Każde szaleństwo się kończy…
Łzy…
Łzy uśmiechu,
— nadzieja przyprawia o bicie serce.
Nadzieja, a los w słoną łzę
częściej ją zmienia…
*
Nie marzę o niej, a drżę na myśli
ukryte za śmiechem i słowem.
Jedna iskra — płoną obrazy w głowie…
Odrzuć wszystko, trzymaj ją w ramionach,
okręć tak szybko i powiedz…
Pocałuj, pocałuj jak kochanka,
zapomnij o czasie i słowach…
Daj swój oddech na myśli mgnienie
i zostaw, odejdź — to przecież niewiele…
*
Umilkną kroki w szepcie deszczu,
wiatr poniesie ich echo —
odeszło uczucie, mgliste wspomnienie…
Zapomnij i wróć w świat łez nadziei,
który twój los w sól łez zmieni.
Miraż…
Moja śliczna, o ciepłym wzroku, smukłej dłoni.
Całuję usta, odsuwam kosmyk włosów ze skroni,
chłonę ciepło, zapach i czekam na cudny uśmiech,
a słyszę szept: „To nie ja, przestań, bo się duszę…
…nie jestem taka, stworzyłeś z marzeń rajskiego ptaka,
z materii snu utkałeś ciało, ze słów — duszę, i pokochałeś…”.
Nieprawda, jesteś taka — cudniejsza od rajskiego ptaka,
od dnia, od majowej nocy, od snu, od srebrnej rosy…
Jesteś we mnie wszędzie, gdzie spojrzeniem sięgnę —
w oddechu, w serca biciu, najważniejsza w moim życiu…
„Nie, nie jestem taka! Delikatna, bezbronna, oddająca
pocałunki, dłoniom powolna — taką stworzyłeś z marzeń,
z materii snu utkałeś ciało, ze słów — duszę, i pokochałeś.
A mnie nie ma, nie było — ty o tym zapomniałeś…”.
Lustro…
Odnaleźć ciebie — jak światło, drogę w mroku.
Na skrzydłach marzeń mocą twojego uroku
mknąć w błękicie nieba ku złotemu Słońcu,
w rozszalałym świecie spotkać ciebie w końcu…
Uchwycić drobiny czasu w klepsydrze życia,
spowolnić słowa, oddech, dźwięk serca bicia…
Spijać krople rosy do bólu z ust wyśnionych —
bez pamięci, w miłosnym dotyku szalonym…
*
Rozbiję lustro, wieczną klatkę dla marzeń,
w tysiące odłamków kryjących prawdę…
Ulecę w błękit szlakiem gwiazd ku tobie,
gubiąc lata, przeżycia, wrócę młodość sobie…
Wrócą dni, gdy jaśniał twój śmiech srebrzysty,
a nasz obraz w lustrze był dziewiczo czysty.
Marzenie
W przebłysku myśli, w chwili,
z potrzeby, tak od niechcenia
stworzyłem i pokochałem
dziewczynę z sennego marzenia.
Szukałem jej wszędzie:
sny, myśli — było mi mało.
Dobrze, że nocą wracała —
niestety jej serce milczało.
Pochłonął mnie świat zmyślony,
uczucie mnie pogrążyło,
aż kiedyś na mokrej ulicy
coś cudownego się wydarzyło!
Nie wierzysz, że cię wyśniłem…
Rude włosy i ja pełen dreszczy,
a wiem, że w moje ramiona
wpadłaś przez strugi deszczu!
Wszędzie i nigdzie
W przestrzeni wszędzie
zostały słowa, krople energii.
Błysk i żal, że nie zdążyłem,
a tak blisko byłem…
I stałem się wiatru oddechem,
strachem przed burzą i nocą bez
brzasku. Mnie nie ma, a jestem
w cieniu, w muzyce, w obrazie.
Patrzę na ciebie, słucham i marzę:
o smaku ust, dotyku, upojnym
zapachu… Z tobą byłbym na świata
dachu. Wszędzie i nigdzie, a jestem
tu w swoim świecie, patrząc w oczy
wymyślonej kobiecie.
Tęsknota…
Tyle słów, milczysz — co się stało?
Minęłaś mnie, czasu zabrakło.
Odsunąłem krzesło przy stoliku —
nie usiadłaś, rozpłynęłaś się
w kłębach tytoniowego dymu…
Tyle uczuć mi zostało — nie, nie
powiem o nich nikomu… Puste
miejsce, serwetka, kieliszek…
Sam wrócę znów do domu!
Kiedy przyjdziesz, usiądziesz
i o wszystkim ci opowiem…
Czekam, mija dzień za dniem,
topię czas w filiżankach kawy.
Po co? Czasem zapominam.
Tak, pamięć się zaciera,
tylko serce się nie zmienia.
Ślepa miłość
Rozdarty, wściekły, w dzikim szale —
nie zawołam do ciebie.
Niszczysz mnie — moimi myślami…
A wyrwałbym ci serce i trzymał na ręce,
patrząc, czym się różni od mego,
co z piersi wyrwałaś — dawno temu…
*
Tyle dziewczyn w kolorowym blasku
tańczy w rytm muzyki, a ja czekam w cieniu —
ślepy jak miłość…
Czekam na twój głos: „Chodź, chodź, kochanie,
chodź…". Wiem!
