Pamięci:
epoki minionej i dziewczyny nieodgadnionej
ROZDZIAŁ I
Z Tobą Tatry moje
maj — czerwiec 1976
Z Tobą w Tatrach pierwszy raz
(17- 19.05.1976)
Gdy kasztany białą barwą całe się pokryły
Znak to że nauki koniec jest już bardzo blisko
Codzienne w szkole spotkania uczucie zrodziły
W Tatrach dzisiaj czeka na nas gościnne schronisko
Autokar pełen gwaru a my obok siebie
Zerkam często jak w Twych oczkach iskra rozbłyskuje
Wszystko wokół jakby za mgłą gdy mam blisko Ciebie
Klasa jakąś piosnkę śpiewa — oddech gór się czuje
Tatry już w oddali widzę — Giewont i Świnicę
W stronę szyby się przechylam co wykorzystuję
To ramieniem mocniej przylgnę to za rękę chwycę
Gdy na Kozi Wierch spoglądasz to i pocałuję
Autobus nas dowozi aż do Włosienicy
Więc plecaki na ramiona no i marsz do przodu
Do schroniska po szerokiej idziemy ulicy
Prowiant mamy tak że dzisiaj nie zaznamy głodu
Po kwadransie przed oczami naszymi Mięgusze
Także Mnich Przełęcz pod Chłopkiem oraz szczyty inne
Nie na góry lecz twarz Twoją częściej zerkać muszę
Myśli moje przy tym różne — nie wszystkie niewinne
Do schroniska dochodzimy wnet pod Morskim Okiem
Czas najwyższy bowiem jest już coraz bliżej zmroku
My krajobraz podziwiamy tocząc wkoło wzrokiem
Noc rozdzieli nas z Doliną Rybiego Potoku
Noc w schronisku szybko mija w kolektywie zgranym
Do Doliny Pięciu Stawów czas wyruszyć z rana
Przez Świstówkę więc Roztocką szlakiem dobrze znanym
Cała klasa na tę trasę jest przygotowana
Idę zaraz tuż za Tobą by Cię ubezpieczać
Dbać o bezpieczeństwo Twoje tak bez kokieterii
W tym temacie wiem że ze mną nie będziesz się sprzeczać
Wszak pomoc niezbędna będzie w Żlebie Żandarmerii
Do schroniska w „Piątce” dalej już prościutka droga
Tam posiłek mocna kawa i szarlotka słynna
Marsz wzdłuż stawów gdzie na Szpiglas kieruje odnoga
Czasem gdy całusa skradnę — nie czujesz się winna
Teraz w górę zakosami po stopniach z kamienia
Aż na Szpiglasową Przełęcz wspinać się będziemy
Twą sylwetkę obserwuję różne mam pragnienia
Na czas je odkładam kiedy sami zostaniemy
Niechybnie się już do pierwszych łańcuchów zbliżamy
Lecz nie jest to „biżuteria” dla dziewczyn niestety
I szczególnie swą uwagę wzmocnić teraz mamy
Asekurować musimy tu nasze kobiety
Na przełęcz pierwszy docieram wszak lata praktyki
Dłonie pomocne wyciągam i przytulam Ciebie
Wszyscy wychodzą i słychać zachwytu okrzyki
Panorama jest niezwykła — pięknie jako „w niebie”
Większość uczniów odpoczynek po trudach wybiera
My z przewodnikiem ruszamy w górę na Szpiglasa
Trudność żadna w naszym wieku — energia rozpiera
Już na szczycie wraz stajemy- widok pierwsza klasa
W małej grupie tu schowani przed ciekawskich wzrokiem
Mocno mogę objąć Ciebie i tak długo trzymać
Zafascynowany jestem gór i Twym urokiem
Tę chwilę na wieczność właśnie pragnąłbym zatrzymać
Do Szpiglasowej Przełęczy z powrotem schodzimy
Teraz słynną „ceprostradą” prosto do schroniska
Nowa trasa jutro czeka — znów się nachodzimy
Cieszę się że jesteś tutaj — sercu memu bliska
Skawina 20.05.1976
Twój pierwszy Giewont
(17.06.1976 )
Gdy po szkoły zakończeniu już w drugiej czerwca połowie
Wyszeptałem Ci do ucha pomysł zrodzony w mej głowie
Ty ochoczo przyklasnęłaś i za pozwoleniem Mamy
Dwa plecaki pakujemy — w Tatry sami wyruszamy
W Skawinie więc do pociągu elektrycznego wsiadamy
Cud techniki- od pół roku te udogodnienia mamy
Pierwszą podróż „elektrycznym” zapamiętamy na wieki
Tam Twe usta całowałem — ręce Twe i Twe powieki
Chociaż pociąg wlókł się strasznie nam jazda szybko minęła
Wysiadamy w Zakopanem już przygoda się zaczęła
Wędrujemy na kwaterę na ulicę Zamojskiego
Wspólny pokój wspólne łóżko no i jeszcze coś wspólnego
Budzik rano nie odpuszcza — choć człek by poleżał jeszcze
Wzrok mój kieruję na Ciebie i czuję coś jakby dreszcze
Koniec spania wstać już trzeba i na szlak wreszcie wyruszyć
By się na szczycie Giewontu widokiem Tatr naszych wzruszyć
