1111 prawd człowieka wolnego od wszelkich religii
*
Droga ludzkiej cywilizacji jest drogą do całkowitego unicestwienia, do milczenia. Jeśli bowiem ten gatunek wyłonił się na powierzchnię z okrutnego prawa natury, z drugiej strony — biorąc pod uwagę równowagę sił w przyrodzie — gatunek, który już swą drogę przeszedł, gdy wszystko zostanie policzone (używając żargonu fizyków), scenę wydarzeń opuścił.
*
Nic i nikt nie przetrwa, dlatego wszelka walka o przetrwanie, będąca pochodem cywilizacji od zarania jej dziejów, traci dokumentnie na znaczeniu.
*
Zostaliśmy rzuceni w czas, nieszczęśni, aby miłość nie mogła zostać nigdy przywłaszczona, gdyż żyje się tylko dla miłości, której jeszcze nie poznaliśmy.
*
Każde imię będzie wymazane i wszystko będzie zapomniane, aby mogło powtórzyć się od początku bez skazy i pamięci. Reserata carcere.
*
Byt został stracony przez wszechświat, lecz nie pozbawiony możliwości uczestniczenia w idei wolności. Wolność jest bowiem wolnością od pożądania, która na końcu ewolucyjnego postępu otwiera człowieka na doświadczenie najwyższego ze stanów oświecenia, czyli dojrzewania w miłości, której towarzyszy śmierć. Dlatego człowiek kochający to człowiek kroczący drogą własnej śmierci, odzierającej miłość ze złudzeń.
*
Z tego względu to nie byt jest sensem ludzkiego istnienia, lecz niebyt. Żyję, umierając — powiedziałby mędrzec — uszczęśliwiony swoją wolnością i rezygnacją z walki.
*
Miłość to dotyk, który potrzebuje zła moralnego, by dojrzewać w pięknie, dobru i prawdzie, które są pojęciami zawsze uzasadnionymi jedynie poprzez wzrastanie.
*
Nie istnieje nic, co byłoby harmonią, dlatego że harmonia uzasadnia swoje istnienie jedynie na podłożu walki o przetrwanie. Miłości zaś przyświecać musi twórczy niepokój na służbie sprawiedliwości.
*
Jeśli zło moralne nie służy postępowi, zaś ludzka cywilizacja zajęta będzie nieustannie walką o władzę i pozycję, rezygnując tym samym z otwarcia na zapłodnienie intelektualne i etyczne, zło destruktywne wróci — poprzez zwykłe zrządzenie losu, wywołując, konflikty, tragedie, wojny i zbrodnie. Powołując do życia morderców i samobójców.
*
Miłość jest dlatego wystąpieniem przeciwko bliźnim poprzez ukazanie im tego, czego nie widzą, nie dostrzegają. Bez tego elementu — brakującego ogniwa, postęp nie jest możliwy do utrzymania, dlatego regres ludzkiej cywilizacji nieustannie nasila się.
*
Duch — tak poszukiwany przez psychologię, która od stu lat nie potrafi rozwiązać problemu wolności, nie mieści się w ja, lecz zaraz poza nim. Ja rzucone w czas = byt, który musi walczyć i kalkulować, nie może się dlatego rozwijać, zaś popadając w rozpacz i zniechęcenie, dotkliwie cierpi i choruje, nie mogąc wyrwać się z uwięzi własnej egzystencji.
*
Godność jest najwyższym dobrem, lecz godność ludzka nie mieści się w ja. Człowiek godny dla samego siebie, to człowiek dojrzewający w miłości, a więc umierający.
*
Czas to czyste zło, biologiczna świadomość istnienia, która z natury broni się przed upadkiem, lecz wszystko, co kroczy drogą zdobywczego wyobrażenia, czeka zagłada, co widzieliśmy już na kartach naszej nieszczęśliwej historii i zobaczymy ponownie.
*
Zło się przyciąga. Z tego powodu każdy, kto szuka swego odbicia w drugim człowieku, szuka jedynie możliwości zobaczenia siebie, aby następnie, po ujrzeniu własnej brzydoty, doświadczyć zniechęcenia i nienawiści. Z tego powodu nienawiść jest tylko pożądaniem.
*
Dobro pozostaje w dystansie, gdyż prawda, piękno i miłość są zawsze w trakcie powstawania. Najwyższe dobro nie może podchodzić za blisko, aby wartości systemu nie zwróciły się przeciwko sobie.
*
Czas znajdzie wszystkich, miłość nie każdego, gdyż otwiera się przed człowiekiem jedynie wtedy, gdy ten znajduje sposób, by uwolnić się od siebie. Ja jest przyczyną wszelkiej ludzkiej goryczy.
*
Stanowisko wolności nie jest racjonalne, gdyż — jak to było powiedziane — nikt i nic nie przetrwa. Z tego powodu wszelkie tradycje racjonalizujące nie mogą dać dostatecznej odpowiedzi dotyczącej życia, bowiem tworzą się jedynie z lęku przed prawdą.
*
Prawda walczy o dojrzewanie w miłości (niebyt), o umieranie, zaś byt o przetrwanie.
*
Życie jest kłamstwem pierwszym, gdyż zamyka się na miłość.
*
Każdy człowiek szuka szaleństwa, co widzimy na kartach naszej historii, bowiem szaleństwo jest złożone w idei wolności. Nie każda jednak wolność jest moralnie usprawiedliwiona i nie umniejszająca kwestii godności.
*
Człowiek godny dla samego siebie żywi szacunek do prawa moralnego, które jest par excellence irracjonalne, gdyż nie dba o życie, lecz o dojrzewanie w miłości (śmierć).
*
Rzucony w pułapkę czasu szuka zapomnienia o sobie i okrutnym losie. Znajduje w tym celu przedmiot rozważań, który może i powinien poszerzać nieograniczenie, aby rezygnować z pychy i rozzuchwalenia. Jego szaleństwo zobligowane jest do tego, by ukazać światu jego zaniedbania oraz poszerzać nieustannie zdolności poznawcze innych i swoje. Tak pracuje geniusz.
*
Jego życie, dla powszechnie rozumianego obyczaju, jest występkiem, gdyż z natury jest to człowiek nieprzejednany, jeśli chodzi o prawdę egzystencji, której dzielnie służy, gdyż tylko prawda wyzwala go z iluzji życia, które nie zostało dla nas przewidziane.
*
Szaleństwo życia — jego pasja, która wtenczas znosi siłę cierpienia, nie ma prawa schlebiać ludzkiemu podziwowi, gdyż schlebianie ludzkiemu podziwowi jest aktem czystej pogardy, zaś pogarda przeobraża się w podziw.
*
Wszelkie ludzkie aktywności, które idą torem przeciwstawnym do obwieszczonego wyżej, są zwykłym kłamstwem i nadużyciem oraz marnotrawieniem miłości. Wówczas ludzkie aktywności umniejszają kwestii godności.
*
Człowieka wolnego poznany po tym, że broni prawdy, jeśli zachodzi taka potrzeba i otwiera się na nią wobec argumentu o wyższym gradualizmie, ujawnionym w funkcji dialogicznej.
*
Czas będzie zawsze przyczyną wojny!
*
Człowiek kochający dba o to, by ludzkość — w każdej epoce, była w stanie odnaleźć drogę do własnego źródła mocy, do poszukiwania zapomnienia i rezygnacji z walki o przetrwanie. Jeśli tego nie zrobi, na epokę spłynie marazm i zniechęcenie, co będzie przyczynkiem do wojny.
*
Wolność, skoro miłość może być uwiarygodniona jedynie przez śmierć — tylko śmierć ja pozwala dojrzewać w miłości, także jedynie w obliczu śmierci może uzyskać zaprzysiężenie. Z tego względu wolność nie może uzasadnić żadnego ze swoich problemów na podłożu obiektywnej nauki, gdyż jest wyborem swojej własnej śmierci — drogi miłości, ukazującej jedyne i niepowtarzalne dzieło osobowe. Psychologia dlatego nie może rozwiązać problemu wolności od stu lat.
*
Każdy człowiek marzy o tym, by być jedynym i niepowtarzalnym, unikatowym, lecz nie każdy takowym jest.
*
Wolność nie ma prawa naśladować ani przeglądać się w innych, dlatego subiektywna forma, która jest reprezentacją stanowiska wolności, z istoty rzeczy nie jest odbiciem świata zewnętrznego — działającego na kanwie sił fizyki kwantowej, dlatego pseudo wolność, która staje się obiektywna, dąży do utylitarnej kalkulacji.
Wszelkie formy wolności obiektywnej, z której wynika przemoc i marazm, bowiem pogrążone są w rywalizacji, są błędnie przyjętym przez ludzkość postulatem życia. Z tego względu wszystko, co idzie torem zdobywczego wyobrażenia, przybierze formę obiektywnie zrozumiałą — zalecaną przez ustrojowe normy, aby dążyć jednocześnie do dominacji na tle grupy społecznej.
*
Rywalizacja i walka jest zawsze przyczyną wszelkich chorób i frustracji, zaś nieszczęsny zwycięzca, który się z wyścigu wyłoni, pogrążony będzie w takim samym żalu, jak pokonani, których żałoba zalała cały świat.
*
Prawdziwa wolność nigdy nikogo do siebie nie przyciąga, nie rywalizuje, lecz rzuca światło na zaciemniony obszar ludzkiego doświadczenia.
*
Skoro prawda jest w trakcie powstawania ludzie nie mają prawa przyciągać się do siebie, koniecznym jest zachowanie dystansu, bowiem wybuchnie zaraza. W tym celu budują formę wolności, która nie może być z założenia naśladowana, lecz powinna być jednocześnie stymulacją do wyłonienia wśród członków wspólnoty własnej, jedynej i niepowtarzalnej aktywności.
*
Człowiek opromieniony wolnością panuje nad czasem, jest szczęśliwy, gdyż nie zagraża mu pustka, z którą każdego dnia wchodzi w nowe, wspaniałe interakcje. Nie może bowiem zaistnieć w jego życiu pełnia, gdyż jest złem.
*
Samotność jest na służbie wolności. Geniusz, w zamyśle każdy człowiek, kocha samotność, choć nie jest mizantropem i swoje szaleństwo, które nie umniejsza kwestii godności, zapominając siebie w przedmiocie rozważań, który z konieczności poszerza nieograniczenie. W taki prosty sposób rozwiązywane są największe zagadki świata.
*
Inny jeszcze nie zawitał na naszą ziemię. Gdy się pojawi, jest natychmiastowo przeganiany, gdyż ludzie boją się jego wolności, w której nie mogą zobaczyć siebie. Zakochani w sobie, boją się siebie utracić.
*
Ludzie bezkrytycznie naśladują zjawiska obiektywne, które z reguły cieszą się największą popularnością, aby następnie doświadczyć upadku.
*
Człowiek zawsze będzie nienasycony, nawet gdyby jego nienasycenie miało oznaczać z pozoru nieszkodliwą troskę o domowy spokój i harmonię. Nienasycenie jednak powinno znaleźć ujście w jego wolności od wszelkiego pożądania i nienawiści, do której powinien zostać doprowadzony przez obyczaj i następnie opuszczony, by odnalazł swoją wolność.
Gdy to się nie powiedzie, będzie szukał nienasycenia w zdobywczym wyobrażeniu, plądrując, grabiąc i szukając zadowolenia w oczach innych.
*
Ostatecznym celem człowieka jest odejście od wszelkiej aktywności opartej na wyzysku, gdyż dobro nie może być zdeterminowane w skutku. Miłość, z założenia bezinteresowna, nie oczekuje nagrody lub rekompensaty za swe działanie.
*
Wola ludzka jest jedynie potrzebą zwrócenia się przeciwko sobie, gdyż prawda nie mieści się w ja. Z wyższej i niezrozumiałej (walka o przetrwanie) powszechnie konieczności.
*
Tylko człowiek ubezwłasnowolniony walczy o przetrwanie. Zrobi dlatego wszystko, by ludzi uwieść.
*
Prawda boli i wcale nie musi się podobać. Jeśli prawda nie boli, nie jest prawdą.
*
Nauczaniem nie zmieni się złego człowieka w dobrego, jak powiedział Platon, gdyż nie można uczyć wolności. Dlatego człowiek szlachetny dba o to, by nie powtarzać w nieskończoność tego, co zostało już powiedziane, lecz twórczo pracuje z przedmiotem swojej egzystencjalnej specjalizacji, aby przedzierać się w głąb serca uczucia.
*
Bóg rzucił nas w czas, abyśmy w nim konali (we własnym ja) albo uwolnili się od niego.
*
Bóg nas nie skrzywdził. Tylko w ten sposób mógł uratować nas od zguby, oferując nam wolność, po którą powinniśmy sięgnąć.
*
Bóg milczy i będzie milczał do końca, beznamiętnie przyglądając się ludzkim cierpieniom.
*
Kto szuka u Boga pomocy, jest stracony.
*
Nie istnieje dobro oparte na sympatii wszystko przenikającej, gdyż owe dobro zakłada, iż zło jest dziełem szatana, a powinno służyć powstawaniu dobra.
*
Najpierw się zło wytwarza, by potem płakać, że okrutny los uczy nas poprzez cierpienie.
*
Zdeprawowane są wszelkie formy uzasadnienia dobra jako wartość bezwzględnie domagającą się harmonii, dlatego nieszczęsne zło zawsze wraca.
*
Nie ma przyjaciół ten, kto pragnie żyć.
*
Nie może istnieć raj, gdyż zakłada istnienie harmonii, która unicestwi miłość. Harmonią jest jedynie to, co ją burzy, ukazując nasze zaciemnienie.
*
Dobro i zło moralne muszą iść zawsze w jednej parze.
*
Człowiek nie może domagać się harmonii i spokoju, gdyż Hitler także jej szukał.
*
Muzyka i wszelka wielka sztuka z definicji odzwierciedlają swoje istnienie w harmonii, która jest jednością formalnych związków zachodzących między naszymi spostrzeżeniami, dlatego nie mogły ostatecznie wpłynąć na losy świata, który nieustannie kroczy drogą upadku.
*
Bach zdobywał taką samą władzę nad człowiekiem, jak okupant przystawiający mu karabin do głowy. Wystarczyło jednak, żeby ludzi poruszył — twórczo zaniepokoił i domagał się akceptacji prawdy, która powstaje bez końca, rozwiązując w ten sposób problemy swojej epoki oraz będąc poręką do rozwoju praw przyszłości.
*
Są dwa rodzaje zła, wynikające z wpływu fizyki kwantowej na ludzką świadomość. Pierwsza to pogarda, która staje się podziwem. Dlatego Hitler ma tylu naśladowców. Druga to przemoc miękka, schlebiająca ludzkiemu podziwowi, która jest aktem czystej pogardy. Dodatkowo owe siły mogą wchodzić ze sobą w przeróżne kombinacje.
*
Zła nie ma w człowieku. Jest w ludzkim zwierzęciu, które walczy o przetrwanie.
*
Gdziekolwiek spojrzysz i siebie zobaczysz, ujrzysz zło.
*
Dobro nie wraca. Nie będzie zapłaty za życie. Bóg spłatał nam psikusa.
*
Najwyższą nagrodą za istnienie jest czynienie miłości — dobro i zło idą w jednej parze — oraz bezkresne doświadczenie dobra najwyższego.
*
Bóg nie jest względem nas niesprawiedliwy, gdyż odebrał nam życie. Sprawiedliwość Boga na tym polega, iż zwracając się z pogardą do życia, pomógł człowiekowi zrozumieć sens jego istnienia poza nim.
*
Bóg zadał nam ból i cierpienie, byśmy i my w Jego imieniu czynili moralne zło w imię dobra i sprawiedliwości.
*
Możemy osiągnąć równość jedynie względem śmierci, a zatem tylko wówczas, gdy dysponujemy siłą własnej wolności, rezygnującej z rywalizacji, ale także pozostając nieustannie w otwarciu na wzajemne zapłodnienie intelektualne i etyczne.
*
Sprawiedliwość jest zdolnością widzenia poza czasem, poza ja, gdyż czas nie zna sprawiedliwości. Pochłonięty walką o przetrwanie za sprawiedliwość uznaje to, co rozsądne z punktu widzenia obyczajowego rozumu, dlatego tak zwana sprawiedliwość dziś jutro będzie niesprawiedliwością.
*
Rozum kalkuluje, nie może przeto znać idei prawa moralnego. Lex legum.
*
Inny jest solą i krwią wspólnoty, bowiem nie walczy o przetrwanie, lecz o umieranie.
*
Tożsame dla wszystkich istnień jest tylko, co inne, bowiem prawda jest w trakcie powstawania.
*
Fizyka kwantowa nie może być odbiciem pierwotnej struktury psychicznej, gdyż walka o przetrwanie unicestwia istotę miłości na końcu ewolucyjnego postępu.
*
Na świecie nie zaistnieje sprawiedliwość, gdy nie nadejdzie wolność. Nie rozwiążemy też żadnego ze swoich fundamentalnych problemów. Będziemy pogrążać się za to z powodzeniem w iluzji.
*
Psychika to program do obsługi ludzkiej wolności, której celem jest sprowadzenie człowieka na drogę miłości, której on nie pragnie poznać, przeto zsyła nieustannie na niego niepowodzenia i tragedie.
*
Prawo psychiki jest prawem śmierci, której służy zapomnienie… o sobie. Nuda veritas.
*
Człowiekowi należy powiedzieć: Duc — Fac — Dic! W przeciwnym razie on powie nam: Veni ut te necem! Raczej z nieświadomej zemsty.
*
Vere es stulta! — raz w tygodniu dobrze wykonać taką mantrę!
*
Nosmetipsos seducimus. Nie musimy się już oszukiwać. Najwyższy czas zrobić porządek z egzystencją, aby następne pokolenia nie musiały przerabiać kolejnych, historycznych lekcji z absurdu życia, w którym utknęliśmy i z którego już być może się nie uwolnimy.
*
Cur mentiris? Nunquam mentitur! Przecież nie wolno kłamać.
