E-book
4.73
drukowana A5
8.25
Soczysta olśniewająca czerń

Bezpłatny fragment - Soczysta olśniewająca czerń


5
Objętość:
14 str.
ISBN:
978-83-8189-910-9
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 8.25

Natchnienie nie zawsze ma ten ciekawy skrzydlaty smak, bo można je też odnaleźć w tych wrednych i dość kloacznych ostojach. One mają w sobie i smak i niesmak jednocześnie, choć tym drugim emanują jedynie dla tych nielicznych. Mowa tu o ludziach, którzy liznęli ich specyficznej mocy i dlatego też tam powracają tak jak ogień powraca na kupę suchych liści. Jego powrót bywa i jednocześnie nie bywa zaskoczeniem, ale dla niektórych powrót takowy dosłownie musi mieć to zbyt krwiste lśnienie, czyli lśnienie które się nie zgubi i odmieni smak wielu chwil. Jednym słowem tego typu krwiste płomienie muszą objawić się z niemal niespotykaną mocą i siać specyficzny nastrój godny momentów owianych bardzo rubinową fantazją.

Momentów takowych od szesnastego roku życia szukał Michał Tyroń, czyli ktoś kto wyróżnia się tą wredną węglistą iskrą spojrzenia. Jego zabawa ludzkimi wrażeniami bardzo często bywała szpilkowatą, ale tylko jeśli chodzi o obrazy namalowane na płótnie, bo w takim typowym życiu najczęściej bywał on potulny tak jak jedwabna kaskada. Olśniewał też taktownością przypominającą oszlifowany i niesamowicie zgrabny szafir. Za tę taktowność był uwielbiany, ale głównie przez osoby dwukrotnie starsze od niego samego. Wtedy gdy nie czuł ich spojrzeń na własnych plecach stawał się kimś innym, czyli dość wrednym nastolatkiem z bujną czupryną z czarnych włosów. Dziewczyny uwielbiały te jego włosy, ale jego sylwetkę nie do końca, ta jego sylwetka była taką średnio sportową i nie polepszała się choć ran na dwa lub na trzy dni pokonywał za pomocą roweru zjazdowego grubo ponad dwadzieścia kilometrów. Czasami nawet wtedy gdy lekko lub średnio padało. Kluczowe znaczenie miało też i to, że po takowym wysiłku zazwyczaj miał ochotę na coś dość słodkiego, czyli na paczkę ciastek lub na dwie tabliczki jakiejś ciekawszej czekolady. Wrażenia tego rodzaju najczęściej łączył z jakimś wieczornym filmem puszczanym z laptopa. Wielu sądziło, że tego typu poczęstunek łączy on z kawą, ale najczęściej był to taki średni jakościowo sok pomarańczowy. Przyjemność tego typu trafiała mu się może trzy razy w skali dwóch tygodni, bo przynajmniej tę godzinę dziennie poświęcał na malowanie na płótnie. Przed rozpoczęciem malowania wypijał zazwyczaj niewielką szklankę wody, a potem malował skupiając się na tych niebywale krwistych odcieniach. Często były to rozpryski krwi, które odmieniały oblicze takiej białej lub kremowej pościeli. W przypadku tej pościeli, czyli w przypadku kołdry lub prześcieradła. Michał bardzo skupiał się na zagięciach materiału i na tych realistycznych cieniach, które tworzą. One w pewnym stopniu były jego obsesją, ale ta prawdziwa krew znaczyła dla niego znacznie więcej. Dlatego też co jakiś czas brudził takie bardzo białe pogniecione prześcieradło za pomocą soku wiśniowego, po to by wiedzieć jak odwzorowywać rozprysk krwi. Eksperymentowanie tego typu stało się jego obsesją dokładnie w miesiącu, w którym zarobił prawie trzydzieści tysięcy złotych na trzech swoich obrazach. Miało to miejsce jakieś trzy miesiące po jego szesnastych urodzinach, a obrazy te osobiście sprzedał jego ojciec, który wziął sobie prowizję z ich sprzedaży wynoszącą trochę ponad trzydzieści procent wartości. Młody artysta nie był zawiedziony tym co się stało, bo kupił sobie kilkanaście takich perfekcyjnie białych prześcieradeł i zaczął je brudzić sokiem wiśniowym o intensywnej barwie, który sam wyciskał z owoców. Dzięki tym eksperymentom w ciągu następnych czterech miesięcy stworzył aż trzy takie perfekcyjne obrazy z rozpryskiem krwi w centrum. Pierwszy z tych obrazów był też i tym największym, a rozprysk krwi w jego centrum był też i tym nadzwyczaj żywym, czyli był on niepokojąco świeży i bardzo realny. Obok tego rozprysku krwi młodzieniec namalował taki scyzoryk pazur, który dodatkowo był opcją nieco masywną. Mowa tu dokładnie o tym, że okładziny boczne jego rękojeści były tymi wielobarwnymi i zamocowanymi na śruby. Ta ich wielobarwność była też bardzo smaczną i dlatego przechodziła ona na bok ostrza pazura. Stanowiła ona niemal cały jego bok, a wyjątkiem była w tym konkretnym przypadku ta ostra krawędź uśmiechająca się tą szaloną nowoczesną stalą, po części podobną do rzeki z brylantów. Ten konkretny scyzoryk pazur dla kolegów Michała był detalem niebywale realnym, czyli wyglądał on tak, jakby ktoś położył go na tym konkretnym obrazie. Przynajmniej trzech jego kolegów przyznało, że wygląda tak, że aż chce się go wziąć do ręki i się nim zranić. Ambitny artysta przy nich przyznał się też do tego, że malując ten drobiazg wzorował się na zdjęciach z aukcji internetowej. Potwierdził też pewną plotkę, czyli wzmiankę udowadniającą to, że malował ten detal przez trzy dni. Tylko, że w jego przypadku te konkretne trzy dni były czymś takim jak trzy godziny. Zdecydowanie dłużej pracował nad samym rozpryskiem krwi, czyli nad realizmem kropli i nad tym ich połyskiem świeżości. Podczas ich malowania bardzo często zerkał na fotki z rozpryskami barwnego soku wiśniowego, po to by mieć punkt odniesienia. Dlatego nad pierwszym etapem malowania tego konkretnego rozprysku spędził ponad tydzień. Dokładność ta się mu opłaciła, bo dzięki tej chęci stworzenia czegoś nadzwyczaj realnego poznał Anetę, która była o te siedem centymetrów wyższą od swoich koleżanek z klasy. Jej istotną cechą był też ten jej lśniący serdeczny uśmiech. Gdy go brakowało to jej twarz wyglądała dorosło i jednocześnie tak bardzo pociągająco. Jednak to jej włosy były jej największym atutem. Czarne i z tym soczystym połyskiem. Najczęściej tworzyły one kucyk, a dzikimi bywały w piątkowe lub w sobotnie wieczory. Michał marzył o dziewczynie podobnej do niej, ale nie przyznawał się do tych marzeń. Można śmiało powiedzieć, że z pewnej krzaczastej przyczyny chował tę sferę własnych marzeń przed zbyt wieloma. Dlatego też Aneta dowiedziała się o tym jego dziele na płótnie od jednego z jego przyjaciół, który wysłał jej fotkę za pomocą telefonu. Fotka ta nie była tą wykonaną w sposób wzorowy i dlatego ta konkretna bystra brunetka bardzo chciała zobaczyć ten obraz na własne oczy. Problem tkwił jedynie w tym, że młody artysta przez ponad pięć dni kombinował, czyli tak nie do końca chciał tego, by ona zerknęła na jego dzieło, które chciał sprzedać.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 8.25