Przemykamy przez Kuźnice następnie przez Kalatówki
A przed Halą Kondratową z dala widać łan wierzbówki
Pod schroniskiem odpoczynek — kawa i całus na drogę
Razem na Kondracką Przełęcz ręka w rękę noga w nogę
Gdy zegar ósmą wybija my już pod krzyżem siedzimy
A że sami tu jesteśmy więc wiadomo co robimy
Później Tatry podziwiamy upajamy się widokiem
Trochę czasu tu spędzimy — na dół wrócimy przed zmrokiem
Skawina 21.06.1976
Z Tobą Wierchy Czerwone
(18.06.1976 )
Drugiej w Zakopanem nocy nic od pierwszej nie różniło
Może snu i brakowało ale całkiem było miło
A pobudka później nieco — każdy snu wszak potrzebuje
Kiedy wstaję — dzisiaj również wzrok mój na Ciebie kieruję
Ekwipunek na ramiona — czas najwyższy już się ruszyć
Po Czerwonych Wierchów grani wspólnie dziś będziemy kluczyć
Tak jak wczoraj do Kondrackiej Przełęczy zdążać będziemy
Tam się chwilkę przytulimy a przy okazji coś zjemy
A następnie się udamy na pierwszy z Wierchów Czerwonych
I na szczycie odsapniemy jak przystało na zmęczonych
Właśnie stąd z Kondrackiej Kopy razem podziwiać będziemy
Panoramę Tatr Wysokich póki dalej nie pójdziemy
A dalej na Małołączniak ramię w ramię wędrujemy
W okół pusto więc bez przeszkód wciąż całować się możemy
Choć się szlak we znaki daje wkrótce szczyt ten osiągamy
I dalej na Krzesanicę w pół objęci wyruszamy
Na wierzchołku Krzesanicy w słońcu ślicznie wyglądałaś
Dłońmi swymi kamiennego „chłopka” dla mnie wykonałaś
Doceniając wkład Twój wielki ja za ten prezent w podzięce
Z wdzięczności wkład swój oddałem dokładając także ręce
Trzeba w dalszą trasę ruszać wciąż przed nami masa drogi
Wespół w zespół na Ciemniaka kierujemy nasze nogi
Wspólne szczytów osiąganie to sprawa dla nas zwyczajna
Krótki taniec na Ciemniaku też zabawa całkiem fajna
Teraz na Chudą Przełączkę w bratnim uścisku zmierzamy
A jako że w dół idziemy wzajemnie się wspomagamy
Do Doliny Kościeliskiej jakieś marszu dwie godziny
Nic to dla mnie a tym bardziej nic to dla mojej dziewczyny
Kościeliską do przystanku „pod rączkę’ mnie pociągnęłaś
Zrozumiałem że bakcyla tatrzańskiego już połknęłaś
Magia gór dziś zadziałała i zrobiło się przyjemnie
Wiemy że kochamy Tatry oraz siebie też wzajemnie
Skawina 22.06.1976
Na Przełęcz Karb z Tobą
(19.06.1976 )
Trzecia nocka w Zakopanem — to już się staje tradycją
Że chwilę po przebudzeniu wzrok mój wbijam w Twoje ciało
I napatrzyć się nie mogę — zachwycony aparycją
Dość leżenia teraz proszę aby „ciało” to w mig wstało
Nie wypada się w pościeli tak bezwstydnie wylegiwać
Kiedy słonko od godziny w okna nam zagląda śmiało
Kiedy Przełęcz Karb zaczyna głośno do wspinaczki wzywać
Kiedy wiemy że na pewno będzie nam się wspinać chciało
Wpierw do Kuźnic a następnie przez Dolinę Jaworzynki
Przy szałasach krótka przerwa chociaż jej nie było w planie
Cielęcym wzrokiem spoglądam w twarz śliczną mojej dziewczynki
Przerwę wykorzystujemy bynajmniej nie na śniadanie
Teraz jakby lżej się idzie na szlaku jesteśmy sami
Rozmawiamy więc z ptakami i smrekami wielgaśnymi
Bardzo szybko dochodzimy na Przełęcz między Kopami
Upajamy się widokiem oraz myślami własnymi
Kroczek jeden został tylko do Gąsienicowej Hali
Szybko trzeba go postawić by przybliżył nas do celu
Dumny Kościelec już widać no i Świnicę w oddali
Nadal wkoło cisza spokój dziś turystów nie ma wielu
Na Czarny Staw odbijamy wciąż trzymając się za ręce
Pniemy w górę się po głazach zmęczenia wcale nie czując
Czasem Cię lekko uniosę — za to że jesteś w podzięce
Energię odzyskam szybko często Twe usta całując
Jesteśmy nad Stawem Czarnym chwilkę tutaj odsapniemy
Kozi Wierch obserwujemy i podziwiamy Granaty
Oprócz miłości śniadanie wreszcie też skonsumujemy
Choć jedzenie gorzej idzie damy radę choć na raty
Posileni — więc podejściem ostrym wyruszamy w górę
Trawers Małego Kościelca ścieżką wąską więc gęsiego
Ty prowadzisz ja się zgadzam nie chcę zasłużyć na burę
Od sylwetki Twej nie mogę wzroku oderwać mojego
