E-book
18.9
drukowana A5
80.17
drukowana A5
Kolorowa
113.91
Podążając śladami nieobecnych

Bezpłatny fragment - Podążając śladami nieobecnych

Objętość:
449 str.
ISBN:
978-83-8351-933-3
E-book
za 18.9
drukowana A5
za 80.17
drukowana A5
Kolorowa
za 113.91

Wprowadzenie

Bez przeszłości jesteśmy słabsi.

Każdy potrzebuje adresu.

Własnego.

Agata Tuszyńska, 2023.

/…/ Nie wiem, czy doczeka publikacji książki. A ona jest dla niego, dla nich świadków, którzy znikają. I dla młodych, bo bez przeszłości są słabsi. Każdy potrzebuje adresu. Własnego — to krótki cytat z ciekawej rozmowy Pauli Szewczyk z pisarską Agatą Tuszyńską. Rozmowa opublikowana w Wysokich Obcasach, maj 2023. Ostatnia publikacja pisarki — Czarna torebka.


Czytałem ten artykuł w salonie u fryzjera, gdyż zabiegi na głowie żony to półtoragodzinny proces, i odniosłem wrażenie, że dziennikarka rozmawia… ze mną. Kwestiami wymienionymi w rozmowie z pisarską zajmuję się od 20 lat. Staram się zapisać w papierowej pamięci jak najwięcej ulotnych życiorysów kolegów z mojego pięknego zawodu. Opowiadam o losach lekarzy zwierząt w czasach walk o wolność Ojczyzny, walk o niepodległość, w czasie okupacji niemieckiej i sowieckiej oraz z lat krótko po „wyzwoleniu”. Opisując losy niemal dwóch tysięcy lekarzy zastanawiałem się, podobnie jak wspomniana pisarska, czy postępuję właściwie, czy mam prawo do utrwalania pamięci o nich, czy mam prawo do przywracania przebiegu ich życia. Czy mamy prawo decydować o tym, by pamięć o nich nie zaginęła, by byli dalej z nami, w naszej świadomości — by było z nami ich bohaterstwo, ich tragizm, determinacja i poświęcenie dla dobra Ojczyzny?


Podczas rozlicznych badań historycznych wątpliwości moje zostały rozwiane i na tak trudne pytania, znalazłem prostą odpowiedź, kiedy to „zaobserwowałem”, że prezentowani bohaterowie w danym momencie „opiekują” się moimi poczynaniami, podpowiadają nawet, gdzie zaglądać i po jakie dokumenty sięgać, niemal każdy mój krok był dokładnie śledzony, podpowiadano nawet następne kroki i następnych bohaterów.


Podczas pracy nad dwudziestoma sześcioma książkami czułem obecność tych, o których w danym momencie opowiadałem. Przypomnę jeden przykład: jadę na cmentarz do Rogoźna, na grób bestialsko zamordowanego lekarza weterynarii we wrześniu 1939 r. i pod cmentarzem, gdy zastanawiałem się jak trafić do jego grobu, dzwoni telefon i słyszę głos wnuczki wspomnianego lekarza!


Kiedy po dwudziestu latach dociekań historyka zawodu, zbliżyłem się — w swoim rozumowaniu — do wyczerpania materiału i końca moich skromnych możliwości badawczych, pojawia się — ni stąd ni zowąd — osoba dysponująca dostępem do nowych źródeł informacji, z których wcześniej korzystałem w bardzo ograniczonym stopniu.

Teraz już razem — opowiadamy kolejne fascynujące losy lekarzy zwierząt/weterynarii. A końca nie widać…

Wstęp

Książka Podążając śladami nieobecnych poświęcona została grupie lekarzy weterynaryjnych, którzy w latach 1945—1951 nie poddali się obowiązkowej rejestracji w polskim systemie prawnym. Ministerstwo Rolnictwo i Reform Rolny na stronach czasopisma społeczno-zawodowego lekarzy weterynarii opublikowało Zestawienie nazwisk tych lekarzy, którzy wymienieni byli w Spisie lekarzy weterynaryjnych z marca 1939 r., a nie zgłosili się do rejestracji po wojnie.

W Zestawieniu wymienia się niemal połowę lekarzy weterynarii sprzed II wojny światowej. Dzisiaj wiemy, że zginęło/poległo/zmarło ponad 25 % lekarzy weterynarii żyjących i pracujących wówczas w II Rzeczpospolitej Polskiej. Oznacza to, że pozostali lekarze zarejestrowali się później bądź wybrali emigrację. Emigracja była ukierunkowana na Państwo Izrael — lekarze weterynarii narodowości żydowskiej i wyznania mojżeszowego oraz przede wszystkim na kraje Zachodu — Australia, Kanada, Stany Zjednoczone, Argentyna, Anglia i inne.

Rozpoczynamy jednak tradycyjnie prezentując dłuższe opracowania biografii Niepowtarzalnych.

W następnej części niniejszej publikacji mieliśmy umieścić Przewodnik po 25 książkach dr. Włodzimierza A. Gibasiewicza. Dotarcie do biogramów znajdujących się w tylu pozycjach niewątpliwie nie jest proste i łatwe, nie tylko Czytelnikom ale także kolejnym badaczom historii weterynarii. W takiej sytuacji rodzi się konieczność przeglądania indeksów nazwisk większości z 25 książek, a tych grubszych przeglądanie nawet strona po stronie, gdyż autorowi zabrakło sił i cierpliwości aby opracować skorowidz nazwisk. Pan Przemysław Zieliński zaproponował opracowanie stosownego przewodnika ułatwiającego poruszanie się w gąszczu niemal dwóch tysięcy biogramów i niestety… temat nas przerósł. Przystąpimy do jego prezentacji w następnej publikacji. Przepraszamy.

Zakończenie książki to słów kilka o autorach i fotografie z ich młodszymi braćmi/przyjaciółmi i już tradycyjnie recenzje wcześniejszych publikacji dr. W. Gibasiewicza.

Na pozostanie w naszej pamięci, w pamięci spiżowej, oczekują ONI i bezszmerowo kibicują naszym poczynaniom, naszym prezentacjom. Wobec powyższego cichutko zapraszamy do lektury.

CZĘŚĆ PIERWSZA — Odszukani niepowtarzalni

Norman Davies napisał: Jeśli się mówi o milionach, to przed oczami staje obraz masy ludzkiej, pozbawionej indywidualnych twarzy. A przecież każdy z tych milinów był określoną, niepowtarzalną osobą.

Zapożyczyłem od Normana Daviesa określenie n i e p o w t a r z a l n i do nazwania lekarzy weterynarii będącymi ofiarami wojen (I w. ś. czy wojny 20-roku i II wojny światowej) i umieściłem je w kilku tytułach swoich książek: Niepowtarzalni. Lekarze weterynarii ofiary II wojny światowej, wyd. Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna, Warszawa 2009 czy NN — Nieznani Niepowtarzalni. Zadziwiające losy lekarzy zwierząt, wyd. FINNA, Gdańsk 2010; Niepowtarzalni z Wielkopolski, wyd. Witanet, Konin 2017; Suplement do Niepowtarzalnych, wyd. Ridero, Kraków 2017.

Nawiązując do pierwszego wymienionego tytułu pragnę przybliżyć kilka słów z Przedmowy do tej książki, dr. Tadeusza Jakubowskiego, ówczesnego Prezesa Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej: Sam pochodzę z rodziny katyńskiej i sybiraków. Mój stryj Antoni Jakubowski, podporucznik Wojska Polskiego, w pierwszym roku po ukończeniu szkoły oficerskiej w Toruniu w czasie wybuchu wojny był na froncie wschodnim. Dostał się do niewoli sowieckiej, był w obozie w Kozielsku i został zamordowany w 1940 roku w Katyniu. /…/ gdy Sowieci weszli do Łomży /…/ wywieźli na Syberię moją babkę, dziadka, stryja Witolda i mojego ojca Józefa. Długo by pisać o ich losach. Jednym słowem: był to niewyobrażalny koszmar. Mój dziadek zmarł z wycieńczenia, a pozostałych członków mojej rodziny uratował od niechybnej śmierci głodowej zesłany na Syberię i dzielący ich los ukraiński lekarz weterynarii. Dlatego chylę głowę przed rodzinami NIEPOWTARZALNYCH, którzy przez wiele lat byli prześladowani i musieli żyć z bólem utraty najbliższych.

Każdy Niepowtarzalny z listy zaginionych, którego udało się w wyniku badań i poszukiwań historycznych odszukać i pokazać oraz utrwalić Jego losy, zostaje na wieki przywrócony zbiorowej pamięci społeczności weterynaryjnej oraz rodzinie.

1. Zesłaniec doby Powstania Styczniowego i nieprzeciętny archeolog. Alfons Budziński

Wśród lekarzy weterynarii uczestniczących w powstaniu styczniowym, na stronach książki O wolność Polski wymieniony jest Alfons Budzyński. W krótkim biogramie przywołano, za Konradem Millakiem i Stefanem Jakubowskim, kilka podstawowych informacji:


ALFONS BUDZYŃSKI


Za udział w powstaniu styczniowym 1863 r. zesłany na Syberię. Syn Marcina. Zmarł w 1885 r. W 1842 r. uzyskał dyplom pomocnika weterynaryjnego, a dziesięć lat później dyplom weterynarza w Szkole Weterynarzy w Warszawie. W 1871 r. pracował na stanowisku okręgowego weterynarza w Mariampolu. Od 1875 r. w Łomży jako weterynarz okręgowy i gubernialny.

