Wstęp
Pokonanie smoka wawelskiego jest sławnym mitem narodowym. Bajeczna opowieść o tym oraz o Kraku — legendarnym władcy — obrazuje zaszczytną ideę zwycięstwa nad złem. Źródła do dziejów kultury narodowej wskazują, że Polacy byli kiedyś z tego dumni. Pewnym paradoksem tej bajecznej opowieści jest fakt, że według wielu źródeł historycznych, w tym tych najstarszych, nie był to smok, lecz potwór. W dziejach polskiej historiografii doszło do zamiany motywu potwora w smoka wawelskiego.
Kiedyś pisano i to nawet w poważnej literaturze, że to niby Krak walczył i pokonał smoka, a źródła historyczne podają coś innego. Wincentemu Kadłubkowi, autorowi najstarszego tekstu o tej postaci, nie chodziło o bajki, lecz o zupełnie inną sprawę i to poważną.
O smoku wawelskim wspominali w swoich dziełach zagraniczni dawni uczeni, historycy i przyrodnicy. Jednakże nie był jedynym potworem krakowskim. Rzekomy pomnik smoka wawelskiego koło Smoczej Jamy w Krakowie przedstawia zupełnie coś innego, niż to, o czym powszechnie się mówi. Znany obraz Witolda Pruszkowskiego Smok podwawelski kryje w sobie pewien sekret, który zawiera wielkie przesłanie narodowe.
Skandal w Krakowie
Przed wielu laty w Krakowie opowiadano, że smok wawelski pojawił się ponownie — jako zmartwychwstały lub jako jakiś jego potomek. To zdarzenie miało miejsce na początku XX wieku. Wtedy koło Wawelu zauważono, jak z Wisły wychodzi na brzeg dziwny stwór o smoczym kształcie, uzębionej paszczy i białym brzuchu. Wielu mieszkańców miasta zbiegło się w to miejsce, ale — z obawy przed zagrożeniem — zastrzelono nieszczęśnika.
Uczynił to znany krakowski księgarz i właściciel drukarni Wacław Anczyc, który dla spopularyzowania tej smoczej sensacji polecił wypreparować gada i wystawił go na widok publiczny w sklepie Fischerów na rynku. Po kilku dniach przyszła do niego policja z oficjalnym zażaleniem. Okazało się, że był to krokodyl, który uciekł z cyrku. Historia ta, niby śmieszna i banalna, kryje w sobie pewien sekret, a mianowicie pokazuje, jak silny był kiedyś mit smoka wawelskiego wśród mieszkańców Krakowa.
Bajeczna historia o pokonaniu smoka wawelskiego jest złożona, a w wielu miejscach nawet tajemnicza, podobnie jak cała smocza materia. Krakowskie opowieści o smoku ulegały różnym przemianom. W początkowych wersjach mamy tu do czynienia nie ze smokiem, lecz potworem. Nie każdy potwór musiał być smokiem!
Na przełomie XII i XIII wieku biskup krakowski Wincenty Kadłubek, jako pierwszy piszący na temat wawelskiej bestii, nic nie wspominał o smoku, lecz pisał wyłącznie o potworze. Inni dawni kronikarze, jak nasz wspaniały historyk Jan Długosz, także Marcin Kromer czy Maciej z Miechowa, nie pisali o smoku, lecz także o potworze przypominającym węża.
Dopiero w późniejszych czasach zlekceważono to rozróżnienie i stworzono historię o smoku jako sprawcy nieszczęść wawelskich. Jako pierwszy uczynił to kronikarz Marcin Bielski, a za nim powtórzył, nawet dodając pewne uzupełnienia, jego syn Joachim Bielski. Taki stan rzeczy spowodowały względy natury religijnej, a mianowicie traktowanie smoka jako istoty realnej, będącej objawieniem szatana, a także wiedza przyrodnicza, bowiem kiedyś smoki uważano za prawdziwe istoty, należące wprawdzie do świata zwierząt, lecz diabelskie.