*
Dobrze zawsze zwracać uwagę na tego, z kim obcujemy. Gdy nam obiecuje spokój, wystrzegajmy się, gdy nas uwodzi, nie dajmy się. Miłość bowiem potrzebuje odwagi, by wciąż niezbadane lądy odkrywać i w żadnym razie lęku przed samotnością nie zamieni na bylejakość.
*
Nie widzę — nienawidzę. Wspaniała etymologiczna perełka.
*
Tak będzie, że nieświadome znajdzie w nich życie. Przez nienawiść odnajdą drogę do ciemności. Przez światło, którego pożądają umierać będą.
*
Quod dicis non verum est.
*
Człowiek nie ma prawa troszczyć się o byt, gdyż stosunek psychiki do materializmu ma niewielkie znaczenie afektywne. Państwo powinno zapewniać ludziom najbardziej fundamentalne potrzeby, żeby każdy człowiek mógł oddać się działalności, której z założenia nie mogą wykonywać roboty, przeciwdziałając mechanizacji i ubezwłasnowolnieniu. (Roboty bowiem już niedługo wygenerują dochód podstawowy). Wówczas dopiero kapitalizm skonsoliduje się z socjalizmem, zaprzestając walki.
*
Kto nie pragnie wolności, niechaj będzie niewolnikiem. Nie może być natomiast opłacany jak nieznaczący piłkarz.
*
Państwo musi zadać ludziom ból i cierpienie, aby wyegzekwować społeczną rolę w powstawaniu prawdy i dobra. Rolą państwa jest bowiem stosowanie przemocy, w nadziei, że przyniesie to jakiś sens. Niestety, w obecnym układzie sił, nie przyniesie.
*
Lepiej podporządkować się najwyższemu z praw niż ustawicznie narzekać na rządy kolejnych tyranii. Porządek musi być.
*
Należy oddać głos temu, kto, w duchu sprawiedliwości społecznej, zwraca się przeciwko nam, o ile ukazał nasze partactwo. Taki człowiek jest nieszkodliwy, nie pragnie naszej zguby i nie wiedzie nas na manowce. Chwała mu!
*
Prawda nie jest obiektywna, gdyż wszystko, co obiektywne tworzy się z lęku przed prawdą.
*
Kto nie wpuści śmierci w swoje życie, tego ona znajdzie bez najmniejszych trudności.
*
Tolerowanie każdej formy wolności objawia się w demonizmie i rozpaczy oraz w lęku przed miłością, która jest obnażaniem barbarzyństwa.
*
Szczeliny obcowań złudnej rzeczywistości zamknięte zostały już dawno na rozstrzygające momenty artykulacji pojęciowej. Nie istnieje bowiem nic, co byłoby pojęciem. Pojęcie wolności, miłości, dobra, piękna, prawdy, wymyka się wszelkim formom pojęciowości formalnej. Nie ma czegoś, co byłoby w stanie udobruchać zapalczywość i ambicje filozofów, psychologów i filologów. Wszystko jest wszystkim lub jest niczym. Coś nie jest tym, za co je się uważa, jeśli odbiera doświadczeniu całościowemu uczestniczenie każdej z części mentalnej świadomości w swojej istocie. Tak też dobro musi być miłością, pięknem i prawdą…, dobro zaiste wiąże się w pięknie i w miłości…, w wolności odnajdują się spełnienie, cierpienie, niszczenie, a piękno uwielbia zawsze brzydotę. Wszystko scala się ze sobą w jednym akcie strumienia przeżyć, lecz tylko to, co wiązać się nie chce, co jest jednowymiarowe, staje się pojęciowe, dlatego pojęciowe jest zabójcą tego, co jest metafizyczne, bowiem tylko odczucie całości, wspólnej i komplementarnie oddziałującej na siebie czułości, może być poręką porozumienia metafizycznego, które ruch współtworzy poprzez dobieranie właściwych składników (dla utrzymania prawidłowej homeostazy, która zawsze jest zagrożona czającym się na horyzoncie tragizmem) w bezpośrednim spotkaniu z tajemnicami życia. Wtedy dopiero skończone wchodzić może w interakcje z nieskończonym, gdy iluminacja dokonuje się na podłożu nie umniejszającym kwestii godności odczuwania świata bez narzucania nań odgórnych form rozumienia go, jak w przypadku obiektywnej, a przez to ułomnej afiliacji.
*
Miejsce powstaje z uczucia bezinteresownej aktywności skierowanej na potrzeby głęboko ludzkie.
*
Miejsce, które jest domem, w wymiarze metafizyki, określa zdolność człowieka do zapłodnienia przestrzeni uczuciem oddania siebie już nie miejscu, lecz człowiekowi — innemu. Inny jest bowiem kulminacyjnym i granicznym punktem rozpatrywania miejsca, gdyż nie istnieje miejsce bez tego, który je stworzył, a stworzyć może je tylko dla innego. Inny staje się przedmiotem namysłu nad potencjalnym, egzystencjalnym przyczółkiem domu. Tu rodzi się idea metafizyki, która swoją bytność zawdzięcza czasowi, a w zasadzie więzieniu, w które rzuciła nas ewolucja, aby miłość nie została przywłaszczona.
*
Miejsce wywiera presję walentną. Odziera nas z pychy. Zakładać należy, iż jest wspólnym centrum przeżyciowym wszystkich istot ze świadomością siebie. Oto niematerialna przestrzeń poza czasem i poza symbolem rodzi w człowieku miłość, której niespełniony sen obarcza kalectwem ludzki gatunek, czyli pozbawia domu tych, którzy marzą o miejscu.
*
Konflikt jest sensem odgórnym miejsca, bowiem miejsce tworzy inny. Inny po temu jest zarzewiem potencjalnego konfliktu, lecz tylko w takim znaczeniu obciążony jest pejoratywną konotacją, w jakim nie pragnie tworzyć domu dialogicznego. Gdy utknął w swoim siebie kochaniu, nie ma mowy o wspólnym pojednaniu. Odrzucone oddycha w innym jednak swobodnie, żyje w jego nieświadomości. Odrzucone jest bowiem kamieniem węgielnym, gdy nie rościło sobie pretensji do supremacji miejsca.
*
Piękno umiera. Jaka szkoda. Już go prawie nie widać, bowiem wymierają ci, którzy zdolni byliby je odszukać, ożywiając przestrzeń kultury. Wedrzeć się w głąb istoty rzeczy, kontemplować jej nieodłączny od egzystencji sens. Delektować się tym, czego nie można w pełni uchwycić, bowiem nie ma miary nasycenia pięknem metafizycznym.
*
Piękno jest systematycznie odsłaniającym się krajobrazem wszechrzeczy, zagadką, której nie można rozwiązać, gdyż w żadnym razie pojęcie piękna nie może odwoływać się do reifikacji i konsekracji status quo.
*
Koniecznym jest zawsze zachować czujność wobec piękna i grozy.
*
Ludzie nie chcą sobie dawać piękna. Nie pragną go. Boją się piękna, bo piękno musi budzić lęk u tych, którzy są wychowywani w totalistycznie ohydnym porządku. Są tylko tym, czym nakazano im być lub bezwiednie naśladują martwicę kultury umarłych miast, szukając jedynie aprobaty dla swoich miernych konkluzji.
*
Sceny pięknego świata umarły w tęsknocie niepowstałych obrazów. Metafizyka, matka wszystkiego, co poruszane ruchem w przestrzeni wszelkiego sensu, nieodłączne procesy kreślące rysopis semantycznych zdarzeń, kwitną po raz ostatni, po raz ostatni oddychają dziś, gdy umiera ziemia nieczuła na jej dotyk.
*
Czas nie musiał być spożytkowany zgodnie z racjonalnym porządkiem. Nie trzeba rano wstawać, nie trzeba w nocy spać. Trzeba tylko jednej umiejętności, trzeba nam było uczyć się zabijać czas. Usunąć jego złowieszczą indoktrynację. Czas można zabić tylko w jeden sposób, dojrzewając w miłości poza ja. Skoro nie potrafiliśmy zabić czasu, on zgładzi nas.
*
We wszechświecie nie istnieje czas. Jeśli czas nie istnieje, bowiem wszystko, co uzasadnione w czasie zostanie unicestwione, to nie istnieją także formy wolności uzasadnione w czasie, którym przyświeca nomenklatura biologicznej świadomości istnienia, stająca do walki i rywalizacji.
*
Każda heteronomiczna siła to zło samo w sobie, bowiem broni się przed upadkiem.
*
Czas jest zwykłym złudzeniem, nieznaczącą iluzją, czas to ja — ego, zło w czystej postaci, bowiem zamknięte w więzieniu niemocy, bez możliwości uwolnienia się od siebie, wyzwala natychmiastowo kompleksowe rozwiązania w dziedzinie zbrodni nakładane na tkankę rzeczywistości.
*
Jako cywilizacja rozwijamy się, owszem, ale w dziedzinie grozy.
*
Żeby wspólnota mogła zachować równowagę, powinna ustawicznie czynić moralnie usprawiedliwione zło, aby redukować patologiczny czynnik doświadczenia i odzierać miłość ze złudzeń.
Wyparta bowiem śmierć wraca i domaga się akceptacji, dlatego wszystkie tragedie naszej nieszczęsnej cywilizacji są pokłosiem myśli o proweniencji biologicznej walki o przetrwanie.
*
Wyzysk jest dlatego polem naszej walki. Wyzysk to nie tylko eksploatacja złóż wszelkiego rodzaju, czy paliw kopalnych. To przede wszystkim fałszywa etyka kierowana z poziomu nieświadomości, która doprowadza nieustannie do zepsucia obyczajów w niewoleniu jednostek na podłożu humanistycznym.
*
Każdy człowiek ma prawo do własnej wolności, która nie umniejsza kwestii godności.
*
Ludzkość, podobnie jak w poprzednich epokach, czeka na zagładę, do tego bowiem doprowadza rozpacz egzystencjalna (niemożliwość zapomnienia o sobie).
*
Nie można walczyć o planetę, terroryzując ludzi ekologiczną edukacją, gdy się nie rozumie, że człowiek musi mieć możliwość zmaterializowania zła moralnego w swojej egzystencji. W ten sposób jedno zło przejdzie w kolejne.
*
Ludzkość w przeważającej mierze jest nieszczęśliwa, lecz słowem szafuje jak świętym orężem, niszcząc siebie nawzajem w duchu znormalizowanej idei porządkowania kultury, gdzie walentny dotyk, wrażliwość na piękno i grozę zostają zduszone w zarodku, dlatego miłość, objawiając audytorium nieudolną atencję, jest z pokolenia na pokolenie patetycznie marnotrawiona. Zasługuje na nieznaczące politowanie, bowiem mogłaby oddać jej cześć jedynie prymitywna sentymentalność.
*
Każdy szuka kontroli i bezpieczeństwa, by następnie dziwić się, że władza działa w taki sam sposób.
*
Metafizyka dziś powinna postulować stworzenie nowej i czystej kultury! Szeroko pojęta humanistyka, która jest tylko prześlizgiwaniem się po naskórku jej istoty, niezdolna jest uczynić z jednostki osobnika na tyle odważnego, by gotów był zaryzykować utratę swego życia dla obrony piękna, dobra i prawdy przed zakłamaniem.
*
Słowo ma leczyć i uwalniać twórczą ekspresję mentalną wśród członków wspólnoty, którzy obawiając się dotknięcia i poruszenia, zawsze będą zdolni do realizacji czynów haniebnych, wynikających z walki o przetrwanie, lecz nie, w duchu tego, co najpełniej ludzkie, walki o śmierć własną, codzienną, wreszcie o rewizję wszystkiego, co domagało się reifikacji oraz dogmatyzacji.
*
Państwo powinno zrozumieć kryzys członków wspólnoty i przyjść im w sukurs.
*
Nie usuniemy zła z naszej egzystencji, nigdy, powiadam. Ze zła możemy zrobić jedynie pożytek wpuszczając innego w nasze serca i przestrzenie metafizycznego krajobrazu, gdy tylko podpali zaciemniony obszar naszej świadomości, aby w tonie słuszności dojrzewać w tym, co autentyczne.
*
Dojrzewając w miłości, stajemy się ludźmi, gdyż człowiek powstaje zawsze ponad tym, co biologiczne. Nic poza tym się nie liczy. Liczy się tylko idea, bowiem cykl życia powtórzy się ponownie, czy tego chcemy, czy nie.
*
Metafizyka rozgrywa się na polu aktu twórczego. Nigdy inaczej, bowiem tylko ów akt wyzwala jednostkę z czasu, który jest złem w czystej postaci. Twórca zatem występuje przeciw grupie społecznej, gdyż z racji najwyższego argumentu, dba o to właśnie, by wartości systemu nie zwróciły się przeciwko niemu, by nie doszło do implozji wewnętrznej, do kalectwa duchowego i upadku kultury.
*
Im więcej jest twórców, którzy gardzą nami poprzez osobliwy akt sympatii — mówienie tego, co chcemy usłyszeć, prowadzą nas przez góry truizmów i komunałów rodem z tanich powieści, ciągną po bagnach sentymentalizmów i nic nieznaczących wzruszeń, tym silniej rodzi się w nas formalny pretekst, by stosować się do praw półdzikiego ludu, gdyż większość dziś wyznaje zasadę tolerancji dla każdego przejawu ludzkiej wolności, a ona, by osiągnąć swój cel musi z tobą sympatyzować.
*
Jeśli niebyt jest sensem wszystkiego, bowiem śmierć jest ostatecznym aktem rezygnacji z dominacji na tle grupy społecznej, zatem jest aktem miłości, to byt jest jego przeciwieństwem, a więc, można śmiało podkreślić, egoizmem pragnącym demonicznej satysfakcji przetrwania. Zmienia to całkowicie pojęcie istoty metafizyki, a tym samym zadaje cios naukom przyrodniczym, które myślą, że przezwyciężą śmierć, eo ipso zabijając miłość, której przecież podświadomie pragną.
*
Ludzie (schwytani w czas) nie mogą zatem doznać ani zaspokojenia, ani zadowolenia, lecz pogrążać się będą w akcie własnej pychy i rozzuchwalenia, które prowadzi niezmiennie do systematycznego unicestwienia — najgorszego z możliwych wymiarów śmierci — śmierci za życia.
*
Wartość człowieka spoczywa bowiem poza nim, zaś o jego pozycji nie może świadczyć jedynie to, co posiada, to, co zgromadził.
*
Własnością umysłu o jednostronnie rozwiniętym intelekcie — umysłu biologicznego — jest dążność do zdobycia władzy, pragnienie przewyższenia wszystkich i wszystkiego, jako rekompensaty za niemożliwość wyłonienia swego niepowtarzalnego bogactwa na tle grupy społecznej — swej genialności, do której człowiek został stworzony, a co tak ogranicza świat zewnętrzny mierzony tylko i wyłącznie przyrostem i nadmiarem.
*
Człowiek szuka wszelkich sposobów, by zapomnieć. Zapomnieć o troskach, narastającym w obszarze psychicznym cierpieniu, o bólu, żalu, goryczy, niespełnieniu, o katastrofizmie, melancholii, o przepaści nie do przekroczenia, a także o śmierci. Zatapia się w butelce alkoholu, by tylko nie myśleć o złym losie, wtedy choć na chwilę wydaje mu się, że jest zwycięzcą. Zatraca siebie biedak w przedmiocie powierzchownej miłości, umierając na ołtarzu pożądania. Dotkliwie cierpi.
*
Świadectwo jest stymulacją do rozwoju praw przyszłości i jest zaiste tak, iż nie trzeba spektakularnego wysiłku, by wychowanie uczynić procesem przynoszącym dobry skutek, gdyż właśnie brak świadectwa (rezygnacja z dominacji na tle grupy społecznej) w naszym obyczaju powoduje ekstensyfikację patologii.
*
Czas fizykalny rodzi czas psychologiczny, a więc czas zdobywczego wyobrażenia, gdzie ścierające się ze sobą siły wywołują konflikty i tragedię. Sieją grozę i, jak mawiał Rabindranath Tagore, zsyłają deszcz obarczony kałem na obarczoną grzechami ziemię.
*
Siła tego rozumowania skupiona wokół twórczej aktywności nie zostawia żadnych złudzeń co do tego, kim jest człowiek, bowiem naiwnie wierzy, iż istnieje w tym, co namacalne. Nie zdaje sobie sprawy, że nic nie istnieje, niczego nie ma, jest tylko idea. Idea zaś obraca się w ruchu poprzez materię, gdyż tylko materia, jej iluzja trwałości, która powoduje, iż człowiek pragnie niezniszczalności, pozwala uzasadnić pierwotną prawdę, wolność i oświecone dobro poprzez egzystencję rzuconą w okrutny świat przemijających rzeczy, aby wartości nie zostały przywłaszczone.
*
Konflikt egzystencjalnego losu opiera się na tym, iż aby oddać się w pełni idei nieskończonej miłości trzeba porzucić oczekiwania przywrócenia stanu formy ludzkiej egzystencji podtrzymującej byt.
*
Metafizyka sensu, jeśli można tak powiedzieć, pozwala człowiekowi być wolnym za cenę jego życia, a zatem tego, co on chce tak bardzo zatrzymać. Wola ludzka, która spoczywa dumnie u podstawy ontologicznej struktury bytu wiedzie nas poprzez byt właśnie do niebytu (sensu wszystkiego), jako że wolę w sensie odkrycia analitycznego pierwotnej struktury psychicznej to, czego nie chcę, nie pragnę. Nie pożądam.
*
Jeśli tajemnica zostanie odkryta, będzie to oznaczało koniec drogi człowieka. Koniec wszystkiego, który da początek nowemu. Początek jest bowiem końcem. Dlatego dylemat moralny z czasów Nielsa Bohra, gdzie zastanawiano się dlaczego fizycy liczą? — znajduje tu swoje uzasadnienie. Muszą liczyć bez końca lub do końca — do początku, taka pociecha, aby nie stosować przemocy, aby poczuć to, co najpełniej ludzkie.