Głównym źródłem tego życiorysu jest biogram w słowniku biograficznym Millaka. Biorąc pod uwagę czas i okoliczności zgromadzenia powyższych informacji, a także zwięzły charakter haseł tego słownika, oczywiście nie dziwi to, że życiorys można rozszerzyć o dokładniejsze dane dotyczące przebiegu pracy czy choćby daty śmierci. Bardziej może zastanawiać zupełna enigmatyczność przedstawienia sylwetki, bo jak okazało się na podstawie literatury regionalnej, powodem do ponadczasowej chwały tego lekarza zwierząt był nie tyle epizod powstańczy, co jego działalność …archeologiczna. Zdumiewa to tym bardziej, że Millak, nawet jeśli zazwyczaj zdawkowo i na marginesie, informacje o ponadprzeciętnej działalności pozazawodowej swoich bohaterów chętnie podawał, a przez pewien czas sam był związany z tym samym regionem, w którym działał Alfons Budzyński. Dodajmy zresztą, że akurat wątek roku 1863 także się w tekście Konrada Millaka nie pojawia.

Omawiając sylwetkę tego lekarza weterynarii, rozpocząć trzeba od sprostowania, które wykonał już Millak, ale dopiero w suplemencie słownika: chodzi o korektę nazwiska naszego bohatera, które powinno brzmieć BUDZIŃSKI. Taką formą posługują się wszyscy autorzy, pod taką formą przeszli do historii — w różnych dziedzinach życia — także inni członkowie jego rodziny. Budziński znalazł biografów zarówno wśród historyków zawodu, jak i regionalistów. Pisał o nim m.in. Jerzy Jastrzębski na łamach „Medycyny Weterynaryjnej”, w ważnych opracowaniach regionalnych z Łomży i Suwałk jego życiorysy ogłosili Janusz Gwardiak i Andrzej Matusiewicz.

Spróbujmy zatem, korzystając ze wspomnianej literatury i innych źródeł, uzupełnić przywołaną na wstępie rozdziału sylwetkę i drogę życia Alfonsa Budzińskiego. Urodził się on 9 kwietnia 1822 r. w Warszawie w rodzinie urzędnika pocztowego Marcina Władysława i Rozalii z Mikulińskich. W urzędzie stanu cywilnego zarejestrowany został pod imionami Alfons Ezechiel, a jednym ze świadków był Stanisław Budziński, także pocztowiec, najpewniej starszy brat ojca. Niestety, żaden z wymienionych wyżej Budzińskich — ani Marcin, ani Stanisław — nie zostali ujęci w słowniku biograficznym pocztowców Królestwa Polskiego i niewiele na ich temat można powiedzieć. Jak się wydaje, Alfons był najstarszym z licznego grona dzieci małżonków Budzińskich, liczących sobie w chwili jego urodzenia odpowiednio 24 (ojciec) i 25 lat (matka), którzy ślub wzięli rok wcześniej. Po matce, zmarłej w 1848 r. w wieku 54 lat, pochodził Alfons z rodziny lekarskiej: był wnukiem Jana Norberta (zm. 1829) i stryjecznym wnukiem Filipa Mikulińskich (zm. 1835), chirurgów warszawskich. Przy Filipie Mikulińskim warto zaznaczyć, że był to niedoszły lekarz weterynarii, którego Uniwersytet Warszawski wysłał na zagraniczne studia mające przygotować go do objęcia katedry weterynarii, z których to studiów jednak zrezygnował i w tej sytuacji koszty nauki zwrócił uczelni. W bazie internetowej Geneteka można odnaleźć imiona młodszych dzieci Marcina i Rozalii: Juliana Jana (1823), Stanisława Wiktora (1825), Romualda Józefa (1826), Katarzyny Barbary (1828), Teofili Teresy (1831), Heleny Joanny (1834). Z tego grona na wyróżnienie zasługuje szczególnie Stanisław Budziński (1824—1895), prawnik wykładający na uczelniach Petersburga i Warszawy, autor licznych publikacji z prawa karnego, a także literat, krytyk i tłumacz (pod pseudonimem Bolesław Wiktor), recenzent w „Bibliotece Warszawskiej”. W Polskim Słowniku Biograficznym scharakteryzowany został zwłaszcza jako utalentowany dydaktyk, którego działalność profesorska „zapisała się w pamięci słuchaczy wykładem jasnym, głębokim, opartym na najnowszych zdobyczach nauki i na badaniach własnych profesora. Wedle świadectwa słuchacza wykłady te <<odznaczały się bogactwem szczegółów, budziły szczere zamiłowanie do nauki prawa karnego, rozwijając przed słuchaczami rozległy widnokrąg usiłowań filozofów nad uszlachetnieniem pojęć o naturze i celu kary w społeczeństwie>>”. Z kolei Helena Budzińska (1834—1895) była zasłużonym pedagogiem, prowadziła w Warszawie znaną pensję, której wychowanką została również jej bratanica, a córka Alfonsa — Justyna.

Alfons Budziński w 1842 r. ukończył Niższą Szkołę Weterynarzy i z dyplomem pomocnika weterynaryjnego rozpoczął pracę w zawodzie. Praktyka zawodowa nie przynosiła jednak oczekiwanych dochodów i już po kilku latach zwrócił się z podaniem do gubernatora warszawskiego o zgodę na przejście do służby administracyjnej. „Nie mając prawie żadnego dochodu z praktyki weterynaryjnej, utrzymać się nie mogę”, pisał Budziński w 1848 r., zaznaczając jednocześnie, że z uwagi na sprawy rodzinne powinien zostać w Warszawie. Być może chodziło o stan zdrowia matki (zmarła 2 września tegoż roku), a może konieczność wsparcia młodszego rodzeństwa? Własnej rodziny jeszcze wówczas nie założył. W podaniu powoływał się także na swoje doświadczenie w służbie rządowej — udział w czynnościach policyjno-weterynaryjnych na zlecenie urzędu gubernialnego. Podanie Budzińskiego zostało rozpatrzone pozytywnie, ale chyba nie w pełni spełniało jego oczekiwania: kiedy bowiem w styczniu 1849 r. otrzymał aplikację w wydziale administracyjnym Urzędu Gubernialnego w Augustowie, zrezygnował z niej, być może z uwagi na konieczność opuszczenia Warszawy. Po kilku miesiącach otrzymał analogiczną ofertę z magistratu Warszawy i tym razem ją przyjął.

Niebawem jednak, po decyzji władz Królestwa Polskiego z 1849 r. ułatwiającej uzyskanie wyższych stopni weterynaryjnych przez pomocników tej służby, Budziński powrócił do zawodu weterynarza. Stosowny kurs uzupełniający odbył w Warszawskiej Szkole Farmaceutycznej, pogłębiając wiedzę z zakresu zoologii, botaniki, fizyki, chemii i farmaceutyki, dzięki czemu w 1852 r. zdobył dyplom weterynarza. Początkowo został weterynarzem kwarantannowym w Łuszkowie (powiat Hrubieszów), skąd po roku przeszedł na takie samo stanowisko do Ciechanowca. W 1857 r. był weterynarzem w powiecie Radzyń.

W 1861 r. na kilka lat związał się z Suwałkami. Powołany został na asesora weterynarii w Urzędzie Lekarskim Guberni Augustowskiej z siedzibą w Suwałkach, kupił tu dom przy ulicy Kowieńskie Przedmieście. Zaangażował się także w życie publiczne, manifestując swoją patriotyczną postawę. Był m.in. aktywny w czasie demonstracji w Suwałkach w czerwcu 1861 r., kiedy władze rosyjskie wydały zakaz noszenia polskich strojów i oznak narodowych, w tym popularnych czapek z daszkiem — ułanek. Również we wrześniu tegoż roku wraz z innymi Polakami, w tym urzędnikami, uczestniczył w czasie nabożeństw w śpiewaniu zakazanych pieśni. Ściągnęło to na Budzińskiego dozór policyjny. Ta postawa także najpewniej przesądziła, że już po wybuchu powstania styczniowego, na mocy rozkazu generała Michaiła Murawjowa z 7 listopada 1863 r. musiał opuścić Suwałki i osiedlić się przymusowo w guberni kostromskiej Imperium Rosyjskiego. Na Syberię zatem nie trafił.

Wydaje się, że represje w stosunku do osoby Budzińskiego miały raczej charakter prewencyjny, a nie wynikały z realnego udziału w powstaniu. Aktywna postawa w patriotycznych demonstracjach, zauważona przez carskich agentów, kosztowała go jednak dwuipółletnią nieobecność w Suwałkach. Powrócić mógł dopiero w marcu 1866 r., nadal pozostając pod dozorem policyjnym. Nie odzyskał też chyba posady rządowej, bo określany był jako „były asesor weterynarii”. Mieszkał w Suwałkach jeszcze w 1869 r. Dwa lata później był już ponownie w służbie — jako weterynarz okręgowy w Mariampolu.

W 1875 r. przeniósł się do Łomży, gdzie mieszkał i pracował do końca życia. Był w Łomży weterynarzem gubernialnym, a jednocześnie aktywnym uczestnikiem życia społecznego. W 1882 r. znalazł się w gronie inicjatorów założenia miejscowego Towarzystwa Dobroczynności oraz wszedł w skład jego pierwszej komisji rewizyjnej.

W 1869 r. na łamach „Dziennika Warszawskiego” (nr 218) ogłosił publikację fachową Sposób przecięcia głównego źródła księgosuszu, czyli zarazy bydlęcej (pestis bovum). Wydaje się jednak, że praca naukowa czy choćby popularyzatorska w zakresie weterynarii nie fascynowała go, w odróżnieniu od badań historycznych. Stał się bowiem przez lata uznanym „starożytnikiem”, czyli mówiąc bardziej współcześnie — archeologiem. Pozostawał oczywiście w tej dziedzinie amatorem, ale dostrzeganym przez środowisko, czego wyrazem było np. uwzględnienie w Spisie prywatnych zbieraczów Stanisława Filipa Krzyżanowskiego („Rocznik dla Archeologów, Numizmatyków i Bibliografów Polskich. Rok 1870” (Kraków 1873). Współpracował z innymi znanymi ówcześnie badaczami — Karolem Bejerem, Bolesławem Podczaszyńskim, Franciszkiem Sobieszczańskim. Niestety, zbiory Budzińskiego nie dotrwały do naszych czasów — najpewniej uległy rozproszeniu bardzo szybko, krótko po jego śmierci, bo nie są wspominane już w katalogu dużej Wystawy Sztuk Pięknych i Starożytności w Łomży w 1898 r. — ale na szczęście udokumentował on prowadzone przez siebie badania w druku. Jak zauważa Andrzej Matusiewicz, Budziński, korzystając z wydanej w 1850 r. w Krakowie Instrukcji (…) w celu archeologicznych poszukiwań, wraz ze wskazówką mającą posłużyć za przewodnika w poszukiwaniach tego rodzaju, koncentrował się na dokładnym opisaniu swoich znalezisk i samego miejsca, a także przygotowaniu materiału ilustracyjnego, bez bliższych analiz klasyfikacyjnych czy badań chronologicznych. Dzięki tego typu pracom gromadzono materiał, stanowiący dobrą podstawę dalszych pogłębionych badań. W jednej z opublikowanych relacji Budziński podzielił się z czytelnikami swoistym mottem wykonywanej pracy: „Mam zwyczaj wszędzie, gdzie przyjadę, wypytywać o stare książki, pieniądze, wykopaliska i wszystko co starożytności krajowych dotyczy”.

