E-book
3.15
drukowana A5
18.06
Sprzedaż duszy na złom

Bezpłatny fragment - Sprzedaż duszy na złom

Wizje i opinie jasnowidza Jana Potffornego


Objętość:
73 str.
ISBN:
978-83-8221-362-1
E-book
za 3.15
drukowana A5
za 18.06

Spotkanie z jasnowidzem

Zdarzyło mi się spotkać Jana Potffornego. Było to w Otmuchowie. Pewnego letniego popołudnia zatrzymałem się na rynku miejskim, często tak czyniłem, jadąc w stronę Opola lub Nysy. Stanąłem przed znajdującym się na środku rynku ratuszem i spoglądałem w stronę umieszczonego tam zegara słonecznego. Zawsze wzbudzał moje zaciekawienie, ile razy tam stanąłem.

Zegar ten pochodzi z 1575 roku i jest dwustronną kompozycją usytuowaną w rogu ścian ratusza. Oprócz herbu fundatora, dwóch tarczy zegarowych, ornamentów i inskrypcji mówiących o renowacji ratusza na uwagę zasługują dwa medaliony. Przedstawiają one te same postacie leżącego na murze niemowlęcia z klepsydrą, z czaszką i zawieszonymi na szyi koralami oraz z tyłu umieszczoną trójdzielną bramą. Te postacie są pewnego rodzaju zagadką. Być może są to typowe wizerunkami tzw. geniusza śmierci, którego często przedstawiano w nowożytnej rzeźbie nagrobnej. W każdym razie mamy tu do czynienia z przedstawieniami związanymi z motywem przemijania życia i czasu — typowe wizerunki „vanitatywne”, jakie spotykamy w sztuce nowożytnej.

Przez wiele lat mówiono, że owe niemowlęta upamiętniają ofiary zarazy, podczas której w jednej rodzinie zmarli wszyscy oprócz jednego dziecka. Istnieje też legenda o wizycie Paracelsusa w Otmuchowie. Mówi ona, że pewnego dnia podczas zarazy, jaka nawiedziła miasto, jakiś lekarz wyleczył dziecko strażnika miejskiego. Nie został on wpuszczony do miasta, bo w czasie zarazy zabraniano kontaktów z obcymi, schronił się w pobliskim lesie i leczył chorych. Po ustąpieniu zarazy wdzięczni mieszkańcy szukali dobrodzieja, lecz go nie znaleźli. Dowiedzieli się tylko, że był to Paracelsus — słynny lekarz ze Szwajcarii. Na pamiątkę jego leczenia umieszczono na zegarze wizerunek niemowlęcia jako pierwszej przez niego wyleczonej ofiary zarazy. Jednakże jest to tylko legenda, Paracelsus bowiem nigdy nie był w Otmuchowie.

W pobliżu ratusza stał starszy mężczyzna, na którego twarzy można było odczytać, że był kiedyś nauczycielem, albo dużo czytał książek. Uwagę przyciągało nie tylko jego spojrzenie, ale prosty, ubogi ubiór i duża lupa, którą trzymał w lewej ręce. Podszedł do mnie i przez chwilę się przyglądał.

— Jesteś jednym z niewielu ludzi, który zatrzymują się przed tym zegarem. Zwykle spieszą się, nie chcą nic wiedzieć, nie myślą i zapominają, że czas nieubłaganie przemija, a o tym mówi tenże zegar — powiedział do mnie spokojnym głosem, lecz z lekką obawą, że zareaguję nieżyczliwie.

— Vanitas vanitatum et omnia vanitas — specjalnie powiedziałem tę sentencję łacińską pochodzącą z Księgi Koheleta, gdyż ona nawiązuje do treści ideowych zegara, czyli przemijalności czasu i życia. W ten sposób mogłem sprawdzić, czy ów starszy mężczyzna jest człowiekiem poważnym, czy tylko tak sobie dla zabawy zagadnął. Zresztą to wypróbowany sposób w rozmowach pozwalający wykryć intencję drugiej strony, jeśli się zacytuje coś mądrego lub poważnego. Zły człowiek nie zrozumie, a ten, który zrozumie, może się okazać pozytywną postacią. Rozmowa to sztuka i warto stosować chwyty erystyczne, jeśli ma się do czynienia z bliżej nieznaną osobą. Każdy wie, co to znaczy, jeśli przeczytał choć raz w życiu „Erystykę. Sztukę prowadzenia sporów”, znane dzieło Artura Schopenhauera.

I tak oto poznałem Jana Potffornego, człowieka, jak się później okazało, zwanego przez niektórych mieszkańców jasnowidzem, ale nie z powodu skłonności do wróżenia, lecz rzeczowego, konkretnego i jasnego widzenia spraw tego świata.