Zmuszam się by też Kościelec oraz Orlą Perć podziwiać
Czarny Staw Kozią Dolinkę musnę także czasem wzrokiem
Szlak nabiera charakteru nie chce nic przed nami skrywać
Choć nas do sapania zmusza my idziemy pewnym krokiem
Na grań Małego Kościelca z dumą razem wnet wkraczamy
I jak to na grani bywa wąsko jest i widokowo
Prawie u celu jesteśmy niewiele do przejścia mamy
Chwilkę później cel zdobyty więc całus obowiązkowo
Pod Kościelcem odpoczynek choć zmęczenie nie tak wielkie
Szczyt na ręki wyciągnięcie lecz z tym zaczekać musimy
Gdyż w wędrówkach górskich przecież doświadczenie Twe niewielkie
Obiecuję w przyszłym roku zdobyć Kościelec wrócimy
Teraz powrót na kwaterę Gąsienicową Doliną
Na tę już ostatnią nockę w pokoju przy Zamojskiego
Dwie godzinki z Tobą na dół raczej bardzo szybko miną
Co następnie zrobię wiem już i wiem dobrze też dlaczego
Skawina 22.06.1976
Z Tobą w Krakowie
i Smoczej Jamie
(20.06.1976)
Już ostatnia noc minęła dzisiaj nam wyjechać przyjdzie
Przed wyjazdem przeto czule pożegnajmy się z Tatrami
Uściskajmy je tak mocno liczę że uścisk nam wyjdzie
Jakby pożegnanie było nie gór to a między nami
Autobus wczesnym rankiem do Kościeliskiej Doliny
Dalej miłość poprowadzi doliną jak Ty uroczą
„Wąwóz Kraków” i me serce dziś otworzę dla dziewczyny
A na szlak znów powrócimy przez ciemną „Jaskinię Smoczą”
To już Kiry zgodnie z planem autobus opuszczamy
I za rączkę równym krokiem na Polanę Cudakową
Wokół pusto — do odejścia szlaku na „Kraków” zmierzamy
Wielkie głazy tuż przy wejściu widzę ponad Twoją głową
Wąwóz Kraków pełen magii piękny tatrzański zaułek
Stańmy chwilę przytuleni i to piękno podziwiajmy
Obrazy jakoby z bajki — ogrom głazów skalnych półek
Obserwujmy jak najdłużej i takoż się przytulajmy
Chwilę później dochodzimy do metalowej drabinki
To preludium do sekwencji łańcuchów kilkumetrowych
Wskażą do jaskini drogę one dla mojej dziewczynki
A przy „Jamie” długi całus jak przy rozstaniach chwilowych
Czas przyzwyczajenia zmienić nasze wspólne z tych wakacji
Wszak się widzieć nie będziemy raptem chyba minut kilka
Teraz ja się na grzbiet wzniosę Ty dokonasz penetracji
Z drugiej strony „Smoczej Jamy” — znowu razem lada chwilka
Kościeliską już wracamy w uścisku rąk swych splątani
Opowiadasz jak w jaskini bardzo bałaś się ciemności
Myślałaś więc tylko o tym jak jesteśmy zakochani
Jak zauroczeni sobą jak wiele jest w nas miłości
Szlaku koniec bo już Kiry w oddali się pojawiają
Szkoda wielka że z górami dziś już rozstać się musimy
Tatry cicho do powrotu cały czas nas namawiają
Pieczętujemy całusem obietnicę że wrócimy
Skawina 23.06.1976
Sierpień 1976
Wstęp…
Grubo ponad miesiąc w Tatrach naszych razem nas nie było
Lecz co zrobić taka dola uczniów co nie śmierdzą groszem
Cały Lipiec z motywacją do roboty się chodziło
Żadna praca ciężka nie jest kiedy gór się jest smakoszem
Możesz kląć i ręce ranić możesz ze zmęczenia padać
Gdy na wyjazd w Tatry zbierasz to poddawać się nie możesz
Chociaż ciężko to sens musisz swym działaniom wtedy nadać
Po to by się w Tatrach znaleźć miesiąc cały ciężko orzesz
Kiedy pracę zakończymy gdy fundusze uzbieramy
To nasz majdan pakujemy i modlimy o pogodę
A plecaki prawie pełne miłością uzupełniamy
I w sierpniowe dni słoneczne wyruszamy po przygodę…
Z Tobą wizyta u Grzesia
(09.08.1976 )
Nie wiem jak się to udało że znów razem tu jesteśmy
I na całe trzy tygodnie swe kotwice opuszczamy
Kielich w rękę i za miłość naszą toast pierwszy wznieśmy
W tatrzańskie szlaki od jutra odnóża swe zapuszczamy
Jak w zwyczaju autobus zawozi nas wczesnym rankiem
Opodal Siwej Polany gdzie się moja zazdrość budzi
Gdy z Doliną Chochołowską witasz się jakby z kochankiem
Ja też pragnę tu coś dostać kiedy daleko od ludzi
Drogą nudną do Polany Chochołowskiej docieramy
Z dala już oczęta nasze widzą kamienne schronisko
Trza sił nabrać więc obfity posiłek tu spożywamy
Żółtym szlakiem wyruszamy trzymając się siebie blisko