Ukazało się kilka relacji Budzińskiego dotyczących jego badań archeologicznych. Wymieńmy je: Poszukiwania archeologiczne w b. guberni augustowskiej („Biblioteka Warszawska”, 1871, tom 1), Poszukiwania archeologiczne w b. guberni suwalskiej (w języku rosyjskim, Pamiatnaja kniżka suwalskoj guberni na 1877 god), Badania archeologiczne na Ziemi Łomżyńskiej („Notatnik Łomżyński”, 1886, nr 35), Powiat Łomżyński („Echo Łomżyńskie”, 1882, nr 43 i 51). Pierwszy tekst doczekał się także drukowanej wersji po rosyjsku, pod rozszerzonym tytułem — Archeologiczne poszukiwania w guberniach grodzieńskiej, b. augustowskiej, obecnie suwalskiej i łomżyńskiej w okresie od 1857 do 1869 roku (Pamiatnaja kniżka suwalskoj guberni na 1875 god). Z kolei relacja druga opublikowana po rosyjsku miała także ogłoszoną później wersję polską — Korespondencja z Łomży w przedmiocie wykopalisk przedhistorycznych („Przegląd Biblioteczno-Archeologiczny”, 1882, tom 3). W publikacjach tych, zgodnie z metodologią opisaną wyżej, Budziński zrelacjonował przebadane stanowiska w Justianowie, Szurpiłach, Piątnicy, Żywej Wodzie, Osowie, Skazdubie, Starym Folwarku, Pożarstwie, Dauksze, Uśniku, Drozdowie. Znaczenie tych badań, wykorzystywanych np. po wielu latach przez Kompleksową Ekspedycję Jaćwieską Białostockiego Towarzystwa Naukowego (stanowiska w Osowie i Żywej Wodzie), pozwoliły Januszowi Gwardiakowi określić Budzińskiego jako „zasłużonego pioniera badań archeologicznych w regionie północno-wschodniego Mazowsza”. Zasług tych nie umniejsza w żadnym stopniu amatorski charakter działalności Budzińskiego, był to przecież czas, kiedy archeologia na ziemiach polskich dopiero stawiała pierwsze profesjonalne kroki, pozostając domeną pasjonatów, arystokratów czy przedstawicieli inteligencji. Zresztą nie tylko na ziemiach polskich — wszak odkrywca Troi, najsłynniejszy chyba archeolog-amator Heinrich Schliemann był starszy od Budzińskiego o zaledwie kilka miesięcy…

Budziński ożenił się 24 lipca 1853 r. w Grabowcu z Justyną z Gąsiorowskich, młodszą od siebie o dziewięć lat. Małżeństwo doczekało się co najmniej pięciorga dzieci. Wydaje się, że to właśnie zasługą ojca rodziny było to, że „klimat panujący w domu rodzinnym najprawdopodobniej sprzyjał rozwijaniu przez dzieci pasji medycznych”, w efekcie czego ze wspomnianej piątki rodzeństwa dwoje ukończyło studia medyczne, a jeden syn został aptekarzem. Największą sławę zyskała córka Justyna, po mężu Tylicka (1867—1936), lekarka, działaczka społeczna, bojowniczka o prawa kobiet, związana z Polską Partią Socjalistyczną. Studia medyczne skończyła w Paryżu, we Francji też przez kilka lat pracowała. Po powrocie do Polski zaangażowała się w szereg inicjatyw społecznych i politycznych, zarówno w ostatnich latach zaborów, jak i po odzyskaniu niepodległości. W 1919 r. po raz pierwszy została wybrana do Rady Miejskiej Warszawy. W 1930 r. została aresztowana i skazana na rok więzienia za zorganizowanie demonstracji przeciwko procesowi brzeskiemu, ale po apelacji wyroku nie egzekwowano. Stworzyła m.in. pierwszą w Polsce Poradnię Świadomego Macierzyństwa, narażając się na ataki środowisk konserwatywnych; bronił jej w felietonach z cyklu Piekło kobiet Tadeusz Boy-Żeleński. Stefan Budziński (1863—1919) ukończył medycynę w Warszawie, a najdłużej — bo przez 27 lat — pracował w Żychlinie w powiecie kutnowskim. W jego akcie urodzenia, wydanym dopiero w 1866 r., znajduje się wielokrotnie spotykany wpis, charakterystyczny dla popowstaniowej rzeczywistości: „opóźnienie spisania aktu nastąpiło z powodu nieobecności ojca dziecięcia”. Witold Budziński (1862—1926) został aptekarzem, od 1895 r. był związany z podwarszawskim Tarczynem, gdzie także działał społecznie (założyciel i prezes miejscowej straży ogniowej, członek honorowy Warszawskiego Towarzystwa Farmaceutycznego). Ponadto z małżeństwa Alfonsa i Justyny Budzińskich urodziły się córki Jadwiga (żona Gabriela Rychtera) i Wanda (ur. 1869, żona Józefa Elżanowskiego).

Alfons Budziński zmarł 23 października 1885 r. i został pochowany na cmentarzu w Łomży. Grób zachował się do dziś, a z czasem trafił pod opiekę Łomżyńskiego Towarzystwa Naukowego im. Wagów, które ufundowało nową tablicę. Pamięć o weterynarzu-archeologu trwa także dzięki nadaniu jego imienia otwartej w 1985 r., a więc w roku stulecia jego śmierci, lecznicy zwierząt w Jedwabnem koło Łomży. Recenzentka opracowania Janusza Gwardiaka Uczestnicy działań niepodległościowo-rewolucyjnych na ziemi łomżyńskiej 1794—1918 wyraziła wątpliwość, dlaczego do leksykonu biograficznego o takim tytule trafił biogram właśnie Alfonsa Budzińskiego. I chociaż rzeczywiście autor nie uwzględnił tam działalności patriotycznej i represji zesłańczych swojego bohatera, niemniej z pewnością świadoma działalność Budzińskiego na rzecz udokumentowania przeszłości ziem rodzinnych, poparta rzetelną pracą zawodową, krótko mówiąc — solidna organiczna praca „u podstaw” — także zasługuje na uznanie, nie mówiąc już o wykształceniu w duchu patriotycznym i społecznikowskim licznej rodziny. [P. Z.].

2. O uczestnikach Powstania Listopadowego raz jeszcze

Kilkakrotnie już w opowieściach o Niepowtarzalnych pojawił się temat udziału lekarzy zwierząt w powstaniu listopadowym. Mówiąc precyzyjniej, w większości chodziło o powstańców, którzy studia weterynaryjne podjęli po powstaniu, zazwyczaj zmuszeni do tego sytuacją materialną na emigracji. To oznacza, że nie ma w tym gronie mowy o poległych, niemniej nie brak osób okrytych chwałą na polach bitewnych, rannych, odznaczanych, awansowanych do stopni oficerskich. Warto podkreślić, że powstanie listopadowe, którego 200-lecie wybuchu obchodzić będziemy za kilka lat, uznać można za pierwszy polski zryw narodowy z udziałem polskich lekarzy zwierząt. Wróćmy zatem raz jeszcze do sylwetek bohaterów tamtych dni, tym bardziej, że kwerenda biblioteczna pozwala na nieco szerszą ich prezentację.

Zacznijmy od krótkiego przypomnienia podstawowych informacji o tym ważnym momencie historii Polski, korzystając z wcześniejszego opracowania w pracy O wolność Polski…. „Powstanie Listopadowe 1830 r. to zryw narodowy przeciwko Imperium Rosyjskiemu. Wybuchło z nocy z 29 na 30 listopada 1830 r., a zakończyło się 21 października 1831 r. Zasięgiem swoim objęło Królestwo Polskie i część ziem zabranych — Litwę, Żmudź i Wołyń. Doc. dr hab. Stefan Jakubowski w artykule o lekarzach weterynarii uczestniczących w walkach o niepodległość napisał:

Sprzysiężenie podchorążych w Warszawie, powstałe w 1828 r. doprowadziło do powstania zbrojnego 29 listopada 1830 r., które mimo pomyślnych walk pod Stoczkiem, Dobrem, Wawrem, Grochowem, nie osiągnęło zamierzonego i upragnionego celu. W walkach tych brali udział również studenci i lekarze weterynarii, którzy po upadku powstania zmuszeni byli wyemigrować do Francji, gdzie ukończyli studia a następnie tam też pracowali już jako lekarze weterynarii. (…) Zupełnie pewne dane uczestnictwa w samym powstaniu mamy jedynie co do Leona Dobrzelewskiego, który służył w pułku ułanów a następnie w artylerii. Wielu słuchaczy Szkoły Weterynarii w Burakowie brało udział w Powstaniu Listopadowym, co było jedną z głównych przyczyn zamknięcia szkoły 1.I.1831 r.”

