E-book
63
drukowana A5
128.31
Uniwersytet jako przestrzeń zintegrowanego kształcenia

Bezpłatny fragment - Uniwersytet jako przestrzeń zintegrowanego kształcenia

Formowanie całościowego paradygmatu


Objętość:
530 str.
ISBN:
978-83-8440-203-0
E-book
za 63
drukowana A5
za 128.31

Nic nie jest tak potrzebne jak idea,

której czas właśnie nadszedł!

Victor Hugo


KILKA SŁÓW O KSIĄŻCE

Książka powstała z wewnętrznej potrzeby stworzenia zintegrowanego systemu wspierania zdrowia i dobrostanu, obejmującego zarówno pojedynczego człowieka (rozpoczynając od małego dziecka, jego wychowania i edukacji), jak i systemu kształcenia akademickiego i całożyciowej edukacji. Ta potrzeba dojrzewała we mnie wiele lat, począwszy od 1997 roku, kiedy powołałam Stowarzyszenie „Edukacja dla Przyszłości”, a przez kolejne lata artykułowałam fragmenty tworzącego się obrazu systemu na konferencjach naukowych, bądź publikując je w prasie akademickiej otwartej na tę tematykę.

Moje zainteresowania całokształtem edukacji wiążą się z poznaniem i głębokim zainteresowaniem psychosyntezą — psychologią z duszą, podejściem stworzonym w początkach XX wieku przez dr Roberto Assagioliego — włoskiego lekarza psychiatrę i dydaktyka. Miałam okazję poznać ją na zajęciach dla menadżerów w 1995 roku w Centrum Kreowania Liderów. W tym czasie byłam już po przeszło 23 latach pracy naukowej w medycynie — immunologii (z której pisałam pracę doktorską) i diagnostyce klinicznej. Gdy startowałam na studia podyplomowe w Stanach Zjednoczonych dla zgłębienia psychosyntezy, jednym z wymogów było opracowanie ankiety, dotyczącej sensu i znaczenia wszystkich etapów mojego kształcenia aż do tego momentu konkretnych studiów. Wtedy, przygotowując ją, zrozumiałam jak ważne były te wszystkie lata dla moich obecnych wyborów życiowej drogi. Było to poszukiwanie zrozumienia istoty człowieka, jego wzrastania, a przede wszystkim wartości zdrowia/dobrostanu, ale i choroby i jej sensu w życiu każdego. Z tym ostatnim tematem — poszukiwania zdrowia w chorobie — zmagałam się przez większość mojego dorosłego życia, a jego korzenie odkopałam we wczesnym dzieciństwie.

Właśnie dzięki tej ankiecie, a potem zetknięciu się z praktykowaniem psychosyntezy w swoim życiu, odkryłam sens swoich życiowych doświadczeń oraz kierunek, w którym podążałam. Owocem tej drogi był właśnie zintegrowany system wspierania zdrowia/dobrostanu w całożyciowej edukacji, dla zrealizowania mojej misji: zlokalizowania tego projektu w Uniwersytecie Nauk o Sobie i Życiu w szerokim rozumieniu ich znaczenia. Jeszcze parę lat temu ten projekt był osobną stroną internetową, którą odwiedziło co najmniej 5 tysięcy osób, a obecnie jest częścią mojej strony https://psychosynteza.pl.

Dr Roberto Assagioli, wraz z Abrahamem Maslowem był włączony w ruch rozwoju potencjału ludzkiego i psychologii transpersonalnej w początku lat 70-tych XX w., a Maslowa uważa się za ojca tej ostatniej. Masłow jest znany z piramidy potrzeb, dzięki której uświadamiał zdrowym ludziom potrzebę samo-realizacji — najważniejszą z potrzeb, aby stać się spełnionymi w życiu.

Ta właśnie potrzeba znalazła swoje odzwierciedlenie w psychosyntezie i jej części edukacyjnej, promującej zdrowie (nie tylko terapię). Jest to proces samoaktualizowania swojego potencjału w trakcie poszczególnych etapów życia, będącego, zdaniem R. Assagiolego drogą duchowego wzrastania. Do opisu procesu duchowego rozwoju Assagioli użył metafory wspinaczki wysokogórskiej (mountain climbing). Ona zresztą stała się tematem jednej z prac doktorskich w Polsce kilka lat temu. O pracy dowiedziałam się przy okazji, gdy osoba trafiła na kontakt do mnie i właśnie dzięki mnie otrzymała oryginalne źródło odniesienia do swoich badań.

W przywołanych w tej książce rozważaniach na temat nowego paradygmatu w nauce, opartego na zintegrowanym podejściu do wychowania i kształcenia (psycho-syntezie), włączyłam opracowanie na temat wpływu myśli Gregory Batesona na sposób postrzegania człowieka siebie i świata, jak też zmiany zachodzące w Polsce w różnych dziedzinach. Do przygotowania tej pracy zostałam poproszona przez środowisko filozofów, których znałam z konferencji pedagogicznych i ich inspiracji dla holistycznej pedagogiki. Moim modelem do rozważań na temat Batesona stała się psychosynteza i jej zrozumienie integrującego podejścia, wychodzące od człowieka do świata.

W niniejszej książce, poza pokazaniem wielu przestrzeni zintegrowanego nauczania, pragnę zadać pytanie wszystkim, którzy z niej skorzystają. Pytanie dotyczy najważniejszego wątku w psychosyntezie: woli i wyborów, oraz wartości transpersonalnych, a przede wszystkim znaczenia duchowego rozwoju człowieka dla zrozumienia swojej życiowej drogi do zrealizowania siebie. To, co jest zadaniem nauczycieli akademickich, to właśnie to, co znajdą pod spodem — w odpowiedzi na poniższe pytanie:

„Co mogę zrobić specyficznego w życiu — unikalnego tylko dla mnie — wynikającego z przestrzeni pasji i celu w sercu — jako miejsca miłości i jasności — i co mogę robić dziś i każdego dnia, aby TO WŁAŚNIE DZIAŁANIE uczynić własną rzeczywistością oraz wkładem w moje przeznaczenie dla zdrowia i dobrostanu siebie i świata wokół mnie?”

Niech to pytanie towarzyszy każdemu Czytelnikowi studiującemu tę książkę, w poznawaniu meandrów integralnego paradygmatu — poszerzaniu rozumienia siebie i poznawaniu głębi swoich doświadczeń i wyżyn swojego istnienia, dla spełnienia siebie w życiu innych.


PRZEDMOWA

Obowiązujący światopogląd w nauce, mający swoje odzwierciedlenie w edukacji jest nie na czasie już od wielu lat. O tym mówił Adam Winiarczyk (nauczyciel w Szkole Waldorfskiej), uczestnik I Naukowej Konferencji w 2001 roku p.t. „Dokąd zmierzasz Człowieku? Model edukacji dla przyszłości”, zorganizowanej przez powołane przeze mnie w 1997 roku Stowarzyszenie „Edukacja dla Przyszłości”. Zdaniem Winiarczyka „istnieje konieczność budowania nowoczesnej pedagogiki, wypływającej z ducha naszych czasów”. Jeśli tego nie zrobimy, to znaczy, przywołując tu Gregory Batesona, że edukacja czy nauka „jest oparta na fałszywych przesłankach”. Kontynuując myśl Batesona „możemy utracić zdrowie psychiczne, jeśli będziemy kultywować nadal to, co przestarzałe”. To bowiem doprowadza żywą tkankę społeczną do gangreny, a tym samym wiedzie do zagłady świata.

Potrzebne są radykalne zmiany w różnych dziedzinach nauki, co zresztą artykułuje wielu uczonych na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Niemniej obowiązujący system zarządzania szkołami wyższymi I brak ich autonomii, trzyma nauczane treści jak w pancerzu, nie pozwalając na przeniknięcie do nich niczego nowego. Jest to ważne o tyle, że młode pokolenie żyje już w innej rzeczywistości, funkcjonując w epoce Internetu, globalnego świata I otwartych granic. Było to nie do pomyślenia jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Społeczna świadomość elit rządzących pozostała jednak konserwatywna, trzymając się tradycji, a więc chociażby systemu nauczania sprzed 30—50 lat, a może więcej, a on zupełnie nie pasuje do współczesności, bo pochodził z kolejnych lat z przeszłości. Choć od czasów transformacji ustrojowej mówiło się o autonomii uczelni wielokrotnie, ta niezależność pozostała w świecie niedościgłych marzeń. Tymczasem narastające problemy społeczne, poczynając od indywidualnych osób, rodzin czy społeczności zapalają “czerowne światło”, że coś jest nie tak i trzeba z tym coś zrobić.

Po okresie życia w innej rzeczywistości jesteśmy obecnie skonfrontowani z problemami bardziej złożonymi niż lata temu i dotyczącymi już całej Planety, zagrożonej totalną zagładą, czynioną zresztą ręką ludzką. Podobnie odnosi się to zmian klimatycznych, jak i bardziej przyziemnych problemów — destrukcji rodzin, narastaniu różnego rodzaju -izmów w społeczeństwach, prowadzących do siłowych konfrontacji. Z tych właśnie względów musimy dokonać zmiany paradygmatu w nauce, a stąd i edukacji.

To, co obserwujemy w obecnych czasach, to ogromny postęp, zarówno technologiczny, ale także świadomości i potrzeby osobowego i duchowego rozwoju, wyłaniającej się już u młodych ludzi. Znacznie wcześniej niż starsze pokolenie, ci młodzi poszukują odpowiedzi na fundamentalne, egzystencjalne pytania, a jednocześnie znacznie różnią się „poziomem świadomości” od starszej generacji.

Jak opisuje to David Hawkins, prezentując mapę poziomów świadomości, z perspektywy czasu możemy dostrzec wzrastanie, które mierzy on w przypisanych im wartościach liczbowych, powołując się na wiedzę z dynamiki nieliniowej. Określa on jednocześnie jakie parametry można przypisać różnym sławnym ludziom i w jaki sposób zmienia to zbiorową świadomość,. Z tych danych można wysnuć wniosek, że na przestrzeni jednego pokolenia następuje wzrost w skali globalnej o 40—60 jednostek, co ukazuje nam kierunek rozwoju do świadomości uniwersalnej, przypisywanej duchowym przywódcom głównych religii.

To, co jednak może zablokować wzrastanie, prowadzące do zrozumienia dziejących się destrukcyjnych procesów indywidualnych i społecznych, to opór przed zmianą starego na nowe. To przeciwstawianie się wynika z braku „wolnego wyboru”, który w zasadzie nie istnieje (wolna wola — w psychosyntezie jest narzędziem osobowego ja). Psychologia klasyczna, a tym samym jej odzwierciedlenie w edukacji, nie zajmuje się bowiem wolą, traktując ją jako nienaukową, zbędną w wychowaniu. Tymczasem u większości ludzi „to, co widzą, zależy od pozycji z której patrzą”, a stąd dotyczy „programu”, który reprezentują. I tutaj zbliżamy się powoli do filozofii nauki. O niej, jako nowej dyscyplinie, przywołanej za sprawą Karla Poppera I jego krytyce dotychczasowych teorii I stwarzaniu nowych, pisał chociażby H. Skolimowski. Ma ona być na miarę naszych czasów (etapu ewolucji), ma być dedykowana Życiu i być jego wyrazem, a sprawdzianem tej filozofii ma być życie jednostek I społeczeństw.

Filozofia nauki powinna wyrażać uniwersalny aspekt ludzkiej natury. Ma być w procesie nieustannej weryfikacji, wraz ze zmianą różnych aspektów życia człowieka i przyrody. Jak prezentował to Claude Pascal, ma pogodzić racjonalizm i mistycyzm. Ma tworzyć harmonię w sobie i świecie, poprzez używanie zarówno języka, symboli, jak i sztuki, aby artykułować transcendentalną, wyższą naturę ludzką. Ma także wyłaniać aspekty etyczne dla tworzenia nowej etyki: osobistej, środowiskowej czy międzygatunkowej, a wreszcie powszechnej. Zamiast materializmu ontologicznego, opartego na umyśle empirycznym (fizykalnym), za J. A. Wheelerem, mamy wyrażać się w świecie partycypującym. Jako istoty w nieustannym procesie ewolucji, podobnie jak cała przyroda i Wszechświat, mamy realizować dążenie wzwyż, ujawniając to, co w nas potencjalne. Zdaniem Wheelera Kosmos daje narodziny świadomości, a świadomość — daje znaczenie Kosmosowi.

Poprzez swoje twórcze idee, filozofia nauki ma wznosić każdego do rozpoznania Woli Uniwersalnej (zgodnie zresztą ze słowami modlitwy: „Bądź wola Twoja”), pomagając zarówno sobie samym, jak i nam (ja-my) w „stawaniu się” w Życiu pełnowartościowymi ludźmi. Będąc częścią umysłu partycypującego, jesteśmy jednocześnie częścią dynamicznej ewolucji Kosmosu.

Jeśli zaczniemy myśleć w kategoriach całości, mamy wpływ na cały ludzki gatunek (za Hawkinsem), ale także na to, co dzieje się w przyrodzie. Wzrastanie wzwyż pozwala na wyłanianie się z nas duchowego aspektu człowieka, podobnie jak i świata. Duchowy wymiar wykracza poza biologię i odsłania ukryte w sobie możliwości „stawania się”, podobnie jak artykułowania nowych wglądów i stanów wyższej świadomości. W tym procesie rozwoju indywidualnego nieustannie „tworzymy siebie”, powracając jednocześnie do jedności z Kosmosem. W ten sposób, za Batesonem, umysł i przyroda (w książce pod tym tytułem), stają się jednością z Wszechświatem, wzajemnie się przenikając. Powracamy więc „do istoty rzeczy”, do monizmu noetycznego. Za Henrykirm Skolimowskim i Janem Konradem Góreckim „tworzymy symfonię, gdzie muzycy, kompozytor i słuchacze stanowią integralną całość”. W psychosyntezie, jej technice teatru wewnętrznego, używa się zbliżonej metafory — gdzie aktorzy, reżyser, autor naszej indywidualnej sztuki i Autor Sztuki Globalnej stają się jednością. Łączymy więc ciało i duszę w „totalnej” grze (za Grotowskim), realizując pełnię siebie.

Tak więc 30 lat po Batesonie mamy już koncepcję włączającą transcendencję — proces wzrastania wzwyż — anonsowaną zresztą zarówno przez niego, jak i innych prekursorów nowej nauki. U G. Batesona pobrzmiewały jeszcze „relikty epoki” w postaci potrzeby tworzenia struktur i ram dla łączenia procesów umysłowych i ewolucyjnych, mimo, że uważał już, że szkielet sam w sobie nie jest strukturą materialną, ale czymś więcej. Kolejne lata pokazały w różnych podejściach to „więcej”. Wszystko to służy położeniu fundamentów nie tylko pod nową naukę, jej filozofię, ale, jak wspomniałam wyżej, Filozofię Życia, która ma być kamieniem węgielnym wszystkich procesów poznania, od najniższego poziomu — edukacji — zaczynając.


1. UNIWERSYTET JAKO PRZESTRZEŃ JEDNOCZENIA WARTOŚCI I ZNAJDOWANIA SENSU

Cechą uniwersytetów powinna być wolność akademicka, czyli niezależność nauki, badań i samego nauczania. Każdy z naukowców, który przeżył w uczelni kilka czy kilkanaście lat, ma świadomość tego jak ta wolność wyglądała za jego czasów i czy w obecnej chwili jest w stanie eksponować „samodzielność myślenia”.

Człowiek ze swojej natury jest wolny. Gdy jest w stanie tę wolność wyrażać, jego potrzeba ugruntowana jest w centrum siebie — źródle swojej tożsamości. Dzięki dotarciu do istoty siebie, jest on jednocześnie umocowany w „Źródle Wszystkiego Co Istnieje” (niezależnie od tego, czy pod nim uznaje Boga, Logos czy inne źródło Życia), a to nie dopuszcza czegoś takiego jak „odstępstwo”, a więc nieetyczne działania. Źródło Życia jest więc jego przewodnikiem, a jednocześnie obrońcą „etyki czci dla Życia” (za Albertem Schweitzerem), jest w nim zakorzenione, w uniwersalnych wartościach, które są niezmienne od zarania Życia. Nie ma więc czegoś takiego jak zewnętrzne nakazy moralne, ponieważ Człowiek, ugruntowany w swoim źródle, ma dostęp do nich „z pierwszej ręki”.

Jest zastanawiającym, szczególnie w czasach, gdy ilość nowoczesnych technologii, dostępnych zaledwie w jednym pokoleniu, przekroczyła wszelkie możliwe wyobrażenie, dlaczego omal 40 lat od sformułowania nowatorskiego podejścia w nauce, chociażby takiego jak G. Batesona, nie wystarcza zarówno wyobraźni, refleksji i odwagi, aby dokonać w niej przełomu?

Ekologia umysłu G. Batesona, badająca relacje pomiędzy światami, nieśmiało, niemniej coraz wyraźniej pokazywała kierunek, w którym ma podążać nauka, „meta-dziedzinę”, która ma łączyć to co materialne, z tym, co duchowe. Mimo, że Bateson ucieleśniał ducha (lub może uduchawiał materię), nadal jednak zaliczał ją do logicznego porządku, choć logika, a stąd racjonalizm na przestrzeni XX wieku została zakwestionowana jako jedyne źródło poznania, o czym nauka była przekonana przez lata.

Negacji istnienia czysto racjonalnej relacji podmiot-przedmiot dokonali też wcześniej H. Bergson, M. Scheler, F. Nietzsche czy S. Freud. Ta forma myślenia — logiczna — nie wystarcza do odkrycia duchowej istoty egzystencji człowieka. Jest to więc milowy krok do przodu, choć stale pozostawiony do sformułowania przez następców. Bateson formułował świat jako wynik samoorganizującej się aktywności ekosystemów. Patrząc z perspektywy ewolucji, i to zarówno człowieka jak i świata, jest to niekończący się proces samoorganizacji współzależnych ze sobą istnień.

Patrząc wstecz co najmniej 50 lat, daje się zauważyć powolne zacieranie się granic między różnego rodzaju naukami, w tym problemami filozoficznymi. Potwierdziły to chociażby nauki kognitywne, dedykowane poznawaniu natury umysłu człowieka. Nauka nie może być „bogiem”, któremu podporządkowane jest Życie. Jest tylko jedną z możliwych form interpretacji Życia, wzbogacającą istnienie wielowymiarowego człowieka, będącego zarówno cielesnością (fizycznością), ale także duchowym bytem. Okazuje się bowiem, że w nauce nie znajdujemy definicji nie tylko pojęcia Życia, ale także wiedzy, choć coraz liczniejsi badacze uważają, że ta ostatnia nie posiada struktury linearnej, a raczej holistyczną. Mimo to nadal w nauce eliminuje się stany psychiczne takie jak wglądy czy prekognicję lub metafizyczne, np. problemy ontycznej struktury świata. Coraz jednak częściej dostrzec można przesuwanie pewnych zagadnień z jednej dziedziny do drugiej, co uprawomocnia jeszcze bardziej kierunek integracji wiedzy, a więc holistycznej interpretacji człowieka i świata.

Jeśli w niedalekiej przyszłości jako ludzkość nie zniszczymy siebie i świata, a zrozumiemy wzajemne zależności i będziemy je szanować, będziemy w nieustannym, świadomym procesie samoorganizującym, uznając się za część systemu Wszechświata.

Jako jednostki potrzebujemy zacząć jednak od stawiania sobie prostych pytań, które postulował już G. Bateson, a w dzisiejszych czasach także coachowie transpersonalni. Te rzekomo „powierzchowne pytania”, kryją bowiem głębię, być może nawet mistyczną. Ten zresztą poziom zapowiadał już Bateson, który także wspominał o wglądach, które mogą wnieść wiele do poznania siebie i świata.

Właśnie w tym miejscu warto przywołać pilną potrzebę nowej edukacji, otwartego całożyciowego kształcenia, niezbędnego do poszukiwania sensu i znaczenia życia. Ma ona być oparta nie na logice, a na wyobraźni i obrazowaniu jak też użyciu intuicji, a potem dopiero włączaniu logiki. Sama logika, jako jedyne narzędzie poznania, gubi bowiem całość.

Musimy otworzyć się na wielość, na „pusty umysł” do napełnienia, aby mogły napływać do niego stale nowe inspiracje i iluminacje. Musimy dopuścić też wspomniane wyżej wglądy, bo są to zakopane w nas możliwości. Pozwalają one dotrzeć do przestrzeni zbiorowej nieświadomości, opisywanej najpierw przez C.G. Junga i R. Assagiolego, a następnie przez E. Laszlo i innych autorów, jak chociażby pola morficzne R. Sheldrake’a, występujące pod różnymi nazwami (Kroniki Akaszy, pole wszelkich możliwości, kosmiczny bank informacji, Uniwersalna Biblioteka, duchowy Internet, Uniwersalna pamięć),.

Czeka nas więc długa droga, niemniej fascynująca podróż w głąb siebie. Warto jest przy tym dostrzec, że mamy także wewnętrzne zmysły, jak i inne dary, opisywane niestety poza głównym nurtem nauki, jak np. jasnowidzenie, jasnosłyszenie, jasnoczucie czy wspomnianą wyżej prekognicję. Są one przez system wychowania i edukacji „zakopywane”, aby nigdy się stamtąd nie wydostać. Musimy je „odkopać” i uaktywnić, ponieważ istnieją jako naturalne predyspozycje w każdym człowieku.

Miałam kiedyś okazję konsultować 17-latka, którego mama nadmieniła wcześniej, że lekarz uznał jej syna za „nienormalnego”, ponieważ młody człowiek miał prekognicje — widział a priori co się może stać np. dziecku na plaży (wpadnie do wody z pomostu), a to właśnie wkrótce się wydarzało. Szkoda, że lekarze, ale także nauczyciele nie rozpoznają tych przyrodzonych cech, natomiast tępią je lub ośmieszają. One są właśnie najbardziej normalne,,, natomiast nienormalne jest to, że z powodu zredukowanej nauki i edukacji te umiejętności zostały zdeprecjonowane i głęboko ukryte, a ludzie boją się do nich przyznać, bo będą poczytani za nienormalnych.

Podobnie jest z obszarami, które opisuje integralna psychologia, psychologia transpersonalna czy wreszcie psychosynteza i do których można dotrzeć doświadczalnie. Do takich przestrzeni należy nadświadomość, zwana inaczej przestrzenią nadświadomą. Przestrzeń ta „dotyka” w ludziach czegoś, co ich łączy, jednocząc wszystkie wspólne przeżycia na wyższym poziomie bytu, sięgając ideału (idealnego modelu ich samych), tego, czego pragną, kim chcieliby być. Jest to tak realne dla doświadczających tego ludzi, jakby nagle spotkali bardzo bliską, choć dawno nie widzianą osobę, lub wręcz otarli się o zjawisko „deja vu”. To ostatnie jest poczuciem, że możemy znać kogoś lub sytuację z własnego życia, lecz nie mieć świadomości, kiedy go spotkaliśmy lub skąd go znamy. Już w krótkim czasie „dotknięcie nieznanego”, a więc konfrontacja z wydawałoby się zapomnianym, będąca początkowo wielkim dla osoby zaskoczeniem, staje się czymś bardzo rzeczywistym, jakby wynurzało się z nieświadomości coś, co jest znane, oczekiwane, a nawet pożądane.

We wspomnianym obszarze nadświadomym kryją się energie wyższe — duchowe Ja (Wyższe Ja, Transpersonalne Ja) — niezbędne dla dokonywania czynów bohaterskich, artystycznych czy mistycznych wglądów. Te właśnie energie można dopuścić do działania w swoim życiu. Doświadczenie duchowego Ja włącza mądrość, cel życia, bezwarunkową miłość i twórczość. Jest stałe, niezmienne. Jest opisywaną wyżej istotą siebie, źródłem swojej tożsamości, tego, kim jesteśmy. Kontaktując się z Wyższym Ja, osoba odczuwa połączenia z innymi ludźmi i jedność z całą ludzką rodziną, przekraczanie wszelkich granic. Może wyrażać naturalną duchową współpracę, doświadczać współuczestnictwa w jednej całości. Takie osoby realizują siebie poprzez partycypację w ważnych problemach ludzkości i ich rozwiązaniach. Przykładami mogą być chociażby Matka Teresa, Mahatma Gandhi czy Albert Schweitzer. Oni pozwolili na dostęp do siebie wyższych energii, odkryli je i spożytkowali. Nikt ich nie wyśmiewał za ich wyższe cele realizowane w codziennym życiu. W pozostałej większości osób te obszary istnieją nadal jako potencjalne i czekają na ich otwarcie.

Przekraczając granice wytyczone przez klasyczne nauki, możemy więc wejść w przestrzeń pola wszelkich możliwości, gdzie nie istnieją żadne granice. Jest tylko luka poznawcza w człowieku, podobnie jak niezapełniona przestrzeń semantyczna, wymagająca tworzenia języka wewnętrznych doświadczeń.

Dzięki doświadczaniu tego wymiaru siebie, ludzie uświadamiają sobie, że istnieje w nich coś, poza normalną świadomością. Jest to często ukryte w codziennym doświadczeniu, którego jednak można dotknąć w czasie wizualizacji i medytacji, a także stawiając fundamentalne pytania o sens i znaczenie własnych doświadczeń czy wręcz Życia jako całości.

Jako naukowcy mamy być ciekawi, odkrywczy, a nie bojący się otworzyć na poznawanie siebie — człowieka i świata. Mimo setek lat nauki, stale czeka na udowodnienie to, co opisywano już w starożytności, podobnie jak badanie mistycznych zjawisk. Świat oczekuje na to, nie tyle na kolejne filozoficzne dysputy, ale na odkrycia, które rozwiążą cywilizacyjne problemy ludzkości: chorób czy zatrucia środowiska i zmian klimatycznych. Nie można, nie znając czegoś, lub nie potrafiąc tego badać, bo nie dopuściło się innych narzędzi badawczych do nauki głównego nurtu uważać, że ten wymiar nie istnieje. Jeśli weźmiemy odpowiedzialność za życie nasze i kolejnych pokoleń, choćby były to tylko pokolenia z naszej rodziny, zapobiegniemy zagładzie świata.

G. Bateson zawarł na końcu książki „Umysł i przyroda” słowa z przemowy uczelnianej o tym, że stare się przeżyło, a obraz rzeczywistości pokazuje obszary katastrofalnych zaniedbań. Jeśli wszyscy złączymy wysiłki, zaczniemy wreszcie budować łączniki między tym, co już było i tym, co urodziło się lub jest już dojrzałe, biorąc pod uwagę te wspomniane 40 lat po Batesonie.

I.A. Wheeler poszedł dalej, uważając, że życie inteligentne nie tylko istnieje, ale przenika każdą część Wszechświata. Jako ludzie stajemy się twórcami i współtwórcami nie tylko tego, co jest teraz, ale tego co było kiedyś i będzie w przyszłości. Środowisko wywiera wpływ na pulę genów w populacji, a więc tym samym — w człowieku. Jest to już kamyk do ogródka epigenetyki i tego, czego możemy spodziewać się po medycynie, jeśli zacznie ona docierać do przyczyn chorób cywilizacyjnych. Te przyczyny można znaleźć w informacji zawartej w genach, obecnej w wyniku oddziaływania środowiska. I tu zbliżamy się też do medycyny energetycznej czy informacyjnej, jak i tworzenia fundamentów pod pedagogikę informacyjną, aby zapobiegać terapii, wspierając w edukacji zdrowie, zdrowe zachowania i zdrowy styl życia (wellness, well-being).

Naukowcy, to część całości społeczeństwa, i dotyczą ich podobne ograniczenia. Jednak one nie są „na zawsze”, ale uświadamiane, są możliwe do przekroczenia. Jesteśmy bowiem wszyscy, jako ludzie, w „Szkole Życia” i tylko ono weryfikuje teorie czy paradygmaty, w tym naukowe. Życie jest niezmierzone, nieznane, zagadkowe i nigdy nie do absolutnego poznania przez ograniczony, indywidualny umysł pojedynczego człowieka, bazujący na wzorcach z własnych rodzin. Umysł jest do wzrastania, osiągania, nieustannego doskonalenia, a temu nie ma kresu, gdyż jest to częścią ewolucji człowieka i Kosmosu.

Widok Ziemi z Kosmosu i odczucie tego ogromu wskazał chociażby Edgar Mitchell, amerykański kosmonauta. Gdybyśmy, tak jak on, byli świadkami tego bezmiaru Kosmosu, doświadczania jego znaczenia i kierunku, podobnie jak ludzkiej krótkowzroczności i „nieludzkości człowieka”, jego braku odpowiedzialności za stan świata jako skutek ignorancji, to omal z dnia na dzień zmienilibyśmy sposób postrzegania siebie i swoich działań w kontekście szerszego obrazu. Wtedy włączylibyśmy siebie do całości tego ogromnego systemu, jakim jest Kosmos. Polski lekarz-hematolog Julian Aleksandrowicz, głęboko poruszony tym obrazem i przesłaniem E. Mitchella, postulował o nową medycynę, ale przede wszystkim filozofię nauki, uwrażliwiającą na całość człowieka i przyrodę. Było to w latach osiemdziesiątych XX wieku.

Z chaosu rodzi się porządek. Żyjemy właśnie w takim okresie. Przychodzi nowe z powodu tego, że stare wzorce przeżywają się, nie znajdując już racji bytu. Jednocześnie zaś stare nadal istnieją w społeczeństwie, mieszając się z innymi, nowymi, mniej lub bardziej dojrzałymi ideami, gotowymi do zmiany. Szczególnie dzieje się to na przełomie epok, ale także na przełomie krystalizowania „nowego”, gdy „stare” ciągle istnieje. Każdy taki okres powstawania nowego w mieszaninie ze starym, jest chaosem, odradzaniem się, nazywanym często New Age, choć odbywa się to w każdej epoce.

Należy jednak, szczególnie dzisiaj, oddać szacunek tym nielicznym ludziom, którzy odważyli się wyjść przed szereg, zobaczyć, doświadczyć „nowego” i starać się to formułować sobie tylko znanym językiem komunikacji. Tymczasem, jak pokazały epoki, podobnie zresztą jest obecnie, takie osoby były wyśmiewane, wyszydzane, deprecjonowany był ich wkład w „nowe”. Nie były często dopuszczane do głosu w dysputach, czy konferencjach naukowych, posądzane o umysłowe halucynacje. Mamy tego przykłady we wszystkich epokach, a w niektórych, tych, co myśleli inaczej, palono na stosie.

Tymczasem tak właśnie rodzi się nowe i jest to naturalny proces ewolucji, czy chcemy tego, czy nie, czy deprecjonujemy i ignorujemy — on i tak się dzieje — i jak widać, w różnych dziedzinach jednocześnie. Dzieje się to zgodnie zresztą z prawami Kosmosu i przyrody: stare usycha, aby dać miejsce nowemu życiu. To jest naturalny proces, także w życiu każdego człowieka.

Danie prymatu czemuś, co się wyłania nie jest prostym procesem. Nie dzieje się bez bólu, a szczególnie w pojedynczym człowieku. Przykładem wewnętrznej walki dwóch skrajności „za i przeciw” był chociażby G. Bateson, który tkwiąc w starym paradygmacie, usiłował opisać jego słabości. Używał do tego celu języka logiki, choć pobrzmiewały w jego pytaniach do samego siebie wątpliwości o sens pewnych prawd nauki, które jemu nie dawały spokoju.

To jest właśnie ten moment dla każdego z nas — jako naukowca — aby poddać w wątpliwość to, co jest zmienne i powinno być systematycznie weryfikowalne w nauce. Szkoda, że niestety tak nie jest i stary paradygmat trzyma się kurczowo, choć efekty jego oddziaływań widać zarówno w indywidualnej jednostce, ale także w społeczeństwach i w skali globu.

Przeszło dwadzieścia lat temu, jeden z moich nauczycieli J. W. Cullen powiedział w trakcie warsztatów dla menagerów: „nie odkryjesz nowych oceanów, dopóki nie porzucisz z oczu brzegu”. To ważne sformułowanie dotyczy rozwoju człowieka od najmłodszego wieku. Małe dziecko nie zacznie chodzić dopóki nie puści opiekuńczej ręki lub nogi stołu.

Tęsknota za wypłynięciem na „szerokie wody”, powinna towarzyszyć każdemu z naukowców, poszukującemu prawdy i weryfikując ją w swoich etycznych przestrzeniach. Gdy trzymamy się brzegu, bojąc się go porzucić, nigdy nie wypłyniemy na szerokie wody. Zrobił to np. w podobnych latach jak Bateson, H. Skolimowski, wyraźnie artykułując duchowy aspekt świata i człowieka. Musimy rozpocząć od dalszego eksplorowania i wyjaśniania istoty tego świata, a stąd napełnienia go treścią.

I tutaj właśnie jesteśmy w stanie zrobić kolejny krok w nauce, obejmując to co było, a jednocześnie wkraczając w to, co nowe i nieznane. Niemniej najpierw potrzebujemy wyruszyć w podróż „bohatera” do nieznanego, porzucając znany brzeg i wszystkie jego atrybuty.


2. NAUKI O SOBIE I ŻYCIU — WYZWANIE DO ŁĄCZENIA

Patrząc z perspektywy lat życia i obserwacji trendów wyłaniających się w wielu dziedzinach nauki, daje się zauważyć, że we współczesnych czasach nie tylko doceniono, ale wręcz wyartykułowano zaistnienie Uniwersytetów Nauk o Życiu, czego nie było jeszcze kilka dziesiątek lat temu. Przedmiotem ich nauczania są takie dziedziny jak: rolnictwo, biologia, nauka o zwierzętach oraz medycyna weterynaryjna, nauka o żywności, żywieniu i konsumpcji, oraz inżynierii produkcji, leśnictwo, ogrodnictwo, biotechnologia i architektura krajobrazu, budownictwo i inżynieria środowiska, technologia drewna, nauki ekonomiczne, społeczne oraz informatyczne i matematyczne. Dane te znalazłam poszukując obecnego zrozumienia znaczenia ŻYCIA jako całości i jego przełożenia na naukę. Zdaniem bowiem pedagoga Andrzeja Szyszko-Bohusza współczesna nauka potrzebuje sformułowania pojęcia „Życia”, jak również właściwych treści, kryjących się pod tym słowem.

Warto by więc pokusić się o refleksję, czy te właśnie wymienione wyżej dziedziny obejmują całokształt pojęcia Życia. Jest to włączenie myślenia refleksyjnego, tak ważnego już od nauczania w klasie szkoły podstawowej, aby móc oceniać własne działania i podejmować właściwe wybory odpowiadających im zachowań.

Każda dziedzina działalności człowieka i zamieszkiwania przestrzeni Ziemi jest do włączenia w sferę Życia. Kwestią jest ustanowienie priorytetów i piętrowe, a więc holarchiczne artykułowanie poszczególnych dziedzin i rozłożenie ich na wiele uniwersytetów, niczym w piramidzie potrzeb A. Maslowa. Żadna z nich nie byłaby wtedy wyjątkowa, wyłaniająca się ponad inne, gdyż każda byłaby jednakowo ważna, niezbędna do wyartykułowania w całości obrazu Życia i jego emanacji.

