Książkę dedykuję wszystkim, którzy boją się spełniać swoje marzenia
Strach to oddalenie nas od celów. Pamiętaj, że jesteś tu i teraz i to ty decydujesz o tym, kim jesteś i jak przeżyjesz swoje życie.
Adam
Wprowadzenie
Adam to młody mężczyzna, który pracuje jako opiekun osób starszych w ośrodku otwartym. Postanowił on spełniać ostatnią wolę swoich podopiecznych, tym samym pomagając im w realizacji pragnień, których nie udało się spełnić wcześniej. Czyni to po to, aby mogli umrzeć w spokoju, nie zostawiając nierozwiązanych spraw.
Ludzie często przez całe swoje życie nie mają odwagi doprowadzić swych życzeń i marzeń do skutku. Są to rozmaite pragnienia, jak choćby pogodzenie się z bliskimi, z rodziną albo coś o wiele prostszego — lot balonem. Czasem ostatnie życzenie stanowić może pójście do kina na określony film. Adam i jego współpracownicy pomagają spełniać takie właśnie oczekiwania ludzi, którzy niedługo umrą i chcą doznać ukojenia, poczucia, że zrobili wszystko, co mogli lub o czym marzyli, w tych ostatnich dniach życia.
Książka powstała z myślą o innych, aby nigdy, nawet będąc na łożu śmierci, nie bali się marzyć i prosić innych o spełnienie swojej ostatniej woli.
Rozdział 1
Praca w ośrodku z osobami chorymi
Adam w wieku dwudziestu lat, zaraz po uzyskaniu dyplomu opiekuna osób starszych, zatrudnił się w ośrodku otwartym w Gdańsku. Od małego miał dobry kontakt z osobami starszymi. Ukochani dziadkowie zmarli, gdy jeszcze był nastolatkiem. Po śmierci babci, która odeszła później niż dziadek, w głowie Adama zrodziła się myśl o pracy ze starymi ludźmi. Postanowił, że przez pamięć o nich będzie pomagać godnie żyć i odchodzić innym — zwłaszcza tym opuszczonym i samotnym, tym, którzy nie mieli tyle szczęścia, by umierać, mając opiekę rodziny. Obiecał sobie, że będzie się nimi jak najlepiej opiekował, rozmawiał i spełniał ich marzenia. Stąd jego oddanie i poświęcenie w pracy.
Adam był bardzo związany z babcią, którą kochał nad życie. Janina, babcia Adama, często opowiadała mu o tym, jak to lubiła podróżować i jak w młodości z dziadkiem w każdej wolnej chwili uciekali nad wodę. Opiekowali się swoim wnukiem gdy był malutki, a jego rodzice przebywali w pracy. Rodzice Adama byli urzędnikami, a ponadto pracowali wieczorami jako księgowi. A zatem to właśnie babcia spełniała jego ciche marzenia.
Chłopiec lubił słodycze, a rodzice nigdy nie pozwalali, aby zbytnio dogadzał sobie słodkościami, za to Janina zawsze znalazła coś w szafie dla wnuka. Czytała mu książki oraz opowiadała różne historie — często zmyślone. Adam nie wyobrażał sobie dzieciństwa bez ukochanej babci. Oboje z dziadkiem wyjeżdżali tak często, jak tylko mieli okazję, po czym o wszystkim opowiadali swojemu wnukowi.
Janina kochała naturę. Aż do kresu otoczona była przyrodą, którą kochała. Umierając w ciepłym domu, w swoim fotelu na kółkach, spełniła swoje pragnienie, by do końca życia przebywać w gronie rodzinnym i w kontakcie z przyrodą. Odtąd Adam zyskał poczucie misji i zawód w jednym, chcąc zapewnić innym podobne ciepło.
Praca w ośrodku stanowiła totalne przeciwieństwo jego doświadczeń. Miejsce w, którym pracował zajmowali ludzie opuszczeni przez rodziny albo których krewni już umarli. Samotni, smutni, często bez grama radości w sobie. Pełni cierpienia i goryczy. Adam miał inne doświadczenia z ludźmi starszymi — jego dziadkowie byli słabi fizycznie, ale pełni życia, spełnieni. Byli radośni i rodzinni, kochali opowieści, które mu przekazywali. W rezultacie umocnił się w przekonaniu, że zrobi, co w jego mocy, aby ludzie w ośrodku czuli się szczęśliwi.
