E-book
7.35
drukowana A5
27.06
Skarby Pustyni

Bezpłatny fragment - Skarby Pustyni


Objętość:
105 str.
ISBN:
978-83-8273-007-4
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 27.06

Wstęp

Z Ojcami Pustyni po raz pierwszy spotkałem się na studiach. Było to bardzo krótkie, choć ciekawe spotkanie, które odcisnęło na mnie zdecydowanie większe piętno, niż mogłem się spodziewać. I choć na jakiś czas nasze drogi się rozeszły, to gdzieś tam, w tyle głowy odzywały się echa tego pierwszego spotkania.

Od moich studiów upłynęło już sporo czasu. Mnisi pustyni wrócili do mnie jak bumerang, głównie za sprawą tynieckich benedyktynów i ich kanału na YouTube. Przypomnieli mi o nich ojcowie Zatorski, Hiżycki, także siostra Borkowska. Poszczególne konferencje, potem książki, artykuły, a wreszcie same apoftegmaty. Świat pustyni otwarł się dla mnie na nowo, a ja zacząłem go chłonąć.

A potem przyszedł do mnie Adrian. Był odpowiedzialny za gazetkę parafialną. Zaproponował, abym jako wikary podjął się pisania krótkich artykułów, zamiast tych, które do tej pory wyszukiwał wraz z pozostałymi chłopakami z KSM-u w Internecie. Tak zaczęły powstawać teksty, które składają się na treść tej książeczki. Tworząc je, korzystałem z kilku podstawowych źródeł: Po pierwsze — z wszelkich treści zawartych na kanale YouTube tynieckich Benedyktynów. Po drugie z ebooka „Twarze Ojców Pustyni” autorstwa Siostry Małgorzaty Borkowskiej. Po trzecie ze zbioru Apoftegmatów — Alfabetycznego, ze wstępem ks. Marka Starowieyskiego. Oprócz tego są to moje przemyślenia. Szczegółową bibliografię chciałem dodać, ale jakoś się nie poukładało. Wydaje mi się zresztą, że nie jest ona konieczna.

W poszczególnych tekstach starałem się unikać bezpośrednich cytatów z przywołanych przeze mnie źródeł — wyjątkiem pozostają same apoftegmaty i teksty biblijne. Mogło się jednak zdarzyć, że tu i ówdzie, nieświadomie przejąłem pewne cechy stylu tych, z których wiedzy korzystałem tworząc niniejszy zbiorek.

ks. Karol Darmas

Poszukiwacze skarbów

Skarb. Zwyczajne, krótkie słowo, które pobudza wyobraźnię. Sprawia, że człowiek zaczyna marzyć i myśleć o tym, jak bardzo zmieniłoby się jego życie, gdyby udało mu się jakikolwiek, nawet niewielki skarb odnaleźć. Działa ono na człowieka tak bardzo, że wystarczy jedno doniesienie o odnalezieniu nowych poszlak dotyczących miejsca ukrycia jakiegoś legendarnego bogactwa, by wszelkie domysły na ten temat stały się tematem dyskusji, a owo wskazane miejsce — celem wędrówek ludzi, którym marzy się przygoda i odszukanie bliżej nieokreślonego, ukrytego dobra.

Takich skarbów człowiek zna mnóstwo. Niektóre z nich udało się odnaleźć po przeprowadzeniu badań i dociekań. Inne pewnie na zawsze pozostaną ukryte i będą obrastać kolejnymi legendami, poruszając od czasu do czasu serca poszukiwaczy przygód, którzy w odpowiadając na kolejne doniesienia o prawdopodobnym miejscu ich ukrycia wyruszą pełni nadziei, że tym razem to oni staną się zwycięzcami i odkryją tajemnicę.

Motyw poszukiwania skarbu stał się kanwą niejednej książki, niejednego filmu, a także niejeden gry. Pewnie dlatego, że jakby na to nie spojrzeć, to każdy z nas w głębi serca jest poszukiwaczem skarbów.

Niekoniecznie naszym skarbem, którego poszukujemy muszą być dobra materialne. Przecież skarb to nie tylko pieniądze. (Choć myślę, że każdy kto składa kupon w kolekturze Totalizatora Sportowego, przy okazji kolejnej kumulacji, w jakiś sposób wpisuje się w rolę takiego poszukiwacza). Różne są przecież ludzkie skarby. Mogą nimi być sława czy majątek, ale i szczęście rodzinne, przyjaźń czy wiedza. Takim skarbem może też być poszukiwanie Boga i trwanie w relacji z Nim.

Ludziom, którzy stali się takimi szczególnymi poszukiwaczami Boga, chciałbym poświęcić serię artykułów, które będą pojawiały się w naszym parafialnym informatorze. W kolejnych tekstach, będziemy poznawali życie, jakie toczyło się na pustyniach Egiptu w III i IV wieku po Chrystusie. Odwiedzimy Nitrię, Sketis i Cele — główne miejsca, w których toczyli swoje poszukiwania. Poznamy mistrzów ascezy, tytanów pracy nad własnymi słabościami i tych wszystkich ludzi, którzy przychodzili do nich z nadzieją i wiarą, że uzyskają pomoc w swoich własnych poszukiwaniach.

Ludzi tych tradycja nazwała Ojcami Pustyni. Byli to pierwsi mnisi — pustelnicy. Swoim życiem w twardych, pustynnych warunkach, przecierali szlaki dla mnichów i zakonników czasów późniejszych, aż po tych żyjących współcześnie. Dzięki swoim doświadczeniom tworzyli podwaliny pod życie konsekrowane, ale też byli przewodnikami świeckich na drodze poszukiwania żywego spotkania z Bogiem.

