Rozmowy zmarłych
Książka ze specjalną dedykacją dla tych,
których życzeniem jest
jeszcze piękniej żyć.
Partnerzy wydania
Telewizja TVS Sp. z o.o.
Wydawca tygodnika Gwarek i portalu gwarek.com.pl
Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Gwarek Śląski”.
Recenzje Agi
—
W książce nie występują żadne imiona, nazwiska, miejsca własne
Może się jednak zdarzyć tak, że ktoś bardzo mocno będzie chciał odnaleźć w tym wszystkim siebie. Dlatego…
„Zbieżność wyłuskanych historii, czy też opisywanych zdarzeń, jest całkowicie przypadkowa”.
Użyte w książce dialogi są całkowicie wymyślone na potrzeby tej książki.
Dzień się powoli kończy
Ktoś się śmiał, ktoś płakał…
Jednak wszystkich nas łączy
Jedna wielka tęsknota…
Za kim tęsknisz?
Za czym tęsknisz?
Oplata nas i zaciska.
I łzy wyciska.
Ze szczęścia.
Ze smutku.
Z żalu i radości
Niech dobry wieczór dobrą noc ugości…
Wstęp
Nie wiem o czym zapomniałam
Zatrzymałam się
W twych oczach.
W twych oczach
Zobaczyłam własne szczęście…
I poszłam dalej.
Nie wiem gdzie
Ani dokąd też już nie wiem.
Może szukać twego szczęścia?
Nikt tego nie wie…
Sam na sam ze sobą
W tym momencie jestem.
Jestem kimś lub raczej czymś niedookreślonym.
Siedzę przy ogromnym stole i zastanawiam się dla kogo tak na prawdę żyję.
Dla męża?
Dla syna?
Dla Matki Rodzicielki?
Dla kota?
Tak. To dla nich żyję. A powinnam żyć dla siebie. Chociażby z tego względu, że oni wszyscy żyją dla siebie. I to żyją pełnią życia.
Jak to jest chłonąć wszystko to, co daje dzień i co przynosi ze sobą noc?
Nie nauczyłam się żyć. Ja cały czas trwam w tej mojej formie przetrwalnikowej. Minuta za minutą. Godzina za godziną. Dzień za dniem. Tydzień za tygodniem. Miesiąc za miesiącem. Rok za rokiem.
Jakbym za życia położyła się w trumnie i tylko czekała na ten ostateczny moment, kiedy ona zabierze mi nawet to. Ona — Śmierć.
Dlaczego na nią czekam?
Bo to taka kolej rzeczy.
Kiedy uśmierciły mnie te wszystkie złe i cholernie złe słowa, a ja stałam się nikim, zabrakło już nadziei na to, że mogę pięknie żyć.
Jeżeli nie mogę pięknie żyć, to mogę pięknie umierać. Minuta za minutą. Godzina za godziną. Dzień za dniem. Tydzień za tygodniem. Miesiąc za miesiącem. Rok za rokiem.
Czuję coraz większe zmęczenie. Męczy mnie to oczekiwanie na swój koniec, chociaż samych myśli o śmierci nie doświadczam. Już nie doświadczam. Porzuciłam je w momencie, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawę moja śmierć tylko niektórych ucieszy.
Wprawi w swojego rodzaju błogostan. Odetchną z ulgą. Nie pojawi się żal i płacz. Nie będzie rozpaczy, ale śmiech. Otuli ich szczęście, a nie poczucie straty.
Jak zareagują na składane kondolencje? Maską. To akurat przychodzi im najłatwiej. Ubrać maskę i poudawać przez kilka minut. Żaden problem!
A potem staną nad moim grobem i spluną na pomnik, który nie wiem dlaczego, ale nie jest nawet w moim wyobrażeniu.
Już od pewnego czasu wszystko to, co sobie jestem w stanie wyobrazić, przeradza się w rzeczywisty kształt. Czy to pragnienia, czy to dążenia. Nieważne jest to o czym myślę. Nagle staje się realnym. Tak po prostu.
Czy jestem w stanie wyobrazić sobie własną śmierć?
Nie muszę jej sobie wyobrażać.
Zastanawiam się jedynie nad tym, co będzie działo się w głowach tych, którzy opluwając płytę nagrobną będą mieli nadzieję, że ja odczuję to splunięcie jako spadające krople deszczu.
A potem odwrócą się na pięcie i jak najszybciej oddalą się od tego miejsca, które w tym momencie staje się czymś nierealnym. Czymś nieistniejącym. I już do końca ich życia.
Człowiek żyje po śmierci tak długo, jak długo pozostaje w czyjejś pamięci.
Czy mogę liczyć na ich pamięć?
Ależ owszem! Nie raz pojawię się w ich rozmowach!
To, co mnie teraz pociesza to to, że o zmarłym źle się nie mówi.
Tylko co według nich jest złem? Uważają, że cała ja jestem złem.
Czyli liczyć mogę na to, że nie stanę się tematem do rozmów. Żadnych rozmów.
Wyraziłam swojego rodzaju prośbę. I to zupełnie bzdurną. Nie uszanują. Przecież wiem, że będę na ich językach jeszcze przed dłuższą chwilę.
Ten krzyk przepełniony nienawiścią nigdy nie zamieni się w szept przepełniony miłością.
To życzę sobie niepamięci…
Skoro właśnie w taki sposób wyraziłam swoją ostatnią wolę, to mogę zająć się przyziemnymi sprawami. A więc życiem.
Mąż, Syn, Matka Rodzicielka i kot.
Układam się w ich życiu wygodnie.
— Pamiętaj kochany, że ja nie chcę być skremowana — oznajmiłam swoją wolę Już Mężowi.
— Dupa po śmierci nie rządzi — odpowiedział z niepewnym uśmiechem.
— Wiesz dobrze, że boję się ognia jak wody.
— Wiem, ale ja nie będę chyba miał wiele do powiedzenia. Wiesz dobrze, że teraz wszyscy zmarli podlegają kremacji.
— Nie zamierzam jeszcze umierać. A tym bardziej na Covid-19.
— Nie wiem czy ten mały skurczybyk ciebie posłucha — roześmiał się Już Mąż.
Westchnęłam.
Chyba najgorsze z tego wszystkiego jest to, że człowiek nie jest w stanie przewidzieć w jaki sposób jego organizm zareaguje na wirusa.
Wiara czyni cuda!
A nadzieja matką głupich…
Dwie torby ułożone jedna na drugiej. Przytulone, jak mąż do żony.
Na wszelki wypadek spakowałam nam najpotrzebniejsze rzeczy. Na wypadek naszej hospitalizacji.
Jeszcze przed pandemią postanowiłam sobie, że nie pozwolę aby mnie skremowano. Nie da się przecenić chwili kiedy przed najbliższymi pojawia się trumna z ciałem. Urna to już nie to samo… Prochy to tylko wspomnienie, a ja do samego końca chcę być. Ciałem być.
Dziwnie nawiązuję do życia. Słowa ułożą się w śmierć czy ułożą się w życie?
Zaproszenie
Widzę jak ciarki przechodzą po Twoich plecach.