Adam był człowiekiem uśmiechniętym, inteligentnym i bystrym, więc szybko wpadł na pomysł, aby połączyć przyjemne z pożytecznym, pomagać realizować przynajmniej niektóre marzenia. Szybko też nauczył się współpracować z różnymi ludźmi. Jak wiadomo, młodemu człowiekowi ciężko jest odnaleźć się w tak ciężkiej pracy z ludźmi starszymi. Nasz bohater przeważnie był na zmianie z dwoma kobietami — z Celiną, starszą opiekunką z wieloletnim doświadczeniem, oraz z Agnieszką, młodszą i bardzo miłą.
Celina, choć doświadczona, nie miała w sobie empatii ani oddania pracy, po prostu wykonywała swoje obowiązki. Nie rozmawiała z ludźmi, nie pomagała im w niczym, co przekraczało ich zakres. Robiła swoje i szła do domu.
Agnieszka okazała się jej przeciwieństwem. Szybko i zwinnie potrafiła przebrać osoby leżące, a przy tym była uśmiechnięta i pełna dowcipu. Adam szybko nawiązał dobry kontakt z Agnieszką, przez co ich wspólne obowiązki były o wiele ciekawsze, dawały więcej niż tylko praca.
Rozdział 2
Spełnienie ostatniej woli pani Zosi
W ośrodku leżała starsza pani o imieniu Zosia. Miała już osiemdziesiąt dwa lata, straciła męża wiele lat wcześniej, pochowała też syna, który pił całe życie, marnując je dla alkoholu. Kobieta nie miała lekko w życiu, a gdy Adam ją poznał, była smutna i zrezygnowana. Adam potrafił skłonić ludzi, by opowiedzieli historię swojego życia. Opowiedziała mu zatem, co ją boli i trapi.
Pani Zosia znosiła trudy życia i ciosy od bliskich, sama nie mając przy tym wsparcia. Mąż gnębił ją psychicznie i wiecznie się na niej wyżywał, co odbijało się na niej z każdym rokiem, a po jego nagłej śmierci wpadła w depresję. Często także podnosił na nią rękę, a ona to znosiła, mówiąc, że go kocha za to, jaki jest. Czego by nie robiła w domu, było to „złe”, krytykowane przez męża. Dokonywała opłat i ciężko pracowała, on zaś był w zasadzie nieudacznikiem, który zmieniał pracę i nie mógł się odnaleźć w życiu, co odbijał sobie na żonie.
Jak gdyby tego było mało, jej syn dniami i nocami zalewał się alkoholem, i przychodząc do domu, również miał pretensje do matki. Ojciec nigdy nie zwracał mu uwagi, ponieważ choć pijak i źle traktował matkę, to był on ich jedynym dzieckiem. Pomimo zachowań tak patologicznych pani Zosia pozostała przez wiele lat dobrą i oddaną kobietą. Rodzina była dla niej wszystkim, nie potrafiła inaczej.
Syn — imieniem Piotr — mieszkał na działce w małym domku, nie uczęszczał do pracy, pieniądze na życie czerpiąc z przyznanej renty. Kiedyś był innym człowiekiem, miał dziewczynę, miał pracę i mieszkanie. Jednakże swobodne życie wpędziło Piotra w alkoholizm, a w rezultacie przestał przejmować się obowiązkami, stracił pracę i mieszkanie. Zamieszkał na działce po znajomym, który wyjechał za granicę ma stałe. Na obiady przychodził do pani Zosi, która jako oddana matka, nie umiała przestać troszczyć się o jedynego syna. Taka już rola matki, która kocha swoje dzieci, kim by nie były.
Któregoś czerwcowego dnia jednak nie przyszedł na obiad. Kobieta sądziła, że pewnie znów zapił. Minęło jednak parę dni, a on się nie pojawiał. Kazała zatem mężowi pójść sprawdzić, co się stało z Piotrem. Ów posłuchał, ponieważ sam zaczął się martwić, co mogło się stać.
To, co zobaczył, okazało się czymś strasznym. Piotr leżał martwy w kałuży krwi, z rozciętym brzuchem, w otoczeniu rozwalonych mebli. Został zamordowany wskutek bandyckich porachunków. Później wyszło na jaw, że syn miał pożyczone pieniądze i nie oddał ich na czas ludziom z osiedla związanym z mafią. W takim środowisku nie ma litości, jak pożyczasz pieniądze, to musisz oddać.