W konkluzji prezentacji zagadnienia w publikacji O wolność Polski… pojawiło się ostatecznie 11 nazwisk lekarzy zwierząt, których można uznać za uczestników powstania. Spróbujmy poszerzyć dotychczasowe informacje o nich znane z kart Niepowtarzalnych, cytowanej wyżej pracy S. Jakubowskiego czy pierwszego i drugiego słownika biograficznego polskich lekarzy weterynarii, a to przede wszystkim za sprawą kilkorga badaczy powstania listopadowego i Wielkiej Emigracji. Do wymienionego przez Jakubowskiego lekarza Leona Dobrzelewskiego wrócimy w dalszej części, natomiast na wstępie warto zauważyć, że literatura przedmiotu, chociaż wymaga spokojnego i krytycznego podejścia, wydaje się jasno potwierdzać udział co najmniej kilkunastu lekarzy zwierząt (przyszłych lekarzy) w powstaniu i tym samym rozwiewa wątpliwości, że tylko przypadek właśnie Dobrzelewskiego można uznawać za pewny. Zacznijmy od osoby Pawła Hryniewicza.


PAWEŁ HRYNIEWICZ


„Ukończył Szkołę Weterynaryjną w Alforcie w 1839 r. W 1858 r. pracował we Francji w Mortain. W „Tygodniku Petersburskim” z 11 lipca 1834 r. opublikowano informację o konfiskacie majątku Pawła Hryniewicza z gub. grodzieńskiej.”

Więcej szczegółów biograficznych dotyczących Pawła Hryniewicza podaje Robert Bielecki. Z tego biogramu wynika, że przyszły lekarz urodził się w 1799 r. w Kownie, a przed powstaniem studiował prawo na Uniwersytecie Wileńskim. W powstaniu służył jako podporucznik 4 pułku strzelców pieszych. 13 lipca 1831 r. przeszedł do Prus pod dowództwem generała Antoniego Giełguda. W 1832 r. dotarł do Francji, osiedlając się w zakładzie w Bourges. Został przydzielony do kategorii uchodźców cywilnych, co dotyczyło tych uczestników powstania, którzy dołączyli do oddziałów nie będąc zawodowymi wojskowymi, porzucając naukę bądź cywilne zawody, niezależnie od uzyskania w toku walk stopni oficerskich. Od września 1832 r. Hryniewicz przebywał w zakładzie w Châteauroux i w tym czasie aktywniej włączył się w emigracyjny ruch polityczny. W sierpniu 1833 r. został członkiem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, w sierpniu 1834 r. był w gronie działaczy potępiających politykę księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Według Bieleckiego mieszkał wówczas w Countances w departamencie Manche, skąd w 1835 r. przeniósł się do Alfort w celu nauki w szkole weterynarii. Nieco inaczej polityczno-geograficzną drogę Hryniewicza przedstawia Marian Tyrowicz, jako członka sekcji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego kolejno w Granville (1833—1834, w tym w 1834 r. jako sekretarza), Avranches (1835), Coutances (1837), Paryżu (1837), Alfort (1839), Ivetot (1841). W 1836 r. jego podpis znalazł się pod manifestem Towarzystwa.

W czasie studiów Hryniewicz korzystał z zasiłku finansowego Towarzystwa Naukowej Pomocy, organizowanego głównie za sprawą generała Józefa Bema. Dyplom w Alfort uzyskał w 1839 r. i już jesienią tegoż roku wyjechał na krótko do Szwajcarii. Po powrocie do Francji przebywał w departamencie Loiret, a od grudnia 1840 r. w departamencie Orne, w miejscowości Mortain. Tam też dożył swoich dni, zmarł 5 listopada 1886 r.

Datę urodzenia Pawła Hryniewicza jako rok 1799 podają Robert Bielecki i Barbara Konarska. Nieco inaczej jest to przedstawione w roczniku „Materiały do Biografii, Genealogii i Heraldyki Polskiej”, gdzie rozdzielono postać Pawła Hryniewicza z guberni grodzieńskiej, studenta w Wilnie, uczestnika powstania listopadowego (tu występuje jednak jako podchorąży 4 pułku strzelców pieszych, nie podporucznik!) i weterynarza na emigracji, od nieco starszego Piotra Pawła Hryniewicza, urodzonego 2 lipca 1799 r. w Gołuszu koło Kowna, który służył w Jeździe Poznańskiej. W „Materiałach” zaokrąglono nieco wiek przyszłego lekarza zwierząt, zapewne z uwagi na uwzględnienie studiów: miał się on urodzić około 1811 r. Tymczasem przeszukanie zasobów bazy genealogicznej Geneteka pozwala zidentyfikować Pawła Hryniewicza, syna Konstantego i Elżbiety, urodzonego w 1805 r. w Sidorowcach w parafii Nieciecza w guberni grodzieńskiej. Może to jest właściwy trop do identyfikacji lekarza weterynarii?


KAZIMIERZ KOMOROWSKI


Przypomnijmy notę biograficzną o tym lekarzu: „Dyplom w 1844 r. w Lyonie. W 1858 r. pracował we Francji w Oucques.”

Także ten życiorys, dzięki cytowanym wyżej publikacjom R. Bieleckiego, B. Konarskiej i M. Tyrowicza, można znacząco uzupełnić. Kazimierz Albin Komorowski urodził się 11 lutego 1812 r. w powiecie rosieńskim w rodzinie urzędnika skarbowego — podaje B. Konarska. U R. Bieleckiego podana jest alternatywnie także data urodzenia 1 marca 1809 r. we Lwowie, natomiast miejsce dla późniejszej daty urodzenia określono jako Wilkiszki, a imiona rodziców: Józef i Karolina z Drohojowskich. Przed przystąpieniem do powstania (10 kwietnia 1831 r.) Komorowski służył jako podporucznik w służbie rosyjskiej, od lipca 1831 r. był podporucznikiem w 2 pułku jazdy augustowskiej. 4 października 1831 r. został odznaczony złotym krzyżem. We Francji znalazł się pod koniec czerwca 1832 r., początkowo w zakładzie w Bourges. Od listopada 1833 r. przebywał w Mer (departament Loir-et-Cher), a w grudniu 1834 r. przeniósł się do Blois, gdzie zatrudniony był u notariusza. We wrześniu 1837 r. wyjechał do Alfort na studia w Szkole Weterynarii. Choroba spowodowała, że dyplom uzyskał dopiero w 1844 r. w Lyonie (przeniósł się tam rok wcześniej). W 1838 r., w czasie studiów weterynaryjnych, został członkiem lelewelowskiego Zjednoczenia Emigracji Polskiej. Potem został członkiem Stronnictwa Monarchistycznego.

Uzyskawszy dyplom, praktykował w znanej już sobie z wcześniejszych lat emigracyjnych miejscowości Mer. Wydaje się, że problemy ze zdrowiem skutecznie przemógł, skoro w maju 1846 r. zaciągnął się w Tulonie na 5-letnią, trudną służbę w Legii Cudzoziemskiej. Był sierżantem w Afryce, całości służby jednak nie odbył — został uwolniony z niej już z dniem 7 marca 1847 r. Powrócił do Francji, do praktyki weterynaryjnej, zresztą w tym samym departamencie Loir-et-Cher: do miejscowości Oucques. W 1848 r. zgłosił akces w sekcji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego w Blois. Był też członkiem Towarzystwa 3 Maja.

Ożenił się z Francuzką Zoë Barbet, miał syna Witolda. Żył jeszcze w 1874 r., dalsze jego losy nie są znane.


PAWEŁ KOZARIN-OKULICZ


Dotychczasowe informacje o tym lekarzu należą do bardzo lakonicznych: „Dyplom 1845 r. w Alforcie”. Na szczęście i w jego przypadku możemy pokusić się o zbudowanie nieco dłuższego życiorysu na podstawie literatury historyczno-biograficznej. Na kartach przywołanych książek występuje on pod jednoczłonowym nazwiskiem, o nieznacznie innym brzmieniu — jako Paweł Kozaryn.

Pochodził z rodziny szlacheckiej. Urodził się 25 grudnia 1815 r. w Wilnie, jak zgodnie podają R. Bielecki, B. Konarska i M. Tyrowicz; wobec udziału Kozaryna w powstaniu, i to jeszcze ze stopniem oficerskim, data ta jednak wydaje się ewidentnie błędna — próbę wyjaśnienia tej nieścisłości podejmiemy niżej. Zakładając zatem, że nasz bohater był wystarczająco pełnoletni i zdolny do walk, to w czasie powstania służył w szeregach 13 pułku jako podoficer, potem w randze podporucznika, biorąc udział w walkach na Litwie. Stamtąd z korpusem Henryka Dembińskiego wycofał się do Warszawy (otrzymał wówczas dyplom „dobrze zasłużonego Ojczyźnie”), a niebawem, na początku października 1831 r., wraz z generałem Maciejem Rybińskim przeszedł na ziemie Prus. Data dotarcia Kozaryna do Francji nie jest znana, nastąpiło to jednak najpóźniej w 1834 r., bo wówczas historycy odnotowują dwa istotne akty polityczne z jego udziałem — potępienie księcia Czartoryskiego (18 września tegoż roku) oraz przystąpienie do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (w grudniu). Przebywał w tym czasie w Angers, potem w Segré (1837), Lude (1837), Paryżu (1840). Jakiś czas mieszkał także w Rennes, gdzie pracował jako drukarz.

Odczytując jego życiorys, można odnieść wrażenie, że długo poszukiwał swojego miejsca nie tylko w życiu zawodowym, ale przede wszystkim w środowisku politycznym. W 1836 r. podpisał Manifest Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, ale już rok później został z niego wykluczony i przystąpił do Zjednoczenia Emigracji Polskiej. Z kolei w 1844 r. został członkiem Towarzystwa Monarchistycznego i uznał przywództwo księcia Adama Jerzego Czartoryskiego wśród polskiej emigracji. Zwłaszcza ten ostatni akt to znacząca wolta, skoro raptem dziesięć lat wcześniej nazwisko Kozaryna znajdujemy pod Aktem …przeciw Adamowi Czartoryskiemu, w którym część emigrantów tego polityka potępiła „nie jako prywatnego człowieka, za prywatne postępki, ale jako człowieka publicznego, naczelnika stronnictwa i wyobraziciela systemu polskiej arystokracyi”.