Nie masz pojęcia jak dobrze Cię rozumiem. Czujesz strach przed tym, czego za chwilę dotkniesz. Też bym czuła, gdyby ktoś zaproponował mi spotkanie ze zmarłymi.
Czujesz, że wydarzy się coś zupełnie nieoczekiwanego.
Pojawiło się na Twojej twarzy zdziwienie? Nic nie szkodzi. Nie raz, nie dwa, doświadczysz tego odczucia.
Owszem wchodzę w świat, w którym panuje strach. Nie jest to jednak strach przed śmiercią lub też zmarłymi, chociaż tytuł książki na to może wskazywać.
Zapytasz czego możesz się obawiać?
Odpowiem, że niczego nie musisz się obawiać.
Jeżeli tylko pięknie żyjesz i żyjesz tak, żeby innym pozwolić pięknie żyć, to niczego nie musisz się obawiać.
— Co za bzdura! — krzyknął Człowiek — Nikt przez całe swoje życie nie jest w stanie pięknie żyć. Przecież zdarzają się sytuacje, które wręcz zmuszają nas do takich, a nie innych zachowań. I niejednokrotnie nie są to akceptowalne zachowania.
Przedstawiam Wam mój wewnętrzny głos. Nazwałam go „Człowiekiem”.
To właśnie z jego udziałem będą toczyły się rozmowy zarówno z żywymi, jak i ze zmarłymi. Siedzi skurczybyk w niejednej głowie. Gdyby jednak miał przypadłość siedzenia cicho, to zapewne nie byłoby tematu. Ale on krzyczy, krytykuje, podpowiada, dopytuje. Tak. Stawia ogromną ilość pytań.
To on poprowadzi Cię moja Droga Czytelniczko, mój Drogi Czytelniku, przez zawiłości tej gry, która odbywa się między światłem, a cieniem.
Czym jest światło? Życiem.
Czym jest cień? Śmiercią?
Nie.
To zachowanie, którego już nikt nigdy nie potępi.
Człowiek wywoła zapewne w Tobie refleksję. Zrobi to dokładnie tak samo, w jaki sposób wywołał refleksję we mnie.
Czy się buntowałam? Nie. W końcu to tylko rozmowa. Rozmowa, która trwa kilka minut Twojej uwagi.
Czy oni się buntowali? Zmarli? Nie.
Nie pozwoliłam im na to.
— Tak, ty nie pozwoliłaś, ty! — zdenerwował się Człowiek.
— Tak, ja nie pozwoliłam.
— Przecież to ja poprowadzę te wszystkie rozmowy.
— I co z tego? Jesteś moim głosem. Głosem w mojej głowie. Niczym więcej.
— Tylko tyle? Tylko głosem? — zdziwił się Człowiek.
— Masz rację. Nie tylko. Jesteś refleksją. Jesteś pytaniem i odpowiedzią. Jesteś… Już przecież o tym napisałam.
— Zawsze marzyłem o tym, aby stać się dla Ciebie kimś ważnym.
— Zawsze byłeś i zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym.
— A możesz mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego do tej pory tak bardzo mnie uciszałaś?
— Wiesz, że nie lubię krytyki — odpowiedziałam dobrze wiedząc, że dokładnie znał już moją odpowiedź.
— Uciszałaś mnie nie tylko wtedy, kiedy pragnąłem, abyś choć na chwilę się zatrzymała. Ty zatrzymywałaś mnie wtedy, kiedy budowałem poczucie twojego szczęścia.
— Ja nie potrafię być szczęśliwą.
— Ależ potrafisz!
— No dobrze. Były momenty w moim życiu, kiedy dotykałam szczęścia.
— Masz rację. Dotykałaś. Nigdy się w nim nie potrafiłaś w pełni zanurzyć.
— Nikt mnie tego nie nauczył.
— Nie pozwoliłaś mi na to. A bardzo tego chciałem.
— Żyję porażką. Niczym więcej.
— Żyjesz szczęściem innych.
— Dopóki mi na to pozwalają.
— A tu się muszę z tobą zgodzić.
— Już sam twój wstęp do tej książki jest zlepkiem przeciwieństw.
— Cała składam się z przeciwieństw to jakże mogłoby być inaczej?
— Skomplikowana z ciebie kobieta. Ale to nie jest najważniejsze.
— A co jest? Nauczyć się doceniać? Siebie doceniać?
— A wiesz, że to całkiem dobra droga?
— Droga do szczęścia?
— Tak.
— Nie jest za późno?
— Na bycie szczęśliwym nigdy nie jest za późno.
— Oni mi na to nie pozwolą.
— Sama sobie na to nie pozwalasz.
— Boję się.
— Boisz się być szczęśliwą?
— Boję się momentu, kiedy to szczęście utracę. Już tak bywało.
— Masz piękne początki, które pozostają tylko początkiem. Zanim na dobre się rozkręcisz to gaśniesz.
— Jak znicz.
Sam na sam ze sobą :
Człowiek zamilkł. Ja zamilkłam.
Wolę milczeć w sytuacji kiedy ściągam maskę i staję się prawdą.
Ale czy Ty, moja droga Czytelniczko, mój drogi Czytelniku, w tych rozmowach doświadczysz mojej prawdy czy ich prawdy?
— Zawsze to będzie twoja prawda — zauważył Człowiek.
— Raczej moja perspektywa. Bo to wszystko czego podczas czytania doświadczy Czytelniczka bądź Czytelnik to właśnie mój pogląd na pewne zdarzenia…
— Widziałem konspekt. Trudne życie, trudna śmierć.
— Skup się! — postawiłam Człowieka do pionu.
— Przecież ja cały czas jestem skupiony — odgryzł się.
— To nie książka o śmierci..
Proszę.
Błagam.
Klęczę.
Wzdycham.
Czasami tak trzeba…
Bym była.
Bym zaistniała.
Czasami tak trzeba…
Bo nie puste są jej strony.
Trochę jak niebo…
Gwiazdy jak słowa.
Są.
Zawsze są.
Nawet jak ich nie widać.
Są.
Więc są.
Gwiazdy i słowa… jak ja
Rozdział 1. Martwi za życia
Położyłam dłoń na Twojej
I odwróciłam głowę do innego świata.
Zapragnęłam być i tu.
Zapragnęłam być i tam.
Nie pytaj w którym świecie jestem.
W każdym szczęśliwa.
Nie pytaj dlaczego w nich jestem.
W każdym odnajduję siebie.
Ciebie i ciebie i ciebie też.
Położyłam dłoń na Twojej
I spojrzałam w tu i w tam.
I jest mi z tym dobrze…
Sam na sam ze sobą :
Założyłam pięknie żyć i to, co z tego życzenia pozostało, to tylko westchnienie na samą myśl o pięknym życiu.
Ile razy można siebie restartować i rozpoczynać życie od nowa? W moim przypadku dobre kilka razy. Na samą myśl o tych wszystkich sytuacjach, kiedy za życia umierałam, a następnie rodziłam się na nowo, robi mi się niedobrze. Ile energii życiowej człowiek potrzebuje by wdrożyć kolejną zmianę do bycia lepszą wersją siebie? Zbyt dużo. Za dużo. Dużo za dużo.
Spalam się.
