E-book
11.76
drukowana A5
37.92
drukowana A5
Kolorowa
61.12
Rozważania o chwalebnym smokobójstwie

Bezpłatny fragment - Rozważania o chwalebnym smokobójstwie

Mit smoka wawelskiego


Objętość:
150 str.
ISBN:
978-83-8189-693-1
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 37.92
drukowana A5
Kolorowa
za 61.12

Wprowadzenie

Kiedyś w Krakowie głośno mówiono, że smok wawelski, którego rzekome kości wiszą przy wejściu do katedry wawelskiej, pojawił się jako zmartwychwstały lub był to jakiś jego potomek. To zdarzenie miało miejsce na początku XX wieku. Wtedy koło Wawelu zauważono dziwnego stwora o smoczym kształcie, uzębionej paszczy i białym brzuchu. Prof. Karol Estreicher (1906—1984) — polski historyk sztuki, encyklopedysta, prozaik, autor licznych publikacji, napisał w 1971 roku o tym zdarzeniu: „A w końcu, może to już tylko anegdota, ale za to prawdziwa. Z początkiem obecnego wieku naprawdę pojawił się w Wiśle pod Krakowem mały, dziwny stwór i zaczął straszyć kąpiącą się młodzież. Miał długą paszczę uzębioną i biały brzuch. Na wieść o tym, że smok wawelski pływa w Wiśle, wyprawił się nad rzekę księgarz i właściciel drukarni Wacław Anczyc i zastrzelił małego krokodyla, który nie wiadomo skąd znalazł się w Wiśle. Zdaje się, że uciekł do Rudawy, a tędy do Wisły, z wędrownego cyrku na Błoniach. Przez wiele dni żył Kraków tą sensacją, zwłaszcza że wypchanego krokodyla-smoka wystawił Anczyc w sklepie Fischerów w Rynku Głównym na linii A — B”.

Dziś w wielu krakowskich sklepach przy rynku wystawia się smoki, lecz jako zabawki dla dzieci i upominki przypominające o historii wawelskiego potwora — bajecznej postaci, w której istnienie bezsprzecznie wierzono przed stuleciami.

Widok Krakowa, „Kronika świata”, Hartmann Schedel, 1493 r. (il. z domeny publicznej)

Historia smoka wawelskiego jest wielce złożona, a w wielu miejscach nawet tajemnicza, podobnie jak cała smocza materia. Mit smoka sięga odległych tysiącleci i należy do najstarszych tworów ludzkiej wyobraźni religijnej. Krakowskie opowieści o smoku ulegały różnym przemianom. W początkowych wersjach przedstawionych w źródłach historycznych mamy tu do czynienia nie ze smokiem, lecz potworem. Nie każdy potwór musiał być smokiem. Na przełomie XII i XIII wieku biskup krakowski Wincenty Kadłubek, pierwszy piszący na ten temat, nic nie wspominał o smoku, lecz o potworze, a przynajmniej o czymś w rodzaju potwora, ale niekoniecznie musiał to być smok. Inni, jak nasz wspaniały historyk Jan Długosz, Marcin Kromer i Maciej z Miechowa, nie pisali o smoku, lecz o potworze przypominającym smoka lub węża. Dopiero późniejsza tradycja historyczna zlekceważyła to rozróżnienie i pozostała wyłącznie przy smoku jako sprawcy nieszczęść wawelskich, a uczynił to Marcin Bielski, a za nim powtórzył i nawet dodał pewne uzupełnienia Joachim Bielski. Taki stan rzeczy spowodowały względy natury religijnej, a mianowicie traktowanie smoka jako realnej istoty, ale będącej objawieniem szatana. Przyczyniła się także wiedza przyrodnicza, smoki bowiem uważano za prawdziwe istoty ze świata zwierząt, lecz nie stworzone przez Boga, ale diabelskiego pochodzenia.

Paradoksem całej smoczej wawelskiej historii jest fakt, że pogański mit o potworze został utożsamiony z pochodzącym z kręgu religijnego smokiem jako biblijnym uosobieniem zła. Doszło do utożsamienia wszelkiego rodzaju potworów, w tym smoka, z diabelskimi siłami.

