E-book
1.47
drukowana A5
31.2
drukowana A5
Kolorowa
57.78
Słowa ciszy — zen w więzieniu TOM 3

Bezpłatny fragment - Słowa ciszy — zen w więzieniu TOM 3

Zbiór listów oraz wypowiedzi więźniów i wolontariuszy w ramach pracy Stowarzyszenia "Przebudzeni"

Objętość:
177 str.
ISBN:
978-83-8221-776-6
E-book
za 1.47
drukowana A5
za 31.2
drukowana A5
Kolorowa
za 57.78
Ku Pamięci Piotra Rybickiego.

Zbiór listów oraz wypowiedzi więźniów i wolontariuszy w ramach pracy stowarzyszenia „Przebudzeni” (zen w więzieniu). Część imion oraz miejsc użytych w książce została zmieniona w celu zachowania anonimowości nadawców. Specjalne podziękowania chcielibyśmy przekazać darczyńcom, którzy przekazali środki na wydanie pierwszego nakładu: Marcie Kownackiej, Ewie Szeptyckiej, Beacie Łazarz, Arturowi Głogowskiemu, Beacie Teresiak, Annie Wiśniewski, Dariuszowi Piotrowi, Paulinie Pudło, Małgorzacie, Maciejowi Miliszkiewicz, Adamowi Wojtkiewicz, Lorenie Montenegro Bakalarz oraz innym anonimowym osobom; bez waszej pomocy ta książka nigdy nie mogłaby zaistnieć. Dziękujemy!

To wydanie książki zostało opublikowane w możliwie najniższej cenie, która pokrywa druk oraz koszt związany z dystrybucją. Autorzy książki nie otrzymują żadnego zysku z tej publikacji. Będziemy wdzięczni za dowolną darowiznę.

Stowarzyszenie „Przebudzeni” ul. Jelenia 38/29, 54—242 Wrocław tel. +48 886655229 Nr konta: 44 2490 0005 0000 4530 6011 8823 Tytuł: Darowizna na cele statutowe http://przebudzeni.org

O Stowarzyszeniu „Przebudzeni”

Jesteśmy organizacją pożytku publicznego, która poprzez medytację zen wspiera osoby poszukujące równowagi wewnętrznej. Stosujemy medytację jako narzędzie resocjalizacji i samorozwoju. Działamy na rzecz osób przebywających w zakładach karnych oraz wszystkich, którzy dążą do wewnętrznej harmonii, wyciszenia i podniesienia efektywności swojego umysłu.

Pracujemy z ludźmi z różnych środowisk społecznych i zawodowych. W miarę możliwości angażujemy się w wymierne formy pomocy służące lepszemu funkcjonowaniu i zrozumieniu społeczeństwa (“Wsparcie na starcie”).

Podstawą naszych działań jest silny przekaz etyczny i wartości wywodzące się z buddyzmu, które w swej uniwersalności są bliskie każdemu, bez względu na pochodzenie, wiarę, płeć i przekonania.

Podstawową działalnością, która dała początek Stowarzyszeniu Przebudzeni, jest niesienie pomocy i wsparcia osobom osadzonym w zakładach karnych. Nasi podopieczni odbywają karę za złamanie prawa, jednak czas spędzony w więzieniu jest dla nich ogromną szansą na dokonanie transformacji, zmianę postawy życiowej i wartości, którymi się dotychczas kierowali. Wielu osadzonych pragnie takiej zmiany, lecz potrzebuje mądrego przewodnictwa. Naszym celem jest pomóc im wykorzystać ten czas jak najlepiej, aby przebudzili się i po wyjściu na wolność mogli zacząć nowe, lepsze życie.

Nasze cele:

— Kształtowanie prospołecznych postaw wśród skazanych;

— Inicjowanie i wspieranie kontaktu z dorobkiem kultury w zakładach karnych, wspieranie działalności twórczej skazanych;

— Wspieranie edukacji publicznej skazanych i zapewnienie im podręczników oraz innych materiałów edukacyjnych;

— Organizowanie edukacji prawnej;

— Zapobieganie powrotowi do środowiska przestępczego skazanych.

Medytacja w więzieniach

Współpracujemy z zakładami karnymi na Dolnym Śląsku, gdzie prowadzimy spotkania medytacyjne dla osób odbywających karę. Spotkania mają charakter grupowy oraz indywidualny, prowadzone są przez członków Stowarzyszenia. W każdej jednostce, w której działamy, znajduje się kilkoro osadzonych praktykują medytację zen. Efekty spotkań oraz osobistej praktyki więźniów doceniane są przez zakłady karne, których pracownicy dostrzegają zmiany zachodzące w postawie osób praktykujących — spadek agresji, zwiększenie samokontroli oraz wyciszenie się.

Kontakt listowny

Wielu naszych podopiecznych to osoby, które nie mają rodziny lub z różnych przyczyn nie utrzymują kontaktu z bliskimi. Dla tych osób bardzo ważnym aspektem utrzymania kontaktu ze światem „zza muru” jest możliwość korespondencji, którą im oferujemy. Dzięki temu osoby osadzone mogą zbudować relację z kimś z zewnątrz i uczą się ją pielęgnować. Listowna wymiana myśli ma bardzo pozytywny wpływ na proces resocjalizacji, pomaga w budowaniu umiejętności wyrażania swoich myśli i poglądów, dzielenia się ważnymi sprawami oraz wpływa dodatnio na rozwój osobisty, zarówno intelektualnie jak i emocjonalnie.

Dary, które rozwijają

Za równie ważny element wsparcia dla osób odbywających karę, uważamy literaturę. Zbieramy książki o tematyce ogólnej i buddyjskiej, magazyny i prasę oraz płyty z muzyką i filmami. Materiały te przesyłamy naszym podopiecznym, by pobudzić ich w kreatywnym i rozwijającym spędzaniu czasu, którego mają nadto. Dbamy by merytoryczna jakość oraz wartości przekazywane w udostępnianych przez nas materiałach wspierały proces resocjalizacji i samorozwoju osób osadzonych.

Wsparcie w organizacji życia na wolności

Po odbyciu kary większość osób odzyskujących wolność musi zmierzyć się z koniecznością zbudowania swojego życia od nowa. W wymiarze emocjonalnym są to najczęściej: potrzeba wyjścia z kręgu wykluczenia społecznego, odzyskania zaufania najbliższych, poczucia własnej wartości oraz utrzymania wiary we własne siły i kręgosłup moralny. W wymiarze materialnym osoby te mierzą się z realiami życia codziennego — zapewnienia sobie mieszkania oraz pracy i środków do życia, co często po wielu latach spędzonych w więzieniu jest bardzo trudne.

Pragniemy aby osoby, które odbyły karę, mogły stanąć na własne nogi. W miarę możliwości pomagamy w znalezieniu mieszkania i pracy oraz zapewniamy drobne wsparcie materialne w postaci darów. Kontynuujemy również spotkania medytacyjne, które odbywają się już na wolności i dajemy przewodnictwo w osobistej praktyce każdemu z naszych podopiecznych.

Czego potrzebują więźniowie?

Mając na uwadze powyższe potrzeby osób osadzonych oraz wychodzących na wolność, zbieramy dla nich artykuły i produkty, do których należą m.in.:

— Artykuły piśmiennicze: notesy, długopisy, znaczki pocztowe, koperty;

— Literatura i prasa o tematyce ogólnej, samorozwoju lub buddyjskiej oraz słowniki i literatura szkolna;

— Płyty CD i DVD z muzyką lub filmami;

— Karty telefoniczne;

— Odzież;

— Artykuły higieniczne;

— Produkty spożywcze.

Chcesz nam pomóc? Zostań wolontariuszem!

Wolontariuszem może zostać każdy, kto podziela misję i wartości Stowarzyszenia Przebudzeni. Jako wolontariusz możesz działać na kilka sposobów:

— Prowadząc korespondencję listowną z więźniami w duchu uniwersalnych wartości, które buddyści nazywają Dharmą;

— Pomagając osobom, które po dobyciu kary opuszczają zakład karny w organizacji nowego życia;

— Pomagając w zbieraniu i dostarczaniu do zakładów karnych paczek z artykułami przeznaczonymi dla więźniów.

Masz inny pomysł? Przedstaw go nam, a być może wspólnie zrobimy coś dobrego dla innych!