Bardzo ostro piąć się w górę pośród lasu szlak zaczyna
Namęczyć się trzeba trochę później nieco lżej już będzie
Że ochotę Cię całować mam to nie jest moja wina
Pragnę robić to bez przerwy o każdej porze i wszędzie
Po wędrówce lasem krótkiej teraz z niego wychodzimy
Wąska ścieżka pnie się w górę większych nie sprawia trudności
Przed nami wyrasta piętro zielonej kosodrzewiny
Już za moment Grześ nas przyjmie na szczycie jako swych gości
Na wierzchołku w swoim stylu znów piąteczkę przybijemy
Aby sił nabrać na nowo kilka minut odpoczynku
Później krótkie przytulanko i ponownie marsz zaczniemy
Najpierw w dół następnie w górę granią w Rakonia kierunku
Wkrótce przed Rakonia szczytem kosodrzewinę żegnamy
Na szczycie wtuleni w siebie coś tam szczebiotamy sobie
Przed atakiem na Wołowiec siły do walki zbieramy
Uświadamiasz mi jak bardzo zakochany jestem w Tobie
Wołowiec cel dziś ostatni — szybko go nie pokonamy
Dobry trening to jest dla nas przed celami trudniejszymi
Podejście strome i długie ale my się nie poddamy
Swej kondycji pomagamy uściskami miłosnymi
Na Wołowcu całkiem miło chociaż strasznie dzisiaj wieje
Twe włosy czarne rozwiane cudnie głaszczą mnie po twarzy
A gdy się przytulisz do mnie gdy się twarz Twa do mnie śmieje
Już nie zapanuję nad tym co się tutaj zaraz zdarzy
Zakopane 10.08.1976
Starobociański z Tobą
(11.08.1976)
W Kirach jeszcze ciemno nieco i pogoda nie rozpieszcza
Lecz my już się spodziewamy aktywności słońca bliskiej
Płaskim traktem pod gwiazdkami nasza dwójka się przemieszcza
Spacer dzisiejszy zaczniemy od Doliny Kościeliskiej
Szlak zielony o poranku kilku turystów przemierza
Możemy się delektować więc urokiem tej doliny
Większość do Schroniska Ornak z uśmiechem na ustach zmierza
Ja uśmiech także podziwiam na twarzy mojej dziewczyny
W schronisku nie można sobie odmówić pysznej szarlotki
Podziwiamy przy tym Bystrą — Tatr Zachodnich szczyt najwyższy
Siedzisz przy mnie opowiadasz mi ciekawe anegdotki
Lecz czas ruszać więc wstajemy cel wyprawy coraz bliższy
Żółty szlak prowadzi dalej bardzo solidnie pod górkę
Od Ornaczańskiej Polany do Iwaniackiej Przełęczy
Sam w sobie ciekawy nie jest acz może zaleźć za skórkę
Po kamiennych wiedzie stopniach i niechybnie trochę zmęczy
Kiedy osiągamy pierwsze wzniesienie w grani Ornaku
To wiem że najgorszy etap dzisiaj mamy już za sobą
Teraz wędrówka nabiera dla nas cudownego smaku
I szczyty wspólnie zdobywać mam ochotę właśnie z Tobą
Szlak doprawdy urokliwy panoramy z nóg zwalają
Na Zadnim Ornaku mała trudność więc uważać trzeba
Żadna trudność jednak dla tych co w miłości się wspierają
Zawsze pragnę Cię wspomagać zawsze chcę uchylić nieba
Pięknym szlakiem dochodzimy szybko do Siwej Przełęczy
Dalej grzbietem Siwych Turni swą wędrówkę prowadzimy
Miłość sprawia że z nas żadne prawie wcale się nie męczy
I dlatego w miarę sprawnie na Siwy Zwornik wchodzimy
Mamy szczęście gdyż pogoda szczególnie nam dopisuje
I jeszcze na szlaku pustka więc swobodnie się czujemy
Nic nam dzisiaj już humoru wspaniałego nie zepsuje
Myślę że zaraz się ziści to czego razem pragniemy
Pragnieniem tym oczywiście szczyt Starorobociańskiego
O nim tylko wciąż marzymy od wędrówki tej początku
Wierzę wszak iż nikt nie szukał w strofach moich dna drugiego
Pomyśleć bym wówczas musiał że coś nie jest z nim w porządku
Na Starorobociańskiego Wierchu piramidę wejście
To uwierzyć mi musicie bardzo żmudna jest robota
Po usianymi piargami zboczach niewygodne przejście
Sojusznikiem naszym wielka na odpoczynek ochota
A sam szczyt nam oferuje fantastyczną panoramę
Tak i na Tatry Zachodnie jak i również na Wysokie
Przedstawia nam szczytów wiele ich kolorów pełną gamę
Staramy się zabrać z sobą ile da się objąć wzrokiem
A kiedy już odpoczniemy i swe oczy nacieszymy
Pejzażem niesamowitym co rozciąga się dokoła
Wtedy uczuciem natchnieni wraz ku sobie się zwrócimy
Od pocałunków zaczniemy gdyż nas zew natury woła