Z punktu widzenia istnienia człowieka w Życiu, a więc tym samym w społeczeństwie, niezbędne więc wydaje się wyartykułowanie jego źródła tożsamości — a więc kim jest człowiek, skąd przyszedł i dokąd zmierza? Są to trzy fundamentalne pytania, niemniej szerzej rozumiane niż obecnie. Dotyczy to bowiem refleksji nad istotą jego bytu jednostkowego, rozpoznaniem jego tożsamości oraz źródła jego pochodzenia w kontekście rodu, rodziny czy narodu, Jest to podejście najbardziej osobiste, włączające zarówno przekaz rodowy, który niesie, swoją emanację w Życiu, ale także transformację, a więc rozwój, w sensie ewolucyjnym — dla całości. Nauczane dziedziny nauki, takie jak pedagogika, psychologia, antropologia czy gerontologia, ale też medycyna, przyroda, ekologia są oczywiście niezbędne, niemniej mają one przejść od ogółu do szczegółu, a stąd wyartykułować indywidualnego człowieka w aspekcie „ja-zbiorowość”. Potrzeba bowiem połączyć siebie — własne „ja” ze sobą — odbieraniem i odczuwaniem życia, osobistego „ja’, poszerzania własnej świadomości. Wymaga to więc uzupełniania treści poszczególnych dziedzin o odczuwanie „ja” na każdym poziomie rozwoju. Poszczególne dziedziny nauki, ale także edukacji powinny być powiązane na drodze kształcenia z własnym „ja”, rozwojem, realizacją siebie w świecie, filozofią własnego życia, indywidualną misją (wywodzącą się ze źródeł własnej tożsamości) oraz służeniem społeczeństwu własnymi talentami. Jest to pokazaniem „ja — w Życiu”, poszukiwaniem odniesień — łącznika” — za Batesonem”, tego, co łączy mnie — każdą osobę (włączając nauczyciela akademickiego, nauczającego danej dziedziny) w proces realizowania siebie w niej, ale przede wszystkim „pracy dla innych”. To wszystko prosi się więc o znalezienie powiązań, które łączą w jedną całość Nauki o Sobie i Życiu.

Od kilku lat przeszukuję Internet — z racji zajmowania się człowiekiem i jego rozwojem, w tym także odzwierciedleniem tego rozwoju w aktywności poszczególnej jednostki (w sensie rozwoju świadomości) — zarówno miejsc jak i instytucji w Polsce i na świecie, zaangażowanych w działania dla szeroko rozumianego Życia. Obiektem mojego zainteresowania, jak również prezentowania swoich projektów, stała się np. inicjatywa zwana Life Science Open Space w Krakowie, umożliwiająca spotkania ludzi i ich przedsięwzięć pod jednym parasolem NAUK O ŻYCIU.

Nauki o życiu (Life Sciences) — to zdaniem tej inicjatywy sfera obejmująca badania nad organizmami żywymi (mikroorganizmy, rośliny, zwierzęta i ludzie). Można w nich wyróżnić trzy główne działy: biologię, medycynę oraz tzw. „nowe i inne” zagadnienia, koncentrujące się na elementach wspólnych dla wszystkich (lub wielu) organizmów (np. genetyka) i zastosowaniach nowych technologii (np. bio-informatyka i bio-inżynieria), a także tematy pokrewne, jak bioetyka. Na ogólną dziedzinę life science składa się łącznie kilkadziesiąt specyficznych dziedzin naukowych.

W tę sferę zainteresowań włączono też aktywne i zdrowe życie. Dotyczy ono nie tylko ludzi jako takich, ale także rozwoju technologii i produktów mających wpływ na zdrowie i jakość całego życia. Ich zastosowanie ma na celu tworzenie lepszych warunków życiowych, biorąc pod uwagę także starzejące się społeczeństwo. Ta specjalizacja ma również na celu łączenie potencjału naukowego i gospodarczego z walorami kulturowymi i uzdrowiskowymi regionu, w którym została uruchomiona.

Kolejną specjalizacją, którą wymienia inicjatywa krakowska są produkty lecznicze i wyroby medyczne. Ta sfera obejmuje rozwój metod i narzędzi wykorzystywanych w procesach opracowywania i wytwarzania innowacyjnych preparatów, a także rozwój nowych technologii dla ich wykorzystywania.

W zakres zainteresowania włączono także nowoczesną diagnostykę i terapię, tzw. digital health. Specjalizacja obejmuje badania i rozwój technologii, ale i przetwarzania danych. Ma ona wspomagać diagnostykę i terapię dla indywidualnego dostosowania metod leczenia, optymalizacji i łączenia terapii farmakologicznej z niefarmakologiczną oraz diagnostyki i rehabilitacji.

Ważnym elementem zainteresowań opisywanej tu inicjatywy jest zdrowa żywność i żywienie. Specjalizacja obejmuje badania i rozwój technologii i metod produkcji, przetwórstwa, przechowywania i dystrybucji żywności wysokiej jakości, w szczególności żywności funkcjonalnej, tj. zaspokającej specyficzne potrzeby żywieniowe, a także żywności tradycyjnej, regionalnej i ekologicznej. Specjalizacja ma na celu wykorzystanie walorów regionu, jako „żywego laboratorium” dla rozwiązywania problemów profilaktyki chorób związanych z żywnością.

Tematem zainteresowań kolejnej specjalności jest nowoczesne, zrównoważone rolnictwo. Obejmuje więc zarówno technologie jak i produkty wykorzystywane w tej działalności, z uwzględnieniem równowagi pomiędzy zagospodarowaniem przestrzennym, zasobami wodnymi i glebowymi oraz ukształtowaniem terenu. Chodzi tu szczególnie o współpracę między przedsiębiorstwami produkującymi aparaturę oraz sprzęt, jak też producentami środków wspomagających wzrost i rozwój zwierząt i roślin, ochrony środowiska rolniczego, firmami przetwarzającymi surowce rolnicze, dystrybutorami oraz instytucjami naukowymi.

Wyjątkowo istotną specjalizacją jest środowisko i zależne od niego czynniki zdrowia. Ta dziedzina obejmuje rozwój technologii i produktów, których celem jest zmniejszanie ryzyka dla zdrowia i jakości życia. Zwraca się szczególną uwagę na dynamizację innowacyjnych technologii, przeciwdziałających skutkom niekorzystnej działalności człowieka. Dotyczy też ona rozwoju monitoringu i usuwania odpadów oraz opracowania metod produkcji, zużywających najmniej zasobów środowiska i wytwarzania produktów biodegradowalnych oraz surowców odnawialnych.

Z poprzednią tematyką wiąże się biogospodarka, oparta na produktach naturalnych oraz zachowaniu równowagi między ekologią i ekonomią. Ta specjalizacja dotyczy rozwoju technologii, które charakteryzują się najmniejszym „śladem węglowym”, bazujących na odnawialnych, naturalnych surowcach (np. biomasy) oraz niskoenergetycznych procesach.

Przyglądając się tym obydwu wersjom: akademickiej i publicznej, zaprezentowanym dla uwydatnienia zrozumienia Nauk o Życiu, nasuwa się oczywisty wniosek, że nauka nie może istnieć sama dla siebie i być (za Batesonem) „sztuką dla sztuki”. Natomiast powinna być połączeniem teorii z praktyką życia, weryfikowaniem tych teorii w życiu i eliminowaniem tego, co szkodzi na każdym etapie Życia i w dowolnej jego dziedzinie. To, co widoczne i wyłaniające się w tematyce specjalności klastra Life Science to przede wszystkim odpowiadanie na problemy nie tylko regionu, ale przede wszystkim świata. I w tym właśnie leży element integracji i szerzenia nauki w praktyce życia: łączenie inicjatyw naukowych z praktycznymi działaniami i interdyscyplinarną działalnością, dla wspólnego dobra człowieka, środowiska i Planety.

Na jednej ze stron internetowych Naukami o życiu nazwano różne nauki biologiczne, obejmujące mikroogranizmy, rośliny i zwierzęta, w tym ludzi. Niektóre z nich koncentrują się na aspektach wspólnych dla wszystkich lub wielu form życia takich jak anatomia i genetyka czy też epigenetyka. Niektóre badają skalę mikro (np. biologia molekularna, biochemia), inne — w większych skalach (np. cytologia, immunologia, etologia, ekologia). Do nauk biologicznych, a tym samym Nauk o Życiu, zalicza się neuronauki. Wszystkie te dziedziny są pomocne w poprawie jakości życia. Mają zastosowanie zarówno w medycynie, rolnictwie oraz przemyśle farmaceutycznym.

Mimo rozdziału poszczególnych dziedzin na coraz drobniejsze części, zauważa się w nauce tendencje scalające, jednoczące specjalizacje, np. ewolucyjna biologia, antropologia biologiczna, astrobiologia, bioinformatyka, biolingwistyka, biomechanika, biofizyka, biologia molekularna. Powstają też dziedziny jak np. biologia kwantowa, biologia strukturalna — która już jest nauką z pogranicza biologii molekularnej, biochemii i biofizyki lub biologia syntetyczna, czy biologia systemów, jak również toksykologia — badająca wpływ substancji toksycznych na różne funkcje, układy i struktury subkomórkowe w organizmie.

Tak więc mimo przestrzeni horyzontalnych — poszerzania sfer badania różnych organizmów — widoczny w naukach jest element z jednej strony wyodrębniania coraz mniejszych subdziedzin, a z drugiej wychodzenie w sferę wertykalną — łączenia kilku naraz dla zobaczenia „większej całości” — oddziaływań na wiele przestrzeni jednocześnie.


3. NAUKI SPOŁECZNE I HUMANISTYCZNE A NAUKI O SOBIE I ŻYCIU

W tym rozdziale przyjrzyjmy się pewnym elementom zakresu nauk społecznych i humanistycznych w kontekście Nauk o Sobie i Życiu..

Zgodnie z definicją Encyklopedii PWN, pod pojęciem obszaru nauk społecznych rozumie się zespół nauk zajmujących się społeczeństwem oraz zjawiskami i procesami, ujmowanymi z różnych punktów widzenia. Wyróżnia się więc takie dziedziny jak socjologia, psychologia społeczna, etnografia, prawo, politologia i in. Każda z nauk ma własne podkategorie czy dyscypliny, które obejmują swoim zakresem większy obszar wiedzy tychże nauk.

W podejściu integracyjnym zainteresowanie jest skupione bardziej na całości niż poszczególnych częściach. Patrząc z punktu widzenia Nauk o Sobie i Życiu istotne są takie sfery, które stanowią łącznik między indywidualną jednostką a zespołem czy grupą i tym, co determinuje określone działania, mające swój wyraz w społecznych zachowaniach, służących wspólnemu dobru.

Rozwój człowieka jest procesem wielowymiarowym i osadzonym w przestrzeni relacji międzyludzkich. Wzrastanie pozostaje przy tym zjawiskiem wieloaspektowym. Ma wymiar techniczny, ekonomiczny, społeczny i kulturowy. Zmiany zachodzące w każdej ze sfer zwykle nie pozostają w izolacji od innych obszarów pojęć, które czynią z rozwoju „kategorię środka”, czyli zjawisko osadzone w sferze międzyludzkich związków, łączących w sobie wartości z potrzebami oraz indywidualne aspiracje.

Według P. Sztompki rozwój jest sekwencję wzajemnie powiązanych zmian oraz doskonaleniem potencjału zawartego w istocie systemu. System jest jednak w stałej zmianie i potrzebie nieustannego wzrastania, w miarę pojawiania się nowych sytuacji, ale też „umocowywania nowego” i doceniania wartości zmiany. Rozwój dotyczy zarówno jednostki, ale i systemu. I tu zacierają się granice między naukami.

Każda zmiana odnosi się zawsze do relacji międzyludzkich, a więc sieci wzajemnych zależności, przez to też nie jest ani wyłącznym dziełem jednostki, ani systemowo zdeterminowaną siłą. Dotyczy więc „świata Życia”, w którym każda osoba doświadcza siebie, będąc podmiotem przeżywającym, uwikłanym w społeczne stosunki, ale też działającym, ingerującym w świat.

Uczestnictwo w procesie rozwojowym obejmuje różne stopnie świadomości. Niektórzy dysponują jedynie świadomością praktyczną, inni np. refleksyjną. Ken Wilber i psycholodzy transpersonalni rozróżniają takie poziomy świadomości jak: przedpersonalny, personalny i transpersonalny.

Ciekawe ujęcie procesu rozwoju jednostki prezentuje M. Zdun. Przypomina to nieco podejście psychosyntezy, opisane jednak w pojęciach socjologicznych. Zdun uważa, że dzięki świadomości refleksyjnej jednostka nabiera poczucia pełni i kreatywnie uczestniczy we własnym rozwoju jako indywidualnym doświadczeniu. Czyni to ją upodmiotowioną, realizującą jednocześnie porządek społecznych reguł, nadającą wzrastaniu współczynniki humanistyczne. Autorka uważa, że dzięki refleksji i własnemu świadomemu uczestnictwu, proces staje się zagadnieniem fenomenologicznym. Jednostka reprezentuje zinternalizowane normy i wartości, a jednocześnie włącza zarówno materię jak i duchowy aspekt siebie. Rozwój staje się przez to „kategorią środka” i jest zarazem sposobem na realizację jednostkowych potrzeb, jak i systemową siłą całości. Postęp jest więc częścią społecznej roli jednostki, zawierającym jej historię i mieści się między jednostką a systemem.

Ten skomplikowany wywód naukowy o cechach argumentacji probabilistycznej, jest wysnuwaniem teorii z obserwacji jakiegoś zjawiska niż wewnętrznego w nim uczestnictwa. Każda bowiem osoba, która nabyła świadomość refleksyjną, bazując na różnego rodzaju możliwościach dostępnych obecnie w psychologii (chociażby mindfullness czy psychosyntezy), bez problemu jest w stanie opisać stan „scentrowania”, odpowiadający enigmatycznej „kategorii środka”. Ten stan „bycia w centrum” pozwala na dostęp do źródła tożsamości, wartości, sensu i znaczenia, porządkując „całość siebie”, nabywając poczucie zintegrowania siebie i zobaczenie swoich celów w kontekście celów społecznych. Jasność tę uzyskuje się przez uczestnictwo, a nie racjonalizowanie. Tego rodzaju doświadczenie można przyrównać do kamienia puszczonego na wodę, który daje współbieżne kręgi. Właśnie miejsce wrzucenia kamienia zaznacza emanacje „własnej biografii”, włączając indywidualne wartości do społecznej działalności.

M. Zdun uważa, że rozwój, jako „kategoria środka”, jest zarazem dziełem jednostki, efektem realizacji jej praktycznych potrzeb, jak i nurtem, w którym jednostki „płyną”, pchane trudną do uświadomienia sobie siłą. Tymczasem, integrując siebie, jednostka uświadamia sobie siłę pchającą ją do „aktu kreacji”, który nie jest absolutnie żadnym przymusem uczestnictwa, a bardziej radością istnienia i ofiarowywaniem swoich talentów innym. Jest płynięciem z prądem, a właściwie z nurtem „wołania własnej duszy” (soul calling).

Dla osoby, która doświadcza tego na co dzień, wręcz kuriozalnie brzmi wypowiedź autorki, że kategoria środka jest „splotem racjonalności z nieopanowaniem, czynników materialnych z ideologicznymi oraz aktu kreacji z przymusem uczestnictwa”. Poprzez racjonalne formułowanie tego rodzaju hipotez zatracamy całą istotę relacji jednostka — społeczeństwo, ale przede wszystkim możliwość zrozumienia działania wspólnoty i spełniania się w służbie innych, a to jest duchowe, a nie tylko materialne.

Nauki społeczne w kontekście Nauk o Sobie i Życiu dadzą się obserwować w zachodzących zjawiskach społecznych. Na naszych oczach zmienia się bowiem zbiorowa mentalność. Szczególnie mogą to dostrzec ludzie, którzy przeżyli sporo lat na świecie i mają skalę porównań. Trudno jednak powiedzieć, czy zmiana mentalności idzie w oczekiwanym przez niektóre grona kierunku. Posłużę się tu chociażby przykładem, zaczerpniętym z socjologicznej prasy akademickiej w 2018 roku. Zrobiono np. badania odnoszące się do religijności młodych osób. Mimo, że religia okazuje się ważnym aspektem życia młodych ludzi, jednak w niewielkim stopniu determinuje ich zachowania zgodne z moralną nauką Kościoła katolickiego.

Ponadto ludzie niszczą środowisko, żyją często kosztem innych, zakłócają także równowagę klimatyczną Ziemi. Ostatnio oglądałam film dokumentalny, w którym przedstawiono, że w ciągu ostatnich 50 lat ludzkość zużyła co najmniej dwa razy tyle zasobów naturalnych w porównaniu z 200 lat wcześniej, a np. na pasze i biopaliwa użytkuje blisko 50% obecnej produkcji zbóż.

Warto spojrzeć na Nauki o Sobie i Życiu z punktu widzenia np. socjologii fenomenologicznej Alfreda Schütza. To podejście wybrałam specjalnie dla porównania z modelem zintegrowanego nauczania, który tutaj prezentuję. Jest ono o tyle ciekawe, że zbliża nas nieco do pojęcia sensu i znaczenia życia, jak też do realizowania siebie — człowieka — we wspólnocie, a więc w społeczeństwie. Ta koncepcja badacza jest jednak przez niektórych krytykowana, niemniej myślę, że nie jest do końca właściwie odczytana. Schütz rozwinął namysł nad światem życia, bazując na podejściu Williama Jamesa, jednak nazwał jego przestrzenie ograniczonymi rejonami znaczeń istotnych dla człowieka. Wśród nich wyróżnił świat nauki i codziennego życia. Ten ostatni zaliczył do rzeczywistości fundamentalnej i nadrzędnej względem wszystkich innych.

Mówiąc o świecie życia jako rzeczywistości socjokulturowej, badacz uważa, że istniał on od zawsze i będzie istniał nadal, nawet, gdy my odejdziemy, gdyż wtedy będzie stanowić dla innych podstawowy wymiar bytu, a stąd wszyscy będą mieli w nim udział. Przypomina to chociażby nieświadomość zbiorową C.G. Junga, ale także inne przestrzenie nieświadomości, o czym będę pisała w innym miejscu.

Zdaniem Schütza świat staje się przedmiotem podporządkowania dla pojedynczego człowieka, niemniej w pewnych sytuacjach każdy musi się do niego podporządkować. Uważa on, że nie zawsze można zmienić walory rzeczywistości czy realizować swoje wizje.

zintegrowanym podejściu, świat nie jest ograniczeniem dla działań człowieka, a jedynie świadomość ludzka (o jej powierzchowności i często ograniczonym spojrzeniu Schütz także pisze w swoich opracowaniach) i liczba osób, które są gotowe realizować wspólną wizję. Ważne są tu, podobnie zresztą jak u Schütza, relacje społeczne oparte na wymianie komunikatów, których podstawą są znaczenia. Właśnie znaczenia stanowią integralną część świata codziennego życia. One poszerzają ludzką świadomość (u Schütza — „granice człowieka”). Gra tu ponadto rolę język, ale i symbolika (istotna w zintegrowanym podejściu), gdyż — za Schützem — utrwalają one sensy. Świat życia nie jest tylko sceną bieżących wydarzeń, a raczej intersubiektywną całością, spinającą podzielane znaczenia, dotyczące przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

To, co brzmi u badacza, wyrażane w dosyć hermetycznym, naukowym języku, to rozumienie znaczeń, które są podstawą interpretacji świata życia. Znaczenia są jego zdaniem nadawane przez działające jednostki, niemniej każdy człowiek funkcjonuje w sobie właściwym świecie, tj. uwarunkowanym środowiskowo. Każdy interpretuje świat podług siebie, a stąd włącza do niego swoje praktyczne działania dla jego przekształcania.

.W perspektywie badacza życia społecznego, zdaniem Schütza, socjolog systematycznie opracowuje wiedzę dotyczącą rzeczywistości społecznej i zrozumienia społeczeństwa, funkcjonującego w kontekście świata życia. Uczony stara się odczytywać sensy w życiu jednostki, realizującej swój cel poznawczy. Stara się odtworzyć kolejne kroki podejmowane przez uczestników świata życia. Do tego celu powinien więc użyć konstruktów myślowych obecnych w życiu jako punktów odniesienia i źródła procedur metodologicznych. Badacz społeczny jest zobowiązany więc wskazywać subiektywne sensy. Schütz stawia więc pytanie: Jak jest możliwe naukowe ujęcie subiektywnego sensu?

Tymczasem u źródła nauki leżą racjonalne motywy i takież wybory, a stąd sensy. Badacz-socjolog nie ma wglądu w całą sytuację, tylko w jej wycinki istniejące w zasięgu jego obserwacji. Ponadto musi on przyjąć priorytety uznawane w świecie nauki, a stąd naukowa wiedza ma być punktem odniesienia, podobnie jak i jej metody, wypracowane przez uczonych. Jakby tego było mało, sam problem przesądza o odpowiedniej selekcji faktów i ich interpretacji. Decyduje więc o tym, co jest uznane przez naukę/badacza za ważne, co pasuje do ustanowionego kiedyś paradygmatu w nauce.

Alfred Schütz, wymieniając standardy naukowości w naukach społecznych, skupia swoją uwagę na jednym z nich, a szczególnie na subiektywnej interpretacji sensów. Jego zdaniem tego rodzaju interpretacja ma oddawać motywy, którymi kierują się jednostki w działaniach i odwoływać się do treści w ich świadomości. Jak ma więc badacz dojść do tej głębi sensu, jeśli jako obserwator nie jest zaangażowany w akcję, a jego system istotności jest podporządkowany celom naukowym, a nie praktycznym, działającym w świecie życia? Czy gwarantuje to pełne rozumienie działań społecznych, a przede wszystkim ich bezstronność, a badacza czyni — gwarantem prawdy?

Jest to raczej wątpliwe. Jeśli badacz w konstruowaniu modeli działań nawiązuje jedynie do wiedzy z nauki, to jego interpretacje są zgodne z jego zamysłem badawczym, a nie z interpretacjami dokonywanymi, ale i odpowiadającymi światu życia. O czym więc tak naprawdę jest nauka: o interpretacjach życia, według własnych standardów, bez powiązań — integracji — z Życiem?

W tego rodzaju podejściu socjologicznym nie ma właściwego łącznika między nauką a Życiem, wszystko dzieje się osobno, a społeczny obraz życia jest konstruktem myślowym badacza i jego interpretacją zgodnie z ramami nauki, która je mu przypisała. Naukowiec jest więc wyrazicielem zredukowanego obrazu świata, braku wolności tworzenia i działania, a stąd zniewolenia, ograniczonego przez wymogi paradygmatyczne i podporządkowane wąskiej dziedzinie oraz warsztatowi pracy przez nią uznawanemu, nie przystającemu do złożoności Życia.

Życie tymczasem jest nieprzewidywalne, żywe, otwarte na różnorodność i trudno mu przypisać jakiekolwiek schematy i to do tego wspólne dla wszystkich problemów. W podejściu nauki, Życie prezentowane jest tak, jak widzi je badacz lub „założyły” mu ramy nauki, a nie takie, jakie jest w rzeczywistości.

Tak więc Życie jako takie jest odrębne od „życia nauki”. Jeden kontekst wyznacza rzeczywistość fundamentalną — świat życia, w której funkcjonuje człowiek, drugi — związany jest z działalnością naukową, próbującą adekwatnie ująć obecność człowieka w tymże świecie.

Wszystkie nauki bazują tymczasem na filozofii i odpowiadających jej dziedzinach, przypisanych do czasów, w których została wypracowana. Ona więc pozwala na taki rozwój, jaki jest znamieniem tamtych czasów i odpowiadających im metodologii.

Żyjemy w innych czasach, niż powstały konkretne filozofie, niemniej nauka i jej dziedziny cały czas kurczowo trzymają się paradygmatów przyjętych ponad 600 lat temu, chociaż zmieniła się rzeczywistość, jakość życia i jego złożoność, podobnie jak i ludzka świadomość. Rozwój nauk potrzebuje więc stale nowych argumentów, w tym bioetycznych, a stąd także duchowych. Musimy wziąć je pod uwagę, szczególnie w czasach poważnych zagrożeń dla przeżycia całej ludzkiej populacji, ale i innych gatunków, a może i Planety.

Czy naprawdę jesteśmy tak daleko w uznaniu tych zagrożeń, skoro jako społeczeństwa już na początku grudnia 2018 roku na COP24, a następnie kolejnych COP25 i 26 (ten ostatni w 2021 roku) uznaliśmy realne zagrożenie świata i przyjęliśmy zmiany klimatyczne, poczynione przez pokolenia ręką ludzką? Co na to nauka i jej dziedziny, związane z Życiem, zdrowiem i przetrwaniem człowieka i przyrody? Warto zacząć szukać w nich odpowiedzi, a przede wszystkim w ludziach w nie włączonych i ich świadomości społecznej, ale szczególnie indywidualnej — jako CZŁOWIEKA.

Przyjrzyjmy się teraz naukom humanistycznym. Bazując na definicji zawartej w Słowniku PWN, nauki humanistyczne to nauki, których przedmiotem badań jest człowiek jako istota społeczna i jego wytwory.

Nauki humanistyczne co jakiś czas stają się celem ataków różnych środowisk, szczególnie znajdując adwersarzy w naukach ścisłych, którzy uważają te pierwsze za zbędne, nie wnoszące niczego do społeczeństwa, wymyślające teorie nie przystające do życia, a nawet szkodliwe, ponieważ kreują, poprzez nieustanne powtarzanie, nieprawdziwy obraz świata. Ponadto stają się demagogiczne, nakazujące, niczym belfer, modele „prawidłowych zachowań”, wymuszając tym samym pewnego rodzaju tresurą społeczną.

Nauki humanistyczne są w zasadzie młode. Swoją tożsamość zaczęły uzyskiwać dopiero w drugiej połowie XIX wieku, dzięki takim nazwiskom uczonych jak Hermann von Helmholtz, Franz Brentano, czy Wilhelm Dilthey. Ten ostatni uważał, że nauki przyrodnicze i humanistyczne zajmują się dwiema odmiennymi sferami ludzkiego poznania. Mimo, że określają procesy psychiczne człowieka, które są interpolacją fizycznego świata, a więc przyrody, sam człowiek jest zanurzony w sobie, swoim życiu i dzięki temu istnieje dla niego przyroda. Życie bowiem jest jedynym miejscem przeżywania i pojawiania się znaczeń, ale też wartości i celów, a to — zdaniem Diltheya — nadaje kierunek naukowej pracy. To są zresztą dylematy odzwierciedlone także w modelach rozwoju socjologii.

Dilthey stworzył model nauk humanistycznych, których przedmiotem jest przeżywanie i rozumienie duchowego życia (nauki o duchu). W odróżnieniu od nich, przedmiotem nauk przyrodniczych są fakty z zewnątrz i ich poznawanie.

Na początku XX wieku nie była możliwa humanistyka bez fundamentalnej kategorii ducha (Geist, esprit). Co dzieje się więc z humanistyką, kto podcina jej pierwotne korzenie i w jakim celu to robi, skoro jej twórca właśnie umocował ją w duchu człowieka? Czy to jest kolejna nadinterpretacja „umaszynowionego” człowieka, bez duszy, usiłującego utrzymać paradygmat człowieka-maszyny? Czy nie jest to objaw kryzysu nauki, zapominającej o Życiu, antycypującej życie według własnych, naukowo zredukowanych interpretacji, opartych na obiektywnie, racjonalnie stwierdzanych faktach, bez człowieka?

Znawcy przedmiotu, tacy jak Edmund Husserl i Martin Heidegger uważają, że humanistyka nigdy nie oddzieliła się od nauk przyrodniczych ani technicznych. Ich zdaniem nie ma jednak żadnych powiązań z Życiem, odarta jest z ideałów czy norm etycznych.

Kontynuatorem myśli Diltheya w XX wieku stał się Hans Georg Gadamer, któremu udało się zbudować tożsamość nauk humanistycznych. Powołując się na Helmholtza Gadamer uważał, że istotą humanistyki jest pamięć i autorytet czy psychologiczne wyczucie, a nie logika indukcyjna. Metodę wiąże Gadamer z naukami przyrodniczymi, a prawdę — z naukami humanistycznymi. W tej istotowej różnicy Gadamer podkreśla odmienność metod obydwu rodzajów nauk i sposobów uzasadniania prawdy. Do błędnego, według niego, utrwalenia pojęcia metody przyczynił się Kartezjusz, używając metodologii nauk matematycznych. Tymczasem ten sposób jest redukcjonistyczny. By ukazać odrębność metodologiczną nauk humanistycznych, Gadamer użył starożytnego znaczenia metody „methodos” jako jedności badań oraz obszaru pytań i problemów. W tym znaczeniu „metoda” nie jest narzędziem obiektywizacji i władzy nad czymś, gdyż nie daje pewności, a jest jedynie obcowaniem z rzeczami, którymi się zajmuje. To znaczenie „metody” zakłada z góry, że nie przyjmujemy żadnego neutralnego punktu widzenia.

Nauki humanistyczne, zdaniem Gadamera muszą zrezygnować z ideału obiektywizacji. W naukach humanistycznych faktem i sensem jest spotkanie człowieka z samym sobą, stąd jest ono podmiotowe, subiektywne i uczestniczące. W naukach przyrodniczych tymczasem mamy przedmiotowe, obiektywne oglądanie i wyciąganie wniosków.

W naukach humanistycznych bada się bardziej istnienie współzależnych części, złączonych w jeden organizm i funkcjonowania ich jako całości, a stąd dotyczą one współdziałania i wzajemnych relacji. Jako ludzie nie jesteśmy obserwatorami, lecz częścią procesu, wewnątrz jakiegoś zdarzenia, które staramy się zrozumieć.

Człowiek nie może być zredukowany do badanego przedmiotu, gdyż uczestniczy w Życiu, a to aktywne uczestnictwo może stać się formą dialogu z samym sobą, z własną historią i doświadczeniem.

Odwołując się do tradycji mistycznej, człowiek został stworzony na obraz Boga. Wyrażając poglądy Platona i Hegla, u Gadamera człowiek wznosi się do wyższego, duchowego poziomu poprzez kształcenie, włączając też duchowe aspekty narodu. Dlatego nauki humanistyczne mogą stać się przedmiotem ideologizacji, terroru i manipulacji. Tymczasem ideałem nauk humanistycznych powinna być prawda i otwartość na jej poszukiwanie,.

Humanistyka potrzebuje wrócić więc do prawdziwości, w tym do poszukiwania i rozwoju duszy każdej jednostki, ale także Duszy świata, czy społeczeństwa. Musi zacząć stawiać fundamentalne pytania o Życie i człowieka, o zrozumienie jego i swojej tożsamości i tego, co robimy tu na świecie, jako pojedyncze jednostki.

Czy więc nauki, a szczególnie społeczne i humanistyczne są „na czasie”, czy podążają z duchem czasów? Jeśli tak nie jest, to możemy się raczej wstydzić za ich przedstawicieli, którzy zajęli się „sztuką dla sztuki”. A przecież świat potrzebuje wprowadzania konkretnych rozwiązań dla newralgicznych społecznych problemów, podobnie jak osobistych i zdrowotnych indywidualnego człowieka. To jest sfera nauk humanistycznych i społecznych, która czeka na zagospodarowanie tej tematyki i odkrycie w każdym z ich przedstawicieli indywidualnej misji. Ona ma odpowiadać jednocześnie na nurtujące ich osobiste pytania: skąd przychodzą? Kim są i dokąd zmierzają? Dzięki temu, odkrywając własną życiową drogę, zintegrują ją w sobie w służbie społeczeństwu, dając dary dla świata z siebie, oparte na osobistej historii, zaangażowaniu i sensie własnego życia.


4. ŚWIADOMOŚĆ A PARADYGMATY NAUKI

W tym rozdziale przejdziemy o krok dalej w zintegrowanym podejściu — w kierunku świadomości oraz paradygmatów w nauce. To pierwsze pojęcie jest szczególnie ważne i jest coraz częściej opisywane przez wielu naukowców na świecie.

Termin “paradygmat”, odnoszący się do założeń leżących u podstaw danej nauki, zawdzięczamy Thomasowi Kuhnowi. Uważał on, że dziedziny naukowe, ze względu na stały rozwój, wymuszają “zmianę paradygmatu”. Ma on się transformować nie jedynie w sposób liniowy, a raczej przestrzenny. Tego rodzaju podejście wprowadza nowe zrozumienie postępu w nauce. Z tego też względu prawda naukowa nie jest obiektywna, a bardziej wymaga przyjęcia konsensusu naukowej społeczności. Musi on uwzględniać subiektywne uwarunkowania, a stąd odmienne światopoglądy różnych badaczy. Podejmują oni bowiem różnego rodzaju eksperymenty, wnoszące zwykle wiele różnych możliwości, niemniej przyjmują jedynie te, które pasują do obowiązującego paradygmatu. Zwykle odmienne wyniki przypisuje się błędom badacza niż odkryciu nowej opcji.

Kuhn zwraca uwagę na to, że jeśli pojawia się w nauce coraz więcej nietypowych rezultatów, może zaistnieć w niej kryzys, a stąd “rewolucje naukowe”. . Może to prowadzić zresztą do wyartykułowania nowego paradygmatu, który włączy obydwie opcje (pasujące I odmienne) (paradigm shift).

To, co jednak najbardziej uderza w podejściu Kuhna to wyartykułowanie, że nowego paradygmatu nie sposób koncepcyjnie wyjaśnić, używając terminologii I narzędzi poprzedniego. Uważał przy tym, że rewolucje naukowe pojawiają się w różnych dyscyplinach, a stąd powinny być rozpatrywane w każdej z nich. Wysnuwane z nich teorie powinny być proste, spójne, zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie, obejmować szeroki zakres zagadnień, a przy tym owocne — a więc ujawniać nową jakość.

Pojęcie “zmiana paradygmatu” otworzyła naukowców na niestabilność I ewolucję poglądów, a nie ich stałość przez lata, a tymbardziej wieki. Znalazło ono wyraźny rezonans w naukach społecznych i humanistycznych.

W Internecie można spotkać wiele definicji świadomości, często zresztą trafnych. Rozpocznę od źródłowej — z Encyklopedii PWN — która ujmuje świadomość jako pojęcie psychologiczne, trudno definiowalne, odnoszące się do poczucia przeżywania specyficznych stanów mentalnych (zjawisk psychicznych); człowiek dzięki percepcji orientuje się w otoczeniu, dostosowuje swoje działania do znaczenia zdarzeń, ale również zdaje sobie sprawę z treści własnych przeżyć psychicznych (doświadcza własnego „ja”) i samego faktu ich doznawania.

Świadomością, jak dotychczas, najczęściej zainteresowana jest medycyna/ psychiatria i psychologia poprzez różnego rodzaju zaburzenia, z którymi mają do czynienia. Świadomość jest jednak szczególnie ważna dla możliwości harmonijnego rozwoju jednostki, a tym samym społeczeństwa i powinna być przedmiotem zainteresowania zarówno humanistów jak i socjologów, ale także ekologów, przedsiębiorców, a przede wszystkim rodziców, gdyż od ich świadomości zależy jakość człowieka i stan świata.

Studiowanie ludzkiej świadomości i jej przejawów w zachowaniu przypisuje się psychologii. Do funkcji świadomości można zaliczyć postrzeganie, pragnienia, wolę i działania. Struktury jej obejmują ciało umysł, duszę i ducha. Wyróżnia się też stany świadomości: normalne i odmienne.