Pierwszym podręcznikiem tego sposobu życia, zanim jeszcze spisano pierwsze reguły, było Pismo Święte. To Jego karty (choć to określenie jest przeciętnie adekwatne, kiedy opowiada się ludziach, którzy nierzadko znali Pismo Święte na pamięć w całości, a jeśli już nie, to w długich fragmentach) opisują życie i postawy wielkich przyjaciół Boga, których mnisi chcieli naśladować. Dlatego spoglądając na życie Abrahama — bez lęku porzucali wszystko, odkrywając w sercu głos powołania; wzorując się na Eliaszu — wychodzili na pustynię, a biorąc przykład z Jana Chrzciciela — prowadzili życie pełne umartwienia. Wreszcie, podobnie jak Chrystus, walczyli na pustyni z pokusami, które ich nękały. A wszystko po to, aby odnaleźć skarb — pełne spokoju i miłości zjednoczenie swojego życia z Bogiem.

Pozwólcie, że na koniec choć ogólnie zarysuję to, co zamierzam zawrzeć w tej serii, którą pozwoliłem sobie zatytułować „Skarby Pustyni”. Sam tytuł jest dla mnie znaczący podwójnie. Bo z jednej strony odnoszę go do życiowych poszukiwań mnichów, którzy na swojej pustyni szukali Boga z zapałem, którego pozazdrościć by im mogli baśniowi piraci, szukający skrzyni wypełnionej złotem. Z drugiej zaś odnosi się do mądrości tych mnichów, która odkrywana współcześnie też jest skarbem, który zrodziła dla nas pustynia. Szukając tej mądrości spojrzymy krótko na epokę mnichów, zwracając uwagę szczególnie na to, jakie sprawy nurtowały wówczas wspólnotę wierzących. Spróbujemy zobaczyć kim byli i jakie prowadzili życie. Opowiemy sobie o tych, którzy w swoich czasach cieszyli się największą sławą, a na koniec spróbujemy zgłębić ich naukę po to, by zobaczyć, jak wiele z ich słów wcale nie straciło na aktualności.

Co za czasy

Początki pustynnego monastycyzmu przypadają na przełom trzeciego i czwartego wieku. Jest to końcowy okres wielkich prześladowań chrześcijan. Akurat w Egipcie przybrały one bardzo krwawy i okrutny charakter.

Sytuacja uspokaja się, kiedy do władzy dochodzi przychylny chrześcijanom cesarz Konstantyn Wielki, rządca Zachodniego Cesarstwa, który wraz z Licyniuszem, cesarzem Cesarstwa Wschodniego, wydaje edykt tolerancyjny, przyznający wolność wyznania wszystkim mieszkańcom Cesarstwa. Wielkie prześladowania odchodzą właściwie w niepamięć (powtórzą się jeszcze tylko raz, po dojściu do władzy Juliana Apostaty). Pojawiają się za to inne problemy, wypływające z samego wnętrza chrześcijaństwa.

Pierwsza połowa IV wieku, to czas pierwszych poważnych sporów doktrynalnych. Wybuchają one za sprawą Ariusza — kapłana z Aleksandrii. W nauce Ariusza pojawia się fałszywy obraz Trójcy Świętej i odrzucenie bóstwa Jezusa Chrystusa. Ponieważ Aleksandria była miastem portowym, a sam Ariusz postacią popularną, jego tezy bardzo szybko rozprzestrzeniły się w basenie Morza Śródziemnego i dalej, powodując wiele niepokojów wśród chrześcijan. Miarą tych niepokojów stały się bójki i walki pomiędzy zwolennikami Ariusza, a zwolennikami biskupów wyznających wiarę w Jedną i Przedwieczną Trójcę oraz w to, że Jezus Chrystus jest Bogiem i Człowiekiem.

Niepokoje wokół arianizmu stały się na tyle znaczące, że Cesarz Konstantyn doprowadził do zwołania Pierwszego Soboru Powszechnego, który odbył się w Nicei w 325 roku. Sobór ten zgromadził około 250 biskupów lub ich przedstawicieli. Na skutek obrad, nauka Ariusza została potępiona i uznana za heretycką.

Z soborem wiąże się też pewne zdarzenie, związane ze znanym i lubianym przez wszystkich biskupem, Mikołajem z Miry. Był On zdecydowanym przeciwnikiem tez głoszonych przez Ariusza i podobno, gdy ten przemawiał wobec Cesarza i zgromadzonych biskupów, Mikołaj wstał i uderzył go w twarz, nie mogąc znieść odmawiania Boskiej natury Jezusowi Chrystusowi. Ponieważ wydarzyło się to w obecności cesarza, Mikołaj trafił na jakiś czas do aresztu, ale dość szybko został zwolniony.

Orzeczenia soboru wcale nie zakończyły kontrowersji i walki stronnictw trwały jeszcze długi czas. Nie pozostawały one bez wpływu na życie mnichów z pustyni egipskiej, którzy pozostając zwolennikami nauki ogłoszonej na Soborze, nierzadko bywali wypędzani ze swoich cel i zmuszani do opuszczenia Egiptu.