Tak za każdym razem, kiedy podejmuję próbę uratowania własnego jestestwa.
Jednak za każdym razem prawie dobijam do dna. Od tego „bycia nikim” dzielą mnie dosłownie centymetry.
Mogłabym poprosić o pomoc.
Tylko kogo? Kto mógłby mi pomóc stać się kimś?
Rozglądam się po ludziach i powoli zaczynam już nie wierzyć. Nie, nie jest tak, że jestem niewierząca. Nie, nie jest tak, że jestem niewierna. Zarówno wierzę, jak i jestem wierna.
Jak pies.
On wtedy wyciąga do mnie rękę i głaszcze. Potem tą samą ręką karci.
Po co więc prosić o pomoc? Nie lepiej po prostu odejść w nicość?
Martwa za życia.
Świetne określenie sytuacji, w której znajduję się od dłuższego czasu.
Świat, w którym żyję to urna. Piękna jest. Współgra ze mną światłem i cieniem. Współgra z innymi prawdą i kłamstwem. Zdobią ją wszelakie emocje, których ja już nie jestem w stanie odczuwać.
— Jesteś bardzo miłą i empatyczną osobą — odezwał się nagle Człowiek.
— Ty na prawdę sądzisz, że to co sobą reprezentuję, to jest prawdziwe? — odpowiedziałam pytaniem.
— A nie jest?
— Nie, nie jest.
— To po co budujesz taki wizerunek? — zapytał zdziwiony.
— Mam niesamowitą umiejętność dopasowania się do danej sytuacji i do ludzi. A raczej do ich oczekiwań.
— Ty mówisz tak na serio?
— Tak.
— A ja uważam, że w tobie są emocje. Te prawdziwe emocje.
— Może.
— To „może” zabrzmiało jakbyś ich nie dostrzegała.
— Wiem.
— Co wiesz?
— Wiem, że to co sobą reprezentuję jest komuś potrzebne. W danej chwili potrzebne.
— Czyli to czym jesteś, to spełnienie czyjegoś wyobrażenia?
— Tak.
— Możesz się rozwinąć?
— Mogę.
— Poproszę.
Sam na sam ze sobą :
Zastanawiam się ile razy zastygałam w jednej pozie chcąc stać się niewidoczną dla świata. Zwykły szary człowiek. Kobieta bez kobiecości. Kilka razy przez głowę przebiegły myśli o samobójstwie. Uśmiercić siebie jest stosunkowo łatwo. Tylko, że ja chcę żyć. W sumie chodzi mi tylko o jedno. Być martwą za życia. Dla siebie, bo dla innych niekoniecznie.
Każdą emocję można zagrać. Potrafię przekonać siebie, że czuję miłość, nienawiść, tęsknotę. Potrafię przekonać innych, że czuję miłość, nienawiść, tęsknotę. A potem zagrać tą emocją. Ludzkie pragnienia stają się przepiękną scenerią, kiedy wchodzę w rolę.
Chcesz żebym cię kochała? Kocham cię.
Chcesz żebym kogoś znienawidziła? Już nienawidzę tego kogoś.
Chcesz żebym tęskniła za czymś, za czym ty tęsknisz? Tęsknię bardzo.
Możesz mi współczuć, że to wszystko co sobą reprezentuję to tylko jedno wielkie udawanie. A ja tobie odpowiem, że to tylko umiejętność zastosowania dystansu retorycznego. Pusta bańka emocjonalna, która pojawia się w okolicy serca. Na zewnątrz grają emocje. W środku nie ma nic.
Dosłownie nic.
— Wygodnie tak? — zapytał Człowiek.
— Bardzo — odpowiedziałam bez zastanowienia.
— To jeżeli jest tak jak mówisz, to nic nie stoi na przeszkodzie by faktycznie określić ciebie martwą za życia.
— Przyznaję, że powyższe potwierdzenie traktuję w kategorii daleko idącej szczerości. Tylko czy ja jestem w tym wszystkim szczera? Niejedna osoba zadaje sobie teraz tego typu pytanie.
— No to więc jesteś szczera? — zapytał Człowiek.
— Do bólu — odpowiedziałam.
— Skąd możesz wiedzieć czym jest szczerość skoro całe życie udajesz?
— To, że nie potrafię odczuwać własnych emocji zupełnie nie koliduje z tym, jak w cudowny sposób jestem w stanie odczytywać innych. Ludzie, których nie cechuje dystans retoryczny, są nad wyraz prawdziwi. Można by rzec, że nad wyraz szczerzy. Karmią mnie sobą.
— Jesteś przecież martwa za życia. Nie potrzebujesz jeść — skwitował Człowiek.
— Czy ja wyzbyłam się własnej duchowości?
— Co masz na myśli? — dopytał.
— Pozostaję w pełnej świadomości, że ludzie ze mną są z perspektywy własnych intencji. Czyli coś ode mnie chcą. To „coś” może być wszystkim, ale równie dobrze może być niczym. Bo są ludzie, których jedyną intencją obcowania ze mną jest to, aby mnie nie było.
— Skomplikowane — podsumował moją wypowiedź Człowiek.
— Tak, skomplikowane dla innych. Nie dla mnie. Dla mnie to proste. Wręcz śmieszy mnie zachowanie tych ludzi. Wychwytuję moment, kiedy wyzwala się w nich inicjatywa. Już od wejścia potrafię wychwycić moment z jakim nastawieniem ktoś do mnie podchodzi.
— Skąd masz taką umiejętność? — zapytał Człowiek.
— Umiem obserwować ludzi.
— Niewystarczające by wychwycić chociażby cynizm. To czy człowiek jest cyniczny, czy też nie jest cyniczny, dowiadujemy się w późniejszym czasie. A tego czasu musi dużo upłynąć. Wiele zachowań zaistnieć.
— Chyba żartujesz! — krzyknęłam.
— A nie jest tak, jak mówię?
— Zupełnie nie jest. Jeżeli dla drugiego człowieka jesteś tylko przedmiotem, to można wyczuć to od razu na wejściu. Już po pierwszych gestach. Chociażby w momencie, kiedy podaje tobie rękę, aby się z tobą przywitać.
— Co wtedy czujesz? — zapytał Człowiek.
— Przecież dobrze wiesz, że ja nic nie czuję.
— Nie rozumiem.
— Dobrze rozumiesz.
Sam na sam ze sobą :
Kiedy do ręki bierzesz kubek, to czy zastanawiasz się nad tym czy odwzajemni twoje emocje, które towarzyszą tobie w tym momencie? Nie. Kubek — martwa rzecz. Spoglądasz na niego, chwytasz za ucho. Może jedynie uważasz, aby mu się nic złego nie stało. Musi tobie posłużyć do realizacji twojego pragnienia.
Tak jest z ludźmi, którzy traktują przedmiotowo. Podają rękę, ale nie oczekują abym w tym samym momencie wybuchła całą paletą pozytywnym emocji. W dupie mają moje emocje i to, czy właśnie je urazili czy też nie.
— Ty nie masz w sobie emocji — zauważył Człowiek.