W Microsoft Thesaurus znaleźć można pojęcie psyche (duszy) jako ożywiającej siły lub ducha w ciele, a stąd korzenie psychologii tkwią głęboko w ludzkiej duszy i duchu. Psychologia powstawała w relacji do filozofii wieczystej, wspólnego jądra wielkich duchowych tradycji. Tu można wymienić takie nazwiska jak William James czy J. M. Baldwin.

W książce RE-WIZJA PSYCHOLOGII James Hillman tak pisze o duszy:

[…] Bez względu na to, jak nieuchwytna i nieokreślona jest dusza, ma ona najwyższe znaczenie w hierarchiach ludzkich wartości i często jest utożsamiana z zasadą życia lub nawet z boskością.

James Hillman uważa, że jeżeli psychologia nie zajmuje się duszą, to nie powinna być nazywana psychologią, a innym pojęciem, np. zootechniką. Tymczasem obecna psychologia nie używa już nawet dzisiaj słowa dusza. Nikt nie mówi obecnie, że jesteśmy duszami mającymi ciało. Psychologia angażuje w stwarzanie „ego”, zamiast „stwarzania duszy”. Dlatego niezbędne jest przywrócenie duszy w psychologii — nadanie jej prawdziwego sensu psycho-logia = nauki o duszy (psyche=soul). […] Dzieło stwarzania duszy dotyczy przede wszystkim rozbudzania wiary psychologicznej, wypływającej z psyche wiary… rzeczywistości duszy — pisze J. Hillman.

Zdaniem badacza praca polegająca na stwarzaniu duszy wymaga pomocy fachowca profesjonalisty. Tymczasem stwarzanie duszy — jej wydobywanie — zostało ograniczone do sfery terapii, a nie jej wspierania i rozwoju. Psyche nie odpowiada na medyczne leczenie, potrzebuje innego podejścia. Bycie w kontakcie z duszą, to usłyszenie jej komunikatów w bezgłośniej, często symbolicznej formie, uczenie się z trudnych doświadczeń, zrozumienie lekcji, które pojawiają się w życiu.

Fizyka kwantowa w okresie ostatnich pięćdziesięciu lat udowodniła, że nie ma czegoś takiego jak obiektywizm. Wszystko bowiem wiąże się i wychodzi od tego, kto dokonuje wyboru, obserwuje, czy doświadcza, a jednocześnie jest w relacjach z innymi, a więc od samoświadomości jednostki.

Samoświadomość ma osobiste korzenie, oddziałujące na człowieka, a on oddziałuje na wszystkich wokół. Tym samym jakość naszej aktywności, jako ludzi względem siebie i innych ludzi zależy zarówno od wewnętrznych motywów, jak i od lęków, ograniczeń, które tworzymy, nie rozumiejąc swoich doświadczeń, siebie i świata. Dlatego niezbędne jest poszerzanie świadomości, edukacja o sobie przekraczanie barier i uwarunkowań. Właśnie to staje się sednem edukacji przyszłości — prowadząc tym samym do dobrostanu jednostkowego, zdrowia zbiorowego i tworzenia lepszego świata dla innych.

Proces rozwoju człowieka jest sterowany wewnętrznie przez siły obecne w nim samym. Wymaga więc „ześrodkowania” energii, centrowania, wewnętrznej równowagi, odblokowania mechanizmów autoregulacyjnych, które zostały w trakcie życia i jego często traumatycznych doświadczeń zablokowane.

Sam proces wzrastania samoświadomości zawiera kilka przestrzeni ludzkiego doświadczania tożsamości. Wychodzimy od zrozumienia sensu bycia osobą fragmentaryczną i mającą wewnętrzne konflikty, poprzez doświadczanie kolejnej transcendencji, a w efekcie osiągnięcie indywidualności. Psychosynteza, do której się tu odwołuję, opisuje dwie podstawowe przestrzenie JA: osobowe ja (self) i Wyższe Ja (wyższą świadomość — Transpersonalne Ja, duchowe Ja) — Ja ponadosobowe, kontaktujące się z czymś większym, transcendentując poza osobowość.

Rozróżnienie między osobowym ja i duchowym (transpersonalnym) Ja jest znaczące. Osobowe ja jest indywidualne, osobne, istnieje w teraźniejszości i skierowane jest ku przyszłości, prowadząc do wolności wyborów i spontaniczności. Jest to centrum świadomości, poza wszelką zawartością osobowości, nie oceniający obserwator, dokonujący świadomych wyborów z centrum siebie jako całości (zawierającej zarówno wrażenia, wyobrażenia, emocje, intelekt i wolę do wyborów), nazywane też centrum integrującym osobowości. Różni się od „ego” w psychoanalizie tym, że ego jest produktem przeszłości i reprezentuje aspekty indywidualności, zaadaptowane z kultury przez jednostkę, porównującą się do kogoś/czegoś, często wynosząc się ponad innych.

Doświadczenie duchowego Ja (transpersonalnego Ja) włącza mądrość, cel życia, bezwarunkową miłość i twórczość. Jest stałe, niezmienne. Jest istotą siebie, tego, kim jesteśmy, obejmujące siebie i świat wokół.

Kontaktując się z Wyższym Ja, osoba odczuwa połączenia z innymi i jedność z całą ludzką rodziną, przekraczanie granic. Może wyrażać naturalną duchową współpracę, doświadczać współuczestnictwa w jednej całości.

Zdaniem fizyków kwantowych istnieje tzw. próżnia kwantowa — źródło wszystkiego co jest — jako ostatni z transcendentnych bytów realnych. Próżnia kwantowa przypominałaby więc immanentnego Boga, mieszkającego we wszystkim, co jest. „Wobec tego w Bogu ma źródło podstawa ludzkiej świadomości i duchowej inteligencji. Bóg jest zatem prawdziwym centrum naszej jaźni, a źródłem sensu jest ostateczny sens wszelkiego istnienia — pisze D. Zohar.

Badania naukowe wskazują na istnienie centrum jaźni. Jego unifikujące działanie w mózgu i sercu, oraz w kosmicznej rzeczywistości jest źródłem duchowej inteligencji. Poznanie go i doświadczanie jest kluczem do spotęgowania duchowej inteligencji. I tu nauka spotyka się z duchowym wymiarem.

Centrum jaźni — to głęboka jaźń, będąca źródłem wszystkiego, co wiemy i czym jesteśmy, indywidualnej syntezy i transformacji. C.G. Jung, a szczególnie R. Assagioli przedstawiali jaźń jako środek osobowości, integrujący i transformujący aspekt osobowości, syntezy przeciwieństw.

Tą centralną świadomość. można nazywać różnie, w zależności od podejścia, które zastosujemy, np. centrum osobowe, samoświadomość, „ja”, czy reżyser. Zarówno to pierwsze, jak i ostatnie pojęcie odnosi się do psychosyntezy, a szczególnie jej techniki zwanej „teatrem wewnętrznym”, w którym możemy rozpoznać różnych wewnętrznych aktorów (podosobowości), scenę (to, co się dzieje obecnie w naszym życiu), widownię (ludzi, którzy nas obserwują i są w relacjach z nami), oraz cel sztuki, którą gramy (cel życia).

Jest też w nas taka część, której nie dostrzegamy, a nawet nie uświadamiamy jej sobie, a którą możemy nazwać Autorem lub pisarzem. Jest to autor scenariusza, który wie, o co chodzi w naszej sztuce życia. Jest to wyższa, wewnętrzna wiedza, odbierana jako centrum nieskończonej miłości. Różnie ludzie rozumieją tę część. Niektórzy określają ją jako „Bóg we mnie” lub „świadomość Chrystusowa”. Ta część jest nieskończoną energią. Przez tę część mamy dostępność do wsparcia Wszechświata.

Z perspektywy psychosyntezy, można w prosty sposób doświadczyć tych poziomów siebie, zintegrować różne obszary swojej osobowości i podnieść je na wyższy poziom zrozumienia swojego sensu życia.

Na różnych etapach własnej egzystencji zadajemy sobie fundamentalne pytanie: kim jesteśmy, jako ludzie? Z odpowiedzi na to fundamentalne pytanie wyłania się zrozumienie, co mamy robić? Te dwie odpowiedzi są skorelowane i bezdyskusyjne. Świadomość tego, kim jesteśmy daje nam moc do realizacji tego, co dla nas w życiu jest istotne i stwarza napęd do realizowania celów w życiu, a więc wspiera także zdrowie i dobrostan.

Rozwój na poziomie osobowości ma wymiar horyzontalny. Nazywa się go poziomem osobowym (personalnym). Poziom transpersonalny, dotyczy tymczasem kontaktowania się z tym, co niematerialne, czego nie da się zobaczyć. Można to opisać jako głębokie poczucie celu oraz sensu, po co jesteśmy na Ziemi. Ten poziom objawia się zwykle w formie obrazów, refleksji, intuicji, kreatywności.

Duchowy aspekt człowieka jest więc tym, co czyni nas bardziej ludzkimi. Jest archetypem życia, zagłębieniem się w codzienne doświadczenie nieustannego przekraczania swojego małego ja, ego. Jest docieraniem do człowieczeństwa i realizowaniem go w codziennym życiu, życie pełnią Życia — każdego dnia, „tu i teraz”.

Człowiek staje się istotą ludzką przez ducha, ponieważ w duchowej sferze zawarta jest dążność do transcendencji, przekroczenia tego, co skończone, ograniczone czasem i przestrzenią. Nieustannie przekraczając siebie, człowiek napotyka świat wartości duchowych. Duch, integralna część natury człowieka, jest witalnym tchnieniem życia i prowadzi go do jego samorealizacji.

Człowiek może stawać się Człowiekiem przez wyniesienie ponad świat materii, krocząc do doskonałości osobowej i duchowej, realizując duchowe wartości. To otwarcie się na transcendencję pozwala na integrację osobowości człowieka — jego urzeczywistnienie jako osoby i jednocześnie duchowej istoty. Każdy człowiek wierzący przeżywa swój osobisty kontakt z Bogiem w centrum swojego ducha, porządkując swoje wnętrze, aby doznać z nim jedności. Jest to akt twórczy, osobowy. „Żadna cywilizacja nie może istnieć, jeśli nie są uznawane wspólne zasady, duchowe wartości i pryncypia” — pisał E. Gellner.

Ostatnie lata przyniosły wiele badań na temat rodzajów świadomości, takich jak estetyczna, moralna czy naukowa. Wielu badaczy, w tym K. Wilber zajmuje się rozwojem świadomości, obejmującym jej spektrum — od stanu przedpersonalnego przez personalny do transpersonalnego — włączając podświadomość, samoświadomość i nadświadomość.

Tym, który zbudował „windę” od podświadomości do poziomu nadświadomego jest Roberto Assagioli, twórca psychosyntezy, tworząc pomost między psychologią analityczną i transpersonalną. Jest to o tyle ważne, że aspekty relacyjne i behawioralne świadomości mają swoje odzwierciedlenie w interakcji jednostki z obiektywnym, zewnętrznym światem przyrody i społecznych wspólnych wartości.

Doświadczana przez człowieka rzeczywistość nie jest „płaska” (sformułowanie „płaska ziemia” Wilbera), lecz składa się z różnych poziomów istnienia i poznania, które wznoszą się od materii poprzez ciało, umysł i duszę do ducha. Każdy wyższy poziom przekracza lecz jednocześnie obejmuje niższe poziomy, tworząc „całość w całości”, i nazywany jest Wielkim Łańcuchem Istnienia, gdyż zawiera niższe wymiary, niczym koncentryczne kręgi. Opis ten można znaleźć także u E.F. Schumachera w jego książce A Guide for the Perplexed lub u Hustona Smitha — w Forgotten Truth.

W naukach materialnych poruszamy się od fizyki i matematyki, poprzez biologię, do psychologii, będącej już w innej przestrzeni, a następnie teologię do mistycyzmu, obrazującego aspekt boskości lub świętości.

Rozwój poznawczy według Piageta, uznawany w pedagogice jako kompetencja logiczno-matematyczna, obrazuje więc zaledwie jeden element całości. Nie jest jedyną linią rozwoju, ponieważ istnieje wiele innych linii rozwojowych (od ego, poprzez moralny, emocjonalny, interpersonalny, transpersonalny czy kreatywny), które mogą rozwijać się niezależnie. Linie te K. Wilber nazywa strumieniami rozwojowymi. Obejmują one, poza wymienionymi, także tożsamość, psychoseksualność, zdolności społeczno-emocjonalne, altruizm, oraz linie duchowe (opieka, troska, wiara), jak i światopoglądy, zdolności logiczno-matematyczne czy kinestetyczne. Jedna osoba może być zaawansowana w jednych z nich i słabo rozwinięta w innych. Całościowy rozwój dotyczy sumy tych linii i przestrzeni, a stąd nie jest rozwojem linearnym, ponieważ odkrywa różne poziomy świadomości.

Większość linii rozwojowych podąża w uniwersalnym, holarchicznym porządku, ponieważ dostosowuje się do uniwersalnej Wielkiej Holarchii Istnienia, którą Wilber przypisuje ogólnemu polu morfogenetycznemu. Układ Wielkiego Łańcucha Istnienia jest więc polem morfogenetycznym, zwanym też przestrzenią ewolucyjną.

W ciągu ostatnich kilku dziesiątków lat poczyniono znaczące postępy w nauce o świadomości i wiele mówi się o pojawieniu się nowego paradygmatu. Niemniej stale pozostała i omal jest zakodowana w nauce wiara w prymat materialnego Wszechświata jako jedyna prawda, której nie sposób podważyć. Ten model wyjaśniania świata nie ma wiele do zaoferowania na temat niematerialnej przestrzeni umysłu. Nauki fizyczne nie wyjaśniają zjawiska świadomości żywych systemów. Mimo, że świadomość jest sprawą bezdyskusyjną dla wielu ludzi, jest pominięta w głównym nurcie nauki.

Paradygmaty w nauce opisują ich założenia, leżące u ich podstaw. Thomas Kuhn wykazał, że kiedy pojawiają się pierwsze niezgodności w nauce — jej paradygmacie — zwykle są pomijane lub odrzucane. Jeśli nauka nie jest w stanie ich odrzucić, są one włączane do istniejącego modelu, choć widać wyraźnie ich nieprzystawanie do niego.

Tak było np. w przypadku fizykoterapii, a potem zawodu fizjoterapeuty, gdyż przez lata wszystkie procedury dotyczące leczenia były przypisane medycynie, która nie chciała ustąpić miejsca innym dyscyplinom. Tego rodzaju niezgodność istnieje nadal w przypadku podejścia psychosomatycznego, leżącego u podstaw przyczyn chorób, Tymczasem na studiach medycznych przez całe lata nie wykładano psychologii. Obecnie tej dziedzinie poświęcono 30 godzin teorii. Tymczasem efekt placebo znany jest od wielu lat w medycynie. Psychosomatyka jest jednak stale na uboczu, bardziej umocowana w psychologii niż medycynie.

Zachodnia nauka, mimo badań fizyki kwantowej, teorii informacji, czy neuropsychologii w przeważającej części nie zajmuje się świadomością, ponieważ nie można jej obserwować jak innych materialnych przedmiotów, podobnie jak zmierzyć i zważyć. Nie można jej też w podobny sposób, jak to się robi w różnych naukach — dla przedmiotów materialnych — zobiektywizować. Pominięto ją więc w opisach interpretacji materialnego świata. Peter Russel zadał wręcz trywialne pytanie: Jak coś tak niematerialnego jak świadomość może powstać z czegoś tak nieświadomego jak materia?

Właśnie w przyglądaniu się tej sferze funkcjonowania człowieka warte uwagi są prace Petera Russella, które artykułują w filozoficzny sposób moje refleksje i wnioski, bazujące na zgłębianiu świadomości w oparciu o praktykę psychosyntezy.

Wszystkie obowiązujące obecnie naukowe paradygmaty oparte są na założeniu, że świat fizyczny jest jedynym światem rzeczywistym, a przestrzeń, czas, materia i energia są podstawowymi składnikami tej rzeczywistości. Obecnie obowiązujący meta-paradygmat — paradygmat paradygmatów (jak go określa P. Russell) pretenduje do wyjaśniania praktycznie wszystkich zjawisk w świecie materialnym. Dopiero gdy zwrócimy się do niematerialnego świata umysłu, ten światopogląd zaczyna wykazywać słabości.

Tymczasem to świadomość jest podstawą każdego zjawiska, a stąd nowy światopogląd powinien być właśnie na niej oparty. Zdaniem Russela wszystkie kluczowe składniki tego nowego meta-paradygmatu już istnieją, wystarczy tylko połączyć różne elementy istniejącej wiedzy i zbadać nowy obraz rzeczywistości, która się z tej integracji pojawia.

W swojej pracy Natural Mind Peter Russell uważa, że korzenie globalnego kryzysu sięgają pojawienia się samego homo sapiens. Nowo odkryta moc człowieka do zmiany świata przyćmiła naturalne atrybuty umysłu, a ludzie zaczęli poszukiwać zewnętrznych źródeł spełnienia. Odniesienia jedynie do zewnętrzności zaczęły powodować coraz bardziej niebezpieczne konsekwencje dla ludzkości i Ziemi. Za T.S. Eliotem zgubiliśmy mądrość w wiedzy i w nieobliczalnej wprost konsumpcji, która stanowi obecnie najpoważniejsze zagrożenie dla ludzkości.

Odpowiedź jest w naszych własnych umysłach: w przekonaniach i wartościach, które kierują naszymi decyzjami. Uwiedzeni zdolnością do zmiany świata, wpadliśmy w pułapkę zastawioną przez samych siebie, wierząc, że wszystko czego potrzebujemy jest „na zewnątrz”. Uważamy, że gdy zaspokoimy to poczucie „braku”, staniemy się spełnieni i szczęśliwi. Tymczasem ta iluzja nie kończy się, a my podążamy do nowych materialnych gadżetów, a one prowadzą do kolejnego niespełnienia oraz błądzenia w poszukiwaniu nieuchwytnego celu. Wraz z pojawianiem się nowych technologii, wpływ ten stał się znacznie poważniejszy, a w ostatnich czasach przeobraził się w globalny kryzys, ale także odczuwaną przez coraz liczniejsze jednostki potrzebą zmiany.

Z racji tego, że dotychczasowe wartości i przekonania już nie działają, powstaje coraz większe zapotrzebowanie na wewnętrzną transformację. Jest ona odczytywana jako potrzeba duchowego rozwoju, a więc przejścia do wyższego, bardziej wzniosłego stanu świadomości. Jest to zmiana w jakości świadomości. Objawia się ona często w potrzebie pomagania innym, głębszym poczuciu sprawiedliwości, otwarciu na społeczne problemy, czasem po prostu dbaniu o zdrowie, czy wychowywanie dzieci. Jest to potrzeba wewnętrznego połączenia z naszą prawdziwą naturą. Jak ujął to R. Buckminster Fuller, (za Russelem) zadając pytania: Czy stoimy przed ostatecznym egzaminem ewolucyjnym? Czy gatunek ludzki jest w stanie przetrwać? Czy możemy odpuścić dysfunkcyjne sposoby myślenia i spojrzeć na świat oczami mądrości i współczucia, zamiast chciwości i strachu?

Osoby skupione tylko na sferze fizyczności, docierają po jakimś czasie do egzystencjalnego kryzysu. Narasta w nich poczucie niespełnienia, braku satysfakcji. W tym momencie zaczyna się depresja i kryzys osobowości. Czują, że to, co osiągnęli, już nie wystarcza i mają poczucie, że znajdują się „pod ścianą”.

Natomiast osoby funkcjonujące tylko w sferze duchowej, docierają do kryzysu dualności, ponieważ nie mogą przeżyć tylko w tej sferze. Widzą, a przede wszystkim wyraźne czują rozziew między dwiema sferami i nie potrafią żyć ani w jednej, ani w drugiej. Mają poczucie zawieszenia w przestrzeni. Każda z tych skrajności tworzy w końcu brak poczucia równowagi.

Optymalnym podejściem do życia dla każdego człowieka jest rozwijanie obydwu poziomów i połączenie obydwu dróg. Doświadczenie siebie w przestrzeni pomiędzy sferami jest wyjątkowym wyzwaniem dla współczesnego człowieka. Choć nie przyjmuje on do swojej wiadomości, że jest jednością, to czuje ją jednak od środka, jako „wołanie duszy” o zjednoczenie. To poczucie syntezy jest przestrzenią spotkania osobistego z tym, co pozamaterialne, duchowe, uniwersalne.

W ten sposób zaczynamy realizować transcendencję w życiu. Wiele osób nie jest na to gotowych. Jednakże życie w pewnym momencie wymusza na nich dokonanie wyborów, aby rozwijać się dalej, włączając zrozumienie, intuicję, kreatywność, jak również sens życia.

Idąc tym tropem możemy także wprowadzić życie zawodowe na inny poziom świadomości, wykorzystując swoją wiedzę specjalistyczną, oraz uruchomione w sobie duchowe umiejętności.

Gdy uświadomimy sobie, że wewnątrz siebie mamy duchową naturę, życiową siłę, która wie, jaki jest kierunek naszej drogi, zaczynamy być z nią w kontakcie, korzystać ze scenariusza, który jest nam dany, ale także zadany do odczytania. Ta siła skłania do działania, inicjuje wszelkie ruchy do przodu. Jest sprawcza, kumuluje w sobie zarówno inteligencję, jak i miłość oraz wolę. Tworzy istotę tego, kim jesteśmy i kim się stajemy, a przy tym jest wieczna i niezniszczalna, choć bywa, że jako jednostki opieramy się podążaniu w tym kierunku, co wywołuje jednak kryzysy egzystencjalne i cierpienie duszy..

To, czym potrzebujemy się zająć w naszym osobowym i duchowym rozwoju to właśnie karmienie duszy, tej nieutulonej w nas nieokreślonej tęsknoty za spełnieniem siebie w darze innym, wspieranie tego, co się z nas wynurza. To jest niematerialne, tego trzeba doświadczyć. Nie można od tego uciec, podobnie jak nie można uciec od siebie, a stąd nie można też uzyskać pełnej satysfakcji z życia, a więc dobrostanu, nie mając nakarmionej tej duchowej przestrzeni w sobie.

W trakcie niektórych konferencji zarówno pedagogicznych, jak i socjologicznych pada dosyć nieśmiałe pytanie: Czym jest mądrość? Czy wynika ona z wiedzy — im więcej wiedzy — tym większa mądrość? A może jest ona wynikiem życiowego doświadczenia? Jeśli zależy od umiejętności wyciągania wniosków, robienia syntez — to wtedy nie musi zależeć bezpośrednio od wieku, a bardziej od zdolności umysłu, integracji myślenia logicznego z syntetycznym — lewej i prawej półkuli mózgowej.

Mądrość z reguły dotyczy tego, w jaki sposób wykorzystujemy wiedzę. Jej istotą jest rozeznanie, rozróżnianie, w tym prawdy od złudzenia. Obecnie ludzkość ma ogromną ilość wiedzy, co nie przekłada się na mądrość. Sam komunikat naukowców, ze wspominanej już konferencji dotyczącej zmian klimatycznych w Katowicach w grudniu 2018 roku, ostrzegający wszystkich, że mamy zaledwie 12 lat do najpoważniejszej katastrofy ekologicznej i reakcje poszczególnych rządów można przyrównać do sformułowania R. Buckminstera Fullera, że jest to czas ostatecznego egzaminu ewolucyjnego. Można postawić pytanie P. Russella Czy gatunek ludzki nadaje się do przeżycia? Czy mamy mądrość, która pozwoli wykorzystać naszą moc dla naszego dobra i przyszłych pokoleń? I jeszcze kolejne, warte zadania pytanie: kogo to dotyczy? Czy odnosi się do każdego z nas, na poszczególnych stanowiskach w zawodach, a szczególnie nauczycieli akademickich, a więc tych, którzy powinni być awangardą narodu i czuć się odpowiedzialni za stan świadomości poszczególnych jednostek w społeczeństwie, ale i za stan świata, działając poprzez własny przykład?!

Czy można więc rozwijać mądrość, na przykład na poszczególnych etapach kształcenia i we wszystkich obszarach wiedzy? Okazuje się, że mądrość jest dostępna każdemu, a jej rozeznanie jest nieodłączną częścią bycia Człowiekiem. Piszę tu o wewnętrznej wiedzy, głęboko w nas ukrytej, można by wręcz powiedzieć „zakopanej” przez systemy wychowania i kształcenia, które nakazują rozwijać tylko logiczne myślenie. Potrzebujemy porzucić nasze przywiązania, ale także lęki i wciąż nie zaspokojone zachcianki. Jesteśmy wtedy w stanie powrócić do nieskrępowanego stanu umysłu, do wewnętrznego pokoju i miłości, które są naszą prawdziwą naturą.

W artykule Consciousness: The Bridge Between Science and Religion P. Russel podkreśla, że to, że jesteśmy świadomymi istotami, jest najbardziej oczywistym faktem naszego istnienia. To, co znamy, to myśli, obrazy i uczucia powstające w świadomości. Tymczasem współczesna nauka nie jest w stanie wyjaśnić wewnętrznego życia, nie odpowiada bowiem na fundamentalne pytania: Dlaczego mamy wewnętrzne życie? Jak pogodzić je z aktualnym światopoglądem naukowym?

Już w końcu lat 90-tych XX wieku. H. Romanowska-Łakomy pisała, że obowiązkiem nauki jest badać duchowy aspekt świata. Dlaczego więc nauka go nie bada? Jeśli chce ona być wiarygodna, wszystkie przestrzenie Życia powinny być przedmiotem naukowych dociekań.

Wydaje się więc, że potrzebujemy poszukać odpowiedzi związanej z tematyką świadomości w tradycjach metafizycznych i duchowych. Tam uważa się, że świadomość jest istotnym składnikiem Kosmosu, tak podstawowym jak przestrzeń, czas i materia. To poszerzenie modelu naukowego nie stanowi zagrożenia dla współczesnej nauki, dla żadnej z jej dyscyplin, dziedzin czy obszarów, a raczej je poszerza. Przynosi natomiast wyjątkowe zrozumienie samych siebie jako ludzi i naukowców, włączonych w to ambitne zadanie zrozumienia siebie i świata. Zdaniem Russella, jeśli świadomość jest rzeczywiście fundamentalna, wtedy nauki wielkich mędrców i mistyków zaczynają nabierać nowego sensu i stają się częścią Życia jako całości.

Poczucie bycia indywidualną jaźnią — poczucie jedności — dotyczy wszystkich bez wyjątku. Jak pisze Russell, światło świadomości, które jaśnieje w jednej osobie, świeci też w innej tym samym blaskiem, przepływającym przez niezliczone umysły.

Kiedy mistycy mówią o boskości, czy świętości, opowiadają o świecie wewnątrz każdej osoby. Jeśli chcemy znaleźć Boga w sobie, musimy zajrzeć do „głębokiego umysłu” — sfery, której nauka jeszcze nie przyswoiła. Kiedy to nastąpi, może się okazać, że istniejemy w świecie ducha, a nie tylko materii. Jeśli naukowiec przyznaje się do wiary, a z drugiej strony w swoich działaniach ten element wyklucza, to coś tu jest nie w porządku — z nim, albo z nauką. Każdy z nas jest częścią Życia, ma duchowe doświadczenia, a każdy z tych elementów nie może istnieć niezależnie od siebie, bo z punktu widzenia psychiatrii podpadałoby pod diagnozę schizofrenii.

Wyjątkowo ciekawym z punktu widzenia świadomości człowieka są rozważania Russella, przybliżające odpowiedź na pytanie: czy wszystkie istoty są świadome? (Are All Creatures Conscious?) Świadomość nie ogranicza się bowiem do ludzi. Psy, koty i inne ssaki mają własne wewnętrzne światy doświadczenia, podobnie ptaki czy inne kręgowce są czującymi istotami i mają pewnego rodzaju świadomość. Dotyczy to także innych istot znajdujących się dalej w drzewie ewolucyjnym, np. owadów. Jeśli świadomość powstaje w wyniku procesów zachodzących w świecie materialnym, to powstają one, zdaniem Russella prawdopodobnie w układzie nerwowym. I tu te refleksje zbiegają się z doniesieniami polskiego uczonego — Włodzimierza Sedlaka

Dobrym przykładem oddziaływania układu nerwowego i świadomości są chociażby wszechobecne w społeczności ludzkiej alergie. W dzisiejszym świecie nadaktywny system nerwowy zaczął odgrywać pierwszoplanową rolę w prawie wszystkich funkcjach ciała, w tym prowokowaniu pojawiania się alergii. Wiąże się to z wszechobecnym stresem i emocjonalnym reagowaniem na każdą życiową sytuację i ludzi wokół.

Kiedy układ nerwowy staje się nadmiernie stymulowany, zaburza naturalne zdolności komórek, czy gruczołów, w taki sposób, że nie mogą już wykonywać normalnych zadań. Oznacza to, że obce lub toksyczne substancje przestają być eliminowane prawidłowo. Tego rodzaju funkcjonowanie zależy od świadomości, która reguluje układ nerwowy — a on opiera się na dopływającej do niego energii i jest dostosowany do świata naturalnego. Wraz z nadmiarem bodźców i tempa życia całej zbiorowości, szczególnie w ostatnim stuleciu, energetyczna harmonia stopniowo się zmniejszyła, dlatego reakcje alergiczne stały się masowe, a ludzie nie wykorzystują własnych doświadczeń, a więc świadomości refleksyjnej do docierania do przyczyn swoich problemów zdrowotnych.

Aby uzdrowić tę sytuację i przywrócić ciału stan, w którym nie reaguje na substancje, które stały się obecnie drażniące, konieczna jest zmiana świadomości w kierunku odzyskania harmonii człowieka z ziemią i przyrodą, dla eliminacji separacji i alienacji, gdyż ten stan odbija się na kondycji nie tylko człowieka, ale i natury.

Doświadczenie może pochodzić tylko z tego, co już ma doświadczenie. Dlatego zdolność świadomości musi być obecna też w wirusach, cząsteczkach, atomach, a nawet elementarnych cząstkach. Jeśli doświadczenie bakterii jest miliardową częścią intensywności ludzkiej istoty, stopień doświadczenia w minerałach skały może być jeszcze miliard razy mniejszy.

Zdaniem Russella wszystkie nasze doświadczenia są formami pojawiającymi się w świadomości. To, co znamy, postrzegamy i wyobrażamy sobie, każdy kolor, dźwięk, odczucie, każda myśl i każde uczucie, jest formą pojawiającą się w umyśle, a to zapoczątkowuje formowanie świadomości. Kolor, który widzimy, jest jakością pojawiającą się w umyśle w odpowiedzi na tę częstotliwość światła. Istnieje tylko jako subiektywne doświadczenie w umyśle. To samo dotyczy słyszalności dźwięku. W świecie zewnętrznym nie istnieje dźwięk jako taki, tylko wibrujące cząsteczki powietrza. Zapach jako taki nie pojawia się bez doświadczającego umysłu. Nasze pojęcie materii jako substancji stałej jest, podobnie jak kolory, jakością ujawniającą się w świadomości.

The Evolution of Consciousness, Russell uważa, że świadomość nie jest czymś, co powstało na jakimkolwiek szczególnym etapie ewolucji biologicznej, ale jest różnymi cechami i wymiarami świadomego doświadczenia — a więc zawartości świadomości. Najwcześniejsze żywe organizmy, bakterie czy glony nie miały narządów zmysłów, choć wykrywały najbardziej ogólne cechy i zmiany w ich otoczeniu. Wraz z ewolucją organizmów wielokomórkowych nastąpiło pojawienie się określonych zmysłów, podnoszących jakość świadomości. Aby przetwarzać te informacje, układ nerwowy ewoluował, integrując różne modalności zmysłowe w jeden obraz świata. Wraz ze wzrostem złożoności mózgu pojawiły się nowe cechy obrazu, a stąd ustrukturyzowanie organizmu, np. u ssaków system limbiczny, wywołujący strach, podniecenie i więzi emocjonalne. Z czasem mózg ssaka stawał się jeszcze bardziej złożony, rozwijając korę mózgową.

Świadomość świata nie ogranicza się do tego, co odbierają zmysły. Powstała możliwość uczenia się na własnych doświadczeniach i gromadzenia zbiorowej wiedzy o świecie i rozumienia Wszechświata. Staliśmy się świadomi własnej świadomości, odkrywając wewnętrzny świat umysłu. Wraz z ludźmi pojawiła się kolejna nowa zdolność, związana z mową i artykułowaniem wewnętrznego świata doświadczania, także zewnętrzności.

Peter Russell w swoich poszukiwaniach natury świadomości łączy fizykę, psychologię i filozofię, prowadząc do zrozumienia istoty nowego światopoglądu, w którym świadomość jest podstawową jakością stworzenia. Opisuje, jak wszystkie składniki tych przekonań już w nas istnieją; niczego nowego nie trzeba. odkrywać. Musimy tylko połączyć te elementy i zbadać nowy obraz rzeczywistości, który się pojawia.

Nasza niezdolność do wyjaśnienia świadomości jest więc wyzwaniem, które niebawem popchnie naukę do tego, co Thomas Kuhn, nazwał „zmianą paradygmatu”. Po raz już kolejny wracamy też do fundamentalnej powinności, ale i naturalnych predyspozycji umysłu, ponieważ, jak to zostało podkreślone już w 2018 roku na konferencji COP24, „Ziemia nie może dłużej czekać”.


5. OD SAMOŚWIADOMOŚCI DO ŚWIADOMOŚCI SPOŁECZNEJ I GLOBALNEJ

Cofając się do lat 60-tych i kolejnych XX wieku, możemy zauważyć powstanie nowych nurtów psychologii humanistycznej i transpersonalnej, które zmieniły dotychczasowy model ludzkiego rozwoju. A. Maslow, C.G. Jung i R. Assagioli byli pierwszymi po W. Jamesie, którzy artykułowali, że istnieją wyższe stany ludzkiego doświadczania rozwoju i są one wrodzonymi potencjałami, które mogą być rozwijane w toku życia człowieka. Normalne stany, takie jak psychologiczne potrzeby: bezpieczeństwa, przynależności i poczucia własnej wartości (zwane potrzebami deficytu) mogą, ich zdaniem, być przekraczane w podążaniu ku samo-aktualizacji i samo-realizacji czyli osiąganiu poziomu potrzeb bycia.

W latach 70-tych XX wieku pojawiło się słowo “transpersonalny”, a wkrótce dało ono początek psychologii transpersonalnej, gdzie wyższe poziomy rozwoju człowieka znalazły swoje fundamentalne miejsce. R. Assagioli, twórca psychosyntezy, wprowadził pojęcie “nadświadomości” — takiego obszaru, z którego otrzymujemy intuicje i inspiracje — artystyczne, filozoficzne lub naukowe, imperatywy etyczne i dążenia do akcji humanitarnych i bohaterskich. Jest to też źródło wyższych uczuć (altruistycznej miłości) lub geniuszu, W tym okresie K. Horney zauważył, że w człowieku ukryte są ewolucyjne, konstruktywne siły, które zmuszają go do realizowania jego potencjalności, a Assagioli po raz pierwszy wyartykułował, że duchowy wzrost jest częścią rozwoju człowieka w kierunku syntezy jego doświadczeń, wyróżniając osobowy i duchowy rozwój.

Teoria względności i odkrycie równoważności materii i energii, stały się kamieniem węgielnym zapowiadanego nowego naukowo-kulturalnego światopoglądu, opartego na interpretacji człowieka i świata w terminach energii. Termin energia wkracza do wielu dyscyplin i wyrażany jest w kulturze. Koncepcja psychoenergetyczna otworzyła nowy komponent, zwany „wewnętrzną przestrzenią”, a R. Assagioli i jego następcy określili jej siły jako „czwartą i piątą siłę” w psychologii, definiując psychoenergetykę.