W latach 1841—1845 Kozaryn studiował w Szkole Weterynarii w Alfort. Jak zauważyła B. Konarska, w odróżnieniu od większości studiujących tam Polaków, miał niezłą sytuację materialną i ukończył studia w wyznaczonym terminie, chociaż i on otrzymał na początku nauki zapomogę z Towarzystwa Naukowej Pomocy. Po uzyskaniu dyplomu praktykował w departamencie Mayenne.

W marcu 1846 r. podpisał akt powstania krakowskiego. Należał od 1862 r. do Stowarzyszenia Podatkowego, zrzeszającego emigrantów deklarujących wpłatę „podatku narodowego”; opodatkował się kwotą 2 franków. Już kilkanaście lat wcześniej odnotowano jego datek na rzecz nowoprzybyłych emigrantów polskich z Magdeburga. Wiadomo, że był żonaty. Zmarł nagle 16 marca 1864 r. w Mayenne, doznawszy ataku serca w czasie polowania.

Zgodnie z zapowiedzią ze wstępu życiorysu, ponownie sięgnijmy do bazy Geneteka w poszukiwaniu odpowiedzi na wspomniane wątpliwości odnośnie do daty urodzenia Pawła Kozaryna. Przyjmując, że prawidłowo podano miejsce urodzenia — Wilno, można w Genetece odnaleźć jego imiennika, urodzonego 10 marca 1806 r. w rodzinie Stanisława i Teofili z Adamowiczów, ochrzczonego w wileńskim kościele św. Kazimierza. Ta ostatnia data jest zresztą zadziwiająco bliska dacie urodzenia podawanej przez M. Bogucką i R. Bieleckiego przy osobie Józefa Kozaryna (19 marca 1806 r. w Wilnie), również oficera powstańczego i członka Wielkiej Emigracji. Tymczasem według bazy genealogicznej Józef Kozaryn, syn tych samych rodziców, urodził się 15 marca 1804 r. i został ochrzczony także u św. Kazimierza. Dodajmy do tego, że powstańcza droga Józefa była bardzo zbliżona — także 13 pułk, walki na Litwie, odwrót z korpusem Dembińskiego, potem przejście z korpusem Rybińskiego do Prus, a nawet dyplom „dobrze zasłużonego Ojczyźnie”. Trudno wobec tylu zbieżności przejść obojętnie. Najbardziej prawdopodobne wydaje się zatem, że bracia trzymali się w miarę razem, walcząc w tych samych formacjach, potem także dzieląc do pewnego momentu polityczne poglądy w podzielonym środowisku emigracyjnym, natomiast Paweł Kozaryn był po prostu znacznie starszy niż wynikałoby to z literatury — trudno dyskutować z dokumentami metrykalnymi. W tym kontekście za prawdopodobne można uznać, że również moment emigracji braci był zbliżony, a w przypadku Józefa wiadomo, że przybył do Francji już w styczniu 1832 r. i przebywał początkowo w zakładzie w Awinionie. Dla porządku dodajmy, że Józef Kozaryn w powstaniu występował jako lekarz, ale jeszcze w czasie trwania powstania został zweryfikowany negatywnie (jako podlekarz), a dyplom uzyskał dopiero we Francji w 1836 r. Jego dyplomową rozprawę o kroście złośliwej wywołanej wąglikiem (De la pustule maligne, Montpellier 1836) uwzględnił prof. Stanisław Królikowski w Bibliografii polskiej weterynaryi i hodowli zwierząt (1891) pod pozycją 1869. W 1850 r. Józef, mając zapewne już ugruntowaną pozycję zawodową jako lekarz, otrzymał także naturalizację. Może nawet wspomniany wyżej stabilny status materialny Pawła w okresie studiów weterynaryjnych wynikał z pomocy brata? Data śmierci Józefa Kozaryna nie jest znana, zmarł po 1861 r.


JAN MISIEWICZ


O Janie Misiewiczu czytamy: „Dyplom 1839 r. w Lyonie. W 1858 r. pracował we Francji w Houdan.” Tymczasem to także ciekawa, niebanalna postać. Przyjrzyjmy się Misiewiczowi przez pryzmat znanych już opracowań R. Bieleckiego, B. Konarskiej i M. Tyrowicza.

Jan Misiewicz urodził się w 1802 r. lub w 1804 r. w Jeżewie koło Augustowa. Pochodził z rodziny szlacheckiej, był obywatelem ziemskim. B. Konarska podaje, że studiował na Uniwersytecie Wileńskim, nie precyzując jednak kierunku kształcenia. Już 1 grudnia 1830 r. Misiewicz wstąpił jako ochotnik do formacji kawaleryjskiej — 3 pułku strzelców konnych. Awans na podporucznika otrzymał w kwietniu 1831 r. z nominacji generała Józefa Dwernickiego. Uczestniczył w walkach pod Boremlem i Radziwiłłowem na Wołyniu, gdzie został ranny. 27 kwietnia 1831 r. przeszedł wraz z wojskami Dwernickiego do Galicji i został tam internowany przez władze austriackie. Z odosobnienia zbiegł, przedostał się z powrotem do Królestwa, ale niebawem spotkał go ten sam los z rąk kolejnego zaborcy: po przekroczeniu granicy z Prusami został uwięziony na Biskupiej Górce w Gdańsku. Można podsumować, że za udział w powstaniu listopadowym dotknęły go prześladowania ze strony wszystkich państw zaborczych: internowany przez Austriaków i Prusaków, od Rosjan doczekał się innej represji — konfiskaty majątku.

Po zwolnieniu z Biskupiej Górki trafił w sierpniu 1832 r. do Francji na pokładzie statku „Lachs”. Wylądował i przebywał na wyspie Aix, kolejne miejsca jego pobytu to Oleron, Bourges, Cerilly (departament Allier). Tam w sierpniu 1835 r. przystąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. Potem należał do sekcji lyońskiej Towarzystwa, przeniósł się bowiem w grudniu 1835 r. do Lyonu w celu podjęcia studiów weterynaryjnych. W 1836 r. podpisał Manifest Towarzystwa, ale jeszcze w tym samym roku został skreślony z listy członków, by w czerwcu 1837 r. …zgłosić akces ponownie.

Szereg interesujących szczegółów dotyczących studiów Misiewicza w Lyonie przytacza B. Konarska. Miejsce na uczelni Misiewicz zawdzięczał interwencji generała Bema, ale chociaż został przyjęty już w trakcie roku szkolnego, spotkał się z odmową ministra spraw wewnętrznych w sprawie pominięcia egzaminu wstępnego. Nieznane są okoliczności zdania tego egzaminu, ale najwyraźniej z problemem nowy student sobie poradził. Miał zresztą opinię pilnego i zdyscyplinowanego adepta, co nie oznacza, że studia odbywały się bezkonfliktowo. W 1838 r., już po kilku latach nauki, Misiewicz miał poważną sprawę dyscyplinarną, kiedy po incydencie pod wpływem alkoholu z jednym z kolegów nałożono na niego jednodniowy areszt na terenie uczelni, a on samowolnie tego dnia ze szkoły się oddalił. Przed wydaleniem uchroniło go jednak wstawiennictwo dyrektora szkoły, który sprzeciwił się drastycznej karze dla dobrego studenta, tym bardziej, że Misiewicz dobrowolnie uznał swoje zachowanie za niesłuszne. Wcześniej Misiewicz z powodzeniem starał się o zwolnienie z obowiązku noszenia munduru szkoły; przekonał dyrekcję szkoły, że wydatek na mundur przekracza jego możliwości i uzyskał zgodę na korzystanie ze swojego dawnego munduru wojskowego. Mniej szczęśliwie zakończyły się jego podania o prawo do noszenia brody jako tradycji „wyniesionej z Polski”, i zagrożony karą dyscyplinarną, musiał dostosować się do obowiązku zgolenia zarostu.

W 1839 r. Misiewicz uzyskał dyplom w Lyonie. Mieszkał i pracował w kolejnych latach w Belleville, na terenie departamentu Eure-et-Loir, wreszcie w Decize w departamencie Nievre. Pozostawał członkiem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, chociaż do 1846 r. określany był jako nieczynny. W późniejszym czasie zbliżył się politycznie do środowiska Hotelu Lambert. Na wieść o wydarzeniach Wiosny Ludów na ziemiach polskich Misiewicz wyjechał w kwietniu 1848 r. do Poznania, był więc tam — obok Jakuba Józefa Stanowskiego — kolejnym obecnym lekarzem zwierząt. Również kolejne lata nie były dla niego łatwe: po powrocie do Francji został z kraju w 1852 r. wydalony za działalność przeciwko cesarzowi Napoleonowi III. Jeszcze raz do Francji powrócił, niestety w literaturze nie określono kiedy; zapewne jednak został objęty jakąś amnestią, skoro już w 1858 r. pracował ponownie na terenie cesarstwa, we wspomnianym Houdan. Doczekał się upadku Napoleona III i przeżył wojnę francusko-pruską, być może jednak nadal spotykały go jakieś problemy, bo będąc już w dość zaawansowanym wieku zdecydował się w 1874 r. na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. A może wręcz przeciwnie — był to wyraz prestiżu, forma wyróżnienia? Za oceanem Misiewicz działał w nowojorskim towarzystwie „Opieka”, powołanym do pomocy nowo przybyłym do Ameryki polskim emigrantom. Jak wynika z biogramu autorstwa M. Tyrowicza, żył w Nowym Jorku jeszcze w 1880 r.

I jeszcze mały komentarz z Geneteki: jakiś Jan Misiewicz, syn Dominika, urodził się 8 stycznia 1808 r. w miejscowości Jastrzębna w parafii Krasnybór. Jest to dzisiejszy powiat augustowski, podczas gdy Jeżewo w województwie podlaskim leży na terenie powiatu białostockiego. Biorąc pod uwagę nieścisłość daty urodzenia podawanej przez R. Bieleckiego (1802 lub 1804), może warto rozważyć i taką identyfikację przyszłego lekarza zwierząt.


