E-book
18.9
drukowana A5
24.72
Polowanie na wieczność

Bezpłatny fragment - Polowanie na wieczność

Objętość:
30 str.
ISBN:
978-83-8324-032-9
E-book
za 18.9
drukowana A5
za 24.72

Polowanie na wieczność

Dedykuję Przyjacielowi po grób,

śp. Barbarze Rosiek,

wybitnej poetce, prozatorce i psychologowi klinicznemu,

erudytce i Przyjaciółce ludzi skrzywdzonych

***

Miałem 14 lat, życie zdawało mi się zjawą, takim przejrzystym kryształem. Miałem marzeń tyle, ja, człowiek. Jestem Marzena. Lubię ćpać snami. Dziś to jest świat, być w nim to jak w ruletce.

Umiem zdawać sobie sprawę z tego, że świat to jest ruletka. Czasami zdaje mi się, że moje życie to tylko zdarzenia, bez wagi odniesień. Lubię wciąż ćpać marzeniami, choć mam już 21 lat. Polityka tylko krąży w mediach, a my jak szczury latamy drogami, między samochodami, wzdłuż szpetnych bloków. W oczy wieczność mi świeci. Halo, jest jeszcze ktoś tu, kto wierzy nam i wierzy w nas? Wątpię. Czym dziś my ćpamy, to wolę nie pisać. To są wzory chemiczne na Nobla. Wiesz, jestem sobie taka, w świecie, gówno kto o mnie wie. I cóż. Zdarzyłam się światu, jak wieczność mu się zdarza. Samotność w rodzinie to jest wszystko, wszystkie bezdomności świata, duchowe, kulturowe i ekonomiczne.

Mam zaburzenia tożsamości, to jest taki odlot, ale nie dla mnie, tylko dla społeczeństwa. Ale mają nasrane w głowie. Człowiek i człowiek to znaczy to samo.

Ale mi się jarzy w sercu jeszcze życie. Umieram, bo świat tego chce. Nie toleruje różnych zdarzeń, choć natura jest z natury różna. Lubię iść długo torami, czasami się na nich kładę i przytulam do nich. Ktoś mi zabroni — nie, jestem niewidzialna. Coś musi ujarzmić moje marzenia. Wieczorami chodzę na polowanie. Strzelam dobrze jak tata, trafiam, widzę jak zwierze kołysze się. Czuję w nim swoją wieczność. Polubiłam to w dzieciństwie i wtedy pierwszy raz potępiłam siebie, za to, że jestem.

***

Marzena, Marzenna jestem. Prostytuuje sobie duszę. Lubię biec jak szalona za zwierzem. Czasami czuje się stadem. Wkraczam nocą w stado. Biegnę z nim, strzelam, zabijam. Przykładam głowę do zwierzęcia, jeszcze uderza mu ostatni raz serce. To jest podniecenie, to jest choroba. To jest kanibalizm. My jesteśmy jednym stadem. Jem na obiad łanię. Mogła mieć młode, ponieść je światu, cieszyć nimi i sobą ludzi. Czasami zastanawiam się, czy jeszcze jestem człowiekiem.

Lubię polować, też wtedy czuję się jak zwierz. Patrzę, czy jakaś sarna nie uderzy we mnie, broni swoje młode zaciekle. Po tym wszystkim muszę napić się zimnej wódki. Muszę się uspokoić. Kołysze się we mnie wszystko, drży. Jestem swoim snem. Jestem okrucieństwem. Jestem bezdusznością i bezdomnością.

Świat jest taki pusty, gdy nikt nas nie kocha. Psycholog powiedział mi, że matka mnie nie kocha. Mówią tak co drugiemu człowiekowi. Czuję się mały, ja, człowiek. Polowanie wznosi mnie do gwiazd. Czuję, że mam kontrolę nad czyimś życiem. Jestem panią życia i panią śmierci, śmierci dobrej i śmierci złej. Jestem panem.

Co się dzieje w mojej psychice. Wszystko przyśpiesza, ja w wagonie siebie. Kto jest lokomotywą? Broń? Pachnie śrutem, ale rwie mięśnie. Czuję, że nad czymś panuje, mam kontrolę. Nad sobą już dawno nie mam kontroli. Piszę traktat potępiający mnie. Piszę o potrzebie miłości, bliskości, seksu. Piszę, że mnie już nie ma, że nie mam domu, że nie mam nic.

Podnieca ją cierpienie jak mnie, moją towarzyszkę istnienia. Tylko, że ja jestem chorym, zgubionym w świecie człowiekiem i wiem, że czynię źle. Czynię jej to, bo ona mnie zdradziła, skrzywdziła, wykorzystała. To my, młodzi, ponoć czynimy wszystko. Szukamy miłości i jesteśmy za to upokarzani.

Jestem gwiazdą, hej, kołyszę się na morzu beznadziei, hej. Często śni mi się, że ląduje w szkole, w liceum, nie odrobiłam mnóstwa lekcji. Czasami zdaje mi się, że przez to moje życie nie układa się, ale wiem, że to już psychoza. Halo, oddajcie mi ziemię. Mówię slangiem telewizji. Wierzę, nie kocham, nie modlę się, modląc się w ten sposób. Psychiatra nie ma na mnie żadnej recepty. Jestem zwierzęciem mściwym. Mam duże, puste serce. Strzelam w takie, choć zwierzęta bywają lepsze.

Opanowałam czyjś los, umiem trzymać go w garści. Jestem jeszcze człowiekiem, czuję czyjś strach. Bywam jeszcze człowiekiem, ale nigdy nie ulituję się. Strzelam do wszystkiego, co tylko się da. Kochaj mnie jeszcze, proszę mamo. Martini jest lepsze niż cytrusowa wódka. Winnam pić czystą, jak wyborowy strzelec, ćpun, pieprzony narkoman. Ich też nikt nie kocha.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 18.9
drukowana A5
za 24.72