*
Droga wolności, która jasno precyzuje, iż cokolwiek zostanie odkryte, nic nie jest odkryte, jest drogą miłości. Nie ma miary wolności, jeśli miarą tą nie jest codzienny wysiłek w trosce o to, co już utracone. Z tego względu niemożliwa jest do osiągnięcia pełnia.
*
Nas nie ma. My nie istniejemy jako my, lecz jako całość gatunku ludzkiego, gdzie my — jako <ja> duszy — zajmuje miejsce w wielości. Jest częścią zbiorowego działania na drodze do milczenia. Idea jest tym jedynie, co powinniśmy utrzymać na powierzchni.
*
Jesteśmy dlatego wszyscy tylko na drodze do uchwycenia harmonii. Nie dane nam będzie cieszyć jej osiągnięciem, gdyż wszystko, czego miłość może dokonać, musi natychmiastowo oprzeć się przywłaszczeniu. Jest zaklęta w idei. Mamy tylko ideę, ideę jednostek drążących skałę w przekonaniu, iż przyniesie to jakikolwiek sens. Dla odczucia idei warto zrobić wszystko, lecz warto także wiedzieć, iż z metafizyki niczego lepszego nie wyciągniemy. Można jej mieć to za złe?
*
Moje miejsce na tej ziemi jest miejscem tworzonym bez żalu na los, jaki mnie spotkał i okoliczności, które dramatowi życia towarzyszą. Kiedy wybór śmierci jest najlepszą okazją do tego, by uniknąć katastrofizmu, trzeba nam taki los przyjąć, bowiem śmierć jest zawsze tylko wyzwoleniem, gdyż ze śmierci wywodzić należy wszystkie sensy naszej egzystencji. Nigdy w stronę przeciwną.
*
Gdyby człowiek cały wysiłek twórczej pracy włożył w uzbrojenie ładunku emocjonalnego, którego potencjał widoczny jest dopiero po przejściu przez próg wyjściowy — powagę, aby umysłowi zostawić możliwie najwięcej atrakcyjnej pracy analityczno — penetrującej, bowiem w niej się lubuje, a im więcej takiej roboty wykona, tym bardziej sprawnym się czuje, zaś jego zdolności poznawcze stopniowo uwydatniłyby w nim naturalną głębię, mądrość, subtelność i kulturę wnętrza, okaże się, że nie jest nikomu potrzebny. Dziś. Zobaczymy jak będzie jutro.
*
W istocie należy ludziom zarzucić brak wiary — brak szaleńczego przeżycia siebie w tej unikatowej przestrzeni miłości, a skoro znaleźli już ciepłe posady, gwarantujące spokój i bezpieczeństwo, niech wezmą pod rozwagę i przyznają, że niewiele pożytku może wyniknąć z takiego obrotu spraw, bowiem naturalną koleją rzeczy jest to, iż przestali się ekscytować życiem, aby w poczuciu sensu i troski wziąć odpowiedzialność za wspólnotę, niepokojąc ją i zwracając uwagę na palące problemy egzystencjalne, poprzez ukazanie absolutnej formy swej wolności i miłości.
*
Powodzenie człowieka nie może zależeć od elektoratu, którego nie może szanować, gdy go do siebie wabi.
*
Skoro stworzyliśmy taki świat, u podstawy którego stoi grecki stosunek do piękna, prawdy i dobra, jako jeden z członów, obok etyki Chrystusa i prawa rzymskiego, cywilizacji łacińskiej, nie dziwmy się, że nie rozwiążemy problemów ludzkości. Idzie bowiem na zatracenie w wyniku braku odpowiedzialności. Nie chcemy wolności, przyjdzie zagłada.
*
Odpowiedzialność, jak wiemy z etymologii, zobligowana jest do tego, by dać odpowiedź. Czy wspólnota na nią czeka, czy może nie chce jej słyszeć i obawia się jej, zamieniając przedsiębiorczość w impas, lecz pełen niedorzecznego wigoru?
*
Nie ma mowy, by język mógł się przebić do źródła, by mógł objawić „ukryte” w obiektywnym doświadczeniu. Przeto język ślizga się pomiędzy tym, co głębsze, mniej głębsze, płytsze, a tym, co prymitywne i wyświechtane, bowiem wszystkie jego zabiegi i próby powiedzenia tego, czego powiedzieć nie może, kończą się zawsze niedopowiedzeniem, dlatego łatwo mu popadać w absurd i abstrakcję, co widzimy nader często w naszej codziennej walce z życiem. Mamy dlatego trudny orzech do zgryzienia. Jednak problem z metafizyką na tym polega, iż nie jest ona zobligowana do tego, by ujawniać doświadczenie całości, lecz części na drodze do milczenia.
*
Metafizyka jest tylko drogą ku miłości, odkrywając kolejno zaciemnione obszary egzystencji nie poprzez uzurpację obiektywną, lecz właśnie poprzez subiektywną formę, bowiem jedynie subiektywna forma wolnościowego praxis może przynieść nam rozwiązanie ludzkich problemów, gdyż ten, który idzie sam, który znalazł sposób, by ludzi nie uwodzić, nie gwałcić lub też tak się sobą zajął — pozostawiając szereg argumentów dla racji towarzyszącej jego wolności, że nie przeszkadza innym, lecz wychodzi bez przyłbicy z rąk naprzeciw fałszywym i złudnym zjawiskom, pojął, czym jest istota poznania. Dlatego od razu można go uhonorować doktoratem z kultury i ontologii spotkania, bowiem z pełną siłą występuje przeciwko nam. Jeśli tak się dzieje, jest zdrowy, choć nazwą go szaleńcem.
*
Kolejną sprawą jest fakt, iż prawdy i wolności będą bronić jedynie ci, którzy w samotności mają schronienie, przezwyciężyli czas, a wolność ich opromienia. Nie obawiają się dlatego wykluczenia ze społeczeństwa, gdy ujawniają jego fałsz. Czas bowiem jest ludzkim więzieniem, powoduje, że ludzie marnieją, niszcząc wszystko dookoła, z własnej niemocy i historii obłędu nakładanych na nich z pokolenia na pokolenia. Ludzie wytworzyli funkcje stadne z lęku przed powstawaniem prawdy, aby mieć oręż, by z nią walczyć, zaś człowiek wolny umiera na swoich własnych zasadach, jest szczęśliwy — nie boi się tłumu rozpaczy, dlatego zasługuje na chleb… i wino, niejako ex officio.
*
Czy wobec tego ten metafizyczny niuans, który się udało tutaj uchwycić, objąć zabiegiem korektury, i tym samym powrócić do odwiecznego problemu rzeczywistości subiektywnej, której własność doświadczenia, w tym wypadku mojego doświadczenia, pozwala się uformować w konwencji językowej, czyli sformalizowanej treści obiektywnej, miałby zostać z języka wyparty, uznany za nierealny i niemogący obrócić się w dobro wspólne, miałby, innymi słowy, zostać uznany za arbitralny i zrelatywizowany w tym doświadczeniu? Czy coś zmusza nas do jego przyjęcia?
*
Kto zaś nie pije wody ze swego źródła (bo jedynie woda z tego źródła jest czysta i zdrowa), ten się naraża na zatrucie wodami gnijącymi. Ci, co się nią sycą, nie znają cierpienia, bólu, smutku i rozpaczy. Nie lękają się. Nie może się lękać ten, w kim płynie źródło, bowiem jest ono sensem wszystkiego, bezmiernym i nieskończonym, jak idea miłości i dobra.
*
Wywlekamy wciąż nowe trupy z szafy, aby karmić się negatywizmem, który potęguje jedynie lęk i grozę, bowiem tylko najdzielniejsi ludzie potrafią podnieść się i wzrok swój skierować ku miłości, aby dać przykład ludzkości, iż nie będzie budować tożsamości na doznanej krzywdzie.
*
Umysł jednostronnie rozwinięty, na który oddziałuje fizyka kwantowa, służąca do opisu świata zewnętrznego, dlatego jest mierzony przyrostem i nadmiarem, pragnie zostać bogiem, a o jego powodzeniu ma zaświadczyć fakt zniewolenia największej liczby ludzi. W konsekwencji zaś doprowadzi do zniszczenia planety, czemu metafizyka sensu bez wątpienia mogłaby przeciwdziałać, korzystając ze zła moralnego kierowanego na siebie, aby dojrzewać w miłości. W przeciwnym razie czeka nas tylko groza.
*
Cóż to więc znaczy być człowiekiem? Czy rzeczywiście jest to sprawa tak trudna w realizacji, iż osiągnięcie stopnia wtajemniczenia, gwarantującego powodzenie wymyka się możliwościom gatunku, który przewyższył pod względem rozwoju wszystkie inne stworzenia na ziemi, lecz nie potrafi przewyższyć siebie?
*
Człowiek obwieszcza nieświadome. Uświadamia. Czym jest uświadomione? Jest grozą samą w sobie. Uświadomione jest milczącym zwierzchnictwem czystej formy bytu, który godzi się na śmierć.
*
Świadomość boli, dlatego jest wypierana. Chowana na inny, korzystniejszy czas bez skrupułów. Kto z was nie zaprzeczy, iż dopuszcza do siebie myśli o przyjęciu prawdy, która w nim drzemie, która tli się i prosi błagalnie o łaskę, ten może być człowiekiem. Dobrym materiałem na swoje odrodzenie. Ilu jednak z was zaprzeczy? Ilu sprzeciwi się sobie w drodze do swej — czyli ludzkiej — świadomości?
*
Świadomość jest sensem wszystkiego, choć się na ów sens zapatruje ambiwalentnie, bowiem niepojęta dla ludzkiego rozumu pozostaje wola wszechświata, która za nic ma ludzkie życie. To główny paradoks, lecz jaki doniosły. Myślę, że jest dobrem samym w sobie. Nie należy go roztrząsać, by nie zabrnąć w spekulacje, lecz szukać sposobu, by zapomnieć, by się uwolnić, oswajając nadejście końca, który nie zawiera się w świadomości.
*
Śmierć biologiczna bowiem nie dotyczy człowieka. Nie można umrzeć, wiedząc, że się umarło, choć można żyć ze świadomością, że się nie żyje.
*
Jeśli jest rzeczywiście tak, iż rodzi się w ludziach formalny bunt za ich tragiczny koniec, czemuż miałyby służyć wyższe prawdy, których ludzie poszukują? W idei pierwotnej nie ma pobłażliwości. Żyjesz tylko dla innych albo wcale.
*
Tożsame.
Toż-same. Wzajemne i wspólne nam wszystkim. To, czym oddychamy jak powietrzem, może być tylko tym, co jeszcze nieodkryte. Nieznane. Nie można utożsamiać się z tym, co zobiektywizowane, aby doznać satysfakcji błogiego spokoju, albowiem spokój i perspektywa raju, które w ubogich mitach wciąż wpływają na kulturę całej cywilizacji, są głębokimi przyczynami wszelkiego zła na świecie, który w optymalnym ruchu wolnościowego praxis uzasadnia tożsamość z niepokojem, nigdy inaczej. Tak mówi święta mądrość, która potrzebuje męstwa.
*
Zwracając się ku obiektywnej idei (nie tylko religijnej), zwracam się do tego, co tożsame w egzystencji ludzi pozostających w lęku. Gdy utożsamiam się z tym, co otwiera przede mną inny, kiedy przychodzi i niepokoi mnie, a przy tym pozwala mi zedrzeć z siebie skorupę egoistycznego utrapienia, zwracam się do tego, co tożsame w egzystencji ludzi kochających. Zwracam się ku życiu. Składam hołd miłości.
*
Najtrudniejszym problemem, jaki ludzkość ma do rozwiązania, jest zrozumienie, iż prawo moralne (problem wolności = metafizyka) nie mieści się w rozumie, bowiem racjonalny rozum nie jest w stanie pojąć absurdu życia, a także tego, iż życie kończy się śmiercią, dlatego byt sam w sobie jest ze swej natury rzucony trwale w tragiczny konflikt, impas, którego nie sposób — jak pokazuje historia — przerodzić w przedsiębiorczość.
*
Byt realizuje zatem maksymalnie zracjonalizowaną koncepcję opartą na przetrwaniu, której towarzyszyć musi wyzysk i przemoc, co w dobie nadchodzącego kataklizmu klimatycznego powinno być zauważone i wzięte pod rozwagę, gdyż w tych sprawach (zmiany nastawienia gatunku) nie zmieni się absolutnie nic, co nie może dziwić, jeśli jednostka nie wykształciła zdolności, by zapomnieć o sobie, jest zrozpaczona, dlatego szuka wszelkich form rekompensaty, które doprowadzą zapewne świat do zguby.
*
Wolność nie może być zapisana w algorytmie, więc natychmiastowo opiera się wszelkiej formie naukowości.
*
Wypadałoby dziś uczyć się życia od początku. Na nowych, oświeconych prawach poza wszelką religią.
*
Ludziom potrzeba szaleństwa i należy uczyć ich szaleństwa moralnego, o jakim tu mowa, bo gdy oszaleją, to będą mieli porządne zajęcie i nie zechcą robić szwindli. Na tym rzecz się opiera.
*
Skoro on (człowiek) taki odporny, taki bezwstydnie rozumowy, niechaj się dowie, co jest przyczyną jego upadku, niechaj w mroku tej świetnie zorganizowanej błazenady wyjdzie na świat moje objawienie, że tylko człowiek szalony, człowiek irracjonalny (ale przecież racjonalny sam w sobie) jest kwintesencją istnienia.
*
Bez szans na miłość, bez wiary w miłość powierzają truciźnie swoją słabość do urojonego boga.
*
Idąc samotnie, odkrywamy zawsze coś po drodze, czego nikt dotąd nie zauważył.
Cóż może zauważyć grupa społeczna, skoro każda organizacja jest zhierarchizowana, a jej członkowie walczą o dominację w jej obrębie i poza nim. Trzeba wreszcie otworzyć szerzej oczy na przyczyny naszych niepowodzeń.
*
Tym czynnikiem, który doprowadził do upadku metafizyki, ale także filozofii instytucjonalnej, jest nie tylko niezrozumienie problematycznej ludzkiej natury, lecz przede wszystkim uboga wiara w to, iż jakakolwiek wiedza dotycząca człowieka może nieszczęśnikom przynieść zadowolenie na drodze realizacji idei powodzenia i szczęśliwości. Nauczaniem bowiem nie zmieni się złego człowieka w dobrego, jak zechciał był powiedzieć Platon.
*
Jest rzeczywiście tak, iż ludzie, którzy zapoznali się z historią filozofii dysponują ekskluzywnym światopoglądem, użyczanym, lecz bardziej narzucanym mniej wtajemniczonym, zaś tylko ten, kto pozostaje w niepewności, jeśli idzie o sprawy jego wolności, będzie szukał elektoratu, który zniewoli pod dyktando reżimowej koniunktury. Dlatego filozofia od tysięcy lat nie potrafiła rozpoznać i rozwiązać problemu wolności, a zaraz po niej psychologia. Co nie przeszkadza się jej wymądrzać.
*
Żeby życie mogło mieć jakikolwiek sens, to tylko poprzez przejaw, autentyczny i unikalny, swojej miłości do świata, która potrzebuje formy wyłonionej z treści głębokiego przeżycia siebie w doświadczeniu źródłowym. Nie ma mowy, by jednostki we wspólnocie były dysponentami wiedzy obiektywnej dotyczącej tego, jak postępować i jak wykorzystać prawidła wszelkich nauk, jeśli nie rozumieją struktury, na której opiera się wszechświat, a która polega na ustawicznej czujności, by przeciwdziałać w nieskończoność grozie spokoju czającej się w każdej chwili naszego życia.
*
Zło czai się w każdej chwili. Już teraz domaga się od człowieka czułego reakcji, by dobro mogło przejść w kolejną jakość, jako że życie z natury potrzebuje jednostek dzielnych, które poszerzają zdolności poznawcze innych, stymulują ich wzrost w dobrym tego słowa znaczeniu.
*
Pokolenia słabe to te, które obawiają się miłości, o której się tu mówi, zaś słabe myśli tym są, czym jest moment ich wypowiedzenia, czyli zgorzkniałym przekonywaniem innych do siebie, która pozornie dysponuje potencjałem źródła, owszem, lecz tylko w ten sposób moc źródłowa uchodzi na powierzchnię i zdolna jest dokonać zmiany, gdy nie pozwala iść po swoim tropie.
*
Musi nas w filozofii życia interesować głównie, by umieć rozpoznać zło, które pojawia się na horyzoncie. Tym powinniśmy zająć się wszyscy. Rozpoznanie zła można zarysować w ogólnym problemie stagnacji, do której zmierza jednostronnie rozwinięty intelekt, pod pozorami dobra, które wyraża gloryfikację życia i moc przetrwania.
*
Człowiek kochający jest pijany życiem, zaraża innych swoim szaleństwem i jest do cna mężny, bo się naturze rzeczywistości (iluzji) sprzeciwia, czyli algorytmowi ewolucyjnemu.
*
Sam idzie, sam niesie trudy życia, sam jest prawdą, nie wabi ludzi do siebie, nie schlebia ludzkiemu podziwowi, a skoro nie przegląda się w innych — nie zgromadził elektoratu wokół siebie, jakże mógłby stosować przemoc, skoro ta potrzebuje energii, której jej dostarcza obiektywna idea.
*
Jest więc kłamcą ten, kto rości sobie pretensje, że wnosi do życia coś wartościowego, lecz w istocie czerpie ze swego działania partykularne korzyści, zaś wszystko, co mówi jest tylko bełkotem błazna, który nie zna mocy życia. Gdyby znał, przegoniłby natychmiast wszystkich i pokazał, iż jego prawda silniejsza jest od wszelkich afiliacji. Jest niezależna, a troska jego polega jeno na tym, iż ludzi chce wzmocnić, ukazać im swe czyste serce, by zarażać ich miłością do świata i bliźnich.