Grzegorz Grejdus, „Po trzęsieniu ziemi w Nepalu”

Wsparcie — Dana Paramita

Działalność pożytku publicznego jaką prowadzimy opiera na pracy charytatywnej i darowiznach. Tylko dzięki wam to może trwać dalej. Jeśli popierasz działania Stowarzyszenia „Przebudzeni” i chciałbyś nas wesprzeć możesz przekazać darowiznę na poniższe konto.

Datki proszę wpłacać na konto:

Stowarzyszenie „Przebudzeni”

ul. Jelenia 38/29, 54—242 Wrocław

tel. +48 886 655 229

KRS 0000332605

Nr konta: 44 2490 0005 0000 4530 6011 8823

Tytuł: Darowizna na cele statutowe

Regon: 021023105 NIP: 8942978342

http://przebudzeni.org

Słowo od praktykujących — listy więźniów

Od 2004 roku w buddyjskie spotkania zaangażowało się kilkadziesiąt osób. Jednakże praca w warunkach zakładu zamkniętego niesie ze sobą pewne utrudnienia: wśród uczestników panuje duża rotacja, głównie dlatego, że wielu z nich wychodzi na wolność, a niektórzy są przenoszeni do innych więzień. Więźniowie muszą też odnajdywać dla siebie „nową przestrzeń” pomiędzy murami w celu dalszego praktykowania, co częstokroć nie jest dla nich łatwe, zważywszy na ich dotychczasowe doświadczenia…

Część z więźniów, mimo tych różnych utrudnień, wynikających z ich obecnej sytuacji, postanowiła jednak nie przerywać praktyki. Poprosiliśmy ich o kilka refleksji na temat swojego obecnego życia

Dzięki umieszczeniu tych wypowiedzi na naszej stronie, stwarzamy możliwość zobaczenia siebie samych poprzez swoje własne reakcje na listy więźniów, poprzez oceny i sądy, których tu użyją, jak również poprzez swoje własne wyobrażenia „jak rzeczy powinny wyglądać”. Być może okaże się, że zapoznanie się z wypowiedziami więźniów będzie dla wielu osób ważnym doświadczeniem.

Ten rozdział stanowi kontynuację rozdziału z tomu 2 o tym samym tytule. Przedstawiamy tutaj listy z lat kolejnych.

Listy z 2017 r.

Próba opisu pustki

Witam Panią, Pani Magdo!

Zacznę może od tego, co zrozumiałem podczas jednej ze swych medytacji, gdy zbliżyłem się do źródła, które wyglądało jak słońce

Może jest to sprzeczne z tym, że podczas medytacji wszystko co się pojawia, nie jest istotne, a sensem jest osiągnięcie stanu pustki, to jednak nie mogłem przejść obok tego obojętnie, bo było to zbyt silne i pozytywne doznanie. Po nim to pojawiła się właśnie pustka wobec tego słońca, do którego dotarłem przez kilka poziomów nie wiem czego, przywitało mnie z ogromną wdzięcznością, że byłem tak wytrwały, aby doń dotrzeć, nie oglądając się na nic innego po drodze. Moja wdzięczność za to przyjęcie została również przeze mnie słońcu wyrażona. Po tym przywitaniu (spotkaniu) poczułem ulgę i spokój, a światło tegoż słońca wypełniło mnie całkowicie tak, jakbym stał się jednym z tym słońcem. Niczego mi nie brakowało i niczego nie było mi trzeba. Mój umysł (moje widzenie) przeskoczyło na inny pułap, jak gdybym wiedział wszystko i był w stanie pojąć to, co jest do pojęcia. Nie czułem lęku i czułem się, jak gdyby wszechobecnie wypełniając przestrzeń z prędkością światła. Towarzyszyło mi uczucie godności. W pewnej chwili utknąłem, zawisłem nad słońcem i otaczając go przestrzenią. Doznałem wówczas swego rodzaju dwoistości, a przestrzeń zaczęła odciągać mnie od słońca, jak gdyby nakazując mi wracać skąd przybyłem. Wówczas zrozumiałem, że od słońca odciąga mnie to, co przyziemne i w czym wyrosłem i z czego się wywodzę. To też było bardzo silne i negatywne oraz puste. Wolałem być przy słońcu, ale przestrzeń zholowała mnie z powrotem, bo z racji tego, że byłem jej tworem, musiałem spełniać jej potrzeby, które były puste i nijakie, co też uzmysłowiło mi, że muszę się uwolnić od przestrzeni, od tego, czego ona ode mnie wymaga, wpędzając mnie w nieustanne uwikłanie, co też powoduje uzależnienie i cierpienie. Słońce zaś było inne, było pełne, jasne, dobre i zrozumiałe, a ja byłem jego częścią. Słońce dawało mi radość, spokój, poczucie mądrości i godności i obdarzało mnie nieograniczoną energią, którą wykorzystywałem na eksplorację przestrzeni

Słońce było mi wdzięczne, a ja byłem wdzięczny słońcu, co rodziło pełnię. Świat, w którym obecnie żyję, jest wobec słońca pusty. Świat ten nie chce obdarzyć mnie tym, co słońce, a nawet wręcz przeciwnie, zabiera mi to, co mam od słońca i karmi mnie pustką przestrzeni. Nie czuję się częścią tego świata. To iluzoryczne, nietrwałe i ograniczone miejsce. To tylko moje fizyczne ciało warunkuje i trzyma mój byt w tym świecie, zaś moja energia uwięziona w fizycznym ciele, chciałaby powrócić do swego źródła, od którego została kiedyś odłączona

To doświadczenie zdaje się oddzielać mnie od mojego dotychczasowego, a przecież od życia nie ucieknę, póki się nie skończy naturalnie. Mógłbym wybrać koncepcję Wokulskiego, ale nie byłoby to naturalne. Wszak życie nie jest tylko cierpieniem, a są w nim również chwile, które przynoszą szczęście i radość. Dlaczego więc życie i w takich chwilach ma być złudne, ulotne i puste. Z powodu nietrwałości życia, deficytu wywołanego ciągłym pragnieniem wiecznego dobrostanu. Tak może być, ale to i tak nie może przekreślać życia, bo w takim razie straciłoby sens, byłoby puste i bezwartościowe i z chwilą narodzin najlepiej byłoby po prostu umrzeć.

Trzeba raczej brać życie takim, jakie jest, korzystać z niego „carpe diem” i wypełnić je „non omnis moriar” — czerpać z życia pozytywną energię i dawać życiu pozytywną energię, co będzie rodzić pełnię tak jak w przypadku słońca, bo życie to słońce a tylko forma życia jest pustką, przejawem (środkiem), którym zmierza się do — no właśnie do czego, do jakiego celu?


Ps. Dziękuję bardzo za kalendarze. Jeden dałem swemu ojcu.

Darek

Przesyłam pozdrowienia i życzenia z okazji „Dnia Kobiet” dla Pani i wszystkich Kobiet

Witam Pani Magdo.

Przesyłam pozdrowienia i życzenia z okazji „Dnia Kobiet” dla Pani i wszystkich Kobiet, które gdzieś tam w zasięgu zainteresowań, czy Pani osoby się znajdują. Życzę więc chyba tylko tego, co powinno się życzyć kobietom na tym świecie, aby zawsze były doceniane, zauważane, kochane, jeśli nawet nie w pełni rozumiane, to chociaż akceptowane. Żeby każda z Pań zawsze mogła liczyć, zwłaszcza w tym dniu, na kogoś, kto zechce się uśmiechnąć się, przytulić i podziękować za samo to, że jesteście, bo jakby nie patrzeć to dzięki kobietom ten świat jest piękniejszy i milszy. Życzę miłości, dobra, aby każda z Pań nie tylko umiała, ale po prostu chciała, czy była piękna taką, jaką jest. Bez porównań, zestawień, odnajdując swoje indywidualne piękno — siebie, bez obawy, czy kompleksów, bo dla prawdziwych, dojrzałych facetów, jakieś niedoskonałości u kobiety mogą być tylko tym, co dodaje im uroku, charakteru, czegoś wyjątkowego. A choć gusta są różne, to każda kobieta jest piękna, jeśli nawet w to wątpi, bo zawsze będzie ktoś, kto to dostrzeże.

