„Nie jest trudno zdjąć ubrania i uprawiać seks, ale odkrycie wszystkich swoich trosk i lęków, zwierzanie się z tajemnic i przemyśleń…
To dopiero nagość!”
/Autor nieznany/
Przechodzień
Przyniosły Cię Twoje nogi
Do mych ramion wprost
Pomimo niewiedzy naszej,
Że tak skończy się noc.
Przyszedłeś prosto z drogi
Wbrew planom zapukałeś w drzwi
(sercem kierując się raczej)
I razem zaczęliśmy żyć.
Wiesz o tym Ukochany,
Że gdybyś nie przyszedł w tym dniu
Wciąż błądziłbyś jak pijany.
Ja zaś tuliłabym znów
Koc ciepły świeżo wyprany.
Ale jesteś i bądź proszę tu.
Więcej, niż najśmielsze oczekiwania
Było to porą ledwo jesienną
Porą wieczorną, nieco już senną
Gdy jasnych gwiazd krocie całe
urzędować zamiar powzięły
Wraz z księżycem nocy panem
Nie wiedząc co za noc zaczęły.
Spokój, ciemność, cisza, ład —
Lecz tylko tam gdzie materialny świat;
W obrębie człowieka było zaś natrętne
I intensywne o obecnej nocy myślenie.
Sercem targały plany namiętne
Głową fantazja, ciałem pragnienie.
Realizacja marzeń nocy tyczących
(może za sprawa gwiazd mocno świecących)
Przerosła wszelkie najśmielsze plany
Ot — taki bonus od przychylnego Losu.
Byliśmy razem: ja Tobie a Ty mnie dany
Syciliśmy się spojrzeniem, gestem, tembrem głosu.
Zaś w ten poranek wieńczący noc
Ubrani lecz jedynie w koc
Leżeliśmy. W siebie wplatani nawzajem,
Próbując zasnąć i odpocząć nareszcie
Błądziliśmy snu i rzeczywistości krajem
Lecz bardziej niż snu pragnąć ust swych jeszcze.
Powiem wprost — erotyk
Gdy blisko mnie przebywasz,
Dłońmi ciepłymi dotykasz,
Ciałem swoim okrywasz,
Ustami ze mną się stykasz,
Biodrami wespół kołyszesz,
Stopy z moimi łączysz,
Językiem szyję liżesz,
Ze spełnieniem walkę toczysz,
O me ciało swoje ocierasz,
Tylko w te chwile wierzysz,
Przed niczym się nie opierasz,
I razem ze mną grzeszysz:
Pragnę być z Tobą bo czuję
Jak lędźwie moje się spięły,
Krew się we mnie gotuje,
Plecy w łuk wygięły,
Oddech mój przyspieszył,
Źrenice zaś się rozwarły,
Dreszcz ciało przeszył,
Jeki z ust się wydarły,
Zmysły się mieszają,
Gorący pot skórę zwilżył,
Sutki na baczność stają,
Próg wstydu się obniżył
I chcę tak Ciebie łaknąc
O wszystkim zapominać,
Spokoju na chwilę pragnąc
Oddech swój wstrzymywać.
Wszystko co mam Ci dawać.
Głośno z Tobą krzycząc
Ciągle o więcej błagać
Na powtórkę licząc.
I niczego nie udając
W namiętności brodzić
A w pełni Ci się oddając
Na szczyt wciąż dochodzić!
Bliskiego przebywania natura
Rozgrzane namiętnością tańczyły ciała —
Ty mój cały i ja Twoja cała.
Bez skrępowania, wstydu jakiegoś
Spełnialiśmy każde najskrytsze pragnienie
Nikt nie pytał „kiedy?”, „jak to?”, „dlaczego?”
Wówczas odpowiedz miała żadne znaczenie.
Wtedy liczyły się nie myśli lecz gorące uczucia.
Niejeden mógłby nas pouczać,
Że to zbyt wcześnie, że zbyt mało wiemy
O sobie nawzajem. Lecz jest to bzdura!
Ta bliskość była zasługą nie tylko chemii
Kierowaliśmy się bowiem serca tez naturą.
I takie tam
…I wszedł.
W pokoju nieobecny stal się szept
Teraz cisza przerwana była krzykami.
Moja skora przykryta Jego ustami
Serce bijące jak nigdy mocno
Również kłóciło się z ciszą nocną.