Ciekawym jest, że niepokoje wcale nie zmniejszają popularności życia monastycznego. Co więcej, w drugiej połowie IV wieku można było zaobserwować przybywających na pustynię pielgrzymów z Europy Zachodniej, z Rzymu, Hiszpanii czy Galii. Ma to związek z początkami monastycyzmu na zachodzie. Przybysze z cesarstwa nierzadko u mnichów pustyni poznawali podstawy życia monastycznego, a później wracali w swoje strony i doświadczenie nabyte w Egipcie, przemyślane i odpowiednio dostosowane — przeszczepiali do Europy.

Życie na pustyni wiązało się z niebezpieczeństwami. Nierzadkie były wypadki napadów na mnichów. Wszystko za sprawą dzikich ludów pustyni. Najazdy beduińskich plemion na Sketis — nieformalną stolicę wschodniego monastycyzmu — przyczyniły się do upadku pustynnego życia monastycznego, które już nigdy nie odrodziło się w takim stopniu, jak u szczytu swej popularności.

Koniec epoki mnichów pustyni wiąże się mocno ze sporami chrystologicznymi, jakie miały miejsce w V wieku. Co prawda same spory nie wywarły na mnichach jakiegoś szczególnego wrażenia i poza kilkoma niechlubnymi wyjątkami nie angażowali się oni w sprawy związane z soborem efeskim (431) i spory pomiędzy Cyrylem Aleksandryjskim i Nestoriuszem. Jednakże stało się, że patriarchą Aleksandrii został Dioskur — człowiek pozbawiony skrupułów i zwolennik tezy, że Chrystus ma tylko jedną, bosko-ludzką naturę. (Nauka Kościoła mówi o tym, że obie natury i Boska, i ludzka są w Chrystusie w pełni obecne). On to, za sprawą wpływów i różnego rodzaju intryg wplątał mnichów w toczące się spory teologiczne. Doprowadził nawet do tego, że mnisi, pod jego wodzą rozpędzili sobór w Efezie w 449 roku. Wskutek tego tragicznego wydarzenia zginęło kilku Ojców soboru.

Po tym, jak Sobór w Chalcedonie (451) ogłosił naukę o dwóch naturach zjednoczonych w jednej osobie Chrystusa, mnisi „okopali się na pozycjach” i stali się bastionem monofizytyzmu (poglądu głoszącego, że Chrystus ma tylko jedną naturę). Początkowo spowodowało to jedynie podział na dwa obozy pomiędzy nimi, niemniej z czasem monofizyci wzięli górę i w końcu piątego wieku życie monastyczne na pustyni Egipskiej istniało w dalszym ciągu, ale nie miało już ono łączności z chrześcijaństwem, zjednoczonym wokół osoby Biskupa Rzymu.

I zrobił się z tego tekst, który niesie z sobą mnóstwo historycznych i teologicznych treści. Ale takie to właśnie były czasy i jeśli mamy dalej szukać naszych skarbów na pustyni, musimy przynajmniej w ogólnym zakresie zdawać sobie z tego sprawę. Dlaczego? Bo Ci, o których dalej będzie mowa są dziećmi tych czasów, tak samo, jak my jesteśmy dziećmi XX i XXI wieku. I tak, jak na nas wpływa dostęp do telewizji, Internetu, a na starszych przeżycia związane z czasami PRL-u, tak opisane przeze mnie dziś wydarzenia wpływały na tych, którzy w życiu mniszym szukali spotkania z Bogiem.

Ludzie i miejsca

Wiemy już co nieco o czasach, w których przyszło żyć naszym bohaterom. Tym razem spojrzymy na nich samych.

Może to jeszcze nie pora na to, by skupiać się na poszczególnych postaciach i ich życiorysach, ale dobrze będzie zdać sobie sprawę z tego, spośród jakich grup społecznych wywodzili się Ci, którzy porzucali wszystko i udawali się na pustynię. Opowiemy sobie także o głównych ośrodkach życia monastycznego, bo choć mowa o mnichach — pustelnikach, to wcale nie oznacza to, że nie tworzyli oni swoistych społeczności.

Ludzie

Na początku mnisi rekrutowali się przede wszystkim spośród mieszkańców Egiptu, ale z czasem, w miarę jak wieści o ludziach szukających Boga na pustyni docierały dalej i dalej, pojawiali się wśród nich mieszkańcy całego basenu Morza Śródziemnego. Głównie z Palestyny, Syrii, Grecji, Azji Mniejszej itp. Pojawiali się także, choć rzadziej, mieszkańcy Rzymu czy Galii.

Jeśli chodzi o pochodzenie społeczne, to rekrutowali się oni przeważnie spośród ludzi prostych. Wielu z nich to dawni chłopi, pasterze, wielbłądnicy czy też przedstawiciele innych rzemiosł, podejmowanych przez ubogich. Pojawiali się też ludzie wywodzący się z miast, ale należeli do mniejszości. Ich pochodzenie znajduje odzwierciedlenie w sposobie życia jaki prowadzili i swoistej kulturze, która się wśród nich wytworzyła.

Pomiędzy mnichami odnajdziemy też ludzi, których dziś moglibyśmy nazwać reprezentantami marginesu społecznego. Nie brakowało tam bandytów, zbrodniarzy, prostytutek… Ludzi, którzy w życiu mniszym szukali odkupienia win i odpokutowania za grzechy. To jednak nie wszystko. Wśród znanych nam mnichów pustyni odnajdujemy też przedstawicieli rzymskiej arystokracji, intelektualistów — o elitarnym wręcz jak na owe czasy wykształceniu.