Kraków, widok w stronę Wawelu, pocztówka, ok. 1920—1921, autor nieznany (il. z domeny publicznej)

Smocze historie to przykład nie tylko traktowania tematu w kategoriach bajek i fantazji, lecz dosłownej na miarę człowieka średniowiecza wiary w szatańskie smocze objawienia. Człowiek średniowieczny i czasów późniejszych, aż do epoki oświecenia, wierzył w istnienie smoków, a to, co współcześnie nazywa się bajecznymi elementami w historiografii, było kiedyś traktowane na równi z realnymi zdarzeniami. Dzisiejsza smocza bajka lub legenda była przed stuleciami traktowana jako prawdziwa historia i znalazła swoje miejsce w europejskich traktatach przyrodniczych o smokach, bo takie kiedyś pisano.

Świat smoków jest potężny, bardziej niż to się wydaje potocznie. To składnik historii kultury od Dalekiego Wschodu do chrześcijańskiej Europy, a nawet zaistniał w kulturze prekolumbijskiej.

Wiara w istnienie smoków w Europie to dziedzictwo antyku czy innych pogańskich światów kulturowych, ale też skutek chrześcijańskiego myślenia o sprawach ostatecznych, szatanie i o Apokalipsie, bo w niej jest mowa o smokach.

Krak siedzi na smoku, Celestin Nanteuil (1813—1873), rys. węglem, ok. 1851 r. (il. z domeny publicznej)

Dopiero w epoce oświecenia krytycznie spoglądano na historię i treści religijne, podważono prawdziwość wielu wydarzeń, w tym smoczych dziejów. Sprowadzono je do rangi mitów, a nawet uznano za mistyfikację. Dziś nikt nie wierzy w istnienie smoków, ale siła tego mitu jest olbrzymia. Trudno wyliczyć, w ilu miejscach można się z tym motywem spotkać. Od filmów, poprzez literaturę, bajki, do różnych dzieł sztuki i reklamy natrafiamy na wizerunki smoka. W odróżnieniu od strasznego stwora z poprzednich stuleci stał się on postacią przyjazną i najczęściej zabawną.

Zamek Królewski nad Wisłą w Krakowie, grafika, J. N. Głowacki, wydawca J. S. Minasowicz, 1836 r. (il. z domeny publicznej)

Podobnie jest z naszym smokiem wawelskim. Z groźnego potwora, uosobienia zła, w którego istnienie wierzono, stał się on tematem bajek i różnych miłych produktów. Przemiana nastąpiła dzięki naukowemu odrzuceniu tego mitu. Historyk Joachim Lelewel w 1824 roku napisał: „Dziś już nikt w smoki nie wierzy”.

Mit pokonania smoka wawelskiego utrwalił się głęboko w tradycji kultury narodowej. Jednakże ów smok nie był jedynym potworem krakowskim, tak jak nie był on jedynym smokiem w bajecznych dziejach polskich.

W „Rocznikach, czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego” napisanych przez wielkiego historyka, kanonika Jana Długosza, w XV wieku, mowa jest też o innej postaci potwornego pochodzenia. Czytamy tam o potworze, który żył w 1278 roku w pewnym jeziorze koło Krakowa: „W diecezji krakowskiej pewne jezioro rozciągające się na znacznej przestrzeni wzdłuż i wszerz miało złą sławę z powodu niepokojenia przez złe duchy wstrzymujące ludzi różnymi strachami i przeszkodami od łowienia ryb i użytkowania go. Kiedy więc w tym roku nadeszła surowsza niż zwykle zima, mieszkający w bliskim sąsiedztwie ludzie, pragnąc spróbować połowu w wymienionym jeziorze, wyjeżdżają na nie z pięcioma krzyżami, relikwiami świętych i chorągwiami. I gdy za pierwszym razem po zapuszczeniu sieci z wielkim wysiłkiem i trudem wyciągają jakby obciążony niewód, chwytają jedynie trzy małe rybki. Kiedy przy drugim zanurzeniu sieć kręciła się dokoła, na próżno się trudzili. Przy trzecim zaś zapuszczeniu sieci, które wyciągających kosztowało najwięcej trudu, okazało się, że schwytano i wyciągnięto strasznego potwora, którego oczy były czerwone, ogniste i płonące żarem, a kark kończył się kozią głową. Wszystkich zebranych ogarnęło na jego widok takie przerażenie, że zostawili krzyże i chorągwie i bladzi, i drżący rozbiegli się, gdzie popadło. U niektórych z nich wystąpiły chorobliwe wrzody. A potwór, napędziwszy ludziom strachu, skoczył do wody pod lód i jakby na skrzydłach latając i miotając się po całej przestrzeni jeziora, wywoływał straszliwy szum i łoskot”.