Miałem sporo czasu, więc porozmawiałem sobie z tym jasnowidzem, czyli jasnowidzącym sprawy świata człowiekiem, bo tak się on z czasem określił. Zauważyłem, że w jego postaci ukrywa się ostatni z metafizyków na tym padole łez. Dla tych, którzy mieli okazję poznać Jana Potffornego i choć przez chwilę z nim porozmawiać, charakterystyczną cechą była jego pokora, lecz czasami przełamywana silną potrzebą ekspresji.

— Duch jest jedyną siłą zwyciężającą czas, a ciało to nieustający pęd na drodze do śmierci! — twierdził Potfforny. Wszystko, co on mówił, całe jego zachowanie i podejście do ludzi nacechowane było głęboką refleksją nad przemijaniem świata i tęsknotą za poznaniem sensu życia, o czym, jak wiele razy podkreślał, ludzie nie chcą ani mówić, ani tym bardziej myśleć.

— To świat śpiących ludzi, dla których jedynym przebudzeniem będzie śmierć, a brzmi to paradoksalnie. Tylko w śmierci można mieć nadzieję na początek prawdziwego działania. Wszystko inne, nawet spiżowe pomniki, są drogą do nicości — dodał mój rozmówca. Po czym pokornie się ukłonił i oddalił, a mi pozostała tylko nadzieja, że znowu go spotkam i na pewno więcej porozmawiam. Tak też się później wiele razy zdarzyło!

Anioł z mieczem

Jan Potfforny, którego ponownie spotkałem, tym razem po południu, na rynku miejskim, nabrał trochę zaufania do mnie i szczerze mi opowiedział o pewnej swej wizji. Nie wiem do końca jak to traktować i nie wiem, co znaczy owa wizja czy owe nadzwyczajne widzenie, bo nie dowiedziałem się o okolicznościach tego zdarzenia. Z tego, co mi Potfforny opowiedział, zapamiętałem kilka szczegółów.

— Taką oto wizję miałem i dzielę się nią prawie ze wszystkimi. A pamiętajcie Rodacy, że fabryk już nie mamy, banków nie mamy, ziemię obcym sprzedają, a rządzą nami zdrajcy. Jeśli tego nie zrozumiecie, to bijcie im brawo na znak ich zwycięstwa, bo nas pokonali, a o tym nawet nie wiecie i wiedzieć nie chcecie! — zaczął ostro Potfforny.

— Zobaczyłem anioła z mieczem gorejącym, podobnego do tego wizerunku z barokowego obrazu w naszym kościele parafialnym. Zatoczył ten cherubin krąg mieczem — dodał po chwili. — A w tym kręgu ujrzałem pola zielone, lasy i ogrody, lecz usychające i wokół nich świeciły pustkami jeziora i rzeki, jakby bez wód, wyschłe niczym pustynia. I zapytałem się anioła, o te krajobrazy bez wody. A on mi odrzekł, że skoro mam oczy, to powinienem widzieć, a nie chcę, a że mam rozum, to powinienem myśleć. Po chwili dodał, że przynajmniej mam uszy do słuchania, więc zdradzi mi ten sekret. Wyjaśnił, że liczba wyschniętych jezior, studni i rzek to liczba klęsk naszego narodu, bo wody przejmą ręce wrogów, a tych, którzy choć jedną studnię mieć będą, to ujarzmią wysokim podatkiem. Wody kupią obcy, aby nas na wieki zniewolić. I wyliczą nam, ile pić będziemy. Taki będzie nasz los i kara za zhańbienie ziemi naszej, kara za porzucenie prawdy i wiary ojców naszych, za naśmiewanie się z honoru. Smutny los nas czeka, bo bez wody pozostaniemy, a ci, co jej źródła wykupią, pogardzą nami. Kto ma wodę, ten ma władzę, a kto tego nie rozumie, ten już jest niewolnikiem. Tak opowiedział anioł i schował swój miecz, a wraz z tym zniknął on i obraz bolesnej naszej przyszłości. Pozostało mi wspomnienie, o tym, co widziałem: zobaczyłem klęskę narodu naszego, którego władcy wysprzedają wszystko za nic, aby nami pogardzać i synów naszych i córki nasze zniewolić.

Zobaczyłem smutek i zatroskanie w oczach Jana Potffornego, który po chwili spojrzał w dół, jakby się zawstydził.

