Przez kolejne świty
Już jesień sypie pożółkłymi liśćmi
A wrzesień kradnie dojrzałe kasztany
Długowłose wierzby stroją się złociście
Znów poranek senny mgłami zadumany
Już dzikie wino w sieć promienie chwyta
Zapalając czerwień w zielonej gęstwinie
W parkowej alejce smakujemy lato
Póki nasza jesień nie zmieni się w zimę
Zmierzchy bezlitosne dla dni coraz krótszych
Chowają godziny w smugach światłocieni
My w marzeniach zawsze cudnie długowieczni
Gdy do wspólnych wspomnień czule przytuleni
Nasza jesień włosy czasem pobieliła
Wyrzeźbiła twarze mapą lat przeżytych
Po wyrytych drogach jak po drogowskazach
Idziemy do siebie przez kolejne świty
***
Z bliska przyglądam się wiośnie
Rośnie kolorowo
Z głową w jasnych obłokach
niesie bukiet żonkili
Zieleń klonów wplątała we włosy
Bose stopy
zanurzyła w szmaragdowej trawie
Już prawie dorosła
Jeszcze tylko bzom zapachu doda
Obudzi biel kasztanowców
I dojrzała przejrzy się w stawie
***
Nie spieszcie się lipy
Dajcie czas jaśminom
Niech przeminą
Spokojnie
Nie walczcie o prymat
Nie idźcie na wojnę
Z armią białych kwiatków
Z zapachem upojnym
Nie spieszcie się lipy
Duchy niespokojne
Nie ponaglajcie jaśminów
Jeszcze nie lipcowy czas
***
Jeszcze kasztanowiec płatków nie pogubił
Jaśminy zapachem nie oczarowały
A już się szykują na witanie lata
Miodnych lip lipcowe kwietne wodospady
Jeszcze się ciepłe dni nie rozgościły
Słońce w zachmurzonym niebie się ukrywa
A letnie sukienki na wieszakach tańczą
Z myślą której przeczy głowa całkiem siwa
Może to te lipy do lata spieszące
Może bez odwieczny wiosenny marzyciel
Może dni majowe od wspomnień gorące
Odmłodziły stare poszarpane życie
***
Na wiejskiej drodze
spotkałam lato
Uśmiechnęło się szerokim
słonecznym uśmiechem
Szelmowsko mrugnęło do mnie
okiem błękitnego nieba
I zawstydzone
zasłoniło twarz karmelowym obłokiem
Przystanęłam aby się przywitać
prosząc by zostało jak najdłużej
***
Dokąd wędrują świetliste obłoki
Patrząc na ziemię naznaczoną słońcem
Na pola i łąki trawione gorącem
Na ludzi co z góry zdają się mrówkami
Na trzciny szepczące modły nad stawami
Na każdą roślinę i każde stworzenie
Czy widzą też troskę i ludzkie zmartwienie?
Obłoki białe obłoki czyste
Czy z góry wszystko jest oczywiste?
***
Ani jednej chmurki
Próżno szukać obłoków
Uciekły przed słońcem
Pozwalając słońcu pastwić się nad ziemią
Tylko litościwy zefirek
Igra delikatnie z koronami drzew
Przynosi chwile wytchnienia
Mieszając w tyglu piekielnego gorąca
***
kwiatek zagubiony w trawie
maleństwo
kropka postawiona przez Boga po stworzeniu świata
spojrzał na mnie
oddając mi swój różowy uśmiech
źdźbło Natury
a jak wielka jest radość w jego subtelnym pięknie
***
Zboża trwają nieruchome
Kruk bezszelestnie
mierzy się z przestrzenią
Upał się wzmaga
A nad doliną
wiatr znużony przysnął
I czas nie pogania
I kogut nie pieje
Kwiaty ledwie dyszą
Pies skulony w budzie
zapomniał szczekania
Nawet kot nie mruczy
Świat brzmi sielską ciszą
Lato
Patrzysz na mnie
oczami chabrów i nieśmiertelników
spod łąki szmaragdowych rzęs
Fioletem drobnych kwiatków
kusisz i przyciągasz wzrok
Czarujesz tańcem błękitnych motyli
Obdarzasz złotem przydrożnych dziurawców
Kładziesz się cieniem wśród konarów drzew
Jesteś w magii obłoków
i grozie rodzącej się burzy
Bogactwie nieskoszonych pól
W miodnych lip pachnących kaskadach
I w kałuży po ulewnym deszczu
Skromnie pod wiejskim płotem mieszkasz
W rozgrzanym zbożu zanurzam dłoń
By poczuć twój dotyk
Lato
***
Beżowy zielonooki kot
przywędrował znikąd
I został
Porzucając niepewność
na najbliższe dwa tygodnie
Kiedy odjadę
powędruje dalej
Zdany na niełaskę ludzi
i bezradność myszy
***
Deszcz bębni o blaszany dach
Spływa po drewnianym daszku