E-book
29.4
drukowana A5
40.9
Uciekająca

Bezpłatny fragment - Uciekająca


Objętość:
86 str.
ISBN:
978-83-8369-382-8
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 40.9

Rozdział 1

Dziewczyna siedziała na dachu wysokiego budynku podziwiając zachód słońca.


Widok zapierał dech w piersi. Niebo przybrało kolory od czerwieni, przez pomarańcz, fiolet aż do żółci tworząc cudowną mozaikę.


Delikatny, chłodny wiatr rozwiewał jej białe włosy, które falami opadały na plecy sięgając bioder. Przeczesała je ręką wzdychając.


Cieszyła się chwilami spokoju, ponieważ nie miała ich zbyt dużo.


Gdy słońce całkowicie zniknęło jej z oczu, wstała otrzepując spodnie. Ubrana była w czarną bluzkę z krótkim rękawem, na którą narzuciła skórzaną kurtkę z kapturem, granatowe jeansy oraz czerwone trampki.


Ostatni raz spojrzała w stronę już ciemnego nieba, odwróciła się i ruszyła przed siebie zakładając kaptur na głowę. Przeszła na drugą stronę dachu i kucając, przesunęła dłonią po krawędzi, by odnaleźć drabinę. Przerzuciła jedną nogę a potem drugą, ostrożnie schodząc na dół.


Po trzydziestu minutach stała na zimnym asfalcie. Rozejrzała się dookoła zdejmując kaptur i ponownie zeskanowała wzrokiem otoczenie.


Znajdowała się w ciemnej, opuszczonej uliczce. Podniosła głowę patrząc na drabinę sięgającą od ziemi aż do samej góry.


Gdy miała ruszyć z miejsca, poczuła wibracje w kieszeni spodni. Wyjęła telefon zerkając na ekran, na którym pojawiło się słowo „Mama”. Nacisnęła czerwoną słuchawkę chowając urządzenie, a potem zakładając kaptur szybkim krokiem opuściła zaułek. Wyszła wprost na jedną z większych ulic Nowego Jorku.


To miasto zdecydowanie nigdy nie spało. Tłumy ludzi mijały się na chodnikach, a samochody, mimo później pory tworzyły gigantyczne korki.


Niebieskie oczy dziewczyny skanowały otoczenie, chcąc dostrzec coś wartego uwagi.


Gdy niczego nie znalazła, odpuściła, skupiając się na bezpiecznym dotarciu do domu.


Okolica, do której przychodziła była niebezpieczna i kręcili się tam różni ludzie, lecz mimo to coś ją tam przyciągało. Jej dom mieścił się na obrzeżach, więc czekał ją długi spacer.


Mogła zamówić taksówkę lub pojechać komunikacją miejską, lecz istniało ryzyko, że ktoś mógł ją rozpoznać. Bądź co bądź jej wygląd był charakterystyczny.


Po kilku minutach drogi postanowiła wejść do sklepu, by kupić coś do picia, gdyż od rana nie miała w ustach ani kropli. Zatrzymała się przed niewielkim budynkiem, rozglądając się. To był nawyk, który już kilka razy ją uratował.


Gdy nie zauważyła niczego podejrzanego, otworzyła drzwi wchodząc do środka. Zaczęła chodzić między półkami przeglądając ich zawartość, lecz na nic nie miała ochoty. Wybrała tylko półlitrową butelkę niegazowanej wody i udała się do kasy. Podała sprzedawczyni przedmiot czekając, aż kobieta nabije produkt na kasę.


— To będzie jeden dolar. — powiedziała kobieta klikając przyciski na klawiaturze.


Nastolatka przyłożyła kartę bankową do specjalnego czytnika, słysząc po chwili cichy dźwięk oznaczający udaną transakcję. Schowała kartę do wewnętrznej kieszeni kurtki, chwyciła butelkę i bez słowa opuściła sklep.

Rozdział 2

Ponownie usłyszała wibracje w kieszeni, lecz zignorowała je. Po trzydziestu minutach znalazła się w Central Parku, gdzie usiadła na jednej z ławek, rozglądając się.


Na niebie błyszczały gwiazdy, a porozstawiane co kilka metrów latarnie oświetlały okolicę.


