Krótko i zwięźle? Rewelacyjna powieść, od której po prostu nie mogłam się oderwać! Bardziej wyczerpująco? Już donoszę..
Wszystko zaczyna się dwanaście wieków temu na terenie obecnych Kujaw. Zupełny przypadek, zrządzenie losów, przeznaczenie? Któż to wie. Tak, czy inaczej, stało się — Leszko uratował potężnego przedstawiciela obcej rasy, Peruna, przed niechybną śmiercią. Nagroda? Przymierze między ludami. Co Leszko z tego miał? Niewiele, prawdę mówiąc. Chociaż właściwie dla niego ta historia tez zakończyła się pozytywnie. Wszakże zdobył serce ukochanej Żywii…
23 czerwca 2013 roku, Polska, bliżej nieokreślone miejsce, wskazane przez Autora jedynie z pierwszej litery, co pozwala na różne domniemania, domysły i właściwie umiejscawia część akcji… wszędzie. Nie mamy w „Przymierzu” everymana, jest jednak coś, co można by nazwać „everywhere”. Przynajmniej na początku powieści, później już bowiem dokładnie wiemy, kto gdzie przebywa. Jest to bardzo ciekawy zabieg, który dodaje całości pikanterii. Choć właściwie powieści Wesołowskiego nic dodawać nie trzeba, ponieważ jest to kawał świetnego kryminału, political-fiction i sensacji ze szczyptą starych słowiańskich podań. Bardzo, bardzo udane połączenie z Polską w roli głównej. Wróćmy jednak do szczegółów. Dwóch gliniarzy odeszło niedawno na zasłużoną policyjną emeryturę. Teraz każdy z nich zajmuje się swoim domem, choć nadal się przyjaźnią i często spotykają. W końcu łączy ich wiele wspólnych przeżyć i wspomnień. Do głowy jednak żadnemu z nich nie przychodzi, że te najważniejsze chwile jeszcze przed nimi. Chwile, które dosłownie i w przenośni zmienią oblicze świata. Wszystkiemu zaś jest winna smykałka Konrada Gajeckiego. Jego niezbyt udana próba zbudowania generatora Tesli doprowadzi do międzynarodowego spisku przeciwko Polsce, spisku, w którym główną rolę odegrają Rosjanie i Amerykanie. Będzie się działo. Szczególnie, kiedy Polacy zdobędą wiedzę techniczną wyprzedzającą najbardziej zaawansowanie ziemskie kraje o przynajmniej kilka setek lat.
W „Przymierzu” Wesołowski łączy wszystko, co najlepsze. Mamy tu więc wątek sensacyjny i kryminalny. Są zdrady, intrygi i odwieczni wrogowie Polski. Do tego kosmiczna rasa posiadająca bardzo zaawansowaną technologię, a jakby jeszcze tego było Wam mało to dodaje ciekawy wątek mityczny. Niejeden raz w obronie polskiego lotnictwa stanie gromada Trygławów i Światowidów, które z pewnością wyobrażaliście sobie dotychczas zupełnie inaczej. Trzeba przyznać, że Autor ma bardzo bujną wyobraźnię i potrafi wyśmienicie przelać swe myśli na papier. Czytając „Przymierze” przeżywałam niesamowitą przygodę z głównymi bohaterami, a każda kolejna strona znów mnie zaskakiwała. Jednak poza wartką akcją i ciekawymi rozwiązaniami technicznymi, Wesołowski daje nam do reki bardzo dobrze napisany tekst. Jego język jest przyjemny w odbiorze, na wysokim poziomie, opisy wyczerpujące, a rozmowy inteligentne, a czasami bardzo zabawne (tam, gdzie wypada). Po prostu życie przelane na papier (załóżmy, że na papier, wszakże to ebook). Jak wielu Polaków popełnia błąd, używając słowa „tą” zamiast „tę”, ale jest to jedyny błąd, jaki znalazłam. Rewelacyjna korekta!
Przez długi czas zadawałam sobie pytanie, co by się stało, gdyby Peruna uratował nie Leszko, ale powiedzmy jakiś Pierre, czy Heinrich i całe dobrodziejstwo obcej rasy przypadło by Francuzom, Niemcom, czy jakiejkolwiek innej narodowości. Autor na zakończenie zadał to samo pytanie. A Wy, jak myślicie?
Czytać? Jak najbardziej. Nie sądzę, by ktoś z Was się zawiódł tą lekturą. Polecam z całego serca.