Równocześnie dotarły do mnie trzy tomiki. Każdy inny ale wszystkie odbieram tak samo. Zatem skopiuję swoją opinię trzy razy - żeby przypadkowy przechodzień, zawsze którąś z nich znalazł:
Poezji nie można ocenić. Można ją czuć, można się nią smakować powoli, każdą frazą, czasem nieoczekiwanym zestawieniem słów. To „skrzydło co połechtało mój rozsądek” – Boże mój to jakbym sam powiedział… Dałem sobie trochę czasu i Tobie czytelniku też polecam. To nie są teksty piosenek z amerykańskich przebojów. Wiersze Estery to coś więcej, to spojrzenie dojrzałe ale nie narzucające się. Mądre ale nie pouczające. Będę wracał co jakiś czas „im wyżej … tym niżej” musi na to pozwolić.
Jest jeszcze coś w tych strofach. Kiedy czyta się współczesną poezję, bardzo często czuję się takie umęczenie słowem – szukanie na gwałt jakichś tanich chwytów, pojawiają się oklepane i przewidywalne. Tu tego nie znajdziesz. Tu jest świeżość, naturalność wynikająca z doświadczenia i dystansu – którego nabrać można razem z mądrością.
Jest jeszcze jedna strona tych wierszy, o której chce powiedzieć. Niedoceniana, pomijana i wyśmiewana dziś niejednokrotnie. Te jakże niemodne wiara i pozytywne spojrzenie. Bo świat nie jest czarny. Nie jest też biały. Zawiera cała paletę barw i sęk w tym, że na tym polega jego piękno.