W tych latach opublikowano wiele teorii naukowych, takich jak np. Spiral Dynamics — SD (The Eight-Stage Spiral of Development), zapoczątkowaną przez C. Gravesa i kontynuowaną przez Don Becka. Warto zatrzymać się chociażby przez chwilę na teście SD. Był on stosowany w różnych krajach świata do znajdowania integralnych rozwiązań konfliktów społecznych i wpływał jednocześnie na indywidualną transformację z punktu widzenia ewolucji świadomości.

Test ten oparty jest na założeniu, że jako ludzie mamy adaptacyjną, warstwową inteligencję, która rozwija się w czasie życia i pozwala na przystosowanie do różnych, coraz bardziej skomplikowanych życiowych sytuacji. Wynika to z samej fizjologii, która uświadamia, że nasz dynamiczny neurologiczny system łączy nas z Wszechświatem. Ten mechanizm zawiera jednocześnie wszystkie możliwości poznawcze, będące odpowiedzią na życiowe wyzwania, czyli poszukiwania wyższych celów, przekraczania ich, rozpoznawania potrzeby znaczenia i porządku, wynurzającego się z chaosu. U R. Assagiolego znajdujemy to w pojęciu „psychosynteza wieku” — jako porównanie do słoi przyrostu w drzewie.

Transformacja świadomości przekracza więc indywidualne osiągnięcia. Podąża od jednostki w kierunku grupy i celów zorientowanych na wspólnotę, ponieważ jesteśmy jedną rodziną ludzką. Tego rodzaju przesłanie artykułował już zresztą Assagioli poprzez psychosyntezę i zapoczątkowaną przez niego i jego następców ogólnoświatową akcję The Act of Will, wykorzystania woli dla dobra ludzkości, a nie przeciw ludziom.

XXI wiek staje się więc wiekiem współpracy i współdziałania między ludźmi, holistycznego, intuicyjnego myślenia i duchowego wzrostu. Ta przestrzeń wzrastania może przeistoczyć się powoli w główną esencję edukacji współczesnych czasów. Jest to o tyle ważne, że najnowszy raport naukowy ONZ wzywa do ograniczenia globalnego ocieplenia. To jeden z wrażliwych tematów współczesności, dotyczący świadomości indywidualnej, społecznej i globalnej. Jako ludzkość i poszczególne jednostki musimy włączyć się aktywnie w proces ratowania siebie i świata przed totalną zagładą czynioną ręką ludzką. O tym mówiono chociażby w trakcie Szczytu COP24 w Katowicach w grudniu 2018 roku.

Na przestrzeni ostatnich co najmniej 50 lat, problemy społeczeństw oraz świata wyjątkowo się zaostrzyły. Podwoiła się liczba ludności, natomiast jej zdrowie uległo znacznemu pogorszeniu. Podobnie jest z przyrodą. Statystyki podają, że co czwarty ptak zagrożony jest wymarciem. Tymczasem prognozy do 2050 roku przewidują że, zachowując obecny stan połowów, w oceanach nie będzie ryb. Ostatnie 15 lat to najcieplejszy okres w historii. Z tego powodu zwiększa się ilość migrującej ludności, zagrożonej przetrwaniem. Szacuje się, że do 2050 roku liczba uciekinierów klimatycznych wzrośnie do 250 000 osób.

Problemy społeczne zawsze istniały. Różniły się jednak skalą wartości. Ludzie byli bardziej świadomi różnego rodzaju zagrożeń ze strony środowiska i starali się im przeciwdziałać. Obecnie niestety zagrożenia powstały nie tylko wskutek działań indywidualnego człowieka, choć różne publikatory starają się zrzucić odpowiedzialność za smog na właścicieli małych domów, którzy opalają trującymi odpadkami. Tymczasem głównym zagrożeniem jest skala rozwoju cywilizacji technicznej, wpływająca na jakość powietrza i jego skażenie i temperaturę. Dotyczy to zarówno samolotów pasażerskich i ponaddźwiękowych, smogu wynikającego z milionów samochodów na ulicach miast, ale także działalności nauki, dedykowanej zbrojeniom i wybuchy nuklearne, mające znaczący wpływ na jakość życia w skali globu.

Nauce przypisuje się także inne drobniejsze „grzechy” zaniedbania, polegające na rozprzestrzenianiu substancji chemicznych do wód, gleby i atmosfery. Przyczyniło się to do znacznego ograniczenia populacji licznych gatunków ptaków, ryb i zwierząt. Dotyczy to także dopuszczenia do produkcji żywności środków ochrony roślin czy aparatury, która nie jest badana przed wprowadzeniem na rynek pod względem bezpieczeństwa dla zdrowia wszystkich gatunków. Mamy więc, mimo opisywanego ogromnego postępu i nowych leków, coraz więcej chorych i chorób „o nieznanej etiologii”, ponieważ problemy stały się złożone, a przyczyny nie identyfikowane. Leczy się tylko objawowo. Zasadniczym problemem są także zasady etyczne każdego człowieka, w tym naukowca, jakimi kieruje się w swoim życiu, oraz konieczność posiadania wizji, do czego prowadzą jego działania w skali jednostkowej, także globu.

Zagadnieniem świadomości grupowej zajmował się np. Roberto Assagioli, twórca psychosyntezy, który notował każdego dnia swoje myśli, refleksje i spostrzeżenia, dotyczące problemów w skali świata. Te notatki — zwane obecnie „Assagiolini”, są częścią ogromnego archiwum Assagioliego w Instytucie Psychosyntezy we Florencji.

Świadomość grupową Assagioli nazywał psychosyntezą międzyosobową. Dotyczyła ona przekroczenia indywidualnego status quo na rzecz istotnych problemów dotyczących całości. Już wtedy — w latach 60-70-tych XX w., Assagioli zwracał uwagę na różnice między osobową i zbiorową świadomością i zachowywanie właściwej między nimi równowagi. Podobnie dotyczyło to integrowania działań dla całości.

Samo pojęcie grupy jest czynnikiem bilansującym i integrującym. Zasadniczym celem jest organizowanie się świadomych jednostek zbiorowości, a to prowadzi do ewolucji „organizmu ludzkości” jako całości. Jednostki, bywa, że oscylują między dwiema skrajnościami. Jeśli jednostka uzyskuje prawdziwą indywidualną duchową samoświadomość, doświadcza wolności od uwikłania w niewolę kolektywu, prowadzącą do przymusów uczestnictwa w działalności ogołoconej z wartości (reżimy, partie polityczne, gremia władzy totalitarnej). Jednocześnie nabywa poczucie swego miejsca przynależnego jej w społeczeństwie..

Grupa, która zbiera się w celach zadaniowych, zwykle, gdy je kończy, zatraca motywację do kontynuowania bycia jej częścią. Bywa też, że zostaje jako twór oddanych sobie osób, sprawiając wrażenie uzależnionych od siebie, marnując uaktywniony potencjał dla prywatnych celów, np. zabawy. Innym rodzajem grupy są świadome jednostki, które mają poczucie celu czy misji dla społeczeństwa czy ludzkości. Tworzą one wtedy grupę zrzeszonych dobrowolnie osób, zdolnych do połączenia się z jej ideą, grupową istotą czy „grupową tożsamością”, bez „zatracenia się w niej”. To jest problem, ale i zadanie oraz sposób życia dla ludzi w nowej cywilizacji. Rozwijanie podwojonej świadomości: indywidualnej i grupowej jest niezbędne dla realizacji wyższych celów w skali społeczeństwa czy globu.

Rozwój świadomości grupowej, która w dzisiejszych czasach nabiera znaczenia, jest zdaniem P. Russella odpowiedzią na towarzyszącą współczesnym pokoleniom energię ewolucji, która została zdefiniowana jako prawo elewacji (wzrastania lub wznoszenia się — ascendens) lub jako prawo postępu grupowego. Dla badaczy tego fenomenu, rozwój wyznacza czas życia ludzkości, pomimo konfliktów, które charakteryzują każdą nową fazę kryzysu i uczenia się grupy ludzkiej. Daje się zauważyć, jak proces ten odnawia się od wewnątrz przez zmiany całego systemu stosunków międzyludzkich. W każdym procesie ewolucyjnym mamy do czynienia z wyższymi ogólnymi prawami i wiedzą, które wywodzą się z mądrości pochodzących z różnych kultur i tradycji duchowych.

Prawdziwą wartość dla badaczy, będących jednocześnie współuczestnikami tworzenia grupy, ma dostrzeganie procesu w jego żywej rzeczywistości i doświadczanie go od wewnątrz. Dotyczy to odczuwania z głębi serca, rozumiejąc wartość swojej pracy i sens własnego istnienia. Pozwala to na uznawanie jej za część większego dzieła, dostrzeganie wartości pojedynczych osób jako takich i ich dzieł w służeniu całości. Prowadzi to również do odnowienia relacji między grupami ludzkimi, ludzkością a innymi królestwami natury, a więc relacji między ludzkością a wielkimi systemami życiowymi, w których wszyscy żyjemy.

Dzięki temu wszyscy uczymy się nowego sposobu komunikacji na poziomie esencji, a nie formy, poprzez swoją wewnętrzną istotę. Pozwala to na bycie użytecznymi w działaniach grupy dzięki swoim umiejętnościom doświadczania syntezy idei, słów, uczuć i aktywności dla odnowienia ludzkiej cywilizacji.

Zastanawiając się nad świadomością grupową, możemy czerpać inspirację z wielu źródeł, takich jak poezja, filozofia i muzyka, podobnie jak wspólnego śpiewania. Nie dotyczy to tworzenia kolejnych teorii w wielu naukach oddzielonych od siebie, a raczej praktyki — uczestnictwa w grupie — a stąd dzielenia grupowej świadomości.

Podobnie jak wszystkie głębokie doświadczenia duszy, świadomość grupowa może pozostać niezauważona, ponieważ jest wszechobecna. Świadomość grupowa jest ukorzeniona we wspólnej tożsamości przodków. Jest siecią lub tkanką społeczną, w której każda osoba reprezentuje swój punkt widzenia. Można to porównać do neuronów mózgu, które nabywają swoje funkcje tylko dzięki synapsom, które je łączą.

Musimy jako ludzie zrozumieć, że samo Życie jest siecią wymiaru planetarnego (za Wł. Sedlakiem — jest to fakt planetarny). Wszystko jest bowiem ze sobą powiązane i wzajemnie zależne. Żaden człowiek nie jest samotną wyspą lecz splotem w sieci wzajemnych powiązań.

Świadomość jest w ciągłym rozwoju, pozwalając nam angażować się w duszę świata, język rzeczy i wolność miłości. Tylko wtedy, gdy współpracują ze sobą wewnętrzne subiektywne powiązania każdego człowieka, można zjednoczyć się we wspólnej pracy.

Jeśli zrozumiemy jako badacze, że ewoluujemy od nieświadomego życia do świadomego istnienia, tj. świadomości siebie i kryzysów, w których funkcjonujemy, zaczniemy interesować się przestrzenią, w której powstają i tym, jak możemy z nich wyjść, aby lepiej zrozumieć siebie i innych ludzi, ale także świat, w którym żyjemy jako jednostki.

Najprościej zrozumieć nasze ogólnoludzkie powiazania poprzez powietrze, którym wspólnie oddychamy. Ono jest życiowym paliwem wymienianym między każdym z nas. Nie zależy od płci, rasy i wartości, także gatunku: człowieka czy zwierzęcia. Ono nie jest sprywatyzowane, a stąd jest dzielone. Jest więc grupowe, i nie sposób wydzielić z niego indywidualnej części. Możemy też przywołać tu słońce, które świeci na wszystkich jednakowo, dając ciepło i poczucie zaopiekowania, bez granic i warunków. Dotyczy to także ludzi i przyrody i ich „bycia w świecie” oraz wzajemnych relacji, opartych na trosce i współistnieniu oraz zaspokajaniu wspólnych potrzeb.

Podobnie jest ze świadomością, niemniej ona jest bardziej ukryta, a stąd rzadziej uświadamiana, że jest dzielona. Świadomość grupowa jest jak świadomość serca, która istnieje, ale nie jest widoczna. Nie widzimy, aby serce robiło coś namacalnego, oprócz utrzymania przy życiu organizmu. Sama świadomość grupowego istnienia pozwala uświadomić sobie, że ona istnieje.

Świadomość grupowa jest świadomością bytu, a nie działania. Jest świadomością obecności i wartości wszystkiego, co/kto wnosi — pojedyncze osoby — a tym samym, wszystkie nasze części, to, co ciemne i jasne. Jest świadomością wspólnego, wewnętrznego i zewnętrznego współżycia. Świadomość grupowa to czucie siebie w pełni, w harmonii ze sobą, w całkowitej przynależności do nas samych. Chodzi o całą istotę; o to, kim jesteśmy. A wtedy dopiero możemy być pełnią w relacji, w tym w społeczeństwie.

Gdy patrzymy na siebie jako część całości, jesteśmy w stanie uznać wewnętrzną spójność współzależności, która zasila autonomię każdego i przekłada się na wzmocnienie synergii między ludźmi. Ta zbiorowa świadomość jest jednocześnie rzeczywistością stale obecną, będąc też w procesie stawania się (in statu nascendi).

Przebywanie w grupie osób podobnie myślących, będących w podróży życia i wzrastania, poprzez indywidualne wglądy i dzielenie się swymi marzeniami czy nadziejami, pozwala stwarzać „pole”, które pomaga wszystkim uczestnikom w jeszcze głębszym poznawaniu siebie, ale i życiu w grupowej świadomości.

Dzięki ekspresji różnych środków wyrazu, specyficznych dla indywidualnej osoby, poprzez sztukę, literaturę, poezję, czy muzykę, pozwalamy sobie na znajdowanie wspólnego, uniwersalnego języka dla pogłębiania własnej świadomości i wyrażania świadomości grupowej w różnych jej formach. Każdy z nas, współtworząc w grupie, staje się pomostem dla rzucania światła świadomości grupowej, jak i współtwórcą grupowego pola.

„Przestrzeń”, czy „pole”, w którym żyjemy — zarówno jako miejsce naszej egzystencji, ale i Wszechświat, jak też układ planetarny — stale się rozwija, stymulując w ten sposób ekspansję świadomości poszczególnych jednostek. O tym pisał chociażby David Hawkins.

Świadomość grupowa jest naszą naturą jako poszczególnych jednostek. Mimo, że żyjemy jako indywidualne byty, włączone jedynie w wąską sferę własnych wpływów, od wieków budujemy rzeczywistość, która jest odzwierciedleniem sposobu postrzegania siebie i świata. C. G. Jung nazwał tę przestrzeń nieświadomością zbiorową, a Teillard de Chardin — noosferą. Patrząc z perspektywy pokoleń, rezultat jest często szokujący i bolesny, gdyż widzimy skutki tych poczynań w zbiorowej perspektywie i oddziaływań na wszystkich bez wyjątku. Tego przykładem są chociażby opisane wyżej skutki zmian klimatycznych czy niszczenia środowiska na masową skalę.

Obecnie, już kolejne pokolenie zaczyna coraz bardziej poszerzać zarówno indywidualną, jak i grupową świadomość, włączając się w globalne inicjatywy zbiorowej synergii. Jest to o tyle pozytywny ruch, ponieważ żyjemy w czasach wielu kryzysów i niezbędne są wszelkie grupowe inicjatywy dla transformacji dramatów naszych czasów. Jednym z filozofów znanych w gronach transformatorów świadomości jest David Spangler, autor m.in. książki A Pilgrim in Aquarius. Zdaniem Spanglera świadomość ludzkości zmienia się z nastawienia na jednostkę na usytułowanie jej w grupie, jako jednostce ewolucji.

Jednym z ważnych zadań ludzi o poszerzonej świadomości jest czyszczenie indywidualnej i zbiorowej przestrzeni wewnętrznej. Coraz bardziej rozumiemy bowiem, że gatunki w przyrodzie ewoluują, podobnie zresztą ludzie, często z konieczności do zmieniających się warunków. Ale jakie jest środowisko, zależy od każdego z nas, od naszych działań dla niego lub wbrew niemu.

Świadomość grupowa może być zawarta na wielu poziomach spójności. Rozszerzając „mnie” na „my” i „wszystko”, taka świadomość wspiera indywidualne zrozumienie i doświadczenie wzajemnych powiązań. Uczymy się wtedy wyrywać z iluzji separacji i zaczynamy doświadczać potrzeby wspólnoty. Dotyczy to zarówno relacji w mikroskali — jak sąsiedzi czy mieszkańcy wioski — a skończywszy na dialogu w stosunkach międzynarodowych. Wszystko to jest zadaniem dla różnych dziedzin nauki, a szczególnie dla wspierania Nauk o Sobie i Życiu.


6. JAK NAUCZAĆ NAUK O SOBIE I ŻYCIU?

Poprzednie rozdziały przygotowały grunt pod zrozumienie pilnej potrzeby rozwoju świadomości, gdyż dziejowe procesy odbywają się na naszych oczach. Internet spowodował to, że nie możemy już powiedzieć, że czegoś nie rozumiemy lub o czymś nie wiedzieliśmy. Informacja jest wszechobecna i przesyłana omalże z prędkością światła. Możemy tylko być posądzeni o ignorancję, zaprzeczenie lub zaparcie się siebie, a te ostatnie dają (niestety) konsekwencje zdrowotne, gdyż dotyczą często problemów związanych z chorobami autoimmunologicznymi, pod spodem których jest „energia” oporu przed zmianą, a w konsekwencji napięcia w ciele.

Z poprzednich rozdziałów wiemy już, co znaczy „wartość dodana” i jak ma ona wyglądać. Jest to bowiem ten brakujący element, stale artykułowany w wielu powstających naukach, a potem „gubiony” z powodu „przystosowywania” ich do obowiązujących paradygmatów i metodologii.

A przecież wystarczy działanie matematyczne — dodawania — które zastąpi trwający od lat system „dzielenia na części”. Oczywiście ten ostatni był niezbędny dla bardziej szczegółowego obejrzenia i poznania detali, ale okazuje się, że pod cząstkami elementarnymi czy subtelną materią, można zobaczyć Boga. Tak było chociażby w przypadku fizyka Gienadija Szipowa, ale także wielu innych naukowców odkrywa, że każda elementarna cząstka zawiera w sobie obraz całości. Potwierdzeniem tego mogą być chociażby początkowo niezrozumiałe dla naukowców odrastanie kości czy chrząstek lub odnajdywanie się przeciętych końców jelita oraz inne samonaprawcze sieci w organizmie. I tu autorzy dopiero cytowanej książki uważają, że unifikacja poszczególnych części w transcendencję — organizm — dokonuje się z powodu odbierania, przekazywania i gromadzenia informacji.

Tak więc zarówno w nauce, a szczególnie w podręcznikach akademickich brakuje rozdziału, który spaja wszystko ze sobą i pomaga w zrozumieniu harmonii organizmu i Wielkiego Organizmu, jakim jest Życie. A więc potrzeba postawić kolejne pytania: Co odgrywa rolę czynnika unifikującego organizm, aby każda komórka była podporządkowana dobru całości? Co tak naprawdę powoduje, że organizm jest układem niezależnym, a jednocześnie samosterownym i samonaprawiającym się?

I to przybliża nas coraz bardziej do całościowego obrazu siebie — jako człowieka — oraz pytania Walta Whitmana „gdyby ciało nie było duszą, czym byłaby dusza?”

Poruszmy się więc o krok dalej w kierunku istoty siebie i innych, własnej tożsamości, duszy siebie, ale i świata. Nauczyciel, będąc wspieranym i inspirowanym przez grupę podobnych sobie nauczycieli, potrzebuje wyruszyć w swoją własną podróż, jednocześnie wychodząc naprzeciw wyzwaniu, aby spojrzeć poza własne pole widzenia. Dzięki temu wyzwaniu poszerza i pogłębia osobiste zrozumienie, ale też pomaga w opracowywaniu nowych pytań i szukaniu odpowiedzi w innych, nieznanych dotąd obszarach siebie. Przekracza tym samym własne ograniczenia i transformuje siebie i system, dzięki uświadamianiu kontekstu własnych i uczniów/studentów poglądów i przekonań.

Gdy jesteś naukowcem, pracującym w jakiejś dziedzinie, warto jest zastanowić się co wnosisz sobą, swoim sposobem postrzegania świata, czy są jakieś granice, oddzielające poszczególne obszary i czy możesz je przekraczać. W zintegrowanym podejściu Nauk o Sobie i Życiu nie ma czegoś takiego jak granice. Nauka nie jest jedynie o kolekcjonowaniu wiedzy, niczym znaczków pocztowych i wkładania ich do albumu. Ona jest o zmianie świadomości, a stąd obrazu siebie i świata, podążaniem za zmianą, obserwowaniem jej i wyciąganiem wniosków o jej kierunkach. Ona bowiem nie zależy od nas, a od całokształtu dziejących się przemian Życia wokół, a zadaniem naukowca jest odczytywanie trendów i notowanie postępu, który nie ma kresu. Nie można więc stawiać barier w nauce, bo samo założenie granic stwarza jej ograniczoność, redukcjonizm, nawet gdy wkracza ona na terytorium innej dziedziny.

Właśnie ten aspekt przekraczania barier świadczy o otwartości na różnorodność, wielość, a to jest częścią natury, a więc świata jako takiego. Nie możemy mu postawić tamy, gdyż tak naprawdę stawiamy sobie bramę do obserwowania dziejących się zmian, czy to w naukach przyrodniczych czy społecznych. Kwestią jest jedynie maksymalne otwieranie siebie na wszelkie predyspozycje umysłowe, dostępne nam w każdym momencie i uczenie się z ich korzystania, nawet, gdy na niższych poziomach edukacji tego nie zrobiono. Dotyczy to na przykład wyobraźni czy intuicji, wglądów, wizji, inspiracji i iluminacji. Używając ich każdy jest w stanie odkrywać nowe idee, alternatywne podejścia, inkubować pomysły i pozwolić im na dojrzewanie i „urodzenie”.

Używając koncentracji i medytacji naukowiec jest w stanie zauważyć i docenić intra-inter- i trans-dyscyplinarne podejście. Dzięki temu jest możliwym także cofnąć się w swojej historii do dzieciństwa czy wczesnej młodości, aby wyobrazić sobie jak pewne cechy tych okresów mogą się przydać do nauczania dzieci w szkole podstawowej. Zarówno poziom ich świadomości, jak i przestrzenie jej funkcjonowania znacznie różnią się od nauczania studentów na poziomie akademickim, a nawet przygotowywania ich do bycia naukowcami. Ponadto ważne jest dostrzeżenie różnic między osobistym funkcjonowaniem i zawodowym, aby stwarzać z nich harmonię, a nie bieguny, które do siebie zupełnie nie przystają.

Co to znaczy uczyć czy mówić o nauce uczniom ze szkoły podstawowej, a przekazywać wiedzę i własne pasje na studiach uniwersyteckich? Warto przy tym mieć świadomość, że druga osoba widzi, czuje i odróżnia rodzaje przekazu i nie nabierze zaufania do takiego nauczyciela/naukowca, który jest jedynie rzemieślnikiem w swoim zawodzie, odtwórcą kogoś czy czegoś, a nie kreatorem zmiany i motywatorem do badań.

„Zarażanie pasją” to wyjątkowy sposób motywowania słuchaczy do „stawania się” tym, kim są naprawdę. W zależności od wieku słuchającego, nauczanie różni się jedynie językiem komunikacji, dobieraniem właściwych słów, przykładów, metafor do tego, co nauczyciel/naukowiec chce przekazać, używanie wyobraźni do stwarzania obrazów tego, co chce osiągać, poznając podmiot nauki czy jej przedmiot. Najważniejszym jest proces przekazu, pokazywania poprzez obrazy wyobraźni, snucie opowieści o tym, co jego interesuje i czego poszukuje w nauce.

Każdy ze słuchaczy będzie innym naukowcem, zainteresowanym innym tematem czy obszarem badań. To, co jest wspólne, to właśnie „zarażanie pasją”, pokazywanie miejsc w sobie, gdzie się ona kryje, wydobywanie jej na zewnątrz, dzielenie się, włączanie emocji w proces przedstawiania i umiejętność stawiania sobie i innym pytań. To prowadzi do rozwijania procesu dociekania, świadomości etycznej i postawy moralnej, odczuwania powiązań z przyrodą czy społeczeństwem, a to kieruje do zaangażowania i współodczuwania. Np. zjawisko przyrodnicze czy drzewo nie jest jedynie obiektem neutralnym, a raczej żywym bytem o własnej tożsamości, odbieranej na sobie znanym poziomie świadomości.

W psychosyntezie do określenia osobowości człowieka używa się siedmiu typów. Każdy z nich inaczej dokona obserwacji drzewa: typ woli — będzie szukał możliwości włączenia ludzi pod swoim przewodnictwem, niczym gałęzi w drzewie; typ miłości — związków miedzy poszczególnymi osobami i elementami obserwacji; typ aktywny — jak można wykorzystać drzewo do różnych celów; typ harmonii — wyrazi radość z powodu drzewa, jako takiego, typ naukowy — będzie dociekał do istoty drzewa, oddany — odnajdzie swoje z nim związki, a typ organizatora — układał plany różnorodnych badań, dotyczących jego istoty. Naukowiec potrzebuje to uszanować, być ciekawym, wrażliwym na inność, ale i uczciwym względem siebie i tego, co/kogo bada lub włącza do badań. Ma wierzyć w specyficzne cechy tego, co/kogo bada, być otwartym na różnorodność, także na nieoczekiwane i tajemnicze. Tego nie można założyć i ograniczyć do przyjętych schematów czy metodologii. Życie jest Życiem w swojej różnorodności, nieprzewidywalnym procesem ujawniania się nowych sensów.

Podstawowa wiedza w nauce jest tylko bazą do wyjścia w nieznane, weryfikowania siebie — a więc także własnych ograniczeń w sposobie myślenia i odczuwania, ale i możliwości badawczych. Narzucona metodologia staje się ograniczaniem wolności badacza, który „czuje”, doświadcza, ma intuicyjne wglądy, olśnienia, duchowe przekazy. On ma być z tym w kontakcie w sobie, a nie odcinać „nożyczkami” siebie od tego/kogo bada.

I tu wkraczają na scenę pytania: Po co to robię? Dlaczego to robię? Co chcę osiągnąć? Dla jakich celów? W psychosyntezie mówi się „kop głębiej” — w sobie — aby wyjąć na światło dzienne to, co chcesz czasem ukryć, a czasem zrozumieć, niczym „zasady własnej gry w życiu” względem siebie i innych. Na pierwszy plan wysuwają się więc intencje, a one muszą być weryfikowane, aby być samemu „czystym etycznie”.

Tego rodzaju wewnętrzny ogląd dotyczy tak samo działania we wspólnocie uczonych. Każdy z nich ma do obejrzenia ten poziom siebie — intencji. Szczególnie dotyczy to sytuacji, gdy pracuje się w zespołach międzykulturowych. To trudny proces, ale jednocześnie wyzwalający, zgodnie z biblijnych przekazem „prawda Cię wyzwoli”.

Naukowcy to część społeczeństwa, a jednocześnie zawód społecznego zaufania. Z tego szczególnie względu, będąc zarówno nauczycielami innych dorosłych, ale i badaczami, mają przynosić rozwój cywilizacyjny. Na nich spoczywa wyjątkowa odpowiedzialność za skutki ich przekazu i badań dla indywidualnej jednostki, społeczeństwa i w skali globu. Ich etyczne postawy, które powinny być usytuowane na skali uniwersalnych wartości, nie mogą i nie powinny być podporządkowane dogmatom różnego rodzaju. Sami mają być nieustannie w procesie osobistego rozwoju i weryfikacji tego, co robią i czemu to służy. Ta weryfikacja ma być dokonywana wobec samych siebie, swoich moralnych wartości, nie ograniczających się do logicznych argumentów, a bardziej do doznań serca, które jest najgłębszym weryfikatorem dobra i prawdy. Nie wystarczają ślubowania, podporządkowane obecnym władzom czy trendom politycznym, a bardziej wewnętrznemu poczuciu prawdy (jak przysięga w sądzie), a stąd duchowym wartościom, które są ponad wartościami konkretnych procedur czy ludzkich regulacji.

Własne sumienie, a następnie jego odwołania do uniwersalnych prawd, do których każdy ma dostęp na głębokich poziomach siebie, używane na bieżąco, są bowiem probierzem tego, co zawiera także medyczna przysięga Hipokratesa, „primum non nocere — po pierwsze nie szkodzić”. Działania każdego naukowca mają przynosić postęp cywilizacyjny, który nie szkodzi zarówno jednostkom jak i społeczeństwu i światu.

Właśnie brak tego głębokiego poziomu weryfikacji, przyniósł skutki globalne obecnie żyjącym pokoleniom i to wymaga odwrócenia, jak też zobaczenia siebie w kontekście: do czego się dokładam? Do postępu i dobra czy zagłady ludzi i świata? Na przestrzeni wielu ostatnich lat mamy przykłady tego rodzaju naukowców, którzy zrozumieli jak ich badania mogły mieć wkład w zagrożenia świata i którzy przystąpili do różnych inicjatyw odwracania tych skutków. Wielu z nich nie podjęło jednak tej tematyki, nie czując się winnymi. Mamy tego także opisane przykłady w różnych miejscach.

Naukowiec to nie ten, który wyposażony jest w obiektywne narzędzia badawcze. Wprost przeciwnie — to ten który przede wszystkim jest Człowiekiem — wrażliwym na świat i drugiego człowieka oraz problemy społeczne. Z tego też względu, poprzez i dzięki swojej wrażliwości ma znaleźć takie sposoby, które pozwolą nie tylko te problemy ujawnić, ale i znajdować możliwości ich rozwiązywania. Skomplikowane technologie nie wystarczą, aby zastąpić wrażliwość ludzką, wglądy, iluminacje i intuicje, które pokażą źródła problemów i ich zapobieganie.

Naukowcy potrzebują brać pod uwagę nie tylko kontekst społeczny, ale przede wszystkim ideę, która ich prowadzi. Może się zdarzyć, tak jak bywało to wielokrotnie w historii różnych nauk, że to, co odkryją może być uznane za wiedzę nie wtedy, kiedy tego dokonają, ale całe lata później. Może to mieć przyczyny, że ich odkrycie koliduje z przyjętą w nauce hipotezą czy teorią, i zanim nie zostanie ona podważona, nadal istnieje, czasem dziesiątki lat. Może być to niezgodne chociażby z istniejącym paradygmatem, który nadal funkcjonuje i nie jest możliwym jego zmiana. Jeśli uczony wierzy swojej prawdzie, nigdy nie zaprze się jej w imię poczucia odpowiedzialności za to, co odkrył. Kwestią jest tylko cierpliwość i oczekiwanie, że prawda nie może być zniszczona i prędzej czy później zostanie potwierdzona i ogłoszona przez wielu.

Max Planck lata temu napisał, że ważna prawda naukowa rzadko zdobywa sobie uznanie dzięki pozyskiwaniu oponentów. Uważał on, że następuje stopniowe wymieranie oponentów i przyzwyczajanie się kolejnego pokolenia do nowej idei. Tymczasem Victor Hugo zauważył, że nic nie jest tak potrzebne, jak idea, której czas właśnie nadszedł. Miejmy więc nadzieję, że nadszedł czas integracji wiedzy i ona powoli implementuje się w nauce, aż stanie się normalnym elementem kształcenia, zarówno dla nauki, jak i edukacji.

Warto więc zastanowić się, co znaczy być naukowcem na różnych etapach rozwoju nauki i jakiej wiedzy to dotyczy? Czy jest to jedynie wiedza z konkretnej dziedziny, a może jest to spojrzenie z punktu widzenia filozofii danej nauki? Czy sama metoda jest także elementem badań, niemniej przy użyciu pozalogicznych cech i predyspozycji, a nie jedynie logiki?

W podejściu, które reprezentuję, każdy etap kształcenia ma inny przekaz i wiąże się z predyspozycjami naukowca do umiejętności identyfikacji z jakimś obszarem i dysidentyfikacji od niego. Podobnie jak uczestnicząc w życiu rodzinnym, mężczyzna będący naukowcem czy policjantem, nie może stosować swoich metod, używanych w zawodzie, do rodzinnego życia — musi dokonywać procesu dysidentyfikacji i wejścia w inną rolę. Jeśli tego nie zrobi, będzie to z krzywdą dla otoczenia. Niestety w trakcie różnego rodzaju terapii te problemy wychodzą na wierzch, ale większość ludzi nie poddaje się tego rodzaju działaniom, uważając, do czasu, że problemu nie ma. Wychodzi on na jaw, gdy rodzina się rozpada i trzeba coś z tym zrobić.

Uczestniczymy bowiem w Życiu jako całości, gramy w nim różne role, ale nigdy nie możemy zaprzeć się siebie i tego, co jest głęboko w nas ukryte — własnego Człowieczeństwa. Ono jest najważniejszym weryfikatorem każdego działania.

To samo dotyczy schematów myślenia czy procedur obowiązujących w nauce. Jeśli naukowiec identyfikuje się z nimi, to tak, jakby był w nie wrośnięty i trudno jest mu przyjąć inny punkt widzenia. Jeden drobny nawyk można zmienić, ćwicząc pożądany co najmniej cztery tygodnie, a cóż dopiero trwające latami przekonania czy wręcz zmianę całego paradygmatu. Świadomość przyjętych przekonań w społeczności jakiejś dziedziny jest na różnych poziomach świadomości, zależnych od pojedynczych naukowców, a stąd najczęściej w konkretnej dziedzinie panuje zatarcie granic i brak zgody co do niektórych poglądów.

Dużym problemem jest ponadto brak umiejętności refleksyjnego myślenia na wczesnym etapie nauczania szkolnego, a stąd brak widzenia siebie w kontekście rozwojowym. Dochodzi raczej do przyjmowania z zewnątrz poglądów na zasadzie skoku z jednej przestrzeni do drugiej (poziom horyzontalny) bez łączenia tego ze sobą na poziomie wzrastania samoświadomości (poziom wertykalny, wzrastania wzwyż). Dopiero połączenie tych poziomów pozwala na aktualizowanie siebie, prowadząc do harmonijnego realizowania siebie. Jeśli tego nie ma, osoba odczuwa niespełnienie i kryzysy tożsamości czy życiowe załamania, prowadzące do wypalenia zawodowego i depresji.

Nauka powinna być powiązana z etapem rozwoju jednostki, stąd planując edukację naukową od przedszkola do uniwersytetu, potrzebujemy rozróżnić poziomy percepcji każdej osoby, do której ten przekaz ma być skierowany. W tym kontekście potrzeba uwzględnić zarówno poziom horyzontalny, jak i wertykalny każdego wieku, a stąd potrzeby rozwojowe ciała, umysłu i duszy. Tu chociażby można odwołać się do szkół waldorfskich i pedagogiki Rudolfa Steinera czy szkół Montessori. Nauka, a w efekcie edukacja, ma wspierać rozkwit i transformację kilku linii rozwojowych uczniów, którzy stają się bardziej refleksyjni i zrównoważeni. Uczenie jest jednym z wielu kontekstów rozwoju dziecka.