*
Człowiek kochający, z natury rozumienia istoty rzeczy, musi zachować umiar, bowiem nadmiar odbiera mu siłę wolności, która go na skrzydłach unosi. Jeśli zachowa umiar, to z natury weźmie tylko tyle, ile mu potrzeba. Jeśli jednak człowiek widzi — odczuwa, że go oszukują inni, że jego kosztem osiągają sławę i wyzyskują bez pardonu (także z rejestru duchowego) i żadnych zahamowań, sam nie znajdzie powodu, by się od wyzysku odżegnać, a los ludzkości będzie mu całkowicie obojętny, bowiem zdaje sobie sprawę z tego, iż jest poniżany i odzierany — na poziomie mentalnym — z godności. Czemu miałby okazywać współczucie?
*
Gdy rozum pojmie już swoją błazenadę, wówczas zostanie mu do dyspozycji jedynie miłość.
*
Pokora jest aktem męstwa rozstrzygającym o naszym powodzeniu i szczęśliwości. Człowiek mężny oddaje rację tym, którym należy ją oddać, lecz zawsze też występuje przeciwko wszelkim formom deprawacji. Pokora jest więc także najwyższą sprawiedliwością i słuszność miał zacny Zimmermann, gdy mówił: Nie ma nic równie rzadkiego jak dobry sędzia.
*
Ową istotę metafizyki — pojęć uniwersalistycznych takich jak dobro, prawda, piękno czy wolność poddaje się refutacji z powodu rozgardiaszu, gdyż wprowadzają subiektywizm w strukturę świata przedmiotowego. Odbywa się to poprzez nie tylko kompletne niezrozumienie problemu ontologii fundamentalnej, lecz także z uwagi na lęk, który nawarstwiony w procesie socjalizacji, siłą powstrzymuje i marginalizuje wszelkie przejawy jej aktywności / ingerencji, która pozostając w obowiązku ratowania tego, co zreifikowane i zdogmatyzowane, ginie, pokonana przez radośnie usposobionych ciemiężycieli.
*
Opis metafizycznej natury rzeczywistości ujmowany być musi z użyciem terminologii subiektywnej i obiektywnej, która w żadnym razie nie przekreśla uchwycenia poprawnego aspektu doświadczenia natury bytu, przeciwnie, gwarantuje tylko i wyłącznie powodzenie takiego badania, gdyż metafizyka przede wszystkim oprze się każdej obiektywizacji, jaka zechciałaby ścisnąć ją w potrzebie domknięcia poznawczego.
*
Jednostki odważne, którym okoliczności pozwoliły wspiąć się na wyżynę metafizycznego krajobrazu, wyrażają zarówno to, co obiektywne jak i subiektywne. Są względem idei analogiczne — adekwatne do siebie, lecz nieadekwatne względem formy, którą wolność zarezerwowała sobie na potrzeby świadectwa.
*
Subiektywna wolność (śmierć), która jest wypierana z rzeczywistości obiektywnej, jak mówiliśmy wyżej, wraca do wspólnoty ze zdwojoną siłą, czyli prowadzi zawsze do upadku, jakiego doznają członkowie organizacji, gdyż wszystko, co próbuje zniszczyć porządek pierwotnej idei (która daje człowiekowi jedynie do dyspozycji samoafirmację męstwa wolności, a więc twórczej tożsamości z rzeczą samą w sobie), zostaje zdruzgotane i unicestwione.
*
Męstwo jest zawsze eksplikacją entelechii — wewnętrznego celu, który na drodze człowieka przez życie ukazuje nam problem przede wszystkim natury moralnej. Entelechia zaś na drodze poznania odkrywana jest przez iluminację, co, jak słusznie zauważył św. Augustyn, umożliwia poznanie prawdy jedynie osobnikowi o czystym sercu.
*
O jakiej formie krynicy czystości mówimy? Tego nie wiemy. Nie możemy tego jeszcze stwierdzić, bowiem ów cel nie zostaje nam w chwili obecnej przedstawiony. Cel jest wysiłkiem wystąpienia, zawsze przeciwko komuś — czemuś. Darem, miłością do tych, którzy żyją. Nie nazywałbym takiego działania poświęceniem, bowiem ontologia ofiary deprymuje eksplikację szczęścia i radości, którą opromieniona wolność znosi siłę cierpienia.
Wystąpienie przeciwko czemuś, komuś jest wyrzeczeniem się pogardy do człowieka, do ludzi, bowiem kochać oznaczać może jedynie ukazanie tego, czego nie widać, zaś pogarda potrzebuje nieustannego kontaktu z obiektem wyzysku.
*
Męstwo jest aktem spełniania się ruchu wolności, który nie odnajduje przyjemności w zwycięstwie, lecz w przegranej, bowiem przegrać; w znaczeniu: nie pragnąć zwyciężyć — jest zaiste aktem najwyższej odwagi. To pewne, że ci, którzy pragną zwyciężyć nie pojmą natury idei, bowiem mężny człowiek potrafi się przede wszystkim bronić przed stosowaniem przemocy. I w jakim stylu to robi!
*
Nie może być mężnym ten, kto nie poznał, czym jest sprawiedliwość, a sprawiedliwym jest tylko ten, kto nie ma bogów przed sobą, bowiem posłuszeństwo normom i sądom wartościującym wynikającym ze zniewolenia, degraduje prawa idei — lex legum, na mocy których ruch wolności odsłania potrzebę otwierania się na prawdę, na jej ciągłe rodzenie się, gdyż tylko ustawiczna koncentracja umysłów ludzkich na przedmiocie egzystencjalnych rozważań gwarantuje, że zło zostanie rozpoznane i zduszone w zarodku. Sprawiedliwość jest dlatego zdolnością widzenia poza czasem. Czy to nie piękne?
*
Człowiek zniewolony odczuwa swoje utrapienie, być może pragnie mu przeciwdziałać, ale nie odnajduje antidotum, bowiem nie potrafi zapomnieć o sobie. Odczuwa pogardę do innych, pragnie ich przewyższyć. Postrzega rzeczywistość jako zdobycz, bowiem w umysłowym przedstawieniu sam uważa się za niewolnika, zbrukanego przez gorycz istnienia.
*
Wiarygodność wynoszona z iluminacji poprzez czystość serca odnajduje w tym miejscu swój habitat i także tu mamy do czynienia z objawieniem świadectwa, bowiem ja dojrzewające w miłości — umierające zaświadcza swej wolności, zaś trudności, z którymi się mierzy dają mu pełną satysfakcję.
*
Człowiek nie posiada siebie, nie można posiadać czegoś, co nie istnieje. Istnieje on tylko jako wola mocy idei / metafizyki, która obwieszcza, iż życie zostało pokonane, a przez to idea wolności jest afirmacją ludzkiej woli ponad tym, co wyraża algorytm ewolucyjny, jako najwyższej rzeczywistości wolnej od złudzeń.
*
Być sobą znaczy dysponować mocą rozkazywania sobie, lecz tylko tak, by postąpić wbrew sobie.
Jestem ofiarą tego myślenia — tak można powiedzieć, lecz jestem jednocześnie sprawiedliwym sędzią, który dlatego, iż siebie potraktował w ten sposób, odnajduje spokój i ciszę w świecie, który o nią prosi na próżno.
*
Wszelka twórczość zawsze zwraca się przeciw temu, kto tworzy, a jeśli tak bardzo myślał o sobie, gdy się aktowi tworzenia oddawał, to zobaczy, bo nie stworzy, jedynie to, co inni już też widzą (obiektywne, bo daje spokój), bo jego celem było jedynie oszukanie innych, schlebianie im, by na ich łaskę zasłużyć i w pogardzie do siebie (do nich) domagać się zapłaty, którą otrzyma, bowiem człowiek chętnie odda swoje pieniądze temu, kto z nim sympatyzuje.
*
Tak powstaje przemoc obiektywna. Człowiek zaś mężny będzie zawsze przeciw kulturze. Nie ma nawet znaczenia to, co będzie robił w aspekcie twórczej pracy, choć ona wynosi go poza świat przemocy. Jego celem jest droga, więc nie zatrzymuje się zbyt długo przy tym, co już powiedziane, a już z całą pewnością przepędzi ludzi, których interes zwróci się ku potrzebie zatrzymania w obiektywnej rzeczywistości, aby swój strach ukryć w obiektywnym pojęciu dobra. Pojęciu złowieszczym.
*
Któż ma prawo decydować o tym, w jaki sposób masz być dobrym, skoro dobro, samo bycie dobrym (co za natchnienie) uzależnione jest od satysfakcji płynącej z istoty wolności, o której mówiliśmy wyżej (teoria wolności psychicznej), bowiem wolność transcenduje dobro, a dobro nie byt, lecz niebyt.
*
Ludzie dzielni zawsze będą wiedzieć, co jest prawdą, bowiem zauważą wnet, iż rezygnuje ona z uczestniczenia w obiektywnej ceremonii, w której nie omieszkają zaznaczyć sprzeciwu względem form już istniejących i uznanych za wartości, zostawiając w niej konkretnie unikalne zjawiska, aby następnie od nich uciec. Sztuką jest bowiem utrzymać siebie i porzucić jednocześnie.
*
Problemy z metafizyką będą tak długo niezrozumiałe i nawet społecznie wyszydzane nie tylko przez nauki przyrodnicze, lecz także przez nowoczesnych psychologów, jak długo będzie się metafizykę traktowało jako coś skończonego.
Jest bowiem misternie ukryta tajemnica w tym, co skończone, które odkrywa się w tym, co nieskończone zawsze poprzez to samo (subiektywne) doświadczenie sensu istnienia, a zatem w akcie czystej kontemplacji, do którego człowiek powinien zostać w procesie socjalizacji doprowadzony i zostawiony bez ogródek.
*
Metafizyka zaś, jako złożony proces dojrzewania w sobie (sztuka miłości), czyli podróż, jaką odbywa się w głąb siebie — in statu nascendi — bowiem szczęście psychiki leży w intelektualnej i etycznej płodności, u podstawy której stoi założenie wynikające ze skończoności ludzkiego poznania, wokół której dokonywa się wszelki ruch, nie rości sobie pretensji do objawień — bo przecież nikt nie może powiedzieć, jak mamy być wolni, lecz objaśnia właśnie sens istnienia, który ostatecznie okazuje się eidos — ideą najwyższych wyobrażeń dotyczących tego, co złączone w całości i jedności.
*
Jedynie ludzie skrajnie egoistyczni pragną złapać w swoje ręce tajemnicę, aby mieć władzę nad innymi oraz zatrzymać wszelki ruch. Przedmiot tej ubogiej wiary nie stracił na ważności w ciągu stuleci rozwoju rozumu, ba, nawet w dobie rzekomego oświecenia. To wszystko, co z założenia było źle pomyślane, umrze i zostanie wyparte; jako teraz ludzie odwracają się od tradycji, bowiem w myśl postawionej tu teorii miłości, o głos na arenie wydarzeń prosi, nie!, domaga się idea wolności, która w tonie tego, co najpełniej ludzkie otworzy człowiekowi drogę ku szczęściu, ku kosmosowi, bowiem tam jest jego prawdziwy dom i tam, nie zdając sobie z tego sprawy, zmierza.
*
Prawda w konfrontacji z obiektywną rzeczywistością jest zawsze spostponowana. Pogarda zaś jaką obyczaj żywi w stosunku do prawdy demaskującej egzystencjalne złudzenia, jest bezsprzecznie podziwem, bowiem nie ma w ludzkiej psychice wartości wyższych jak te, które odzwierciedlają cechy szlachetne i mężne.
*
Każdy zaś radykalizm, za który należy uważać tożsamość psyche z jednym z uczuć przeciwstawnych, jak w przypadku nienawiści i pożądania, pogardy i podziwu, etc., jest i musi być z natury uważany za fałszywy, gdyż to, co jednostajne i zamknięte (tradycyjne) w sobie, ujawnia stan patologii na podłożu psychicznym.
*
Kłamstwo jest lękiem przed samotnością. Gdyż jedynie samotność pozwala dotknąć prawdy o sobie samym.
*
Prawda służy ciemności, która oczekuje światła, zaś kłamstwo żyje w ciemności, dlatego potrzebuje oprawy do zainicjowania swej funkcjonalności (fajerwerki); czemu zawsze towarzyszyć musi obiektywna idea.
*
Kłamią ci, którzy szukają aprobaty dla swego istnienia. Im więcej bowiem znajdą popleczników, tym słuszniejsza wydaje się gwarancja ich przetrwania, które zanieczyszcza rzeczywistość czynami kierowanymi z najniższych pobudek, przeto nie może dziwić, iż świat zwrócony przeciwko prawdzie, staje się już dziś pozbawiony sensu in toto.
*
Podstawowym założeniem medytacji metafizycznych per saldo jest założenie, by nikomu nie było wolno narzucić z góry przyjęcia aksjomatu uczestniczenia. Twoje prawo (moralne) jest ważne, o ile prawo to nie umniejsza kwestii godności. Jeśli nie umniejsza kwestii godności, to zwraca się obowiązkowo przeciwko wspólnocie, która jest wdzięczna za przybycie posłańca prawdy.
*
Człowiek kochający mówi nam o tym, czego nie widzimy lub co wypieramy, przeciwdziała dlatego potrzebie zdogmatyzowania rzeczywistości i unicestwieniu miłości, do czego jesteśmy zdolni w każdej chwili. Jest wybawcą. Tu — w owym spotkaniu — rozstrzyga się nieznane światu widmo egzystencji bez autorytetów, poza wszelką władzą i desygnatem. Niegdyś marzył o tym Cezary Wodziński.
*
Ja nie istnieje, ale to właśnie ja płacze w muzyce, jest zamknięte w iluzji harmonii — cywilizacji porządkującej. Dźwięki przeszywające duszę nieszczęśnika dają mu możliwość wytrwania. Są jak modlitwa, wspólne wszystkim, oddziałujące na zmysły człowieka. Utopijnie zakochanego w sobie, bezgranicznie pogrążonego we własnej postaci, w uczuciach, które nie znaczą nic dla wszechświata, bowiem wszechświat jest niczym skała — surowy i twardy; albo pozbędziesz się swych emocji, powiada, albo poniesiesz klęskę, a wszystko to odbije się w muzyce, która jest omamem. Parę lat temu pewien człowiek zapytał mnie, dlaczego naziści słuchali muzyki klasycznej? Nie potrafiłem odpowiedzieć, teraz mogę.
*
Wszechświat jest tylko cyrkiem, gdzie jedno, co warto zrobić, tańcząc na arenie błaznów, to poczuć, czym jest szalona miłość, która nie jest wcale — jak sądzą niektórzy — determinowana przez śmierć. Nie ma bowiem obowiązku narzuconego z góry. Nikt przecież nie przychodzi, by nam układać życie (oprócz kochających rodziców, pedagogów, kościoła, filozofów, psychologów i polityków), nie ma odgórnych zasad dotyczących tego, jak żyć. Życie nie jest bezpośrednio zatem zdeterminowane przez siły, czy moce wyższe.
Wola.
*
Wola jest możnością istnienia. Wola wybiera wolność, gdy rozumie absurd życia, gdy pojmuje, iż tylko rzuceni w świat totalnej niedorzeczności i obłudy, jaką serwuje nam świadomość, jedyną drogą ucieczki z więzienia jest wolność, która z miłością i samotnością kroczy dumnie uliczkami metafizycznego krajobrazu.
*
Wolność oddaje zatem ster niepokojowi, aby ocalić resztkę godności, która nie występuje w naturze. W naturze bowiem nie ma wolności, przeto wszystko, co idzie torem zmysłowości nie zna wolności i miłości, o jakiej mówimy, tylko kwantowe — w tym wypadku — powiązanie.
*
Wytworem metafizycznego, elitarnego umysłu jest idea. Święte prawo ludzi wolnych i dumnych, którzy z wielkim podziwem przyglądają się porządkowi świata, że tak skrzętnie podjął zamysł nad uzasadnieniem miłości i troski, gdyż nie mogły one być rzucone bezpośrednio na stół obyczaju, aby nie uczynić szkody jednostce, która tym bardziej jest godna siebie i niezdolna do stosowania przemocy, im bardziej pokonuje drogę do odnalezienia własnej cnoty.
*
Świat się skończy i zacznie od nowa, bowiem ostatecznym rozwiązaniem naszych problemów jest uchwycenie harmonii, czyli zamilknięcie. Śmierć zatem nie jest rzeczą straszną ani okrutną. Jest zapomnieniem, bowiem tylko poprzez zapomnienie można odnaleźć istotę rzeczy samej w sobie, która obraca się w pustce bez końca. Tą ideą kieruje się geniusz.
*
Zażyłość jest tylko wstydem własnej niemocy.
*
Kosmos to zimna troska, etyka surowa, lecz piękna, nosi w sobie — w pewnym sensie — piętno bergsonowskiego trwania i ruchu jednocześnie. Zamyślenia — koncentracji i pokory, a także twórczych inicjatyw skupiających się na pogłębianiu rozumienia dobra poprzez zło i cierpienie. Krajobraz ten nie znosi przepychu, dlatego brzydzi się materializmem, niczym cela mnicha. Z tego też powodu stosunek pierwotnej treści psychicznej do materializmu ma niewielkie znaczenie afektywne. Jest kompletnie pozbawiony złudzeń, dlatego ci, którzy byli w kosmosie stają się inni, niektórzy zaczynają pisać wiersze, lecz większość traci absolutnie zainteresowanie walką o przetrwanie.
*
Im bardziej boimy się życia, tym silniej je chronimy, przeto odebrane nam zostaje to, co jest miłością wolnościowego działania, zaś substytucja, która rodzi się w tej postaci jest niczym rak, zły — nowy twór ubogich myśli i czynów, płaczów, lamentów i grymasów pod przykrywką radości jak na sylwestrowej zabawie, która wysyła w kosmos sygnał jeden: Jesteśmy cywilizacją nieodpowiedzialną, od której trzeba się trzymać z daleka.