Paradoksem całej smoczej wawelskiej historii jest fakt, że pogański mit o potworze został utożsamiony z pochodzącym z kręgu religijnego smokiem jako biblijnym uosobieniem zła. Kiedyś uważano, że szatan objawia się przez złe zwierzęta i bestie, dlatego doszło do utożsamiania wszelkiego rodzaju potworów, w tym smoka, z diabelskimi siłami. Krakowska podwawelska historia to też przykład traktowania tego tematu przez pryzmat dawnej wiary w szatańskie smocze objawienia. O utożsamianiu szatana ze smokiem czytamy w różnych miejscach Biblii, a przede wszystkim w ostatniej z jej ksiąg, czyli w Apokalipsie: „Oto wielki Smok barwy ognia” (Ap 12, 3); „I stanął Smok przed mającą rodzić niewiastą” (Ap 12, 4); „Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem” (Ap 12, 7); „I został strącony wielki Smok” (Ap 12, 9); „kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię” (Ap 12, 13); „i pochłonęła rzekę, którą Smok, ze swojej gardzieli wypuścił. I rozgniewał się Smok na niewiastę” (Ap 12, 16—17); „A Smok dał jej swą moc” (Ap 13, 2); „I pokłon oddali Smokowi” (Ap 13, 4); „I pochwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan” (Ap 20, 2).
Człowiek średniowiecza i czasów późniejszych wierzył w istnienie smoków, a wszystko to, co współcześnie nazywa się bajecznymi smoczymi wydarzeniami, było kiedyś traktowane na równi z realnymi zdarzeniami. Świat smoków jest potężny, znacznie bardziej niż by się nam mogło wydawać. Wiara w istnienie smoków w Europie to dziedzictwo antyku i innych pogańskich światów kulturowych, ale też skutek chrześcijańskiego myślenia o sprawach ostatecznych, o pokonaniu szatana i o końcu świata. Chodzi o to, że według dawnych teologów dzieje świata kończy pokonanie smoka jako zła objawionego. Dziś może się to wydawać dziwne, ale św. Augustyn, jeden z największych kościelnych autorytetów, wyraźnie wskazał na smoka jako źródło pochodzenia zła, bo szatana utożsamiał ze smokiem.
Błędem jest robienie ze smoków tematu do zabawy, bo przez wiele stuleci uważano je za najgorsze, szatańskiego pochodzenia istoty. Dziś nikt nie wierzy w istnienie smoków, ale siła tego mitu jest olbrzymia i stale widoczna. Trudno wyliczyć, w ilu miejscach można się z tym motywem spotkać: od filmów, poprzez literaturę, bajki, po różne dzieła sztuki i reklamy, wszędzie natrafiamy na wizerunki smoka. Podobnie jest z naszym smokiem wawelskim.
Groźny potwór, uosobienie zła, w którego istnienie kiedyś wierzono, stał się tematem bajek i zaczął być kojarzony z różnymi miłymi produktami. Wawelska materia smocza, choć dziś to składnik świata bajek, przed wiekami należała do istotnych treści naszej historii, gdyż wiązano ją z początkami narodu polskiego i uważano za prawdziwe zdarzenie.
Dzieje narodu polskiego, jak kiedyś uważano, zaczęły się od różnych dziwnych historii, w tym o pokonaniu potwora wawelskiego. Jednym z wielu historycznych świadectw trwania przez wieki wiary w prawdziwość historii ze smokiem wawelskim i bohaterskim czynem Kraka jest kamienna tablica pamiątkowa ufundowana przez księcia Stanisława Jabłonowskiego (1799—1878) umieszczona na murze obronnym w pobliżu Smoczej Jamy. Tablica powstała w 1871 roku (obecna jest kopią, a oryginalna znajduje się w zbiorach Zamku Królewskiego na Wawelu). Posiada ciekawą inskrypcję, która wskazuje na pochodzenie wiadomości, a mianowicie na dokument z byłego archiwum kancelarii królewskiej — chodzi o metryki koronne:
KRAKUS XIĄŻE POLSKI / PANOWAŁ MIĘDZY 730 — 750 R. /(PETERS. METRYKI KORONNE, FASC. 2, PAG. 40) / W TYM MIEJSCU JEST JAMA / W KTÓREJ ZABIWSZY DZIKIEGO SMOKA /OSIADŁ NA WAWELU I FUNDOWAŁ MIASTO KRAKÓW/ WYSTAWIŁ TE TABLICE STANISŁAW KSIĄŻE PRUS JABŁONOWSKI / KAP: ARTY: WOJSK POLSKICH.