A tak to jeszcze zgodnie z obietnicą przesyłam kolejne wiersze. Nie wiem, co kto będzie umiał z tego zyskać dla siebie. Czasami trzeba po prostu pozwolić sobie na chwilę „dziwnych zjawisk”, aby uruchomić jakieś uśpione części umysłu, a tym samym może, ku własnemu zdumieniu, spojrzeć na jakiś własny problem w innym stylu. Czy może nawet, dzięki uruchomionej energii w mózgu, wręcz wpaść na jakiś pomysł, czy sposób na poprawę swego życia, czy inny genialny plan, projekt. Dziękuję za zaangażowanie się Pani w te (jak to ująć?) — propagowanie tych moich tworów emocjonalnych. Nawet jeśli to nic szczególnego dziś, to może kiedyś, ktoś doceni i będzie mógł na tym coś zyskać. Dla mnie to sporo — móc pisać, zwłaszcza, gdy wiem, że ktoś zechce to czytać. Czasami to pokazuje nas samych, pozwala dostrzec i zmusić do refleksji, bo są te chwile, gdy świat wydaje nam się zwariowany albo my jesteśmy, jak wariaci dla świata. Tym wierszem zakończę ten list — dziękuję.

Jak już wiecie zwariowałem, a może wariatem byłem i to nowość żadna.

Ta myśl nieskładna, na to nie ma rady. Brak szuflady czy piątej klepki.

W każdym bądź razie, tak mam. Inność rozumienia, teatr osobliwości, alternatywna sztuka, karykatura zjawisk. W prostocie serca tak odległej temu zawiłemu światu, pełnego mędrców a może wariatów.

W każdym razie, tak mam. Czuję się osobliwie na tym świecie — jak statysta w kinie absurdu.

Tutaj słusznie (chyba?), gdy dodam jeszcze fragment z wiersza Czesława Miłosza „Ars Poetica?”

(…)


Trudno pojąć skąd bierze się ta duma poetów, jeżeli wstyd im nieraz, że widać ich słabości.


(…)


Był czas, kiedy czytano tylko mądre książki pomagające znosić ból oraz nieszczęście. To jednak nie to samo, co zaglądać w tysiąc dzieł pochodzących z psychiatrycznej kliniki.


(…)


Bo dom nasz jest otwarty, we drzwiach nie ma klucza, a niewidzialni goście wchodzą i wychodzą.


(…)


I tylko z nadzieją, że dobre, nie złe duchy, mają w nas instrument.

Kłaniam się i do usłyszenia.

Krystian

Żeby praktykować buddyzm trzeba mieć dobrego nauczyciela

Dzień Dobry Pani Magdo.

Żeby praktykować buddyzm trzeba mieć dobrego nauczyciela. Chcę tutaj przytoczyć pewien przykład uważności, Pani uważności. Moją uwagę przykuła pewna sytuacja, jak byłem w Wołowie i mieliśmy spotkanie na III c w starej świetlicy, było to w 2011 roku, a pamiętam jakby było to wczoraj. Przed naszym przyjściem na świetlicę ktoś przyniósł kilka doniczek kwiatów, były one w połowie uschłe. Pani od razu opieliła te kwiaty (usunęła suche łodygi) i je podlała. Trwało to kilka chwil, ja obserwowałem tę całą sytuację i dało mi to do myślenia, dlaczego tego nikt wcześniej nie zauważył? Kto tak zaniedbał te kwiaty?

Od Pani nauczyłem się uważności i udzielania pomocy roślinom czy też bezradnym zwierzętom, które nie umieją mówić i prosić o pomoc.

Gassho.

Grzesiek

autor: Grzegorz Grejdus

List od p. Marka

Witam serdecznie Państwa!

Na wstępie mego listu gorąco pozdrawiam. Dziękuję Panie Łukaszu za list.

Panie Łukaszu oczywiście, że akceptuję karę, którą otrzymałem za popełnione błędy w swoim życiu i za które teraz bardzo żałuję.

Popełniając swoje złe uczynki nie przemyślałem tego, że drobnostkami, które ukradłem, krzywdzę osoby, które tak ciężko musiały pracować — być może listy do osób pokrzywdzonych, które wysłałem z przeprosinami to zbyt mało i na pewno mało, gdyż widząc, jak wiele się traci, a ja naprawdę straciłem wiele, bo nie tylko wolność, ale również Rodzinę, największy skarb jaki można stracić i musiałem z tym się pogodzić. Ale za własne błędy trzeba ponosić konsekwencje i choć jest mi źle z tym, ale akceptuję to w pełni i nie mogę mieć o to do nikogo pretensji jak tylko do siebie, bo jak bym przemyślał swoje zachowanie i nie popełnił tych złych czynów, być może nie spotkało mnie aż tyle przykrych i smutnych sytuacji jak utrata bliskich mi osób. Ale no cóż może po ukończeniu kary pozwolą mi te osoby, naprawić ten długi czas rozstania, lecz nie wiem, jak to będzie tak naprawdę, bo chyba nikt tego nie wie.

Separacja od Rodziny jest największym bólem, jaki mnie spotkał i nie winię ich za to, winię tylko siebie i w obecnej chwili muszę z tym żyć. Bo to najlepsza oraz najważniejsza teraz dla mnie motywacja, by poprawić swoje postępowanie w dalszym życiu, aby po opuszczeniu Zakładu Karnego skupić się na Rodzinie i naprawić to, co się utraciło jak i również nie popełnić już więcej złych uczynków i skupić się na dobrym dawaniu przykładu swym Pociechom — bo one są najważniejsze.

Panie Łukaszu, jeżeli podlegam pod „DUKHA”, to czy jako istota podlegająca „DUKHA” do Końca życia będę cierpiał, czy nawet dla osoby cierpiącej przyjdzie odpuszczenie przez „DUKHĘ”, cierpienie, które posiadam. Jak to jest? Panie Łukaszu, jeśli mogę prosić, jeśli to nie problem o przesłanie mi zeszytu w kratkę, znaczków oraz kartek dla Dzieci, byłbym bardzo WDZIĘCZNY.

Z góry bardzo Dziękuję.

Marek

Komentarz


Bardzo trudno jest przyjąć cierpienie w znaczeniu buddyjskim (dukha), gdy Ci, których kochamy, odchodzą, jako stan przyrodzony człowiekowi, jako ciągły dyskomfort, brak satysfakcji. Zawsze będziemy posługiwać się utrwalonymi przekonaniami, że to nam zostało dane za karę

O zaufaniu

[…] chodzi też o zaufanie, które i tak jest nie za silne u mnie, a każde nadwyrężenie tego szybko mnie po prostu całkiem zniszczy. Zwłaszcza gdy jest coś ważnego i budowanego na dobrych uczuciach — trzeba uważać, by robić to na serio i starać się być w tym jak najuczciwszym. Nie każdy ma tego świadomość, że niszcząc zaufanie w drugich osobach (na których nam zależy, ale nie tylko), rujnujemy też własne zaufanie do otoczenia, ale też nie całkiem świadomie — zabijamy zaufanie innych do nas. Nawet tych, których zaufania nie chcielibyśmy nadwyrężać. Taki czynnik zwrotny — może karma, ale też trochę to działa w stylu: „Jak nas widzą, tak nas piszą”. A widzimy kogoś też w relacjach z innymi osobami; wtedy wiemy, czego możemy się spodziewać oraz jak ktoś może mnie w tej czy innej sytuacji potraktować.

Często pojęcie tego może wyzwolić w nas samych wolę pracy nas sobą i lepsze traktowanie różnych osób. To jak nas widzą (to jest jeszcze poza rozumowaniem) polega na podświadomym rejestrowaniu pewnych zachowań, a te sięgają dużo dalej. Chociaż można zrozumieć ten mechanizm, jeśli nie ma się uprzedzeń. […]

[…] Przyszła mi taka ciekawostka do głowy, że żyjąc na świecie pełnym wzgardy, krytyki, spychologii, marginalizacji, narażeni jesteśmy na ciągłe takie ataki — impulsy negatywnych emocji, słów, opinii.. Budując w kimś jego pewność siebie poprzez komplementy, przyjazne słowa, miłość, szacunek uodparniamy właśnie na takie czynniki negatywne z zewnątrz czy też właśnie jakieś słabości, wątpliwości.