*
Trzeba podjąć trud, by zbadać wszystko, co nas otacza, lecz nigdy nie można pozwolić, by świat zewnętrzny determinował nasze życie, a jeśli ego tak bardzo pragnie supremacji, bowiem każdy akt uwodzenia jest niczym syreni śpiew — skowyt emocjonalnego skrzywienia jako znak jej zbawienia — tak działa zwodniczy bożek, nie usuniemy kryzysu z naszej egzystencji.
*
Muzyka nie ma w sobie siły, by myśli głębokiej przeciwstawić swój oręż, przeto kona, krocząc drogą iluzji światła. Żaden ze stanów, które wyraża muzyka nie zna miłości, bowiem miłość święta nie mieści się w emocjonalnym uniesieniu, lecz czystej pustce, do której nieustannie powraca. Gdy tylko próbuje się wyzwolić z pustki, zaczyna zawodzić — łkać, temu zaś muzyka składa hołd.
*
Ludzie, którzy sądzą, iż harmonia istnieje, nie rozumieją i nie znają siebie. Zaś każdy stan, który im odbiera spokój i bezpieczeństwo, czyli dokonuje pretekstu do upadku — zmiany, powinien jasno i wyraźnie implikować, iż iluzja, w której się zamknęli (zostali zamknięci) jest autentyczna.
*
Im bardziej żywimy do siebie nienawiść, tym silniej wierzymy w harmonię.
*
Euforia, najbardziej egzaltowana szczególnie, to uległość, zaznaczmy, że ślepa, każdemu wzruszeniu dokonującemu się na poziomie zmysłów jednostronnie rozwiniętego intelektu. Jednostronnie rozwinięty intelekt pozostaje bowiem zawsze pod wpływem biologicznej świadomości, dlatego działa w „więzieniu” supremacji naturalnej, z której nie uwolni się prawdopodobnie nigdy.
*
Tym, co nas uwodzi jest gwałt. Bowiem podlegając biologicznej świadomości istnienia jesteśmy i działamy dla i w imię przemocy, bez względu na to, jaka by ona nie była. Gwałcą się — uwodzą — niemal wszyscy od zarania dziejów, gdyż paradygmatem biologicznym jest dążenie do zdobycia przewagi.
Mankamentem tej ułomnej cywilizacji jest to, że postępuje / działa zawsze dla siebie, nie przeciw sobie.
*
Przemoc miękka jest zakotwiczona na podziwie. Podziw jest atrakcją najpełniej ludzką, można by rzec, iż ulegamy mu natychmiastowo. To stan, w którym doznajemy szaleńczego niemal natchnienia, zostajemy wepchnięci w nie i złamani. Owe chwile są bardzo efemeryczne, ogień wypala się bardzo szybko, bowiem nie starcza mu paliwa na wytrwanie, czyli gloryfikację istnienia, które wyrzeka się harmonii. Dlatego muzyka i wszelka wielka sztuka nie uczyniły świata lepszym.
*
Atrakcyjność człowieczeństwa polega na tym, iż każdy jest fenomenem, który swoją miłością wzbogaca przestrzeń kultury rewelatorem unikatowej wyobraźni. Wzajemnie czerpiąc ze swej mocy, ludzkość jest czuła na piękno i grozę, gdyż rozpoznaje każdego osobnika, który stanąwszy na drodze miłości, zechce uczynić z niej zjawisko egzaltowanej rozkoszy.
*
Tkwimy w egzaltacji, do której nas przekonuje drapieżny rozum biologiczny. Przeto odbiera nam wolność, bowiem wolność możliwa jest zawsze tylko jako sprzeciw wobec tego, co złowieszcze, tym samym — jak mówi Kant — piękno nie może cieszyć się powszechnym uznaniem.
*
Bóg (jeśli można tak powiedzieć) — gdziekolwiek jest — to dobry Bóg, bowiem nie zabrał nam wolności. Jest do wzięcia, dla każdego, lecz skoro człowiek wolności nie pragnie, nie ma mowy o zmianie nastrojów społecznych.
*
Ze swej strony mam pełne przekonanie, jak wielkie jest to wyzwanie dla naszego gatunku. Nie mam także przeświadczenia, iż uda się wygrać tę walkę, bowiem czymś najtrudniejszym jest walczyć ze sobą — ze swoją naturą, tym bardziej, iż w wielu przypadkach wydaje się być nazbyt atrakcyjna, by się zmierzyć z narastającym od wieków problemem par excellence.
*
Uwodzi nas wszystko, bowiem wszystko jest nastawione na zysk w duchu pragmatyzmu amerykańskiego. Każdy łasi się do nas, mizdrzy, błaga wręcz o politowanie, by mógł przetrwać, a wtedy należałoby mu odmówić. Stworzyć świat wartości, czystych, bezinteresownych, którym admiruje odwaga. Lecz my nie jesteśmy tak odważni, jesteśmy tchórzami, którzy klaszczą cyrkowym małpkom, skazując na wykluczenie ludzi porządnych i pełnych troski.
*
Wzruszenie fałszywym zjawiskiem kulturowym jest ze swej natury nienawiścią do niego. Wzruszenie jest obrzydzeniem do prawdy. Nie może dziwić dlatego, iż obrzydzenie w stosunku do Hitlera jest tylko wzruszeniem — podziwem, gdyż pogarda przeradza się w podziw.
*
Pozwólmy ludziom dojrzewać w miłości, tak jak przystało na ludzi szlachetnych. Poprzez pracę z językiem (dobro i zło idące w jednej parze), który potrafi egzemplifikować naturę pierwotnej treści psychicznej, rozbijając mur nawarstwionej historycznie indolencji i podłości. Słowo, które może cokolwiek zmienić dziś (rozumiejąc kontekst tragedii) będzie nieprzyjemne, lecz z pewnością wolne i usprawiedliwione.
*
Temu język oddał swe moce, komu życie zbrzydło i pozwolił sobie na stworzenie swoistej inżynierii społeczno — dialektycznej, która z nonszalancją ludzi kupuje, sprzedając frazesy — frazeologiczne dyrdymały, które wciągnięte w proceder manipulacji okazują się być bardziej szkodliwe, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Język dziś, ale i wczoraj, jest narzędziem do stosowania przemocy. Język to żywe zwiotczenie, wulgarne tym bardziej, im bardziej próbuje trzymać się swej obyczajowej struktury. Dla konwenansu, dla przywileju trwania w obłudzie, dla, wreszcie, osiągnięcia osobistych korzyści.
*
Nie ma znaczenia, co dzieje się dziś na świecie, kto zdobył władzę, kto nie, wszystko bowiem ostatecznie ulegnie zapomnieniu. Wszystko będzie wymazane, by mogło być odkrywane na nowo, bez skazy i pamięci. Taki jest wyrafinowany zamysł idei, lecz czy nie warto żyć, czy nie warto kochać bliźniego dla tylko tego poczucia sensu życia, które musi się skończyć, gdyż bez śmierci idea miłości istnieć nie może, jest bowiem tylko pomostem dla rozwoju praw przyszłości?
*
Święty porządek przemierzający niepokój z radością i uprzejmą uniżonością kroczy dumnie, bowiem tylko nam pozostawiono możliwość kształtowania krajobrazu tej przestrzeni. Tej ziemi metafizycznej, gdzie zło idzie w parze z dobrem, lecz tylko w tym znaczeniu, w jakim zło służy dojrzewaniu w prawdzie, dobru, miłości i pięknie.
*
Religia natomiast dokonała perfekcyjnego fortelu, by uzasadnić istnienie raju, czyli pseudo harmonii. Powołała do życia kategorię grzechu pierworodnego, by orzec, iż byt wieczny został człowiekowi odebrany z powodu grzechu Adama i Ewy. Jednak byt nie został przewidziany dla ludzi. Całe szczęście, że zwierzęta się temu paradygmatowi nie sprzeciwiają. Wspaniały pomysł ewolucji, bowiem odebrała zwierzętom świadomość. Dlatego postulat zapomnienia — szaleństwa w przypadku ludzi, które nie umniejsza kwestii godności — jest moralnie uzasadniony. W obliczu tych konstatacji umiera religia, wszystkie raje razem wzięte oraz cała masa przesądów tworzonych od tysiącleci. Człowiek nie może schować się za żadnym desygnatem. Jego symbolem jest śmierć = miłość. Nauka ma na ten temat inne zdanie… buduje kolejny raj… kwantowy
*
Historia czyni nas niewolnikami naszych namiętności, jeśli nie jest objęta korekturą merytoryczną. Każda historyczna krzywda dziś, dawniej i jutro domaga się zadośćuczynienia za zbrodnie popełnione w przeszłości. Jeśli zaś dobro jest zdeterminowane w skutku, a każdy czyn, choćby nie wiadomo, jak był zbrodniczy, popełniony w przeszłości — nie zostanie wybaczony, znaczy to tylko tyle, że nic nie wiemy o miłości, nie pragniemy jej, gdyż nie byłoby nic bardziej okrutnego dla szubrawcy niż zapomnienie o nim, nie nadawanie mu znaczenia.
*
Nasze życie rozpoczyna zaraz się poza historią, gdyż historia to pochód zdobywczego wyobrażenia.
*
Historia pokazuje nam tragedię, lecz w istocie nie wiemy nic, co było ukazane jako pewna wiedza dotycząca zjawisk gorszących, bowiem nie sięga do źródła ich narodzin, dlatego też historia lubi się powtarzać, gdyż mechanizm zła i pojęcie jego struktury nigdy nie może być zrozumiały dla obiektywnego zaprzysiężenia (lecz jest jedynie subiektywnym odczuwaniem zagrożenia), które — jak pokazuje historia — zatacza wciąż koło (zawsze w nowej, ekskluzywnej formie), gdy obiektywna wspólnota walczy o przetrwanie, które nie zostało dla nikogo przewidziane, odbierając głos jednostce przychodzącej na ratunek.
*
Możemy dlatego przeczytać wszystkie książki o nazizmie, a w rzeczywistości stworzyć warunki pod wystąpienie kolejnej tragedii, która wcale nie musi być mniejsza od tej historycznej. Ślepota i głuchota doprowadzi nas do zguby, a wszystko przez uformowanie w rzeczywistości obiektywnej tradycji sensu przetrwania. Z założenia złej i szkodliwej, a także fałszywej. Barbarzyństwo rodzi się dlatego w każdych czasach. Wojna wybuchnie zawsze, jeśli jednostki tworzące dumną organizację ludzką nie będą w stanie uwolnić się od czasu. Czas to czyste zło.
*
Dodajmy jeszcze, że bezwzględna kontrola systemu, inwigilacja, porządkowanie etc. są naturalnym następstwem historii, gdyż ustawicznie eliminujemy każdą szkodliwość — nie próbując dociekać jej przyczyny — aż do stworzenia systemu totalitarnego, sterylnego i w pełni bezpiecznego… Wszystko będzie zmierzać w tę stronę. Skoro się wytwarza morderców, by następnie z nimi walczyć, coś musi być na rzeczy.
*
Powaga jest odpowiedzialnością wolności, jak zechciał powiedzieć Kierkegaard. Powaga budzi lęk. Jest to lęk przed prawdą, przed śmiercią. Zabiera bowiem powaga jednostce możność uczestniczenia w uwodzeniu, dlatego budzi grozę, gdy jest unaoczniona. Powaga, jako zapora przeciw każdemu przejawowi szarlatanerii i sztuczek manipulacyjnych, jest niczym innym jak tylko wzmożoną koncentracją umysłu nad tym, co nadejdzie, gdzie spoczywa także zagadnienie, iż wie, że nie wie.
*
Powaga jest przeszkodą do zaistnienia każdej formacji impotentnej etycznie lub intelektualnie, lecz także otwiera przed wspólnotą nowe horyzonty. Kryzys jest zawsze tylko następstwem braku powagi, przeto musi wówczas ujawnić tendencje racjonalizujące, dlatego tradycja jest w istocie niepoważna.
*
Kiedy przyjrzymy się pretendentom na człowieka, którzy będąc na swobodzie, czynią swoje życie zniewolonym, nie można oprzeć się wrażeniu, iż więzienie — w sensie dosłownym — zmienia całkowicie swoje znaczenie. Czym może być — można zadać takie pytanie — pobyt w więzieniu, jeśli osobnik przebywa w nim „na wolności”?
*
Zniewolone zwierzę nie ma pretensji do natury, że uformowała je i prowadzi na łańcuchu biologicznej supremacji, jednak w przypadku ludzkiego zwierzęcia sprawy mają się inaczej. Problem polega na tym, że podświadomie jednostki na planecie odczuwają swój katastrofizm i formalizm usensowniony w kulturowym absurdzie, z którego już nie sposób się wyrwać, bowiem z całych sił walczy on o przetrwanie.
*
Przetrwanie, które w świecie przyrody przynosi jej komplementarne zadowolenie, zaś w świecie ludzi staje się gorzką lekcją. Lekcją wolności, której jeszcze nikt specjalnie nie poświęcił szczególnej uwagi, bowiem jak świat światem na planecie rządzi jedynie grzech człowieka pragnącego zaistnieć za wszelką cenę. Zrozpaczony daje świadectwo (krzyczy i woła każdej nocy i dnia), iż pragnie wolności, ale wolność i życie nie są zjawiskami kwantowymi.
*
Wolność nie uzasadnia prawa swej dynamiki w określonym odgórnie prawodawstwie, bowiem każde prawo, jakie zostanie narzucone na psychikę odbiera jej swobodę działania i ruch twórczy, względem którego obraca się sens miłości. Wolność wybiega w chaos, poszukując, ale także odnajdując szczęście w przełamywaniu stagnacji, która jest jawną formą dogmatyzacji.
*
Proces twórczy, na którym ruch wolności się opiera wybiega poza obszar wszelkich norm towarzyszących naszemu — powszechnemu pojmowaniu wszelkich kulturowych, czy egzystencjalnych zjawisk. Jest zjawiskiem chorobowym, bowiem, żeby być wolnym, trzeba zachorować na miłość, szaloną i pełną przygód egzystencję w dobrym tego słowa znaczeniu.
*
Człowiek nie wstępuje na pole wolności i miłości, gdyż nie znajduje możliwości, by właściwie posługiwać się swoim potencjałem, który bez wykształconych w procesie socjalizacji mocy zapłonie natychmiastowo płomieniem utrapienia, bowiem ciężar tych doznań spoczywa właśnie w zdolności do zapomnienia, które objawia się nikczemnym pastwieniem się na sobą, lecz bez tej świadomości. Wolny człowiek wybiera drogę miłości, gdy poznał już brud umarłych polis, które robią wszystko, by w siatce wzajemnej niemocy gwałcić się bez końca, nie chcąc wypuścić żadnej ofiary, bowiem nikomu nie może być lepiej.
*
Wolność jest występkiem. Grzechem innego.
*
W świecie bezprawia wolność nie może znaleźć dla siebie miejsca, gdyż stosunek do wszelkich wartości określony jest przez władzę, władza zaś z wolnością nic wspólnego mieć nie może. Jest tylko barbarzyńskim snem wariata, którego życie nie jest godne siebie. W świat owych truizmów zostajemy bezceremonialnie wrzuceni i systematycznie niszczeni, zanim zwrócimy na to uwagę.
*
Czymże jest myślenie nauk przyrodniczych, które budują kwantowe piekło miłośnikom i wyznawcom arbitralnego egoizmu, jeśli nie pokłosiem idei Jezusa, który także przecież pragnie przezwyciężyć śmierć, rzucając na szale swojej godności królestwo niebieskie, bo akurat niebo było niebieskie. Jeśli świat nie potrafi rozeznać się w tym procederze, bo skupienie umysłu na elementarnych dlań doświadczeniach wymyka się zdolnościom poznawczym, to jest winny zbrodni i całej niedorzeczności, która co dnia wstaje rano, by niszczyć ostatnie zakątki prawdy, którą, jak to zawsze bywa, przynosi człowiek szalony. Czyżby w szaleństwie była metoda?
*
Ontologia spotkania zwracać musi swoją uwagę na znaczenie sytuacyjności, czyli postawy bez konstytuowania tożsamości w lęku przed rozdarciem wewnętrznym — przeto nakładająca maskę tzw. dobrych manier jednostka budzić musi zastrzeżenia co do swej autentyczności.
*
Kto potrafi wybaczyć, ten władzy nie pragnie, gdy jednak fałszywy wybaczający naucza wybaczenia jest oszustem, bowiem wybaczyć może jedynie człowiek, którego wypełnia miłość, jaka go ze światem łączy, przeto nie może on nauczać innych, gdyż tym bardziej pełen jest wątpliwości, im bardziej ludzi przekonuje do siebie, odbierając im możliwość wykształcenia zdolności do przeżywania swojej osobliwej cnoty do świata z dala od zgiełku i splendoru.
*
Wybaczający zostawia dlatego swoją subiektywną formę wolności w rzeczywistości obiektywnej, służącą wyłącznie jako element kontemplacji. Zawsze w głąb, zawsze pod powierzchnię, zawsze w ukryciu — aniżeli otwarciu, jak ma to w zwyczaju czynić literatura piękna, piękna melodia, czy tzw. piękna dziewczyna, by stymulować proces socjalizacji na drodze do milczenia. Wtedy wiemy, że wybaczył, gdy nie pragnie zadośćuczynienia.
*
Władza nie pragnie mieć do czynienia z ludźmi wolnymi. Brzydzi się nimi, bowiem ich stosunek afektywny do materializmu jest zminimalizowany. Nie można zatem utrzymywać na smyczy społeczeństwa, które nie pozwoli sobą manipulować, którego nie można kupić lub przekupić, jak to ma miejsce dziś, ale także miało w przeszłości.
*
Byt nie określa świadomości, jak głosili niegdyś komuniści, dziś funkcjonują nowe postulaty, które śmiało można nazwać masowym niszczeniem kultury. To fałszywa propaganda określić ma świadomość dzisiejszych społeczeństw, dlatego kulturę należy zniszczyć, masowy terror jest całkowicie zbędny, a stosunki własnościowe uregulują się same.