Odkręciła butelkę przykładając ją do ust i upiła kilka naprawdę dużych łyków. Wibracje w kieszeni ciągle dawały o sobie znać, więc z westchnieniem zakręciła butelkę, stawiając ją na ziemi przy swoich nogach.


Wyjęła telefon z nietęgą miną patrząc na ekran. Tym razem było to kilka wiadomości tekstowych. Odblokowała ekran zaczynając czytać. Gdy miała już wyłączyć urządzenie, ono ponownie zawibrowało, wyświetlając nową wiadomość.


Od: Mama: Jeśli do godziny ósmej rano nie pojawisz się w domu, idziemy na policję.


Zacisnęła szczękę wyłączając smartfon’a i schowała go do kieszeni. Sięgnęła po butelkę, na raz wypijając pozostałą zawartość. Wstała, zgniotła butelkę, a potem wrzuciła ją do kosza na śmieci znajdującego się po drugiej stronie alejki. Trafiła za pierwszym razem.


Dziesięć minut później była w drodze domu. Po dłuższym czasie zatrzymała się przed drzwiami dużego, nowoczesnego, rodzinnego domu.


Elewacja została pomalowana na biało, okna natomiast miały czarne ramy.


Podniosła dłoń z zamiarem zapukania w drzwi, gdy te niespodziewanie się otworzyły.


Stanęła w nich wysoka, szczupła kobieta w wieku trzydziestu lat. Długie, brązowe włosy spięła w luźny kok na czubku głowy, a duże, zielone oczy patrzyły na córkę z ulgą.


Od razu przytuliła białowłosą, która niepewnie odwzajemniła gest. Po chwili odsunęły się od siebie i weszły do środka znajdując się w korytarzu.


Ściany miały odcień bieli, a meble czerni.


Dziewczyna zdjęła kurtkę wieszając ją na wieszaku i udała się do kuchni, w której panował półmrok. Jedyne światło padało z niewielkiej lampki ustawionej na kuchennej wyspie. Otworzyła szafkę wyjmując z niej szklankę i nalała do niej wodę z butelki, którą uprzednio wyjęła z lodówki. Podniosła naczynie do ust, czując na sobie palące spojrzenie rodzicielki.


— Masz mi coś do powiedzenia? — trzydziestolatka przerwała ciszę.

— Gdzie tata? — dziewczyna zignorowała pytanie kobiety, odstawiając już pustą szklankę na kuchenną wyspę.

— Naprawdę tylko to masz do powiedzenia? — spojrzała na córkę z niedowierzaniem, na co ta przewróciła oczami.

— Musiałam coś załatwić. — wzruszyła ramionami zmierzając
w kierunku schodów.


Za sobą słyszała podniesiony głos rodzicielki, lecz była zbyt daleko, by móc rozróżnić słowa. Pokonując schody ruszyła ciemnym, szerokim korytarzem, po chwili zatrzymując się przed drzwiami, na których widniała złota tabliczka z napisem „Cytria”.


Weszła do środka cicho zamykając za sobą drzwi, a potem westchnęła skanując wzrokiem pomieszczenie. Mimo, że panowała ciemność, dziewczyna znała każdy jego zakątek.


Podeszła do dużej szafy wbudowanej w ścianę, otwierając ją. Chwilę przeglądała ubrania, w końcu wyjmując czarne, krótkie spodenki oraz jasno różową bluzkę z krótkim rękawem.


Z takim zestawem poszła do łazienki połączonej z pokojem. Dzięki temu nie musiała kręcić się po korytarzu.

Rozdział 3

Zapaliła światło zamykając drzwi od środka na zamek. Zawsze tak robiła, gdyż bardzo ceniła swoją prywatność.


Położyła ubrania na szafce obok umywalki zerkając w lustro.


Zdjęła z siebie brudne ubrania wrzucając je do kosza na pranie, uprzednio wyjmując telefon z kieszeni. Następnie odkręciła wodę wchodząc do kabiny prysznicowej. Ciepła woda strumieniem spłynęła na jej ciało dając uczucie odprężenia.


Umyła się kokosowym żelem, a włosy postanowiła umyć rano.