Historia pojawienia się tego rzekomego potwora musiała być głośna w wiekach średnich w Krakowie, skoro wiele lat później o tym zdarzeniu wspominał Jan Długosz. Być może miał on do czynienia z jakimiś bliżej mam nieznanymi dokumentami i relacjami na ten temat. Trudno jest w tym przypadku posądzać Jana Długosza wyłącznie o fantazję, ale też nie należy tej relacji traktować dosłownie, siłą rzeczy w dawnych czasach zacierała się granica między obiektywnym spojrzeniem na świat a jego fantazyjną i religijną interpretacją.

Też w świecie krakowskich bajek nasz smok wawelski nie jest jedyną smoczą postacią związaną z Krakiem, czy Skubą. Istniał też bajkowy rycerz Ćwiek jako pogromca smoka spod Wawelu. Kiedyś rozpowszechniano Bajkę o smoku, rycerzu Ćwieku i królewnie Lali.

Smok wawelski uzyskał rangę legendy też dzięki literaturze, a największy w tym wkład Józefa Ignacego Kraszewskiego — autora popularnego utworu O Kraku, smoku wawelskim, królewnie Wandzie. Zasługą tego wielkiego pisarza było też wprowadzenie wątku smoczej legendy i bohaterstwa Kraka do powieści historycznej Stara Baśń — jednego z najczęściej wydawanych dzieł literackich, aż po dziś.

Kraków, mury Wawelu, kamienna tablica, fot. M. Sikorski

Wawelska materia smocza, choć dziś to składnik świata bajek, przed stuleciami należała do bardzo istotnych treści naszej historii, gdyż wiązano ją z początkami Polski. Dzieje narodu polskiego, jak kiedyś myślano, zaczęły się od różnych dziwnych historii, w tym o pokonaniu potwora wawelskiego, a był to chwalebny motyw w naszej historiografii.

Dziś czyni się ze smoka wawelskiego — symbolu pokonanego zła u progu polskiej historii — przedmiot komercyjnych bajek i wielu produktów handlowych.

Jedną z przyczyn tej przemiany było odmitologizowanie postaci smoka wawelskiego spowodowane racjonalnym spojrzeniem na świat przyrody i religii. Od epoki oświecenia podważono prawdziwość wielu wydarzeń, w tym smoczych dziejów i sprowadzono je do rangi mitów, a nawet uznano za mistyfikację.

Mit narodowy nie powinien ulec zubożeniu, nawet jeśli jest on tak bajeczny jak nasz smok. Wawelska tradycja jest obrazem wiary narodu w siłę pokonania zła, a smokobójstwo uznawano za czyn rycerski i chwalebny.

Jednym z wielu historycznych świadectw trwania przez wieki wiary w prawdziwość historii ze smokiem wawelskim i bohaterskim czynem Kraka jest kamienna tablica pamiątkowa ufundowana przez księcia Stanisława Jabłonowskiego (1799 -1878), umieszczona na murze obronnym Wawelu przy Smoczej Jamie. Tablica powstała w 1871 roku. Wykonano ją w pracowni Edwarda Stehlika. Posiada ciekawą inskrypcję, która wskazuje na pochodzenie wiadomości, a mianowicie na dokument z byłego archiwum kancelarii królewskiej — chodzi o metryki koronne:

KRAKUS XIĄŻE POLSKI / PANOWAŁ MIĘDZY 730 — 750 R. /(PETERS. METRYKI KORONNE, FASC. 2, PAG. 40) / W TYM MIEJSCU JEST JAMA / W KTÓREJ ZABIWSZY DZIKIEGO SMOKA /OSIADŁ NA WAWELU I FUNDOWAŁ MIASTO KRAKÓW/ WYSTAWIŁ TE TABLICE STANISŁAW KSIĄŻE PRUS JABŁONOWSKI / KAP: ARTY: WOJSK POLSKICH.