Chyba im większa miłość, tym prawdziwsze i silniejsze zapewnianie o czyjejś wartości, a to z kolei tworzy lepszą tarczę obronną, jaką tworzymy dla tej osoby. Czasami same dobre myśli o kimś są też trochę jak parasol przed pociskami różnych niegodziwości. […] […] ta mroczna siła (złość) atakująca mnie, atakować też mogła osoby postronne, chociaż do mnie samego całkowicie jakby nie miała dostępu — do tej głębi jestestwa. Mogłem to czuć w psychice, ciele, ale nie, gdzieś cząstka mnie była jakby bezpieczna. Dlatego zaczynając medytację buddyjską uderzało to też w innych, którzy chcieli mi w tym pomóc. […] Dla jednych to nic wielkiego, dla innych nic wspólnego, ale dla mnie te pole walki widoczne, chociaż sam już tylko się starałem z tego (złości) wycofać… Medytacje dały mi inny rodzaj broni, zrozumienia, ale też niosły za sobą inny rodzaj „problemów”, a raczej wyzwań. Zmagania przenosiły się często na rzeczywistość, jak w medytacji — skupienie na ciele, psychice, rzeczywistości — zrozumieniu siebie i dopiero dalej. […]

Krystian

Przemijanie

Przemijanie


Gdy byłem dzieckiem, zachowywałem się jak dziecko. Gdy byłem nastolatkiem, wydawało mi się, że coś wiem. Gdy miałem 18 lat, wiedziałem, że coś wiem. Mając 22 lata, wydawało mi się, że już wiem. W wieku 32 lat wiedziałem, że wiem. Obecnie mając lat 47, wiem, że niewiele wiem.


Przez większość swojego życia zastanawiałem się, czy posiadanie inteligencji to kara, czy nagroda. Po obserwacji stwierdziłem, że człowiek nieposiadający inteligencji, jest o wiele bardziej szczęśliwy. Ograniczenie jego spostrzegania i instynktowego zachowania, czynią go wolnym. Jak to ktoś powiedział, gdyby głupota miała skrzydła, to latalibyśmy, jak gołębie, czyż to nie jest piękne. Męczę się przez 47 lat i wszystko wskazuje, że tak już pozostanie do końca mojego życia. Nie wierzę w nic, więc cuda odpadają. Ale na przekór mojemu nieszczęśliwemu życiu niczego nie żałuję i jestem gotowy na kolejne lata poświęceń w imię wyższej mądrości.

Przemysław

Komentarz


Polecamy również tekst o podobnej tematyce, który znajduje się w rozdziale „Słowa”.

No i widzi Pani, właśnie w tej chwili wróciła do mnie rozmowa

Sierpień 2017


Dzień dobry Pani Madziu!

No i widzi Pani, właśnie w tej chwili wróciła do mnie rozmowa, którą przeprowadziliśmy wczoraj. Mówiła Pani, że ma chwilowo pesymistyczną wizję świata, tego dokąd ludzkość zmierza i w jakiej kondycji się aktualnie znajduje. Czyli krótko mówiąc — gdzie stoimy i dokąd idziemy? Z naszej krótkiej rozmowy wywnioskowałem, że żywi Pani poważną obawę o to, że wszystko zmierza ku gorszemu i raczej zapowiada się kolejny upadek cywilizacji, a nie jej rozwój. Muszę przyznać, że oglądając wiadomości, czytając gazety, obserwując wydarzenia rozgrywające się na świecie, optymizm serca nie rozsadza.

Interesy jednostek ważniejsze od dobra ogółu. Człowiek zapatrzony w siebie. Hejt — wszechogarniający. Dopalacze. Wojny. Wojny religijne. Rasizm. Ludzie zabijają ludzi. Rozłam UE.

Mógłbym tak wymieniać bez końca. Ale wie Pani co? Nie ma co się nakręcać. Wszystko będzie ok. Bo po drugiej stronie stoi cała armia ludzi takich jak Pani. I to właśnie tacy ludzie nie pozwolą temu światu umrzeć. To tacy ludzie zmieniają innych ludzi (np. mnie) i tacy ludzie zarażają dobrą energią. Pozytywne załatwienie sprawy z moimi okularami, dla mnie jest czymś więcej, jak tylko zaspokojeniem jednej z wielu potrzeb. To przede wszystkim spotkanie się z czyimś otwartym umysłem, spotkanie z bezinteresownością drugiego człowieka. Takie doświadczenia wpisują się w strukturę DNA i człowiek nie może być już taki sam.

Doświadczenie takiej bezinteresowności jest przede wszystkim informacją o tym, że można być lepszym człowiekiem, istnieją dobrzy ludzie i dlatego świat ma się dobrze, a będzie się miał jeszcze lepiej. To jest zaraźliwe!

Wierzę w dobrą energię tkwiącą w każdym człowieku. Ta energia jest w nas. U jednych jest aktywna — rozbudzona. U innych jest w stanie uśpienia. A jeszcze inni, być może nawet jej nie mają. Jednakże to, że czegoś nie mamy, nie oznacza, że nie możemy tego dostać. No a każdy sen kończy się przebudzeniem.

Dlatego jestem jak najbardziej spokojny, jeśli idzie o ludzkość jako taką. Jest coraz więcej świadomych ludzi gotowych dzielić się swoją dobrą energią. To jest jak wirus — to się rozprzestrzenia.

Kocham wszystkich ludzi!


Jego świątobliwość Dalai Lama XIV napisał w jednej ze swoich książek z serii „Sztuka szczęścia” taki tekst „Jeśli chcesz zmienić cały świat, zmień siebie”.

I to jest właśnie sedno, do którego zmierzam. Nie można zmienić całego świata. Wszystkich ludzi. Ale można zmienić siebie i łagodnie oddziaływać na świat, tym samym zmieniając go.

Serdecznie pozdrawiam,

Sławomir Piekarski

Po wyjściu z więzienia

Poproszono mnie, abym opisał swoje spostrzeżenia dotyczące osób wychodzących na wolność po pobycie w zakładzie karnym. Nie ulega wątpliwości, iż powrót do społeczeństwa niesie ze sobą wiele zagrożeń i jest o wiele trudniejszy niż pobyt w więzieniu. Następuje powrót do rzeczywistości, która ulega zmianie, zazwyczaj osoba taka po wyjściu spotyka się z niechęcią i podejrzliwością ze strony społeczeństwa, najczęściej nie ma zapewnionego mieszkania, środków materialnych na egzystencję oraz szans na zatrudnienie…

Można by takim eleganckim językiem bez końca opisywać, co można zrobić, czego nie można zrobić, aby skutecznie pomóc i efekt będzie taki, że powstanie jakiś tam kolejny artykuł, który tak naprawdę tylko ocenia, lecz niestety nie pokazuje żadnych sensownych rozwiązań.

Proponuję potowarzyszyć dwóm osobom, które opuszczają zakład karny, bez żadnych szczegółów kim są, ile mają lat, czy jak długo przebywali w więzieniu.


Osoba pierwsza:

ma na wyjście jeden komplet ubrań, 50 złotych, które przyznał mu wychowawca ds. penitencjarnych na rozmowie końcowej, w depozycie dowód osobisty oraz stary telefon nokia, którego wartość jest zabytkowa. Przez cały okres w więzieniu starał się o pracę, ale jakoś mu nie wyszło, wszyscy chcieli go wykorzystać, a on nie jest głupi i nie da się dymać. Dlatego nie udało mu się odłożyć żadnej kasy na wyjście, zresztą on nie będzie zasuwał jak te inne głupki za grosze. No, ale co tam, ma się znajomych, mamę na rencie, zawsze można wyjechać za granicę. Teraz trzeba się radować, za chwilę będę za murem, trzeba walnąć jakieś piwko, małą flaszeczkę, coś może zostanie na przegryzienie z tych 50 złotych, a potem się pomyśli. Ma być pod bramą koleżka, podobno mamy się wybrać na grilla na działkę, ma być jego kuzynka z koleżanką, oj będzie się działo…