Po kilku minutach stała na białym, puchatym dywanie owinięta w ręcznik. Na chwilę spojrzała w lustro, wytarła ciało i założyła przygotowane rzeczy. Związała włosy w kitkę podchodząc do umywalki.


Umyła twarz oraz zęby i opuściła łazienkę uprzednio gasząc światło. Zapaliła nocną lampkę, podłączając telefon do ładowarki i wsunęła się pod kołdrę, pogrążając w swoich myślach.


Po dziesięciu minutach bezczynnego leżenia i patrzenia w sufit, obróciła głowę w prawo patrząc na cyfrowy zegarek. Godzina piąta rano.


Westchnęła, wyłączyła lampkę i nie wiedząc kiedy zasnęła.

≈ ≈ ≈

Następnego dnia obudziła się pod wieczór. Otworzyła oczy siadając na łóżku i przeciągając się. Spojrzała na zegarek z zaskoczeniem stwierdzając, że wybiła siedemnasta. Odsunęła kołdrę na bok i wstała podchodząc do szafy.


Wyjęła czarną bluzkę z krótkim rękawem oraz granatowe jeansy. Z komody dobrała zestaw czerwonej bielizny i udała się do łazienki. Wykonała poranną rutynę i opuściła pomieszczenie, uprzednio gasząc światło.


Odłączyła telefon od ładowarki chowając go do kieszeni spodni. Tak przygotowana wyszła z pokoju, kierując się w stronę schodów.


W oddali słyszała rozmowę rodziców, na co jej ciało lekko się spięło. Nie lubiła ich okłamywać, jednak nie miała innego wyjścia. Jeśli chciała być bezpieczna musiała tak postępować.


Zeszła po schodach i znalazła się w kuchni, gdzie przy kuchennej wyspie zobaczyła małżeństwo. Gdy usłyszeli kroki, odwrócili się w jej stronę patrząc na nią surowym wzrokiem. Najpierw spojrzała na kobietę, a później na mężczyznę, który był w tym samym wieku co brązowowłosa. Jego włosy były czarne, a oczy niebieskie.


Dziewczyna podeszła do lodówki i wyjęła z niej mleko w kartonie, które po chwili postawiła na kuchennym blacie. Z szafki nad zlewem wyciągnęła miskę, do której wlała mleko, wstawiając ją do mikrofali. Sięgnęła też czekoladowe płatki, również ustawiając je na blacie. Po chwili śniadanie było gotowe, więc udała się do kuchennej wyspy, po drodze wyjmując z szuflady łyżkę.


Zaczęła jeść czując na sobie spojrzenia rodziców. Przez kilka długich minut panowała cisza, podczas której zdążyła opróżnić miskę i wstawić ją do zmywarki.


Gdy miała zamiar wrócić do pokoju, zatrzymał ją głos Vanessy.


— Cytria, zapraszam do salonu. — jej głos był stanowczy, lecz spokojny.

Rozdział 4

Odwróciła się na pięcie idąc we wskazanym kierunku. Usiadła na kanapie patrząc na rodziców, którzy zajęli miejsca na dwóch fotelach stojących na wprost.


— Masz nam coś do powiedzenia? — Kaspian przerwał ciszę.

— Musiałam coś załatwić.

— Przez dwa dni? — brązowowłosa lekko podniosła głos.


Cytria w odpowiedzi wzruszyła ramionami, przenosząc wzrok na widok za oknem.


— Nie lekceważ nas. — Kaspian zaczął tracił cierpliwość.

— Nie lekceważę. Po prostu musiałam coś załatwić i tyle. — z powrotem na nich spojrzała, ale jej wzrok nie wyrażał żadnej skruchy.

— Dziecko. — zaczęła Vanessa. — Szukaliśmy cię przez dwa dni. Czy ty wiesz, jak się martwiliśmy? — jej głos się załamał.

— Mama ma rację. Nie dawałaś znaku życia przez dwa dni. Co się z tobą dzieje? — patrzył na córkę ze zmartwieniem.


Wiedziała, że w ten sposób raniła swoich rodziców. Zdarzało jej się znikać nawet na kilka dni, nie dając opiekunom żadnego znaku życia.


Przez chwilę panowała niezręczna cisza, lecz przerwał ją głos czarnowłosego.