Zakopane 12.08.1976
Z Tobą Ścieżką nad Reglami
(13 piątek 08.1976)
Kiedy w piątek trzynastego budzik wkurza cię o świcie
Wtedy ciało twej dziewczyny łakomym obejmij wzrokiem
A gdy płomienie wygasną gdy posłanie opuścicie
To w przepiękne nasze Tatry ruszcie wspólnie raźnym krokiem
I ruszamy szlakiem znanym z Kuźnic bardzo wczesnym rankiem
Bo przejść dzisiaj zamierzamy a i słońce też wraz z nami
(Ono dla nas przewodnikiem jakby w ciemności kagankiem)
Od Kalatówek począwszy całą Ścieżkę nad Reglami
Leśnym zboczem Małej Krokwi wędrujemy początkowo
Następnie zaś docieramy wprost do Białego Przełęczy
Sprośne teksty w ucho szepczesz uśmiechasz się zagadkowo
Pytasz czy coś zrobić mogę coś co Cię na szlaku zmęczy
Na Czerwoną Przełęcz pora teraz kroki swe skierować
Po kamieniach ostro w górę przez las właśnie podążamy
Ze zdobycia Sarniej Skały nie zamierzasz zrezygnować
A na Sarniej grań Giewontu oraz zbocze podziwiamy
Sarnim Żlebem do Strążyskiej Polany się kierujemy
Chwilę później sama ciągniesz mnie w kierunku Siklawicy
Oczko puszczasz oraz twierdzisz że tam właśnie odpoczniemy
Odpoczynek całkiem fajny — który dzisiaj nikt nie zliczy
Gdy przez Polanę Strążyską razem prawie przebiegamy
To w oczkach Twoich dostrzegam cudne iskierki figlarne
A gdy na Przełęcz w Grzybowcu podejście rozpoczynamy
Wiem iż wysiłek poprzedni nie poszedł cały na marne
Z przełęczy wygodną leśną ścieżką powoli schodzimy
Ty pytasz kiedy znów wspólne zrobimy odpoczywanie
Ludzi na szlaku już dużo a więc tego nie zrobimy
Pomimo ochoty wielkiej na Małołąckiej Polanie
Ponownie czarnego szlaku pilnując lasem idziemy
I dotarli byśmy pewno prosto na Przysłop Miętusi
Lecz leśniczówkę mijając starą dobrze o tym wiemy
Że miłość do kolejnego odpoczynku tu nas skusi
Przysłop Miętusi mijamy sporo osób tu się kręci
Mili ludzie zagadują ale my się nie kwapimy
Choć pogadać czasem miło dziś nie rozmowa nas kręci
Do Doliny Kościeliskiej wciąż radośni dochodzimy
Chwilę idziemy doliną drogą w kierunku Ornaku
Rozpoczynamy ostatni fragment Ścieżki nad Reglami
Następnie w prawo skręcamy w odnogę czarnego szlaku
Brak atrakcji więc na trasie teraz już będziemy sami
Pierwszy punkt na tym odcinku Przysłop Kominiarskim zwany
Gdy spojrzałem byłem pewny że w stojącym tu szałasie
Zgodzisz się odpoczynek kolejny gwarantowany
I że na szlak wyruszymy dopiero po długim czasie
Po godzinie bez tchu prawie swą marszrutę ponawiamy
Dobrze iż droga łagodna i nie trzeba zbyt uważać
Wciąż schodzimy Kominiarską Przełęcz wkrótce osiągamy
Ta wycieczka już się kończy czas nową trasę rozważać
W międzyczasie przechodzimy przez śliczną Polanę Jamy
Już Dolina Chochołowska barw swych wita nas mnogością
My szczęśliwi zakochani do siebie się uśmiechamy
I niewiele też widzimy zaślepieni swą miłością
Nie powiem iż trzynastego w piątek dniem był nieszczęśliwym
W dotychczasowych wędrówkach nigdy się nie doliczyłem
Choć w rachunkach jestem ponoć chłopcem całkiem błyskotliwym
Tej ilości odpoczynków podczas których się męczyłem
Zakopane 15.08.1976
Gęsia Szyja z Tobą
(16.08.1976)
Drugi tydzień sierpniowego maratonu tatrzańskiego
W poniedziałek malownicza długa trasa na początek
Nie wymaga od nas ona doświadczenia wręcz żadnego
Odwiedzimy oblegany tłumnie zawsze Tatr zakątek
Start w Kuźnicach wyznaczamy no a potem żółtym szlakiem
Mocno w górę się wspinamy przez Dolinę Jaworzynki
Wcale marszu nie ułatwia ścieżka biegnąca zygzakiem
Odpocznę przy Murowańcu w ramionach mojej kruszynki
Szlakiem zielonym idziemy poprzez Las Gąsienicowy
Nieraz w dół a to znów w górę wije się wąska ścieżyna
Patrzę jak psotnik wiaterek włosy zwiewa z Twojej głowy
Wiem jak Tatry bardzo kocha oraz mnie moja dziewczyna
Szlak technicznie trudny nie jest a las widoki zasłania
Ale jedną niewątpliwie dla nas ważną ma zaletę
Bardzo mało do wędrówki przez się ludzi on nakłania
I dlatego mogę czule tu całować mą kobietę