Niezależnie od tego, większość stanowili ludzie prości. Dzięki temu, kiedy sięgamy po zbiory ich wypowiedzi, spisywane przez tych, którzy korzystali z ich nauk, otrzymujemy treści konkretne i nieskażone wyrafinowaną retoryką. I wcale nie jest to wada. Prostota stanowi szczególny urok mądrości Ojców, którzy pozostając sobą, osiągnęli bogactwo życia duchowego i chcieli na miarę swoich możliwości podzielić się nim z innymi, podobnymi im w prostocie ludźmi, za pomocą maksymalnie prostego języka.

Gdy chodzi o życie rodzinne, spotykamy na pustyni różne sytuacje. Spotkamy mnichów nigdy nie żyjących w małżeństwie, małżonków, którzy rozeszli się za wspólną zgodą, takich, który żyli w białych małżeństwach. Czasem spotkamy też małżonków, którzy decyzję o wyjściu na pustynię podjęli wspólnie i prowadzili życie w osobnych wspólnotach (męskiej i żeńskiej). Pustynia była bowiem miejscem dla każdego.

Miejsca

Mówiąc o pustyni, mamy na myśli tereny okolic doliny Nilu, pustynię Judzką, czy pustynię Synaju i okolice Gazy. Wiedzę tę czerpiemy ze znanych nam wypowiedzi samych ojców, które nie są niestety zbyt ścisłe. Pogłębić tę wiedzę pomogły by pewnie badania archeologiczne, ale nie ma się co czarować — mnisi przegrywają tutaj zdecydowanie z badaniami nad kulturą faraonów i starożytnością Egiptu. Pozostaje nam więc posługiwanie się wypowiedziami samych Ojców, którzy nierzadko wspominają najważniejsze ośrodki pustynnego życia mniszego.

I tak dowiadujemy się o skupiskach mnichów w okolicy Nitrii, w pobliżu dawnych kopalń sody. Na południe od niej znajdowało się prawdziwe miasto, składające się z cel zajmowanych przez mnichów — nazywane zresztą Celami.

Jakieś 65 kilometrów na południe, jeszcze głębiej w pustyni zlokalizowane było Sketis. Kolejne miejsce, w którym pojawiło się i rozkwitło życie mnisze. Z czasem Sketis stało się centrum i wyznacznikiem standardów odnośnie prowadzenia życia monastycznego.

Oprócz tych miejsc usłyszeć możemy jeszcze o Ferme, Fayum czy Tebaidzie. Nie brakowało też ośrodków w okolicach miejskich. Niezależnie jednak od miejsca, zawsze chodziło o to samo. O oddalenie się od życia ludzi „świeckich” i skupienie się na Bogu. Skupiska zaś rodziły się naturalnie, bo tworzyli je ludzie, którzy przybywali w jakieś miejsce ściągnięci przez sławę żyjącego w nim mnicha, który stawał się swoistym fundatorem wspólnoty i jej mistrzem. Warunki pustynne powodowały też, że życie w skupiskach było po prostu bezpieczniejsze.

Codzienność

Aby lepiej poznać naszych pustynnych poszukiwaczy skarbów, dziś rzucimy okiem na to, jak wyglądało ich życie codzienne. Jest to ważne dla lepszego zrozumienia dalszych części tego cyklu.

Kiedy dziś rozpoczynamy mówić o mnichach, to podświadomie odnosimy temat, do znanych nam przykładów życia zakonnego, z jakim zetknęliśmy się współcześnie. Od razu trzeba sobie powiedzieć, że dzisiejsze Zakony i Zgromadzenia Zakonne, przyzwyczaiły nas do zdecydowanie większej aktywności zakonników na rzecz wspólnoty Kościoła. W czasach których dotyczy nasz cykl, sprawy miały się zdecydowanie inaczej.

Samo słowo mnich, pochodzi od greckiego monachos, które tłumaczyć można jako: pojedynczy. Określano też naszych bohaterów mianem anachoretów (od greckiego anachoreo — oddalam się) lub eremitami (z gr. eremos — pustynny, samotny). Pomimo tych określeń nie spotkamy wśród nich absolutnych pustelników. Przede wszystkim dlatego, że życie na pustyni związane było z paradoksem: im większe odcięcie od świata mnich chciał praktykować, tym bardziej potrzebował pomocy z zewnątrz. Mnich, który decydował się na rekluzję — całkowite odcięcie się od świata, nie był w stanie przeżyć bez ucznia, który dostarczałby mu pożywienie i wodę.

Mnisi spotykali się także na Eucharystii, czasem na wspólnej modlitwie, czy z racji koniecznych zakupów żywności. Ich związki nie były jednak tak ścisłe jak relacje we współczesnych klasztorach. Nie istniało tak ścisłe jak dziś pojęcie przełożonych i podwładnych w ramach wspólnoty.

Co więc składało się na życie mnicha?

Początki

Odczuwający powołanie do życia na pustyni, rozpoczynał swoją drogę od znalezienia Starca (Abba — Ojca), który „zjadł zęby” na życiu mniszym. Abba stawał się mistrzem nowicjatu, który poddając kandydata różnym próbom, uczył go wszystkiego, co potrzebne było, aby młody mnich się usamodzielnił i był zdolny do rozpoczęcia indywidualnej walki o swoje zbawienie.

