wzór Jezusa. Pamiętam, że ogarnęło mnie przerażenie, zrobiło mi się słabo, nogi odmówiły posłuszeństwa, były jak z waty, wydawało mi się że moje serce bije tak mocno i szybko, że zaraz coś mi się stanie, że umrę i to będzie koniec mojego życia. W gardle miałam istną Saharę, aż ciężko byłoby mi przełknąć ślinę. Wydawało mi się, że ktoś trzyma mnie za szyję tak mocno, że zaraz się uduszę. Pojawił się też odruch wymiotny, którego nie mogłam powstrzymać. Myśli w mojej głowie biegły niczym galopujący tabun koni. I ten obezwładniający lęk… Komuś, kto nigdy doznał ataku paniki ciężko jest opisać, wytłumaczyć te objawy. Ja gdybym tego nie doświadczyła, nie byłabym w stanie tego w pełni zrozumieć, nie ma takiej możliwości. W pierwszym odruchu wzięłam swój telefon i zadzwoniłam do siostry, nie powiedziałam jej o swoim lęku, chciałam po prostu instynktownie odwrócić uwagę od tego, co się stało. Zaczęłam z nią rozmawiać o czymkolwiek, byleby nie myśleć o tym, co się wydarzyło. W zasadzie, to sama nie wiedziałam co się stało, jak to nazwać. Czułam, że nastąpiła jakaś zmiana w moim postrzeganiu. Nagle wszystko zaczęłam odbierać jakby zza szyby. Teraz już wiem, że było to odrealnienie czyli derealizacja, która często pojawia się w nerwicy. To po prostu reakcja obronna naszego organizmu, który mówiąc kolokwialnie, gdy przegrzejmy kable uruchamia niczym komputer tryb awaryjny. To pozwala nam odczuwać bardziej spłaszczone emocje. Chociaż ja uważam, że dla mnie był, to mocno niekomfortowy stan, bo nie tylko zamykał mnie niczym w bańce, ale również mocno mnie przerażał. Początkowo myślałam, że jestem na coś chora, że może mam raka mózgu, albo tętniak uciska mi nerwy i odbieram wszystko w ten sposób. To nie jest tak, że ten stan pojawił się po ataku paniki i zniknął, ale trwał permanentnie, a ja czułam się psychicznie coraz gorzej. Najgorsze, że bardzo wstydziłam się tego, co mnie spotkało, myślałam, że zaczynam wariować, że dopada mnie jakaś choroba psychiczna dlatego nikomu nie powiedziałam o swoich odczuciach, lęku, przygnębieniu i całym wachlarzu innych emocji, które mnie totalnie przytłaczały. Bardzo się zmieniłam, z dziewczyny wesołej, uśmiechniętej stałam się chodzącym kłębkiem nerwów. Tłumaczyłam to bliskim, że mam trochę więcej stresu, dużo zajęć egzaminów na studiach itp. Zaczęłam martwić się o to, że atak paniki spotka mnie poza domem. Cztery ściany stały się moją ostoją, mimo, że w domu, też nie czułam się najlepiej, bo lęk zaczął mi towarzyszyć codziennie, bez przerwy. Kiedy obudziłam się rano, pierwsze dziesięć sekund było cudowne, do czasu aż mój umysł przypomniał sobie, że powinnam się bać. Serce od chwili przebudzenia galopowało jakbym biegła w maratonie, jednak ten wyścig był tylko w mojej głowie, ciało leżało nieruchomo. Żołądek miałam ściśnięty, najchętniej nic bym nie jadła, a odruch wymiotny, bez żadnej organicznej przyczyny był niesamowicie uciążliwy, nie mówiąc już o wymiotach, które zdarzały mi się coraz częściej, był taki czas, że nawet codziennie. Słabłam z dnia na dzień, spadłam z wagi, zaczęłam wyglądać jak tzw. „śmierć na urlopie”. Miałam wtedy 22 lata, a ważyłam 43 kilogramy. Myślę, że otoczenie zauważyło, że coś się ze mną dzieję, ale nikt nie odważył się zapytać. Najbliższej rodzinie w końcu powiedziałam, że mam lęki, ale nie wspomniałam o atakach paniki, bo długo nie wiedziałam nawet, co to takiego. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do nowej, gorszej rzeczywistości, raz było lepiej, raz gorzej. Zauważyłam, że lepsze samopoczucie miałam przebywając w domu, który stał się moim azylem. Najchętniej siedziałabym w nim na okrągło, chociaż wiedziałam, że nie jest to możliwe, choćby ze względu na pracę i studia. Z biegiem czasu już odruchowo zaczęłam mieć przed każdym wyjściem z domu wzmożony poziom lęku i niepokoju. Natomiast w sytuacjach stresowych takich jak egzaminy na studiach, od rana miałam mdłości i wymiotowałam. Teraz po latach wiem, że to nie było życie, tylko wegetacja. Nie zdawałam sobie sprawy, że kiedyś moje samopoczucie może być jeszcze gorsze