Owa tablica odgrywała ważną rolę, przypominała w czasach zaborów o szczególnym wydarzeniu z dziejów narodu polskiego, dziś traktowanym jako bajeczna historia, o chwalebnym czynie jakim było pokonanie smoka — uosobienia zła.

Rozważania
o kościach smoka

Pokonanie smoka to czyn wielce chwalebny, bohaterski i ważny dla potomnych. Zabiciu smoka, jak dowiadujemy się z różnych mitologicznych czy hagiograficznych historii, towarzyszyły uroczystości, zakładanie miast, fundowanie świątyń oraz wystawianie smoczego trofeum. Gdy pokonano smoka, z którym walczył św. Jerzy, to od razu ufundowano kościół ku upamiętnieniu zwycięstwa i chwale Bożej.

Historia smoczego triumfu św. Jerzego była znana na Wawelu, bo pod tym wezwaniem powstała jedna z pierwszych wawelskich świątyń i znajdowała się ona tuż nad tzw. Smoczą Jamą.

Ze smokiem wawelskim związany jest też motyw triumfu, a przypominają o tym wiszące na ścianie katedry wawelskiej, tuż przy wejściu, olbrzymie kości. Przed stuleciami uważano je za autentyczne resztki po smoku wawelskim. Nikt nie sprzeciwiał się, że wiszą one w tak zaszczytnym miejscu, a znajdują się tam od stuleci. Ich wielowiekowe istnienie na ścianie katedry potwierdza list, który napisał krakowski uczony i podróżnik Marcin Fox do wielce uczonego Ulissesa Aldrovandiego — światowej sławy znawcy smoków: „Widzimy inne o wiele większe, wśród nich te, które wiszą w świątyniach zamku krakowskiego na łańcuchach”.

Kraków, katedra wawelska, fot. M. Sikorski

Kilkadziesiąt lat temu oceniono te kości pod względem naukowym i bez wątpliwości uznano je za prehistoryczne pozostałości wieloryba, nosorożca i mamuta. Nie mniej w tradycji historycznej uchodziły owe kości też za resztki po gigantycznych zwierzętach przedpotopowych, a do takich przecież należy według dawnych przyrodników smoki!

Sprawę smoka wawelskiego traktowano w przyrodoznawstwie poważnie. Przyrodnik i jezuita Gabriel Rzączyński (1664—1737) w dziele Historia naturalis curiosa Regni Poloniae, wydanym w 1721 roku pisał o smoku wawelskim i zwrócił uwagę też na zagadnienie smoczych kości.

Zadziwiający jest fakt, że umieszczono te kości w tak zaszczytnym miejscu, jak królewski dom modlitwy i nabożeństw, jakim była przecież katedra wawelska. Być może mamy tu do czynienia z ideą miejsca trofealnego, ze znakiem i przedmiotem upamiętniającym zwycięstwo nad smokiem. Jest to współistnienie dwóch równoległych wartości: świątyni, jako miejsca, w którym mocą sakramentu pokonuje się zło, oraz kości uważanych za resztki po smoku, którego w religii utożsamia się ze złem, ale pokonanym. To jakby współistnienie dwóch światów. Pierwszy to świat zła pokonanego przez sakrament mszy świętej, bo taką funkcję spełnia wawelska katedra, a drugi to świat zła pokonanego przez zwycięski czyn władcy polskiego, w rozumieniu dawnej historiografii. W to wierzono w zamierzchłych czasach. Smoka, czyli zło, pokonał jeden z pierwszych władców polskich, chociaż jeszcze nie chrześcijański, ale temu bliski, bo pokonał zło.