— Dlatego nie obrażę się w momencie, kiedy ktoś będzie po nich podeptał. Nie obrażę się, kiedy stanę się po prostu kubkiem. Wróćmy jednak do bycia przedmiotem. Martwym przedmiotem. Mam przed sobą człowieka, który cynicznie stara się swoim zachowaniem wzbudzić we mnie pragnienie bliskości.
— Po co komu bliskość z tobą skoro chce cię uśmiercić? — przerwał moją wypowiedź Człowiek.
— Jest mu ta bliskość potrzebna do realizacji celu.
— Jaki cel może osiągnąć człowiek, biorąc pod uwagę, że właśnie teraz cię uśmierca? To nielogiczne.
— Jego cel nosi moje imię.
— Myślałem, że z twoją pomocą ma coś w życiu do zrobienia. Do osiągnięcia.
— Myliłeś się. Do zrobienia ma jedno — uśmiercić mnie za życia. — Myślisz, że jest to cel krótkoterminowy? Nie. Założony proces realizacji celu jest długodystansowy. Po drodze są etapy.
Sam na sam ze sobą :
Etap pierwszy — przyjaźń.
I tutaj wrócę do przedmiotu. Martwego przedmiotu. Kiedy patrzysz na niego to tak na prawdę nic was nie łączy. Żadne więzy nie grają tutaj roli. Chodzi o sam fakt zaistnienia w jego obrębie.
Ludzie uważają, że przyjaźń jest przepiękną wartością, ale przecież jesteśmy w stanie zaprzyjaźnić się z przysłowiowym kubkiem. Lepiej smakuje kawa wypijana z kubka, z którym się zaprzyjaźniłeś.
Etap drugi — nawiązanie bliskości.
Nie dzieje się to w jednej chwili. Ten, którego celem jest uśmiercenie mnie zawsze rozkłada ten etap na poszczególne zadania.
Krótkie rozmowy od czasu do czasu. Dłuższe rozmowy od czasu do czasu.
Krótkie rozmowy coraz częściej. Dłuższe rozmowy coraz częściej.
Proste pytania. Szczegółowe pytania.
Jedna wielka prowizorka w momencie okazywania zainteresowania moimi sprawami.
Ludzie jednak są naiwni. Myślą, że jak pojawia się zainteresowanie, to już można na danego człowieka się otworzyć. W pełni otworzyć. Wylać z siebie to co boli.
Fakt. Z reguły wylewamy z siebie to, co nas boli. Krzywda ludzka zbliża, ale też dostarcza masę informacji o nas samych.
I te informacje zostaną w perfidny sposób wykorzystane.
— Skoro o tym wiesz, to po co poddajesz się temu perfidnemu zabiegowi? — zapytał Człowiek.
— Wiesz jak to jest być o jeden krok przed kimś?
— Domyślam się.
— Dupa. Wcale się nie domyślasz.
— Nie obrażaj mojej inteligencji.
— A ty nie bądź cyniczny.
— Mam umiejętność przewidzenia kolejnego kroku.
— A ja mam umiejętność niedopuszczenia do kolejnego kroku. No chyba, że chcę. A zazwyczaj chcę.
— Dlaczego?
— Nigdy nie pytaj dlaczego.
— To jak mam dopytać o to czemu zazwyczaj chcesz dopuścić do kolejnego kroku? — zdziwił się Człowiek.
— Już zapytałeś. A jak zapytałeś to odpowiem.
— Pusta bańska emocjonalna jest swojego rodzaju ochroną. Nie boję się wejść w kolejne etapy realizacji celu tego, który chce abym stała się martwa. Nie boję się, bo już jestem martwa. Poza tym potrzebuję w życiu trochę rozrywki.
— Bawisz się ludźmi?
— Bawię się ich zachowaniem.
— Czyli ludźmi.
— Nie. Ludzi pozostawiam w spokoju. Szacunek.
— Nie bardzo rozumiem, ale może mi wytłumaczysz.
— Mam tłumaczyć tobie czym jest szacunek?
— To wiem. Nie bardzo wiem czy zabawa czyimś zachowaniem może być traktowana jako poszanowanie drugiego człowieka.
— Oko za oko.
— Jak to?
— Przecież ja dokładnie wiem jaka intencja przyświeca człowiekowi, który właśnie ma ochotę wzbudzić we mnie poczucie bliskości. Myślisz, że ta właśnie intencja mieści się w kategorii poszanowania mojej osoby?
— Masz rację. Ale to nie dotyczy wszystkich. Są przecież ludzie, którzy ciebie szanują. Jesteś dla nich ważna.
— Nie ja. W tej całej układance w ramach nawiązywania bliskości, to oni są dla siebie ważni. Ja tutaj nie gram żadnej roli. Ja jako człowiek jestem nieważna. Ja jako żona jestem ważna, czyli ważna jest rola, którą na co dzień odgrywam. Rozumiesz?
— Czyli rola matki dla Twojego syna jest ważna, ale już sama jesteś dla niego nieważna? Dobrze rozumiem?
— Tak.
— Pozwól, że temat pociągnę dalej. Ty dla swojej Matki Rodzicielki jesteś dzieckiem, dla którego ona jako człowiek jest nieważna, ale ważna jest rola matki, którą ona stara się realizować jak najlepiej tylko potrafi. Tak jest?
— Zupełnie nie tak.
— Pogubiłem się. I chyba każdy na tym etapie jest w stanie się pogubić.
— Dla mnie każdy człowiek jest ważny. Bez wpływu pozostaje rola, którą w życiu odgrywa.
— Czyli to działa tylko w jednym kierunku?
— Tak. Dla nich ja jestem nikt, liczy się tylko to w jaki sposób realizuję się jako żona, matka, córka.
— Teraz już rozumiem. Skąd u Ciebie aż tak ogromny brak wiary?
— W co lub w kogo?
— Brak wiary w to, że jesteś ważna bez względu na rolę, którą odgrywasz.
— Ludzi doceniasz po czynach.
— Czyli czujesz się doceniana?
Sam na sam ze sobą :
Zrobiłam w życiu dużo złego. Taki ogromny bagaż porażek, który doprowadził do sytuacji, kiedy odwróciła się ode mnie niejedna osoba. Ci, którzy prowizorycznie wybaczyli, tylko czekali na moment, kiedy za te wszystkie wyrządzone im krzywdy odpokutuję.
— To dlatego teraz, będąc kobietą w średnim wieku, wszystkie twoje starania można odczytywać jako pokutę?
— Raczej jako zadośćuczynienie. Tak do tego przywykłam, że sama doprowadzam w pewnym momencie do swojego rodzaju katastrofy w relacjach, aby następnie móc się zreflektować.
— Ty się chyba na prawdę nudzisz — zaśmiał się Człowiek.
Sam na sam ze sobą :
Etap trzeci — zaszczepienie.
Jest taka technika retoryczna w ramach tak zwanej zakazanej retoryki. Ta technika obija się o skalę etycznych wątpliwości.
Zaszczepienie sobą polega na tym, że doprowadzasz do sytuacji kiedy druga osoba, tak zwana ofiara retoryczna, wyzbywa się swojej wolnej woli.
— Ubezwłasnowolnienie! — krzyknął Człowiek.