Rok przed ukończeniem studiów poznałam przez Internet fajnego chłopaka, wesołego, otwartego, który oderwał mnie trochę od życia wewnątrz siebie i skierował moje myśli na inne tory. Zakochałam się… Po kilku miesiącach zaszłam w ciążę i zdecydowaliśmy się na szybki ślub. Czas błogosławiony to okres wyciszonych nerwicowych objawów, chociaż nie powiem, żeby ich nie było. Występowały, ale nie w takim dużym natężeniu. Martwiłam się o zdrowie dziecka, bo w trzecim miesiącu z powodu odklejania się łożyska zaczęłam plamić. Nie skupiałam się na sobie, ale na dziecku. Zajęłam się “wiciem gniazda”.

Dopiero po porodzie zaczęła się jazda bez trzymanki. Córka była bardzo niespokojna, płakała dzień i noc. Ktoś mógłby pomyśleć, że to niemożliwe. Niestety często zdarzało się, że w nocy wstawałam do niej po 15 razy, a w dzień trzeba było się nią zająć, uczyć do egzaminów i pisać pracę magisterską. Było mi bardzo ciężko, lęki uderzyły ze zdwojoną siłą. Mąż czasem pracował na dniówki i nocki, nie mógł mi pomóc przy dziecku. Byłam bez sił. Coraz częściej odczuwałam bezsens życia, przygnębienie, smutek, totalną beznadzieję, co w połączeniu z moją nerwicą było jak mieszanka mroku i rozpaczy. Dziwiłam się tym wszystkim szczęśliwym mamom wyglądających z ekranu telewizora czy łam czasopism, bo jeśli macierzyństwo u nich wygląda tak jak u mnie, to nie chciało mi się wierzyć, że ich radość malująca się na twarzach była szczera.

Pewnego dnia szykując się na zajęcia na uczelni usłyszałam w telewizji, o śmierci Kamili Skolimowskiej, olimpijki rzucającej młotem. Młoda 27-letnia dziewczyna zmarła na zator. Informacja ta była dla mnie iskrą zapalną. Już tego dnia nie myślałam o niczym innym, jak o tym, że mnie też to może się przytrafić. Na zajęciach cały czas czułam się źle, miałam bóle w klatce piersiowej. Od tego dnia zaczęłam w Internecie szukać informacji na temat zakrzepicy zakrzepowo-zatorowej. Wiedza, że choroba rozwija się często podstępnie nie zadziałała na moją korzyść, bo zaczęłam sobie wkręcać, że może u mnie też to schorzenie się rozwija, a ja o tym nie wiem. Pojawiły się u mnie objawy nerwicy natręctw. Codziennie wieczorem mierzyłam metrem krawieckim obwód swoich kostek, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie zrobił mi się zakrzep w nodze, czego objawem byłaby opuchlizna jednej z nich. Osoba, która nie zmaga się z takimi przypadłościami miałaby niezły ubaw z kogoś takiego jak ja, dlatego też robiłam to w ukryciu, bo zdawałam sobie sprawę, że nie jest to zrozumiałe dla innych. Pamiętam taką sytuację z tamtego okresu, że wieczorem, kiedy uśpiłam córeczkę, leżałam w łóżku przekonana, że zaraz umrę na zator, oczekiwałam na to w napięciu, aż w końcu po paru godzinach zasnęłam. Potem zaczął się mój maraton po lekarzach: internistach, kariologach, naczyniowcach, dwa razy była u mnie karetka. To był obłęd...nie rozumiem, jak mogłam sobie to wszystko wmówić, a mój organizm reagował bólem różnych organów na sugestię z mojej strony. Tak naprawdę potrzebowałam psychologa lub psychiatry, który wytłumaczyłby mi mechanizm działania nerwicy. Innym natręctwem było zaglądanie do kubka z napojem z obawy przed połknięciem pszczoły lub osy. Zaczęło się to od sytuacji, kiedy pijąc sok, coś połknęłam, a ja wmówiłam sobie, że to osa. Tak mnie to przestraszyło, że dostałam ataku paniki, byłam sama w domu i mało brakowało, a zadzwoniłabym po karetkę. Ten odruch zaglądania do kubka z napojem towarzyszy mi nadal, jak tylko zaczyna się okres wiosenno-letni. Myślę, że w tym przypadku nie jest to zbyt uciążliwe i działa tylko na moją korzyść, bo chronię się w pewien sposób przed zagrożeniem, które faktycznie istnieje pijąc napoje na świeżym powietrzu. Wszystkie objawy nerwicy, które mi towarzyszyły miały w poszczególnych okresach różne nasilenie, związane były także z różnymi częściami ciała, jakby zaburzenie zrobiło sobie wędrówkę po całym ciele i co jakiś czas zatrzymywało się w innym jego zakątku.