Cały czas las i strumyki i wkoło barwa zielona
Kończy się kiedy na Rówień Waksmundzką razem wkraczamy
Obserwuję Cię i widzę żeś wcale nie jest zmęczona
Obejmuję Cię więc mocno chwilę w tym uścisku trwamy
Teraz trochę w górę będzie ale za to dość szeroko
I dlatego przytuleni posuwamy się do przodu
Lubię wtedy Twe uśmieszki i gdy puszczasz do mnie oko
Wtedy całować Cię muszę jak całuje się za młodu
Krótka chwilka i na Gęsiej Szyi już się znajdujemy
O tej porze ludzi wielu też rozsiadło się na szczycie
Odnośnie miłości naszej nic tu więc nie zwojujemy
Przy ludziach wszak się musimy zachowywać przyzwoicie
Dalej po stopniach schodzimy na Rusinową Polanę
Po drodze mijamy tłumy co na Gęsią podążają
Na polanie oddech mały podziwiamy panoramę
Chwilę później ciała nasze powrotu od nas żądają
Za rączki więc zgodnym rytmem nadzieje mając na grzeszki
Do Palenicy Białczańskiej wspólne zejście zaczynamy
Biegnąc prawie podnieceni mijamy Czerwone Brzeżki
Wreszcie dostrzegamy miejsce gdzie się chwilę zatrzymamy
Zakopane 17.08.1976
Z Tobą na Przełęczy Krzyżne
(19.08.1976 )
Dzisiaj rano bardzo grzeczni gdyż siły oszczędzać trzeba
Bo przed nami podróż długa i na dodatek męcząca
Lecz gdy już ją zakończymy w miejscu gdzie blisko do nieba
Tam też na nas czekać będzie nagroda fascynująca
Dwie godziny więc przed wschodem słońca w drogę wyruszamy
Czas obliczony dokładnie aby słoneczko zdążyło
Gdyż na Skupniowym Upłazie ma się ono spotkać z nami
I obiecać iż do końca wędrówki będzie świeciło
Z jednym „słońcem” więc u boku idę na spotkanie z drugim
Szlakiem niebieskim przez Boczań mocno tuląc się do niego
Niezbyt stromo lecz męczymy przez las się podejściem długim
Nie przeszkadza to w całusach oboje pragniemy tego
Wciąż w uścisku dochodzimy do Upłazu Skupniowego
Wybieramy sobie miejsce tam na słońca powitanie
I splatamy się w uścisku mocnym jedno do drugiego
Jedność stanowimy teraz tak będziemy czekać na nie
Już widzimy jak powoli spoza szczytów się wychyla
Pierwszy promyk tego ranka świat wokół nas rozświetlając
Nie doświadczając nie pojmiesz jaka piękna to jest chwila
Gdy na jeden cud się patrzysz do drugiego przytulając
Czujemy na twarzach naszych ciepło chyba od promieni
Już całe ciało goreje tu niechybnie coś się stanie
Kiedy Cię natura wezwie nic już tego nie odmieni
Nadszedł czas ażeby przestać dbać o sił swych oszczędzanie
Muszę przyznać najpiękniejszy wschód to słońca w życiu moim
Moglibyśmy tutaj siedzieć może nawet do wieczora
Jeśli jednak Przełęcz Krzyżne mam ukazać oczom Twoim
To Ci rzeknę że najwyższa ruszać dalej przyszła pora
Zmotywowani ruszamy na Halę Gąsienicową
Już z daleka podziwiamy Kościelec oraz Świnicę
Długo można by podziwiać stojąc z uniesioną głową
Nie czas jednak na zachwyty gdy mam spełnić obietnicę
Po lewej stronie rąk swoich „Murowaniec” zostawiamy
Zanurzając się w gęstwinę Lasu Gąsienicowego
Wkrótce na szlaków rozejściu kolor żółty wybieramy
I trzymamy się w objęciach a także koloru tego
Dalej w górę wędrujemy ścieżynką pośród kosówki
Z lewej widok się otwiera na Babią Górę — Podhale
Chcę Cię cały czas przytulać podczas dzisiejszej wędrówki
Gdyby nie za wąska ścieżka rąk swych nie cofnął bym wcale
Pańszczycki Żleb przecinamy i do Pańszczycy Doliny
Stromym malowniczym zboczem zejście nasze zaczynamy
Jeszcze objąć Cię nie mogę chociaż nie ma w tym mej winy
Przyjdzie czas może już wkrótce więc spokojnie zaczekamy
Nad Czerwonym Stawem chwilkę nogom swym odpocząć damy
Wreszcie przestrzeń więc możemy ciut się przybliżyć do siebie
Ręce zmęczenia nie czują przeto je wykorzystamy
Choć nie wiem co zrobią Twoje ja swymi obejmę Ciebie
Już za stawem szlak zaczyna swoje zwiększać nachylenie
Lecz trud nasz jesteśmy pewni wkrótce nam zrekompensuje
I gdy już się uda jemu nasze odgadnąć pragnienie
Buczynową Turnię oraz Orlą Basztę ukazuje
Dalej w górę ciągle w górę i tak w kółko aż bez końca