— I co jest najciekawsze w tym wszystkim to to, że ubezwłasnowolnienie uważasz w pewnym momencie za najwyższe dobro, które mogło cię w życiu spotkać.
— Przecież człowiek przed tym się broni rękami i nogami. Każdy z nas pragnie wolności. Każdy chce być wolnym i czuć wolność.
Spojrzałam na człowieka z politowaniem.
— Ależ masz minę — zaśmiał się.
— Bo wygadujesz jakieś głupoty. Przecież dobrze wiesz, że tylko pojedyncze jednostki chcą czuć nieograniczoną wolność. A i tak związują się z kimś, kto im tą wolność ogranicza.
— Dla bezpieczeństwa.
— Słowo „bezpieczeństwo” jest słowem perswazyjnym. Kolejna technika.
— Dla mnie słowo „bezpieczeństwo” to po prostu dobre życie — westchnął Człowiek.
— Dodaj jeszcze, że w pewnych ramach. A jak już pojawiają się ramy, to pojawiają się ograniczenia. A jak pojawiają się ograniczenia, to ograniczona zostaje twoja wolność.
— I co dalej?
— Przyjmijmy, że ty zastosujesz na mnie zaszczepienie. W pewnym momencie staję się tak bardzo do Ciebie podobna, że praktycznie staję się Tobą. Myślę jak ty, mówię jak ty, zachowuję się jak ty. A to zbliża. Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają. Prawda jest zgoła inna. Lubimy ludzi, którzy są do nas podobni. Lubimy ludzi, którzy myślą, mówią i zachowują się w podobny do nas sposób. To mogłoby być nawet fajne gdyby nie fakt, że mam przed sobą człowieka, którego jedynym marzeniem jest zobaczyć jak dotykam dna.
— Ale wchodzisz w to? — zapytał człowiek.
— Oczywiście!
— Po co?
— Już mówiłam, że bawi mnie ludzkie zachowanie.
— Co z tego masz? Przecież stajesz się podobna do, nazwijmy to wprost, oprawcy.
— Na ten moment staram się do niego jak najbardziej upodobnić. Po pewnym czasie on zaczyna upodabniać się do mnie. Myśleć jak ja, mówić jak ja, zachowywać się jak ja.
— To bardzo trudne tak przejąć kontrolę.
— Fakt, ale jak dokładnie wiesz w którym momencie możesz sobie na to pozwolić, to już nie jest trudne.
— Zawsze przejmujesz kontrolę?
— Jeżeli nie mam ochoty na dalszą zabawę, to i owszem.
— Czyli nie zawsze.
— Jeżeli mam ochotę na dalszą zabawę, to nie przejmuję kontroli. Przecież czeka na mnie kolejny etap.
Sam na sam ze sobą :
Etap czwarty — przesuwanie granic.
I cisza.
— Milczysz — zauważył Człowiek.
— Zastanawiam się jak ugryźć ten temat. Temat przesuwania granic.
— Dać ci chwilę?
— Zapalę papierosa i możemy wrócić do rozmowy.
— Widzę, że to dla ciebie jest trudne.
— Mentalnie trudne.
— Masz przed oczami bliskie osoby?
— Tak.
Sam na sam ze sobą :
Minął kwadrans. Zapaliłam nie jednego, ale dwa papierosy. Zawsze tak robię, kiedy czuję niepokój. Palenie papierosa umożliwia oddychanie przeponowe. A to oddychanie odstresowuje. Nie żebym namawiała do palenia papierosów. Mówię tylko, że mnie to odstresowuje. Sama nikotyna podwyższa ciśnienie krwi.
Wchodzę znowu w sprzeczność.
Pełna jestem sprzeczności.
Mówię tak, a robię inaczej. Myślę logicznie, a postępuję zupełnie nielogicznie. Uwielbiam porządek, a nie zachowuję ładu. Jestem pedantyczna, a nie raz wkrada się w moje życie bałagan. Ale każdy bałagan można posprzątać.
— Możemy wrócić?
— Tak.
— To powiedz mi jak to jest być na etapie, kiedy ludzie chcący Tobie zrobić krzywdę przesuwają granice.
— Nic przyjemnego.
— I tyle?
— Do cholery! Możesz się już odczepić?
— Proszę nie denerwuj się.
— Żartowałam.
— Nie zabrzmiało to jak żart — zauważył.
— No dobrze. Nie jest to śmieszne, kiedy ktoś zaczyna nade mną panować. Ustawiać mnie po swojemu. Jak to niektórzy określają „postawię cię do pionu”. Przychodzi mi jeszcze jedno stwierdzenie, które zapamiętam do końca mojego życia. „Jak cię ojciec nie wychował, to ja cię wychowam!”.
— Zabrzmiało to jak groźba — podsumował Człowiek.
— I jako groźbę to stwierdzenie odebrałam.
— Zrealizował?
— Próbował. Nie udało mu się.
— Wychować ciebie?
— Nie. Zastraszyć mnie.
— W jaki sposób sobie poradziłaś?
— Angażując do tego Już Męża.
— A co ma z tą osobą wspólnego Już Mąż?
— O to chodzi, że nic. Widzisz. Jeżeli tylko czujesz, że jest już bardzo źle i że nie ma szans, aby w danym momencie sobie poradzić z zachowaniem człowieka, który sie z tobą zaprzyjaźnił, nawiązał nić bliskości, zaszczepił cię sobą, to pora aby wdrożyć plan B. Angażujesz do tego osobę z zewnątrz. Osobę niezaangażowaną, ale mocno trzymającą twoją stronę. W moim przypadku jest to Już Mąż.
Sam na sam ze sobą :
Czas abym odkryła karty. Już Mąż ma wszelkie umiejętności zastosowania technik manipulacyjnych. Pójdźmy o krok dalej. Technik retoryki. Zakazanej retoryki.
— A co to takiego? — zapytał mocno zdziwiony i trochę oszołomiony człowiek.
— Wiesz do czego służy młotek?
— Wiem. Do wbijania gwoździ.
— Tak, do wbijania gwoździ. Ale młotkiem można też zabić.
— Co ma młotek do manipulacji?
— Do retoryki. Zakazanej retoryki. Tymi technikami można zabić człowieka.
— Dosłownie?
— Może i dosłownie też. W sumie można doprowadzić do tego, aby ktoś popełnił samobójstwo.
— A niedosłownie?
— Zabijasz tożsamość, zabierasz radość z życia, zabierasz sens życia.
— Mocne.
— Cholernie mocne.
— To nie ma co się szczycić tymi umiejętnościami!
— A właśnie, że jest się czym szczycić. Takich ludzi inni się boją.
— A ty z takim człowiekiem żyjesz pod jednym dachem. Nie boisz się?
— Nie. Mamy wspólne życiowe cele. To znaczy jego cele życiowe są spójne z realizacją moich marzeń.
— Nie przekracza granic?
— Próbuje.
— Ale to tylko próby?
— Tak. A potem wracamy do normalności.
Sam na sam ze sobą :
Etap piąty — chaos emocjonalny.
Zdążyłam wywołać wrażenie, że kocham. Bezgranicznie kocham. On to podłapał. Już wiedział, że na spokojnie może teraz rozpętać swojego rodzaju piekło emocjonalne.