*
Władza zostanie utrzymana, gdy uda się, a udaje się, jednostkę zniewolić, pozwalając jej uwolnić społecznie libido dominandi, czyniąc ją eo ipso bezmyślną, bezrefleksyjną, kluczącą od paliatywu do paliatywu w celu zredukowania swojej marności, skoncentrowaną na najniższych, wręcz zwierzęcych pobudkach działania, niezdolną do pracy twórczej, ale poszukującą najszybszego zadowolenia, czyli złodziejstwa, ciemnych spraw, machlojek i brudnych interesów.
*
Takie społeczeństwo, któremu z pełną premedytacją władza ofiarowała iluzję wolności, i które wskutek ułomności jest nieustannie uzależnione od systemu, bowiem naturalnie pozwoliło się skrępować, by zaspokajać swoje żądze, samo odda systemowym korporacjom swoje dochody, ulegając konsumpcjonizmowi i maksymalnej racjonalizacji. Kupią dokładnie to, co władza sobie zażyczy, od bochenka chleba, po tabletki na uspokojenie, szczepionki, do mebli, domów, czy samochodów, etc. Przy okazji zaś niszcząc planetę do szczętu.
*
Jeżeli bowiem jakiekolwiek działania mają spotykać się z koniecznością bezwzględnego nagrodzenia ich, zaś nagradzać może jedynie ten, kto ma władzę, to świat jest tylko spiskiem osobników trzymających w ręku bat błądzenia, którzy promować będą jedynie ludzi posłusznych, bo tacy władzy nie zagrażają, lecz grzeszą przy tym bardziej niż ona, bowiem taka władza aż prosi się o ratunek i łaskę, jest głębokim wołaniem o pomoc, otrzymując zaś aprobatę dla swej indolentnej działalności nie może nadziwić się bezmyślnością i poziomem lęku podwładnych.
*
Dobra bezinteresownego niewiele widziano na świecie, bardzo możliwie, że niebawem nie zobaczy go już nikt, gdyż istnieje zagrożenie, iż ten gatunek ludzi — jeśli gdzieś tam jeszcze są — zostanie uznany z wymarły.
*
Czym jest pustynia? Pustką, gdzie tylko ty stanowisz o życiu lub śmierci, krainą czystego zła, które domaga się odnalezienia drogi do tego, co święte, do raju. Kto jest beneficjentem / dysponentem raju? Czy to ten, który nie zna pustyni? Jeśli nie poczuł błogosławieństwa pustyni, która z pustki wyciągnęła święty eliksir zapłodnienia, bowiem miłość jest w istocie mocą oddziaływania i wpływania na innych poprzez materializację twórczego dzieła, nie może mówić ani myśleć o miłości, która wymyka mu się w każdej sekundzie, niczym bliżej nieokreślona tęsknota.
*
Pustynia dokonuje w nas nasilające się uczucie bezprawia, żeby przeżyć na pustyni musimy mordować, plądrować, walczyć. To właśnie czynimy, gdyż mord na pustce jest tylko mordem na pustostanie ludzkiego umysłu, który nie tylko nie znajduje powodu, ale i możliwości, by z ciszy pustyni, jej wewnętrznej katastrofy i rozgoryczenia, wydobyć i rozniecić płomień miłości. Płomień prawdziwej wiary.
*
Pustka sama w sobie nie jest nicością. Nicością jest bowiem tylko pustka, która zwycięża. Pustka jest stymulacją. To element natury, ale i naszej cywilizacji, która nie potrafi poradzić sobie z doświadczeniem owego fenomenu. Pustka, jako graniczne doświadczenie milczenia, namawia, nie narzuca się, do tego, by się z niej wydobyć, dlatego pustka jest miłością. Można ominąć doświadczenie pustki i przeto stracić nie tylko siebie, lecz wszystko inne.
*
W pustce spoczywa dar miłości. Jej esencja, gdyż jakkolwiek byśmy nie spojrzeli na miłość, musimy spojrzeć na jej fundament, który jest aktem tworzenia. Każda zatem, nawet minimalnie zogniskowana pełnia, musi zwrócić się do pustki, gdzie odnajdzie nowe moce, by przeciwdziałać nicości, której wystąpienie w ludzkim doświadczeniu jest słusznie podyktowane nieistnieniem.
*
Czyż bowiem człowiek nie robi tyle hałasu, by od pustki się odwieść? Uciec od niej i nie zobaczyć, kim jest w rzeczywistości?
*
Pustka jest dotknięciem człowieczeństwa, obraca się poprzez dojrzewanie w miłości wokół idei wszechświata. Nie pragnie przetrwać. Żyje, nie żyjąc, ale omijając nicość. Byt sam z siebie jest nicością, dlatego powołuje do życie raj, czyli harmonię.
*
Ten, który pięknu nie pozwoli się odnaleźć, gdyż jego celem jest ciągłe poszukiwanie piękna, jako droga jest celem życia, może liczyć na zbawienie.
*
Nikogo zaiste nie należy do tolerancji przyuczać, bo nie można tolerować tego, co chore, jako i walczy się z rakiem, i wszelką inną dolegliwością.
*
Uratować nas może jedynie kształcenie zindywidualizowane, które pozwoli uczniom odkrywać piękno z nich bijące, bo każdy jest źródłem jedynym i niepowtarzalnym, lecz nie dostąpią zaszczytu picia ze źródła ci, którzy nie poszukują do niego drogi. Jeśli przy tajemnicy, która bije ze źródła zbierze się bractwo, to tajemnica zostaje zdradzona w przesądzie rzeszy, nad którym czuwa lęk przed samotnością, a czai się za nią groźba przemocy.
*
Zabrudzona woda karmi ludzi ich własnym lękiem. Lękiem przed sobą. Bo jeśli człowiek nie może znaleźć niczego w sobie, jeśli cała jego uwaga skoncentrowana jest poza nim, żyje tylko światem zewnętrznym, nie może być świadomością swojej istoty i miłości, nie potrafi dotknąć piękna i dobra czystego, gdyż zbiorowe przekonanie o istności swego poznania wyklucza całkowicie możliwość ustanowienia racji uczłowieczenia siebie.
*
Głębokie intuicje pragną mieć wielu kochanków. Błąkają się po świecie w poszukiwaniu adresatów, którym będą mogły śpiewać miłosne pieśni.
*
Mało kto jednak zastanawia się, że zbrodnie dokonywane wskutek wielu spiętrzonych w czasie zaniedbań (głębokiego uszczerbku emocjonalnego), wynikają z braku społecznej odpowiedzialności i sceptycznego stosunku do omawianej idei.
*
Ignorancja jest zgodą na zło, pozwoleniem, by istniało ze świadomą nadzieją jednostronnie rozwiniętego intelektu, że nie dotknie zainteresowanego, za którą skrywa się właśnie podświadoma potrzeba dotknięcia, bowiem brak reakcji i pozwolenie na krzywdę, która dzieje się wokół nas, należy także rozumieć jako pragnienie unicestwienia.
*
Lęk przed miłością ma dwie twarze uzależnione od wewnętrznego dynamizmu. Jedną z nich jest płochliwy i płaczący zajączek, a drugą rozzuchwalony i arogancki kogucik, obydwie, choć zachowują się inaczej wobec opisywanych okoliczności, wyrażają dokładnie taki sam stosunek do przerażenia, stojącego na przeciwstawnych biegunach, które jest jednym i tym samym. Mowa o tchórzostwie i pysze.
*
Perspektywa całości nie odsłania się od razu. W zasadzie jest ona jedynie przeczuciem co do potencjalnej poprawności ruchu lub kierunku wolności, która dość szybko zostaje zduszona w zarodku przez obyczaj, robiący dosłownie wszystko, by zdobywać nieustannie władzę nad niepokojem, który permanentnie towarzyszy prerogatywie tworzenia. Dojrzewanie w miłości jest zakazane, nie wolno uczęszczać do tej szkoły. Materiał ludzki, geniusz, który, jestem tego pewien, pisany jest każdemu człowiekowi, zostaje unicestwiony i zniewolony przez ubogie i ordynarne prawa umarłych miast.
*
Człowieka kochającego trzeba się bać, społeczeństwo obawia się ludzi wskazujących na potrzebę zmian, które nie mogą iść w zgodzie z tym, co tak pragnęło stabilizacji i spokoju, że bezrefleksyjnie skonstruowało maszynę schematycznej hierarchizacji. W świecie porządku materialnej kultury wszystko jest jasne. Znane są wszystkie ulice, wszystkie gesty, zachowania, modlitwy, techniki oddziaływania na skutek, znane są wszystkie tabletki na wszystkie dolegliwości, a jeśli pojawiają się nowe dolegliwości, to powstają nowe tabletki i maści, byle tylko nie ruszyć z miejsca, bo zmiana w tym świecie to cierpienie.
*
Człowiek, którego bogactwo spoczywa w jego wnętrzu, pełen sił witalnych i skromności gromadzi wokół siebie jedynie tych, którzy swoje królestwo budują w niematerialnej autonomii. Ich pałace, acz niewidoczne, pełne są niespotykanego piękna i bogactwa, którego nie można zmierzyć wartościami świata materialnego. Do ich komnat mają wstęp jedynie ludzie odważni, którzy zachwycać się będą stanem posiadania właściciela, lecz nie mogą zabrać nic z tego miejsca, ani liczyć na to, że przejmą ów majątek, bowiem zbyt szybko okazałoby się, iż popadliby w rozpacz i zniechęcenie, gdyż to, co posłużyło do zbudowania owej posiadłości wynika ze sztuki kochania, osobliwej miłości łączącej człowieka ze światem, dlatego osoby wybitne i pełne wdzięku nie pozwalają się łatwo naśladować, gdyż złem powszechnym jest właśnie naśladownictwo.
*
Dlatego też takie wartości bezwzględne, gdy stają naprzeciw siebie stymulują się nawzajem i dotykają do żywego, bowiem najczęściej dzieje się tak, że jeden ruch myśli przechodzi w kolejny i następny, tworząc twórczą siatkę dialogiczną i podglebie do rozwoju praw przyszłości, bo, jak wiadomo, szczęście psychiki leży w intelektualnej i etycznej płodności. Ruch myśli nie jest i nie może być linearny, okazałby się schematyczny i tendencyjny.
*
Jeśli zatem nikt nie może mi odebrać mnie, to wykonałem swoje zadanie na ziemi, bowiem nie można mnie kupić i zniewolić. Kroczę drogą, która stanie się poręką do rozwoju praw przyszłości.
*
Gdyby wybaczenie miało miejsce w naszym świecie mielibyśmy możliwość obcowania z fenomenem — zjawiskiem o najwyższej gradacji istnienia, które nie szczędzi trudu i wysiłku, by czynić użytek ze swych naturalnych — źródłowych mocy, demaskując patetyczne iluzje egzystencjalne, występując przeciw niesprawiedliwości i rozpuście, aby system ludzkich jednostek miał wreszcie możliwość lub dostąpił zaszczytu wzniesienia się na wyżynę swych aktywności, kontrolując przemoc i uwalniając się od swego biologicznego, a więc przecież kwantowego, życia, które, jak się przekonamy, doprowadzi nas już niedługo do zagłady.
*
Pustka gości na wyżynach świętości i zbrodni, nie ma na co czekać, nikt już nie przyjdzie z pomocą. Krew zalewa oczy, tylko miłość majaczy gdzieś na horyzoncie, by przegonić nadzieję beznadziejności.
*
Oto wiemy, powiadają, co jest sensem życia. Oto, mówią, rozumiemy już ludzką duszę, zasłaniając wstyd powiekami, a oczy rękoma. Gdy śpią, ich sny bolącym krwawieniem wypełniają ich wnętrza, bowiem nie może istnieć coś, co się pozwoliło odrzeć z godności.
*
Jeśli autorytet przywołuje zgromadzenie, jeśli ono się gromadzi, to guru zadaje gwałt, a reszta staje w kolejce do tego gwałtu, by kolejnych gwałcić, gdyż jedną myślą są wszyscy kierowani, niszczyć, unicestwiać i mordować bliźniego, najczęściej zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
*
Nikomu nie przyjdzie do głowy, iż ten, który zostaje przywódcą nie może prowadzić, jeśli nie porzuca, jeśli się wzbrania przed uzasadnieniem nauki, jeśli w końcu nie wyrzuci wszystkich, aby pamiętali jego dobroć i łaskę, jaką im chciał uczynić.
*
Niechaj nie przekonują mnie nękający ludzkość naukami o człowieku, iż może się człowiek czegoś nauczyć o sobie samym, skoro nic nie zrobi, nie uczyni nawet ruchu, jeśli okoliczności pozwalają mu się od tego działania powstrzymać.
*
Jeśli jest tak, że wleką się ludzie za sobą bez celu, bez najmniejszej konieczności, jedynie ze strachu przed sobą, to tylko dlatego, że komuś zależy, by tę nikczemną zażyłość ciągnąć w nieskończoność, bowiem większą daje satysfakcję ludzkiemu zwierzęciu nawet najmniejszy przedmiot wyzysku niż żaden.
*
Pomylił się Epikur, gdy twierdził, iż śmierć wcale nas nie dotyczy, bo gdy my żyjemy, nie ma jej, zaś gdy przychodzi, nie ma nas. Śmierć jest istotą życia, ale przede wszystkim szkołą miłości. Śmierć przychodzi zawsze, oznajmia nasze błędy i kryzys.
*
Najwytrwalszy śmiałek, który w wypieraniu istoty rzeczy będzie się szkolił co dnia, upadnie pod ciężarem pierwotnej prawdy, która domaga się by wystąpił, by tylko on sam, jedyny upoważniony mówił w jej imieniu.
Wszystko, co mówi w imieniu wspólnym jest kłamstwem.
*
Prawa rozwoju zostały powstrzymane wczoraj, zostają powstrzymane dziś i będą powstrzymywane jutro, jeśli się z tej perwersji nie uwolnimy.
Przemoc zjawia się zawsze, tylko w innej formie, lecz rzadko zdarza się, by pojawili się ludzi zdolni to diabelstwo rozpoznać i spróbować wyplenić.
*
To sztuka, wielka sztuka, umiejętnie posługiwać się potencjałem umysłu, by wiedzieć, kiedy nas do zguby prowadzi namysł, odbierając życiodajne siły, a kiedy nas do dobra wiedzie poprzez zgubę właśnie, bo tylko porażka ma sens, lecz porażka, której symbolika pozwoli dać życie nowym przejawom ludzkiej aktywności na polu miłości.
*.
Nastały czasy groźne i bezlitosne dla ludzkiej kultury, która swych najatrakcyjniejszych udziałowców musiała przepędzić, by doszczętnie nie upaść. Już upadłaś, kulturo. Już utonęłaś, lecz oni dalej trzymają cię przy życiu. Zdołali dla ciebie wyodrębnić nowe pojęcie. Kulturo, teraz się zwiesz torturą, bowiem niszczą cię umarli, którzy na jednym wdechu, w wertykalnej dumie, która dodaje im niepojętej zuchwałości, bez skrupułów dzielą się ze społecznością zapalczywym pędem do ujawnienia rozwiązań dotyczących najpełniejszej egzystencji.
Jedna będzie prawda, wołają, jedna jest prawda o człowieku!
*
Nikt nie wymusza potrzeby życia, lecz nikt także nie powinien pozwolić na bezwiedne panoszenie się osobników, zatruwających innym życie, psujących wszystko, co tylko można. Pojawiają się z pistoletem w ręku, karabinem, z uśmiechem, wałęsają się, życzą, śpiewają, krzyczą, porządkują, marudzą, sprzedają się, byleby ugrać dla siebie przywilej istności, lecz nie zdają sobie sprawy, iż nic nie znaczy ich życie.
*
Wszystko zaś winno iść torem twórczego instynktu, który zawsze będzie burzył zarzewie zaciemnienia. Każda tkanka kultury, która przesiąknięta jest kiczem absurdu schlebiającego ludzkiemu podziwowi powinna być ustawowo zakazana. Życie bowiem niosą ci, którzy nie przynoszą zguby, a zatem występują przeciwko wszelkiej formie opresji obiektywnej zażyłości, z której rodzi się rywalizacja i marazm. Zbierzemy tego żniwo, bowiem bezmyślność jest dziś naturalnym obrazem świata. Świata zepsutego.
*
Ludzie nie są w stanie doświadczyć miłości. Ludzie nie kochają świata, zatem ich stosunek do codziennej walki o wartości, które już uległy zatarciu bądź nawet zostały utracone, o to, by wskrzesić energię twórczą i kreatywnie przemierzać lądy wciąż niezbadane, które się domagają odkrycia, jest, co najwyżej, ambiwalentny.
*
Tak bardzo kochają siebie, tak bardzo sobą gardzą, że pragną być podziwiani, bo przecież utrwala się w ludziach przekonanie o ich niepowtarzalności. Tu został pies pogrzebany. Bo ani oni wyjątkowi, ani oryginalni. Bylejakość otoczona symbolami, markami i modami, bez wiary w miłość, która zgnieciona przez istniejące trendy (także z rejestru duchowego), niknie w mauzoleum wrażeń estetycznych pod dyktando życiowej konieczności. Gdzie geniusz?
*
Życie dlatego jest kłamstwem. Tylko kłamstwem. Zawsze i wszędzie — zwykłą groteską. Żeby przeżyć trzeba kłamać, wchodząc w układ z tym, co złowieszcze i bluźniercze, zaś ocalenie własnej istoty, która wyrzekła się prawdy zanieczyszcza przestrzeń doświadczeń międzyludzkich, zrzucając nań winę za swoje niepowodzenia.
*
Kochający, wychodząc poza oblicze biologicznej świadomości, dotyka sensu istnienia w czułości, jaką obdarza świat, manifestując oddanie sprawom najwyższej wagi, gdyż jego wolność, której owoce rozsiewa, gdzie się nie pojawi, widzi zachwyt jedynie w tym, co z radością godzi się na swój los, upartego wędrowca, marzyciela i myśliciela.