ANTONI PLUSZCZEWSKI


„Dyplom w 1840 r. w Alforcie. W 1858 r. pracował we Francji w Plomion.” Tyle dotychczasowe ustalenia, czas na rozbudowanie biogramu. W literaturze powstaniowej nazwisko tego lekarza zapisywane jest w formie „Płuszczewski”, a sam Antoni urodził się 11 listopada 1811 r. Podane są dwie opcje dotyczące miejsca jego urodzenia: Zolizie na Wołyniu lub Żołpie w guberni wileńskiej. W tym ostatnim przypadku należałby do rodu właścicieli miejscowego majątku od połowy XVIII wieku i z dużą dozą prawdopodobieństwa byłby synem Antoniego herbu Łabędź i Benedykty z Bartoszewiczów, a bratem Juliana, urodzonego w Żołpiach w 1799 r., także porucznika, ale dymisjonowanego z wojska dopiero w 1834 r., a zatem nie emigranta politycznego. Od listopada 1825 r. Antoni Płuszczewski miał odbywać służbę w wojsku rosyjskim — znowu raczej zbyt wcześnie jak na datę urodzenia! Bielecki podaje, że w czerwcu 1830 r. awansowany został na podporucznika, ale to z kolei stoi w sprzeczności z komunikatem współczesnej prasy urzędowej: już po powstaniu w anonsie Wydziału Policji Komisji Województwa Mazowieckiego w sprawie doprowadzenia i ukarania dezerterów Antoni Płuszczewski figuruje na liście „oficerów i niższych stopni 6 korpusu piechoty, którzy służyli w szeregach Powstańców” jako „Chorąży z pułku 47 Jegrów”. Do wojsk powstańczych przeszedł pod koniec marca 1831 r., w lipcu 1831 r. otrzymał awans na podporucznika 11 pułku strzelców pieszych. We Francji znalazł się w czerwcu 1832 r. Podobnie jak wielu powstańców-emigrantów został ukarany konfiskatą majątku.

Przebywał początkowo w zakładzie w Bourges, skąd po nieco ponad roku trafił do Ussel (departament Corrèze). Od 1836 r. był słuchaczem szkoły weterynarii w Alfort, dyplom uzyskał w 1840 r. W czasie studiów w styczniu 1839 r. przystąpił do Zjednoczenia Emigracji Polskiej. W kolejnych latach pracował jako lekarz weterynarii w departamencie Aisne, w 1853 r. była to miejscowość Villers-Cotterets, w 1858 r., jak już wiemy, Plomion. Dalsze jego losy nie są znane, wiadomo natomiast, że zawarł małżeństwo z Francuzką.


ANTONI IZYDOR PURWIŃSKI


Życie Antoniego Izydora Purwińskiego potoczyło się nieco inaczej niż większości lekarzy weterynarii z grona Wielkiej Emigracji. Powrócił do kraju i został wykładowcą w Warszawskiej Szkole Weterynarii, dzięki czemu jego biogramy w słowniku Konrada Millaka, a także w dotychczasowych prezentacjach wśród Niepowtarzalnych, są nieco obszerniejsze. Brak tam jednak bliższych danych biograficznych, co spróbujemy nadrobić niżej.

R. Bielecki podaje jego życiorys z trzema imionami: Antoni Izydor Józef Purwiński. Przyszły lekarz zwierząt pochodził z Kowieńszczyzny (u Konarskiej — Wileńszczyzny), urodził się 13 czerwca 1811 r. w Krożach w powiecie rosieńskim jako syn Adama i Weroniki z Giecewiczów. Zapewne jego ojca można identyfikować z Adamem Purwińskim herbu Nowina, który wraz z bratem Wincentym i potomkami został w 1852 r. wylegitymowany i wpisany do ksiąg szlachty guberni kowieńskiej. Antoni Purwiński ukończył szkołę w Kłajpedzie, w powstaniu listopadowym służył w randze podporucznika jako adiutant generała Józefa Szymanowskiego. Wraz ze swoim dowódcą przeszedł do Prus 15 lipca 1831 r., a we Francji znalazł się w marcu 1833 r. R. Bielecki przytacza kolejne miejsca jego pobytu na ziemi francuskiej: Nancy, Bruches (departament Somme), Le Mans, Paryż. Przede wszystkim jednak postawił Purwiński na naukę, uczęszczał bowiem do szkoły rolniczej w Roville, seminarium w Pont-a-Mousson i w Villedieu (koło Chateauroux). Ponadto odbył praktykę w dobrach hrabiego de Beaugard. Wreszcie w 1841 r. rozpoczął studia w szkole weterynaryjnej w Alfort, w 1844 r. uzyskując dyplom lekarza weterynarii.

Musiał cieszyć się sporym prestiżem fachowym, otrzymał bowiem posadę weterynarza stadniny cesarskiej. W departamencie Mayenne praktykował w miejscowości Laval, wykładał w szkole rolniczej oraz zasiadał w departamentalnej radzie naczelnej ds. czystości. W 1847 r. uzyskał prawo stałego pobytu, złożył potem wniosek o naturalizację we Francji, także rozpatrzony pozytywnie. Z Francją związał się także poprzez małżeństwo, zresztą, jak podaje B. Konarska, korzystne majątkowo. Nie zrywał jednak również związku z Polską, był w Laval korespondentem Towarzystwa Trzeciego Maja, prasa emigracyjna odnotowywała jego udział w składkach na cele społeczne i patriotyczne. Wreszcie w 1858 r. uzyskał zezwolenie na powrót do kraju. Dyplom nostryfikował przed Radą Lekarską Królestwa Polskiego i od 1860 r. wykładał w Warszawskiej Szkole Weterynarii szereg przedmiotów. Pełnił też funkcję asystenta dyrektora i przez kilka lat (1862—1865) tymczasowego dyrektora. Wydaje się zatem, że w wydarzenia powstania styczniowego nie angażował się. Brał natomiast udział w pracach nad projektem nowej ustawy dla szkoły weterynarii. Można powiedzieć, że prowadził też prywatną praktykę, bo jakżeby inaczej zinterpretować wzmiankę w „Kurierze Warszawskim: „Antoni-Izydor Purwiński, Professor Kliniki i Chirurgji w Szkole Weterynaryjnej, mieszka przy ulicy Nowy Świat Nr 28, u W. Bielawskiego. Można go zastać od godziny 6tej do 9tej z rana, i od 2giej do 9tej wieczorem”. Rok później mieszkał Purwiński przy ulicy Oboźnej „u wielmożnego Deskura”, ale informacja nie zawierała już godzin przyjęć.

W 1867 r. zakończył pracę w szkole, przechodząc do rzeźni miejskiej w Warszawie. W wykazach weterynarzy warszawskich z początku lat 70. XIX wieku figurował z adresem na Pradze, przy ulicy Brukowej 378. Wprawdzie w opublikowanych biogramach brak jest dokładnej daty śmierci, ale dzięki informacjom z ówczesnej prasy także to możemy uzupełnić. Zmarł Purwiński 2 stycznia 1872 r. (w datowaniu kalendarza juliańskiego — 21 grudnia 1871 r.) po długiej i ciężkiej chorobie, opatrzony sakramentami; nekrolog podaje wiek 63 lata, niezgodny z przytaczaną na początku prezentacji datą urodzenia. 4 stycznia 1872 r. miało miejsce nabożeństwo żałobne w kaplicy Szpitala Św. Ducha oraz wyprowadzenie zwłok na cmentarz Powązkowski.


KSAWERY ROZWADOWSKI


O Ksawerym Rozwadowskim czytamy: „Dyplom w 1839 r. w Alforcie. W 1858 r. pracował we Francji w Saint-Romain. W „Tygodniku Petersburskim” z 1834 r. w Spisie obywateli gub. grodzieńskiej, których majątek uległ konfiskacie podano: Xawery Rozwadowski koniuszy grafa Tyszkiewicza ze Swisłoczy”.

R. Bielecki uwzględnił osobę Ksawerego Rozwadowskiego w słowniku oficerów powstania listopadowego, chociaż ...omyłkowo opisał go dwukrotnie, dosłownie na sąsiednich szpaltach: raz jako Franciszka Ksawerego, drugi raz jako Ksawerego. Niestety pojawiają się pewne rozbieżności w obu biogramach, trudne do zweryfikowania. Również w opracowaniu M. Tyrowicza są dwie noty biograficzne — Ksawerego i Franciszka Ksawerego Rozwadowskich, i właściwie trudno jest stwierdzić, czy działały dwie osoby o podobnych nazwiskach, czy wszystkie informacje dotyczą jednej osoby — właśnie przyszłego lekarza zwierząt.

Uwzględniając wszystkie informacje, spróbujmy odtworzyć krótko biografię Rozwadowskiego wraz ze wspomnianymi rozbieżnościami. Urodził się on 16 czerwca 1806 r. w Brykach w guberni grodzieńskiej w rodzinie szlacheckiej. Geneteka nie uwzględnia jego osoby, chociaż zachowały się akta z miejscowości Bryki w parafii Łopienica i można nawet znaleźć kilkoro Rozwadowskich; być może był synem albo z małżeństwa Mikołaja i Małgorzaty, albo Tomasza i Marianny z Marcinkiewiczów. Zgodnie z adnotacją w związku z represjami popowstaniowymi wiemy już, że przed 1830 r. pozostawał w służbie u Tyszkiewiczów. Służbę wojskową w powstaniu trudniej jest już określić, mowa jest bowiem aż o trzech formacjach: 11 pułk, 1 pułk (obie te wersje podaje Bielecki), 5 pułk kawalerii (Tyrowicz, Konarska), konsekwentnie natomiast występuje szarża podporucznika. Do Francji Rozwadowski przybył w maju 1832 r. i był w zakładzie w Chateauroux, potem w Mortain (departament Manche), a według drugiej wersji: w Beauvais, a potem w Chantilly (departament Oise). W 1834 r. przystąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, w tym samym roku sygnował akt potępienia księcia Czartoryskiego. W 1836 r. podpisał się pod Manifestem Towarzystwa, chociaż w kolejnych latach figurował jako członek „nieczynny”. Potem przystąpił do Zjednoczenia Emigracji Polskiej.