Rzygać się chce na samą myśl.
Kocha, a potem czyni wszystko to, co temu przeczy.
Tęskni, a zachowanie jego świadczy o tym, że nie chcesz się do niego zbliżyć.
Współczuje, ale zwala na ciebie wszelką winę za powstałe złe sytuacje.
Nienawidzi tych, których ty nienawidzisz, a jednak za twoimi plecami się z nimi przyjaźni.
— Jesteś martwa. Pamiętasz? — przerwał nagle Człowiek.
— Co z tego? Taka huśtawka jest niezdrowa.
— Poddajesz się temu?
— Rozpoczynam swojego rodzaju dochodzenie.
— Jak detektyw? — uśmiechnął się Człowiek.
Uśmiechnęłam się i ja. Złapać kogoś na kłamstwie daje dużo radości.
— Ale ty idziesz dalej?
— Do kolejnego etapu.
— Nie pytam już dlaczego.
— Nie pytaj.
Sam na sam ze sobą :
Etap szósty — tortury.
Człowiek człowiekowi…
— Jakiego typu tortury stosuje na tobie oprawca? — zapytał Człowiek.
— Pamiętasz, jak na samym początku powiedziałam tobie, że opowiadanie o swoich krzywdach dostarcza drugiej stronie bardzo dużo informacji?
— Pamiętam.
— To na ich bazie konstruowane są tortury.
— Psychiczne.
— Tak.
— Przytoczysz przykład?
— Mogę przytoczyć wiele przykładów. Bo i wielu próbowało. Z mniejszym czy większym sukcesem. W moim przypadku każdy wie, że najwyższą wartością, którą cenię sobą w życiu jest akceptacja. To, co staram się w życiu robić, robię z reguły z myślą o innych. Tak bardzo z myślą o innych, że całkowicie zapominam o sobie.
Sam na sam ze sobą :
Ale palnęłam bzdurę.
W końcu przez to, co robię dla innych chcę się w zupełności przypodobać. Zdobyć akceptację.
— Torturą dla ciebie jest brak okazania akceptacji? — zapytał człowiek.
— I chyba najcięższą z tortur.
Sam na sam ze sobą :
Wyśmiany sukces.
Wyśmiana ja.
Tak. Pojawiło się takie stwierdzenie „wszyscy się z ciebie śmieją”. I to nie raz się pojawiło. Wybrzmiało kilka razy. Pamiętam, że wtedy złapałam takiego doła, że nie potrafiłam wrócić do radości z życia przez kolejne sześć miesięcy.
— I o to chodziło temu, kto wypowiedział te słowa?
— Zapewne tak. W tym momencie wiedział, że zaboli. Boże! Jak to bardzo zabolało.
— Ale nie poddałaś się.
— Za każdym razem, kiedy sobie przypomnę o tym człowieku, a potem usłyszę w pamięci jego słowa wyrzucone agresywnymi ustami, to wpadam w popłoch.
— Cholernie trudna sytuacja. Nie możesz o nim zapomnieć? Zapomnieć jego słów?
— Nie, nie mogę. I on o tym wie.
Sam na sam ze sobą :
To, że jestem martwa za życia nie oznacza, że moja głowa nie pamięta. Pamięta dużo. Pamięć jest magazynem nieograniczonym jeśli mówimy o złych doświadczeniach.
Nigdy z głowy nie wyjdą mi te słowa. Te i inne wypowiedziane przez tego człowieka.
Pracuję na skojarzeniach, tak jak inni.
Z nim kojarzą mi się tylko przykre sytuacje.
— Czy tylko ten człowiek tak głęboko cię zranił, że nie zapomnisz mu tego do końca swojego życia?
— Nie tylko.
— Chcesz opowiedzieć o innych?
— Inni są związani z tym człowiekiem.
— Klika.
— Klika.
Sam na sam ze sobą :
Etap siódmy — porzucenie.
Czy jest mi przykro z tego powodu, że mnie porzucił?
Każdy odpowie, że nie powinno mi być przykro. Wszystko już poza mną. Wszystko co złe jest poza mną.
Gdybym wzięła pod uwagę etap pierwszy i etap siódmy potraktowała jako etap drugi, a zarazem ostatni, to i owszem. Wszystko co złe już jest poza mną.
Przeszłam jednak przez wszystkie etapy realizacji jego celu.
Przypomnę, że celem było moje uśmiercenie.
Czy umarłam? Nie umarłam. Ja nadal umieram. Za każdym razem kiedy przypominam sobie kontakt z tym człowiekiem jakaś cząstka mnie umiera. Ile pozostało?
Mam czterdzieści sześć lat. Przy zaimplementowanym dystansie retorycznym nie grożą mi zawały i wylewy. W końcu nic nie czuję. Więc będę umierała jeszcze dobre kilkadziesiąt lat…
— Ale jego już nie ma. Może tak do tego podejdź — zaproponował Człowiek.
— Wiatr wieje bardzo przeźroczyście?
— Tak. Trafne.
— To słowa mojej zmarłej teściowej. Wypowiadała je za każdym razem, kiedy ktoś próbował jej zrobić krzywdę. Nigdy nie wchodziła w nic nie warte dyskusje. Kwitowała to właśnie tym stwierdzeniem. Wiesz co jest najgorsze?
— Nie. A może być jeszcze coś gorszego niż twoje uśmiercenie?
— Zaczęłam się w pewnym momencie bać. Obawiać się, że na nowo się mną zainteresuje, a potem wykorzysta informacje, aby znowu mnie skrzywdzić.
— Przecież jego już nie ma.
— Już Mąż uważa inaczej.
— Myślisz, że znowu cię zaatakuje? Znowu będzie torturował?
— Pominie etapy przyjaźni i bliskości. Tak, od razu przejdzie do tortur.
— A nie jest torturą już sam fakt, że się go boisz?
— Codzienną torturą.
— Co może ci zrobić na odległość?
— Zniszczyć to, co na nowo zaczęłam budować. A na nowo zbudowałam siebie.
— Nie możesz resztę życia przeżyć w strachu.
— Tak też mówi Już Mąż.
— Dobrze mówi.
— A i tak się boję. Ten człowiek jest nieobliczalny.
— Zrealizował się jego cel.
— Cel ma to do siebie, że jak się zrealizuje, to od razu wywołuje zapoczątkowanie realizacji kolejnego celu.
— Jaki może mieć kolejny cel skoro cię uśmiercił?
— Uśmiercić mnie fizycznie.
— Nie żartuj sobie.
— Nie żartuję.
Sam na sam ze sobą :
Zazwyczaj jest tak, że jak człowiek traktuje cię przedmiotowo, czyli stajesz się tym przysłowiowym kubkiem, nie obchodzi go jaki efekt wywoła jego popieprzone zachowanie.
— Agresja — dodał Człowiek swoje pięć groszy.
— Niekontrolowana agresja — dodałam do jego pięciu groszy.
Sam na sam ze sobą :
Nie zastanawia się nad tym, że ma przed sobą kobietę przed siedemdziesiątką i wyryczenie się do jej ucha obraźliwymi słowami może spowodować jej śmierć.