— Masz jakieś problemy? — spytał łagodnie. — Wpadłaś w złe towarzystwo? — ciągnął dalej, uważnie na nią patrząc.

— Nie tato, nie mam problemów. — odpowiedziała spokojnie. — Naprawdę jest wszystko w porządku.


Po wypowiedzeniu tych słów wstała, szybkim krokiem opuszczając salon. Schodami weszła na piętro kierując się do swojego pokoju. Weszła do środka zamykając drzwi i głęboko odetchnęła.


Zatrzymała się na środku, z kieszeni wyjmując telefon. Siedemnasta pięćdziesiąt. Podeszła do biurka kładąc na nim urządzenie, a potem żwawym krokiem podeszła do szafy, z której wyjęła granatowe trampki na koturnie.


Zmieniła buty, a czerwone trampki odłożyła na miejsce. Po chwili namysłu usiadła na parapecie.


Okolica, w której mieszkała była spokojna i czysta. Mieszkali tam przeważnie starsi ludzie oraz małżeństwa z dziećmi. Mimo, że dom Cytrii był bardzo oddalony od centrum, lubiła tam mieszkać.


Zeskoczyła z parapetu przerywając obserwację i podeszła do biurka. Schowała telefon do kieszeni, żwawym krokiem opuszczając pokój.


Zbiegła po schodach przechodząc do korytarza, gdzie założyła czarną, skórzaną kurtkę z kapturem. Sprawdziła czy jej karta bankowa jest na swoim miejscu i wyszła z domu trzaskając drzwiami.


Ruszyła przed siebie. Po drodze mijała starszych ludzi spacerujących po uliczkach, dzieci biegające za zwierzętami oraz małżeństwa wyznające sobie miłość.


Nie wiedziała gdzie dokładnie szła. Wyjęła telefon, sprawdzając godzinę. Osiemnasta. Schowała smartfon’a do prawej kieszeni, a do lewej włożyła rękę.


Po godzinie była w centrum. Tłumy ludzi mijały się na chodnikach, a samochody zatrzymywały się w korkach. Mimo, że był już wieczór, pogoda była ładna.


Słońce powoli zachodziło, a na niebie nie było ani jednej chmurki.

Rozdział 5

Tak właśnie funkcjonowała Cytria. Budziła się wieczorem i przez całą noc wypatrywała swoich ofiar, natomiast kładła się spać w nocy lub nad ranem. Gdy znikała na jeden — góra dwa dni — sypiała bardzo mało. Zdarzało się, że nawet w ogóle.


Gdy jednak nie było jej dłużej, nocowała w hotelach. Nigdy jednak nie podawała swoich prawdziwych danych.


W pewnym momencie coś przykuło jej uwagę. Kilka metrów od niej stała ubrana na czarno postać. Po budowie ciała wywnioskowała, że to chłopak. Miał na sobie bluzę z kapturem narzuconym na głowę, jeansy z dziurami na kolanach oraz adidasy. Niestety nie widziała jego twarzy.


Ruszyła dalej, ignorując czerwoną lampkę w głowie, po kilku minutach znajdując się w kawiarni. Weszła do środka i rozejrzała się. Wybrała najbardziej oddalony stolik, a gdy zajęła miejsce, podeszła do niej kelnerka.


Była to wysoka dziewczyna o ciemnej karnacji. Jej włosy, jak i oczy miały odcień ciemnego brązu. Miała na sobie firmowy strój odpowiedni do zawodu, a na plakietce przyczepionej do fartuszka było napisane jej imię: Amelia.


— Dobry wieczór, co dla pani? — spytała, uśmiechając się miło.

— Cappuccino, proszę. — odpowiedziała, nie zaszczycając jej spojrzeniem.


Po chwili usłyszała oddalające się kroki i dopiero wtedy zdecydowała spojrzeć w tamtą stronę. Po dziesięciu minutach, podczas których kelnerka przyniosła jej zamówienie, poczuła dreszcz przebiegający wzdłuż pleców.


Podniosła głowę znad filiżanki, rozglądając się po lokalu. Na początku niczego nie zauważyła, dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się udało jej się zauważyć źródło tego dziwnego uczucia. Kilka metrów przed wyjściem z kawiarni stała postać, którą widziała wcześniej.


