Opowieść ta, przez swą autentyczność, jest bardzo poruszająca. Są tu trzy najważniejsze aspekty, pomijane przez komentatorów. Pierwszy, że Autorka przedstawiając dramatyczne losy swoich najbliższych krewnych - pisze o tym być może chwilami z pewną nutą żalu do polskich krzywdzicieli, oraz do radzieckich oprawców, ale bez nienawiści; to bardzo ważne. Drugi wniosek - to, jak wbrew propagandzie liberalnej, ważne jest posiadanie własnej Ojczyzny, silnego i sprawnego państwa zdolnego do skutecznej obrony swoich obywateli. Trzeci i najważniejszy wniosek, że to nie jest historia zamknięta. Wbrew ideologii liberalnej historia świata nie skończyła się na okresie rozkwitu i pokoju. Rosja wbrew pozorom niewiele się zmieniła od upadku ZSRR. Dowodem jest napaść na niepodległą Ukrainę, w ramach idei odbudowy dawnego Imperium. Dowodem są setki tysięcy zabitych Ukraińców i około miliona rosyjskich żołnierzy. Tysiące dzieci ukraińskich teraz porwanych i wywiezionych do Rosji, które się teraz "rozdaje" jak przedmioty. Ta książka jest jak memento; jest przestrogą, że Rosja nadal jest agresywnym bestialskim imperium i wszystko to może się w jakieś formie powtórzyć z nie mniej tragicznym skutkiem, choć w nieco innych, współczesnych realiach. Jako świadectwo jest ona też spełnieniem moralnej powinności wobec najbliższych i wszystkich tych wielu tysięcy podobnych ofiar radzieckich wywózek czy zesłania na Sybir, na rosyjską "nieludzką ziemię".