Cierpią ciała zakamarki ogromne zmęczenie czując
Może lepiej nie przyjmować było układu od słońca
A może wzmocnią się ciała spontanicznie się całując
Kępy traw się pojawiają znaczy to iż Krzyżne blisko
Jeszcze tylko kroków kilka i na przełęczy będziemy
Już jesteśmy teraz z góry widzimy w „piątce” schronisko
I resztę którą na wieki w pamięci zapisać chcemy
Gdyż z przełęczy nam ukaże widok się niesamowity
Panorama która w piersiach wprost każdemu dech zapiera
Rysy i Mięguszowieckie trzy do się przyległe szczyty
Widok też na Stawy Polskie tu się z góry rozpościera
Godzinkę z dobrym okładem na Krzyżnem wspólnie spędzimy
Prawda taka iż odpocząć to jest nasze ludzkie prawo
Widokiem który przed nami na pewno się zachwycimy
A gdy sił już nabierzemy zejście rozpoczniemy żwawo
Do Doliny Pięciu Stawów prosto nogi nas poniosą
I po drodze nic ważnego już się chyba nie wydarzy
Dużo ognia do miłości naszej pocałunki wniosą
O odpoczynku w dolinach każde z nas już pewnie marzy
Szum Siklawy działa na mnie jakoby Twoje pieszczoty
Znam ja teraz myśli Twoje i ogromne Twe pragnienie
Lecz odłożyć to musimy mimo ogromnej ochoty
Na czas krótki mam nadzieję to kolejne uniesienie
Zakopane 20.08.1976
Z Tobą Mylna i Raptawicka
(21.08.1976)
Tradycyjnie tuż przed świtem w ręce plecaki bierzemy
Trasa dzisiaj nietypowa bowiem Drogą pod Reglami
Tu Pod Skocznią zaczynamy do Kościeliskiej dojdziemy
Jedną tylko mam nadzieję że często będziemy sami
Czarnym szlakiem spacerowym pod kilkoma wzniesieniami
Wciąż się uśmiechami darząc i obejmując zachłannie
Piękne dolinki reglowe pozostawiamy za nami
Pragnę tulić się do Ciebie pragnę być przy mojej pannie
Wylot Doliny za Bramką spacerkiem już osiągamy
Wkrótce Gronik i tam właśnie tuż za szlaków rozwidleniem
Wiedząc iż pragnień swych wstrzymać rady już raczej nie damy
Uczucie nasze wystrzeli bardzo gorącym płomieniem
Później w drodze na Nędzówkę mocno wtulam się w Twe włosy
I chciałbym te chwile nosić na zawsze w mojej pamięci
Kiedy wzajemnie milczymy wsłuchując się w regli głosy
Nic dokoła nie widzimy bez granic sobą zajęci
No i wreszcie docieramy do Kościeliskiej Doliny
Godzinka marszu po płaskim aż do Pisanej Polany
Nadal więcej niż o górach raczej o sobie myślimy
Gdyż cały czas podążamy szlakiem co nam dobrze znany
A za Polaną Pisaną w stronę jaskiń odbijamy
One celem są dzisiejszej naszej porannej wyprawy
Raptawicką Obłazkową oraz Mylną zwiedzić mamy
Zapał jest a także siła damy radę nie ma sprawy
Stromą skałą zaczynamy łańcuchem się wspomagając
Dalej szlak nie łagodnieje lecz łańcuchy już znikają
Dochodzimy do rozdroża wciąż wzajemnie się wspierając
Posłuszeństwa nogi nasze jeszcze nam nie odmawiają
Do Obłazkowej i Mylnej w lewo wiedzie szlak czerwony
My idziemy czarnym w górę do Jaskini Raptawickiej
Szlak tutaj niemal pionowy ale dobrze urzeźbiony
Przydają się nam łańcuchy w tej wspinaczce taternickiej
Do otworu wejściowego już szczęśliwi docieramy
Teraz po drabince zejście aż do dna głównej komory
Całą jaskinię powoli ostrożnie krocząc zwiedzamy
Bliskość sprawia iż po chwili zbiera nam się na amory
Kolejny na szlaku etap to Jaskinia Obłazkowa
Więc teraz musimy wrócić się aż do szlaków rozejścia
Dalej płaska ścieżka wiedzie choć nie powiem obrazowa
I w efekcie doprowadza nas do obszernego wejścia
Ogromny otwór jaskini wpuszcza nas do Sali Wstępnej
Jest to część jaskini którą światło nam rozświetla dzienne
A latarka przyda się do zwiedzania części następnej
Chociaż w mroku pocałunki stają się nader płomienne
Masz pretensję że latarką świecę nie tam gdzie byś chciała
Że gdzieś jej promieniem błądzę zamiast Ci oświetlać drogę
Ja pragnę oświetlać tylko różne części Twego ciała
Na niczym innym po prostu skupić teraz się nie mogę
Gdzieś po minutach dwudziestu zakończone już zwiedzanie
Opuszczamy więc jaskinię obok na głazach siądziemy
Gdyż najwyższy czas już przecie pożywne spożyć śniadanie