— Oni, ci rządzący światem, mają w swoich rękach ropę naftową, energię, mają chemię i lekarstwa, oni mają surowce strategiczne, oni mają żywność, oni mają też banki a my tylko długi. Teraz sięgają po wodę i mają nas jak w jarzmie piekielnym. Przegraliśmy! Pochodzę przecież z uzdrowiskowej miejscowości, a jest wiele takich w naszym kraju i coś nie coś wiem o wartościach zdrowej wody i jej znaczeniu — dodał na zakończenie spotkania.

Nie mogłem zaprzeczyć i wypadało mi tylko milczeć. Spojrzałam na owego ubogiego myśliciela i żal mi się zrobiło, a najbardziej to pomyślałem sobie o skutkach utraty wody.

Powszechne zabijanie

Wspólną cechą wielu istot żywych na Ziemi jest zabijanie — twierdził Jan Potfforny. Każdy organizm stosuje zabijanie jako środek do przetrwania. Tylko dzięki temu istnieje zdolność do tworzenia przestrzeni życiowej. Owo zabijanie dokonywane przez homo sapiens jest też podstawą rozwoju cywilizacji i kultury. Wszystkie zdobycze w zakresie cywilizacyjnym są ściśle powiązane z uśmiercaniem i kultem śmierci jako źródłem, z którego wywodzą się wszelkie wartości moralne i duchowe. Świadczą o tym olbrzymie grobowce zwane piramidami, mauzolea poświęcone mordercom zwanym mężami stanu i władcami oraz świątynie, w których czci się męczenników. Homo sapiens stworzył przemysł produkujący maszyny do zabijania, niektóre z nich mają zdolność unoszenia się w przestrzeni, a inne powodują straszliwe eksplozje nuklearne. Człowiek potrafił stworzyć masowy system uśmiercania innych osobników, tworząc obozy śmierci, w których wykorzystywano do zabijania związki chemiczne oraz różne urządzenia techniczne służące do likwidacji milionów trupów.

Nawet produkowana żywność powstaje w dużej mierze przez masowe zabijanie niżej rozwiniętych istot. Jest tzw. produkcja żywności z trupów zwierzęcych. Te i inne śmiercionośne czyny homo sapiens mają swoje ugruntowanie w kulturze, a wyrazem tego jest tzw. myślenie religijne, to jest przekonanie, że rzekomo istniejące bóstwa podarowały im podrzędny świat zwierząt w celu ich mordowania. Homo sapiens też stworzył różne religijne historie o zabijaniu bóstw. Opowiadają one, że owe bóstwa po okrutnie zadanej śmierci zmartwychwstawały, ale z tego świata uciekały w niebiosa. Ponoć niektóre mówiły, że szybko powrócą, aby osądzić grzechy świata, lecz jakoś się dotychczas nie pojawiły. Od początku swego istnienia człowiek w wyrafinowany sposób zabijał i gloryfikował ten proces, do takiego stopnia, że treści norm moralnych i treści światopoglądowe wywodził z idei składania ofiar, męczenia i zabijania bóstw i innych istot, łącznie z osobnikami własnego gatunku. Na początku dziejów tego świata zaistniał tzw. rytualny kanibalizm, a teraz istnieje mocno ugruntowana kultura aborcji i pochwała eutanazji, które traktuje się jako wartości chronione prawnie, a każdy protest przeciwko temu może być karany. Paradoksem tego świata jest, że propaguje się kult aborcji i eutanazji jako rzekomo lepszej formy wolności człowieka. Dzieje się to na sprzecznej z sobą zasadzie: mogę zabić się lub zabijać, więc jestem wolny, aby inni czerpali korzyści, zarabiając na obsłudze tego procederu.

Na tej planecie wszystko jest powiązane z zabijaniem: systemy bankowe finansują przemysł zbrojeniowy w celu prowadzenia wojen, bogactwo pewnej grupy ludzi zniewala innych i powoduje, mimo rozwoju techniki, umieralność z głodu (średnio co sześć sekund umiera z tego powodu jeden osobnik). Wdrożono biologiczne sposoby zabijania, rozpowszechniając różnego rodzaju chorobotwórcze bakterie i wirusy, których celem jest eliminacja słabych osobników i likwidowanie nadmiaru ludności.

Innym paradoksem homo sapiens jest to, że uśmierca, zabija i niszczy innych, a przy tym głosi wiarę w uzyskiwanie życia wiecznego, będącego nagrodą po owym zabijaniu. Na tej planecie mamy do czynienia z cywilizacją śmierci na nieznaną skalę w kosmosie. Również wiele wskazuje na to, że jest to prawdopodobnie zainfekowany jakimś wirusem śmierci świat i chyba najgorszy ze wszystkich możliwych w kosmosie, bo gorszy już być nie może.