Pani Zosia bardzo ciężko to przeżyła. Załamana taką sytuacją, zamiast mieć wsparcie w mężu, tylko dostała kolejne baty z jego strony. Usłyszała, że źle wychowała syna, że to jej wina, że Piotr byłby innym człowiekiem, gdyby nie ona, a przecież robiła wszystko, by uszczęśliwić rodzinę. Nie mamy wpływu na to, kim stają się nasze dzieci w dorosłym życiu, na to, czy oddają się hazardowi i alkoholowi.
Po jakimś czasie do domu pani Zosi zaczęły przychodzić jakieś podejrzane typy. Jak się okazało, Piotr narobił sporo długów i dlatego zainteresowali się rodzicami. Nachodzili dom regularnie i grozili jej śmiercią. Mąż cały czas obwiniał ją za każdą złą rzecz lub sprawę, która miała miejsce w ich życiu. Pani Zosia wzięła drugą pracę, aby spłacić długi alkoholika…
Rok po śmierci Piotra mąż pani Zosi po prostu nie wstał z łóżka. Dostał zawału i umarł we śnie. Pracowała jeszcze przez parę lat do emerytury na stanowisku dyżurnej w szkole. Dopóki mogła, brała dodatkowe zajęcia. Kochała dzieci, a jako że nie doczekała się wnuków, uwielbiała pilnować dzieci sąsiadki, która pracowała na pół etatu.
Pani Zosia opowiadała Adamowi, jak utulała dzieci do snu i jak uwielbiała kupować im ubranka. Wcielała się w rolę cichej babci. To dawało jej szczęście. „Ukryte wnuki”, jak mawiała, dawały jej radość i ukojenie za życia. Pilnowała ich przez parę lat, stając się ich drugą babcią.
Później Zosia zaczęła chorować i nie mogła już zajmować się dziećmi. Zresztą prawie stały się nastolatkami, więc nie była też potrzebna. Miała problemy z stawami. Lekarze zdiagnozowali u niej rzadką chorobę stawów. Trafiła do ośrodka ponieważ nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Nie radziła sobie z chodzeniem.
Adam bardzo lubił panią Zosię, była pogodna i chętnie opowiadała mu o swojej młodości. Późniejszy okres życia wspominała bardzo boleśnie i nie chciała do niego wracać. Wolała mówić o swoim dzieciństwie, o czasie radości, o tym, jak bardzo kochali ją rodzice. Raczyła go również opowieściami o swoich babcinych uczuciach do dzieci sąsiadki. Kochała je mocno i to przywróciło jej radość życia, którą zabrali jej mąż i syn alkoholik. Obecnie nie miała już celu w życiu i cierpiała na depresję.
Opiekun zapytał ją, czy miałaby jakieś szczególne życzenie i czy on mógłby pomóc je spełnić. Słuchając swoich podopiecznych, Adam czuł, jakby rozmawiał z dziećmi, ale w innym sensie. Niektórzy nie mieli już marzeń, byli zbyt zajęci cierpieniem i leżeniem, nie mieli chęci na nic oprócz snu i jedzenia. Inaczej było z osobami, które były rozmowne i z którymi złapał kontakt. Był on ich synem i psychologiem w jednym.
Pytając panią Zosię, Adam z ogromną ciekawością spoglądał w jej twarz, mając nadzieję, że jest coś, o czym na pewno marzy przed śmiercią. Kobieta odpowiedziała mu, że ma jedno życzenie. Chciałaby, aby odwiedziły ją jej „ukryte wnuki”. Zapytał więc, czy pamięta ich imiona i nazwiska oraz adres. Następnie spisał wszystkie potrzebne informacje i po pracy wraz z Agnieszką udali się pod wskazany adres.
Adam i Agnieszka zapukali do drzwi. Otworzyła im drzwi około pięćdziesięcioletnia blondynka. Kiedy przedstawili się i powiedzieli, kim są, wpuściła ich do środka, aby wysłuchać wszystkiego, co mają do powiedzenia.