Był już w tym czasie słuchaczem instytutu weterynarii w Alfort, w którym nauka przypadła mu na lata 1836—1839. Na początku studiów mógł liczyć na zasiłek od Towarzystwa Naukowej Pomocy. Ponownie na podstawie splątanych życiorysów nie jest jasne, czy Rozwadowski po studiach wrócił do Mortain, czy mieszkał w Le Mans, a potem w Bolbec (departament Seine-Inferieure) i w Conde-sur-Noireau. W każdym razie otrzymał, podobnie jak opisany wyżej Antoni Purwiński, obywatelstwo francuskie (dekret naturalizacyjny nr 1412 z 27 maja 1848 r.). Należał też do Stronnictwa Wojskowego. Tyrowicz przytacza interesującą informację, że Rozwadowski działał w połowie lat 50-tych jako emisariusz emigracji na ziemiach polskich — w okolicach Tarnopola i Czortkowa. Nie pozostał jednak w kraju na stałe w odróżnieniu od Purwińskiego, skoro w 1858 r. ponownie figurował jako mieszkaniec francuskiego Saint-Romain. W podeszłym wieku zmagał się z chorobami wzroku, zmarł w Mortain 9 kwietnia 1887 r.


ALEKSANDER STUDZIŃSKI


„Dyplom w 1839 r. w Alforcie. W 1858 r. pracował we Francji w Combeaufontaine.” Tyle dotychczasowe ustalenia historyków weterynarii, a co można znaleźć u innych badaczy? W przypadku Studzińskiego musimy obejść się bez słownika oficerów Roberta Bieleckiego, bo praca ta nie została ukończona przez przedwcześnie zmarłego autora, urywając się na literze „R”. W opracowaniach M. Tyrowicza i B. Konarskiej Studziński jest jednak obecny, ponadto dochodzi kolejna wartościowa publikacja, o czym niżej.

Aleksander Studziński urodził się, jak podaje B. Konarska, w rodzinie szlacheckiej 8 października 1810 r. w Nedeżowie koło Hrubieszowa. Jego ojciec dziedziczył część wsi. Kształcił się w Pułtusku, a następnie w październiku 1829 r. podjął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Ten roczny, przerwany epizod edukacyjny Studzińskiego pozwala skorzystać nam ze wspomnianego dodatkowego źródła — słownika studentów Uniwersytetu Warszawskiego Rafała Gerbera. Co interesujące, u Gerbera Studziński figuruje z imieniem Antoni, a Aleksander pojawia się dopiero w nawiasie — trudno powiedzieć, czy jako drugie imię, czy jako imię używane w późniejszym czasie. M. Tyrowicz nie podawał tak konkretnych dat, a nawet zaznaczył dwie możliwości miejsca pochodzenia Studzińskiego: obok województwa lubelskiego także Żytomierz.

W powstaniu Aleksander Studziński walczył w szeregach 4 pułku strzelców pieszych. Był podoficerem — zatem i tak nie trafiłby do słownika R. Bieleckiego. Nie znamy daty jego przybycia do Francji, wiadomo jedynie, że studia w szkole weterynaryjnej w Alfort podjął w 1835 r. Wcześniej przebywał chyba w Avranches, gdzie złożył podpis pod Manifestem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. Potem związał się ze Zjednoczeniem Emigracji Polskiej, jednak rychło przeszedł w tej organizacji w stan nieczynny, by w 1847 r. zgłosić ponownie akces do Towarzystwa.

Dyplom szkoły w Alfort uzyskał w 1839 r. Pracował w departamencie Haute-Saône (Górna Saona). W tym właśnie departamencie leży miejscowość Combeaufontaine, o której była mowa na wstępie biogramu. Na informacji o pracy tamże Studzińskiego w 1858 r. podawane życiorysy się urywają, szczęśliwie jednak udało się znaleźć trop we francuskich bazach genealogicznych. Dzięki temu możemy uzupełnić, że polski emigrant, zapewne coraz bardziej zadomowiony we Francji, bo wymieniany już jako „Alexandre Studzinski”, ożenił się z Marie-Françoise z domu Mathieu i miał co najmniej jedną córkę — Marie Victorine Alexandre, urodzoną 25 lutego 1849 r. w tymże Combeaufontaine (wyszła za mąż w 1897 r. za Victora Laurençot). Jak się wydaje, najpewniej Aleksander Studziński miał także syna, i to kontynuatora tradycji zawodowej. Francuskie czasopisma weterynaryjne wymieniają wśród zmarłych w 1901 r. przedstawicieli profesji nazwisko „M. Studzinski (W. P. A.)”. „M.” nie jest inicjałem, to zapewne po prostu zwrot grzecznościowy „Monsieur”, chodzi bowiem o Witolda-Paula-Alexandre Studzinskiego, który ukończył szkołę weterynarii w Lyonie w 1876 r. i pracował jako weterynarz w Jussey, w departamencie — jakżeby inaczej — Górna Saona. Zarówno czas ukończenia szkoły, region, jak i nietypowe polskie imię wydają się potwierdzać, że był to syn polskiego powstańca.

Fot. Fragment aktu ślubu cywilnego córki Aleksandra Studzińskiego z 1897 r., jego nazwisko wymienione w piątym wierszu jako ojca panny młodej. Ze strony http://archives.haute-saone.fr/
[dostęp: 17 września 2023].

Wracając jeszcze do samego Aleksandra Studzińskiego, uzupełnijmy za bazą genealogiczną, że zmarł on 6 marca 1888 r. w miejscowości Fouvent-Saint-Andoche (Górna Saona). W tej samej miejscowości zmarła też wdowa po nim — 15 listopada 1895 r.

Poza opisanymi wyżej, wśród Niepowtarzalnych związanych z powstaniem listopadowym pojawiły się dotychczas jeszcze cztery nazwiska: Leona Dobrzelewskiego, Michała Brawackiego, Jana Ginalskiego oraz Adama Antoniego Rudnickiego, z czego ten ostatni, na podstawie znanej literatury, został w zasadzie z listy powstańców skreślony. Wrócimy jeszcze do niego, ale rozpocznijmy od Dobrzelewskiego, który niegdyś w opinii S. Jakubowskiego uchodził za jedynego potwierdzonego lekarza weterynarii — przyszłego lekarza! — w powstaniu listopadowym.


LEON DOBRZELEWSKI


Życiorys Dobrzelewskiego, spośród wszystkich prezentowanych w poprzednich opowieściach o Niepowtarzalnych, był opracowany najobszerniej. Przytoczmy go więc raz jeszcze za książką O wolność Polski: „Urodził się 15 lutego 1813 r. w Rawie. Gdy wybuchło Powstanie Listopadowe miał zaledwie 17 lat i nie mógł być lekarzem weterynarii. Służył w 5 Pułku Ułanów Imienia Zamojskich (sformowany w grudniu 1830 r. w Warszawie i rozformowany w 1831 r.) w czasie postania, w artylerii. Dyplom lekarza weterynaryjnego uzyskał na emigracji we Francji, gdzie w latach 1837—1841 studiował weterynarię w Tuluzie. Kilka lat pracował we Francji. W Drugim słowniku prof. J. Tropiły czytamy: W marcu 1855 w związku z wybuchem wojny krymskiej zgłosił się do gen. Władysława Zamojskiego organizującego po stronie tureckiej formacje polskie. W 1855 został mianowany weterynarzem pułkowym, ale po przyjeździe do Konstantynopola nie objął tego stanowiska służąc jako weterynarz w kontyngentach turecko-angielskich. Płk dr Konrad Millak dodaje: 25 II 1856 ku końcowi Wojny Krymskiej ponownie zabiegał o służbę w Legionie Polskim, co jednak było już nieaktualne, wobec ustania działań wojennych. Brak jest wiadomości o dalszych losach Dobrzelewskiego. Potwierdzenie udziału Leona Dobrzelewskiego jako gimnazjalisty w powstaniu znalazłem w Dzieniku Praw nr 4 z 1836 r.”

Fot. Akt urodzenia Leona Dobrzelewskiego. Źródło: baza metryki.genealodzy.pl [dostęp: 17 września 2023].

Nawet jednak ten spory biogram można uzupełnić. Zacząć trzeba już od daty urodzenia, bo Dobrzelewski rzeczywiście urodził się w Rawie (Mazowieckiej), ale niemal rok wcześniej — 19 lutego 1812 r., co jednoznacznie określa akt urodzenia. Był synem obywatela Rawy Filipa i Marianny z Włodarkiewiczów. W tym przypadku obywatelstwo Rawy przekładało się na zawód kupca, tak określa bowiem Filipa Dobrzelewskiego „Cyrkularz” Wydziału Skarbu Komisji Województwa Krakowskiego z 1830 r. (jak wynika z bazy Geneteka, Filip Dobrzelewski zmarł zresztą niebawem, bo w 1831 r.). Rodzice Leona zawarli małżeństwo w 1800 r., ale był on chyba najstarszym dzieckiem, które dożyło pełnoletności, miał również kilkoro młodszego rodzeństwa.

Służbę wojskową w powstaniu Dobrzelewski odbywał jako podoficer (zatem również nie figuruje w słowniku R. Bieleckiego). Moment emigracji do Francji nie jest znany, z pewnością był tam w 1835 r. — zgłosił wówczas w Rodez akces do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. Tyrowicz podaje jako kolejne po Rodez miejsce pobytu tego emigranta La Chapelle (1837), chociaż nie wspomina nic o jego studiach weterynaryjnych. Możemy za to poznać aktywność Dobrzelewskiego w organizacjach emigracyjnych, to jest podpisanie Manifestu Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (1836), zawieszenie członkostwa (1837) i skreślenie „za bezczynność i niepodzielanie jego zasad” wyrokiem Sądu Bratniego w Rouen (3 lutego 1839), wreszcie przystąpienie do Zjednoczenia Emigracji Polskiej (1839—1844).