Kraków, Zamek Królewski na Wawelu, fot. M. Sikorski

Nie jest to przypadek, że przed stuleciami powieszono te kości w tak zaszczytnym miejscu. Stały się one bowiem na mocy swojej historii jakby relikwiami — pamiątkami zwycięstwa nad smokiem, potworem lub czymś jeszcze gorszym, ucieleśniającym wszelkie zło, smok wawelski bowiem czynił zło. Obecnie owe kości mają przypominać o smoczej legendzie. Przed stuleciami, w czasach kiedy każdy czyn i myśl religijna były kontrolowane (np. przez instytucję Inkwizycji), niedopuszczalne byłoby traktowanie tych kości jako substytutu legendy, tym bardziej w tak religijnym miejscu, jak katedra wawelska.

Kościół albo uznawał coś za zgodne z doktryną, albo odrzucał jako z nią sprzeczne i nie było kompromisu, tak jak nie ma kompromisu między prawdą a fałszem, dobrem a złem oraz Bogiem a szatanem. Zatem nie można mówić o przypadkowym zawieszeniu tych kości na ścianie katedry, lecz o celowej i to poważnie potraktowanej sprawie. Przecież to miejsce, którędy przechodzili królowie polscy, dostojnicy kościelni, wielcy teologowie, a także inkwizytorzy, którzy przecież przebywali w Krakowie. Nikt nie pozwoliłby na pogański czyn powieszenia kości, które nie były świętymi relikwiami, w tak ważnym dla chrześcijańskiego królestwa miejscu.

Kraków, Wawel od strony Wisły, fot. M. Sikorski

W tej sprawie chodzi o religijną interpretację zła, które jest realne, widoczne i, można powiedzieć, objawione. Kościół nawet dziś nie może odstąpić od uznania istnienia szatana. Byłoby to sprzeczne z teologiczną ideą zbawienia — według teologów najważniejszym celem istnienia Kościoła.

Szatan pokazywał się światu jako smok, a wyraźnie czytamy o tym w Apokalipsie. A święci Pańscy, jak zabijali smoka, głosili egzorcystyczne formuły, a nawet bili go krzyżem po łbie, bo znak Krzyża Świętego jest najmocniejszym egzorcyzmem.

Rzekome smocze kości wiszą obecnie na ścianie katedry wawelskiej w pobliżu dwóch gotyckich rzeźb, a mianowicie nad płaskorzeźbą przedstawiającą niebiańskiego pogromcę smoka, czyli św. Michała Archanioła, oraz w pobliżu rzeźby św. Małgorzaty — równie ważnej postaci ze świata smoczych pogromów ( te płaskorzeźby były przez pewien czas zamurowane, tzn. od lat trzydziestych XVII wieku do 1897 roku).

Mimo wszystko nasi przodkowie byli przekonani, że katedra wawelska, jako symbol władzy chrystusowej, wyrosła na wzgórzu, pod którym mieszkał tenże smok, głosi to owa bajeczna historia, lecz kiedyś uznawana za prawdę dziejową. Ten religijny motyw  pokonania zła objawionego jako smok był mocno zakorzeniony na  Wawelu. Świadczy o tym olbrzymia ilość zabytków przedstawiająca  świętych Pańskich walczących ze smokami oraz wiele innych wizerunków tego diabelskiego gada, które spotykamy na Wawelu i w innych miejscach Krakowa.

Kraków, kości prehistorycznych zwierząt, katedra wawelska, fot. M. Sikorski

Wawelska smocza historia, choć sięgająca pogańskich czasów, mocno wpisuje się w religijny chrześcijański motyw walki ze złem, bo smoki kojarzono w średniowieczu i też w późniejszych czasach z szatanem — największym złem.