Edukacja naukowa zapewnia małym dzieciom poczucie miejsca w przyrodzie, które jest fundamentem dla dalszego rozwoju etycznego osoby i duszy. Pobudza ciekawość, zadawanie pytań egzystencjalnych, odkrywanie pasji i kreatywności, tworzenie jakości uwagi, uważności i refleksji; pogłębianie relacji i poczucia naturalnej troski. Wspiera transformacje; łącząc się z naturą i sobą; zachęca do poszukiwania głębokiego znaczenia z doświadczeń; wyrażania samych siebie. Dostarcza uczniom motywacji i środowiska do nauki, pomaga w lepszym myśleniu i dociekaniu, większym zaangażowaniu i współpracy, znajdowaniu autonomii i pobudzaniu inicjatywy.

Gdy uczymy „uczniów z duszą”, umożliwiamy im poznawanie siebie, a także wiedzy i metodologii w konkretnej dyscyplinie i wyrażania tego, co czują w relacji do tej dziedziny.

Aby prawdziwa integracja nauki i duszy mogła zaistnieć, warto przyjrzeć się czterem ćwiartkom poznania Kena Wilbera i zauważyć, w której z nich jesteśmy i czy ruszyliśmy w te przestrzenie, które mają „duszę”. Nauka współczesna bowiem posadowiła się w przestrzeni TO i TE (przedmiotowej), podczas gdy dwie pozostałe: JA i MY wymagają bacznej uwagi i zaangażowania w nowym, zintegrowanym ujęciu. Potrzebujemy zadać więc sobie pytania: W której przestrzeni jestem, uprawiając naukę? Czy nadal w sferze TO i TE, a może pozwolić na zobaczenie jej oczami JA lub MY? Czy tego rodzaju sposób poznania utrzymuje nadal granice, które są nieprzekraczalne? Jak się to ma do wymiaru duchowego? Czy nauka może spojrzeć na przyczyny i subtelne stany psychiczne? W psychosyntezie nazywa się je podosobowościami np. krytyk czy sabotażysta, którzy deprecjonują wkład w nią innych, nie dopuszczając do zaistnienia jakiejś idei czy rozwiązania.

Jeśli wgłębimy się w tego rodzaju cechy osobowości, to dzięki ich poznaniu, możemy znaleźć alternatywne rozwiązania dla kolejnych dziedzin. Możemy je także zastosować do życia osobistego jednostek, pomagając rozwiązywać ich wewnętrzne konflikty, a to prowadzi do uczenia się wyjaśniania społecznych konfliktów. Możemy także dotrzeć w swoich poszukiwaniach badawczych do dotychczas rzadko używanych metod jak joga, medytacja itp. One nie są do odrzucenia czy deprecjonowania, ponieważ wyrosły na znacznie starszych systemach uzdrawiania relacji niż obecna nauka.

Badanie subtelnych przestrzeni TE może pomóc w badaniu procesów biodynamicznych, dotyczących wpływu kosmicznych energii w systemach roślinnych, ale także w działalności grup ludzkich, a badanie subtelnych poziomów MY może uświadomić zbiorową nieświadomość lub pola morfogenetyczne. Zintegrowana nauka nie jest ograniczona do zmysłów i mózgu, ale też może używać duszy i ducha do rozpoznawania subtelnych poziomów działań jednostki i zespołów ludzkich i ich integracji. Temu służą chociażby badania bozomu Higgsa.

Naukowiec jako holistyczna Istota — mająca świadomość osobistych linii rozwoju: uczuć, intencji, wartości, sposobów myślenia, kulturowych ograniczeń, sam pracuje, poprzez refleksje, nad własnym bytem i stawaniem się. Jest bowiem świadomy duszy i celu oraz sensu, jaki wnosi w swoje powołanie. Opiera się na głębokim poczuciu wewnętrznego ja i związku z Życiem i innymi ludźmi oraz światem. Bazuje na pasji w odkrywaniu cudów i tajemnic świata oraz zaangażowaniu w pomoc uczniom/studentom w zrozumieniu świata, jakości życia i samej ewolucji i to stara się dawać innym. Z perspektywy biorcy jest w stanie zrozumieć i zapośredniczyć się w perspektywach innych ludzi, ale i przestrzeni nauki w swojej dziedzinie, problemów, które bada czy innych podejść w różnych dyscyplinach.

Nauczyciel-naukowiec potrafi zrozumieć perspektywy kulturowe i przeszkody na drodze do zmian, wynikające z warunków życia. Potrafi wykorzystać inne perspektywy do własnych badań, weryfikując ich użyteczność, ale przede wszystkim wymiary etyczne, wartości, znaczenie i celowość dla całości. Opiera się na znaczących relacjach oraz głębokiej potrzebie służenia innym ludziom swoją wiedzą i zdolnościami. Potrafi doceniać interaktywność w obrębie całości. Jego badania oparte są na otwartości i wrażliwości na informacje zwrotne dostarczane przez system, który bada i o którym uczy innych.

W Naukach o Sobie i Życiu w uczeniu uniwersyteckim, potrzebujemy zadać sobie pytanie: co znaczy zintegrowana nauka i kształcenie? O kim jest nauka — jak rozpoznać i być zaangażowanym w pełni w naukę, integrując serce, umysł i duszę? Wtedy naukowiec staje się dopiero zintegrowanym naukowcem. Niemniej musi on być świadomy, że różne etapy nauki odpowiadają ludziom na różnych poziomach ich perspektyw świadomości lub memów kulturowych. Każdy jest inny i ma zupełnie odmienne perspektywy, odnoszące się do wzorców, na których wyrósł i to zarówno rodowych, rodzinnych, jak i społecznych.

Nauka o Sobie i Życiu staje się transformacją, sprzyjającą rozwojowi i duchowej przemianie człowieka, który jest w nią włączony. Jest jednym z wątków ludzkiego rozwoju i może mieć przemożny wpływ na jego sposób postrzegania siebie i świata. Jeśli myślenie naukowe jest zagnieżdżone w duszy, jej cechy (ciekawość, wrażliwość, kreatywność i in.) wspierają efektywną praktykę naukową, a nauka zapewnia jej kontekst dla rozwoju zdolności duszy.

W podejściu naukowym patrzymy nie tylko na świat fizyczny, ale także na subtelne i przyczynowe stany, na narzędzia badawcze i metodologie. Gdy je rozszerzamy, aby obejmowały wiele wymiarów bytu, nauka otwiera i uświadamia nam kontekst — zrozumienie interaktywności, ograniczeń, relacji, kultury, paradygmatów, efektów systemowych i wymiarów etycznych.

Nauka umożliwia także konfrontację ze sobą samym naukowca — dlaczego uprawia naukę? Jest to osobiste zrozumienie własnego rozwoju, połączenie się z naturą, rozwój etycznego i mądrego ja, które odczytuje „wołanie duszy”. Jest to także docieranie do istoty Wszechświata, ale też rozwój samego świata, ewolucja świadomości, ale przede wszystkimi służba innym.

Ważnym pytaniem staje się ponadto: Jak uczymy nauki? Jak uczymy o sobie i Życiu jako całości? W takim ujęciu myślenie naukowe jest zagnieżdżone w duszy — a stąd „pedagogika z duszą” czy „humanistyka z duszą” ma swoje znaczące miejsce, a w niej metafory dla nauczania, nawyki umysłu/bytu i ich transformacja, sposoby poznawania i bycia. Literatura: proza, poezja, ale i sztuka: malarstwo, muzyka, taniec, ale i religia/wiara to narzędzia do myślenia, ale i odczuwania duszy, rozwoju indywidualnej świadomości, zarówno ucznia jak i nauczyciela.

W zintegrowanym nauczaniu o Sobie i Życiu nie chodzi tylko o zdobywanie informacji, gdyż ona nie jest w stanie zmienić ludzkich zachowań, ani nauczyć odczuwania Życia. Tego rodzaju nauczanie ma zapewnić uczniom/studentom, ale i sobie — nauczycielowi/naukowcowi — sposoby i możliwości zaangażowania się w zrównoważone zmiany wszystkiego wokół, włączając zmiany w sobie. Każdy bowiem jest na innym poziomie świadomości. Ponadto każdy człowiek nosi w sobie wszystkie wcześniejsze stopnie ewolucji, które stale przekracza. To jest indywidualne, a nie zbiorowe.

Gdy skupimy się na każdej jednostce i włączeniu jej w całość systemu, pozwoli to na zmianę kultury działania na świecie. Zrozumienie różnych memów w społeczeństwie pomoże zaprojektować odpowiednie strategie, aby kształcić i przekształcać zachowania. Nie ma gotowych rozwiązań — one rodzą się w trakcie pracy z żywym „organizmem” pojedynczej osoby, ale i grupy.

W Uniwersytetach Nauk o Sobie i Życiu nie powinno zabraknąć horyzontalnego widzenia dzieci, młodzieży, kobiet i mężczyzn jako równoważnych jednostek. Dotychczasowe społeczeństwa nie traktują wszystkich jednakowo — szczególnie kobiet — jako równoważnych partnerów w społeczeństwie czy rodzinie. Wiele się zmieniło w ostatnim pokoleniu w roli kobiety i partnerstwie w rodzinach. Niemniej nadal nie dotyczy to miejsc pracy czy społeczeństwa, gdzie rola kobiet jest stale marginalna. Parytet bowiem 20% w sejmie, w stosunku do ponad 50% kobiet w społecznościach mówi sam za siebie, jak traktowana jest kobieta — jako byt niższego rzędu. Zaważyły na tym całe pokolenia epoki patriarchatu, gdy pierwiastek żeński wykluczony został w całości ze świata racjonalnego umysłu, nauki, czy kultury, a tego konsekwencje zbieramy nadal.

W omawianym kształceniu ważny jest porządek wertykalny. Dotyczy to porządku rozwoju, a więc zarówno „psychologii głębi”, jak i wzrastania wzwyż, „psychologii wysokości”. O tych poziomach uczy psychosynteza, integrując „piwnicę” Freuda, „tu i teraz” oraz budując „windę” do wyższych pięter wzrostu. Mamy tu więc połączenie podświadomości, świadomości i nadświadomości. Wszystko co znajduje się poniżej ego: archaiczne impulsy, popędy czy fantazje magiczno-mityczne odnoszą się do „psychologii głębi”. To, co jest powyżej ego (wzrost ponad ego) i dotyczy wglądów, iluminacji, wyższych energii, wartości uniwersalnych itp. — jest częścią „psychologii wyżyn”. Ewolucja jest wstępowaniem świadomości od materii, poprzez ciało, umysł i duszę do ducha; natomiast inwolucja jest zstępowaniem świadomości poprzez któryś z tych poziomów. Ważne są też takie pojęcia jak regresja — cofanie się po linii ewolucji, oraz rozwój — pozwalający na posuwanie się do przodu, ale i do góry po tej linii.

W integrującym podejściu — z duszą — coraz istotniejsze stają się kolejne pytania: Czy naukowcy, będąc częścią całej nauki, jako continuum wielorakich perspektyw, mogą wybrać miejsce dla siebie do rozwiązywania konkretnych problemów? Czy nauczając w różnych dziedzinach, dalekich zdawałoby się od siebie, mogą zachęcać studentów czy absolwentów, aby wykraczali poza granice dyscypliny, stając się częścią poziomów kulturowych, dla ich wzrastania? Czy mając na uwadze zrozumienie złożoności problemów globalnych, mogą im pomóc być bardziej świadomymi, odpowiedzialnymi obywatelami świata? Czy wspomagają w nich otwarcie świadomości moralnej i zdolności do czynów służących innym, jak też motywują ich do szerszej i głębszej wiedzy o świecie i ich szczególnej roli w nim, bez względu na to, jaką ścieżkę kariery podejmą?

Tego rodzaju podejście pozwoli na budowanie podstaw dla późniejszych badań i znaczących rozwiązań nowej nauki. Potrzebujemy innych, bardziej sugestywnych metafor dla naukowej wiedzy, opartej nie tylko na logice, ale przede wszystkim na wyobraźni, pozytywnych emocjach, kreatywnym myśleniu, jak też włączeniu intuicji, duszy i ducha, które wykroczą poza newtonowski porządek, w sferę koncepcji integrujących, a może nawet holograficznych.


7. ZINTEGROWANE POSTRZEGANIE — NOWY SPOSÓB POZNANIA

W nawiązaniu do opisanych już spraw niezbędnych do rozwiązywania problemów globalnych zachodzi nie tyle potrzeba, co konieczność przywoływania zintegrowanego podejścia. Problemy te są bowiem złożone i wymagają inter- czy transdyscyplinarnego oglądu. Sposób postrzegania każdej osoby jest bowiem z zasady ograniczony, wynikający z jej osobistych doświadczeń, podobnie jak wykształcenia i zawodowego zaangażowania.

Dla widzenia większej całości musimy więc łączyć sposoby postrzegania różnych życiowych sytuacji, dla wyciągania wniosków odnośnie wspomnianej wyżej złożoności problemów.

Przyglądając się życiu poszczególnych jednostek, zarówno w sferze osobistej czy realizacji planów zawodowych, nasuwa się wniosek, że ich życie jest pewnego rodzaju maratonem, niemniej nie ma ono głębszego sensu. Oczywiście, jeśli dotyczy ono założenia rodziny — to zwykle przypisuje się jej pewne osobiste czy społeczne role. Obydwie te role nie zawsze jednak odzwierciedlają sens istnienia poszczególnego człowieka, a bardziej konieczności zarabiania na życie, nawet kosztem innych. Zrozumienie swojego miejsca w życiu innych i etyczne działania z tym związane nie są u większości brane pod uwagę. Jeśliby bowiem tak było, nie byłoby ani patologicznych rodzin, rozwodów, przestępstw wśród nieletnich i dorosłych, uzależnień, pracy na czarno lub bez zaangażowania, ale też wynalazków szkodzących zdrowiu i życiu indywidualnej osoby czy wreszcie światu. Każdy bowiem widziałby swoje działania w kontekście dobra całości. W tym właśnie zintegrowane podejście powinno znaleźć swoje miejsce, a środowiskiem, które jest do tego najbardziej predysponowane, jest otoczenie uniwersyteckie.

Zintegrowane postrzeganie świata i człowieka dojrzewało przez lata w nauce, ale i poza nią, stąd nie sposób powiedzieć, że nie ma ugruntowanej już pozycji. Wielu badaczy dedykowało temu szereg obserwacji i badań, podobnie jak wiele prac dotyczących tej tematyki. Było ono nazywane początkowo holistycznymi i/lub systemowymi teoriami czy nowymi perspektywami epistemologicznymi. Obejmowało ono wiele alternatywnych podejść, które pokazywały kierunki rozwoju tych teorii i miało wielu swoich reprezentantów.

Może nie było to tak widoczne w Polsce, niemniej uczestnicząc w wielu konferencjach międzynarodowych dotyczących edukacji, nie zawsze w głównym jej nurcie, miałam okazję jakby „przed czasem” zapoznać się z licznymi praktycznymi rozwiązaniami, prezentowanymi przez naukowców z różnych jej dziedzin, którzy „wyrastali przed szereg”. Często stawali się „visiting professors” w różnych miejscach np. w Schumacher College czy Findhorn Foundation. I tak holistyczne czy systemowe teorie obejmowały nowy paradygmat, alternatywne teorie poznania, holizm, a ich przedstawicielami byli: Fritjof Capra, David Bohm, Marilyn Ferguson, Theodore Roszak, Willis Harman, Alfred North Whitehead, Anna Lemkov i in.

Tego rodzaju podejścia transformowały w nowe perspektywy poznawania natury rzeczywistości, które objęły taką tematykę jak: głęboka ekologia, rdzenna mądrość plemienna, duchowość, transpersonalna psychologia, feminizm, kosmologia, filozofia wieczysta, czy wreszcie wschodnia filozofia. I tu wymienić można takich reprezentantów jak: Matthew Fox, Jane Roland Martin, Warrick Fox, Joanna Macy, Huston Smith, Brian Swimme, Aldous Huxley, Bell Hooks, Ken Wilber, Nel Noddings, Stanislov Grof, Charlene Spretnak, Thomas Berry, Chet Bowers, Martin Buber, Michael Polanyi, Naomi Goldenberg, Daisetz Suzuki, Tich Nhat Hanh, Danah Zohar, Ervin Lazlo, David Orr, Abraham Heschel czy Jedi Krishnamurti.

Edukacja holistyczna wyrosła trochę na innym podłożu. Swoje korzenie czerpała bezpośrednio z humanistycznej psychologii i takich postaci jak: Abraham Maslow, Roger Walsh, Rollo May, Erich Fromm, George Kelly, Herbert Marcuse, Carl Rogers, George Leonard. Na tych przykładach wyrastali konstruktywni edukatorzy w latach 70—90 XX wieku oraz tzw. wspólne uczenie się, czy meta-poznanie, reprezentowane przez takie nazwiska osób jak Lev Vygotsky, Howard Gardner, Ken Tobin, Kieran Egan, Peter Taylor. Ten rodzaj nauczania wyłonił holistyczną edukację lat 70-tych i później, której cechami stały się troska, kreatywność, transformacja. Jej przedstawicielami byli: Ron Miller, Jack Miller, Douglas Sloan, Gregory Cajete, Gregory Smith, Rachael Kessler, Ramon Gallegos Nava, Atsuhiko Yoshida, Jeffrey Kane, Phil Gang, Edward Clark, Parker Palmer, Richard Brown, Raine Esler, Roger Stack, Sue Stack, Roger Prentice.

Tego rodzaju holistyczne podejście w polskiej pedagogice reprezentowali chociażby Janusz Gnitecki, Kazimierz Denek, Tadeusz Frąckowiak, Wojciech Pasterniak czy Andrzej Szyszko-Bohusz. W wymienionej przy J. Gniteckim publikacji, autor przygląda się transcendencji i descendencji w edukacji na przykładzie przeprowadzanego eksperymentu pedagogicznego — supernauczania w szkole — oraz jakościowym i ilościowym zmianom, osiągniętym w jego trakcie. Zajął się także sformułowaniem dyrektyw pedagogicznych dla nauczycieli, którzy chcieliby projektować kształcenie stymulujące rozwój w oparciu o zintegrowane zadania szkolne. Efektem tego eksperymentu oraz wcześniejszych wieloletnich poszukiwań badawczych w ramach Seminarium Edukacji Alternatywnej i dyrektyw było także przygotowanie studiów podyplomowych „wzrastania wzwyż” na UAM w Poznaniu. Przedwczesna śmierć Profesora nie pozwoliła na kontynuowanie tej nowej drogi.

W tym samym czasie (początek lat 90-tych XX w.) odbywały się w Polsce liczne konferencje poświęcone holistycznemu podejściu w edukacji. Jednym z przykładów jest chociażby międzynarodowa konferencja p.t. Kształcenie holistyczne jako zadanie szkoły oraz wydana książka pod redakcją Bogusława Śliwerskiego Edukacja alternatywna — dylematy teorii i praktyki, a w 1997 roku moja książka p.t. Edukacja integrująca — alternatywa czy konieczność?.

Warto wrócić jeszcze do Kena Wilbera i jego czterech ćwiartek, aby przyjrzeć się, jak wymienieni wyżej myśliciele mogą być umieszczeni w kwadrantach Wilbera. Na przykład Parker Palmer ma kluczowe znaczenie dla wewnętrznych przestrzeni nauczycieli (JA), Nell Noddings jest zainteresowany opieką w szkołach i tworzeniem społeczności preferujących troskę o ucznia (MY), a David Orr jest zainteresowany przekazywaniem informacji zwrotnych od systemów, aby uczyć się bezpośrednio od ekologów (TE)

W pierwszej ćwiartce K. Wilbera (przestrzeń Ja) można umieścić Parkera Palmera, Thich Nat Hana, Batesona, Mezirowa, O’Sullivana, Rousseau, St. Grofa. W ćwiartce II mieści się A. Maslow; w III — Nel Noddings, Bel Hookes, Habermas, Friere Belinky a w IV — Gregory Bateson, Joanne Macy, David Orr, Fritjof Capra, Ervin Laszlo, Suzuki, Swimme. Między pierwszymi ćwiartkami — Dewey, Steiner, a między dwiema drugimi ćwiartkami — J. Miller, Gallegos, Nava Cajete, Vygotsky.

Holistyczne — to wyrażenie używane przez wiele osób lub szkoły, a także stosowane w opisach programów nauczania. Można je znaleźć we współczesnych czasach w takich dziedzinach, poza wymienioną już pedagogiką, jak: medycyna, pielęgniarstwo, przedsiębiorczość, ekologia i wielu innych. W Polsce to pojęcie wprowadziła np. do pielęgniarstwa Urszula Krzyżanowska-Łagowska, zwracając szczególną uwagę na aspekt duchowy człowieka. Tego rodzaju spojrzenie spotykamy też w filozofii polskiej, którym zajął się Janusz Kuczyński w inicjatywie Centrum Uniwersalizmu przy Uniwersytecie Warszawskim i Polskiej Federacji Życia. W Bibliotece Dialogu ukazała się książka p.t. Ekologia ducha, prezentująca duchowość w postaci takich tematów jak mistyczna, dialogiczna, duchowa recepcji natury i odpowiedzialnej duchowości uczonego, aksjologiczność duchowości, duchowość przestrzenna i cyberprzestrzeni, jak też duchowość ponowoczesna. Z tego wyrosła też medycyna uniwersalistyczna Kazimierza Imielińskiego, włączająca interdyscyplinarne wspieranie zdrowia i cały nurt duchowości w filozofii i humanistyce, prezentowany przez Halinę Romanowską-Łakomy w jej własnych pracach oraz zbiorowych pod jej redakcją,,,,

Tego rodzaju podejście odnosi się do kształcenia całej osoby, określonego zestawu zasad, filozofii, stanu integracji, zintegrowanego programu nauczania, uwzględnienia wielu poziomów rozwoju aż do osiągania pełni człowieczeństwa. Bazuje ono na przekonaniu, że jesteśmy duchowymi istotami w połączonej rzeczywistości materialnej i duchowej. Jest to bardziej systemowe — całościowe i zintegrowane ujęcie osoby funkcjonującej w świecie.

Holistyczna edukacja w jej początkowym kształcie nie określała dokładnie znaczenia duchowości, traktując ją raczej jako poszukiwanie sensu i znaczenia w życiu, głębi swojego istnienia. Z tego też powodu jest ona neutralna, pasująca do każdej konfesji, w której dziecko/dorosły znajdzie umocowanie w tym, co sam potrzebuje zrozumieć i doświadczyć, często znajdując głębsze zaangażowanie w to, co czuje od środka, niemniej nie może tego pojąć.

Edukacja XXI wieku, obejmująca zintegrowane podejście, jest uczeniem się o współzależnościach, wspólnych znaczeniach i historii, uczestnictwie w życiu oraz sobie — jako osobie, mającej duchowy aspekt swego istnienia. Angażuje się więc w: fizyczne / umysłowe / emocjonalne / duchowe sfery życia. Samo poszerzenie pojęcia inteligencji o wiele jej przestrzeni: IQ / EQ / SQ, pomaga wspierać każdą z nich, bazując na całościowej wizji człowieka w zintegrowanym, holistycznym ujęciu.

Zintegrowana edukacja pozwala osiągnąć wiele umiejętności, prowadzi do głębokiego zrozumienia siebie, licznych kompetencji osobowych i duchowych oraz mądrości, stawiania podstawowych pytań, rozwoju kreatywności, wglądów, podróży poprzez życie i w przyszłość, wzrastania, transformacji i czerpania radości z życia, odkrywania jego znaczenia i celu.

Zintegrowane kształcenie eksponuje nowe sposoby rozumienia świata — bazując na głębokiej ekologii, teorii systemów, czy chaosu, pogodzenia materialistycznej perspektywy z duchowym poszukiwaniem teorii integrującej. Wkraczając na drogę rozwoju osobistego i transpersonalnego pobudza budowanie zdolności do refleksji, samoświadomości, wglądu, uważności, etycznych działań dla innych i Planety. Nauczyciel/naukowiec nie jest tym, który posiadł wiedzę absolutną i jest jedynie jej przekaźnikiem, a bardziej jest tym, który słucha, prowadzi — niczym przewodnik w górach — ale uczy się także z doświadczeń innych. Pomaga to w budowaniu społeczności uczących się, w oparciu o przynależność, dzielenie się i wspólny cel — wzrastania.

Tego rodzaju edukacja jest wielkim wyzwaniem dla nauczyciela, gdyż jest on w stałym procesie rozwoju, często dekonstrukcji jaźni, dla ponownego zrozumienia siebie, swojej kultury, jak też osobistej historii. W trakcie tego procesu uczenia i uczenia się, nauczyciel przegląda swoje myślenie, bycie, nawyki, swój sposób postrzegania świata, często sprzeczny z tym, co wnoszą młodzi. Niemniej, aby zrozumieć siebie, trzeba zrozumieć system, w którym się znajduje, świat, w którym się żyje. Może okazać się, że jaźń nauczającego jest głęboko uwikłana w długoletnie nawyki i przekazane przez innych przekonania, które mogą hamować jego własny rozwój. Nie można przecież przez lata śnić tego samego snu, czy ubierać się w dziecinne ubranka, bo nauczono nas takich wzorców. Musimy odnaleźć własne wzorce myślenia, ale też bez myślenia i słuchania, oczyszczania się od zbędnych, cudzych przekonań.

Będąc częścią globalnej wspólnoty o podobnych celach — trzeba samemu być w nieustannym rozwoju oraz rozumieć i badać eksperymentalnie, co to znaczy rozwijać edukację/naukę, która ceni całą osobę, w tym jej duchową jaźń. Dotyczy to więc uczenia się z różnych perspektyw i podejść innych osób, zaangażowania w dyskurs i dochodzenie do wspólnych ustaleń.

Nie da się zaprzeczyć, że wiele dzieje się w sferze społecznej, mimo że nowy paradygmat nie został nadal ogłoszony przez naukę. To bowiem Życie i jakość relacji międzyludzkich dyktuje warunki społecznego funkcjonowania i potrzebę zmiany. Ostatnio na przykład mówi się i pisze wiele o tzw. turkusowych organizacjach w biznesie, choć jeszcze kilka lat temu odkryto w zarządzaniu „błękitne oceany”, zamiast czerwonych — odpowiadających konkurencyjnym działaniom firm. Niemniej tego rodzaju różnicowanie ludzkich działań w sferze przedsiębiorczości dotyczy wszystkich zbiorowości, także naukowców (turkusowy mem). Kolorystyka i odmienne nazwy wiążą się z modelem rozwojowym dynamiki spiralnej Clare Gravesa i kontynuowanego przez Don Becka oraz Clare Cowana. Określili oni różne poziomy istnienia „ja” (self), które nazywają „meme”, jako stopniowe podporządkowanie starszych, niższego rzędu systemów zachowań strukturom młodszym. Don Beck i Covan odwołali się w swojej propozycji do Alberta Einsteina i jego stwierdzenia, że problemów, które stworzyliśmy na jednym poziomie świadomości nie da się rozwiązać z tego samego poziomu. Żyjąc w niebezpiecznych czasach globalnych kryzysów jesteśmy w stanie przygotować grunt (zarówno lęgowiska, glebę jak i siedliska) dla kolejnych pokoleń, które będą modelami nowej egzystencji. To, co stworzyliśmy dotychczas rodzi bowiem coraz więcej problemów, których nie da się rozwiązać dotychczasowymi sposobami.

Właśnie ten czas jest odpowiedni do działań naprawczych. I to już się dzieje w wielu dziedzinach, szczególnie w naukach o zarządzaniu, a stąd antycypując podobnego rodzaju zmiany w naukach socjologicznych, a w konsekwencji humanistycznych. Można tu wymienić takie nazwiska jak Leszek Krzyżanowski, Jan Klimek czy Krzysztof Obłój, a także Andrzej Blikle.

Już w 1999 roku na World Forum podjęto tematykę nowego paradygmatu, który pozwoliłby poradzić sobie z problemami ludzkiego życia i złożonością warunków. Musiałby on uwzględniać znacznie więcej zmiennych niż brano dotychczas pod uwagę i rozwiązywać więcej, często nieprzewidzianych problemów. Problemy przestały być bowiem lokalne, a stały się globalne, a stąd potrzebna jest interdyscyplinarna i trans kulturalna perspektywa.

Jak widać, poprzednie modele światopoglądowe nie sprawdziły się. Potrzeba więc systemu otwartego, dla stale zmieniających się warunków. Ponadto musi być on oparty na coraz większej złożoności problemów, a stąd włączać wszystkie poprzednie ujęcia, jako przyjęte dla konkretnych okoliczności, w których istniały. Musi, biorąc pod uwagę coraz bardziej subtelne badania ludzkiego mózgu, włączać je, podobnie jak wszystkie dziedziny ludzkiego życia, zaczynając od biologii, psychologii, kończąc na duchowości. Ma zbierać w całość różnice kulturowe i ich ewolucyjny rozwój, jak też różnorodne modele ekonomiczne i polityczne.

To, co jest szczególnie istotne, to spojrzenie probabilistyczne, a więc przyszłe wizje i możliwości ich transformacji i wygaszania. Nowy paradygmat ma także wziąć pod uwagę standardy życia, jego jakość i ich elementy, niczym jednostki DNA kodu genetycznego człowieka. Nowy paradygmat powinien być równie ważny dla jednostek, grup organizacyjnych, jak i ogółu społeczeństwa.

Zintegrowane kształcenie potrzebuje więc na początku dostrzec jednostkę, bazując na jej mocnych stronach i talentach oraz pracy nad słabościami i ograniczeniami. Ale ona -jednostka — jest częścią wspólnoty i wymaga włączenia jej w zbiorowe działania. Do tego celu potrzeba innych ekspertów, aby znaleźć sposoby na stworzenie „kleju” między wszystkimi uczestnikami, a to może przynieść nowe zrozumienie całości i niezbędną dla tego celu aktywność. W tym ujęciu warto włączyć otwartość na synchroniczność i zbiegi okoliczności (sytuacje nieprzewidywane); podobnie jak zrozumienie większego celu, do którego zmierzają jednostki i grupy. Sam proces zbierania się, w celu rozwiązania jakiegoś problemu jest faktycznie okazją do globalnej transformacji i ewolucji świadomości. Uczestnicy mogą spojrzeć poza strategię w sferę wizji, a to pozwala na zaangażowanie innych osób w proces, który może rezonować głęboko w ich duszach, umożliwiając przestrzeń do rozkwitu i przemiany.


8. CAŁOŚCIOWY OBRAZ CZŁOWIEKA I ŚWIATA DO ZASTOSOWANIA DO FILOZOFII NAUKI JUŻ OD ZARAZ

Spodziewamy się, że jeden człowiek da nam odpowiedzi

na wszystkie pytania i przedstawi „syntezę”.

A potem, kiedy autora powitano za danie nam dużo,

odkrywa się, że dał nam mniej niż wszystko,

stąd odwracamy się od niego,

reagując rozczarowaniem, że nie dał nam nic.

Lionel Trilling

Przyjrzyjmy się obecnie, jak można stworzyć całościowy obraz człowieka i świata, poddając refleksji jego kondycję, społeczeństwo i stan globu. W ten sposób jesteśmy w stanie wyartykułować filozofię nauki, którą zastosujemy w niej już od teraz.

Podzielony obraz świata, dokonany przez naukę co najmniej 600 lat temu przynosi coraz dramatyczniejsze konsekwencje, i to zarówno indywidualne, jak i społeczne.

Żyjemy jako ludzkość w świecie zagrożenia różnorakimi kryzysami, począwszy od zmian klimatycznych, poprzez konflikty międzynarodowe i wojny lokalne, ale też walki w samych społeczeństwach o dominację jednej partii czy siły politycznej nad drugą. To, co nas wewnętrznie gnębi — w samych społeczeństwach — to skamieniałe światopoglądy, które nie dopuszczają innej opcji, oraz oparte na nich systemy edukacyjne, nastawione na niekończące się przekazywanie wiedzy, zamiast wychowania i wspierania rozwoju dziecka i nastolatka, także dorosłego — jako człowieka.

Mamy również do czynienia z kryzysami systemów ochrony zdrowia na całym świecie, skupionych na likwidowaniu objawów w chorobach, a tym samym wzroście sprzedaży leków, czyniąc choroby przewlekłe i nieuleczalne. Dotyczy to także braku wiedzy i ignorancji społeczeństwa, dotyczącej wzięcia odpowiedzialności za swój dobrostan i zdrowie, ale też brak metod poznawania siebie (edukacji o sobie) i świata, opartych o zrozumienie doświadczania (czucia) siebie i otoczenia. Gdy ludzkość dociera do punktu krytycznego (tzw. punktu chaosu) zwykle następuje przebudzenie i potrzeba czegoś innego, czegoś więcej.

Jesteśmy obecnie w tym zasadniczym momencie dziejów. Wszystkie dziedziny życia wołają o zmianę, gdyż prezentują zaburzone relacje równowagi w całych ich przestrzeniach, a to ma także swoje konsekwencje w skali globalnej.

Ten obraz „popsutego świata” można poszerzać o relacje międzyludzkie w społeczeństwie: agresję do innych, wrogość, podjudzanie, ocenianie i krytykę, odrzucanie i negację, wykluczanie. Ma to swoje konkretne odbicie chociażby w polityce czy administracji, gdzie kolejne obozy zwalczających się jednostek czy grup społecznych marnują potencjał ludzki i społeczne środki na spory, zamiast zajmować się sprawami o priorytetowej wadze dla całego społeczeństwa czy nawet globu, chociażby rozwiązania przeciwdziałające zmianom klimatycznym czy dewastacji środowiska, jak i zabezpieczeniom przed skutkami katastrof klimatycznych czy ekologicznych.

Podobnie relacje w rodzinie, oparte na przemocy, agresji, dominacji płciowej, mają swoje konsekwencje zarówno pokoleniowe, jak i odbijające się w jakości społeczeństwa i świata, a co za tym idzie w jakości zdrowia, widzianego jako fizyczne, psychoduchowe i społeczne. Zatracie uległy nie tylko więzy rodzinne, ale szacunek do indywidualnego człowieka czy członka rodziny, brak troski i wsparcia. Wręcz przeciwnie, ujawniło się narastanie patologii rożnego rodzaju, kończących się tragicznie nie tylko w jej kręgu, a na zewnątrz — w otoczeniu czy nawet w skali świata. Odniesieniem do tego opisu mogą być np. pojawianie się w społeczeństwach radykalnych grup, reprezentujących polaryzację poglądów (fundamentalizm, nacjonalizm), zamordowanie ucznia przez drugiego ucznia w jednej z warszawskich szkół w maju 2019 roku, wydarzenia powtarzające się już kolejny raz — zastrzelenie uczniów i nauczycieli w jednej ze szkół amerykańskich przez młodego człowieka, czy sięgając dalej w historię — systemy totalitarne w krajach komunistycznych albo II wojna światowa, jako efekt odreagowania Hitlera swoich doświadczeń dzieciństwa na ludzkości.

Wróćmy jeszcze na chwilę do zdrowia i braku odpowiedzialności za nie poszczególnej jednostki, a oddawanie go w ręce innych, będącego przecież swoją najbardziej intymną sferą. Jest to przykład wadliwej edukacji, a tym samym paradygmatu nauki, objawiający się w efekcie w wadliwym stylu życia i odżywiania, czasem także niewłaściwie zastosowanego leczenia. Prowadzi on do utraty mechanizmów autoregulacyjnych ciała, w tym osłabienia układu immunologicznego. Ten ostatni może zostać wyłączony w wyniku chociażby nagminnego stosowania antybiotyków.