Kiedy wydawało mi się, że moje lęki trochę ustąpiły zdecydowałam się na drugie dziecko. W ciąży czułam się całkiem nieźle. Po porodzie też było o wiele lepiej niż za pierwszym razem. Synek wstawał w nocy, ale nie z taką częstotliwością jak córka. Lubiłam się nim zajmować, odczuwałam szczęście patrząc jak się rozwija, uśmiecha, podnosi główkę. Moje szczęście trwało do czasu, aż pewnego dnia, gdy synek miał 4 miesiące odkryłam, że mąż mnie zdradza z koleżanką z pracy. Mój świat legł w gruzach, objawy zaburzenia lękowego wróciły ze zdwojoną siłą, wymiotowałam codziennie, nie miała siły wstać z łóżka. Dopadła mnie depresja, a musiałam zająć się dwójką dzieci. Mój mąż był wówczas dla mnie bardzo arogancki, Nie widziałam szansy na odbudowanie tej relacji. Zwłaszcza, że mąż nadal wyjeżdżał w delegacje na weekendy. Czułam się bardzo samotna. Mieszkając daleko od rodziców brakowało mi szczerej rozmowy z kimkolwiek bliskim. Moją głowę ciągle zaprzątała tamta kobieta. Myślałam o niej codziennie, teraz te myśli o niej były moim natręctwem i pojawiały się mimowolnie prawie dwa lata. Nie rozwiodłam się, mąż chciał odbudować nasze małżeństwo, zmienił pracę i zaczął się starać. Ja zdecydowałam, że spróbuję mu wybaczyć. Wkrótce zaszłam w kolejną, zupełnie niespodziewaną ciążę. Hormony sprawiły, że moje samopoczucie się pogorszyło, zwłaszcza jeśli chodzi o nastroje depresyjne, ale udało mi się przetrwać ten czas i urodziłam zdrową córeczkę. Czasem mam wrażenie, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, jacy wewnętrznie jesteśmy silni.

— LĘK — CO TO TAKIEGO?

Pierwszym krokiem do zdrowienia jest poznanie istoty lęku. Musimy rozłożyć go na czynniki pierwsze. Najpierw powinniśmy uświadomić sobie, co to właściwie jest? To emocja, która różni się od strachu tym, że nie dotyczy realnego zagrożenia, ale wyimaginowanego. Pojawia się wtedy, gdy spodziewamy się wystąpienia jakiejś sytuacji, która bezpośrednio zagraża egzystencji naszej, naszych bliskich, czy posiadanym dobrom materialnym.

Należy przede wszystkim zrozumieć, że w trakcie reakcji walcz bądź uciekaj uwalniane są do krwi rozmaite hormony jak adrenalina, noradrenalina oraz kortyzol, które mimo, iż powodują nieprzyjemne objawy, to tak naprawdę wspomagają nasz organizm w radzeniu sobie z trudną sytuacją. Jeżeli lęk trwa krótko, to hormony te mają pozytywne działanie. Jednak gdy sytuacja lękowa się przedłuża, to mogą one doprowadzić do rozwoju różnych chorób.

Lęk jest emocją, która człowiekowi jest niezbędna, każdy go doświadcza. Pojawia się pod wpływem długotrwałego stresu, zmian zachodzących w życiu, może być reakcją na problemy finansowe, rodzinne, czy zawodowe, czynników genetycznych lub środowiskowych. Oddziałuje on na człowieka nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie, behawioralnie i poznawczo.

Objawy fizyczne lęku występujące u mnie:

— Przyspieszone bicie serca, kołatanie, uczucie “przewracania się serca”.

— Ból i ucisk w klatce piersiowej.

— Suchość w jamie ustnej.

— Uczucie duszenia, pętli na szyi guli w gardle.

— Uczucie dławienia się.

— Nudności, rozstrój żołądka, biegunka.

— Odruch wymiotny, wymioty.

— Słabość.

— Drżenie, trzęsienie się.

— Dreszcze, uderzenia gorąca.

Objawy poznawcze występujące u mnie:

— Strach przed śmiercią.

— Strach przed zwariowaniem.

— Strach przed utratą kontroli nad sobą.

— Lękowe myśli.

— Oczekiwanie na coś strasznego, co ma się wydarzyć.

— Poczucie nierzeczywistości.

Objawy behawioralne występujące u mnie:

— Niepokój, pobudzenie.

— Bezruch.

— Unikanie sytuacji zagrożenia.

— Trudności w mówieniu.

Objawy emocjonalne występujące u mnie:

— Nerwowość, pobudzenie, napięcie.

— Irytacja, frustracja.

— Niecierpliwość.

— Agresja.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 30.75