Róża
W mokrą ziemię ogrodnik nasiona rozsypał.
Słońca wyczekiwał,
przy grządkach kolana uginał.
Wypatrywał, czekał cierpliwie.
By ujrzeć sadzonkę na zielonej niwie.
Ucieszył się gdy wzrosła, liśćmi porosła.
Podlewał i pielił, spojrzał…
już kwieciem obsypana, duża, silna,
wyniosła.
Cóż za piękno, w barwach Twych zawarte,
oczekiwać owoców będę.
Podpowiedziało serce ogrodnicze harde.
I różyczka kwiatki pogubiła,
dorodnymi owocami je zastąpiła.
Jakie one wielkie, ciężkie!
Z uciechy krzyknął człowieczyna.
Będę dużo konfitury robić,
bo niebawem zima.
Kwiatek jęknął, nie dam rady,
och jak boli…
Czy niedolę moją ktoś wyzwoli.
Wtem i wiatr się zerwał silny.
I połamał witki rośliny.
Owoców koszyk, z krzewu wysypany,
przez ogrodnika zadeptywany.
O mój losie, łkał jak dziecię,
tyle pracy, żegnaj kwiecie.
Róża cierpiąc tylko wyszeptała,
przepraszam, że oczekiwaniom Twym nie sprostała.
Wcielenie
Schowałam Cię w różaneczniku uczuć moich.
Okryłam liśćmi,
żeby słońce nie spaliło.
Tuliłam, by wiatr nie złamał,
by życie nadal się tliło.
Wiosną bujnym kwieciem obsypałam,
cudnym, pachnącym prezentem obdarowywałam.
Przyjąłeś z rąk moich,
wszystko co mogłam, co miałam.
Pomimo kolców, które nieświadomie zadawałam.
W końcu owoce na krzewie zawiązałam.
Czekając cierpliwie,
urokliwie i wdzięcznie,
Tobie je ofiarowałam.
Jadłeś ze smakiem i zachwytem.
Nie pozwalałam Ci,
dzielić się tym dobrobytem.
Myślałam, że po wszystkich mych
dobrach natury.
Zostaniesz ze mną, burząc ogrodu mury.
Budować przybytek ze mną będziesz.
Codziennością, jak kołowrotkiem,
kłębek szczęścia uprzędziesz.
Jakże gorzkie rozczarowanie.
Na nic ma rozpacz, głośne wołanie.
Ty już w innym różaneczniku…
Gałązki me zgubiły zieleń.
Susza nastała, koniec mych wcieleń.
Konieczność
Iskierka na moje serce spadła,
jak piorun przeszyła duchowość.
Poruszyła wszystko co delikatne i kruche,
utuliła, dłońmi rozpaliła na nowo.
Czekanie cierpliwe wynagrodziła,
najpiękniejszym uczuciem na ziemi.
Miłością powiła.
Samotność w rozpalony ogień wrzuciła,
oddaniem, spełnieniem, zastąpiła.
Uzupełnieniem mego losu jest,
wyższą koniecznością.
Do życia budzi,
energię uwalnia, leczy błogością.
Pożegnałam dla niej depresji moce.
Medykamentem zostały upojne noce,
Godziny rozmów,
przepełnione delikatną czułością.
W mroku dla mnie, światełko rozbłysło,
jak świetliki, świętojańską nocą.
Kochanemu
Jak księżyc rozświetla, mroźną,
zimną noc,
tak Ty dodajesz blasku duszy mej.
Dzięki Tobie jaśniejącej.
Jak konstelację gwiazd,
tworzysz galaktykę naszego żywota.
Splątanych, losów kochających.
Kiedy chmury zasłaniają gwiezdne niebiosa,
kometę rozbłyskającą mrok,
sprowadzasz na widnokrąg,
abyśmy ponownie odnaleźli siebie.
Gdy twarda skorupa zamyka serce me,
ze sklepienia, rozrzucasz kojący
deszcz meteorytów.
Otwierasz nimi szczęścia wrota bramy.
Złotej, szlachetnymi kamieniami wysadzonej.