*
Prawda, jak się powiada, jest tylko tym, co wewnętrznie spójne. Zaś spójne, a zatem będące tym, co naturalne i czyste, ujawnia się poprzez naoczność w bezpośrednim spotkaniu z tajemnicami życia, jako obłąkane, absurdalne i niedorzeczne. Nie może świadczyć prawdzie ten, kto nie jest szaleńcem, lecz ten, którego szaleństwo nie jest godne siebie, gniew na siebie skieruje tych, za których nie zechce umrzeć.
*
W czasach dzisiejszych — w epoce post prawdy zatarły się całkowicie granice oddzielające to, co zasadnicze w tych sprawach, od tego, co peryferyjne i bez znaczenia. Dlatego też prawda wyświechtanego obyczaju — doniośle objawiająca swój życiodajny kult w tradycjonalizmie — jest fałszem samoistnym, gorszącym padół łez zwierzęcej cywilizacji od tysiącleci, która broniąc zaciekle swojej twierdzy przed upadkiem, a zatem nienawidząc upadku, pożąda go i prosi o unicestwienie za to, iż utknęła w lęku własnej niemocy i pogardy do życia.
*
Czymże jest miłość, jeśli w harmonii nie może odnaleźć oparcia?
Poczucie i potrzeba stabilizacji nie mogą rościć sobie pretensji, iż są wytworem umysłu poczytalnego, bowiem na drodze życia, w każdym jego stadium, któremu towarzyszy niepokój, okres harmonii zostaje wciąż przesuwany w czasie, jest, można powiedzieć, dojrzewaniem w tym, co domaga się uchwycenia, lecz każdego dnia na nowo wymyka się możliwościom, które rzekomo mają leżeć w zakresie żyjących obecnie, żyjących wczoraj i dziś.
*
Jeśli bowiem dziś uchwycimy stan harmonii, a za rok oświadczymy, iż nasza percepcja znacząco poszerzyła zdolności poznawcze, nie może być mowy o tym, iż stabilizacja mogłaby osiągnąć jakikolwiek wiarygodny sens w naszym życiu.
*
Kiedy leżałem w szpitalu umierający, przychodzili do mnie beznadziejni nieszczęśnicy z kwiatami, od których mdliło mnie. Przychodzili oglądać swoje trywialne życie, choć zostawiali wrażenie troski o moje zdrowie, które nijak od nich nie zależało. Jeśli zaś stało się tak, iż dopadła mnie choroba, to rzeczą, której oczekiwałbym od innych jest tylko pozostawienie mnie w spokoju, gdyż zwykłą podłością jest klęczenie przy łóżku umierającego i tym samym rezygnacja z miłości, której obowiązek ciąży na każdym członku organizacji; miłości skierowanej do potrzebujących naszej opieki i troski.
*
Marzę o tym, by ten kanał ludzkiego doświadczenia udrożnić, a ludziom odsłonić perspektywę wiarygodnego dla wszystkich szaleństwa, któremu nie oprze się nikt, kto miłość i wolność ukochał. Tylko ten znajdzie powód do duchowego wzrostu, komu wolność się objawiła jako działanie — w poczuciu sensu i troski — w którym dobro jest przedmiotem jego prywatnej troski, a całe swoje moce oddaje pracy na rzecz wspólnoty, bez potrzeby miernej sympatii z jej członkami.
*
O wiele bardziej zawsze cenię tych rozmówców, pisarzy, którzy ze mną nie sympatyzują, abym się w nich przeglądnąć nie mógł, lecz stosując zręczne zabiegi, prowadzą mnie przez gąszcz swego wywodu, „zmuszając” do pokonywania trudności, bowiem jedynie ten wysiłek, który nie jest i nie może być uważany za gargantuiczny, przynosi zadowolenie ludzkiej psychice i jest dla aspektu rozwoju duchowego formą komplementarną.
*
Inny przynosi mi swoje piękno, pozwala zajrzeć do swego wnętrza tym, którzy pragną uwolnić się od samych siebie i zyskać przekonanie, że szaleństwo, któremu się oddali nie może rościć sobie prawa do heteronomicznej supremacji, gdyż naprzeciw niego staje równie osobliwe dzieło ludzkiego umysłu, które z uwagi na rewelator wyobraźni — powstały z rdzenia mentalnej świadomości — pragnie zapładniać i pozwala zapładniać siebie.
*
Proszę zwrócić uwagę, co dzieje się z ubezwłasnowolnionymi (uprzedmiotowionymi) obiektami (w zamyśle człowiekiem) w przestrzeni kosmicznej. Prowadzone przez siły fizyki kroczą bezrefleksyjnie do swego wymarzonego i zaplanowanego unicestwienia na ołtarzu słońca — pożądania / nienawiści. Dlatego siła wolności na tym polega, by się z oków owej niewoli wyzwolić (kłania się wolna wola w pełnej krasie), aby nie tylko zostać reprezentantem prawdy, lecz przede wszystkim zdać sobie sprawę z rzeczy najważniejszej, iż wolność zostaje nam zostawiona jako dar, po który albo sięgniemy, albo unicestwimy gatunek ludzki, marnotrawiąc szansę na możliwość poczucia tego, czym jest miłość usytuowana poza czasem, do której dostępu nie ma i nie będzie miała fizyka kwantowa.
*
Fizyka kwantowa nie jest w stanie odpowiedzieć na żadne z pytań dotyczących natury człowieka, absolutnie. Jest nam, rzecz jasna, niezbędna do opisu świata zewnętrznego, bowiem umysł ludzki potrzebuje nieustannej koncentracji na przedmiocie rozważań, dzięki czemu może zapomnieć o sobie i poczuć istotę miłości, zaś moment, w którym człowiek nie będzie w stanie podjąć wysiłku w celu tzw. „odkrycia tajemnicy” byłby momentem końca, zaiste znamionowałby koniec istnienia gatunku, co oznaczałoby milczenie, czyli drogę, jaką przebyły cywilizacje przed nami.
*
Bierne doznanie kontemplacyjne, które wprawdzie pozwala z użyciem operacji intelektualnej uzasadnić znaczenie i potęgę świętej idei, jest niewiele warte i będzie także przyczyną udręki, jeśli nie idzie w parze z aktywnością twórczą in concreto, bowiem czas, główny ciężar ludzkiej egzystencji, którego nie można zagospodarować szczególnym oddaniem i troską, będzie nie do zniesienia, a wówczas nie uda się owego doświadczenia utrzymać w mocy trwale i niezmiennie.
*
Święta idea odsłoni się tylko ludziom szlachetnym i odważnym, którzy wchodząc w głąb tego doświadczenia mają zamiar oddać swe moce dobru wspólnemu. Są gotowi wznieść się ponad to, co racjonalne i zdeterminowane. Zapominając o sobie i pragnąc umrzeć dla świata, co, rzecz oczywista, jest problemem aksjologii wychowawczej i procesu socjalizacji, bowiem trzeba ludzi szkolić i przygotowywać do tego, by byli zdolni podjąć właściwą decyzję — najtrudniejszą ze wszystkich innych w życiu, bowiem dotyczącą realizacji idei szczęśliwości i powodzenia. Jeśli ta robota jest spaprana, to o powodzeniu nie ma co mówić.
*
Albert Camus konstatował, iż jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: Samobójstwo. Orzec, czy życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć, to odpowiedzieć na fundamentalne pytanie filozofii.
Wracamy zatem do problemu (który jest także przedmiotem rozważań tej książki) podstawowego i nierozwiązanego do dziś przez filozofię, który się jej wymyka niczym nieokreślona tęsknota. Oczywiście, że życie jest warte trudu, bo tylko trud ma sens. Tylko ten wysiłek jest ważny, aby odzyskać to, co każdego dnia, każdej minuty, sekundy zostało utracone, gdyż o dobro trzeba nieustannie walczyć. Taka jest istota miłości, taki jest dar od nas dla tych, co nadejdą.
*
Inną sprawą jest to, iż samobójstwo jest także zabójstwem. Wybór zbrodni zależy od wewnętrznego dynamizmu, który, w zależności od stopnia uszczerbku emocjonalnego, wybiera formę rekompensaty doznanego wstydu i poniżenia, jaka leży u podstawy jednostronnie rozwiniętego intelektu (biologicznego), który albo zabija siebie, albo innych. Dlatego w zależności od gradacji okaleczenia mentalnego dochodzi do aktu zabójstwa lub samobójstwa, które zawsze muszą być rozumiane per analogiam, bowiem samobójca jak i zabójca obarczają winą społeczeństwo, w którym żyją, gdyż nie byli w stanie oddać swych mocy na służbę pomnażania zdolności poznawczych jej członków.
*
Całkiem inaczej jednak patrzymy na mordercę niż na samobójcę. Lecz jest to zjawisko per analogiam, tylko ujawnione z drugiego bieguna — przemocy miękkiej.
Samobójca krzyczy, jego głos jest z reguły niesłyszalny, ściszony. Cierpi dotkliwie w samotności. Przygnieciony natłokiem refleksji zapada się w pustkę, z której słychać jego wołanie — niczym z wierszy Stachury lub piosenek Riedla i jeszcze gry aktorskiej — jako reprezentacji pewnych uczuć melancholijnych — Żentary. Nie chcemy słuchać tego lamentu. Mamy dość, choć w głębi odczuwamy dokładnie to samo. Dlatego patologiczna wrażliwość bardzo często porywa ludzi, zaś sztuka usensowniona w ujęciu prawidłowo rozwiniętej konstytucji psychicznej jest z reguły niezrozumiała i wypierana, bowiem uczucia patologiczne się przyciągają, zaś prawdziwa miłość jest zawsze pozostającą w pewnym dystansie, oddaleniu, by wartości systemu nie zwróciły się nigdy przeciwko sobie.
*
Morderca zaś dokonuje aktu przemocy na zewnątrz siebie, zadaje ból już nie sobie — w rozumieniu powszechnym, lecz innym. Jego ból jest dokładnie tym samym bólem, z jedną różnicą, że jego podłoże wynika z jednostronnie rozwiniętego intelektu patrocentrycznego. W naszych oczach zaś to zabójca jest tym złym, tylko dlatego, iż odebrał komuś życie. Mógł odebrać je przecież nam. Rachunek jest bardzo prosty, bowiem jednostronnie rozwinięty intelekt dąży do dominacji. Takie pragnienie jest zawsze pragnieniem unicestwienia, dlatego zło dąży do unicestwienia, zapadając się w nicość przy aprobacie wspólnoty. Tak jest w jednym i drugim przypadku; miękkim i twardym.
*
Matrocentryczna konstytucja psychiczna realizuje swoje patologiczne wizje w jeszcze niepoznanym do końca rejonie naszej rzeczywistości (psychicznej), zabijając życie w sposób jednoznacznie odmienny od jawnego aktu mordu. Nie ma bowiem do dyspozycji narzędzi (twardych) na poziomie świadomości biologicznej, by ukazać obraz swego kalectwa, który jest zawsze tylko obrazem stanu społeczeństwa, w takim stopniu, jak czyni to morderca. Zabija nas swoim ładunkiem emocjonalnym, żywym i zbrodniczym poniżeniem jednostek we wspólnocie, poprzez dzielenie się z nimi negatywnymi — względem oczekiwań pierwotnej struktury psychicznej — emocjami, które nie mogą nas podnieść z własnej udręki, nie działają twórczo, by nas odzierać ze złudzeń, lecz dobijają nas szczególnie zażarcie.
*
My jednak zdolni jesteśmy „współodczuwać” takim osobnikom. Nie współodczuwamy jednak z nimi, bowiem gdybyśmy rozumieli podglebie owej patologii, natychmiast musielibyśmy przeciwdziałać aktom tak zaistniałej agresji. Ci ludzie bowiem nie zagrażają nam bezpośrednio, nie od dziś sądzi się przecież, iż agresja ma wymiar jedynie fizycznego działania. Ten postulat skutecznie był respektowany przez chociażby sądy rodzinne, które ferując wyroki nie dawały wiary, iż upodlenie, jakiego doświadczali mężczyźni ze strony kobiet jest równe temu, jakiego one doświadczały ze strony mężczyzn, bowiem, co już powiedziałem, siły tożsame się przyciągają, miłość zaś przeciwnie.
*
Nigdy bowiem nie osiąga szczęścia osobnik, który w miłości pokładał ratunek dla swej istoty. Miłość domaga się od nas zapomnienia o sobie, jest w tym celu dobrze przysposobiona przez czas, bowiem to czas jest właśnie powodem zwrócenia się do siebie. Ja, istnieję, ja, czuję, ja, domagam się. Akceptacji, uznania, nagrody, odwdzięczenia, zapamiętania, uwielbienia. Ja pozostające w centrum uwagi, to zawsze ja o jednostronnie zaadoptowanej konstytucji psychicznej.
*
Zaufanie do siebie jest ufnością w cud. Cud jest bowiem gwarancją ujarzmienia złego, przeto morderca i samobójca nie wierzy, jeśli nie wierzy, nie ma w nim miłości, bo miłość ma zaufanie do czystej — nieskażonej śmierci. Przeto śmierć, gdy nas pyta, czy zakochamy się w niej? — nie otrzymuje odpowiedzi wiążącej. Jeśli zaś pyta nas dziewka, która im bardziej atrakcyjna, tym bardziej pożądana, taką odpowiedź zapewne otrzyma. Dziewka zsyła na nas brzemię własnej obłudy, albowiem wybieramy wtenczas przywłaszczenie, zdobycz, dzięki której osiągniemy jakąś satysfakcję, wywyższymy się na tle grupy społecznej.
*
Sama miłość nie może się afiszować, byłaby zdradą tożsamości. Miłość jest tajemnicą, mimochodem przekraczającą sferę czystego objawienia. Człowiek szuka miłości, pragnie jej., lecz im bardziej zbliża się do innych, tym bardziej miłość ucieka przed nim.
*
Trzeba nam zawsze myśleć o tym, by przystosować do życia kolejne jednostki kulturotwórcze i odpowiedzialne, zdolne do wysiłku, do obrony wolności i gotowe umrzeć dla zasad nieznanych przyrodzie.
*
Poniżenie jest pogardą do samego siebie, gardzi bowiem sobą ten, którego poniżenie dotyka, gdyż jego wartość jest zawsze uzależniona od wyabstrahowanej z konkretów życia projekcji, którą nakłada na rzeczywistość. Tak każde okoliczności życia, które nie idą torem, jakim sobie człowiek umyślił, muszą wywoływać w nim uczucie poniżenia. Od pogody, w czasie wędrówki w góry, do projektu, który stworzył, a którego nikt należycie nie docenił. Pogarda do siebie jest pragnieniem cierpienia, ukarania siebie za swoje niedbalstwo i skrywane oczekiwanie na litość, albowiem w jednostronnie zaadaptowanym umyśle przeciwieństwa są jednym i tym samym, tak też pogarda domaga się estymy i uwielbienia za doznane krzywdy. Gdy mąż żali się na żonę albo ona na niego, ukazuje właśnie oblicze pogardy do siebie, stwierdzając tym samym, iż naiwność i głupota kierowała postępowaniem tego, kogo roszczenia nie zostały zaspokojone. (ego domagające się satysfakcji). Miłości dlatego nie ma w tym, który gardzi sobą.
*
Rozpacz jest na tyle silnym uczuciem wśród kandydatów na człowieka, iż bardzo często jej przejawem są fantomowe formy działania, aby zrekompensować sobie absurd istnienia i nieco ulżyć brudnemu sumieniu, które zbrukane i pogrążone w niemocy nie pozwala żyć. Rozpacz jest radością wytchnienia od poczucia obowiązku.
*
Skazuje się na śmierć mordercę, który dokonał zbrodni w poczuciu nieszczęścia i z braku odpowiedzialności członków wspólnoty, którzy wyżywając się na sobie na podłożu akceptowanych norm i wartości, uchodzą za poczciwych i porządnych, zaś w istocie kieruje nimi walka o przetrwanie i władzę, czego konsekwencje muszą ponieść zawsze jednostki upodlone do tego stopnia, iż decydują się na czyn haniebny, jakim jest morderstwo, choć czyn tych, którzy na to pozwolili jest per analogiam zbrodniczy. Nie może być mowy, by jakikolwiek czyn, który wzbudza w nas nienawiść, nie był pragnieniem dokonania czynu tożsamego.
*
Determinacja uzależnia stan emocjonalny od powodzenia realizowanego przedsięwzięcia. Z tego też powodu, każdy akt oporu świata zewnętrznego, czyli powszechnie rozumiane niepowodzenie, jakie dotyka nas, gdy stajemy w szranki z rzeczywistością, uwalnia w nas emocje negatywne; od żalu, rozpaczy, załamania, furii, a w związku z tym szeroko rozumianej agresji. Intensyfikacja owych zdeterminowanych stanów, zatem nawarstwienie się poczucia wstydu i poniżenia, jakich jednostki doświadczają w swoim życiu, jest pokłosiem procesu socjalizacji, który uzasadniając swoją niemoc w obiektywnej kalkulacji ludzi zmuszony jest do determinacji właśnie, gdyż jedynie determinacja pozwala zachować pozory racjonalności funkcjonowania, by nie stracić twarzy do szczętu w spotkaniu z iluzją życia.
*
Każda forma determinacji powoduje powstanie zjawisk przeciwstawnych, gdyż determinacja jest konsekracją i racjonalizacją status quo, przeto wszystko, co zatrzymuje ruch, tocząc przez świat raka swego umysłu, musi napotkać opór w postaci odpowiedzi wszechświata na ten występek, który objawia się ukazaniem na arenie wydarzeń wrogów — rywali, którzy podejmą walkę, by dążyć w zależności od możliwości do zwycięstwa; w niektórych przypadkach nawet absolutnego, jak to się dzieje w przypadku władców, polityków, a nawet sportowców czy pisarzy.