Wszak samą tylko miłością cały czas żyć nie możemy
Teraz czas na plątaninę mrocznych zimnych korytarzy
Których to sieć połączona Jaskinią Mylną jest zwana
Pierwsza sala poprzez okna dziennym światłem na nas jarzy
I jest wszystkim dobrze jako Obłazowa Jama znana
A przez okna widok śliczny na Dolinę Kościeliską
Przy bardzo ładnej pogodzie Bystrą się zobaczyć uda
Ja gdy jestem tu z osobą wyjątkową i mnie bliską
W okna nie muszę spoglądać aby również dostrzec cuda
By dalej jaskinie zwiedzać mocne światło jest potrzebne
Twardych kolan też nam trzeba i odporności psychicznej
Dobrze że w półmroku szepczesz do ucha teksty pochlebne
Czym to zmuszasz mnie natychmiast do reakcji spontanicznej
A następnie docieramy do tuneli rozwidlenia
Największa sala w jaskini Wielką Izbą jest nazwana
Ciemno ciasno i ciekawie to nigdy się tu nie zmienia
No i bardzo niski tunel często rzuca na kolana
Zwiedzamy Białą Ulicę jak również Komorę Skośną
Pod nogami pełno mętnych kałuż co mleczne z wapienia
Proszę abyś ciszej nieco śpiewała piosneczkę sprośną
Bo głos twój jakże cudowny spokój w pożądanie zmienia
Wielkim Chodnikiem na trawers niezbyt głębokiej szczeliny
Korzystamy tu z pomocy zakotwionego łańcucha
Poprzez Komorę Końcową do otworu dochodzimy
To już koniec krzyczysz głośno — możesz krzyczeć nikt nie słucha
Zakopane 22.08.1976
Na Szpiglasowy Wierch z Tobą
(23.08.1976)
Dzięki wydatnej pomocy z samochodem przyjaciela
Który przed świtem nas zawiózł do Białczańskiej Palenicy
Kroczymy w świetle co księżyc dla nas na drodze rozściela
Uskrzydleni jako siebie i Tatr naszych miłośnicy
Wokół nas przeciągła cisza las spowity w sen głęboki
W uścisku mocnym ciał naszych przemieszczamy się ochoczo
I w tej ciszy z dala słychać tylko nasze wspólne kroki
Z Tobą tutaj jest tak miło i niebywale uroczo
Wodogrzmoty Mickiewicza mijamy acz nie widzimy
Braillem w siebie zapatrzeni — cóż noc też ma swe uroki
Ryk potężny spadającej masy wody wciąż słyszymy
Gdy z drogi w prawo skręcamy na trakt w tym miejscu szeroki
Poprowadzi on nas prosto poprzez Dolinę Roztoki
Ścieżką piękną i wygodną do Stawów Pięciu Doliny
Ale zanim tam dojdziemy wiem że uśmiech twój szeroki
Zmusi nas niejednokrotnie do wzrostu adrenaliny
Pierwsza na postój okazja już niebawem się nadarzy
Szałas przy Nowej Roztoce dziką pustką wewnątrz kusi
Chcesz tę chatkę wykorzystać widzę to na Twojej twarzy
Dla mnie prośba Twa rozkazem więc spełniona zostać musi
Ciągle Doliną Roztoki przytulając się dreptamy
Niebo zaczyna nas raczyć jakby niebieskim kolorem
Szczyt Szpiglasowego Wierchu w zamiarze osiągnąć mamy
Miłość współpraca i siła naszym dzisiejszym walorem
Dochodzimy do Siklawy później mostek omijamy
Krótki postój czas przyrodę tatrzańską poobserwować
Na Staw Wielki spoglądając barwami się upajamy
Czuję jak do mnie przylgnęłaś w me ramiona chcąc się schować
Niebieski szlak nas prowadzi w górę wśród kosodrzewiny
Dwa drogowskazy mijamy na Krzyżne i na Wierch Kozi
Niesamowite pejzaże zabierzemy do Skawiny
Choć zabierać nic nie wolno — Kozi Wierch nam z góry grozi
I wreszcie szlaków rozejście jest na Przełęcz Szpiglasową
Znak to że nasz cel wyprawy jest naprawdę bardzo blisko
Pytam czy chcesz tu sił nabrać- nic nie mówisz kiwasz głową
Więc sobie na minut kilka urządzimy legowisko
Teraz po płaskim terenie wygodny chodnik prowadzi
Mijamy również strumyczek dosyć w tym miejscu szeroki
Wzrasta szlaku nachylenie — my z tego nie bardzo radzi
Czym wysiłek coraz większy tym wolniejsze nasze kroki
A w tej pod górkę wędrówce warto czasem się odwrócić
Gdyż za plecami naszymi widoki prawdziwa gratka
Na Staw Wielki i na Orlą już koniecznie „okiem rzucić”
Dostrzegam iż się na szlakach poruszasz jak akrobatka
Zakosami po kamieniach kolejne czeka podejście
Wkrótce kłopot dostrzegamy to jest łańcuchów początek
Lecz majowe pamiętamy w trakcie wycieczki to przejście
Już jesteśmy na przełęczy — przeuroczy to zakątek