Nie zastanawia się nad tym, że ma przed sobą kobietę prowadzącą samochód już przez kilka godzin i wyryczenie się do jej ucha obraźliwymi słowami może spowodować jej śmierć.
Nie zastanawia się nad tym, że groźba zabrania jej pieniędzy niezbędnych do życia może doprowadzić do jej załamania, a w następstwie do popełnienia samobójstwa.
— Silne emocje — zaczął usprawiedliwiać Człowiek — i chyba się właśnie w tych momentach każdy z nas nie zastanawia, jakie mogą być następstwa naszego zachowania. Dodam, że agresywnego zachowania.
— Nie usprawiedliwiaj jednak takiego zachowania. Nie usprawiedliwiaj tej agresji. A już zupełnie nie wolno tobie usprawiedliwić słów, które tak potrafią ranić.
— Do jakiego stopnia ranią?
— Że myślisz o śmierci?
— Przecież to bzdura!
— Jesteśmy tylko ludźmi. W chwilach tak potężnego nagromadzenia negatywnych emocji łapiemy się za serce, łapiemy się za głowę. Zawał? Wylew?
— Ty się nie łapiesz ani za serce, ani za głowę — zauważył Człowiek.
— Chwytam się myśli, które nakazują mi samounicestwienie.
— Już drugi raz wspominasz o samobójstwie — przypomniał mi Człowiek.
— Nawet ostatnio miałam taki pomysł.
— Nie wygłupiaj się.
— Nie wygłupiam się.
— A mogę zapytać jak się do tego chciałaś zabrać?
— Gdyby doszło do sytuacji, w której on zabrałby mi wszystko, ale to dosłownie wszystko, to usiadłabym przy moim stole.
— Dobrze się zaczyna — zauważył Człowiek z lekką ironią w głosie.
— Jeżeli tego chcesz to zatrzymam ten scenariusz dla siebie.
— Nie, nie. Mów dalej. Ciekawy jestem twojego pomysłu.
— Przy tym stole stoi sześć krzeseł. Wyobraziłabym sobie, że na tych krzesłach siedzą najbliżsi mi ludzie.
— I co? Zaczyna się twoje pożegnanie z nimi?
— Nie. Zaczyna się dookreślenie mojej straty.
— Ale jego twoja strata w zupełności zadowoli! — krzyknął Człowiek.
— A wiesz, że zupełnie o tym nie pomyślałam?
— Przecież jemu zależy na tym, abyś w życiu jak najwięcej straciła!
— To może zrezygnuję jednak z dookreślenia mojej straty i, tak jak mi podpowiedziałeś, po prostu się pożegnam.
— Tak już lepiej. Może zrobi mu się przykro. Chociaż… na to był nie liczył.
Sam na sam ze sobą :
Pierwsze krzesło — Już Mąż.
I cisza. Jak można się pożegnać z żyjącym będąc jeszcze żywą?
— Zrobiłaś to w książce „Cielesność” — zauważył Człowiek.
— A fakt. Napisałam list, który powinien przeczytać po mojej śmierci.
— Wzruszył nie jedną osobę, która go przeczytała.
— Wiem.
— Chcesz teraz do tego listu dodać coś od siebie?
— Zastanawiam się nad tym czy to w ogóle ma jakikolwiek sens.
— Patrzysz z perspektywy tego człowieka? — zapytał Człowiek.
— Tak. I nie potrafię się odnaleźć. Myślę, że po pożegnaniu się z każdym siedzącym przy stole, nic nie pozostanie.
— A co chcesz aby pozostało? Wrażenie?
— Może i wrażenie.
— Już robisz duże wrażenie, że o tym mówisz. Dla mnie osobiście dużą wartością jest sam fakt, że mentalnie wciąż krążysz w bliskich relacjach.
— O jakich bliskich relacjach mówisz? — postawiłam oczy w słup.
Sam na sam ze sobą :
Ze zdziwienia przerwałam swój wywód. Nie mam już ochoty odpowiadać na żadne zadane mi pytanie. A z perspektywy konspektu wynika, że tych pytań jest jeszcze olbrzymia ilość.
— Poradzisz sobie — poklepał mnie po plecach Człowiek.
— Wiesz o czym teraz marzę? — zapytałam, ale od razu zaczęłam tego żałować.
— Wiem kochana, wiem.
— Jestem jednak silną kobietą i żadnego wtulenia się w czyjeś ramiona nie potrzebuję.
— Możesz mówić co chcesz. Wiesz dobrze, że cię wysłucham. A jak podczas rozmowy polecą łzy, to służę sobą.
— Myślisz, że jeszcze kiedyś poczuję braterskie ciepło?
— A z tym pomysłem to ty się już pożegnaj na zawsze — zaśmiał się Człowiek.
Zastygłam.
Co ja wyprawiam?
Nie ma w tym żadnej logiki. A jak nie ma logiki, to emocje biorą górę.
Czy to oznacza, że nie jestem jeszcze martwą za życia?
Zachłanna jestem.
Chłonę dobro niczym poranne godziny właśnie tego dnia.
Dobro, które jest w każdym z nas.
Przede mną kubek świeżo zaparzonej kawy.
Zaraz…
To nie jest pusty pokój.
Zapełnił się już wcześniej i jeszcze bardziej zapełni się później.
Po to warto być.
Być dziś.
Licząc się dla innych.
Licząc się dla swoich.
Dziękuję…
Rozdział 2. Martwe serce
Stanęłam naga.
Bez ubranych słów i myśli.
Wygodnie.
Pod stopami czuję chłód.
W dłoniach czuję ciepło.
Tak dobrze czuć.
Odczuwam siebie.
Odczuwam Ciebie.
Karmisz mnie sobą.
A to co mnie karmi, to mnie zabija.
I niezależnie od tego czy jesteś cukrem czy solą.
Masłem czy margaryną.
Lodami czy słoną przekąską.
Zabijasz.
Ale co takiego we mnie uśmiercasz?
Te wszystkie złe myśli.
Te wszystkie złe słowa.
A zaraz będą to te wszystkie złe sny.
I pozostawisz mnie nagą.
A jednak ubraną tylko w to, co dobre…
Sam na sam ze sobą :
Słońce wstało. Po domu roznosi się tylko cisza i kurz. Niestety nie mam już ani sił, ani chęci aby ogarnąć, to co jest do ogarnięcia.
Zresztą…
Co z tego, że się napracuję, jak zaraz pod wieczór, wszystko to co uznam za porządek zamieni się w bałagan?
Wchodzę do kuchni. W zlewie brudne naczynia. A mają tak niedaleko do zmywarki. Przechodzę obok nich i włączam ekspres do kawy. Tak. Teraz potrzebuję kofeiny, która zrównoważy mój stan pomiędzy odrętwieniem, które wywołały u mnie psychotropy, a chęcią do życia.
Stanęłam z kubkiem kawy. Przy oknie. Codziennie ten sam widok, chociaż natura potrafi zaskoczyć. Tu przebiegnie sarna, tam sfruną pliszki. A zające, jak moje myśli, rozpoczną zaraz zabawę w ganianego.
— Wszystko powoli traci sens — odezwałam się do siebie.