Podobnie, stosowanie bez kontroli i refleksji urządzeń i to zarówno w diagnostyce, jak i życiu codziennym, naruszających pole elektromagnetyczne człowieka, a tym samym jego połączenie z Kosmosem, wywołuje konkretne skutki, które opisano w piśmiennictwie chociażby w postaci narastającej liczby dzieci z ADHD czy ADD (deficyty uwagi). Dzieci te zresztą są leczone środkami farmakologicznymi typu Ritalin (obniżającymi pobudliwość psychoruchową), a jednym z objawów ubocznych tego leku jest nadreaktywność, jako tzw. efekt halo — gdy lek przestaje już działać, natomiast kumuluje się z reakcjami ciała, dając wielokrotne wzmocnienie.

Wracając do niekontrolowanego stosowania leków, chociażby u ciężarnych, warto wspomnieć kilkadziesiąt lat temu Talidomid, który to lek, mający wpływać na poprawę nastroju, spowodował rodzenie się dzieci z patologicznie ukształtowanymi ciałami (potworki).

Wszystko to razem potrzebuje nowej wizji świata i nowych sposobów życia i przetrwania, jak również leczenia i edukacji, które będą mieć nieustannie na uwadze podstawową przysięgę medyczną Hipokratesa, którą należałoby wprowadzić również do edukacji: „primum non nocere”, ale i dalszy jej ciąg: ”wspomagać uzdrawiające siły natury” Odpowiedzi dotyczących podstawowej egzystencji człowieka domagają się pytania, stawiane przez wielu np. Co jest sensem życia? Dlaczego tu jestem? Co znaczy spełnione życie? Co to jest dobro, prawda, piękno w życiu? Co jest ważne w życiu człowieka? Jakie jest znaczenie bycia człowiekiem?

Od jakiegoś czasu nieliczni jak na razie naukowcy na świecie podjęli w swoich badaniach tematykę świadomości, choć bywa, że zajmują się nią poza głównym jej nurtem. Dzieje się tak dlatego, że obowiązujący nadal paradygmat newtonowsko-kartezjuszowski „człowieka-maszyny”, nie wyjaśnia wielu zagadnień dotyczących człowieka, jako istoty wielowymiarowej, podłączonej do ogólnego porządku Wszechświata — za Davidem Bohmem — Implicate Order.

Niemniej powstają na świecie instytuty typu Institute of Noetic Sciences czy Institute of Integral Studies lub chociażby Research Institute of Human Evolution, podobnie jak konkretne placówki edukacyjne nauczające na poziomie uniwersyteckim, jak SEED czy Schumacher College lub New Education Faculty w Findhorn Foundation. Szczególnie te ostatnie nawiązały współprace z różnymi wydziałami uniwersytetów w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych, stając się placówkami praktycznego wykorzystania nowych modeli nauczania, wypracowywanych przez dziesiątki lat przez pionierów nowego podejścia, wykorzystując je obecnie w życiu społecznym.

Wiele środowisk wywodzących się z nauki, niemniej nie zawsze w niej osadzonych, ze względu na obowiązujące nadal stare paradygmaty, od wielu już lat głosi, że spójna świadomość tworzy porządek globalny. Opierając się bowiem na odkryciach fizyki i mechaniki kwantowej uważają one, że istnieją w świecie subtelne interakcje, które łączą ludzi ze sobą, podobnie jak i z Ziemią i całym Kosmosem. Dla tych środowisk cała ludzkość jest częścią „porządku” Wszechświata. Istnieją już obecnie generatory (chociażby typu RNG), które są w stanie wyłapywać i badać te subtelne zmiany, rejestrować je i interpretować. W sytuacjach jednoczących ludzi, gdy następuje synchronizacja ich uczuć, uczeni są w stanie określić wyłaniającą się noosferę lub Jednoczące Pole Świadomości, opisywane zresztą od wieków przez mistyków wielu kultur.

International Coscioussness Research Laboratories, które wiele lat temu było częścią Princetown University pracuje niezależnie nad wypracowaniem projektu Globalnej Świadomości (Global Consciussness Project). Jest to międzynarodowa interdyscyplinarna współpraca naukowców i inżynierów, opierająca się na zbieraniu danych w sposób ciągły z globalnej sieci fizycznych generatorów liczb losowych, zlokalizowanych w 70 miejscach na całym świecie. Są one przesyłane do centralnego archiwum, które zawiera już przeszło 15 lat danych.

Celem wyżej wspomnianego projektu jest zidentyfikowanie, w jaki sposób tworzy się spójna świadomość, niezbędna zresztą dla zaistnienia porządku na świecie. Projekt bada subtelne korelacje, które odzwierciedlają aktywność świadomości w świecie, głównie związanej z jakimiś ważnymi światowymi wydarzeniami. Subtelne, ale realne efekty świadomości są nie tylko ważne dla celów naukowych, niemniej mają istotne znaczenie dla edukacji dla powstania zdrowych zmian w systemach w skali globu. Wysoka świadomość ma bowiem konkretne skutki w świecie fizycznym, powstając jako suma interakcji świadomości ludzi i Ziemi. Wiedząc o tym, można świadomie pracować nad lepszą przyszłością dla całej Planety.

Badania wnoszące wiele do odkrywania spektrum świadomości prowadzone były także przez otoczenie K. Wilbera. Ten filozof zajmuje się integralną wizją, ukazując szerokie ramy oraz perspektywę dla filozofii nauki, tworząc wiele syntez myśli filozoficznej i naukowej różnych epok. Jego język jest zrozumiały dla osób podążających tego rodzaju tokiem integralnego myślenia, przyglądając się rozbudowywaniu zasadniczego modelu. W roku 2001 ukazała się w Polsce książka F. Vissera, opisująca ewoluowaniu modelu świadomości prezentowanego przez K. Wilbera poprzez lata.. Widać na przestrzeni epok, opisywanych przez tego filozofa, wyłaniający się „porządek rzeczy” od filozofii wieczystej i starożytnych przesłań aż do psychologii transpersonalnej czy wreszcie spektrum świadomości. Wilber wyjaśnia kryzysy i nowe orientacje — odkrywanie zapomnianych prawd, ujawnianie etapów rozwoju w psychologii rozwojowej, formułowanie nowego paradygmatu, łączenie fizyki i mistyki, poszerzanie horyzontów, prowadząc do „trylogii” Kosmosu i globalnej świadomości, wreszcie integracji nauki i religii — dla zbudowania spójnej teorii jedności.

Obraz Wilbera staje się klarowny, patrząc w perspektywie lat integrowania wielu nurtów, pokazując wizję nie tyle autora, ile Wyższą Inteligencję i Wyższy Porządek, który jednoczy wszystko w jedną spójną całość świata. Można tu więc obserwować nie tylko nauki materialistyczne i ich dorobek dla materii, ale także wszystko to, co odnosi się do człowieka — jego osobowości — w klasycznej psychologii — jak i wychodząc naprzeciw nowemu podejściu w filozofii i psychologii rozwoju.

Rozwój jest jednak niekończącym się procesem, stąd jesteśmy w stanie dodać za Wilberem dziedziny duszy, badając je w sferze psychologii transpersonalnej (taka jest chociażby psychosynteza — psychologia z dusza), czy wreszcie wkroczyć w dziedziny Ducha. Tym samym dochodzimy do spójnej integracji wszystkiego ze wszystkim czyli „mapy i terenu” — a więc integralnego modelu K. Wilbera. Dzięki niemu mamy możliwości poznania czy samopoznania, ale także przewodników (chociażby K. Wilbera) — czyli tych ludzi, którzy przeszli tę drogę (i kroczą ją nadal, gdyż jest niezgłębioną) i terenu, który ona wytycza do dalszego eksplorowania. Nie można bowiem tej wewnętrznej drogi przebyć zbiorowo — należy ją poznawać indywidualnie, a wszystkie wnioski wyciągnięte z tej podróży w głąb siebie okazują się wyjątkowo spójne z innymi ludźmi, którzy także podążają drogami do głębi siebie.

Kontynuując zapoczątkowaną w poprzednim akapicie perspektywę modelu K. Wilbera, warto zatrzymać się na chwilę nad nim, aby zastosować go do codziennego życia w sensie indywidualnym i społecznym. Nauka ma bowiem przekładać się na Życie, ma wyjaśniać Życie, ma pomagać żyć, znajdować rozwiązania na nurtujące człowieka i społeczeństwo problemy. Właśnie Wilber, będąc filozofem-integrystą zajął się sprawami dotyczącymi rzeczywistych problemów Życia, patrząc na procesy społeczne, podsumowując upadek komunizmu i postmodernizm, wyciągając z tego wnioski dla przyszłości. W jednej z dyskusji postawił on np. pytanie, warte refleksji: czy wojna, dyktatura, ekologiczne niszczenie i inne współczesne problemy, związane są z dominacją męskiej struktury społeczeństwa? lub inaczej — czy przyszłość ludzkości wymaga kobiecej ręki?

Jest to wyjątkowo ważny aspekt rozwojowy, szczególnie w zintegrowanym modelu, jak i w zrównoważonym społecznym rozwoju, gdyż dominacja jednej płci nad drugą w wielu sferach życia przynosi nierównowagę, a w konsekwencji zarówno patriarchat, czy znany we współczesnych czasach feminizm. Wilber wyróżnia cztery główne napędy każdej czującej istoty we Wszechświecie: samozachowawczy (męski)) oraz w kierunku tworzenia wspólnoty (relacji — żeński). Można myśleć o nich jako o horyzontalnych napędach, opisujących istotę współpracy z innymi ludźmi na tym samym poziomie rozwoju. Istnieją również dwie sfery pionowe, czyli wertykalne: samo transcendencji (Eros) i samo-ogarniania (Agape), które są postrzegane również jako męski i żeński.

Patrząc z perspektywy Życia, można jednak zauważyć, że na przestrzeni zaledwie dwóch pokoleń niektóre kobiety wykształciły męskie cechy charakteru, szczególnie w biznesie, polityce, czy znalazłszy się w zawodach typowo męskich, zatracając kobiece predyspozycje — wspólnoty i budowania więzi. Podobnie jest z mężczyznami, którzy wychowani głównie przez kobiety, zagubili swoje męskie atrybuty. Wymaga to powrotu do początku, a więc do swojej autentycznej natury, odkopania swoich archetypowych wzorców. Dopiero wtedy można zacząć tworzyć nową wizję przywództwa, jak i zrównoważonego, społecznego rozwoju.

Jest to wyzwanie chwili dla wszystkich, nie wykluczając nikogo, a wprost przeciwnie, włączając każdego dla budowania zdrowego, zrównoważonego społeczeństwa i świata. Jest to jednoznacznie rozwojowa perspektywa, atrakcyjna dla poszczególnych jednostek, która liczy na wkład każdego w służbie społecznej — dla dobra świata — dając równe szanse każdemu dla podnoszenia swojej świadomości na wyższy poziom rozwoju. Nie dotyczy to bowiem kwalifikacji — dotyczy natomiast „jakości człowieka” i świata, które, jak wspomniałam wyżej, stają się obecnie coraz bardziej ważne i do tego mierzalne przy pomocy wyżej wspominanej aparatury naukowej.

Zdaniem K. Wilbera, nauka zarejestrowała dwa etapy rozwojowe: nowoczesność/modernizm i ponowoczesność/postmodernizm, który przyszedł jakby mimochodem po pierwszym etapie, niemniej większość populacji (70 %) ludności świata nie zdążyła zasymilować jeszcze wcześniejszych etapów, pozostając nadal na niskich poziomach świadomości. Tym samym nie jest gotowa na przyjęcie nowych. Niemniej modernizm i następujący po nim okres zaczął dostrzegać prawa wszystkich istot, bez względu na rasę, religię, wyznanie, orientację seksualną, tym samym zakreślając pluralistyczne, a więc integralne podejście.

Zintegrowana perspektywa daje bowiem prawo do istnienia wszystkim poglądom, a więc wszystkim jednostkom, tym samym biorąc pod uwagę badania rozwojowe, które pokazują przejście od egocentrycznej (ja, mnie), do etnocentrycznej (ciebie, nas), poprzez światocentryczny (nas wszystkich), do kosmocentrycznego podejścia (wszystkie istoty czujące). Odzwierciedla to zresztą sytuacje w świecie, w którym 70% ludności reprezentuje tę pierwszą perspektywę światopoglądową, nie wykluczając żadnej opcji, zarówno niższej jak i wyższych, obejmując je w całościowym podejściu. Otwiera to też rozwojową perspektywę dla każdego, zależną jedynie od jego woli zrozumienia swej indywidualnej roli we współtworzeniu świata (świadomości społecznej). Powstaje jedynie pytanie, w jaki sposób można pomóc ludziom rozwijać się do bardziej dojrzałych, złożonych perspektyw i rozumieć całość świata, która jest ponadto i mimo wszystko większa niż suma części.

Dla wielu ludzi staje się coraz bardziej oczywiste, że obecny stan ludzkości jest nie do utrzymania, co powoduje więcej szkód społecznych, pogłębiając także separację i cierpienie indywidualnych jednostek. Podczas konferencji w 2008 roku TED (Technology, Entertainment, and Design), były wiceprezydent USA Al Gore podsumował zrównoważony rozwój i życie w 21 wieku w kilku punktach, dając jednocześnie rozwiązania, jak go osiągnąć. Można to w skrócie ująć następująco:

• wzrost człowieka dotyczy wielu poziomów świadomości;

• obecne poziomy świadomości nie są wystarczająco zaawansowane, by rozwiązać aktualne problemy w skali lokalnej i globalnej

• wzrost jest nieunikniony• istnieje konieczność rozwoju indywidualnego, jak i zbiorowego.

Nawiązując do tej wypowiedzi, można przywołać znowu, pasujące do niej refleksje K. Wilbera w kolejnej z dyskusji na temat struktury świadomej ewolucji. Zacytował on tamże jedno z przysłów afrykańskich, które głosi, że „jeśli chcesz iść szybko, idź sam, jeśli chcesz iść daleko, idź razem” — stąd nasuwa się wniosek, że mamy iść daleko i szybko, bo inaczej dotrzemy donikąd. Jest to alternatywa przeżycia dla ludzkości: zginąć lub przetrwać i ewoluować — a tym samym przejść do kolejnego etapu ewolucji i większej dojrzałości, poprzez indywidualne podnoszenie świadomości na wyższy poziom. Da to gigantyczny skok w zbiorowej świadomości (o czym nadmieniłam powyżej przy opisie eksperymentu ze zbiorową świadomością).

Integralna wizja pozwala zresztą na realizowanie nie tylko pojedynczych ludzkich ambicji, indywidualnych darów i talentów, ale wychodzi naprzeciw wołaniu każdej ludzkiej duszy do samospełnienia się w świecie — w służbie innym. Realizowanie siebie podwyższa kondycję ludzkiej egzystencji, pozwala wszystkim na wzrastanie, włącza każdego, zamiast dotychczasowego wykluczania. Jest to więc pozytywna wizja poszczególnej jednostki, jak i całego świata, za którą warto podążać, stając się indywidualnym kreatorem zmiany.


INFORMACJA, KULTURA, DUCHOWY DOROBEK I ROZWÓJ.


Jako indywidualne jednostki nie możemy uciec od wzrastania, od integrowania różnych aspektów siebie w powiązaniu z całym światem. Szczególnie trzydzieści ostatnich lat przyniosło nam dostępność niezliczonej ilości informacji, jak i wszelkich kultur, ich przejawów, tradycji, ale i współczesności. W przeszłości człowiek żył, bywało przez całe swoje życie w jednej wiosce, czasem w tym samym miejscu pokoleniowo, tam zakładał rodzinę i tam umierał. Obecnie ma on dostęp do wszystkich dóbr kultury, nauki i edukacji, gdyż wszystko ma w zasięgu ręki i dostępu do Internetu, w tym publicznego. W ciągu krótkiego czasu może żyć na innym kontynencie, uczyć się, pracować, zakładać rodzinę. Wiedza stała się globalnie dostępną, podobnie jak i mądrość wszelkich epok i cywilizacji.

Duchowy dorobek pokoleń, podobnie jak potencjał duchowego wzrostu stoi otworem zarówno dla naukowych badań wielokulturowych, światowych tradycji, jak i dla przeciętnego człowieka. Nie jest on już ograniczany czasem ani przestrzenią, może stać się wolny od przeszłych doświadczeń czy narzuconych światopoglądów i wolny do wolnych wyborów swojej duchowej drogi. Tym samym jest w stanie znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie według własnego wyboru. Wszechstronna, wieloskładnikowa baza (mapa) informacyjna powstaje sama z siebie, zgodnie z własną intencją, ułatwiona przez społeczne media i internetowe łącza, zawierająca wszystko, co potrzeba do stworzenia dla siebie kierunku rozwoju. Pomaga ona dotrzeć do kompleksowej mapy ludzkich potencjałów, gromadzonych i przetwarzanych przez tysiąclecia systemów i modeli rozwoju człowieka.

Mapa ta, zdaniem przywołanego tu K. Wilbera, pozwala czerpać z wiedzy i mądrości epok, począwszy od starożytnych szamanów i mędrców do współczesnych odkryć kognitywistyki, pozwalających znaleźć klucze do odblokowania i ułatwienia ewolucji człowieka, podnoszenia jego poziomu świadomości na wyższy poziom. Sięgając do Integralnej Mapy K. Wilbera, zawierającej budujące ją elementy: ćwiartki, poziomy, linie, stany i rodzaje, można je odczytywać we własnej świadomości, stąd nie są to tylko koncepcje teoretyczne, a aspekty własnego doświadczenia. Jest ona pomocna we wszystkich dziedzinach życia, gotowa do zastosowania w każdej, pozwalając na wzrastanie, głębsze zrozumienie siebie i tego w czym każdy uczestniczy.

Zintegrowane podejście pomaga zobaczyć zarówno siebie jak i świat wokół w sposób bardziej kompleksowy. Będąc mapą, pozwala na poruszanie się po niej, niemniej nie jest odzwierciedleniem terytorium, czyli indywidualnej przestrzeni w każdym. Tutaj zadanie jego odkrywania należy do jednostki.

Patrząc z perspektywy czasów, można by podsumować, że Newton pogodził prawa rządzące niebem i Ziemią, Einstein — prawa materii i energii, natomiast teoria integralna daje możliwość i umiejętności dotarcia do różnych paradygmatów myślenia i współdziałania, złożoności Wszechświata i zrobienia z nich wielkiej syntezy. W tej zintegrowanej przestrzeni pomiędzy różnymi paradygmatami możemy znaleźć consensus i pogodzić różnice zdań między atomistami i holistami, idealistami i materialistami, umysłem i ciałem, jak też tym, co duchowe i materialne..

W zintegrowanym życiu, używając integralnej mapy lub podobnej struktury opartej na syntezie, możemy ułatwić i znacznie przyspieszyć interdyscyplinarne gromadzenie danych (wiedzy), tworząc integralną kulturę i społeczności uczące się przez całe życie.


ILUZJA NAUKI, PAMIĘĆ, POLA MORFOGENETYCZNE A CAŁOŚCIOWY ROZWÓJ I ZDROWIE CZŁOWIEKA


W swojej książce Science Delusion Rupert Sheldrake uważa, że mimo, że nauka święci triumfy w ostatnich latach, niemniej ukazuje głębokie objawy złego samopoczucia — dusi się wewnątrz. Zamiast być otwartą na wszelkie badania i pokorną wobec wielości i wielkości Wszechświata, przyjęła niepodważalne dogmaty, których się trzyma, jednocześnie uważa siebie za wszechpotężną, mającą odpowiedzi na wszelkie pytania. Ponadto przyjęła materialistyczną perspektywę jako jedyną, wykluczając wszystko, co dotyczy innych sfer niż materia. Tym samym zakorzeniona jest w XVIII- XIX-wiecznym paradygmacie, aspirując do XXI lub poza nim wieku.

Trudno ująć wszelkie kwestie podnoszone przez Sheldrake’a w jego książce. Niemniej podsumowuje on materializm we wszystkich jego aspektach, stawiając go pod przysłowiową ścianą, zadając pytania, na które nauka nie potrafi nadal odpowiedzieć, a jednocześnie pokazując szerszą perspektywę różnicy w poszczególnych sferach życia.

Warto chociażby zająć się przez chwilę pamięcią i jej interpretacją. Już Plotyn za czasów starożytnych, a następnie współcześnie H. Bergson i A. N. Whitehead uważali ją za niematerialny aspekt duszy, a nie materialną strukturę umysłu. Sheldrake uważa, że zależy ona od pola morficznego rezonansu, zarówno z własnej przeszłości jak zbiorowej pamięci, zgromadzonej w tym polu i że obydwa rodzaje pamięci są tym samym fenomenem, różnią się jedynie stopniem, a nie rodzajem.

Aby wyjść poza materialistyczno-dualistyczne przeciwieństwa Shaldrake sugeruje posłużenie się teorią pola umysłu. Ono istnieje zarówno wewnątrz jak i poza obiektem materialnym, podobnie jak pole magnesu czy pole grawitacyjne Ziemi (utrzymując np. Księżyc na orbicie), lub pole wewnątrz i wokół telefonu komórkowego. Jest to więc pojęcie „poszerzonego umysłu”, którego odbicia możemy zaobserwować chociażby czując jakąś część ciała, niezależnie od poczucia w głowie. Ono jest świadomością samą w sobie. Tego rodzaju indywidualne doświadczanie siebie, a więc własnej psychiki powinno być włączone do edukacji, a nie ignorowane czy pomijane.

W swojej znacznie wcześniejszej książce z 1995 roku — A New Science of Life (okrzykniętej w brytyjskim czasopiśmie Nature — „najlepszą kandydatką do spalenia”) Sheldrake postawił właśnie hipotezę, iż wszystkie systemy w przyrodzie są regulowane nie tylko przez znane czynniki energetyczne i materialne, lecz także przez niewidoczne pola organizujące. Pola te są przyczynowe, ponieważ służą jako schemat form i zachowań. Pola te nie mają energii w zwykłym sensie tego słowa, ponieważ efekty ich działania wykraczają poza bariery czasowe i przestrzenne. Oznacza to, że ich wpływ jest równie silny z daleka, jak z bliskiej odległości. Zgodnie z tą hipotezą, za każdym razem gdy jeden przedstawiciel danego gatunku uczy się nowego zachowania, przyczynowe pole tego gatunku zostaje zmienione, choćby nawet była to zmiana bardzo drobna. Jeśli zachowanie powtarza się wystarczająco długo, jego „rezonans morficzny” wpływa na cały gatunek. O tym niedawno czytałam w artykule twórczyni Fundacji Animalsów i jej osobistych doświadczeń przez lata ze zwierzętami.

Sheldrake nazywa tę niewidzialną matrycę „polem morfogenetycznym”, od morph, „forma” i genesis, „powstający”. Działanie tego pola zawiera w sobie „działanie na odległość” zarówno w czasie, jak i przestrzeni. W odróżnieniu od formy determinowanej przez prawa fizyczne poza czasem, zależy ono od morficznego rezonansu w poprzek czasu.

Oznacza to, że pola morficzne mogą przenosić się w czasie i przestrzeni i że wydarzenia przeszłe mogą wpływać na inne wydarzenia w czasie. To podejście pokazuje dokładnie jak ludzkie zachowania (w tym nieświadome) — agresja, przemoc, podobnie jak i miłość, radość — mogą być przenoszone do „wspólnego pola”, wpływając na całość populacji. Dotyczy to także doświadczeń poprzednich pokoleń „wgranych” w następne.

Ta dawno opublikowana hipoteza pola znalazła już przez lata wiele znaczących potwierdzeń przez licznych uczonych i środowiska. Np. Dawid Bohm twierdził w artykule opublikowanym przez pismo ReVisions, że to samo zjawisko zachodzi w fizyce kwantowej. Donosił on, że eksperyment Einsteina-Podolsky’ego-Rosena wykazał istnienie nielokalnych albo subtelnych połączeń pomiędzy odległymi cząsteczkami. System stanowiłby więc całość, i pole formatywne nie mogłoby być przypisane tylko cząsteczce, ale raczej całości. W ten sposób coś przytrafiającego się odległym cząsteczkom wpływałoby również na formatywne pole innych cząsteczek.

Warto tutaj wspomnieć także zrozumienie R. Scheldrake’a medycyny i jej mechanistycznego i biochemicznego podejścia (opisane w pierwszej wspomnianej tu książce). To medyczne — materialistyczne zastosowanie jest adekwatne tylko wtedy, gdy dotyczy konkretnych materialnych miejsc czy przemian, natomiast zupełnie nie pasuje do nowego, szerszego podejścia, gdyż ignoruje wszystko, co wiąże się z pozostałymi aspektami doświadczania w człowieku. Ma to z jednej strony ekonomiczne i polityczne konsekwencje, z drugiej zamyka człowieka na jego własne mechanizmy autoregulacyjne i autoregeneracyjne uzdrawiania i reperacji, obecne zresztą w każdym żywym organizmie (chociażby skóry, błon śluzowych czy komórek krwi — wymieniając tu zaledwie kilka). Deprecjonuje więc uzdrawiający efekt nie tylko przekonań, ale relacji społecznych czy wiary człowieka.

Zintegrowane podejście jest więc niezbędne w systemie opieki zdrowotnej, jak i w edukacji jednostek. Uświadamia im bowiem, że ciało ma swoje wewnętrzne możliwości uzdrawiania. Pozwoliłoby to więc stworzyć (co już się dzieje poza głównym nurtem) szerszy kontekst dla medycyny zintegrowanej, aby pomagała lepiej i kosztowała taniej.

Nauka, będąc obecnie globalną, potrzebuje uwolnić się od swojego narzucanego autorytaryzmu, nieomylności i wszechpotęgi, a przede wszystkim materialnej ideologii, co otworzy ją na nowe możliwości badań i dialogu, poszukiwania odpowiedzi na kolejne pytania, które zostały zablokowane przez dogmaty i tabu. Zamiast poczucia uprzywilejowania w stosunku do człowieka i natury, które przyniosło katastrofalne skutki dla nich obydwu, powinna wykazać pokorę nad „małością poznania” i jednocześnie jej na nią otwartość. Pozwoli to na powrót jej mocy stwórczej, a jednocześnie transformującej w kierunku pozytywnym — odwrócenia zniszczeń, których dokonała, ale i jej — nauki — naprawy. Tym samym nauka otworzy się na nowe metody i możliwości poznania, niedostępne „metodą szkiełka i oka”. Stwarzając przestrzeń na wielość i wielkość — także Ducha, przestanie kręcić się w kółko, powielając nieustannie odtwórcze prace. Zacznie być twórczą dla dobra człowieka i świata, w tym odbudowania autorytetu, który sama sobie zniszczyła, stając się demagogiczną i redukcjonistyczną. Niezbędna więc jest jej otwartość, zamiast dogmatyzmu, podobnie jak pokora, zastępująca dotychczasową arogancję.

Warto wrócić tu jeszcze do świadomości i dokonań w tym zakresie, aby umocnić całościowy obraz człowieka i świata, niezbędny do przyjęcia jako nowy paradygmat w nauce.

Jednym z najbardziej znaczących wkładów ostatnich lat w naukę o świadomości wnieśli Ch. Koch i G. Tononi. W swojej książce, Consciousness: Confessions of a Romantic Reductionist, Koch opisuje wszystkie elementy ich wspólnej „teorii zintegrowanej informacji” (ITT) Od prawie dwudziestu lat, Koch współpracował zresztą z laureatem Nagrody Nobla F. Crickiem nad problemem świadomości. Uważa on, że Wszechświat składa się z hierarchii zintegrowanych systemów, które nie tylko posiadają obudowę, ale i wnętrze, jak również, że Wszechświat jest świadomy, że jest, a więc ma jakiś stopień doświadczenia lub wewnętrzności.

Koch stwierdził, że świadomość jest podstawową cechą Wszechświata, tym samym odnosi się pozytywnie do teorii P. Teilharda de Chardin. Ewolucja ludzkości umożliwia bowiem powstanie Noosfery, nowej warstwy rzeczywistości. Koch bierze poważnie spekulacje Teilharda, że Punkt Omega zostanie osiągnięty, gdy Wszechświat stanie się świadomy siebie, zwiększając swoją złożoność, a więc synergię. To, co wnosimy jako ludzie, jako świadome istoty czujące, znajduje swoje miejsce w świadomości zbiorowej, w jej głębi i złożoności. Określa też potencjalną formę, jaka zamanifestuje się w Kosmosie. Nasza intencjonalność i wybory będą więc kształtować oblicze zbiorowej woli, wpływając na jej głębokie struktury. Koch uważa, że nic nie jest z góry dane, oprócz Erosa i możliwości przeżywania głębi i złożoności, które są na horyzoncie naszej wspólnej świadomości. Można to odnieść do modelu K. Wilbera i jego Erosa i samo ogarniania (holon). Co prawda Wiber uważa, że ludzkość jest Bogiem-w-akcji, i tworzy kolejną postać Boga-w-akcji na podstawie własnego obrazu tego, co jest możliwe. Nie ma nikogo odpowiedzialnego za to, co będzie dalej. To wszyscy ludzie są odpowiedzialni za to, co tworzą zarówno myślami, emocjami jak i czynami. Dokonują więc świadomego lub nieświadomego wyboru jakości życia — przetrwania, podnoszenia jego jakości lub zagłady.

Jeszcze jeden ze współczesnych filozofów jest warty przywołania w kontekście „Theory of Relativity — Theory of congruence. Jest nim A.N. Whitehead. Uważa on, że nie ma jednej uniwersalnej całości, do której cała rzeczywistość aspiruje — są tylko części lub holony, podążające w nieskończoność, w obu kierunkach. Całe atomy są częścią całych cząsteczek, które są częścią komórek, które są częścią całych organizmów, etc., aż do nieskończoności. W tym sensie rozważania Whiteheada godzą atomizm i holizm, gdyż zarówno przekracza on, ale i zawiera najlepsze argumenty subiektywne i obiektywne. Jego zdaniem rzeczywistość nie może być zredukowana do znaczenia, tak jak nie może być zredukowana do świadomości — gdyż zarówno materia jak i świadomość są nierozerwalnie wbudowane w rzeczywistość. Gdy pojawiają się coraz bardziej złożone formy, powstaje coraz głębsza świadomość.


BIOLOGIA KOMÓREK A FUNKCJE ORGANIZMU


W tej zaprezentowanej całościowej wizji nie sposób pominąć biologa Bruce Liptona i epigenetyki. Zmieniła ona bowiem zrozumienie życia komórek. Pod koniec września 2012 roku wygłosił on wykład na Uniwersytecie w Montrealu na temat wpływu otoczenia i stanu ducha na ludzkie zdrowie. Otoczenie jest widziane jako zasadniczy czynnik wpływający na jakość życia komórek, a przekazywanie informacji jedynie poprzez geny jest obecnie kwestionowane. Uważa się, że aktywność genów może być kontrolowana przez obecność lub brak konkretnych białek, a one zaś przez sygnały ze środowiska. Współcześnie można stworzyć tysiące różnych wariantów białek z jednej matrycy genetycznej. Ponadto wiele badań wskazuje także, że takie czynniki środowiska jak emocje, stres czy dieta są w stanie zmienić geny. Ten wpływ może być przenoszony z pokolenia na pokolenie, podobnie jak może być również odwołany. Znane są bowiem przypadki matek chorych na cukrzycę, których dzieci nie dziedziczą choroby. Uważa się również, że środowisko może wywołać takie choroby jak cukrzycę, nowotwory czy choroby układu krążenia.

Lipton pracował także nad inteligencją błon komórkowych. Jest znanym obecnie, że błona posiada wiele zdolności do interakcji z otoczeniem, podobnie jak mózg. Pojedyncze komórki są także w stanie tworzyć pamięć, pod wpływem bodźców z otoczenia, którą przenoszą następnie na komórki potomne (chociażby przeciwciała przenoszone przez błonę komórkową).

Patrząc z perspektywy całości, ciało człowieka jest tętniącą życiem wspólnotą ponad 50 bilionów komórek. Mechanizmy biochemiczne poszczególnych systemów komórkowych organelli są podobne jak ludzkich narządów, są więc wyrażeniem funkcji obecnych w poszczególnej komórce. Każde jądro komórkowe zawiera w sobie funkcjonalny odpowiednik układu nerwowego, stąd każdy układ w ciele ma swe neurologiczne połączenia.

Pojedyncza komórka, podobnie jak ludzie, analizuje tysiące bodźców z mikro środowiska, w którym żyje. Poprzez analizę tych danych, komórki wybierają odpowiednie reakcje behawioralne, zapewniające im przetrwanie. Pojedyncze komórki są zdolne do nauki ze swych doświadczeń ze środowiskiem i mogą w sobie zachowywać pamięć, która przechodzi na ich potomstwo.

Lipton opisuje jak złożoność w trakcie ewolucji pozwalała komórkom na lepszą adaptację i przetrwanie. Wielokomórkowe formy życia były początkowo luźno związane we wspólnoty lub „kolonie” organizmów jednokomórkowych. Było ich maksymalnie kilkadziesiąt lub sto. Aby utrzymać się w środowisku, ewolucja szybko doprowadziła do organizacji, składających się z milionów, a nawet miliardów czy bilionów interaktywnych pojedynczych komórek. Ewolucyjny nacisk na coraz większe społeczności jest po prostu odbiciem imperatywu biologicznego przetrwania. Im więcej świadomości na czynniki jego otoczenia ma organizm, tym lepsze są jego szanse na przetrwanie.

Zdaniem Liptona w rozwoju zwierząt i roślin, komórki zaczynają nabywać wyspecjalizowane funkcje już w zarodku. Proces pozwala na specjalizację komórki, tworząc określone tkanki i organy ciała. Z biegiem czasu, ten wzór zróżnicowania, został osadzony w genach każdej komórki w społeczności, co znacznie zwiększa wydajność organizmu i jego zdolność do przetrwania.

U większych organizmów, tylko niewielki odsetek komórek zajmuje się odczytywaniem i odpowiedzią na bodźce środowiskowe. Jest to rola grup wyspecjalizowanych komórek, które dotyczą tkanek i narządów układu nerwowego. Funkcją układu nerwowego jest dostrzec oddziaływanie środowiska i koordynacja działania wszystkich innych komórek.

Dzisiejsze rozumienie współpracy w przyrodzie jest znacznie głębsze niż dotychczas. Badanie tych relacji jest obecnie szybko rozwijającą się dziedziną zwaną biologią systemów.

Rozczłonkowanie dziedzin nauki, bez integrowania wiedzy w całość doprowadziło także do wielu anomalii, które spowodowały tragiczne skutki dla samego człowieka. Ludzie nauczyli się np. zwalczać mikroorganizmy przy użyciu antybiotyków, zapominając o tym, że wiele bakterii jest niezbędnych dla zdrowia, chociażby w układzie pokarmowym, ułatwiając trawienie pokarmu, a także umożliwiając przyswajanie witamin niezbędnych do życia. Tym samym okazało się, że szerzące się stosowanie antybiotyków jest szkodliwe, choć często wmawiano, że one dokonują „wyboru” i nie zabijają pożytecznych mikroorganizmów. Antybiotyki zabijają tymczasem bakterie, które są niezbędne dla przetrwania tak skutecznie, jak i szkodliwe bakterie. To samo dotyczy zresztą cytostatyków — leków skierowanych przeciw nowotworom.