Cela

Miejsce zamieszkania mnicha pustyni nijak się ma do współczesnej celi klasztornej. Mianem celi bardzo często określano jaskinię, którą zamieszkiwał mnich. Innym rodzajem celi były budowle z kamienia polepionego błotem, pokryte gałęziami.

Cela często podzielona była na dwa pomieszczenia. Jedno przeznaczone do modlitwy, drugie do pracy i odpoczynku. W pobliżu celi mógł się także znajdować ogródek, w którym mnich uprawiał jarzyny przeznaczone na swój użytek.

Wyposażenie celi było zazwyczaj bardzo skromne (choć i wtedy zdarzały się wypadki nieprzestrzegania zasad). Składały się na nie: mata do spania, naczynie z wodą, czasami palenisko do gotowania posiłku.

Cela była jednak nie tylko materialnym miejscem zamieszkiwania mnicha. Jest także środkiem ascezy, ćwiczenia się w cnocie. Dlatego często mnisi nawoływali siebie nawzajem, by nie opuszczać celi. Opuszczenie celi bowiem, często wiązało się z porzuceniem życia monastycznego.

Porządek dnia

Mnich rozpoczynał dzień modlitwą. Po niej rozpoczynał się czas pracy, który trwał aż do godziny 9 (około 15.00 w naszej rachubie czasu). Godzina ta była porą posiłku (jedynego w ciągu całego dnia). Następnie mnich odpoczywał przez jakiś czas, aby ponownie wrócić do pracy. Po pracy następowała modlitwa, czytanie duchowne (jeśli mnich potrafił czytać i dysponował księgą). Wieczór to pora kolejnych modlitw. Czasami wieczorem Ojcowie spotykali się na rozmowy o sprawach duchowych. Noce bardzo często spędzano na modlitewnych czuwaniach, które przeciągały się nierzadko do samego rana.

W soboty wieczorem mnisi z danej okolicy spotykali się na Eucharystię, po której następowała Agapa.

Praca

W życiu mniszym praca zajmowała sporo miejsca. Obowiązek pracy podkreślany jest wielokrotnie w świadectwach o życiu pustyni. Każdy mnich miał obowiązek utrzymywania się dzięki pracy własnych rąk.

Najczęściej podejmowanymi zajęciami były różnego rodzaju prace fizyczne — co wynikało z pochodzenia większości mnichów. Mnisi wybierali zajęcia w taki sposób, by ich wykonywanie nie uniemożliwiało modlitwy. Dlatego mnisi pletli liny, wyrabiali koszyki, wykonywali maty… Prace te były wystarczająco mechaniczne, by można było przy nich powtarzać formuły modlitwy. Zdarzało się jednak, że mnich o odpowiednich zdolnościach i wykształceniu, podejmował się prac takich jak na przykład przepisywanie tekstów.

Posiłki

Nie dość, że mnisi posilali się raz dziennie, to dodatkowo wcale nierzadko oddawali się postom, szczególnie gdy doświadczali pokusy. Zdarzało się więc, że mnich jadał tylko co drugi dzień, czasem nawet co trzeci.

Jadano proste potrawy. Wypiekany raz na kilka miesięcy chleb, placki jęczmienne, jarzyny, owoce… Nie jadano mięsa. Bardzo rzadko w menu pojawiała się odrobina wina, ale na co dzień pito tylko wodę.

Wyjątkiem stawały się odwiedziny — gdy mnich przyjmował gości, w żaden sposób nie zdradzał się ze swoimi postami i podejmował ich jak najlepiej potrafił, by nie uchybić gościnności.

Modlitwa

Mnisi modlili się zasadniczo dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Odmawiali przy tej okazji po 12 psalmów. Pismo Święte było fundamentem ich życia modlitwy. Wielu z nich znało Je na pamięć. Korzystano z Niego zarówno w modlitwie osobistej jak i we wspólnej.

W ogóle swoistym ideałem życia modlitwy mniszej było dążenie do tego, by „modlić się nieustannie”. Realizowano ten ideał, przez powtarzanie wielokrotne prostych formuł zaczerpniętych z psalmów czy z Ewangelii.

Asceza

Tym co w sposób szczególny zawdzięczamy mnichom pustyni, jest ich nauka o ascezie. Nie jest to w prawdzie żaden usystematyzowany wykład, a raczej pewne wskazówki, które powstawały na potrzeby konkretnych ludzi. W ramach tych wskazówek pojawiają się jednak pewne szczególne pojęcia, z którymi warto się zapoznać.

Pustynia

Oznaczała całkowite oddalenie się. Wyjście na pustynię wiązało się z porzuceniem tego wszystkiego, co posiadało się „w świecie”. Pustynia nie miała znaczenia jedynie geograficznego, które oznaczało miejsce odejścia. Pustynia miała także znaczenie duchowe — oznaczała odrzucenie zła, egoizmu, wszystkiego tego, co niesie ze sobą świat.

Pustynia jest drogą, która opisywana jest wielokrotnie na kartach Pisma Świętego. Była drogą Abrahama, który przez pustynię kroczył do ziemi obiecanej, a osiągnął ją dopiero wówczas, gdy wszystko porzucił. Była drogą Mojżesza i Narodu Wybranego. Z pustynią związani byli prorocy: Eliasz i Jan Chrzciciel. Także Chrystus przygotowywał się do swoich publicznych wystąpień poprzez pobyt na pustyni.

Pustynia jest także miejscem, w którym oczekują pokusy i trudności. Symbolizuje ona w pewien sposób królestwo Szatana. Wypalenie, pustka — to wszystko jest symbolem jego działania i jego władzy.