— Co ty wygadujesz? — zapytał Człowiek.
Stanął przy mnie. Przy tym samym oknie.
— Wydaje mi się, że pragnę zbyt wiele od życia.
— Mam z goła inne wrażenie. Patrzę na ciebie już od pewnego czasu i widzę, że to co się teraz dzieje tylko się tobie przysługuje, aby pięknie żyć.
— Właśnie. Aby pięknie żyć. A to oznacza, że to teraźniejsze życie wcale nie jest takie piękne.
— Jesteś kowalem swojego losu.
— Powielam.
— Zauważyłem. Powielasz zachowania Matki Rodzicielki.
— Myślisz, że zbyt głęboko w nią weszłam?
— Już od pewnego czasu zauważyłem, że masz jej zachowania. I bardzo śmieszy mnie moment, kiedy ty to zauważasz.
— Nie chcę stać się nią. Chcę zostać sobą.
— Czyli kim? Bo w moich oczach oby dwie zachowujecie się jak męczennice.
— Nie mamy do tego prawa?
— A nie zauważyłaś, że właśnie to zachowanie jest najbardziej męczące?
— No tak. Tych, których to nasze zachowanie zmęczyło już nie ma.
— A ci, którzy jeszcze to zachowanie tolerują, zaczynają się od was oddalać.
— Mówisz o Już Mężu?
— Chociażby.
— Wciąż na coś narzeka. Wciąż i wciąż.
— Nie przesadzaj! — zaprzeczająco zareagował Człowiek — Nie masz prawa tak go osądzać!
— Zdarza się też cisza, ale nie są to nasze tak zwane ciche dni.
— Wiesz skąd u niego to zachowanie?
— Od pewnego czasu żyję pomiędzy światami.
— Dużo masz tych swoich światów. Zapominasz tym samym żyć w jego świecie.
— Nie przesadzaj. Wszystko to, co może ode mnie wymagać, to ma zabezpieczone.
— Nie przesadzaj. Już dawno wszystko to, co od ciebie może wymagać, jest nie do osiągnięcia. Wszystko to, co dla niego robisz, robisz z najmniejszym zaangażowaniem.
— Pogubiłam się.
— Chciałaś się pogubić.
Sam na sam ze sobą :
Czy ja uciekam? Jak zawsze? Tylko przed czym i przed kim?
Przepołowiona jestem. Jedną połową przeżywam swojego rodzaju stratę, a drugą połową staram się po prostu dobrze żyć.
Czy można utracić własną tożsamość? W moim przypadku się to udało.
W połowie utracona.
Najbliższe rodzinne relacje rozsypały się jak proch na wietrze. Największą miłością otoczyli mnie zupełnie obcy ludzie.
Ja jednak patrzę w ich stronę. W stronę bliskich. Oni nie patrzą. Oni krzyczą. Oni przeklinają dzień, kiedy narodziłam się na nowo.
Nic już nie da się skleić. Moja wina? Moja.
— I co z tego życia teraz masz? — zapytał Człowiek.
— Bliskość najbliższych. Alienację tych, którzy chcą tej alienacji.
— O co dbasz?
— O bliskość.
— Bliskość tych, których już nie ma. Tych, którzy nie chcą już być.
— Nie ma takiej możliwości, żeby ich nie było.
— Zachowujesz się jak Matka Rodzicielka.
— Nie chcę się do tego przyznać.
— Że tęsknisz?
— Że tęsknię, a jednocześnie czuję, że się boję.
— Matka Rodzicielka boi się wspomnień.
— Ja też. Z tych wspomnień jesteśmy zbudowane.
— Z żalu do życia jesteście zbudowane.
— Z żalu do ludzi.
— Opuszczę cię, dobrze? — poprosił o zgodę Człowiek.
— Gdzie się wybierasz?
— Zgodnie z naszym konspektem. Poprowadzę kolejną rozmowę.
Sam na sam ze sobą :
Domyśliłam się, że kolejną osobą, potrzebującą jego wsparcia, jest Matka Rodzicielka.
Niech idzie.
Niech wejdzie w jej głowę.
Niech poruszy wspomnienia.
Ale czy zdoła wejść w jej głowę? Czy zdoła przekrzyczeć jej głos w jej głowie?
— Tylko uważaj na nią, proszę.
— Jest tak samo silną kobietą jak ty. Da radę.
— Nie wiem czy jest na to gotowa.
— Nigdy nie jesteśmy gotowi na to, aby przejść przez proces przepracowania emocji. Ale to już wiesz.
Sam na sam ze sobą :
Człowiek zniknął, a ja udałam się do łazienki.
Lustro odkrywa powoli moją starość.
Czy już na niczym mi nie zależy?
Miał rację twierdząc, że dopada mnie depresja. Dopada albo już dopadła.
Co z tego, że na półce stoją drogocenne kremy, które mają podtrzymać choć wspomnienie młodości.
Jak ja się cholernie zestarzałam!
Sięgnęłam po szminkę. Stoi na półce od roku. Traktuję ją jak ozdobę. I nic więcej. Sięgnęłam po nią, ale zaraz odłożyłam na miejsce. To nie ma sensu! Po co mam pomalować usta? Dla kogo?
I cisza.
No tak. Człowiek już w drodze do głowy Matki Rodzicielki.
Nie zawróci. Nie odpowie. Nie podpowie.
Dochodzi południe.
Założyłam sobie pięknie żyć.
Żyć szczęśliwie.
Żyć życzliwie.
Miłością.
Radością.
Z ludźmi i dla ludzi…
Bo ufam?
A nie powinnam?
Nikt mi tego nie zabroni.
Chcę ufać, bo tak chcę.
Tak mi lżej.
Tak mi dobrze.
Tak jestem szczęśliwa…
Rozmowa Człowieka z Matką Rodzicielką.
Otwórz oczy!
Ja Cię błagam! Otwórz oczy!!
Po co?
Przecież pod zamkniętymi powiekami jest mi tak dobrze…
Otwórz oczy!
Proszę cię! Bardzo!
Dobrze otworzę.
I co dalej?
Dzień!
Jak każdy inny.
Przecież wiesz, że to ten sam dzień co wczoraj, co jutro.
Otworzysz oczy?
Tak.
I spojrzę w twoje.
A potem wejdę w Twoje życie.
Bo to ty kazałeś mi otworzyć oczy.
Na co?
Na to, co ten dzień przyniesie…
Ja Człowiek.
Jestem tutaj.
Nie spodziewałem się tego, że można aż tak bardzo cieszyć się z tego, co nowe.
Cała ona stała się słowem „nowe”.
Jeszcze nie jestem w jej głowie. Przyglądam się. Zastanawiam się. Obmyślam plan, aby móc być najbliżej jej wspomnień, marzeń, krzywd.
Już od wczesnych godzin porannych jest na nogach. Teraz zaparza sobie kawę. Zdążyła już wytrzeć kurze w całym mieszkaniu i pomyć podłogi. Zawsze taka była. Perfekcjonistka. W sumie można by było z niej brać przykład.
Już czeka na swoje seriale.
Zdążę porozmawiać?
Czy będzie w stanie zrezygnować z własnych przyjemności na rzecz rozmowy ze mną?