…I w moim
Poruszał się ciele odważnie swoim
Od krzyków ściany jakby drżały
Usta obojga wespół zgodnie grały
Serca dudniły najgłośniej na Ziemi
W tej porze nocnej cieplej jesieni.
…I pieścił
Me ciało. A wiatr na zewnątrz szeleścił
Liśćmi co się po chodniku wiły
Jak nasze ciała. Tak wolne były!
A serca bić nie chciały spokojnie
W kilka nocy jesieni upojnej.
Tatuaż
To jest wiersz jakby w podzięce
Za to co na swojej ręce
Nosisz zgodnie już na stałe
Choć to barwne jest, niemałe
Chociaż kontrowersje budzi
Wśród spaczonych nudą ludzi.
Dzięki temu twoje ramię
Ma w kolorach tęczy znamię,
Które zawsze mieć chciałeś.
Cieszy mnie fakt, że zdecydowałeś
Się w swoją skórę na zawsze go wryć
Do końca swych dni już z nim żyć.
Mimo że słyszysz zakazy
Zrób to o czym marzysz
I ozdób swoje ciało jeszcze:
Bo ogromne czuję dreszcze
I niezwykle na mnie działa
Widok z tatuażem ciała.
Koszmar na jawie
Wysłałeś mi „dobranoc” w krótkiej wiadomości
Na znak, że planujesz już za chwilę zasnąć.
Miej jednak w swej przyćmionej świadomości,
Że na temat tego „dobranoc” teorię mam własną.
Wcale kłaść się nie zamierzasz lecz pobudzić
Z kimś się chcesz — alkoholem, tańcem, śpiewem.
Myślisz, że to jest „fajne”, że Cię nigdy to nie znudzi
I myślisz, że naprawdę głupia o niczym nie wiem.
Uwierz mi — znam Cię lepiej niż znasz siebie Ty.
Widzę, że klapki na oczach masz: i tak wirujesz
Pomiędzy prawdą i złudzeniem. To nie dobre sny
Są lecz koszmar, którego kiedyś pożałujesz.
Zbudź się nim na zawsze zaśniesz, zanim stracisz
To co masz. Biegniesz prędko bo coś ślepo Cię gna!
Obudź się, nie rób już głupstw zanim słono zapłacisz
Za naiwne senne błądzenie w stronę moralnego dna.
Czuć
Czuć mężczyzny bliską obecność — najbliższą jaka istnieje.
Czuć zapach jego włosów, widzieć jak twarz mu się śmieje
Gdy gdy cię widzi, przytula, gdy silnie trzyma cię za rękę,
Gdy twoją obecność przy nim traktuje jako szczerą podziękę
Za to, że w ogóle chcesz by był i bo wciąż sprawiasz, żeby
Jemu też chciało się zawsze być. Czuć i widzieć, że potrzeby
Twoje nawet nieujawnione sam chce spełniać. Czuć jak bije
Jego serce gorące, kochające, właśnie tobie oddane, co kryje
w sobie ciebie. Czuć ciepło jego skóry co miękkim dotykiem
Koi najdrobniejszą ranę. Czuć jego ciepły oddech co krzykiem
Jest specyficznym — przeznaczonym tylko dla dwojga ludzi,
Którzy myśli swe na wylot znają. Czuć jak żądzę w tobie budzi
I odczuwać chce to samo. Czuć jak przy nim w lepsze zmienia
Się życie.
…Czuć, że to wszystko prawda a nie tylko marzenia.
Co łzy wysusza
Kawał z Ciebie skończonego Drania!
Rozpacz i gniew nie do opanowania
Czuje po raz kolejny przez Ciebie!
Dumny teraz jesteś z siebie???
Nie jestem zabawką która bezwładnie
Odstawić możesz na bok kiedy popadnie,
Wyrzucić w kąt bo uznasz, że jest zużyta.
Przez Ciebie teraz zębami zgrzytam,
Łzami się zalewam i krzyczę z rozpaczy.
Zrobię Ci kiedyś to samo — zobaczysz!
Gdy będziesz długo czekał: ja przyjdę,
Posiedzę chwilę obok, użyję Cię i wyjdę
A Ty zostaniesz pełen gniewu i poniżony
I będziesz wył. Za moment płacz Twój tłumiony
Będzie bo w końcu wreszcie braknie Ci tych
Twoich łez od nadmiaru chwil ciężkich i złych.
Płacz więc Draniu dopóki masz jeszcze czym
Bo wkrótce będziesz tylko głosem swym
Błagać o to by choć kilka małych łez uronić