Wyjście na pustynię miało na celu pokonanie Szatana w samym centrum jego królestwa. Orężem była pokuta, umartwienie i pokora. A owocem walki był odnowiony raj, który miał rozkwitnąć w tej pustyni, przez rozwijanie życia anielskiego.

Słowo

Wyjście na pustynię było utożsamiane z wyjściem na pole walki. A do walki należało się przygotować. Każdy z mnichów przechodził więc nowicjat, pod okiem „starca”. Słowo „starzec” nie jest tutaj powiązane z wiekiem. Chodzi w nim o podkreślenie doświadczenia i mądrości życiowej danego mnicha.

Starzec był tym, który kierował nowicjuszem za pomocą Słowa. Stanowiło ono szczególną łaskę i dar. Udzielano go z rozwagą. Młody mnich musiał nie raz na takie Słowo czekać i zasłużyć poprzez pokorę, wytrwałość i wiarę.

Prawdziwe Słowo mogło być także milczeniem, którego nowicjusz musiał się nauczyć.

Słowo starca było dostosowane do aktualnej potrzeby i sytuacji. Odpowiadało na konkretny problem. Starzec, który był „dawcą Słowa”, jest tutaj rozumiany jako „niosący Boga”, a jego słowo, pojmuje się jako Słowo samego Boga. Takie Słowo, kiedy zostaje wypowiedziane, musi się wypełnić. A to jest zadaniem ucznia. To on musi się ze Słowem starca zmierzyć. Rozważyć je w swoim sercu i zrealizować.

Hesychia

Hesychia jest ideałem, do którego zdążał każdy mnich. Trudno przetłumaczyć to greckie słowo, które oznacza przede wszystkim szczególną drogę wyciszenia w sobie wszystkiego co pochodzi ze świata. Tę ciszę zakłócają pokusy, dostosowane natężeniem i rodzajem do poszczególnego człowieka.

Osiągnięcie Hesychii dokonuje się poprzez walkę. Człowiek musi opanować chęć posiadania przez ubóstwo, chęć wywyższania się przez pokorę, chęć nasycenia się przez posty.

Najważniejsza jest tutaj jednak pokora. Ona jedna może pokonać szatana. Pokory Szatan lęka się najbardziej. Ona jest najlepszą pomocą w osiągnięciu hesychii — pokoju serca, opartego na wyciszeniu.

Świętość

Świętość jest powszechnym powołaniem wszystkich chrześcijan. Nie jest zarezerwowana jedynie dla mnichów.

Takie przekonanie mamy dzisiaj, ale mnichom sprawiało wiele kłopotów dojście do przekonania, że można osiągnąć świętość w drodze życia, które wydaje się mniej doskonałym od tego, które jest związane z powołaniem do życia monastycznego.

Wśród rozmaitych powołań droga życia mniszego zachwyca w sposób szczególny radykalizmem życia, który wyraża się przede wszystkim w bezkompromisowym przyjęciu Ewangelii.

Dla mnichów było oczywistym, że dla człowieka istnieje tylko jeden skarb — Bóg. Dla tego skarbu, warto wszystko sprzedać i porzucić, byle tylko go zyskać. I to było autentycznym celem ich życia.

Abba Antoni

Abba Antoniego, znamy także jako św. Antoniego Wielkiego, albo św. Antoniego Opata. Urodził się około 250 roku w Egipcie. Pochodził z bogatej rodziny, ale po śmierci rodziców rozdał cały majątek i rozpoczął życie ascety. Kilkanaście lat spędził w rodzinnym domu, a potem przeniósł się do starożytnego grobowca, który leżał w niejakim oddaleniu od rodzinnej wioski. Tam zaczęli się wokół niego gromadzić ludzie, którzy chcieli naśladować jego styl życia

Kilkukrotnie zmieniał miejsce zamieszkania, ale za każdym razem naśladowcy odnajdowali go i udawali się za nim. Tworzyli w ten sposób pierwsze skupiska anachoretów.

W czasie swego życia dwukrotnie podróżował do Aleksandrii. Raz, aby w czasie prześladowań wesprzeć tamtejszych chrześcijan. Za drugim razem, aby wesprzeć patriarchę Atanazego w sporze z arianami. To właśnie św. Atanazy spisał jego żywot.

To co zwraca uwagę, to wielkie rozbieżności, pomiędzy tym, jak św. Antoniego przedstawia się w ikonografii, a tym, jaki jego obraz wyrasta z pozostałych po nim pism. Ikonografia, skupia się na nie raz bardzo fantastycznych obrazach mnicha atakowanego przez Szatana, przedstawionego jako rozmaite potwory. Natomiast pisma Abba Antoniego są przepełnione pokojem.

Niewątpliwie, św. Antoni doświadczał w swoim życiu działania szatana. Działanie to było wyraźne i niejednokrotnie bolesne. Wszystkie walki, które musiał stoczyć, stały się dla niego źródłem umocnienia. Natomiast dla autorów dzieł malarskich, walki te były głownie inspiracją do barwnych przedstawień, które miały oddziaływać na wyobraźnię. Dla Antoniego, miały one przede wszystkim wymiar wewnętrzny.

Szatan nie działa jawnie. Takie działanie byłoby dla niego niekorzystne. Zdecydowanie bardziej niż „stawanie z otwartą przyłbicą” odpowiadają mu wszelkiego rodzaju subtelności, półprawdy i delikatne natchnienia. Jednak grzech pierworodny, czyni nas na jego działania podatnymi.