*
To co jest zdeterminowane musi przybrać formę, która wyrazi jego skrzywienie poznawcze — jest to sygnał wysłany do rzeczywistości, iż staje do wyścigu o najwyższe trofeum, czyli zgubę dla siebie i dla ludzkości. Owa forma zwrócona jest w stronę społecznej aprobaty, czyli w kierunku zmysłów biologicznych, które opierają się na funkcjach poznawczych charakterystycznych dla środowiska naturalnego, które człowiek przejmuje diametralnie odwrotnie od organizmów bez świadomości tworzących wszelkie ekosystemy. Przyroda czeka bowiem biernie (nieświadomie) na swoją zagładę, zwierzę człowiecze nie może się zagłady doczekać.
*
Prawda boli, bo musi boleć. Gdy boli prawda znaczy, iż jest prawdą. Problemem zaś jest tylko rozpatrzenie, czy możemy znieść ból, jaki jej towarzyszy. Dla sportowca ból jest czymś naturalnym. Uczy się go znosić, walcząc z każdą ze swoich słabości. Pragnie przezwyciężyć wszelkie ograniczenia fizjonomiczne i nie tylko, aby w chwale stanąć na olimpie ludzkich osiągnięć — być bogiem.
Prawda zaś dla człowieka kochającego odbiera mu władzę nad sobą. Godzi się być słabym, gdyż jego cała siła i szczęście pochodzi właśnie z jego słabości. To człowiek, który nie jest chytry. Nie przyjmie pokusy z zewnątrz, bowiem to oznacza determinacja — pułapka samego stwórcy, który stworzył szereg zasadzek, by pozwolić człowiekowi wybrać wolność, a gdy zechce pozostać w więzieniu, jego sprawa.
*
Przygotowanie do ekspiacji powinno być narodowym, ale przecież także globalnym postulatem.
Nikomu jednak nie w głowie ekspiacja, gdyż ważniejsze wydają się być sprawy fundamentalne z punktu widzenia natury bytu. Natura owa jest dostojeństwem nie byle jakim. To walka, z godną pożałowania czcią, o udowodnienie swojej racji na tle wspólnoty, która wypracowała szereg patetycznych rytuałów, które raz za razem wyciąga z rękawa, by nie umniejszyć swej patetycznej godności.
*
Fałszywa etykieta krzyżuje, w istocie, własne uda ze wstydu i niemocy. W cieniu czynnika
zadowalającego.
*
Można się zagonić do utraty tchu w poszukiwaniu radości i spełnienia, lecz nigdzie go odnaleźć nie można. Nie ma bowiem zadowolenia tu, w świecie pożądania, materialnej satysfakcji i obłędu przywłaszczenia. Zwodzą ci, którzy krępują nas w pułapce literackich asocjacji, wspólnocie zażyłości, tolerancji, którzy obiecują zbawienie, byleby tylko opustoszyć dla nich portfele. Niechże się w tym zgiełku sami kiedyś zgubią, niechże ugrzęzną w nim na zawsze bez naszej aprobaty, bo naszym pragnieniem jest być wolnym ponad złośliwym mamidłem, jakie jest skrzętnie przygotowane już przed narodzinami każdego z nas.
*
Zostałeś zagadnięty, lecz nie zadawaj jeszcze pytań. Pozwól principium realizacji krążyć jak światło do usprawiedliwienia.
*
Życie to coś znacznie większego, niż jakakolwiek teoria mogłaby ujawnić. Nie można go skonstatować w normach i przewidywaniach algorytmu, bo zostanie unicestwione raz na zawsze. Niewiele brakuje i ludzkość zostanie ogłupiona in toto.
*
Popełniłem kiedyś błąd, przyznaję. Nie należy ludziom otwierać drogi do wolności. Nie należy w ogóle do nich mówić czegokolwiek o prawdzie. Nic. Trzeba tylko mówić od rzeczy. Za wszelką cenę wystrzegać się zbiorowego nawracania. Podejmowania prób przekonania ich do swoich racji. Kto ma zobaczyć ten zobaczy, kto ma usłyszeć, ten usłyszy, kto chce dotknąć, dotknie, reszta zostanie skazana na wieczne cierpienie i niepowodzenie. Nie ma innej drogi wyjścia. Żadna nauka tu nie pomoże. Nie przydadzą się najlepsi orędownicy mądrości, pokoju, psychologowie pogrążeni w rozważaniach o ludzkiej duszy, eo ipso uwłaczających godności.
*
Człowiek powstanie wtedy, gdy sam pozna, a pozna wtedy, gdy się go uwolni, by nie zabierać mu tlenu, górskiego powietrza. Ludzie, niczym zajadłe wilki, bronią swoich racji, krępują nieszczęśników w uścisku własnej zgryzoty, byleby tylko nie zostać sam na sam ze sobą.
*
Odmaszerować! — słyszę z nietuzinkowym nakładem kwiecistej dyplomacji. Ciągle to słyszę, bez przerwy. Nie ma dnia, ni godziny, żebym cudu nie doświadczał. Precz, mówią do mnie. Kiedyś zadawałem pytania: Komu mam oddać uczucia skoro nie mogę ich zapisać w równaniu? Dziś patrzę na ten czas z perspektywy wyrozumiałej mądrości. Bez wszelkiej projekcji, bez nacisku, bez ciężaru pogrążającego mnie samego w zuchwałości, której nie potrafiłem dostrzec. Przygnieciony uroczyskiem poznania, jak na dzikim koniu pędziłem przez świat, by żywe głosić.
Żywe przychodzi, mówiłem, patrzcie, jaki jestem wielki, jak się na rzeczy znam, jak kpię z was, jak się z wami gryzę dla przyjemności, jak jednym ruchem myśli potrafię pokonać wasze złudzenie. Drżyjcie, oznajmiałem. Dlatego pragnęli mnie nieżywi zabić, zniszczyć. Wiele tych bitew stoczyłem, wszystkie przegrałem — wygrałem należycie. Taka była potrzeba tamtego czasu. Dziś czas już nie znajduje się w przedmiocie moich rozważań. Nie ma czasu, nie ma sensu wracać tam, skoro urodził się człowiek, który umarł dla świata. Tu leży tajemnica istnienia, w tych słowach.
*
Kocham ludzi, tylko oni jeszcze tego nie wiedzą.
*
Coraz chłodniejsza jest muzyka, godność nie może złapać tchu, dźwięki kreują odrębności zeskakując z ukłonem nieuświadomionych przeprosin, zaostrzają apetyt pasażem smutnej satysfakcji. Wszystko boli wszystkich i wije się bez celu, bez wiary, bez nadziei. W beznadziejności jest jednak nadzieja. Nie należy liczyć na nic, nic nie musi pozostać wzorcowo określone, tylko poczucie beznadziejnego losu może wzbudzić w człowieku pęd ku wolności, do przewyższenia tego stanu, do wyrwania się ze szponów tej okrutnej siły, co skrzydła ludzkie skrępowała racjonalnym zniewoleniem.
*
W głębokiej studni zanikł element porządkujący. Zasnął w mauzoleum wrażeń estetycznych pod dyktando życiowej konieczności. Już dawno powinniśmy się tym zająć. Obudzić siły drzemiące w nas. Dotknąć tego grzechu, bowiem jest to grzech, gdy się brzydzimy samych siebie, gdy boimy się zobaczyć, kim jesteśmy.
*
Grzech został bardzo dobrze pomyślany. Grzech przychodzi bowiem w innym. Inny zaś jest dotknięciem poza tym, co etyczne i obiektywne. Inny grzeszy już przez samo swoje istnienie. Nie domaga się jednak zadośćuczynienia. Inny, prawdziwy i jedyny ma klasę, nie skomle, nie prosi o łaskę i możliwość uczestniczenia. On uczestniczy poza słowem i wszelkim grzechem — musimy zrozumieć ten paradoks, bowiem jego świętość uzasadnia samo milczenie. Grzech innego jest aktem jego odkupienia. Tylko wówczas może zostać odzyskany — jego istota, głęboka i ukryta daleko poza jego rozumowaniem, gdy zgrzeszy, gdy sprzeciwi się sobie, a to zaś, co w sobie pozostaje, jest zawsze tylko zwierzęce.
*
Inny dlatego tylko poza sobą może czuć wszystko, aby siebie nie doświadczać, jako ukrytej przyczynie niepowodzeń. Wstaje przez to z kolan, gdy jego sens odzwierciedla nie jego, ale wspólne, lecz zarezerwowane dla jego unikatowej formy, w jakiej się materializuje. Reprezentuje osobliwe i subiektywne, w przeczuciu wielowątkowości wrażeń, które odbierają jego rezonatory zmysłowe i psychiczne. Odczuwa logos wszechświata tylko poprzez własną śmierć — panią wolności, a skoro wszystkim ona służy, jest w tym zakresie obiektywna, lecz skoro samemu przychodzi umierać — subiektywnie się odwzajemnia wybranym, którzy kochać pragną.
*
Dykteryjka. Einstein mógł cokolwiek powiedzieć o czasie, bowiem wyzwolił się spod jego wpływu. Wpływu czasu psychologicznego, który znamionuje złowieszcze libido dominandi, zwracałem już na tę kwestię uwagę.
*
Ptaki przestały już mówić. Wróble nie roznoszą pozdrowień, odkąd człowiek zapragnął sławy… z braku wiary w nieśmiertelność. W konwencji, nie tylko literackiej, sprzedaje się rozgoryczany za możliwość podziwu, staje niewolnikiem publiczności, byleby tylko zrekompensować sobie absurd totalnej pustki, które czeka go w czasach upadku boga — złowieszczego tworu, który jakkolwiek by się nie objawił przynosił zgubę, przynosi zgubę.
*
Wielki jest to pomysł, by z Absolutem obchodzić się tak uczciwie, jak się tego domaga. Zostawiając go w spokoju, a tylko poprzez śmierć czynić mu honory, bowiem śmierć jest cichym posłańcem Boga, który nie pragnie zguby człowieka, lecz uczyć go miłości chce praworządnej. Z jaką subtelnością zabrał się do tej roboty. Jakże nie jest napastliwy, jaki cierpliwy i wielki sam w sobie — jak najlepszy mistrz.
*
Kto da wiarę tej idei, skoro dziś jedynie nauka przynosi prawdę o tym, co najpełniej ludzkie. Wolności zaś nie można unaukowić, dlatego wszystkie tego typu zabiegi spełzną na niczym, umrą, wyniszczając do tego cząstkę — być może to naród wybrany — gotową do heroicznego wysiłku, który mimo katastrofalnej sytuacji trwa z uporem przy lex legum, bowiem nie ich życie jest ważne, lecz życie gatunku, przyszłość człowieka dumnego, zdrowego, kochającego.
*
Tego nam zawsze brakowało. Idei, ale teraz jest idea, jest eliksir, wytwór elitarnego umysłu metafizycznego. Jeśli nie ma idei, a człowiek wierzyć zamierza, wobec narastającego kryzysu, jedynie nauce, jako wiarygodnej przesłance dotyczącej uzasadnienia kierunku wolności, skazuje się na unicestwienie. Niechaj zapamięta, iż nauka może opisać jedynie świat zewnętrzny, w nim zaś nie znajdziemy odpowiedzi na pytania o miłość i dobro, a jak widzimy nawet dzisiejsza psychologia takiej odpowiedzi dać nie potrafi, bowiem ludzie są nieszczęśliwi, rozgoryczeni i źli, a już w szczególności, gdy z nią mieli do czynienia.
*
Wyjaśnić teraz należy oznakę rozpoznawczą Jasności — z pośpiechem goniącej me myśli. Zaczerwieniły się trochę. Przechowam tę czerwień jako sympatię nieprzelotną.
Jasność jest przeciwieństwem beztwarzowości, wybrała siebie na ludzkiego Kamerdynera.
Szuka się sama dla ciebie, przyjacielu, nie próbując odebrać sobie tego, co zaszczytne.
Nie ma tu decyzji odmowy i cofnięcia. Prywatne rytuały są zależne od woli przebudzonej świadomości. Wierna jest jasność sednu sprawy… do zaśnięcia.
*
Aura dnia urodzin jest zaiste przygnębiająca. Oto jest święto Ja. Wielkiego władcy, któremu po całorocznej maliźnie, niepowodzeniach, klęskach, utrapieniach, niespełnieniach, składa się życzenia szczęścia i pomyślności, których on w ogóle nie pragnie.
*
Mieszkaniec świętego polis jest wędrowcem. Jego przeznaczeniem jest cierpienie, gdyż tylko cierpienie gwarantuje zdobycie racji uczłowieczenia siebie. Nie można liczyć na znalezienie odpowiedzi w kwestii sensu istnienia, jeśli się próbuje uratować siebie. To nigdy się nie uda, a wszelka psychoanaliza — pełna pychy i supremacji — domaga się estymy z racji pragnienia osiągnięcia spokoju i poznania człowieka. Człowiek ma pozostać istotą niepoznaną do końca, ma być tajemnicą bezmierną. Ciągle w ruchu i z potrzebą zanurzania się w głębinę.
*
Moją ojczyzną jest język, nie zaś ziemia, na której mieszkam lub którą posiadam. Mieszkam w języku. Tylko język, który z poczuciem troski wdziera się w głąb idei, aby uzasadnić predykatywne treści ludzkiego poznania, objawienia subiektywne, może opisać to, co nienamacalne, czego dostrzec nie można, bowiem świat metafizyki jest krajobrazem niematerialnej przestrzeni, pozwala uzyskać satysfakcję najpełniej szczęściem płynącą. Przede wszystkim z tego względu, gdyż dotarcie do źródła, do miejsca poza czasem i przestrzenią, a dalej, zmaterializowanie owego bogactwa w przestrzeni dialogicznej — w twórczej pracy — nie pozwala się zmierzyć z żadną inną wartością.
*
Zrozumiałe być musi, że ludzie poszukują swojego języka. Komunikowania się ze światem, bowiem sam czas jest przecież dialogiczny, jak mawiała śp. Barbara Skarga. Form, jakże różnorodnych, znaleziono już wiele. Malarskie, muzyczne, filmowe, taneczne, etc. Nie ważne jest to, jaki jest to konkretnie język. To wręcz śmieszne, by myśleć w ten sposób. Ważne jednak, by forma była czysta i nieskażona, objawiona poza doświadczeniem tego, co powierzchowne, co widoczne w krajobrazie mowy powszechnej. Poza obiektywną epifanią!
*
Inny przychodzi właśnie tą drogą. Jego cel jest zacny i słuszny ponad wszelką wątpliwość. Pozostać jedynym i niepowtarzalnym. Indywiduum za cenę cierpienia, karę i śmierć. Inny jest gwiazdą samą w sobie, a w zasadzie, jak mówi Nietzsche, spowodował, że gwiazdy kręcą się wokół niego. Jest eliksirem miłości. Niedoścignionym osiągnięciem dla tych, którzy swych mocy nie znają, jak to ma miejsce w umarłych miastach. Nie mogą go zbadać ani przejrzeć w nim. Jest tajemnicą, zagadką, dlatego uważają go za dziwaka. Ignorują i szydzą, lecz podziwiają.
*
Dzięki odwadze jego (innego) język — sposób komunikacji — ma walory niezachwianej, choć często niezrozumiałej wartości (o to chodzi). Unikat. Brylant jedyny na świecie. Okaz niepowtarzalny, który śni swoją wolność, a dzięki osobliwej formie jej zaświadcza, że jest człowiekiem zdolnym do rezygnacji z dominacji — sam idzie, dlatego wielki jest. Nie doświadcza zaś snów, które by mu miały oznajmiać jego niedostrzeżone, pozostające w lęku przed odkryciem treści. Miałby je, o, tak, gdyby pozostawał na uwięzi obiektywnego absurdu, gdyż wszystko, czego pragnie, to obudzić swoje niezdeterminowane moce, czego mu obyczaj zabrania, bowiem obawia się wszystkiego, co z niepokoju rośnie.
*
Inny jest dumny, że nikt nie mówi jego językiem. Nie pozwoli na to, by ktokolwiek podszedł za blisko, bowiem ma on być tylko przedmiotem studiów dla innych. Jego troska opiera się na tym właśnie, by umożliwić jednostkom w organizacji moment koncentracji umysłu na przedmiocie rozważań — jego formy, jako studiuje się anatomię ośmiornicy, żyrafy czy pająka. Taki jest bowiem zamysł pierwotnej idei.
*
Jakże śmieszne wydawać się muszą twierdzenia, iż ludzi podzielił Bóg za ich grzechy, przeto obdarzył narody wielością języków, które nie pozwalają im na porozumienie, a w istocie głos idei był słusznym i jedynym świętym głosem, bowiem bez niego nie można uzasadnić idei wolności. Idei odrębności, którą ego gardzi.
*
Jest rzeczywiście tak, że się ludzie we własnym kraju i we własnym języku porozumieć nie mogą, lecz bez problemów — poza barierą językową — porozumiewają się z obcokrajowcami, w których gości majestat prawdy, jakby, na co zwróćcie uwagę, nie język — mowa — był ważny, lecz uczucia, które towarzyszą istocie poznania, czemu tu, odzierając ze złudzeń miłość, poświęcam uwagę szczególną.
*
Inny, o jakim mówię, jeszcze nie został w antropologii ugruntowany, bo nie ma ludzi na tyle mężnych, by mu nadać znaczenie. Nie oznacza to wszak, że nie nadjedzie. Gdy będziesz umierać, pomyśl o tej idei. Zastanów się, czy nie warto było służyć prawdzie?
Zaiste może przekonasz się o grozie, która nadejdzie w tym stuleciu, iż wartość tych słów jest niebagatelna, lecz ja już wtedy żyć nie będę, a ty umierać będziesz, dowiadując się, żeś nie żył, bowiem miłość zbyt dużej wymaga aktywności, by mieli jej doświadczyć rezygnujący z trudności.
*
Seks jest jedynie dopełnieniem związku. Wszystko, co się w seksie ujawni, powinno być odczuwane już podczas dialogu między dwojgiem kochających się ludzi, bowiem seks jedynie wtedy jest ważny, gdy miłowanie gości w sercach spełniających się w akcie erotycznego uniesienia.