Wzgórze wawelskie, związane z panowaniem władców polskich, to teren, na którym jako pierwsze świątynie wystawiono dwa kościoły poświęcone bożym pogromcom smoków, czyli św. Jerzemu (pierwsza wzmianka pochodzi z 1229 roku) i św. Michałowi Archaniołowi ( pierwsza wzmianka pochodzi z 1148 roku). W zamierzchłych czasach nad miejscem rzekomego smoczego mieszkania stała romańska świątynia, najprawdopodobniej pod wezwaniem rycerza smokobójcy św. Jerzego. O tej świątyni pisał w XVII wieku uczony ksiądz krakowski Piotr Hyacinth Pruszcz: „Także w Zamku ten kościół iest zaraz po przyjęciu Wiary Swiętey zbudowany”, ale kilka wieków wcześniej, bo w XV stuleciu, wymienił te kościoły Hartmann Schedel w swojej słynnej Weltchronik. Zapewne to nie był przypadek, lecz celowe nawiązanie do pogańskiej historii ze smokiem wawelskim, ale ideowo bliskiej chrześcijaństwu, mówiącej, że smoki, niezależnie od epoki i miejsca, były złem, szatanem i diabłem — przeciwnikiem wiary chrystusowej (dopiero w czasach nowożytnych zaczęto mówić o smokach jako zwierzętach, ale ich szatańska przeszłość nie została do końca przekreślona). Krak, chociaż jeszcze nieochrzczony, uważany kiedyś za jednego z historycznych władców, pokonał smoka, czyli zło. W ten sposób przygotował teren do zasiania chrześcijańskiej wiary. To też nie był przypadek. Historia ze smokiem związana z miejscem władzy królewskiej, z ideą władcy pokonującego zło, została celowo podkreślona przez polskich kronikarzy. Kultura chrześcijańska szukała w różnych postaciach historycznych lub mitycznych protoplastów dla swoich wartości: w Sokratesie widziano bożego męża, w Platonie i Arystotelesie bliskich Bogu mędrców, a w Aleksandrze Macedońskim z woli Boga doskonałego władcę. Do tego schematu pasował nasz pogański Krak i jego smocze czyny.

Kraków, wejście do katedry wawelskiej (po lewej kości prehistorycznych zwierząt), fot. M. Sikorski

Rzekome smocze kości na Wawelu — dziś turystyczna atrakcja, okazja do opowiadania o wawelskiej legendzie, zostały zawieszone nieprzypadkowo. Adam Mickiewicz napisał o zwyczaju wieszania kości na ścianach kościołów w sławetnym Panu Tadeuszu:


I to wiadomo także u starych Litwinów

(A wiadomość tę pono wzięli od rabinów),

Że ów zodyjakowy Smok długi i gruby,

Który gwiaździste wije po niebie przeguby,

Którego mylnie Wężem chrzczą astronomowie,

Jest nie wężem, lecz rybą, Lewiatan się zowie.

Przed czasy mieszkał w morzach, ale po potopie

Zdechł z niedostatku wody; więc na niebios stropie,

Tak dla osobliwości jako dla pamiątki,

Anieli zawiesili jego martwe szczątki.

Podobnie pleban mirski zawiesił w kościele

Wykopane olbrzymów żebra i piszczele.


Kościoły, szczególnie katedry w stolicach książęcych czy królewskich, wykorzystywano do manifestowania zwycięstwa nad wrogami, w tym nad szatanem. Czyniono to od średniowiecza aż po czasy nowożytne. W średniowieczu istniał zwyczaj wieszania w świątyniach wyprawionych skór krokodyli jako smoczych trofeów. Czynili tak rycerze powracający z wypraw krzyżowych.

Trofealne znaczenie rzekomo smoczych kości ma swój historyczny precedens. Otóż kronikarz Jan Długosz, autor tekstu o wawelskim potworze w swoich Rocznikach, ufundował w 1447 roku kościół w Raciborowicach i to pod wezwaniem smokobójczyni św. Małgorzaty. Był on przekonany o prawdziwości historii z wawelskim stworem. Z tego powodu dla upamiętnienia jego pokonania umieścił na ścianie kościoła rzekomo smocze kości (po kilku stuleciach okazały się one kośćmi prehistorycznego zwierzęcia, ale wiszą do dziś). Długosz wierzył, że są to kości smoka wawelskiego, które po eksplozji (po tym, jak go struto siarką i ogniem) zostały porozrzucane po całej krakowskiej ziemi.

Jak na ironię losu historia smoczych kości odżyła kilka lat temu, ale w zupełnie innym miejscu. Na Lisowicach na Śląsku odkopano bowiem resztki prehistorycznego gada, które po zrekonstruowaniu całości pokazały wygląd zwierzęcia podobny do typowych historycznych wyobrażeń smoka. Z tej przyczyny na podstawie kości zrekonstruowanego gada nazwano smokiem wawelskim i odrodził się mit smoczych kości, lecz nie w wyobraźni religijnej, ale w paleontologii.