Jako znamienity taktyk, w każdym człowieku szatan odnajduje dla siebie „przyczółek”, z którego wyprowadza swoje ataki. Działa przez pokusę, która dotyczy tej szczególnej słabości, jaką dany człowiek nosi w sobie. Zachęca do tego, by człowiek tej słabości ulegał, aż przekształci się ona w nałóg, a w następstwie rozleje zło na życie człowieka i jego otoczenie. Częstą jego taktyką, jest też przedstawianie zła jako czegoś dobrego. Chce doprowadzić swoim działaniem do zamieszania w głowach i sumieniach.

Człowiek nie pozostaje jednak bezbronny. Może wyszukiwać i rozpoznawać swoje słabości. Może też rozpoznawać te miejsca, z których szatan wyprowadza ataki na niewinność u drugiego człowieka. Istnieje jednak ryzyko tej metody — bo w walce obronnej, z konieczności, stosuje się bardzo często te same metody, które stosuje napastnik.

Pustelnicy, wśród nich także święty Antoni podejmowali tę walkę za pomocą innej metody. Szukali oni wpływu szatana w samych sobie i na tym terenie prowadzili swoją walkę. Ta walka ma szczególną cechę. Można ją podjąć tylko i wyłącznie z miłości do Boga. Wiąże się to z wielkimi trudnościami, a korzyści bywają nieuchwytne i trudno dostrzegalne. Motywacja ta (Miłość do Boga) jest ważna, bo nie da się skutecznie walczyć z szatanem, kiedy motywem tej walki jest dążenie do perfekcjonizmu czy jakakolwiek inna egoistyczna motywacja.

Jak to wyglądało u św. Antoniego?

Gdy raz popadł w zniechęcenie i ciemność wewnętrzną — otrzymał widzenie, w którym ktoś podobny do niego, spokojnie przeplatał pracę modlitwą. To zachęciło go do wytrwania. Gdy chciał zgłębiać zrządzenia Boże co do poszczególnych ludzi, doszukując się schematów działania Bożej Opatrzności, otrzymał wizję, która nakazała mu tego zaniechać. Doświadczył więc Antoni dwóch pokus: rozpaczy i przemądrzałości w ocenie sądów Bożych. Jego zwycięstwo nad nimi nie dokonało się w oparciu o Jego siłę, ale w wyniku wyraźnej Bożej pomocy. Jego zdolność do zwycięstwa z pokusą, jest więc zdolnością, którą dobrze przekształcić w silny nawyk wzywania Bożej pomocy.

Antoni cechował się ciągłym poszukiwaniem bliskości Boga. Ta bliskość okazuje się jednak kłopotliwa — w tym sensie, że bliskie życie z Bogiem staje się źródłem światła, które oświeca wszystko to, co nie jest święte w nas. Daje to doświadczenie słabości, które może stać się źródłem rozpaczy. Przeżył to nasz święty, który znów, z Bożą pomocą odkrył drogę do zwalczenia tej pokusy. Jest nią uznanie swej niemocy — pokora. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że spotkanie zła w sobie, staje się bramą do triumfu Boga. Dla Antoniego pokusa stała się więc okazją nie tyle do upadku, ile do zwycięstwa, które jest możliwe dzięki Bogu i Jego łasce. Podsumuje to doświadczenie mówiąc: „Nikt nie może wejść do królestwa Bożego niewypróbowany. Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony.”

Jest to więc pierwsza nauka, jaką od niego otrzymujemy. Nauka by w swoim życiu nazywać grzech po imieniu, uznawać go za swoją słabość i powierzać ją Bogu, by On swoją łaską podniósł nas z tej słabości.

Z mądrości Abba Antoniego

Wiedzę o mądrości Ojców Pustyni czerpiemy z Apoftegmatów. Są to najczęściej krótkie wypowiedzi, jakie ktoś zapamiętał i zanotował. Sięgając po nie, należy pamiętać, że miały one najczęściej konkretny sens i konkretnego adresata. Odnosiły się także najczęściej do sytuacji mnichów. Niemniej w tych wypowiedziach zawierają się pewne uniwersalne prawdy o życiu duchowym, które mogą służyć także żyjącym w XXI wieku.

Pewien brat powiedział do abba Antoniego: „Módl się za mnie”. A starzec mu odrzekł: „Ani ja się nad tobą nie zlituję, ani Bóg, Jeśli ty sam się nie zdobędziesz na gorliwą modlitwę”.

Kiedy spogląda się na powyższy dialog, trzeba zastanowić się nad jego prawdziwym sensem. Łatwo bowiem zdziwić się postawą starca i źle go ocenić. No bo niby dlaczego na prośbę o modlitwę odpowiada w taki sposób? Przecież taka prośba nie jest niczym niewłaściwym. Prośby takie do dziś pojawiają się, jako zwyczajny element naszej religijności. Modlitwa za drugiego człowiek jest uznawana za coś szlachetnego i godnego pochwały. Spoglądając jednak na apoftegmat, można by troszkę pobawić się niuansami języka i spróbować odczytać prośbę skierowaną do abba Antoniego tak: módl się za mnie — czyli módl się zamiast mnie. Bardzo prawdopodobne, że prośbie towarzyszyła właśnie taka intencja, a starzec ją dostrzegł. W takim rozumieniu tego dialogu, możemy dostrzec, że proszący sporą część troski o swoje zbawienie chce złożyć na barki starca. Być może nawet całość tej troski. Starzec przestrzega go więc przed lenistwem w tej sprawie. Apoftegmat ten wskazuje też na wartość modlitwy osobistej. To ona jest drogą budowania osobistej relacji ze Stwórcą. Bez osobistego zaangażowania się w tę relację ze strony proszącego, nawet modlitwa świętego, jakim niewątpliwie jest abba Antoni, nie jest w stanie zapewnić pożądanego przez człowieka skutku.