Bezbożnik został księdzem

Jak się mówi ludziom o poważnych sprawach, to czasami się śmieją, jak się im wspomina o Bogu, to nie chcą o tym słuchać, ale jak się mówi, że Boga nie ma, to słuchają uważnie i zdarza się, że nawet płaczą z rozpaczy. O takim problemie wspominał mi Jan Potfforny i sprawę przedstawił w postaci takiej oto przypowieści:

„Pewnego dnia ksiądz proboszcz zbulwersował mieszkańców. Jest on znany z tego, że prowokuje ludzi, ale raczej do myślenia niż czegokolwiek innego. Kiedyś to trzymał koguta przy plebanii, a ludzie, widząc to, stukali się w czoło na znak zdziwienia, a nawet zgorszenia.

— Kogut to jednym potrzebny jest na rosół a innym do zastanowienia się nad wiarą, bo od stuleci w sztuce kościelnej jest on przecież symbolem wiary św. Piotra, dlatego jego wizerunki czasami spotykamy na kościołach, ale protestanckich. A wam w głowie tylko rosół z koguta, a nie Boże sprawy! — wyjaśnił swego czasu proboszcz.

Innym razem to rozpowiadano, że chodząc po kolędzie, chętnie brał pieniądze od bogatych, ale potem dawał je biednym. Bogatym to się nie podobało, uważali oni, że to marnowanie ich pieniędzy, a ksiądz po kolędzie to wychodził na przysłowiowe „zero”, bo wielu w parafii było ubogich.

Tym razem parafianie przeżyli największy szok w historii miejscowości i pobożnego żywota proboszcza. Oto pojawił się Artur Bezbożnik. Był to młody mężczyzna, skromnie ubrany, a więc miał szarą flanelową koszulę, zużytą marynarkę, trochę ciasne spodnie oraz tanie chińskie buty. W ręce trzymał małą torbę podróżną, jednakże niczym niewypełnioną. Kiedy zbliżył się do plebanii, zobaczył dzieci siedzące na schodach, a jedno z nich trzymało bukiet kwiatów.

— Dzieci, ja tu do proboszcza przyszedłem, a co wy tu robicie z tymi kwiatami? — zapytał.

— Czekamy na przyjazd specjalnego księdza, mamy go przywitać z kwiatami — odpowiedziało jakieś dziecko.

— No, to ja jestem tym księdzem — powiedział Bezbożnik.

— Pan to nie wygląda na księdza, przecież ksiądz to ma drogi zegarek na ręce, modne buty, a tak naprawdę to gdyby przyjechał do nas, to raczej nowoczesnym samochodem. A pan tu na pieszo, coś tu nie gra? — powiedziało jedno z tych dzieci.

— To jurto się przekonacie! — zaśmiał się i spokojnie wszedł na plebanię.

Następnego dnia była niedziela i jak zwykle w południe proboszcz odprawiał uroczystą mszę świętą. Przyszło sporo ludzi i to w różnym wieku.

Kiedy już trzeba było rozpocząć kazanie, to proboszcz usiadł na specjalnym krześle z boku ołtarza i w skupieniu jakby na coś czekał. Wtem otworzyły się drzwi zakrystii i wyszedł z niej ubrany w sutannę Artur Bezbożnik. Podszedł do ołtarza, chwilę poczekał i groźnie spojrzał na wiernych.

— Drodzy parafianie, wyobraźcie sobie, że Boga nie ma. Nie ma Boga, powiadam wam dziś! Idźcie do domu! — powiedział i rozglądał się po całym wnętrzu świątyni, jakby przenikając ostrym spojrzeniem dusze zebranych.

Słowa wstrząsnęły wiernymi, niektórzy się oburzyli, ktoś coś warczał, a kilka kobiet zaczęło płakać.

— Jak to nie ma Boga, to po co ja żyję? — powiedziała cicho pewna starsza dama i otarła sobie z łez białą chusteczką oczy.

— Co też ksiądz mówi, przecież to nie możliwe, wszystko, co dobre traci sens w naszym życiu! — krzyknął z rozpaczy starszy mężczyzna.

Po chwili wszyscy zamilkli i posmutnieli. W kościele zapanowała cisza, jaka zdarza się tylko przed burzą.

— Jak wam mówi się, że Bóg jest i wie o tym, że na Jego oczach grzeszycie, to kpicie sobie z Niego — powiedział Bezbożnik, ale głośno i stanowczo. — Jak się wam powie, że Boga nie ma, to rozpaczacie ze smutku! Tacy przewrotni jesteście! To wybierajcie teraz! Jeśli jest Bóg, to żyjecie poprawnie! Jeśli Go nie uznajecie, to idźcie sobie do domu, ale pozostaniecie wtedy w smutku na wieki!