Kunsztem złotnika dla mnie zdobionej.
Pomimo narastających ciemności,
jesteś zorzą polarną mą.
Światełkiem, błyskiem…
Latarnią morską naprowadzającą
okręt ku miłości…
Wiosna
Uśmiechem Twym dusza budzi się do życia,
jak łąki zakwita wiosną.
Radosnym szczebiotem serce i ciało pobudza,
by zaśpiewać serenadę napełnioną miłością.
Jak skowronek nuci piosnkę,
miłą łagodną dla ucha,
tak spokojem tuli myśli Twe,
odrzucając niepewność,
strach, zniechęcenie,
niebezpieczne dla duszy unicestwienie.
Oczy Twe błyszczące,
ciepłem i czułością malowane,
jak niebo kobaltowym kolorem.
Czekające na gorąco, promienie,
i na deszcz, burzę zarazem.
By wymieszać uczucia te,
nanieść barwami.
Puste podobrazie,
już nazwać obrazem.
Miłość
Ból, radość, podskoki pod obłoki.
Róż w szkłach, odbijających widoki.
Przesłania rozumowanie,
Bo przyszła, i ma rozwiązanie.
Żyj dla niej, dla niego.
Pracuj aby nigdy nie utracić tego.
Sygnał…
i w jednym momencie…
Prysło, uciekło?
Ma gdzie indziej miejsce?
Gdzie? Kiedy? Co się stało?
Nie dbałeś, nie dałeś, zapomniałeś?
Szkła opadły,
Róż pokrył ziemię.
Mały człowieku, podnieś, rozkruszone
I przemień w czerwone!
Czerwone, różowe, gorące,
Niech odbija znów słońce.
Z…
Z uścisku rozpaczy uratowałeś mnie.
Z niemocy serca wyrwałeś.
Z dala czuwałeś, czekałeś.
Z ogromem uczuć,
głaz mi z duszy zrzuciłeś.
Z siłą tornada duszę uzdrowiłeś.
Z miłością, z okropności ludzkiej wyzwoliłeś.
Z cierpliwością uczyłeś wzruszenia.
Z czułością pokazałeś bliskość
i uniesienia.
Z Tobą chcę przez życie iść,
do ostatnich chwil, kochać,
z Tobą być..
dla Ciebie żyć.
Wybranek
Zabrakło oddechu,
gdy ujrzałam Cię.
Drżenie rąk zdradziło mnie.
Bezwładne ciało jakby paraliż tknął.
Rozum, też jakby zamarzł,
pokrył go szron.
Zaćmienie owładnęło duszą mą.
Swoiste uczucie nirvany,
zatoczyło nade mną krąg.
Jesteś tym jedynym, wybranym,
jak dynamo dałeś iskrę, prąd.
Każda cząstka we mnie wołała,
kochasz go…
Wbrew rozsądkowi, logice,
wybrało już me serce.
Miłością Cię otoczę,
zachwycona wielce.
Miłowanie
W jednym maleńkim wyrazie,
kryje się piękno,
jak w drogocennym obrazie.
Jest tam również mnóstwo,
drgań serc, i rozczuleń.
Niemało pocałunków, przytuleń.
Znajdziesz też smutek,
tęsknotę i pożądanie.
Drżenie, namiętne oczekiwanie.
Z czasem znajdziesz mniej uniesień,
a więcej przyjaźni szczerej,
w kłębuszku tego wszystkiego,
wiesz które słowo,
jest tego wiersza głównym bohaterem.
Kompas
Jak biały obłok na błękitnym niebie,
płynę, lekko, spokojnie.
Do Ciebie…
Wiatr stopniowo prowadzi mnie w Twoją stronę.
W żagiel dmie, dodaje siły,
wie co jest dla mnie przeznaczone.
Bywa, że burza krzyżuje mu plany.
I promienie słońca dokuczają srodze.
Przeczekuje wszystko,
nic nie stanie mu na drodze.
I kurs na nowo obiera.
Doskonale rozumie,
że życie każde,
miłość zawiera.
Kiedyś
Kiedyś przyjdziesz do mnie