Dopiła napój wstając ze swojego miejsca i prawie biegiem ruszyła w stronę wyjścia. Zapłaciła wcześniej, więc nie musiała robić tego ponownie. Stojąc na świeżym powietrzu, z kieszeni wyjęła telefon sprawdzając godzinę. Dziewiętnasta.


Trochę się zasiedziała, więc jeśli chciała coś zdobyć musiała się pospieszyć. Schowała urządzenie uprzednio nastawiając je na tryb „wibracje” i żwawym krokiem udała się w tylko sobie znanym kierunku.


Droga zajęła jej nie więcej niż dziesięć minut. Zatrzymała się przed drzwiami z napisem „Galeria obrazów”, jeszcze raz uważnie się rozglądając.


Wzięła głęboki wdech wchodząc do środka. Od razu uderzył ją specyficzny klimat pomieszczenia.


Wnętrze było utrzymane w złocie oraz czerni i zostało podzielone na kilka mniejszych sal, w których znajdowały się różne wystawy.


Pokonała główny hol skręcając w lewo, gdzie mieściła się jedna z trzech największych sal. Zatrzymała się w progu, ramieniem opierając się o framugę drzwi. Uważnie zeskanowała wzrokiem otoczenie, uśmiechając się pod nosem. Mogła zacząć działać.


Odwróciła się na pięcie, szybkim krokiem skręcając w prawo. Korytarz był pusty, zarówno goście jak i pracownicy znajdowali się na głównej sali, gdzie odbywała się licytacja.

Rozdział 6

Po kilku minutach zatrzymała się przed drzwiami ze złotą tabliczką z napisem „Ochrona”. Musiała się spieszyć, gdyż w każdej chwili ktoś mógł ją zauważyć, a w gorszym przypadku — rozpoznać.


Jeszcze raz upewniła się, czy rzeczywiście nikogo nie ma i z zewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnęła niewielkie, okrągłe pudełeczko. Wyglądało jak lusterko, lecz w rzeczywistości było to narzędzie pracy. Przyłożyła urządzenie do czytnika na kartę magnetyczną, naciskając maleńki przycisk znajdujący się pod spodem. Po kilku sekundach można było usłyszeć cichy dźwięk, oznaczający odblokowanie zamka.


Schowała pudełeczko z powrotem do kieszeni i nacisnęła klamkę wchodząc do środka. Drzwi zamknęły się za nią z cichym trzaskiem i dopiero wtedy mogła zabrać się do pracy.


Pomieszczenie było średniej wielkości, po obu stronach stały równo ustawione biurka, na których znajdowały się komputery. Był to monitoring pokazujący obraz każdej z sal.


Podeszła do jednego z biurka siadając na obrotowym krześle. Prześledziła wzrokiem ekran przed sobą i położyła dłonie na klawiaturze. Klikała wybrane klawisze, a poszczególne komputery wyłączały się jeden po drugim.


Po kilku minutach wszystkie ekrany były czarne, więc Cytria wstała z krzesła szybko udając się do wyjścia. Przyłożyła ucho do drzwi, a gdy upewniła się, że korytarz jest pusty, powoli wyszła na korytarz.


Kamery nie działały, więc była spokojna. Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę pierwszej sali. Zatrzymała się w progu, uważnie obserwując ludzi.


Panie miały na sobie długie, idealnie dopasowane suknie, a mężczyźni szyte na miarę garnitury. Był to swego rodzaju bal połączony z licytacją. Można było kupić na przykład drogie obrazy. Niektórzy wydawali na to majątek.


Po pięciu minutach zauważyła swoją zdobycz. Elegancko ubrany, wysoki mężczyzna o brązowych włosach i zielonych oczach stał oparty o jeden z filarów podtrzymujących dach.


Był on w towarzystwie kilku dam, na co Cytria prychnęła pod nosem. To było do przewidzenia.


Szybkim, zdecydowanym krokiem podeszła do mężczyzny. Na szczęście kobiety już go zostawiły, więc była to idealna okazja na pokazanie swoich umiejętności. Gdy znalazła się wystarczająco blisko, specjalnie potknęła się i poleciała wprost w ramiona właściciela galerii. Dobrze, że ją złapał. Co prawda z lekkim opóźnieniem, ale jednak.