Powiedział abba Antoni, że są ludzie, którzy wyniszczyli ascezą swoje ciało, ale ponieważ zabrakło im roztropności, oddalili się od Boga.

Ludzie, którzy udawali się na pustynię, ascezę brali na serio. Posty, niedosypianie — wszystko to, miało służyć poskromieniu pokus i przybliżeniu się do Boga. Ze słów abba Antoniego możemy jednak wnioskować, że zdarzały się w tym względzie patologie, które nie prowadziły ku Stwórcy. Dla mnicha asceza bowiem nigdy nie była celem samym w sobie. Była środkiem, który prowadził do celu. A cel był zawsze jeden — był nim Bóg. Jeśli ktoś ze środka, z drogi, uczynił cel, nie tylko nie przybliżał się do Boga, ale wręcz się od niego oddalał. Dlatego Antoni wskazuje na cnotę roztropności, która powinna towarzyszyć ascezie. Rozszerzając rozumienie tego apoftegmatu, możemy powiedzieć, że roztropność jest potrzebna wszelkim przejawom religijności i pobożności. Bo w sens wypowiedzi starca wpisuje się zdanie, że każda przesada jest zła. I nie chodzi tu tylko o posty i inne przejawy ascezy. Brakiem roztropności może być takie prowadzenie życia religijnego, wskutek którego zaniedbujemy obowiązki swojego stanu. Gdy w ciągłym szukaniu Boga, przestajemy dostrzegać drugiego człowieka. Antoni zwraca też pośrednio uwagę, na to, że nawet w życiu religijnym można „przedobrzyć”. Ten temat wielokrotnie pojawia się w przypisywanych mu apoftegmatach. Co wskazuje na to, że umiar i roztropność są cnotami, o które warto w swoim życiu zawalczyć. Daje też temu wyraz następująca historia:

Pewien myśliwy, polując na pustyni na dzikie zwierzęta, zobaczył, jak abba Antoni żartuje z braćmi, i bardzo się zgorszył. Starzec więc, pragnąc go przekonać, że z braćmi trzeba postępować łagodnie, powiedział mu: «Załóż strzałę i napnij łuk» — a on tak zrobił. Starzec rzekł: «Napnij mocniej» — i on usłuchał. Starzec powtórzył: «Mocniej!». Myśliwy na to: «Jeśli napnę nad miarę, to mi łuk pęknie». I rzekł mu starzec: «Tak jest i z pracą wewnętrzną. Jeśli ją ponad miarę napniemy, bracia się szybko załamią. Trzeba więc z nimi postępować łagodnie». Myśliwy, gdy to usłyszał, skruszył się i odszedł bardzo zbudowany postawą starca, a bracia, umocnieni, rozeszli się do siebie.

Uczmy się więc od abba Antoniego tego, jak roztropnie angażować się w sprawy Boże.

Z mądrości Abba Antoniego — ciąg dalszy…

Ktoś pytał abba Antoniego: „Czego powinienem przestrzegać, aby podobać się Bogu?„Starzec mu odpowiedział: „Przestrzegaj tych moich nakazów: Dokądkolwiek pójdziesz, zawsze miej Boga przed oczami; Cokolwiek robisz czy mówisz, opieraj to na Piśmie świętym; A gdziekolwiek raz już zamieszkasz, nie odchodź stamtąd łatwo. Tych trzech rzeczy przestrzegaj, a będziesz zbawiony.”

Spotykamy się dzisiaj z typowym apoftegmatem. Ktoś przychodzi do abba Antoniego i prosi o poradę. Sprawa jest poważna. Dotyczy bowiem tego, jak należy żyć, aby podobać się Bogu. W tle tak sformułowanej prośby kryje się prośba o to, co najważniejsze — o zbawienie. Starzec w swojej odpowiedzi podaje trzy kroki, trzy normy, których zastosowanie przyniesie oczekiwany cel.

Miej zawsze Boga przed oczami

— pierwsza reguła, odnosi się tak naprawdę do życia ze świadomością Boga. Mieć Boga przed oczami, to żyć w świetle jego łaski. Być świadomym tego, że Bóg jest kimś więcej niż wydumana idea. Mieć Boga zawsze przed oczami, to żyć życiem dziecka, które jest świadome, że spoczywa na nim czujne oko rodzica, które z jednej strony jest gwarantem bezpiecznej zabawy, ale dostrzega także wszelkie uchybienia. Mieć Boga zawsze przed oczami — to także przestroga przed wszystkim tym, co może człowieka od Boga oddalić i odsunąć. Świadome trwanie przed Bogiem, ma chronić przed pokusami i grzechem. Staje się ono źródłem pokory, co doceni później św. Benedykt, który opisując stopnie pokory w swojej Regule, pierwszy z nich określi cytując św. Antoniego — Miej Boga zawsze przed oczami.

Cokolwiek robisz czy mówisz, opieraj to na Piśmie świętym

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 27.06