Warto wspomnieć o najnowszych osiągnięciach w dziedzinie genomu, które wykazały istniejący dodatkowy mechanizm współpracy między gatunkami. Dotychczas uważano, że geny są przekazywane tylko do potomstwa indywidualnego organizmu dzięki reprodukcji. Teraz naukowcy zdają sobie sprawę, że geny są wspólne nie tylko wśród poszczególnych członków gatunku, ale także wśród członków różnych gatunków. Udostępnianie informacji genetycznej poprzez transfer genów przyspiesza ewolucję organizmów, które mogą nabywać doświadczenia od innych organizmów. [Nitz i wsp., 2004; Pennisi 2004; Boucher i wsp., 2003; Dutta, et al, 2002; Gogarten 2003]. Biorąc pod uwagę tę wymianę genów, organizmy nie mogą być postrzegane jako rozłączne, gdyż nie ma „ściany” między gatunkami i nie można jednoznacznie określić, co jest jeszcze tym gatunkiem, a co nie jest.

Taka wymiana informacji nie jest przypadkowa. Jest to metoda natury zwiększenia przeżywalności biosfery. Jak wspomniałam wcześniej, geny są odpowiednikiem fizycznych wspomnień organizmu, który nauczył się z doświadczeń. Niedawno uznana wymiana genów wśród osób wpływa na przetrwanie wszystkich organizmów, które tworzą wspólnotę Życia.

Teraz, gdy naukowcy są świadomi między-i wewnątrz-gatunkowego mechanizmu transferu genów, niebezpieczeństwa inżynierii genetycznej stają się widoczne. Na przykład, zmiana genów pomidorów może nie zatrzymać się na nich, ale zmienić całą biosferę w sposób nie do przewidzenia. Już istnieją badania, które pokazują, że kiedy ludzie spożyli żywność modyfikowaną genetycznie, nastąpiła zmiana charakteru pożytecznych bakterii w jelicie. [Heritage 2004; Netherwood, i wsp., 2004] Podobnie, transfer genów między genetycznie modyfikowanymi uprawami rolnymi doprowadził do pojawienia się bardzo odpornych gatunków chwastów. [Milius 2003; Haygood, et al, 2003; Desplanque, et al, 2002; Spencer i Snow 2000].

Genetyczni ewolucjoniści ostrzegają, że jeśli nie uda się zastosować wniosków z wspólnego losu genetycznego, które powinny uczyć znaczenia współpracy wszystkich gatunków, zagraża to ludzkiej egzystencji. Woła to, aby wyjść poza teorię Darwina, tworząc zintegrowaną teorię, która podkreśla znaczenie wspólnoty.

Tym samym poprzez współpracę jesteśmy w stanie przejść do następnego etapu ewolucji, rozpoznając, że budowanie wspólnoty — ludzkości — jest naszym celem, podobnie jak organizacja komórek w ciele dla tworzenia większej całości, gdyż to ona tworzy nas. Gdy powrócimy do podstawowego wzorca współpracy — możemy przekroczyć wszelkie bariery. Żyjemy bowiem nie tylko we wspólnocie ludzkiej, ale także innych gatunków. To etyczne wyzwanie jest jedyną alternatywą dla stworzenia zdrowego życia na zdrowej Planecie. Nasze zachowania i emocje mają niebywały wpływ na całą indywidualną fizjologię, podobnie jak wyrażenie tego w genach, tak jak nasze osobiste postawy i przekonania na całą kulturę i globalną świadomość.

Patrząc z perspektywy organizmu człowieka i jego tworzenia jeszcze w łonie matki nie sposób nie przyjąć do wiadomości, że stanowi on zintegrowaną całość. Tę formę zapewnia w nim tkanka łączna, a więc powięź, czyli system utrzymujący go w jedności. Daje to żywy obraz jego dynamiki. Układ powięziowy tworzy więc sieć informacyjną, łącząc elementy ciała, dając im oparcie. W tym jednolitym systemie tkanek miękkich magazynowane są emocje, a stąd układ powięziowy staje się ciałem emocjonalnym przez który emocje podróżują po całym ciele.

Podobnie jest ze społeczeństwem, w którym jednostka tworzy jeden element jego całości. Gdy odniesiemy to do Ziemi i biosfery, to są one zintegrowanymi, żyjącymi systemami, stąd wszystko i wszyscy są połączeni, dzielimy wspólny los i nie można od niego uciec. Gdy podejmiemy odpowiedzialność za siebie, jesteśmy w stanie zmienić bieg zdarzeń, wyjść z ciemności egoizmu i wsobnych zachowań do światła wyższej świadomości, kosmocentrycznej perspektywy.


PODSUMOWANIE


Istnieją dwa punkty krytyczne zmiany ludzkiej świadomości. Jeden dotyczy konfrontacji z kryzysami różnego rodzaju (w tym życiowymi); drugi — przeżywania zbiorowych wydarzeń, ważnych dla dużej grupy społecznej, czy w większej, globalnej skali. Oba te zdarzenia przynoszą przełom i potrzebę przemiany: bycia więcej, tworzenia więcej, robienia kroku do przodu.

Kilka lat temu miliony ludzi żyło pod wrażeniem końca pewnego etapu cywilizacyjnego, nazywanego przez niektórych „końcem świata” (zgodnie z przesłaniem kalendarza Majów). W świadomości społecznej ten przekaz, nagłaśniany przez światowe i narodowe media odbijał się podwójnym echem — jako totalna zagłada ludzkości lub wprost przeciwnie — jako możliwość i szansa na stworzenie nowej cywilizacji i kultury, promującej pokój, zrównoważony rozwój, współpracę i współtworzenie nowego społeczeństwa.

Szczególnie ten ostatni zmasowany ruch społeczny od miesięcy, a nawet kilku lat integrował się z pojedynczych jednostek, niosąc przesłanie do świata wykorzystania mocy poszczególnej jednostki (człowieka) nie do zagłady i niszczenia — jak to się działo do tej pory, (włączając relacje partnerskie, rodzinne, społeczne), lecz do współtworzenia nowej przyszłości. Ten ogromny ruch, korzystając ze społecznych mediów, włączając przedstawicieli i autorytety z różnych dziedzin społecznego życia i nauki — pobudzał indywidualną potrzebę każdego do zaistnienia w świecie, wnoszenia swych darów, innowacji czy talentów dla kreowania nowej cywilizacji i kultury, opartej na współpracy, a nie separacji. W dniach 21—23 grudnia 2012 roku tysiące środowisk na świecie włączyło się w różnorodne obchody i imprezy pod hasłem Birth2012, niosąc nadzieję dla ludzkości nowego życia bez przemocy, gdzie każdy jest ważny i doceniany.


9. GDZIE JEST ŁĄCZNIK, KTÓRY ŁĄCZY?

Żyjemy w czasach, które wyraźnie ukazują, że wiele z pojęć wykuwanych przez wspominanego wcześniej Gregory Batesona już istnieje w świadomości wielu jednostek, choć tak trudno przedostać się im do głównego nurtu nauki. Głównym przesłaniem Batesona jest zmiana sposobu myślenia, aby zacząć żyć w harmonii na Ziemi. Jego zdaniem biologiczna ewolucja, będąca podstawą rozwoju, jest umysłowym procesem, który odbywa się w jednostkowym umyśle.

Pod koniec lat 80-tych XX wieku ukazała się książka Juliana Aleksandrowicza i poety Harry’ego Dudy pt. „U progu medycyny jutra”. W tej książce Aleksandrowicz, będąc pod wrażeniem podróży kosmicznej Apollo 14 i reminiscencji z niej kosmonauty amerykańskiego E.D. Mitchella, nawoływał do zmiany filozofii medycyny, stworzenia takiej, która mogła by dać człowiekowi nadzieję na życie. Widział bowiem duchowy aspekt doświadczeń ludzkich zjednoczony nie tylko w medycynie jutra, ale także w zintegrowanych naukach technicznych, biologicznych i humanistycznych oraz ścisłych.

Właśnie o pewnych aspektach filozofii nauki chciałabym nadmienić w tym rozdziale, wiążąc je stale jednak z Gregorym Batesonem i jego „Umysłem i przyrodą”.

Bateson wyraźnie stwierdza, że wszelkie wywody naukowe mają charakter subiektywny. Dowody naukowe nie istnieją, są tylko badania. Uważa on, że dowód tak naprawdę jest iluzją, gdyż zupełnie nie opisuje obiektywnej prawdy (tak ważnej w obowiązującym nadal paradygmacie nauki), a jedynie postawioną tezę pojedynczej osoby — naukowca — starającego się udowodnić to, co sam wymyślił. Niezbędnym jest zauważyć, i to zarówno indywidualnie, a następnie grupowo, że jest pewien poziom funkcjonowania człowieka, który łączy, a nie dzieli i przejść na ten poziom w dysputach. Ten poziom to wyższy poziom i dotyczy odnajdowania znaczenia i sensu tego, co chcemy zrozumieć i po co — zadając sobie pytanie: co chcemy na tym zbudować i dlaczego?

Osiągnięcie tego poziomu umysłowego pomaga w tworzeniu syntez, a więc wyższej funkcji umysłu, odpowiadającej kresomózgowiu (korze mózgu) — tej części mózgu, która łączy obydwie półkule mózgowe, pozwalając na wyrażanie tego, co zarówno z logiki i tego, co z wyobraźni, tworzenia, odczuwania i intuicji. Kora mózgowa przetwarza sygnały w sposób całościowy, tworząc z nich spójną całość.

Tego łączenia zabrakło dotąd w nauce, a ona tymczasem, posługując się zaledwie jedną półkulą mózgu, usiłuje tymi ograniczonymi możliwościami udowodnić coś, co jest całością świata i człowieka. Zamiast więc łączyć, stale stoi na pozycjach analizy i dzielenia na części, przyjmując część za całość, używając zredukowanej części siebie — jedynie logiki.

I tu składam ukłon w kierunku nieżyjącego już Profesora Janusza Gniteckiego, kierownika Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, który postulował na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku, wprowadzanie do całościowej edukacji „wzrastania wzwyż”. Tego rodzaju edukacja miała dotyczyć uruchamiania wszystkich dotychczas zaniedbanych w kształceniu sfer funkcjonowania człowieka, jak emocje, wrażenia, wyobrażenia, intuicja. Jeśli je włączymy, to one wyrażać się będą we „wzrastaniu do góry” (ewolucji, rozwoju człowieka), które prowadzi do wyższych poziomów samoświadomości.

G. Bateson zainicjował w nauce najważniejszą kwantyfikację w postaci „ja”. Dotychczasowe komunikowanie swoich indywidualnych wywodów czy badań konkretnego naukowca w formie przyrostka „-ono”: „stwierdzono, udowodniono, opisano”, wprowadzało (i nadal to robi) w błąd czytelnika. Poprzez tego rodzaju przekaz, subiektywne badanie jednego naukowca transformuje w obiektywną tezę czy dowód wielu naukowców, czym niestety nie jest. Jest natomiast jedynie indywidualną hipotezą, która, zdaniem zresztą Batesona, nigdy nie będzie dowodem, tylko zaledwie przybliżeniem do obiektywnej prawdy. A to psuje wiarygodność nauce, podważa jej rzeczywiste osiągnięcia.

Człowiek, wyrażając zgodę na istnienie tylko wymiaru fizycznego, neguje swoje doświadczenia i przeżycia, jakby ich nie doznawał. Pozostawia jedynie wartościowym to, co materialne i uznaje to za całość istnienia, zaprzeczając duchowemu wymiarowi — znaczenia i sensu, także sensu własnego życia.

Wymiar materialny jest przecież jedynie częścią bytu człowieka, podobnie jak przyrody. Każdy doświadcza piękna natury, spokoju i radości, obcując z nią. Tymczasem te właśnie odczucia zostały pominięte w nauce, a więc doświadczanie siebie. Komunikowanie siebie nie mieści się w niej, w ustanowionych zresztą kilka wieków temu zasadach. Podobnie przeżycie człowieka chorego, jego stosunek do siebie i choroby nie ma znaczenia w leczeniu. Warto to ponownie przemyśleć, wrócić do istoty rzeczy, do siebie, zauważyć swoje pominięte wymiary i złożyć je w jedną całość, budując między nimi pomosty, za Batesonem — „to, co łączy”.

Powrót do tego, co najbardziej wartościowe w człowieku i naturze wyrażał też E. Schumacher poprzez powrót do istoty rzeczy. Ona jest bowiem prapoczątkiem wszystkiego, czym jesteśmy i czego doświadczamy.

Musimy, podobnie jak G. Bateson, nieustannie wracać do istoty rzeczy. Aby to dostrzec, trzeba wyjść z jednej dziedziny, eksplorując kolejne. Tkwienie bowiem w jednym miejscu jest kręceniem się w kółko, nie pozwalając sobie na wzrastanie, które domaga się wyrazu.

Gdy trzymamy się kurczowo swojej racji, która wydaje nam się absolutną prawdą, nie przyjmujemy innego punktu widzenia. Gdy jesteśmy otwarci na nowe, i to nie tylko w myśleniu, ale i w doznaniach, stajemy się „wolni od” i „wolni do”. Wtedy dopiero doświadczamy radości „badacza-odkrywcy”, który nie jest uwikłany we własne dowody. Taki odkrywca pozwala sobie na ciągłe eksplorowanie nieznanego, doświadczania go całym sobą, nie tylko w formie myślenia, ale bardziej w „bezmyśleniu” czy odczuwaniu na wszystkich poziomach siebie. On wtedy może dedykować się poszukiwaniu sensu i znaczenia tego, co odkrywa dla swego życia, „wolnego” sposobu myślenia, nie ograniczanego przez cokolwiek i kogokolwiek, wewnętrznego dobrostanu itd. Zaczyna uświadamiać sobie, że myślenie to nie wszystko i że można zatrzymać się na chwilę, aby zacząć czuć. Będąc skoncentrowanym na myśleniu, dajemy temu 100% uwagi, podczas, gdy na czucie tej uwagi braknie. Tym samym tworzy się dysharmonia, co określa się jako brak równowagi — homeostazy — a ona przecież, jest na innych poziomach, nie tylko fizycznym, tworząc wewnętrzną harmonię człowieka.

Mamy już otwarte perspektywy dla nowej nauki, chociażby przez G. Batesona, który, poprzez poszukiwanie wzorca łączności światów i jednocześnie kontekstu dla poznania, uważał, że dojdziemy wreszcie do zrozumienia znaczenia. Jednakże ono jest w nas już przecież zawarte (implicite), a więc wystarczy się na nie otworzyć, niekoniecznie tworząc kolejne meta-dziedziny — za Batesonem — ucząc ludzi „porządku kroków”, wychodzących z siebie, aby mogli dotrzeć do znaczenia i sensu, szczególnie rozpoczynając od własnych znaczeń i sensów.

Dopiero posiadanie celów i możliwości wyborów (które jego zdaniem są cechami umysłu), ich porównanie i dalsza eksploracja, może ujawnić kolejne poziomy istnienia „nowych sensów” i głębszych znaczeń. Jest to zgodnie z powiedzeniem „im dalej w las, tym więcej drzew”. W psychosyntezie robi się to praktycznie w trakcie zajęć warsztatowych.

Na pytanie córki „o czym jest ta książka?”, Bateson zostawił je bez odpowiedzi. Podobne pytanie mogłabym postawić odnośnie tej książki, zostawiając Czytelnikowi przestrzeń do refleksji. Ta książka, podobnie jak książki wielu znanych uczonych, filozofów czy wizjonerów jest „Dziełem życia” — studiowaniem jakiejś przestrzeni, wyciąganiem wniosków, opisywaniem jej na daną chwilę, a potem sięganiem po kolejną syntezę w sobie, ale i na zewnątrz — dla zrozumienia siebie i świata wokół. To tak jak spakowanie czegoś — dla ujawnienia „pustej” przestrzeni dla zapełniania jej … przez Życie.

Gdy jesteśmy nieustannie dedykowani swojemu dociekaniu, zbieramy je w pakiety (np. artykuły), które sukcesywnie obrazują drogę własnego rozwoju. Kompendium tej wiedzy daje właśnie „Księga życia”, która nie jest jedynie gotowym rozwiązaniem do wykorzystania, a bardziej inspirowaniem kolejnego pokolenia, bliższego wprowadzenia jakiejś zmiany, do podążania w danym kierunku. Nie jest to formą kopiowania, a bardziej kreatywnego myślenia, jak z jednej syntezy uczynić kolejną. Oznacza to holarchiczny porządek, gdzie nowe zawiera wszystko, co było poprzednio.

W obecnym czasie życie dzieje się już w „Nowej Erze” — nowym wieku, nazywanym Erą Ducha. Z tego też powodu zachodzi pilna konieczność wyartykułowania tego, co łączy materialne, z tym, co niematerialne. G. Bateson określił przestrzeń dla stworzenia w Nowej Erze nowej filozofii nauki, filozofii ogarniającej całość natury, a w niej człowieka i wszystkie wymiary Życia.

Połączenie dwóch wymiarów Życia jest zadaniem dla naukowców, czerpiących korzenie w materializmie, jak i naukowców ducha. Mają oni zbudować pomost, który zintegruje obydwa światy. Budowanie przęseł i pomostów jest niezbędne szczególnie w czasach, w których żyjemy. Jest to bowiem epoka zagrożeń świata, wynikłych z ignorancji i niewiedzy, dotyczącej wszystkich sfer funkcjonowania człowieka, jak i Życia. To nieustanne łączenie ma prowadzić do odbudowania Życia, człowieka, pokoju i zrównoważonego rozwoju świata, dla ochrony Życia, przeżycia i stworzenia nowej jakości istnienia dla kolejnych pokoleń.

Mamy uratować Planetę i uratować siebie. To wyzwanie było postawione kiedyś przez G. Batesona i podobnych mu naukowców, którzy wyszli „przed szereg”, aby tworzyć zręby cywilizacyjnej zmiany, która musi nastąpić, włączając obecnych naukowców lub bez ich udziału.

Świat domaga się tego, aby stworzyć nową wizję przyszłości — wizję partnerstwa i pokoju. Jeśli nie zrobią tego obecni naukowcy z głównego nurtu, we współpracy z pionierami nowego podejścia, to i tak to nastąpi, poprzez oddolne ruchy, takie jak chociażby ruch Wellness, rozpoczęty w latach osiemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych, zataczający coraz szersze kręgi w społeczeństwie czy ruch ewolucyjnej medycyny lub funkcjonalnej medycyny tamże.

Elementem scalającym jest edukacja wzwyż — podnoszenie samoświadomości, dla znajdowania wspólnych przestrzeni i zobaczenia ich, poprzez wyjście z obecnie istniejących systemów myślenia i postrzegania świata.

Żyjemy w środowisku, które z jednej strony nas wspiera i odżywia, a z drugiej woła o uwagę, ponieważ niszczymy przyrodę na masową skalę. To my, ludzie przez nieświadomość i brak wizji oraz niekontrolowany postęp techniczny, doprowadziliśmy m.in. do zmiany klimatu i wielu innych zaburzeń np. w relacjach międzyludzkich i z przyrodą, które obecnie niekorzystnie oddziałują na nasze zdrowie i otoczenie.

Jako światowa populacja i indywidualne osoby nie możemy opierać się zmianom, ignorując konsekwencje pętli zwrotnej ekosystemu. Potrzebujemy nowych poglądów na świat, które pozwolą zrozumieć złożoność dziejących się zjawisk, wynikających z globalnej ich natury. Musimy postrzegać świat jako całość, utworzoną z połączonych części, jako holistyczny system. Potrzebujemy porzucić przeszłe modele i wejść w świat intuicji (wiedzy bez wiedzy), który dostarcza świadomości najbardziej efektywnych rozwiązań, bez tysięcy prób i błędów. Musimy także zacząć używać właściwie wyobraźni. W dzieciństwie nauczono nas opacznie ją wykorzystywać, przede wszystkim jako narzędzie ochrony przed tym, czego mamy się bać, jeśli coś zrobimy wbrew zakazom. Takie podejście podtrzymywało nieustanne poczucie strachu, którego i tak mamy w sobie ogromne zapasy. Z tych też powodów nie zajmujemy się poznawaniem siebie, a jedynie tworzymy sztuczne modele, których używamy do interpretowania siebie i tego, co łączy nas ze światem.

Musimy więc wyjść z naszych „szuflad”, stworzonych przez nas do „segregowania” poszczególnych fragmentów przekazywanej nam wiedzy, których używaliśmy osobno, a czasem utożsamialiśmy część z całością (traktując je zamiennie). Szukając wiedzy wchodziliśmy w coraz drobniejsze szczegóły, w poszukiwaniu zrozumienia. Wydawało się nam, że gdy poznamy najdrobniejszy element, to będziemy mogli zrozumieć całość.

W tym skoncentrowaniu na szczegółach, zapomnieliśmy o kontekście. Taki sposób bowiem pokazywały nam obowiązujące w nauce paradygmaty, podobnie jak w edukacji, wychowaniu i leczeniu. Nikt nam nie powiedział, że są to elementy tej samej całości. Musimy pilnie poszukać „wspólnej przestrzeni”, a więc tego, co łączy, jest spójne i jednoczące. To pozwoli zrozumieć związki istniejące między poszczególnymi częściami i uświadomić sobie, jak ważne jest nasze bycie w relacji z innymi ludźmi. Jest to wspólna praca w „laboratorium Życia”.

Wyzwaniem obecnych czasów jest nauczenie się tworzenia związków i relacji rodzinnych, zawodowych i wszystkich innych, które pojawiają się w naszym życiu, czasem na chwilę, a czasem na dłużej. To wewnętrzna praca każdego z nas z osobna i wszystkich razem. To jest zarówno „powrót do istoty rzeczy” — do poznawania siebie i wytworów tego, co tworzymy i realizujemy w świecie. Mamy prawo i obowiązek robić to w sposób świadomy, aby nie niszczyć siebie i świata. Bez tej pracy nie będzie możliwym przetrwać, jako gatunek. Róbmy więc coś, co nas łączy, bo może być za późno — dla nas wszystkich i dla Planety. To nasza etyczna odpowiedzialność i powinność — jako indywidualnego człowieka, aby zrealizować w życiu to, co dostaliśmy w darze — na życie i co mamy w nim wykorzystać, czerpiąc jedynie z siebie, ze swojego wyposażenia i doświadczenia, ich syntezy.


10. METANOIA A ŚWIAT WARTOŚCI

Ten rozdział rozpocznę od wyjaśnienia pojęcia „metanoia”. Pochodzi ono z języka greckiego i oznacza „zmianę umysłu”. W 1722 roku uniwersalny etymologiczny angielski słownik Nathana Baileya definiował metanoię jako „zmianę myśli lub opinii”. Tego słowa używał William James dla opisania zmian w ludzkiej świadomości, odnoszącej się do opisu fundamentalnej i stabilnej orientacji życiowej jednostki, powstałej w wyniku pozytywnej transformacji osobowości. Znajdujemy je także u Carla Gustawa Junga, który określał tym pojęciem proces uzdrawiania psyche.

W różnych źródłach pod pojęciem metanoi znajduje się wyjaśnienia drogi wzrastania człowieka poprzez zmianę serca i umysłu, a więc transformacji w sferze emocjonalnej, intelektualnej i moralnej, a stąd w całej wewnętrznej naturze człowieka. Określa to duchowe nawrócenie.

Nawrócenie — to kolejne słowo z języka greckiego, odnoszące się do przemiany duchowej, przyjęcie jakiegoś systemu wartości, poglądów czy zasad. Etymologicznie słowo to nie miało religijnego charakteru, oznaczało zwykłą czynność zawracania. Bliskoznacznym terminem jest metanoia — „przemiana (meta) umysłu” (nous), łac. odpowiednik conversio — odmiana umysłu, duchowa bądź intelektualna przemiana. W sensie etymologicznym zmiana o charakterze neutralnym, choć zostało przyjęte w teologii chrześcijańskiej jako jednoznaczne nawrócenie na wiarę, oznaczające odnowę duchową.

U Victora Frankla człowiek potrzebuje istnienia duchowego, pragnie żyć z sensem. Mając trzy wymiary: biologiczny, psychologiczny i duchowy, dokonuje się wewnątrz nich integracja, co prowadzi do określenia celu i kierunku, za którym podąża. Jeśli nie ma celu, człowiek popada w uzależnienia, jako wyraz pustki egzystencjalnej i głód sensu. Podobnie odpowiedzialność za swoje czyny dotyka kategorii etycznych, związanych ze sferą ducha. Bywa, że osoby, które przeżyły jakiś osobisty dramat czy odejście kogoś bliskiego, a wcześniej nie przywiązywały zbytniej wagi do relacji, po tego rodzaju tragedii przechodzą przemianę duchową, angażując się w jakieś działania dla społeczeństwa.

Ze względu na istniejące społeczne przekonania, duchowość była wiązana z religijnością. Tymczasem poczucie sensu i celu nie musi być synonimem żadnej konfesji, a bardziej sposobem rozumienia głębokości swojego istnienia i/lub połączenia z czymś/kim większym od siebie. Duchowość istniała zawsze, podczas gdy religijność pojawiła się wraz z zaistnieniem jej w przestrzeni społecznej. Od prawieków człowiek czcił duchowe byty, miał szacunek do żywiołów przyrody i czuł się częścią czegoś większego niż on sam, różnie go nazywając. Tego rodzaju poczucie więzi znalazło potem odzwierciedlenie w religiach, i ludzie w sposób nieświadomy włączyli te poprzednio czczone bóstwa czy symbole do swoich religijnych rytuałów, nie wiedząc, że pochodzą z czasów pogaństwa.

Niektórzy utożsamiają duchowość z zaspokajaniem coraz to wyższych potrzeb w hierarchii Maslowa, kontaktu z wyższymi wartościami, takimi jak piękno, dobro, wykraczanie poza siebie, altruizm, potrzeba twórczości czy samorealizacji. Samorealizacja integruje wszystkie poziomy funkcjonowania człowieka i jego związki z zewnętrznym światem. Jest szczególnie odczuwaną potrzebą u zdrowych osób, stawiających sobie cele i zadania i spełniających je, a te cele wyłaniają kolejne dążenia, domagające się spełnienia, czerpiąc z nich radość i satysfakcję.

Samorealizacja znalazła oddźwięk w psychologii humanistycznej i jej kontynuacji w następnych etapach jej ewolucji — w psychologii transpersonalnej, dla opisu modelu zdrowego człowieka, odkrywania sensu jego istnienia, w zgodzie ze sobą. Odsłania zdolności do kontaktu ze swoja świadomością i jej poszerzaniem, głębokim przeżywaniem każdej chwili w „tu i teraz”, oczyszczaniem z nawyków, systemów przekonań, które są destrukcyjne i szkodzą sobie i innym. Osiągnięcie pełni rozwoju duchowego widzi się w otwarciu na siebie i osiągnięciu harmonijnej zgody ze światem i byciu w kontakcie ze wszystkim, co wokół, a stąd także z Kosmosem/ Wszechświatem.

Duchowość można przeżywać w pogłębionej refleksji nad własnym bytem, poszerzaniem samoświadomości. W polskiej literaturze filozoficznej spotykamy jej opis np. u Pawła Sochy. Socha traktuje duchowość jako pojęcie wielowymiarowe, obejmujące zarówno pogłębione życie religijne, światopogląd, jak i kompetencje intelektualne do rozumienia siebie i świata oraz ukształtowany wymiar etyczny.

W duchowości na czołowe miejsce wysuwa się znajdowanie odpowiedzi na pytanie o sens życia człowieka, odnajdywanie wolności i zdolność dokonywania zdrowych wyborów, podobnie jak życie wyższymi wartościami, wykraczającymi poza własne korzyści. W tym podejściu liczy się przede wszystkim etyczny wymiar własnej odpowiedzialności za siebie i swoje działania dla ogółu, swojej egzystencji.

Sfera duchowa, rozwijana w trakcie życia osobowego i refleksyjnego myślenia, doprowadza człowieka do głębokiego przeżywania związków ze światem, z innymi ludźmi, pobudza w nim wrażliwość na problemy społeczne i swoją rolę w ofiarowywaniu światu swoich darów i talentów. Uświadamia człowiekowi jego związki z Wszechświatem, z czymś większym, z tym, co zawsze czuł w sobie. Jest to często głębokie spotkanie z wcześniejszymi autorytetami religijnymi czy wreszcie z Duchem, Bogiem, a to daje odpowiedź na pytanie o sens życia i swoją w nim rolę dla innych. Dzięki temu otwarciu człowiek staje się zdolny do twórczego życia, realizując swoje pasje i dając je światu. Jego życie staje się nieustannym duchowym rozwojem, w zgodzie z ujawniającymi się wyższymi wartościami, które stają się jego częścią. Uwalnia się też od stereotypów społecznych, związanych z poczuciem winy, paraliżujących jego wolność do czynienia dobra wokół, bagażu przeszłości i obarczania kogoś/czegoś odpowiedzialnością za to, co go spotkało, a wzięcie pełni swoich zachowań pod kontrolę, a przede wszystkim życie we własnej prawdzie

Duchowość odnosi się do życia wewnętrznego człowieka, jego systemu wartości, wiary w głęboki, metafizyczny sens swojego istnienia. Jest to więc odkrywanie sacrum we wszystkim, co istnieje. Tego rodzaju transcendentny wymiar ludzkiego doświadczenia opisywali np. Frances Vaughan, Charles Tart czy Edward P. Shafranske, R. Gorsuch czy D. Elkins. Ten ostatni określa religijność jako obszar zinstytucjonalizowany, dogmatyczny, dedykowany teologii, zaś duchowość — jako świadomość istnienia transcendencji, opisywanej przy pomocy wartości odnoszących się do własnego ja, innych ludzi, natury, życia, niezależnie od uznawanego bytu ostatecznego.

Rozwój duchowości w społecznej świadomości i psychologii rozpoczął się w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Wielu autorów zwraca uwagę, że nowe pojęcie wyrosło z potrzeby wyzwolenia się od zinstytucjonalizowanej religijności, nie przystającej do współczesnych czasów i zagubieniu w niej głębokiego poczucia wartości oraz osobistych doświadczeń sacrum, jak też w poszerzającej się perspektywie pluralizmu kulturowego. Szczególny wpływ odegrały ruchy młodych, kontestujących współczesną rzeczywistość, podobnie jak ruch Wellness w Stanach Zjednoczonych.

Wellness w swoim zasadniczym nurcie oznacza dobrą kondycję psychofizyczną, ale odnosi się także do sfery duchowej — sensu i znaczenia życia. W tym obszarze odsłania duchowy wymiar człowieczeństwa (być, a nie tylko mieć). Duchowość jest pojęciem szerszym niż religijność, zawiera ją, ale nie ogranicza się do niej. Dotyczy zarówno człowieka, jak i świata i jego duchowego wymiaru. Jest to również sfera, którą chętnie bada nowa fizyka. Sfera duchowa jest niezbędna dla całościowego opisania człowieka i jego problemów zdrowia i choroby. Stanowi obecnie temat priorytetowy dla rozwoju zintegrowanej czy informacyjnej medycyny, także dla tzw. medycyny ekologicznej czy środowiskowej, jak również psychologii zdrowia

Lata 90-te XX w. to ruch obejmujący całe Stany Zjednoczone. Dotyczył on szczególnie promotorów zdrowia. Miejscem spotkań stał się Uniwersytet w Wisconsin. W roku 1996 odbyła się już dwudziesta pierwsza konferencja Wellness w Milwaukee.

Zdrowie, dobrostan od tego czasu staje się priorytetem osobistych wartości, także społecznym, ekonomicznym, ekologicznym i instytucjonalno-politycznym wyzwaniem, zawartym w licznych dokumentach krajowych i międzynarodowych.

Ważne miejsce w promowaniu zdrowia odgrywa więc sfera publiczna i zdrowie społeczne. Zaczyna się ono od zdrowia jednostkowego, w partnerstwie, a następnie w rodzinie, w społeczności i społeczeństwie. Dotyczy zdrowego zachowania, postaw indywidualnych, zdrowej komunikacji międzyludzkiej i umiejętności rozwiązywania konfliktów w każdej komórce społecznej, w tym środowiskach lokalnych.

Patrząc z tej szerokiej perspektywy łatwo zauważyć odpowiedzialność wszystkich za stan zdrowia społeczeństwa, które jest jednym z najważniejszych zasobów państwa. Miejscem działania promocji zdrowia jest to, w którym człowiek żyje, pracuje, uczy się, odpoczywa. Promocja zdrowia powinna należeć do programu polityki zdrowotnej państwa i współpracy międzynarodowej, gdyż dotyczy jednostki, rodziny, grup społecznych i stanowisk pracy, także wpływu działalności człowieka na otoczenie, w tym globalnych skutków.

W zdrowiu i osiąganiu dobrostanu zwraca się uwagę na kulturę: szczególnie sztukę i muzykę, które mają znaczący wpływ na zdrowie. Obydwie oddziałują na dobrostan zarówno indywidualny jak i społeczny („muzyka łagodzi obyczaje”). Obydwie wywołują przeżycia estetyczne i duchowe (piękno, wzniosłość, zachwyt, uznanie, uniesienie).

Duchowość — a stąd metanoia — jest obecnie coraz częstszym przedmiotem zainteresowań różnych środowisk, niestety początkowo odczytywana jako religijne sekty i umieszczane na „czarnej liście”, potem dopiero jako perspektywa psychologiczna czy fenomen coachingu, włączającego duchowy aspekt.

Pojęcie duchowości w psychologii XXI wieku jest wyjątkowym novum, gdyż wprowadza ożywienie w skostniały system bazujący na psychoanalizie i na zachowaniach, domagający się świeżego powiewu nowości. Pozwala więc ono tworzyć nowe horyzonty badawcze, które dopiero otwierają się przed duchowością. Szczególnie zainteresowane jest nim młode pokolenie, żyjące w tradycyjnej religii, które wyraźnie czuje, że ma inne, bardziej konkretne, ale i głębsze potrzeby. Tradycje i rytuały już nie pasują do epoki wirtualnego świata, w którym funkcjonują. To ono właśnie sięga do wschodnich systemów wierzeń, często je praktykuje, odkrywając w nich inne przestrzenie samych siebie, otwierające na nowe doznania, ale i perspektywy myślowe i wyrażanie siebie, także uwrażliwiając je na przyrodę, Gaię, pradawne kultury, ale i otaczające środowisko — myślenie ekologiczne. Sporą w tym rolę odegrali aktywiści ekologiczni jak: Joanna Macy, John Seed, jak też ekofilozofia Henryka Skolimowskiego. Specyficzne doznania duchowe opisywała też w swoich książkach Shirley MacLaine, uważając, że autoekspresja jest talentem dawania oraz jednoczenia się z większą duchową całością. Odkrycie w sobie tej świadomości czyni nas, jako ludzi, częścią boskiej doskonałości.

Podobne refleksje, znajdujące rezonans w duszach wielu ludzi znalazły się w przemyśleniach Willigisa Jägera. Uważa on, że jesteśmy jako ludzie duchem, energią duchową w polu morfogenetycznym, a naszym rozwojem sterują niewidzialne energie. Gdy człowiek zmienia zachowania, zmienia się jego pole morfogenetyczne. Gdy przekształci je w nowy nawyk, wpłynie na wzajemne oddziaływanie całego gatunku. Właśnie pola są przyczyną porządku i stałości Uniwersum, ale też mogą zmieniać się, powodując inny kierunek. Na płaszczyźnie ducha jako ludzie współżyjemy życiem Uniwersum, a więc jesteśmy też w polu energii Pierwszej Rzeczywistości. Ten zaprezentowany obraz stwarza poczucie jedności człowieka i Kosmosu na podstawowym poziomie jego istnienia. Niestety systemy wychowawcze i społeczne odcinają dostęp do tej rzeczywistości. Ona obecnie domaga się wyrazu i potrzebuje być przywołana.