Owa tablica odgrywała ważną rolę, przypominała w czasach zaborów o szczególnym wydarzeniu z dziejów narodu polskiego, dziś traktowanym jako bajeczna historia, o chwalebnym czynie jakim było pokonanie smoka — uosobienia zła.
Mit pokonania smoka wawelskiego utrwalił się głęboko w tradycji kultury narodowej. Jednakże ów smok nie był jedynym potworem krakowskim, tak jak nie był on jedynym smokiem w bajecznych dziejach polskich.
W „Rocznikach czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego” napisanych przez wielkiego historyka, kanonika Jana Długosza, w XV wieku, mowa jest też o innej postaci potwornego pochodzenia. Czytamy tam o potworze, który żył w 1278 roku w pewnym jeziorze koło Krakowa: „W diecezji krakowskiej pewne jezioro rozciągające się na znacznej przestrzeni wzdłuż i wszerz miało złą sławę z powodu niepokojenia przez złe duchy wstrzymujące ludzi różnymi strachami i przeszkodami od łowienia ryb i użytkowania go. Kiedy więc w tym roku nadeszła surowsza niż zwykle zima, mieszkający w bliskim sąsiedztwie ludzie, pragnąc spróbować połowu w wymienionym jeziorze, wyjeżdżają na nie z pięcioma krzyżami, relikwiami świętych i chorągwiami. I gdy za pierwszym razem po zapuszczeniu sieci z wielkim wysiłkiem i trudem wyciągają jakby obciążony niewód, chwytają jedynie trzy małe rybki. Kiedy przy drugim zanurzeniu sieć kręciła się dokoła, na próżno się trudzili. Przy trzecim zaś zapuszczeniu sieci, które wyciągających kosztowało najwięcej trudu, okazało się, że schwytano i wyciągnięto strasznego potwora, którego oczy były czerwone, ogniste i płonące żarem, a kark kończył się kozią głową. Wszystkich zebranych ogarnęło na jego widok takie przerażenie, że zostawili krzyże i chorągwie i bladzi, i drżący rozbiegli się, gdzie popadło. U niektórych z nich wystąpiły chorobliwe wrzody. A potwór, napędziwszy ludziom strachu, skoczył do wody pod lód i jakby na skrzydłach latając i miotając się po całej przestrzeni jeziora, wywoływał straszliwy szum i łoskot”.
Historia pojawienia się tego rzekomego potwora musiała być głośna w wiekach średnich w Krakowie, skoro wiele lat później o tym zdarzeniu wspominał Jan Długosz. Być może miał on do czynienia z jakimiś bliżej mam nieznanymi dokumentami i relacjami na ten temat. Trudno jest w tym przypadku posądzać Jana Długosza wyłącznie o fantazję, ale też nie należy tej relacji traktować dosłownie, siłą rzeczy w dawnych czasach zacierała się granica między obiektywnym spojrzeniem na świat a jego fantazyjną i religijną interpretacją.
O kościach smoka na Wawelu
Pokonanie smoka to czyn wielce chwalebny, bohaterski, rycerski i ważny dla potomnych. Zabiciu smoka towarzyszyły uroczystości, na przykład zakładanie miast, fundowanie świątyń oraz wystawianie tam smoczego trofeum. O tym dowiadujemy się z mitologicznych historii, z przeróżnych kronik i żywotów walecznych rycerzy smokobójców oraz z niektórych dziejów świętych Pańskich, bo wielu z nich walczyło z tymi istotami.
Ze smokiem wawelskim związany jest też motyw triumfu, a przypominają o tym wiszące na ścianie katedry wawelskiej w Krakowie, tuż przy wejściu, olbrzymie kości. Kiedyś uważano je za autentyczne szczątki smoka wawelskiego. Nikt nie sprzeciwiał się temu, że wiszą one w tak zaszczytnym miejscu, a znajdują się tam od wielu stuleci.