Osoba druga:

ma kilka kompletów ubrań, musi sobie dokupić tylko parę drobiazgów, ale finansowo jest zabezpieczony, ponieważ przez większość pobytu w zakładzie pracował odpłatnie, co pozwoliło mu uskładać sumę paru tysięcy złotych na wyjście, na opłacenie wynajęcia mieszkania, zakup żywności i wszystkich innych niezbędnych potrzeb. Pod zakładem karnym czekają znajomi z samochodem, do którego może zapakować swoje dwie torby i pojechać do wynajętego już wcześniej mieszkania. Musi się trochę spieszyć, aby zdążyć na miting AA, na który uczęszczał, będąc w więzieniu i gdzie dzisiaj czekają na niego znajomi i przyjaciele. Tyle spraw do załatwienia, a od jutra rozpoczyna pracę…


Jakie wnioski? Przygotowanie się do wyjścia na wolność rozpoczyna się od momentu zatrzymania, nawet najlepszy system oddziaływania zawodzi, jeżeli ktoś nie chce w nim uczestniczyć. Oczywiście nasz system resocjalizacyjny nie jest najwyższych lotów, ale nie jest też najgorszy, można z niego wiele uzyskać, trzeba tylko chcieć. Jeżeli ktoś uważa, że nie musi pracować nad sobą, że nie musi korzystać z możliwości, jakie są do ugrania w zakładzie karnym, że da sobie radę, że jakoś to będzie…

Obie opisane powyżej osoby są autentyczne, opis ich zachowań nie jest w żaden sposób przejaskrawiony, obie tworzą przyczyny przyszłych skutków…

Janusz Bazan

Na pierwszy rzut oka wszystko wydało się proste

Na pierwszy rzut oka wszystko wydało się proste, ale ego coraz bardziej daje mi się we znaki. Na początku doszedłem do wniosku, że ja to w sumie już jestem oświecony i nic już nie muszę robić. Wystarczy mi wiedza. Ciężej tę wiedzę wprowadzić w życie. Mogę po prostu zapytać siebie, po co mi to wszystko, jak mogę po prostu pożyć i umrzeć porywany z lewa na prawo przez zaspokajanie niekończących się zachcianek. Gonitwa za kiełbasą na kiju. To wszystko mnie nie zadowala. Tak zmarnowałem sobie życie, to po co mam to robić dalej, to ciągłe odgrywanie ról. Doszedłem do tego, że jest ich pełno w moim życiu i wydaje mi się, że żadna do mnie nie pasuje. Czy jest coś poza tym, coś co ma sens dla mnie. Nagromadziłem tyle negatywnej karmy, że w wieku 19 lat byłem już skończony w każdym aspekcie życia. Ale to co kiedyś było, dzisiaj nie istnieje i jeśliby porównywać mnie teraz a sprzed 6 lat to 2 różne osoby. Oczywiście znaczącym czynnikiem był zakład karny, lecz dopiero dzięki odkryciu filozofii buddyjskiej dowiedziałem się, że to ja w pełni decyduję i odpowiadam za swoje życie. No i skończyło się zrzucanie wszystkiego na los czy przypadek. Pytanie za jakie grzechy? Dlaczego ja? Nie ma już tych pytań w moim słowniku. Kontrola samego siebie. Wziąłem odpowiedzialność na siebie za wszystko co zrobiłem, nie zrobiłem i co mogłem zrobić i czuję się z tym lepiej. Jakbym miał ciągle szukać przyczyny, która jak się okazało jest bardzo blisko, bo jest we mnie… Jakim szokiem się okazało, że mogę podejść do sprawy tak jak ona jest po prostu. Bez oceniania jej na kategorię lubię/nie lubię. Oczywiście często się łapię na osądzaniu po stereotypach, poglądach, wyglądzie. Po prostu teraz mi się wydaje, że to rzeczy nieprawdziwe, nadane funkcje, nazwy, role, przez które powstają spory, nienawiść, a w końcu wojny i morderstwa. Patrząc na inną osobę nie przychodzi mi na myśl, że to po prostu tylko i wyłącznie inny człowiek, nie w pierwszej kolejności. Uruchamia się moje ego i przypina łatki: o to Murzyn czy Żyd, dlaczego taki gruby, ale ma brzydkie spodnie i wąsa jak Hitler. Uruchamia się rzesza osądów, nie wiadomo po co. Ciężko mi się z tym walczy. Czasami się czuję, jakbym rąbał skałę ptasim piórem. Zwykła egzystencja to chyba nie jest to, do czego zostałem stworzony. Pytanie do czego w ogóle?! Zostałem stworzony. Tak poza tematem, to nie mogę się tak rozkręcać, bo nie wiem czy poza nami, ktoś tego nie czyta. Wysyłam w systemie urzędowym, co nie powinno być czytane, obecnie wszystko co tutaj mówię, piszę lub robię może być prędzej czy później wykorzystane przeciwko mnie. A paradoks polega na tym, że nie potrafię przelać na mowę tego, co przelewam na papier. Czuję się jak niemowa. Czasami, jak coś muszę załatwić, doskonale wiem jak to zrobić, powiedzieć, lecz na tym koniec. Mam pewne marzenia, jak pewnie każdy człowiek. Dzięki tym paru książkom, które przeczytałem, chciałbym być szczęśliwy, że po prostu mogę żyć, że też mógłbym pomagać innym, znać ludzi, od których mógłbym się czegoś nauczyć. Wiem, że aby zbudować dobrą rzeczywistość, muszę skupić się na jak najlepszym przeżyciu i ulepszeniu dnia dzisiejszego. Nie chciałbym stracić tego poglądu w zderzeniu z brutalną rzeczywistością. Nie chciałbym kiedyś umrzeć z myślą, że nareszcie kończy się ta męka i po co mi to wszystko w ogóle było.

Ostatnio zauważyłem, że zmieniły się moje reakcje w stosunku do owadów, pająków itp. Naturalną reakcją zawsze było zgniatanie, zabicie bez chwili zastanowienia. Obecnie uważam, w co wchodzę, daję spokojnie żyć, bo jakbym się czuł w sytuacji odwrotnej. Może to głupie, ale zawsze to krok do przodu dla kogoś kto zabił człowieka.

Cieszę się, że mimo wszystko są jeszcze ludzie, którzy potrafią wesprzeć. Też nie jestem pierwszy ani nie ostatni, który walczy ze sobą, który nie ma lekko.

Pozdrawiam

Wojciech

Czy medytacja obniża poziom stresu?

Witam Pani Magdaleno

Odnośnie pytania jakie zadała mi Pani — „Czym dla mnie jest medytacja”? ; zastanawiałem się długo, jak mam się odnieść do tego pytania — czy z punktu widzenia osoby żyjącej na „zewnątrz” — na wolności czy przez pryzmat życia w zakładzie karnym, wybrałem to drugie.

Życie w zakładzie określone jest przez pewne standardy, regulaminy oraz normy wprowadzone przez więźniów, gdzie panuje przemoc fizyczna i psychiczna, gdzie w większości przebywa towarzystwo pato i stresogenne, poszukujące zaczepek, konfliktów, prowokacji, gdzie życie codzienne nie jest proste. Takie zachowania prowadzą również do wzmożonej agresji, depresji i wzajemnej nienawiści. Dlatego medytacja jest jedynym ratunkiem, możliwością czasowego odizolowania się od rzeczywistości, prowadzi to do przemiany nas samych oraz sytuacji w jakiej przyszło nam żyć.

Nie jest proste uzyskanie chwili spokoju dla siebie i ciszy przebywając na kilkuosobowej celi, dlatego życie w odosobnieniu będzie możliwe, gdy będziemy uważni, gdy będziemy zwracać uwagę, co robimy i z kim, i o czym rozmawiamy. Dopiero uważność uczy nas pielęgnować, chronić i doceniać wszystkie rzeczy, a dbałość o chwilę obecną jest dbałością o przyszłość.

Moralna i medytacyjna praktyka wydobywa z nas to, czym już jesteśmy. Medytacja polega na głębokim wglądzie, medytując zatrzymujemy się po to, żeby w danej chwili pobyć ze sobą oraz z całym otaczającym nas światem. Kiedy potrafimy się zatrzymać, zaczynamy widzieć, a kiedy widzimy, to rozumiemy. Proces ten owocuje pokojem i szczęściem, a są one osiągalne, jeśli potrafimy uciszyć rozbiegane myśli na tyle, by powrócić do chwili obecnej i zacząć zauważać wszystko wokół siebie.

Medytacja przynosi potwierdzane przez naturę efekty psychofizjologiczne: obniżenie lęku, ustępowanie różnych dolegliwości, wzrost odporności na stres oraz pogłębienie kontaktu ze sobą i innymi.

