Ta niepokojąco dziwna fascynacja wylewającą się krwią iskrzy w miejscach otulonych kloaczną niewiedzą i dlatego właśnie ludzie tulący kołdrę z tolerancyjności szafirowej poezji wolą uciekać od krwi, ale istnieją też i tacy, którzy miłują agresywny i ostry mrok, ten co niemal nieustannie jest sobą i zalewa świat smolistymi zagadkami, po to by serca z poczerniałej, okrutnej stali mogły czynić swoje tak jak burza niemal nieustannie plująca mściwym węglistym pyłem. Serca te są też i tymi wzbudzającymi zaufanie i to taką fasadą z niebywale kwiecistej magii, fasada ta nie blednie i nasyca atmosferę zgrabnym i zwinnym ziszczeniem.
Osobą pozornie oddaną mrocznej stronie egzystencji była i nadal jest Ewa Orkisz. Kobieta o wręcz niesamowitych zdolnościach, jeśli chodzi o tworzenie rzeźb z gipsu. Talent swój zaczęła rozwijać tuż przed swoimi dziesiątymi urodzinami, a w wieku blisko dwudziestu jeden lat niemal nieustannie tworzyła jakieś dekoracje, które następnie trafiały do teatrów, a nawet na plany filmów lub seriali. Dlatego właśnie zarabiała sporo i w wolnych chwilach całymi godzinami przesiadywała w galeriach lub przed komputerem. Przesiadywanie to zaczęło się w jej przypadku od okolicy jej szesnastych urodzin, bo wtedy pojawiła się u niej fascynacja krwią która fontannami wystrzeliwuje z ran brudząc w niebywale wymowny sposób białe, ekskluzywnie wyglądające ściany. Niektórzy nawet dość często plotkowali o tym, że Ewa własnoręcznie zabiła jakiegoś dzikiego kota lub królika. Plotki te wzięły się głównie z tego, że na jednym z bloków na jej osiedlu pojawił się rozprysk krwi, ale nikt nie mógł połączyć tego wydarzenia z jej fascynacją krwią. Pewnym było jedynie to, że gdy rozprysk ten był jeszcze nie owianym plotkami, to ona już do niwgo przychodziła ze sporym kawałkiem sklejki i z kartką papieru, po to by go naszkicować. Nikt nie sprawdził tego co ona próbowała narysować lub narysowała, bo chyba nikogo nie obchodziła prawda. Pewnym było jedynie to, że ta konkretna ściana była zacienioną przez roślinność, która rosła w sposób jedynie częściowo kontrolowany, czyli dawała ona spory cień, który był utrudnieniem, jeśli chodzi o udane fotografowanie. Jednak młoda artystka w jakiś sposób uwieczniła ten rozprysk krwi na kartkach papieru i na kilku zdjęciach. W sumie zajęło jej to prawie trzy dni i nikt nie był pewnym wtedy tego, czy były to jedynie próby naszkicowania rozprysku, które okazały się bezowocnymi, czy też zniszczyła te mroczne dzieła, po to by nie mieć kłótni z rodzicami i ze starszą o ponad trzy lata siostrą. Wtedy nic nie było pewnym, ale po ponad dwóch latach przyznała się do tego, że ma trzy szkice tego rozprysku krwi i serię zdjęć na dysku w swoim laptopie.
Zdjęcia te pokazała swojemu pierwszemu chłopakowi Rafałowi, ale dopiero po ponad roku znajomości. Można powiedzieć, że on był też dość nietypowy, bo imponował sylwetka i tym, że dość często i długo biega, ale też miał w sobie tę fascynację zgrabnym mrokiem. Rzecz jasna skrywał ją przed najbliższymi znajomymi i to w zaskakująco smaczny sposób, ale przed Ewą się otwierał i to tak na maksa. W tym otwieraniu się był też spory kęs fascynacji jej urodą, bo nie była ona wybitnie słodka. Wtedy jeszcze niewiele po sobie zdradzała, bo miała takie niebywale dojrzałe spojrzenie i do tego była blondynką dbającą o ułożenie własnych włosów. Dbałość ta nie była przesadną, bo bywały też i takie dni, w których chciała wyglądać bardzo dziko, ale dni tych było niewiele. Zazwyczaj były to trzy lub cztery dni w skali miesiąca i to głównie te spędzane niemal wyłącznie z samym Rafałem. Dniom tym nie brakowało smaku i co najważniejsze były tak jakby wysmarowane tą kloaczną fascynacją mrokiem. Dzięki nim czuła się sobą, ale też i dawkowała je tak, jakby miały być nagrodą za wytrwanie w szorstkiej i trybikowatej normalności. Obydwoje nie lubili tej dyscypliny szarego dnia i sporo o tym mówili, ale też nie sprzeciwiali się nakazom własnych rodziców. Przełom nie nadszedł nawet wtedy gdy młoda artystka zaczęła sporo zarabiać na tworzeniu dekoracji. Pierwsze z tych elementów dekoracyjnych zaczęła już sprzedawać miesiąc przed siedemnastymi urodzinami, ale jej zarobki nagle podskoczyły jakieś cztery miesiące przed jej dziewiętnastymi urodzinami, bo wtedy sprzedała cztery spore rzeźby na potrzeby jakiegoś serialu fantastycznego. Nikt nie spodziewał się tego, że to jej się uda, ale był to dopiero początek, bo potem było już tylko ciekawiej. Jednak ten sukces jej nie odmienił, czyli nadal była sobą. Zgrabną i szybko myślącą dziewczyną, która imponowała tą powagą spojrzenia. Tak jakby miała te siedem lub osiem lat więcej. Do tej urody trzeba było też dodać umiejętność przekonywania ludzi do własnego punktu widzenia danej sprawy. Jej osobiste piękno, czyli piękno fizyczne połączone ze sposobem wypowiadania się niemal zawsze przekonywało jej rozmówców jeśli chodzi o tematy powiązane z tworzeniem rzeźb na potrzeby sceniczne. Dlatego przez pierwszy rok swojego tworzenia za spore pieniądze jeszcze bardziej się rozwinęła.