Chwiejąc się, położyła dłonie na garniturze. Po chwili spojrzała mu w oczy, uśmiechając się przepraszająco.


— Wszystko w porządku? — spytał zmartwiony.


Gdyby tylko wiedział…


— Tak, przepraszam. — odpowiedziała udając skruchę. — Potknęłam się.

— Nic się nie stało. — zapewnił z uśmiechem. — A co taka śliczna dziewczyna robi w takim miejscu? — dodał, lustrując wzrokiem jej sylwetkę.


Cytria miała ochotę wywrócić oczami i uciec, jednak powstrzymała się.


Skierowała rozmowę na inny tor, po kryjomu wkładając dłoń do kieszeni garnituru. Cały czas patrzyła mu w oczy, na co odpowiadał tym samym.


W pewnym momencie oznajmiła:


— Muszę już iść. Jeszcze raz przepraszam. — odwróciła się na pięcie, pospiesznym krokiem oddalając się od mężczyzny i zostawiając go zdezorientowanego.

Rozdział 7

Wyszła z sali znajdując się w zaciemnionym korytarzu. Bokiem oparła się o zimną ścianę, patrząc na przedmiot trzymany w dłoni. Była to karta magnetyczna.


Służyła ona do otwierania pomieszczenia, w którym znajdował magazyn.


Odepchnęła się ramieniem od ściany, znikając w ciemności następnego korytarza. Podeszła do odpowiednich drzwi przykładając kartę-klucz do czytnika. Po chwili lampka zmieniła kolor na zielony, co oznaczało odblokowanie zamka. Rozejrzała się dla pewności i weszła do środka.


Pomieszczenie z zewnątrz wyglądało na niewielkie, lecz w środku było ogromne. Ściany zostały pomalowane na kremowo, okien nie było. Po obydwu stronach stały sztalugi, na których były umiejscowione obrazy warte miliony dolarów. Pośrodku natomiast znajdowała się wysoka, szklana gablota.


Schowała kartę-klucz do kieszeni kurtki podchodząc do gabloty. Przez chwilę stała w bezruchu, obserwując zdobycz. Po chwili jednak wróciła ze swoich myśli i ze spodni wyjęła czarne, lateksowe rękawiczki. Szybko je założyła, delikatnie otwierając drzwiczki.


Na czerwonej poduszce dumnie prezentowało się kilka kamieni szlachetnych. Znajdował się tam między innymi: granat, rubin, szmaragd, szafir niebieski, diament niebieski, ametyst, diament, szafir biały oraz diament czarny.


Cytria patrzyła na kamienie z uwielbieniem, a także z szacunkiem. Wszystkie miały niesamowicie intensywną barwę.


Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjęła niewielki, czarny woreczek przeznaczony na biżuterię. Otworzyła go i najdelikatniej jak tylko potrafiła, po kolei chowała do niego wszystkie kamienie z gabloty.


Po kilku minutach woreczek był pełny, więc zamknęła go chowając z powrotem do kieszeni. Zamknęła pustą gablotę zdejmując rękawiczki, które schowała i odwróciła się zmierzając w stronę wyjścia.


Jej kroki były pewne, a sylwetka naturalnie ułożona. Nikt nie pomyślałby, że ta niepozorna, drobna dziewczyna była złodziejką. Najbardziej interesowały ją kamienie szlachetne. To właśnie dzięki nim zarabiała potężne pieniądze.


Wyszła z pomieszczenia, uprzednio się rozglądając i pokonała ciemny korytarz.


Po dziesięciu minutach weszła na główną salę, na której w najlepsze bawili się ludzie. Właściwie określenie „bawili się” było lekkim niedopowiedzeniem. Oni po prostu rozmawiali między sobą, przy okazji licytując lub od razu kupując wystawione przedmioty.


Atmosfera była sztuczna i Cytria cieszyła się, że mogła spokojnie opuścić to miejsce.


W oddali zauważyła postać, która od ponad godziny ją obserwowała. Zignorowała to jednak, odnajdując właściciela. Szybkim krokiem podeszła do niego podając mu kartę, którą ukradła.


Mężczyzna zrobił zdziwioną minę.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 40.9