Medytujemy po to, by kultywować radość i brak przemocy, to co jest nam naprawdę potrzebne, to łagodna, nieprzerwana medytacja w ciągu całego dnia, medytacja, która nie przepuszcza żadnej okazji, żadnego wydarzenia, by wejrzeć w prawdziwą naturę życia — w tym również w nasze codzienne problemy. Praktykując w ten sposób pozostajemy w głębokiej jedności z życiem. Za każdym razem, gdy odzyskujemy kontakt z samym sobą, stwarzamy korzystne warunki dla spotkania z życiem w chwili obecnej. Nigdy nie powinniśmy żałować czasu na cieszenie się samym istnieniem.

Jeśli każdy z nas będzie uprawiać medytację jedząc obiad, śpiąc, wypoczywając, wnika ona wtedy w nasze życie codzienne, oddziałuje także na cały nasz dzień, na nasze stosunki z innymi ludźmi.

Każda chwila medytacji przywraca nas życiu.

Medytując powinniśmy swobodnie siedzieć lub leżeć w taki sposób, żeby sprawiało nam to przyjemność.

Czy jemy chleb, pijemy herbatę, czy medytujemy podczas spaceru powinniśmy „być w chwili obecnej”, powinniśmy zacząć zauważać: błękit nieba, uśmiech dziecka, czy piękny zachód słońca za oknem, powinniśmy robić to bezcelowo. W buddyzmie istnieje termin oznaczający „stan braku” — życzeń czy też inaczej mówiąc „bezcelowość”. Nie stawiamy przed sobą żadnych celów, które należałoby osiągnąć, gdyż wszystko jest już w nas obecne w tej chwili.

Medytacja oznacza bezustanne myślenie i rozmyślanie oraz zdecydowane dążenie do postępu.

Medytacja jest możliwa dzięki słuchaniu i intonowaniu, za którymi automatycznie podąża pamiętanie.

Praktyka medytacyjna rozwija zdolności wchodzenia w różne transy i stany medytacyjne, przy pomocy wnikliwego medytacyjnego badania praktykujący poznaje ciało, uczucia, umysł i wszystkie dharmy, medytujący doskonaląc spokojne przebywanie rozwija zdolność odwiedzania duchowych obszarów, aby składać tam ofiary i gromadzić zasługę oraz zdolności widzenia nauczycieli i posągów Buddy, jako rzeczywistych buddów.

Pochłonięcie medytacyjne to połączenie spokojnego przebywania i wglądu oraz mądrość i zdolność zgłębiania pustej natury.

Według Gampopy — „doskonałość medytacji leży w spokoju, dzięki któremu umysł przebywa w sobie i jest jednością dobrego i złego”.

Dzięki medytacji dogłębnie i właściwie poznajemy prawdę, co jeszcze bardziej zwiększa miłość i współczucie.

Dzięki medytacji można być nieustannie w obecności Buddy i nieustannie go czcić! Medytujący, który chce praktykować rozpamiętywanie Buddy powinien odejść w miejsce sprzyjające odosobnieniu, co w więzieniu jest trudne, choć sami jesteśmy odosobnieni — od społeczeństwa.

Medytujący osiąga pełną wiarę, uważność, zrozumienie, zasługę, pokonuje lęki i przerażenie wtedy dopiero, kiedy zaczyna się czuć tak, jakby żył w obecności Mistrza, a widzenie Buddy w medytacji i słyszenie jego nauk — („życie w obecności Mistrza”), odegrało ważną rolę w powstaniu buddyzmu i sutr mahajany.

Mahatma Gandhi przez medytację rozumiał — „intensywne myślenie, zwłaszcza zastanawianie się nad sobą i własną omylnością”, twierdził również, że „gdy człowiek stale oddaje się medytacji, nie ulega otępieniu, będąc ciągle w tym stanie zyskuje się stałość i jasność umysłu”.

Czego z serca wszystkim życzę!

Mariusz

autor: Grzegorz Grejdus

Listy z 2018 r.

autor: Grzegorz Grejdus

Witam serdecznie!

Pozwoliłem sobie napisać do Państwa Stowarzyszenia, ponieważ z czystego przypadku miałem możliwość zapoznania się z ulotką odnośnie działalności Stowarzyszenia, jak i wytłumaczenia podstaw buddyzmu, która mnie zaintrygowała zawartą w niej treścią. Jeśli chodzi o moją osobę, to odbywam kilkuletni wyrok pozbawienia wolności i nie będę pisał inaczej niż jest — jest on adekwatny do mojego sposobu bycia na wolności. Niestety przykre jest to, iż człowiek musi doświadczyć więzienia, aby zweryfikować swoje dotychczasowe życie, a co więcej umieć je ocenić i powiedzieć sobie, jak jest naprawdę — lecz to wydaje mi się z perspektywy czasu zaletą. Jestem osobą stosunkowo młodą, mam 29 lat, jestem wychowany w rodzinie katolickiej, lecz w moim przypadku wydaje mi się, iż moja wiara jest bardziej z tradycji niż z przekonania, ponieważ jestem osobą patrzącą realistycznie. Jeżeli chodzi o sprawy wiary, religii czy duchowieństwa, to na pewno jestem sceptykiem, bo za dużo pytań pozostaje bez odpowiedzi. Jeśli chodzi o chrześcijaństwo, to nie umiem odnaleźć zaspokojenia duchowego, w tym co głosi i reprezentuje sobą Kościół Katolicki, a jest on przedstawicielem Boga na ziemi, lecz wszystko, czego jestem nauczony, czego słucham, widzę i doświadczam poprzez Kościół, Pismo Święte i ogół wiary nasuwa mi tylko sceptyczne myśli, a co więcej wiara chrześcijańska jest w dużym stopniu „zmodyfikowana” przez człowieka na własne potrzeby. Wedle mojego rozumienia, nie na tym polega połączenie duchowe między Bogiem a człowiekiem, lecz to tylko moje subiektywne zdanie, którym chciałem podzielić się z Państwem. Jednak inne spojrzenie pojawiło się u mnie po przeczytaniu i dokładnej analizie broszury Stowarzyszenia „Przebudzeni”. Pierwszą rzeczą, która mnie zaintrygowała to tłumaczenie słowa „Budda” i to, iż Budda nie uważał się za Boga, a co więcej buddyści nie postrzegali go w ten sposób. Był zwykłym człowiekiem, który zrozumiał całkowicie sens, jakie jest znaczenie życia, czyli rozumiem przez to, iż każdy z nas może osiągnąć Oświecenie, a nie jest uzależnione od bóstw, tylko od wnętrza samego siebie i kanonu wartości, jakie przekazuje Ośmioraka Ścieżka. Zapoznałem się też z Czterema Szlachetnymi Prawdami, i jak dla mnie oddają życie człowieka powiązane z bólem, jak i cierpieniem, częściowo widzę z autopsji swoją osobę, i znajduję w nich porównanie do siebie i swojego życia.

W moim krótkim liście chcę podzielić się moimi spostrzeżeniami i odczuciami z Państwem, i co więcej chciałbym zacząć od podstaw zgłębiać nauki Buddy. Przeczytałem, że można rozpocząć dobrowolne praktyki i o takie proszę, jednocześnie uprzedzam, że niekiedy odpis korespondencyjny może trochę potrwać, ponieważ przysługują nam dwa listy „skarbowe” miesięcznie, a ze znaczkami pocztowymi prywatnymi różnie bywa i ogółem jest ich brak, lecz będę starał się w miarę możliwości organizować sobie znaczki, aby móc utrzymać stały kontakt ze stowarzyszeniem i poznawać naszą naturę dzięki buddyzmowi. Serdecznie pozdrawiam i ze zniecierpliwieniem czekam na odpowiedź.

Marcin

Dziękuję bardzo za przesłane mi książki

Dziękuję bardzo za przesłane mi książki, które zgodnie z umową odsyłam. Bardzo dużo dobrego tchnęły w moje życie, za co jestem Wam bardzo wdzięczny. Zupełnie z innej strony spojrzałem na moją wiedzę odnośnie buddyzmu jako religii czy też filozofii życiowej. Zen jest dla mnie czymś zupełnie nowym i różni się trochę od kierunku, w którym szedłem, choć muszę przyznać, że właśnie to jest najciekawsze. Nie jestem pewien, czego tak dokładnie szukam, wiary czy Boga, jakim by on nie był, a może jakiegoś sposobu na siebie i życie. Tak czy inaczej jeszcze raz dziękuję za Wasz wkład w moją drogę i jeśli mogę prosić o inne materiały, będę bardzo zadowolony. Zastanawiam się, czy może to być coś o buddyzmie tantrycznym lub taoizmie, czy też tai-chi, ale zdaję się na Wasze doświadczenie i kierunek, który mi wskażecie. Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam.