Kobieta — pani Maria — była matką dzieci, którymi zajmowała się pani Zosia. Wspominała ją jako cudowną kobietę z sercem na dłoni — oddaną, ciepłą i pomocną. Wiedziała, ile złego zniosła ze strony syna i męża. Opowiedziała, że dzieci uwielbiały przyszywaną babcię Zosię i bardzo przeżyły fakt, że nie mogła się już nimi zajmować z racji zdrowia. Mimo że praktycznie były już nastolatkami.
Adam opowiedział pani Marii, że ostatnim życzeniem chorej pani Zosi są odwiedziny jej dawnych podopiecznych. Kobieta odparła, że Mariusz i Anna są dorośli, mieszkają za granicą, ale przekaże im tę wiadomość.
Adam wrócił do domu, myśląc cały czas o tym, czy rzeczywiście uda się spełnić takie życzenie starszej pani, bo wiadomo, jak to bywa z dziećmi, które stają się dorosłe. Każdy ma inne zajęcia, cierpi na brak czasu lub też wartości. To, że kiedyś kochało się kogoś jako przyszywaną babcię lub ciocię, nie oznacza, że tę osobę ma się w sercu jako człowiek dorosły.
Mężczyzna przez parę dni w pracy chodził zamyślony, czekając na informacje od pani Marii i jednocześnie porównując, jak żyła jego babcia, która miała wszystko, co dobre i piękne, a jak żyje pani Zosia, która właściwie nie miała nic, oprócz tych dzieci, co mogła pięknie wspominać. Jakie życie potrafi być okrutne i jak nierówno rozdzielić tak z pozoru proste wartości. Nie każdemu jest dane mieć miłość bliskich, nie każdemu jest dane mieć szacunek innych. Stąd marzenie Zosi nie wydawało się wygórowane, lecz i tak mogło się nie spełnić. Adam zadawał sobie pytanie, dlaczego tak musi być i co może zrobić, aby umarła szczęśliwa.
W końcu pani Maria zatelefonowała. Opiekun usłyszał, że „ukryte wnuki” zgodziły się odwiedzić panią Zosię, otrzymał też namiary na oboje. Był taki szczęśliwy… Od razu zaczął myśleć, jak to zorganizować, żeby zrobić starszej pani niespodziankę.
Adam zaraz po pracy zadzwonił do Mariusza i Anny, żeby omówić szczegóły spotkania z panią Zosią. Okazali się oni fajnymi, ciepłymi ludźmi. Anna mieszkała w Belgii, a Mariusz w Niemczech. Mieli już swoje rodziny i dzieci. Opowiedział im całą historię życia pensjonariuszki ośrodka. Oboje byli bardzo wstrząśnięci faktem, że ich cudowna opiekunka przeżyła tak wiele złego. Nie mieli pojęcia, że tyle miłości dała im osoba, która tyle zniosła. Pokochali swoją babcię Zosię i zapamiętali ją na zawsze. Opowiedzieli, jaką czuli radość i spokój dzięki jej opiece, przez co mieli wrażenie, jakby należała do rodziny. Kiedy pani Zosia zaczęła chorować, byli już starsi i zaakceptowali sytuację, że nie może im poświęcać czasu. Po szkole średniej każde z nich wyjechało do dużego miasta, a po studiach za granicę i kontakt urwał się jakoś samoistnie.
Adamowi zależało na zaskoczeniu podopiecznej, zaproponował zatem spotkanie niespodziankę. Nie jest lekko zgrać terminy, gdy się pracuje i ma się obowiązki, jednak pani Zosia była dla nich tak ważną osobą, że zorganizowali urlop, aby się z nią zobaczyć. Wiedzieli, że to mogą być jej ostatnie dni życia, i chcieli spełnić jej pragnienie.
Dwa tygodnie później w weekend majowy oboje przyjechali do rodzinnego Gdańska. W tym czasie Adam z Agnieszką przygotowali plakat z napisem Witaj, kochana Zofio, twoi na zawsze Mariusz i Ania. Wszyscy wiedzieli, że będzie to wyjątkowy dzień. Adam kupił tort truskawkowy — przysmak pani Zosi — a Mariusz i Ania przygotowali dla niej specjalne podziękowania na kartce, kupili pamiątki oraz zamówili ciepły koc z ich zdjęciem, aby było jej miło i ciepło, gdy będzie się nim przykrywać, i żeby myślała o nich, zasypiając. Taki cudowny gest wdzięczności i miłości…