Pójdziesz z każdym — tak mnie na złość…
*
Wiesz, czego chcę, to zabierz miłość
z moim życiem, zabierz duszę…
Nie chcę widzieć, jak z nim tańczysz,
tańcząc,
patrzysz w moje oczy — i ja muszę…
*
…krzyczę! Jak chcesz, to każdego bierz
i weź, co możesz — ja nie bronię…
Bo miłość jest bólem — musisz kochać mnie,
nie szczędzisz mi niczego — śmiejąc się do łez…
*
…wrócisz nocą pewna, że patrząc
ślepymi oczami, powiem: „Chodź, kocham cię…”.
Położysz się przy mnie, uśniesz ufna,
ja wiem — ty też kochasz mnie…
Nieważne, co będzie potem…
Nie byłaś radością — raczej
kłopotem. Prawda! Kochałem,
nieważne było, co będzie potem…
Noc, plaża, rozświetlony bar,
kieliszek w ręku, mrużyłaś oczy
byłaś moim słodkim kotem.
Nieważne, co będzie potem…
Kpiący uśmiech, dziwne słowa,
zimny dreszcz — jaka jest ona?
Moim upadkiem czy wzlotem?
Nieważne, co będzie potem…
Alicjo z Krainy Czarów, tęcza
to nie kolor pudru i pomadki!
Słowa tylko w sercu są złotem!
Nieważne, co będzie potem…
W kroplach deszczu
nie widać łez, świat się nie skończył!
To tylko pech…
Dla chwili…
Idziesz do mnie ubrana w perfumy.
Aksamitne cienie delikatnie wędrują
po zakamarkach ciała. Jesteś naga,
a w tym świetle — pełna tajemnicy.
Pełna ciepła, pożądania — podchodzisz.
Lśniące oczy odbierają mi oddech,
rozchylone usta czekają na pocałunek.
Opierasz dłonie na moich barkach…
Emanujesz kobiecością, zapominam,
co miałem powiedzieć. Jest tylko tu
i teraz. Czas, przestrzeń nie istnieje.
Smakuję pocałunki, dotyk to wieczność…
W fantazji, jedyni, tylko dla tej chwili,
a czas, cała reszta i świat — nieważne…
Marzenie…
Blask gwiazd
zmieniłem w zielone oczy.
Płomienie nazwałem włosami —
gdy wiatr je porusza, sypią iskrami.
Kropelki łez — w uczucia,
jeszcze uśmiech i słyszę
serca bicie — to czary…
Zostaniesz!
Nie zapominam marzeń…
Moje łzy…
Za powiekami świat cudowny:
marzenia, kolory, gęste powietrze.
W nim frunę bez skrzydeł, gdy zechcę.
*
Znikną obrazy, skrawki słów
niesione wiatrem…
Jedna rzecz się nie zdarzy!
Nie dotknę, nie odda mi ciepła,
w jej oczach nie będzie blasku.
*
Tylko łzy są prawdziwe,
gdy budzę się sam
o brzasku…
Jej oczami…
Spojrzenie — pełne tajemnicy i zachęty.
Poznaj, co ukrywam, wybaw mnie z udręki.
Nie chcę, nie! A ciało, oczy mówią: „więcej!”.
Zapach perfum, jego ręce — powolna
dotykowi rozchylam nogi… Nabrzmiały
pożądaniem — już, już niech się stanie!
Trzymam go w uścisku, z biciem serca,
ruchem bioder, ginę w drżeniu, skurczu,
krzyku… Nicość! Wracam już spokojna,
na snu styku. On bezsilny, pewien, wie, co
skryłam… Ja tajemnic mam bez liku.
Niech odkrywa! Każdej nocy, aż do świtu…
Kochanko, kobieto, dziewczyno…
Tylko ty księżycu, ty wietrze,
pamiętacie noce bezsenne,
słowa szeptane do cieni,
światło latarni, asfalt ulicy.
Zagłuszyć myśli, coś wypić,
dotrwać do rana. Może los
zmieni czas w zegarze życia,
poukłada, co pękło bez dźwięku
jak bańka mydlana.
Tak, tak, moja kochana…
Dotrwam do rana, inne słowa
może zdążę jeszcze ci powiedzieć!
Jeśli nie, to trudno, to nie układanka
z okruchów marzeń i chwili…
Kochanko, kobieto, dziewczyno…
Niebo jaśnieje, już dzień,
nocne wspomnienia mijają mnie.
Muszę iść, wykorzystać czas,
który został, jeszcze raz…
Niknie odgłos kroków,
jak bicie serca.
Nie myśleć, nie myśleć —
myśli to udręka!
Kochanko, kobieto, dziewczyno…
Klucz…
Trzymam klucze — szereg drzwi,
przed nimi stoję… Uwięziony?
Chcę na zewnątrz wyjść do ludzi!
Smuga światła, pokój w nim,
kobieta czesze włosy. Lustro
i odbicie, twarz znajoma,
smutne oczy…
Wraca chwila… Krzyk, ulica,
uderzenie… Stoję tu, gdzie drzwi
zamknięte!
Jestem w sobie, śnię bez końca.
Bicie serca, moja dłoń i jej ręka…
To mój świat — a jej udręka!