Sebastian

P.S. Dziękuję też za kartkę świąteczną, było mi bardzo miło.

Wiara czyni cuda???

Czym jest wiara w naszym przepełnionym pośpiechem i stresem życiu? Czy przedstawia jeszcze wartości takie, jakie wpajali nam dziadkowie i (chyba już z mniejszym zaangażowaniem) rodzice? Czy jesteśmy jeszcze w stanie przekonać nasze dzieci do krzewienia takich ideałów? Do wielbienia Boga czy innych Allahów. Obawiam się, że w świecie zagraconym smartfonami, tabletami i, ogólnie mówiąc, całą tą wirtualną rzeczywistością, jest to już raczej niemożliwe. Poza tym, to co dzieje się ostatnio na świecie, jakoś niespecjalnie pozwala nam wierzyć, że „jakiś” Bóg istnieje. Czy to „nasz”, czy też może Allah. No bo i gdzie oni byli, gdy pod zwałami tsunami ginęły setki tysięcy ludzi? Gdzie oni byli, gdy pod wieżami WTC ginęły tysiące niewinnych ludzi? Gdzie oni byli, gdy pan Breivik z zimną krwią zabił prawie 80 osób, a teraz narzeka na warunki odbywania kary? I gdzie wreszcie Ci nasi Bogowie są teraz? Jak mocno muszą mieć przyciemnione okulary, żeby nie widzieć Syrii i ponad miliona ludzi, którzy w ostatnich latach tam zginęli? Czy my naprawdę takich Bogów i Allahów chcemy? I w co im mamy wierzyć? Mamy ich wielbić za to, że gdzieś mają nasze modlitwy i prośby o miłość i pokój? Nie tego chyba powinniśmy oczekiwać w zamian za nasze oddanie i poświęcenie dla wiary. Może już nie nasze, gdyż widzimy globalnie, jak nasza wiara podupada. Jak traci na wartości. Ale czy nasze babcie modliły się gorliwie całymi dniami o taki świat, jaki mamy dziś? Czy tyle przelanej krwi i nienawiści pragnęły, wierząc w lepsze jutro dla nas czy naszych dzieci? Jestem przekonany, że nie. Od kilku miesięcy uczestniczę w spotkaniach i medytacjach związanych z buddyzmem. Co one mi dają? I czy są w stanie zakorzenić we mnie wiarę i przekonanie w nauki Buddy? Być może nie. Jednak widzę po tych kilku spotkaniach, że nie do tego (w moim przypadku) to zmierza. Nikt nie zmusza mnie do wiary w Buddę, do jakiegoś ortodoksyjnego, jego nauk i zaleceń. Pewnie i tak nie przekonałbym się do tego w stu procentach. Jednak medytacja i poznawanie nauk oraz mądrości Buddy coś mi dają. Pozwalają inaczej poznawać siebie. Zagłębiać się w swoje wnętrze. I (na co mam największą nadzieję) pozwalają mi w dużej mierze uwierzyć w siebie. Przekonany jestem bowiem, że jedynie takiej wiary mi jeszcze brakuje. I taka jedynie wiara może mnie jeszcze poprowadzić ku lepszemu życiu. Wiara w siebie.

Mariusz M.

Zgodnie z obietnicą piszę do pani parę słów

Pani Magdo.