Po tych słowach Bezbożnik odwrócił się i odszedł spokojnie do zakrystii. Zdziwieni i przestraszeni ludzie po skończonej mszy świętej rozeszli się w milczeniu. Przez kilka następnych dni opowiadano o tym zdarzeniu, ale nikt nie śmiał prosić proboszcza o wyjaśnienie. Dopiero po pewnym czasie rozeszła się wieść, że to nie był ksiądz, tylko aktor wynajęty przez proboszcza. Opowiadała o tym, przysięgając się na wszelkie świętości, sprzątaczka, która od lat prowadziła porządki na plebanii. Pewnego dnia zobaczyła na biurku w kancelarii tzw. umowę o dzieło sporządzoną między proboszczem a aktorem Arturem Bezbożnikiem”.

Pomnik świni

Tym razem chodzi też o tematy ważne dla ludzkości. Jan Potfforny zastanawiał się, jak długo człowiek jeszcze będzie zabijać świnie. Zabijanie zwierząt to specjalność człowieka i to od początku jego istnienia.

Chociaż żyjemy w świecie, gdzie znane jest przykazanie: „Nie zabijaj!”, ale ciągle mordujemy ludzi i zwierzęta. Ten świat opiera się na zabijaniu: wojny, sztucznie wywoływane epidemie, trujące jedzenie i zatrute środowisko a do tego modna aborcja, no i oczywiście w przyszłości powszechna eutanazja.

Jak się mówi o zabijaniu, to ludzie reagują na to, jak na dziwactwo. No, bo proszę sobie wyobrazić jakiś film wojenny, gdzie nie ma mowy o zabijaniu. Przecież takie coś to nikt nie chciałby przez nawet minutę oglądać albo western bez rewolweru, to też lipa.

Zdaniem Potffornego zabijanie jest cechą zapisaną na stałe w ciele i umyśle człowieka, lecz nie do końca. Istnieje takie coś jak współczucie. Cecha to rzadka, lecz czasami do zauważenia wśród ludzi.

To właśnie ona powinna być źródłem humanistycznych wartości: współczucie wobec bliźnich i współczucie wobec zwierząt. No, bo niby z jakiego to powodu mamy prawo do panowania nad zwierzętami? Wiadomo, że w naszej kulturze i też innych czerpiących z Biblii jest mowa o tym, że świat został człowiekowi dany w użytkowanie i w tym zwierzęta. Ta religijna pycha doprowadziła kiedyś do tego, że niewinne istoty masowo składano na ofiary Bogu lub bogom. Jakby to Bóg, który stworzył świat, potrzebował, aby mu ofiarowano, to co sam uczynił — brzmi to paradoksalnie.

Potfforny uważał, że powinno skończyć się z zabijaniem, że dojrzały moralnie i społecznie człowiek musi odrzucić zabijanie jako środek do życia. Można żyć bez zabijania. Mamy tak rozwiniętą cywilizację, że nie musimy mordować, aby uzyskać pokarm lub materiały potrzebne do życia jak kiedyś skórę czy kości do wyrobu użytkowych przedmiotów.

Aby skończyć z zabijaniem, musimy okazać skruchę, ale też upamiętnić te zbrodnie, jakie dokonywano na niewinnych zwierzętach. Upamiętnić nawet w taki sposób jak wystawianie pomników zamordowanym zwierzętom. Jesteśmy im winni pamięć i współczucie.

Potfforny podkreślił, że należy wystawić, a nawet poświęcić uroczyście pomnik świni. Świnia to zwierzę najbardziej mordowane przez człowieka i jej należy się pamięć za dokonane krzywdy oraz oddanie szacunku, bo to też istota żywa. Tu nie chodzi o zrównywanie ludzkich wartości ze światem zwierząt, ale sprawa dotyczy protestu, że człowiek mordował i nadal morduje te i inne zwierzęta.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, to niech uda się na wycieczkę do kilku zakładów przetwórstwa mięsnego i zobaczy, co tam się dzieje. Może wtedy zrozumie, że pomnik upamiętniający mordy dokonywane na świniach na rację bytu w tym nieludzkim, podłym świecie i byłby on sprzeciwem wobec zabijania!

Nie ma na świecie większych męczenników wśród zwierząt jak świnie, zabijane brutalnie i pożerane przez tych, co wierzą, że Bóg wyłącznie ludziom dał świat w posiadanie!

Groza czasu ostatecznego

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 3.15
drukowana A5
za 18.06