Z tego też powodu w głębi istnienia człowieka ma on poczucie „braku” i głębokie poszukiwanie jego dopełnienia. Nie ma to nic wspólnego z instytucjonalizowaną religią, a bardziej z istnieniem Istoty Życia, którą każdy rozpoznaje w sobie, jako Jego Źródło, nie definiowane przez nikogo z zewnątrz. Fizyczka kwantowa Danah Zohar uważa, że jeśli protoświadomość jest fundamentalną właściwością Wszechświata, to jest obecna też w polu energetycznym zwanym polem Higgsa, wyłaniającym się z próżni. Próżnia przypominałaby — zdaniem Zohar — immanentnego Boga, mieszkającego w każdym z nas. Jeśli by to zostało potwierdzone w fizyce, to w Bogu mają źródło oscylacje nerwowe o częstotliwości 40 Hz — będące podstawą ludzkiej świadomości i inteligencji duchowej. W samym centrum jaźni jest bowiem jej istota, właściwość myślenia integrującego — o całości.

Nowe zjawiska społeczne pojawiające się w świadomości postmodernistycznego społeczeństwa muszą więc uzyskiwać swoje odbicie i zainteresowanie w nauce, aby zachować jej wiarygodność, poszerzać humanistyczne i socjologiczne aspekty, badając człowieka i społeczeństwo w ich współczesnej rzeczywistości. To język musi odzwierciedlać nie tylko naukowe perspektywy, ale codzienne życie. Jest to niezbędne dla prawidłowej interpretacji badanych zjawisk społecznych i zachowanie kontaktu z otoczeniem w całej jego złożoności i różnorodności.

Duchowość jest szczególnie eksplorowana w aspekcie rozwoju osobowego i transpersonalnego, odnosząc się do najbardziej preferowanego obecnie poziomu samorealizacji w hierarchii potrzeb Maslowa. Przy tej okazji następuje spotkanie z własnym „wewnętrznym wymiarem”, najwyższymi wartościami, sensem i misją życia. Jest to wyjątkowo znaczące spotkanie, mające swój głęboki rezonans w życiu konkretnej osoby, która podjęła ten kierunek życia. Otrzymuje ona w tym spotkaniu „wartość dodaną”, w postaci zrozumienia sensu osobistych doświadczeń, znaczenia rodziny i wychowania kolejnego pokolenia w rewerencji Życiu (za H. Skolimowskim) i etyce czci dla Życia (za A. Schweitzerem).

Duchowość w ujęciu uniwersalnym nie eliminuje religijnych doświadczeń i wiary, a raczej ją pogłębia, sięgając do Źródła wiary w sobie, a nie jej atrybutów czy substytutów na zewnątrz. Podkreśla humanistyczne idee dotyczące etycznych aspektów zachowań, a one są pozakonfesyjne (miłość, współczucie, cierpliwość, tolerancja, przebaczanie, zadowolenie, odpowiedzialność, harmonia i troska o innych, dobro, piękno, prawda). Są to aspekty Życia i ludzkiego doświadczenia, niezależnie od jego drogi — gdyż są indywidualną duchową podróżą, którą człowiek podąża. Można tu odwołać się do takich badaczy duchowości jak William James, (1902) i Rudolph Otto. Pojęcia Jamesa dotyczące „doświadczenia duchowego” czy „doznania religijnego” miały wpływ na zrozumienie mistycyzmu oraz nurtów wschodnich tradycji, czyniąc je bardziej rozpoznawalnymi dla zachodniej społeczności.

W dwudziestym wieku na relacje między nauką a duchowością wpływ miała zarówno psychologia Freuda, która uwydatniła granice między tymi dwoma obszarami oraz rozwój fizyki cząstek elementarnych, który otworzył debatę o komplementarności nauki i religii oraz ożywiły zainteresowanie holistycznymi koncepcjami rzeczywistości.

Przyglądając się sacrum i profanum nie sposób pominąć podejścia, które od kilku lat zaistniało w Kościele Katolickim pod postacią Encykliki Benedykta XVI „CARITAS IN VERITATE”. Papież wspomina od początku o zasadach relacji człowieka i Boga nazywając je zasadą mikro i makro-relacji. Odpowiada to zasadzie uniwersalnej: „co na górze to i na dole”, podobnie jak szerzeniu miłości, gdyż ludzie „są miłością”.

Encyklika zdaje się być rewolucyjną, gdyż po raz pierwszy artykułuje integralny rozwój człowieka w takich uniwersalnych zasadach jak miłość i prawda, a tym samym we wszystkich innych uniwersalnych wartościach. Ponadto wyraźnie precyzuje „otwartość np. pochodzącą z jakiegokolwiek źródła wiedzy”, dopuszczając tym samym każde jej przesłanie. Określa ponadto, że Kościół jest także miejscem promowania integralnego rozwoju człowieka, dotyczącego całości jego osoby we wszystkich jego wymiarach, gdyż właśnie integralny rozwój jest powołaniem człowieka do „bycia więcej”, transcendencji poza codzienność, wolności do rozwoju, jako jego niezbywalnego prawa, także do prawdy o nim. Tym samym Encyklika wprowadza ewenement w dotychczasowych przesłaniach w postaci traktowania wszystkich ludzi — całej ludzkości jako jednej wielkiej rodziny. Szczególnie to przesłanie uprawomocnia zrozumienie R. Assagiolego, artykułowane wielokrotnie aż do jego śmierci w 1974 roku, zarówno do wzrastania człowieka wzwyż, transcendencji, jak i integrowania człowieka i wszystkich „w jedną wielką rodzinę ludzką. To zresztą jest istotą całej psychosyntezy.

Encyklika wprowadza do świadomości zarówno hierarchów jak i społeczności wiernych takie pojęcia jak „odnajdowanie samych siebie”, „szacunek do życia”, „przekraczanie siebie”, a także „interdyscyplinarność”, „całościową wizję człowieka” (co jest wyjątkowym novum), „otwarcie umysłu”, „wspólnotę”, „duszę świata”, „relacyjność”, a ponadto nie zapomina o takich aspektach życia jak „uprawianie i doglądanie natury”, (co jest absolutnym złagodzeniem „ziemi poddanej człowiekowi”) i przekazaniu Ziemi następnym pokoleniom w takim stanie, aby „godnie zamieszkiwać i uprawiać”. Proponuje także „nowy styl życia”, oparty o szanowanie prawa do życia. W ten sposób kładzie jakby pieczęć akceptacji zarówno tego, co odkryto w wielu dziedzinach nauki, związanych z ludzkim rozwojem, jak i relacyjności, artykułowanej przez Davida Haya, czy relacji człowiek-środowisko, zawartej w filozofii ekologicznej. To wyjątkowo współgra z całą relacyjnością — budowania i wspierania zdrowych kontaktów międzyludzkich (począwszy od relacji w sobie — ze sobą, między członkami rodziny, z innymi) i Ziemią. Encyklika staje się tym samym uniwersalnym dokumentem, także dla budowania współpracy innych kultur i religii, artykułując ich wspólnotę, dla budowania globalnego, wspólnego dobra.

Encyklika otwiera drzwi wychowaniu, duchowej naturze człowieka i jej poznawaniu w wymiarze uniwersalnym, gdyż zaniedbanie tego wymiaru grozi konsekwencjami natury moralnej. I tu powtórnie uprawomocnia to, co na ten temat opisywał w swych pracach D. Hay. Własny rozwój staje się niezbywalnym prawem, a jednocześnie obowiązkiem wychowawców do jego wspierania, a nie zmieniania, co zgadza się z „biologicznym planem” J. Ch. Pearsa, podobnie jak „wchodzenie w siebie”, … „dla poszukiwania fundamentalnych norm naturalnych, wpisanych przez Boga w jego sercu”. To, co napisałam wyżej dla odczytywania przekazów serca i wglądów jest jedną z dróg „znajdowania siebie w sobie”, uniwersalnych wartości, inspirowanych miłością, duchowe wzrastanie.

Zdaniem Benedykta XVI ja nie jest bowiem jedynie sprowadzaniem do psychiki, a duchowe zdrowie nie jest tylko dobrym samopoczuciem emocjonalnym.

Wyjątkowo ważne jest przesłanie Encykliki odnośnie doglądania Ziemi i umacniania przymierza człowieka ze środowiskiem. Artykułował to H. Skolimowski w swoich pracach, podobnie jak K. Waloszczyk i wielu ekofilozofów, chociażby twórca teorii Gai, James Lovelock.

Najbardziej rewolucyjnym w Encyklice jest przyzwolenie wolności duchowego życia, a więc prawa do wolności religijnej, otwarcia nauk humanistycznych na metafizykę, akceptacja wielu podejść do prawdy i miłości oraz dopuszczenie nowych energii (to słowo jest szczególnie ważne, gdyż dotychczas odrzucane) w służbie integralnego humanizmu.

Encyklika jest wyjątkowym, bezprecedensowym krokiem w ewolucji i rewolucyjnym otwarciem Kościoła Katolickiego i przyzwoleniem na dialog, tym samym dopuszczając bezpośredni kontakt z Bogiem indywidualnego człowieka.

Kilka miesięcy później, po wydaniu w języku polskim wyżej wspomnianej Encykliki, byłam na spotkaniu w kościele na Starym Mieście w Warszawie, w którym ją zakupiłam. Miało ono dotyczyć przesłania nowej Encykliki Papieża. Bardzo byłam tym zainteresowana, jak polski Kościół podszedł do tak ważnych kwestii dla każdego człowieka i jego wiary. Niestety spotkanie dotyczyło innej zupełnie Encykliki, a o tej nie było ani słowa. Potem śledziłam jeszcze jakiś czas ogłoszenia parafialne tego kościoła, ale nie znalazłam wzmianki na temat tego papieskiego zrozumienia wiary. Wygląda na to, że zostało one pominięte milczeniem, ze względu na diametralnie odmienne potraktowanie tematu.

Patrząc z wielowiekowej perspektywy przesłania „poznaj samego siebie” i włączając współczesne czasy, możemy nie tylko domniemywać, ale wręcz mieć pewność, że zarówno starożytne klasyczne koncepcje filozoficzne jak i religijne przesłania mogą być obecnie zweryfikowane naukowo, utwierdzając każdego człowieka w przekonaniu w sens istnienia Źródła Bytu, Alfy czy Omegi, wewnątrz kosmicznej energii, które scalają cały Wszechświat i każdy jego element (w tym każdego jednostkowego człowieka).

Zamiast odrzucać kolejny raz, na przestrzeni wieków, nadszedł być może czas, aby obudzić pokłady najgłębszych więzi człowieka z Bogiem, Kosmosem, innymi ludźmi i z samym sobą. Tym samym jest to najwyższy czas zacząć integrować wszystko razem, tworząc następny wymiar syntezy i zrozumienia siebie — człowieka i świata jako całości oraz miejsca sacrum w nauce, a szczególni, naukach humanistycznych czy pedagogicznych, jak i medycznych oraz życiu każdego człowieka.

Prawem człowieka, ale i obowiązkiem jest wybór swojej własnej drogi, wiodącej go do tego, co chciałby zrealizować w życiu. Jeśli dokona właściwego, dobrego wyboru, wybór ten będzie jednocześnie przyszłością Planety. Każdy bowiem ma wolną wolę i może jej użyć przeciw sobie, albo dla dobra ludzkości i całego Wszechświata. Poprzez ignorancję i zaniedbanie i to nie tylko we własnym życiu, ale w kształceniu i nauce, możemy jako ludzkość doprowadzić do kolejnej zagłady siebie i świata.

Tymczasem, poprzez zmianę jedynie siebie, spełni się niejedna wizja „lepszego świata”, prowadząc ludzkość na wyższy poziom ewolucji, do cywilizacji planetarnej.

Przemiana duchowa, metanoia, dotyczy więc wszystkich bez wyjątku. Nie ma tu rozróżnienia co jest duchowe, a co religijne, gdyż, jak widać, zarówno psycholodzy transpersonalni czy przywódcy najbardziej uczęszczanego Kościoła mówią tu jednym głosem. Nasuwa się jednak pytanie, szczególnie skierowane do naukowców. Oni z reguły mienią się przedstawicielami kościoła, a jednocześnie uprawiają naukę. Jak to się ma do jedności przekazu, do jedności ich samych, integracji ciała i duszy, aspektu fizyczności — materii i ducha? Czy coś w kimś nie zostało zgubione, a może zapomniane lub zaparte? Czemu nie ma jednolitego przekazu tej samej osoby? Dlaczego kultywując wiarę czy wierząc „inaczej” (a jak widać ma to jednolity przekaz na istotowym poziomie), osoba nie realizuje tej wiary i jedności w swojej pracy dla społeczeństwa lub deprecjonuje przekaz innych, nawet, gdy jest to przekaz przywódcy religii własnej konfesji?

To ważne pytania do postawienia samemu sobie. Do tego właśnie potrzebna jest metanoia i jej zrozumienie we własnym życiu. Także język komunikacji. Inaczej osoba nie jest pełną, lecz zredukowaną do jednego wymiaru siebie, a stąd niewiarygodną dla społeczeństwa.


11. OD UNIWERSYTETÓW LUDOWYCH DO UNIWERSYTETÓW JEDNOŚCI ŻYCIA

Uniwersytety ludowe mają swoją historię, opartą o wzorce skandynawskie, choć w Polsce pojawiły się dwa nurty: katolicki i świecki. Są działalnością edukacyjną, będąc autonomicznymi placówkami, realizującymi zasady holistycznego kształcenia i uczenia się przez całe życie. Przez lata były związane ze środowiskami wiejskimi, choć swoją działalnością mogą obejmować także szerszy krąg zainteresowanych. Tradycje i opis działalności tych placówek można znaleźć w szerokich opracowaniach, jak też w wydawanych przez Polski Uniwersytet Ludowy kwartalnikach. Miałam okazję publikować artykuły w kilku z nich w latach 1999—2001. Nie jest tu moim celem przywoływać ich historię, i wyjątkową aktywność w tym czasie, niemniej od momentu odejścia Zofii Kaczor-Jędrzyckiej straciłam z nimi kontakt. Chcę skupić się bardziej na ich ogromnym potencjale, tkwiącym w środowisku i ich możliwościach w kształceniu środowisk „od podstaw”.

W tym momencie warto wrócić do założeń pomysłodawcy uniwersytetów ludowych Mikołaja Seweryna Grundtviga. Jego hasło „szkoły dla życia” wpisało się w ideę uniwersytetów ludowych, których celami miało być: wychowanie na świadomych obywateli w międzykulturowym środowisku, przeciwdziałanie wykluczeniu, propagowanie wiedzy o regionie, edukacja środowiskowa, uaktywnienie społeczno-kulturalne społeczności lokalnej.

Z czasów, w których brałam aktywny udział w pracy tych środowisk, pamiętam ogromne zainteresowanie słuchaczy nie tylko w odbiorze prezentowanych przez przyjezdnych wykładowców programów, ale przede wszystkim stwarzanie im poczucia bycia „u siebie”, wspólne śpiewanie, gotowanie, często dzielenie się swoimi pasjami, wspólną zabawą. To stwarzało możliwości spełniania siebie, bycia częścią czegoś większego, spójnego przekazu, a nie udawanych ról. Każdy miał bowiem coś do przekazania innym i każdy przychodził z własnej woli i chęci bycia w grupie. Prowadząc np. warsztaty dla kobiet, często dzieliły się one życiową mądrością, z której mogłam skorzystać także ja, lub które potwierdzały to, co im przekazywałam. Stawało się to wzmacnianiem komunikatów, dobrem dla dwóch stron, które ubogacały się wzajemnie. Tym samym, jak opisuje się to w literaturze, uniwersytety tego rodzaju wychowywały aktywnych społeczników, stwarzały przestrzeń publiczną dla zaistnienia oraz wspólnotę do wzajemnego uczenia się i inspirowania do twórczej pracy dla dobra społeczności i znajdywania w tym sensu własnego życia.

Uniwersytety ludowe to przestrzenie wyjątkowo bezcenne dla nauki, bo otwarte na wiedzę. Nauka może schodzić więc do „dołu”, do lokalnych społeczności. Jednocześnie jest w stanie wznosić się „do góry”, bo stąd może czerpać „żywotne siły” z tych, co są najbliżej Życia, jego korzeni i z przeżywania życia „pełnym sobą”, uczestnictwem „ciałem, umysłem i duszą”. Naukowcy mogą więc uczyć się „bycia”, doświadczania kontaktu z ziemią, ludźmi tej ziemi, ich głębokiego zżycia z naturą i czerpania z niej mądrości.

Podzielę się tu refleksjami zaczerpniętymi z prowadzonych dla środowiska Uniwersytetów Ludowych zajęć warsztatowych p.t. Nowe spojrzenie na zdrowie. Program był prowadzony po raz pierwszy przez 4 osoby: psychologa, lekarza, ekologa — pracownika naukowego AWF oraz praktyka, przedstawiciela firmy promującej „sprzątanie świata”. Uświadomił uczestnikom cenne dla nich wartości:

— zdrowotne — zwrócenie baczniejszej uwagi na kompleks zagadnień związanych ze zdrowiem i jego ochroną w kontekście wielu dziedzin wiedzy, jak również poziomu oddziaływań (fizycznych, psychicznych i społecznych)

— poznawcze — integrowanie zagadnień i prezentowanie ich w przystępnej dla uczestników formie, pobudzanie do myślenia „teraz” i perspektywicznie.

— wychowawcze — doszukiwanie się odniesień do swoich zachowań, postaw, stylów wychowania i wyciąganie wniosków z doświadczenia, co w nich wymaga zmiany;

— profilaktyczne — a nawet dalej idące w kierunku zdrowych postaw i stylów wychowania, promujących zdrowie i harmonijny rozwój (najpierw działania edukacyjne promocji zdrowia, a potem dopiero profilaktyka — jako prewencja zagrożeń).

Program prezentowany w tym środowisku, istniejący po dzień dzisiejszy, bazuje w głównej mierze na promocji zdrowia i jest programem nowatorskim. Wychodzi z integracji wiedzy na temat całościowego zdrowia, dając przegląd nie tylko wiedzy filozoficzno/psychologiczno/medycznej i ekologicznej (a ta jest także integracją wielu dziedzin), odwołując się do własnych doświadczeń osób uczestniczących w zajęciach i budząc ich refleksje i chęć dalszych poszukiwań. Program jest przy tym edukacyjny — pobudzający konieczność analizy własnych zachowań i najbliższego otoczenia, jak też praktyczny i twórczy — poszukujący własnych rozwiązań i kształtujący postawy, wymagający zmiany już od zaraz.

Zajęcia przyniosły zarówno efekty natychmiastowe, jak i perspektywiczne. Natychmiastowe skutki są mierzalne poprzez odzew uczestników zajęć, ich wyrażane głębokie refleksje i przekonania co do swojego życia i potrzeby zmiany. Uczestnicy byli nim głęboko poruszeni i ubogaceni nie tylko treściami, ale i własnym doświadczeniem, które dzięki obecności w grupie, mogło być zaprezentowane. Uczestnicy wypowiedzieli się, że edukacja zdrowotna jest niezbędna w każdym rodzaju szkoły oraz w domu (edukacja rodziców) i powinna rozpoczynać się jak najwcześniej, uwzględniać specyfikę szkoły — np. w szkołach rolniczych bardzo ważny jest aspekt produkcji zdrowej żywności, być ponadto domeną specjalistów interdyscyplinarnych (nie tylko lekarzy) i zawierać takie elementy jak wpływ emocji na zdrowie, zdrowie psychiczne, aktywność ruchową, żywienie, wszystko, co dotyczy rozwoju człowieka jako całości i zdrowego otoczenia (także urządzania mieszkania, aby żyć zdrowo). Powinna też dotyczyć wszystkich.

Większość uczestników na pytania wstępne czego oczekuje po warsztatach odpowiedziała, że zdobycia nowych doświadczeń i wskazówek do rozwiązywania codziennych problemów rodzinnych i zawodowych, zachowania równowagi organizmu na długie lata, różnych form wspierania zdrowia i pomocy sobie samemu i innym w zakresie szeroko rozumianego zdrowia i stosunków z innymi ludźmi.

W ankiecie na zakończenie zajęć, zawarte były takie oto pytania i odpowiedzi na nie:

1. Jak poszerzyło się Pani/a pojęcie zdrowia? Poszerzyło się o aspekt psychologiczny. Już o tym trochę słyszały, ale jest to temat niewyczerpywalny. Zobaczyły zdrowie w zupełnie innym wymiarze — ciała, psychiki, rodziny, środowiska; psychiczne, fizyczne, emocjonalne i moralne. Zdrowie to dla nich nie tylko odżywianie, ale i postawa życiowa, współżycie ze społecznością itp., życie w zgodzie z naturą. To nie tylko tabletki, ale jak JA na to zdrowie wpływam. Dzięki tym warsztatom uczestnicy uświadomili sobie, że w bardzo dużym stopniu zdrowie zależy od nich samych. Upewniły się (większość odpowiedzi pochodziło od kobiet), że człowiek zdrowy, to nie tylko ten, któremu nic nie dolega, ale żyjący w zgodzie ze sobą, innymi ludźmi i środowiskiem, że medycyna to nie tylko skutki, które leczy, ale też przyczyny, którym trzeba przeciwdziałać.

2. Czy edukacja zdrowotna powinna dotyczyć tylko uczniów? Powinna zacząć się już w przedszkolu, ale dotyczyć wszystkich, całego społeczeństwa, każdego wieku, ponieważ każdy wiek ma swoją specyfikę, a może nawet szczególnie powinna dotyczyć dorosłych.

3.Czego dowiedział/a się pan/i z tego warsztatu o sobie? Trudno przytoczyć tu wszystkie odpowiedzi, gdyż ich różnorodność jest bardzo bogata. Kilka z nich to: odnalazłam wiele wspólnych doświadczeń, z których kiedyś nie skorzystałam, ponieważ zabrakło mi wiary w siebie i przekonania, że ja i moje życie są cenne i ważne. Muszę bardzo dużo nad sobą pracować. Zbyt często reaguję emocjonalnie. Dowiedziałam się dużo o sobie oraz tego, że jeszcze mam dużo do zrobienia w moim postępowaniu. Poznałam szalenie ciekawe pojęcia z zakresu psychologii. Odkryłam przyczyny takich, a nie innych własnych relacji z otoczeniem. Świadomość, że moje zachowanie w stosunku do innych (szczególnie dzieci) wpływa na ich dalsze życie i zdrowie. Z tych warsztatów dowiedziałam się, że mogę żyć inaczej. Utwierdziłam się w przekonaniu, że ja sama mogę odnaleźć w sobie determinację do pozytywnego oddziaływania na własny organizm. Wyciągnęłam wniosek, że muszę być bardziej stanowcza w swoim postępowaniu. Muszę bardziej zastanawiać się nad psychiką każdego człowieka.

4. Jak Pan/i wykorzysta tę wiedzę w swoim życiu osobistym/zawodowym? W życiu osobistym panie mają zamiar: uwierzyć w możliwości większego wykorzystywania swojej intuicji; starać się postępować tak, aby w jak najmniejszym stopniu wpływać niekorzystnie na swój organizm; prowadzić zdrowszy tryb życia i odżywiania; nadal uczestniczyć w tego rodzaju zajęciach; zmienić swój styl życia. W życiu zawodowym: przekazywać uczniom wiedzę na temat zachowania jak najdłużej zdrowia; przy każdej okazji propagować ją wśród uczniów i nauczycieli, przekazywać wzorce dietetyczne oraz zwracać uwagę na sposób kontaktowania się z dziećmi, wypracowywać lepsze układy ze swoimi uczniami, promować zdrowie w domu i szkole, chronić środowisko.

5.Czy uważa Pan/i za celowe kontynuowanie tego rodzaju warsztatów dla siebie/dla uczniów/dla innych nauczycieli/dla wszystkich? Dla wszystkich KONIECZNIE. Dla innych nauczycieli — z wykrzyknikami.

Program pobudził do aktywności w braniu odpowiedzialności za własne zdrowie i świadomość. Uwydatnił, że swoje zachowania (dorosłe) są odbierane i „kopiowane” przez dzieci/młodzież. Przede wszystkim zaś ujawnił wyjątkową aktywność TUL-owskiego kręgu osób i chęć stałego doskonalenia siebie, ciekawości życia, innych punktów widzenia, słuchania innych, dzielenia się sobą.


12. WIODĄCA ROLA UNIWERSYTETÓW NAUK O SOBIE I ŻYCIU W ZINTEGROWANYM NAUCZANIU

Patrząc z perspektywy kilkudziesięciu już lat na dokonania nauki w różnych jej dziedzinach, wyłania się obraz pełzającej zmiany, która nie ma odwagi stanąć na nogi, jednakże dzieje się stale. Już sama obserwacja pedagogiki co najmniej 20 lat, daje poczucie, że od zmiany nie ma odwrotu, niemniej może być ona powstrzymywana przez niektórych zachowawczych naukowców, zajmujących się odtwarzaniem nauki niż jej tworzeniem. Problemem jest tylko odchodzenie pionierów nowego podejścia i brak następców na tyle ugruntowanych w danej dyscyplinie, którzy odważyliby się ogłosić „nowe”.

Miejmy jednak nadzieję, że przybywa kontynuatorów, ale także wyłania się wśród młodych potrzeba czegoś odmiennego, czegoś, co ich wyrwie z marazmu trwającego całe lata, chociażby w edukacji. Oni przychodzą na studia po nową wiedzę, ale i nowe syntezy, odpowiadające koniecznościom dziejowym. Ze względu na poszerzającą się świadomość młodych dotyczącą różnego rodzaju zagrożeń środowiskowych, ale i społecznych i politycznych, oni chcą żyć w bezpiecznych czasach, aby budować przyszłość swoją i rodziny. Sami doświadczają bowiem coraz liczniejszych niebezpieczeństw, często w sferze zdrowia swojego lub najbliższych. Ponadto na całym świecie powstaje coraz więcej inicjatyw przeciwdziałających różnym ryzykom. Ludzie łączą się w grupy, także ogólnoświatowe np. dla ochrony środowiska czy pokoju na świecie, ale również lepszej przyszłości dla świata.

Właśnie z tych względów, także ze społecznych oczekiwań, powstaje nowy obraz nauki, która ma rozwiązywać problemy świata i to na poziomie jednostkowym jak i zbiorowym, a szczególnie dotyczące bezpiecznej przyszłości, zdrowia i dobrostanu. Nie jest on już widziany w kontekście materialnego bytu, a raczej zdrowych relacji i zaspokajania duchowych potrzeb, nie tylko w sensie religijnym, ale spełniania się w życiu, nadawania mu głębszego sensu.

Powstaje więc powoli przekonanie o konieczności zmiany w samej nauce, a stąd porzucenia kartezjańskiego paradygmatu na rzecz całościowego widzenia człowieka i świata, oparte na integrowaniu wiedzy. W wielu opracowaniach programowych na poziomie szkół podstawowych i średnich czytamy w ich podstawach o zintegrowanym nauczaniu i to co najmniej od 15 lat. Widać nie tylko potrzebę, ale także efekty w zainteresowaniu dzieci zajęciami w przyrodzie, zielonych szkołach, wyjazdach do miejsc pracy i przeżywaniu tych wypraw w głębi siebie. Dzieci, oczami wyobraźni widzą już swoje role w dorosłym życiu, często przygotowują mini projekty, które przybliżają je do tego, co wychodzi naprzeciw ich zainteresowaniom. Powoli powstaje obraz połączeń edukacji i Życia i to od najmłodszego wieku.

Ze względu na to, że jest to proces, który wzrasta, nie objął być może swoim zasięgiem szkół wyższych, a przynajmniej części dyscyplin. Tam nadal panuje logiczny, a przez to bezduszny zaścianek poznania oraz brak angażowania siebie w to, co się robi, choć może nie wszędzie. Pojawiają się przedstawiciele nauki, pasjonaci, którzy swój przekaz ubarwiają swoją pasją. Powoli więc zaczną dominować różne probabilistyczne wyjaśnienia możliwości wiedzy i inne drogi jej zdobywania. Na niektórych kierunkach, jak w reklamie czy zarządzaniu wprowadza się używanie intuicji czy treningi umysłu, oparte o wizualizacje. Już wiele lat temu do studiów wychowania fizycznego wprowadzać zaczęto jogę, ale i ćwiczenia wyobrażeniowe, dotyczące swojego miejsca w sporcie i wyobrażania sobie efektów w zdobywaniu najlepszych wyników.

Ale wyobraźnia jest niezbędna w każdej dziedzinie wiedzy, podobnie jak pozaracjonalne możliwości poznawcze. Aspekt duchowy niekoniecznie może być tu utożsamiany z religią, a traktowany neutralnie, jako sens własnego istnienia i podążania w tym kierunku. Tego rodzaju podejście staje się neutralne światopoglądowo i nie ingeruje w niczyj sposób wierzenia. Jeśli ktoś jest przywiązany do swojej konfesji, może w nią głębiej wejść poprzez swój system wierzeń. Nauka, będąca neutralną światopoglądowo, nie powinna odcinać duchowego aspektu, ale nie może go też czynić zredukowanym do jednego wyznania. Jeśli przyjmie duchowy aspekt życia i człowieka, nie musi on ingerować w żaden system wierzeń, a jedynie w uznanie większego wymiaru siebie i świata i możliwości poznawcze samego człowieka, a to nie wymaga ani wiary, ani jej braku, jedynie akceptacji szerszego poglądu na świat, który każda osoba może poznać na sobie, zgłębiając duchowy aspekt.

Otwarcie na wielość i wyższy poziom zrozumienia, wniesie do nauki wyjątkowo ważne aspekty poznawcze. Chociażby socjologia może zacząć poznawać kultury innych ludzi, ponieważ żyjemy coraz częściej w wielokulturowym społeczeństwie, ale nie tylko przez elementy różnych kultur, ale też sposób myślenia, reagowania, leczenia, podejścia do starzenia się, odchodzenia, zdrowia, życia i śmierci. Są to elementy z głębszego rozumienia siebie i innych, bo dzięki temu może także odkrywać w sobie i społeczeństwie aspekty tolerancji i otwarcia na inne nacje i ich obyczaje, które pozna poprzez siebie, a nie z opisów innych badaczy czy nadanych im a priori znaczeń.

W czasach wszechobecnie panujących poglądów, że jedynie „swoje jest ważne”, nauki przyrodnicze ale i medyczne mogą włączyć do swoich studiów specyficzne rośliny, mające wyjątkowe właściwości, zachowujące długowieczność, czy będące adaptogenami. Jest to szczególnie ważne w sytuacji zagrożenia środowiska i poszukiwania „panaceum na zdrowie”, wbrew opiniom, że suplementy nie działają lub że to jest inny sposób zarabiania, a bardziej w kontekście nauki — przyniesienia czegoś więcej ludziom, danie im nadziei na lepsze, zdrowsze życie.

Ciężar badań i zrozumienia przesunie się z samej wiedzy na zagadnienia etyczne, wiarygodności swojej pracy, intencji, a to wszystko wchodzi w zakres duchowego aspektu, bez podtekstu religijnego. Pozwoli to także na wejście na wyższy poziom filozofii różnych dziedzin nauki i całości. Będzie ona odnosić się do takich kontrowersyjnych zagadnień jak zmiana genów w człowieku dla „technologii człowieka” czy wartości etycznych przekazywania nieprawdziwych komunikatów o funkcjonowaniu człowieka, mając tylko badany jego fizyczny aspekt, lub wprowadzania technologii do produkcji żywności i środków codziennego użycia, nie badanych co do ich wpływu na zdrowie i ogłaszanie ich jako bezpieczne. Tutaj nieustannie woła o uwagę „synteza”, a więc spojrzenie z „góry” na pewne zagadnienia całościowo, aby zobaczyć wspólne elementy, ważne dla całości, a nie tylko części. Tu, jako priorytet ma być widziane Życie, przyszłość siebie i świata i etyczne aspekty własnych działań dla dobra. Ten proces „syntezy”, szczególnie dyscyplin filozoficznych, będzie się dalej rozwijał.

Wyjątkowym wyzwaniem będzie odkrywanie nowego systemu poznania, a stąd kreatywne zadanie dla wielu. Właśnie Nauki o Sobie i Życiu będą tą przestrzenią, która powinna zacząć tworzyć ten system, gdyż one najbardziej mogą zobaczyć cały obraz Życia. Na pewno na początku mogą się pojawiać elementy, pochodzące z różnych źródeł, często traktując jako konkurentów przedstawicieli Nauk o Życiu. Warto więc sięgnąć do już gotowych opracowań z nauk o zarządzaniu i pojęcia „błękitnych oceanów:, które są ewolucją „czerwonych oceanów” — bazujących na zwalczaniu konkurencji. Błękitne oceany działają już inaczej — na włączaniu, gdyż podobnie jak nie ma takiego samego człowieka, tak samo nie ma tej samej nauki w tej samej dziedzinie, ponieważ wykładają ją inni nauczyciele, zainteresowani różnymi zagadnieniami. I tutaj mamy włączanie poszczególnego naukowca, a nie jego zwalczanie czy deprecjonowanie, jak to działo się przez ostatnie co najmniej 20 lat, objawiające się brakiem szacunku do odkryć „konkurenta” w tej samej dziedzinie. To będzie stale „dokładanie” do całości. Podobnie będą pojawiać się nowe zagadnienia filozoficzne, zarówno dla całości, jak i „dla części”. Potrzebujemy mieć jednak świadomość, że tworząc całość, każda nowa idea jest ważna, gdyż może budować zarówno część, jak i całość.

Wielu filozofów dochodzi do pewnego momentu w swoich rozważaniach, że już wszystko było i zaczyna kręcić się w kółko. Jeśli przyjmiemy, że rozwój posuwa się po spirali, jest taki moment „wyżej”, gdy wydaje się, że następuje powtórzenie tego, co było. Tymczasem jest to element, który pokazuje poprzednie, ale na nowym poziomie organizacji, a stąd „wyższy” poziom. Dzięki temu jesteśmy w stanie odkryć coraz więcej i dotykać istoty rzeczy coraz głębiej, a może „wyżej”, powoli składając części w całość. Będą więc tworzyły się coraz to nowe możliwości odkrywcze ludzkiego ducha, który zawsze dąży do doskonałości. Będziemy więc świadkami stale nowego postępu nie tylko w filozofii, ale tym bardziej w każdej z dziedzin, w miarę rozwoju w kreowaniu nowej filozofii nauki.

Czy tak będzie teraz; czy możemy oczekiwać, że pojawią się systemy wnoszące istotnie nowe poglądy i rozwiązania do dotychczasowego dorobku filozofii?

Wydaje się, że jest to niemożliwe, bo zawsze zdaje się, iż wszystko już było. Jednak nie da się obronić tezy, że możliwości odkrywcze i konstrukcyjne ducha ludzkiego właśnie w naszej epoce, z panującego tak długo paradygmatu już się wyczerpały i zmęczyły tych, którzy je w kółko powtarzali. Możemy więc żyć w nadziei, że będziemy świadkami nowości filozoficznych w nadchodzących czasach.


13. HOLARCHIA — JAKO PRZESTRZEŃ WŁĄCZAJĄCA

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 63
drukowana A5
za 128.31