Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi.
Jana 2,1 — 7
Stągwie napełnione nadzieją —
W podziękowaniu dla Zespołu Domowej Opieki Paliatywnej
w Bielsku-Białej
Cztery łapy, pies kudłaty
Za oknem mokry śnieg z nieba,
wiatr zetrze z policzków łezkę;
w taką pogodę jest ona
jak zwykle, dziewczyna z pieskiem.
Kto wyprowadza, wiadomo.
Piesek kudłaty lubi śnieg,
łapy są cztery, cześć — ścianie.
Kto lubi oczy niebieskie?
Codziennie swój list wysyła
spod bloku, dziesięć jest pięter,
a z każdym dniem rośnie siła
przyjaźni zwierzęciu wiernej.
Chybocze się jej postura,
jakby dźwigała dwie s t ą g w i e;
nieważna zamieć lub upał,
zręczny kundelek w dal ciągnie.
Do kogo dziś się uśmiechnie
promyczek wątłej nadziei?
*** (Między drogą Donikąd)
Między drogą Donikąd
a uliczką Niczyje
mieszka z tatą, gdy chłodek
mały skrzat Włóczykijek.
Pewnie znasz go z doliny,
którą chadzał Muminek,
ale nie wiesz być może,
że miał w swojej opinii
WŁASNY domek przy piecu;
mówiąc skromniej — zapiecek.
Tam nie zmiata pajęczyn,
nawet muchę zawlecze.
W świat co ranek wyrusza,
ale stary Włóczykij
mówi: ja nie doczekam.
Zatem kolejnej zimy
trwają w książce o trollach
za okładką gdzieś z tyłu.
Za górami się schował,
zszedł doliny labirynt,
gdzie niewygórowanie
jak w tych bajkach dla dzieci
— Włóczykijek z plecakiem,
a w nim stosik rupieci.
Skrzaty — zwykle wesołe,
żwawe, nigdy cherlawe,
mogą spać wszak na liściu,
a nad ranem iść dalej.
Lubią z ludzi żartować,
niewidoczne w brzezinie,
że nam z brzozą, nie maślak —
lepiej pachnie kominek.
Przy kominku, niezmiennie
czeka wiosny Muminek,
grzebie łapką kot w żwirku.
Włóczykije — lubimy.
Wyszły sobie…
Dwa bałwanki
Wyszły sobie dwa bałwanki;
pierwszy — z marchewkowej pianki
— nosek, oczka — dwa goździki,
a ten drugi wyszedł z krzykiem:
— Do bałwana ja nic nie mam,
ot, dla wprawy się rozgrzewam,
stale ćwiczę górne partie;
bywa tak, gdy kaszkiet — garnkiem.
— Trochę mało, zbita piana,
jak to wsadzić w garnek z rana?
Zerwał goździk — spojrzał — rozkwitł
z wiosną w uśmiech na rabatach.
Nie ma lekko…
Nie ma lekko nasz bałwanek.
Pośród rannych przepychanek
rondel wypadł za patelnią.
Trafił śnieżką w samo sedno:
— I co, bracie? M a s z d z i ś c h w i l ę ? —
Lepki sobie z sypkim typem,
by pogadał, chociaż smugi
miał od deszczu i ten drugi;
W końcu strącił sopel z noska:
— Już mi cieplej. (Ciekawostka).