Gdzie lód i ogień w jednym tańcu płoną,
Cisza run szepcze pieśń pradawnych dni.
Tam strażnik sercem muru nie zburzy,
A granica złączy oba światy w jednej chwili.Te słowa przetrwały wieki w przekazach ustnych – nie sposób dziś dotrzeć do ich pierwotnego autora. Mówi się, że pierwszy Strażnik wypowiedział je tuż przed założeniem Pierścienia Lodu i Ognia, by przypomnieć ludziom, że największą magią jest harmonia przeciwieństw.
Gdy Lena miała osiem lat, babcia za oknem zawsze szeptała o dawnych Strażnikach — istotach, które pilnowały granicy między światem ludzi a królestwem magii. Każdej zimy, gdy pierwszy śnieg zasypywał dachy wioski, Lena podkradała się do kominka, by posłuchać tego, co babcia wyrywała z pamięci starożytnych pieśni. Jej małe palce smarowały się sadzą, gdy przewracała kartki pożółkłej księgi, a oczy błyszczały jak śniegowe kryształy. W jednej z opowieści padało zdanie:
„Tylko ten, kto ukocha granicę swoim sercem,
odkryje prawdziwą moc medalionu”
Lena wiedziała już wtedy, że któregoś dnia sama stanie wobec tej próby.
Lena wstawała jeszcze przed świtem, gdy pierwsze promienie słońca dopiero zaczynały przeciskać się przez wąskie szczeliny w drewnianych okiennicach. Rosa ciągle lśniła na źdźbłach traw jak maleńkie gwiazdy, a powietrze pachniało wilgotną ziemią i odległą wioską tuż za lasem. W kuchni babcia już rozgrzewała piec, a w garnku parowała ziołowa herbata z mięty, melisy i odrobiny lipy – mieszanka, którą Lena uwielbiała od lat. Unosiła się jej woń razem z cichym sykaniem wrzącej wody, tworząc w chacie nastrój ciepła i bezpieczeństwa.
Na podwórzu sąsiad Wiktor z parskotem otwierał beczkę z miodem, próbując zachęcić Lenę do spróbowania nowej partii:
— Słodkie jak letni miód — śmiał się, kroplę złocistego płynu ściągając językiem z palca.
Lena przygryzła lekki kawałek świeżego chleba, posmarowała go cienką warstwą miodu i zamknęła oczy, smakując słodycz. Tuż obok stolarz Krzekot stawiał na wyszczerbionym stole kolejne narzędzia, z odgłosem klamoczących młotków i pił. Jego dłonie, pokryte odrobiną trocin, poruszały się pewnie i zręcznie — a jednak każdy pobrzęk przypominał Lenie dzwonki, które słyszała w snach, gdy medalion zaczynał kołysać się na piersi.
Przy studni szumiała już staruszka Alina, której srebrne włosy wiły się wokół twarzy. Z wiklinowego kosza wyjmowała różnobarwne buteleczki: z malinowym syropem na kaszel, z miętowym nalewem na ból głowy i z ciepłym wywarem na rozgrzanie serca. Gdy Lena podeszła bliżej, Alina uśmiechnęła się szeroko:
— Dzień dobry, moja Panno Strażniczko! — zawołała, wręczając jej maleńką fiolkę z czerwoną zawartością. — To na podtrzymanie odwagi. Przyda się tam, dokąd zmierzasz.
Lena spojrzała na medalion ukryty pod luźnym kaftanem oraz na babcię, która właśnie wyciągała z półki wołowe korzenie do zupy. Wiedziała, że babcia będzie czekać aż wróci – tak, jak czekała zawsze, gdy Lena biegała po wzgórzach, by zbierać jarzębinę i poziomki. Dziś jednak czuła w żołądku lekki niepokój, jakby cały poranek był tylko przedłużeniem spokojnej przynęty.
Z kolejki przy płocie schodziły już dzieci – z drewnianymi mieczami i tarczami z kapturowymi malunkami smoków. Śmiechy i krzyki wypełniały powietrze, a Lena na moment przystanęła, by spojrzeć na ich beztroskę. Przypomniała sobie opowieści babci o dawnych bitwach, gdy dzieci musiały chować się w jaskiniach i uczyć się posługi bronią, nim skończyły dziesięć lat. Teraz jednak zamek z drzew i liści, który właśnie budowały, wydawał się najbezpieczniejszym schronieniem na świecie.
Gdy Lena wrzuciła ostatni pieniążek do studni, domownicy kończyli już przygotowania do festiwalu: stawiano drewniane stoły pod lipą, na których układano kolorowe girlandy z suszonych kwiatów i jabłek, a obok nich czekały dzbanki z miodowymi nalewkami. Rosa przestała się już unosić, a wioska budziła się do życia w pełnej okazałości.
Lena jeszcze raz spojrzała w niebo – nie było na nim ani chmurki, a wiatr szeptał w gałęziach lipy, zwiastując nadchodzące zmiany. Zsunęła z pleców pojemnik z ziołami, otrzepała resztki rosy z kaftana i poczuła, jak serce bije jej mocniej. Przez moment zastanawiała się, czy wrócić za próg chatki babci, by pożegnać się znów, czy może pójść od razu za groźne skrzydła zapowiadające trzęsienie ziemi.
Zanim jednak zdążyła się zawahać, ziemia zatrzęsła się pod jej stopami z taką siłą, że zawiasy drzwi chaty zaskrzypiały jak tysiąc szpilek…