Zgodnie z obietnicą piszę do pani parę słów. Od naszego ostatniego spotkania minęło 8 miesięcy, przez ten okres wiele się we mnie zmieniło. Zmiany następują powoli, a czasem wydaje mi się, że stoję w miejscu. Przez całe swoje życie szukałem samego siebie. Nigdy nie miałem długotrwałej alternatywy, nie otrzymałem od rodziców silnych podstaw duchowych, moralnych, pozostawiony sam sobie nie ufałem rodzinie, religii, społeczeństwu. Cały czas szukałem osób i ludzi, z którymi mógłbym się porozumieć. Na krótki okres udawało się nawet to realizować, efekty były różne, ale cały czas byłem niezadowolony. Spotykałem wielu ludzi, ale z nikim na dłużej się nie zaprzyjaźniałem. Ogólnie moje relacje z ludźmi były dobre i są do tej pory, ale mam bardzo duży dystans wynikający z braku zaufania. Ostatnie 20 lat mojego życia to nieustanne pasmo złych uczynków, nie rozważam tego w kategorii lepsze, gorsze, po prostu to co robiłem, było złe i przyniosło cierpienie mi, moim bliskim, znajomym i tym, którym dokuczyłem i sprawiłem przykrość, tym wszystkim, których okradałem. Przebywając w tym miejscu zrozumiałem, że pobyt tutaj to nie tylko zwykłe odbywanie zasądzonej kary, to raczej kara mojego całokształtu, a ludzie, z którymi przebywam, to odzwierciedlenie moich złych uczynków. Patrząc na nich i widząc jak rozmawiają, jak się zachowują, widzę bardzo dużo podobieństwa w swoim postępowaniu. Chodzi mi o to, że są oni zwierciadłem moich złych postępków i mojego egoizmu, ograniczenia, moich instynktownych zachowań i dbania tylko o swoje niezdrowe potrzeby. Nie wystarczy o tym wiedzieć, trzeba wyjść poza siebie i zobaczyć siebie, jak te uczynki wpłynęły na moje życie i życie innych. Przede wszystkim branie odpowiedzialności za swoje czyny, stawanie twarzą w twarz z zaistniałym problemem, nie salwując się ucieczką. Ciężko być szczerym z samym sobą, gdy odkrywa się w sobie coraz głębiej schowane uczucia. W moim przypadku to brak reakcji lub bardziej bardzo ograniczona reakcja na uczucia do najbliższych, chodzi mi o moje dzieci syna i córkę, o moją byłą żonę, moją mamę, mojego ojca, którego nie widziałem 20 lat i nie wiem czy w ogóle jeszcze żyje. Ostatnio bardzo często staram się obserwować swoje uczucia, ale niewiele z tego wynika. Gdy czytam książkę lub oglądam dobry film, bardzo się wzruszam, czuję w sobie napływ tak dużego uczucia, że trudno mi się opanować, łzy cisną mi się do oczu, oczywiście poddaję się temu. Z drugiej strony to zupełny brak przywiązania uczuciowego do najbliższych, tak jakbym był całkiem pusty w środku. Nie jest to chyba normalne, gdy nie czuje się tęsknoty, gdy człowiek nie martwi się o swoich bliskich, ja nawet nie czuję takiej potrzeby. Raz w tygodniu dzwonię do mamy i nawet nie wiem, o czym mam z nią rozmawiać. O dzieciach czasem myślę, ale nie wywołuje to żadnej tęsknoty. Podobnie jest z moim ojcem. Dość często myślę, że ze mną jest coś nie w porządku, że mam popsutą głowę. Podobnie jest z ludźmi, mogą być, ale nie muszą, do niedawna byli mi w ogóle niepotrzebni i czułem się dobrze bez ich towarzystwa. Przebywanie z ludźmi na dłuższy czas mnie męczyło, bardzo mnie męczyło siedzenie w więzieniu. Przerażające jest to, jak mogłem sobie wyrządzić taką krzywdę. Dostrzegłem to dopiero, gdy zrobiłem wgląd w siebie, przypuszczam, że to co zrobiłem i czego się dowiedziałem to tylko część tego, co we mnie tkwi, na tę chwilę brak mi większej wiedzy, odpowiednich ludzi, którzy mogliby mi wskazać moje błędy i pokierować dalej i odpowiedniego środowiska. Jest bardzo trudno praktykować samemu, jest więcej niewiadomych, zamków, których nie mogę otworzyć, bo nie mam odpowiednich kluczy, a nawet gdyby te klucze były, to trzeba wybrać i dopasować ten, który będzie pasował, częściej mi się wydaje, że wiem niż faktycznie wiem. A nawet jak wiem, to okazuje się, że to co wiem, ma się nijak do rzeczywistości. I tak sobie praktykuję z tym swoim mózgiem, czasem bardziej z uporem desperata niż zrozumieniem. Nie mam innej alternatywy, po drugie to źle się czuje, gdy nie usiądę sobie i nie pomedytuję. Jest to jeden pozytywny, widoczny nawyk, ale jest też wiele pomniejszych pozytywów mojej praktyki. Dowiedziałem się, że otwartość jest podstawą rozwoju, tylko że zaczyna to u mnie kuleć w praktyce, wszystkiemu jest winne niedowierzanie. Poznaję osobę na początku, obwąchuję ją jak pies z dystansu, potem zaczynam rozmawiać też z dystansem, później ją poznaję też z dystansem, w jakiś sposób ją zaczynam akceptować z dystansem, znam ją, ale też z dystansem. Pomimo że się staram to i tak nie wierzę, jestem jak pies którego, bito. Wyszedłem z mroków swojej jaskini, bo tak mi podpowiada zdrowy rozsądek podpierany praktyką i wiedzą. To przynosi efekty, z dzikusa na dwóch nogach stałem się człowiekiem na dwóch nogach, czyli znacznie lepszą i nowoczesną wersją, bo na człowieczeństwo trzeba sobie zapracować, bycie osobą oświeconą jest wyczynem. Jako człowiek na dwóch nogach zmieniam swoje spostrzeganie świata, ludzie mnie już tak nie męczą, zmniejszyło się moje poczucie strachu, przestałem kontrolować wszystko i wszystkich, co przyniosło mi wielką ulgę. Daję ludziom dużo więcej wolności, staram się nie oceniać, nie obgadywać, nie robię tego, co by było niemiłe dla mnie, rozmawiam spokojnie, staram się rozwiązywać rzeczy na bieżąco. Staram się żyć moralnie, wykonywać pracę starannie. Poprawiło się życie codzienne, lepsze relacje z ludźmi, pomimo tego że brak zaufania pozostał. Strach powodował, że zamykałem się na wszystkich i wszystko, miałem masę warstw, skorup, części się pozbyłem i moje życie stało się lepsze. Mam niekiedy napady lęków, złych emocji, zdarzają się takie stany i trwają po parę dni, jestem przerażony tym, co widzę w swoich myślach, do czego jest zdolny człowiek, ile jest nienawiści, sadystycznej uciechy z dręczenia ofiar. Dlaczego człowiek jest zdolny do tego i co by mógł zrobić drugiemu człowiekowi, gdyby nie pracował nad swoim umysłem. Co by mógł zrobić, gdyby miał tylko instynktowne zachowania i nimi się kierował. Oczywiście sama wiedza i moralność nie wystarczą, jeżeli nie będą podparte praktyką. Tak że widzę w sobie więcej negatywów niż pozytywów. Ale jestem zadowolony z tego, że to widzę i wiem i mam bardzo dużą ochotę na dalszy ciąg mojego rozwoju. Dowiadywanie się o sobie i badanie siebie nie jest ani łatwe, ani przyjemne, tym bardziej że przez tyle lat pielęgnowało się i podlewało raczej te złe nawyki niż te dobre. Łatwiej jest poddać się złu i w nim tkwić niż się przebudzić i zacząć pielęgnować i podlewać te dobre nawyki, wymaga to dużo więcej pracy, pokory, zrozumienia, współczucia. Dlatego ktoś napisał, że człowieczeństwo jest wyczynem. Czasami w tygodniu, gdy jeżdżę do pracy i z niej wracam, nasuwa mi się pewna myśl na bezmyślnym przeżywaniu tego życia, jaką pustkę człowiek wytwarza w swoim życiu. Bo na przykład jeżdżę do tej pracy i wracam, to jest w porządku, ja tu nie mam nic do pracy, od dziecka lubię pracować. Ale bardziej chodzi tutaj o sprawę duchową, z punktu mojej obserwacji to wygląda to tak, chodzę do pracy, praca mi odpowiada, mam z tego pieniążki, które są złem koniecznym i bez nich nie da się funkcjonować, nie da się przeżyć. Mogę zaspokoić swoje potrzeby i to jest oczywiste. Tylko przeraża mnie skupienie się na pracy jako dochodzenia do materialnego dobrostanu. Ludzie coraz więcej pracują, by zaspokoić swoje potrzeby materialne, jedyne co ich cieszy, odrywa od cierpienia, jest nowy zakup jakiegoś sprzętu lub produktu. Tylko że cieszy ich to tylko na chwilę, cały czas brną w tym, bo nie widzą innej alternatywy. Nie twierdzę, że nie należy mieć rzeczy, niektóre są przydatne i ułatwiają życie, ale żeby podporządkowywać własne życie dla tego co się świeci. Pod tym względem mam chyba popsutą głowę. Jeżeli chodzi o kobiety to się ich boję, bo mają bardzo dziwne pomysły, nie mówię, że są złe, po prostu ja takim pomysłom nie umiem sprostać. Większość kobiet jest tak ukształtowana, że chce mieć rodzinę, dzieci, męża, który by o nią dbał, o dom, dzieci, ażeby był dobry w łóżku, najlepiej jak by był abstynentem. No i nie ma w tym nic dziwnego, że każda kobieta chce mieć dom, samochód, rodzinę, psa. No to dlaczego to, co jest tak oczywiste dla większości ludzi, dla mnie jest bardzo dziwne. Ktoś kiedyś powiedział, że gdy wszyscy się zgadzają, to zazwyczaj się mylą. To czyżby jedna osoba miała rację, tu nawet nie chodzi o rację, czy nie chodzi tu o zrozumienie samego siebie, gdzie tkwi przyczyna takiego myślenia, czy wynika z obawy, braku zaufania, wiary, no bo skoro większości się udaje, to znaczy że to działa, tylko czemu nie zadziałało u mnie. Niektórym nie wychodzi za pierwszym razem i próbują ponownie. Ale ja już ponownie nie czułem i nie czuję takiej potrzeby i kto kogo tu oszukuje, społeczeństwo mnie czy ja społeczeństwo i samego siebie, ale jak mogę oszukiwać siebie, skoro tego nie czuję. Więc jak się zachowuje człowiek, który nie jest ze sobą szczery, cały czas się boi, próbuje kontrolować sytuację, ażeby nic mu nie umknęło, ażeby nic nie wyszło, reaguje na każdą zaistniałą sytuację. Jest cały czas zestresowany. Mówi i zachowuje się nad wyraz poprawnie, jest spięty, ale stara się tego nie okazywać, ale to nie trwa długo i w końcu popełnia błąd. Ja po prostu tego nie czuję, czyli krótko mówiąc, jestem odpadem społecznym, gdyż nie spełniam tych wszystkich oczekiwań. Więc skoro nie rodzina, kościół, społeczeństwo, alkohol, narkotyki, to jak żyć. Muszę tu jeszcze nadmienić, że zakład psychiatryczny też nie, bo jestem za normalny i tu pojawia się paradoks, nienormalny, by żyć w społeczeństwie, za bardzo normalny, aby resztę życia spędzić w psychiatryku. I tu pojawia się alternatywa buddyzm. Nauki Buddy są lekarstwem dla mojego wnętrza, dla rozwoju mojego schorowanego mózgu. To dziwne, bo skoro w nic nie wierzę, to czemu uwierzyłem w te nauki, czemu je chłonę, czemu wstaję w nocy i medytuję, czemu jest mi bez tego źle. Skoro uwierzyłem w te nauki i praktyki i widzę, że to działa, to czemu, to czemu nie działa tamto, jest mi obojętne, nie ludzie, ale ich podejście do życia, Może to nie obojętność, bo na co dzień z nimi przebywam, rozmawiam, słucham, ale nie podzielam ich entuzjazmu, ja tego nie czuję. Bardzo pasuje mi porównanie do głodnego ducha z wąskim gardłem i z dużym brzuchem, ale wierzę w to, że gardło stanie się szersze na tyle, ażeby móc napełnić duży pusty brzuch.

Pani Magdo dziękuję za wszystko, życzę dużo zdrowia i pogody ducha.

Przemek

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 1.47
drukowana A5
za 31.2
drukowana A5
Kolorowa
za 57.78