Smoczy świat

Nie można mówić o historii mitu smoka wawelskiego bez rozważań nad istotą i znaczeniem smoka w dziejach kultury, teologii i religii. Nawet w dawnych naukach przyrodniczych, w niektórych traktatach poświęconych wężom czy gadom w szerokim rozumieniu, wspominano o naszym smoku wawelskim. A jak bardzo ważne były owe rozważania o smokach, świadczy m.in. problem losu tych rzekomych istot w czasie biblijnego Potopu.

W dawnych czasach pewni teologowie i przyrodnicy zastanawiali się nad tym, czy w biblijnej arce Noego znajdowały się też smoki, bo przecież te dziwne istoty według owych uczonych należały do świata zwierząt. Podobnie było ze wszelkiego rodzaju potworami, a owe istoty nie miały nic wspólnego z bożym porządkiem świata i uznawano je za diabelskie objawienie.

Znawca tego zagadnienia i autorytet w smoczej dziedzinie, jezuicki uczony Athanasius Kircher (1602—1680), autor dzieła Arche Noe wydanego w 1675 roku napisał, że Noe wprowadził z dziwnych zwierząt tylko syreny i gryfy do Arki, natomiast nic nie wspomniał o smokach, że były tam, bo one żyły w świecie podziemnym, czyli w piekle.

Smok, „Liber floridus” (wyd. późniejsze), Lambert z St. Omar, 1460 r. (il. z domeny publicznej)

To daje wiele do myślenia, gdyż wskazuje, że Bóg nie darzył sympatią tych zwierząt, skoro nie zabrano ich do arki. Do końca nie jest pewne Boże stanowisko w tej sprawie, gdyż Jezus tolerował te szatańskie potwory. Dowiadujemy się o tym z apokryfów. W Ewangelii Pseudo-Mateusza, dziele powstałym u progu chrześcijaństwa, czytamy o spotkaniu Dzieciątka Jezus ze smokami: „Nagle z groty wyszło wiele smoków, na których widok dzieci zaczęły krzyczeć ze strachu. Wtedy Pan, który nie skończył jeszcze dwu lat, zsunąwszy się z kolan matki, stanął przed smokami, one zaś oddały Mu hołd i odeszły. I wtedy spełniło się to, co zostało powiedziane przez proroka psalmistę: Chwalcie Pana z ziemi, smoki i wszystkie głębiny morskie″. Sam zaś mały Jezus szedł z nimi, aby nikomu nie szkodziły. Lecz Maryja i Józef mówili między sobą: «Lepiej byłoby dla nas, żeby te smoki nas zabiły, niż Dzieciątko zraniły»”.

Apokryfy, jako pisma pełne fantazji i nieprawdopodobnych historii, należały do popularnych dzieł religijnych. Do IV wieku powszechnie czytano je na równi z czterema Ewangeliami. Mimo że uznano je za pisma niekanoniczne, pozostały w użyciu, kształtowały wiele wyobrażeń plastycznych sztuki sakralnej (np. krakowski ołtarz mariacki jest dziełem opartym na apokryficznych utworach dotyczących życia Maryi). Dopiero w XVI wieku całkowicie je odrzucono, kiedy to na soborze trydenckim utworzono ostatecznie kanon biblijny. Jednak ciągle miały wpływ na literaturę religijną i sztukę sakralną.

Antychryst na smoku, ilustracja z „Liber floridus”, 1190—1120, Lambert z St. Omer (il. z domeny publicznej)