Ich wielowiekową obecność na ścianie katedry potwierdza list, który napisał w 1583 roku krakowski uczony i podróżnik Marcin Fox do wielce uczonego Ulissesa Aldrovandiego — światowej sławy znawcy smoków: „Widzimy inne o wiele większe, wśród nich te, które wiszą w świątyniach zamku krakowskiego na łańcuchach”.
Kilkadziesiąt lat temu naukowcy przebadali te kości i bez wątpliwości uznano je za pozostałości po prehistorycznym wielorybie, nosorożcu i mamucie. W tradycji historycznej uchodziły one też za szczątki gigantycznych zwierząt, a do takich przecież należały smoki!
Przyrodnik i jezuita Gabriel Rzączyński w dziele „Auctuarium Historiae Naturalis Curiosae Regni Poloniae”, wydanym w 1745 roku, pisał o tych kościach jako o pozostałościach po gigantach, czyli wielkich zwierzętach przedpotopowych. Zadziwiający jest fakt, że umieszczono je w tak zaszczytnym miejscu jak biskupi i królewski dom modlitwy i nabożeństw, a takim była przecież katedra wawelska.
Być może mamy tu do czynienia z ideą miejsca trofealnego, ze znakiem i przedmiotem upamiętniającym zwycięstwo nad smokiem. Jest to współistnienie dwóch równoległych wartości: świątyni — jako miejsca, w którym mocą sakramentu pokonuje się zło oraz kości — uważanych za szczątki smoka, którego w religii utożsamia się ze złem, ale pokonanym. Nie jest to przypadek, że przed stuleciami powieszono te kości w tak zaszczytnym miejscu. Stały się one na mocy swojej historii jakby relikwiami — pamiątkami zwycięstwa nad smokiem, potworem lub czymś jeszcze gorszym, ucieleśniającym wszelkie zło, bowiem smok wawelski czynił przecież zło.
Rzekome smocze kości zawieszono w pobliżu dwóch średniowiecznych rzeźb, a mianowicie koło płaskorzeźby przedstawiającej niebiańskiego pogromcę smoka św. Michała Archanioła oraz w pobliżu rzeźby św. Małgorzaty — równie ważnej postaci ze świata smoczych pogromów. To swoiste signum temporis: katedra wawelska — symbol władzy Chrystusowej, wyrosła na wzgórzu, pod którym mieszkała zła i zapewne szatańska istota. Wzgórze wawelskie, związane z panowaniem władców polskich, to teren, na którym jako pierwsze świątynie wzniesiono dwa kościoły poświęcone bożym pogromcom smoków, czyli św. Jerzemu i św. Michałowi Archaniołowi.
W zamierzchłych czasach nad miejscem rzekomego smoczego mieszkania stała romańska świątynia, najprawdopodobniej pod wezwaniem rycerza smokobójcy św. Jerzego. O tej świątyni m.in. pisał w XVII wieku uczony ksiądz krakowski Piotr Hiacynth Pruszcz: „Także w Zamku ten kościół iest zaraz po przyjęciu Wiary Swiętey zbudowany”. Kilka wieków wcześniej, bo w XV stuleciu, wymienił te kościoły Hartmann Schedel w swojej słynnej „Weltchronik”.
Krak, jako nieochrzczony władca, uważany kiedyś za postać historyczną, pokonał smoka, czyli zło. W ten sposób przygotował teren do zasiania chrześcijańskiej wiary, bo wszelkiego rodzaju pokonywanie zła jest boskim czynem. Historia ze smokiem wawelskim związana z miejscem władzy królewskiej, z ideą władcy pokonującego zło, została celowo podkreślona przez polskich kronikarzy.
Kultura chrześcijańska szukała w różnych postaciach historycznych lub mitycznych protoplastów dla podkreślenia własnych wartości: w Sokratesie widziano bożego męża, w Platonie i Arystotelesie bliskich Bogu mędrców, a w Aleksandrze Macedońskim z woli Boga doskonałego władcę. Do tego schematu pasował nasz pogański Krak i jego smocze czyny.