Nie tylko z apokryfów dowiadujemy się o smokach, ale i z Biblii. To ona, obok mitologii, ukształtowała w chrześcijańskich umysłach przekonanie o istnieniu smoków. Chrześcijański obraz świata musiał być zgodny z Biblią, a skoro w niej jest mowa o smokach, zatem przyjęto bezkrytycznie za pewnik ich istnienie. Oto kilka biblijnych smoczych przykładów: „…ich wino jest jadem smoków” Pwt 32, 33; „Czy jestem morzem lub smokiem głębiny, żeś straże przy mnie postawił? Hi 7, 12; „Ty ujarzmiłeś morze swą potęgą, skruszyłeś głowy smoków na morzu” Ps 74, 13; „Będziesz stąpał po wężach i żmijach, a lwa i smoka będziesz mógł podeptać” Ps 91, 13; „Wolałbym mieszkać z lwem i smokiem, niż mieszkać z kobietą przewrotną” Syr 25, 16; „…a owocem jej będzie smok skrzydlaty” Iz 14, 29; „Czyżeś nie Ty poćwiartowało Rahaba, przebiło Smoka” Iz 51, 9; „Niby smok mnie pochłonął, wypełnił swe wnętrzności moimi rozkoszami” Jr 51, 34; „Był wielki smok, czcili go Babilończycy” Dan 14, 23; „Oto wielki Smok barwy ognia” Ap 12, 3; „I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą” Ap 12, 4; „Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem” Ap 12, 7; „I został strącony wielki Smok” Ap 12, 9; "..kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię” Ap 12, 13; „…i pochłonęła rzekę, którą Smok, ze swojej gardzieli wypuścił. I rozgniewał się Smok na Niewiastę”: Ap 12, 16—17; „A Smok dał jej swą moc” Ap 13, 2; „I pokłon oddali Smokowi” Ap 13, 4; „I pochwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan” Ap 20, 2. Oczywiście obok tego Biblia mówi o Rahabie, Lewiatanie i Bestii, ale i tak wszystko to było kojarzone ze smokiem.

Apokaliptyczne smocze wizje św. Jana na wyspie Patmos, obraz Tobiasa Verhaechta i Gillisa Coigneta, 1598 r. (il. z domeny publicznej)

Człowiek poprzednich epok traktował Biblię dosłownie: świat stworzono w ciągu sześciu dni, a Ewa powstała z żebra Adama, był też potop i wieża Babel, a Jezus zamienił wodę w wino, a więc i inne treści biblijne muszą być prawdziwe, zatem i smoki. Problemem w interpretacji Biblii dziś pozostaje sprzeczność między faktem a symbolem w stosunku do dawnej egzegezy. To, co kiedyś w Biblii uznawano za rzeczywiste, współcześnie próbuje się interpretować jako symbol — bo tak najwygodniej. Dziś mówi się, że biblijny smok to symbol, ale dawni egzegeci i wielcy teologowie traktowali go jako realną istotę.

W świecie chrześcijańskim głównie Biblia kształtowała i uzasadniała wiarę w istnienie smoków. Ojcowie Kościoła, pierwsi egzegeci i twórcy fundamentu chrześcijańskiej teologii wierzyli w prawdziwość tego, co jest napisane Biblii, i w komentarzach do poszczególnych jej ksiąg pisali o istnieniu smoków.

Benedykt Chmielowski, „Nowe Ateny”, 1745 r., tekst o smokach (il. z domeny publicznej)


Benedykt Chmielowski, „Nowe Ateny”, 1745 r., tekst o smokach (il. z domeny publicznej)

Zdarzało się nawet, że autorami rozpraw o smokach byli duchowni. Jeden z najbardziej uczonych zakonu jezuickiego, wspomniany wcześniej Athanasius Kircher w dziele Mundus subterraneus, wydanym w 1678 roku, pisał o smokach, a nawet wymienił kilka postaci świętych, którzy mieli do czynienia z tymi stworami. Duchownym był Benedykt Chmielowski, autor wydanego w roku 1745 słynnego dzieła pt. Nowe Ateny albo akademia wszelkiey scyencyi…, w którym czytamy m.in. o pochodzeniu smoków: „Smok iest także z Wężów rodzaiu; gdy Wąż w mieyscu ukrytym, wygodnym przez długość lat, do wielkiego przyidzie wzrostu, nawet y skrzydła mający, nie z piór more Ptaków, ale z błonek y skóry jak niedoperz (sic!). Natale solum daie mu Pliniusz Murzyńską Ziemię. Ex mente Kirchera rodzą się smocy iako y inne Monstra z pomieszania nasienia circa coitum”.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 37.92
drukowana A5
Kolorowa
za 61.12