Studia w Tuluzie odbył, jak wiemy, w latach 1837—1841. Za B. Konarską dodajmy, że potem pracował w departamencie Gens, ale miał trudności z utrzymaniem się z praktyki weterynaryjnej. Sprawiło to, być może także w atmosferze opisanych wyżej tarć w środowisku polskim, że podjął kilka prób zmiany miejsca zamieszkania. Nie otrzymał zgody na wyjazd do Algierii, gdzie liczył na służbę weterynarza wojskowego — na przeszkodzie stanął brak obywatelstwa francuskiego. Odmowę otrzymał także na wniosek o osiedlenie się w zaborze pruskim. Powiódł się dopiero wyjazd na wojnę krymską, chociaż jak podano wyżej, także nie w takiej postaci, jakiej Dobrzelewski oczekiwał. W Bibliotece Kórnickiej zachowało się kilka jego listów do hrabiego Władysława Zamoyskiego w tej sprawie z lat 1855—1856, są one dostępne w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej. Z bibliograficznego obowiązku dodajmy, że epizod wojenny na Krymie dał Dobrzelewskiemu miejsce w Słowniku Polaków w Imperium Osmańskim autorstwa Jerzego Łątki.

Peregrynacje Dobrzelewskiego na tym się nie zakończyły. Ostatnia informacja o nim pochodzi z 1858 r. i mówi o uwieńczeniu sukcesem starań o kolejny wyjazd: tym razem powrotu w strony rodzinne, do Królestwa Polskiego. Dalsze jego losy nie są znane.


MICHAŁ BRAWACKI


Przypomnijmy notę biograficzną z książki O wolność Polski: „wymieniony w Liście imiennej Dziennika Praw z 1836 r.: Brawacki Jan, sztab-doktor. Doc. S. Jakubowski w biogramie zamieszczonym w Drugim słowniku… napisał: Uczestnik Powstania Listopadowego, emigrant. Pracował w 1858 r. w Bourgain w dep. Izére we Francji.”

W przypadku tego lekarza zwierząt weryfikacja „powstańcza” okazuje się jednak negatywna. Lekarz Jan Brawacki i lekarz zwierząt Michał Brawacki to dwie osoby — ojciec i syn. Rozstrzyga to jednoznacznie biogram opublikowany przez B. Konarską, z którego wynika, że Michał Brawacki urodził się w 1820 r. w Lublinie — nie mógł więc w tym wieku być uczestnikiem powstania. Dyplom szkoły weterynaryjnej w Alfort otrzymał dopiero w 1855 r., wcześniej bowiem próbował edukacji w zupełnie odmiennych dziedzinach: uczęszczał do szkoły górniczej w Paryżu, składał także podanie o przyjęcie do akademii sztuk pięknych. Rzeczywiście pracował jako weterynarz w departamencie Isère. Wspomniana już wyżej baza genealogiczna gw.geneanet.org podaje nieco inne, dokładniejsze dane: Michał (Michel) Brawacki urodził się w Lublinie 27 września 1823 r., w latach 1862—1879 był weterynarzem w miejscowości Bourgoin. W 1862 r. poślubił Francuzkę Henriette Bouzon. Daty jego śmierci nie udało się ustalić.

W świetle czasopism współczesnych wydaje się ponadto, że dyplom Brawacki uzyskał nie w Alfort, a w Lyonie. Figuruje na liście przyjętych do lyońskiej szkoły w 1847 r., obok młodszego brata Aleksandra. Również na Lyon wskazuje wykaz dyplomantów szkoły weterynarii z 1855 r., zamieszczony w „Journal de médecine vétérinaire”. Dodajmy, że wspomniany brat Aleksander szkoły weterynaryjnej nie ukończył — został farmaceutą. Jeszcze raz zaglądając do bazy genealogicznej: urodzony 1 stycznia 1825 r. w Warszawie, zmarł 22 maja 1865 r. w Moulins, był żonaty z Barbre Isidore z domu Perain. Przyjmując z kolei, że B. Konarska nie myli się z datami nauki w szkole weterynaryjnej, w kierunku tym kształcił się jeszcze jeden brat — Adam Brawacki. Urodzony w Lublinie, uczył się w Alfort w latach 1840—1842. Nie uzyskawszy dyplomu, podjął naukę w szkole górniczej w Paryżu, również bezowocnie, by próbować potem sił na egzaminie na konduktora dróg i mostów. Konarska nie podaje jego daty urodzenia, natomiast przywoływana baza genealogiczna o nim milczy.

Tematem na zupełnie inną opowieść są perypetie emigracyjne Brawackich, szczególnie głowy rodziny — Jana (1792 lub 1796—1876), lekarza. On był właśnie wspomnianym na wstępie sztab-doktorem, uczestnikiem powstania listopadowego, w tym oskarżonym przed sądem wojennym za udział w samosądach warszawskich w połowie sierpnia 1831 r. Poza wymienionymi wyżej weterynarzami (faktycznymi i aspirującymi) wykształcił na lekarzy jeszcze dwóch synów — Jana Wilhelma juniora (ur. 1818) i Józefata (ur. 1817). Barwna postać emigracji („Ekscentryk Brawacki, doktor, zagorzały patryotnik, najpoczciwszego charakteru człowiek, Lelewela ideał, gdy wyjeżdżał (1831) do Prus, położył głowę na bryczce, bo oczy i serce skierował ku matce Polsce”, jak pisał pamiętnikarz hrabia Józef Krasiński), był jednak człowiekiem kontrowersyjnym, a z synami-lekarzami pozostawał w konflikcie.

Konkludując — interesującą skądinąd postać lekarza zwierząt Michała Brawackiego, z uwagi na wiek, nie może zostać zaliczona do uczestników powstania listopadowego.


JAN GINALSKI


Przypomnijmy krótki biogram tego lekarza weterynarii, jaki znają już czytelnicy Niepowtarzalnych: „Jan Ginalski — dyplom lekarza weterynaryjnego otrzymał w 1842 r. w Oddziale Weterynaryjnym Akademii Medyko-Chirurgicznej w Wilnie. Stanisław Warchałowski w swoich wspomnieniach zauważył: Jan Ginalski był lekarzem weterynarii, który po Powstaniu Listopadowym został zesłany za Ural do Orenburga.

Po raz pierwszy przy okazji lekarzy zwierząt walczących w Powstaniu Listopadowym pojawia się zatem zupełnie inny, chociaż także tułaczy los. Nie udało się niestety odnaleźć dotychczas bliższych informacji biograficznych dotyczących Jana Ginalskiego, niemalże milczą portale i bazy genealogiczne, spróbujmy zatem pozbierać wszelkie możliwe dane. Korzystając z cytowanych wyżej wspomnień S. Warchałowskiego, a w zasadzie z rozdziału wprowadzającego Rodzina Warchałowskich. Próba portretu zbiorowego autorstwa Jerzego Mazurka, dowiadujemy się, że Ginalscy byli drobną szlachtą rezydującą na Grodzieńszczyźnie w okolicach Świsłoczy. Należy przyjąć założenie, że to informacje o pochodzeniu rodzinnym, a więc sprawdzonym — do więzów rodzinnych Ginalskich i Warchałowskich za chwilę wrócimy. O Ginalskich herbu Nałęcz, wylegitymowanych jako szlachta w Cesarstwie w 1841 r., wspomina Uruski. Pada tam zresztą też nazwisko „Jan Ginalski”, ale jest to patron trybunału w Radomiu w 1830 r. W tym czasie interesujący nas Jan Ginalski był raczej młodym człowiekiem, dobijającym do wieku dorosłego (może synem prawnika Jana?), który przystąpił do walk powstańczych. Obszerny słownik biograficzny Wiktorii Śliwowskiej Zesłańcy polscy w Imperium Rosyjskim w pierwszej połowie XIX wieku (Warszawa 1998) nie uwzględnia Ginalskiego. Nie ma jednak powodu wątpić w rodzinny przekaz, niemniej wydaje się, że po jakimś czasie karę zesłania złagodzono, a może uwzględniono jakieś potrzeby państwowe lub wojskowe, skoro Ginalski mógł odbyć studia w Wilnie. Niestety znowu opracowanie doktora Bielińskiego poświęcone lekarzom weterynarii w Wilnie podaje dane bardziej niż skromne, ograniczając się do nazwiska i roku uzyskania dyplomu przez naszego bohatera, podczas gdy losy wielu jego kolegów-absolwentów kursu weterynaryjnego w Wilnie możemy poznać dużo szerzej.

Kolejnym punktem zaczepienia, w zasadzie ostatnim, może być zatem informacja, że Jan Ginalski był ojcem Władysława Antoniego, urodzonego w 1862 r. Wprawdzie genealogia we wspomnieniach Warchałowskiego pomija imię i nazwisko żony Jana, ale do danych dotyczących obojga rodziców Władysława Ginalskiego dotarł historyk Czesław Malewski: byli to Jan i Idalia z Baranowskich. Niestety, poza imieniem i nazwiskiem panieńskim żony, a także oczywiście faktem, że pozostawał on w tym okresie wśród żyjących, nie udało się ustalić nic więcej o Janie Ginalskim. Przypuszczać jednak można, że miejsca zesłania — Orenburga — nie opuścił. Wprawdzie przywołane opracowanie Cz. Malewskiego wymienia Władysława Ginalskiego jako inżyniera w Wilnie w 1897 r., jednak było to chyba miejsce tymczasowej pracy, schyłek życia inżyniera przypadł bowiem ponownie na Orenburg. To może wskazywać, że właśnie tam znalazło swoje stałe miejsce gniazdo rodzinne Ginalskich.

Warto kilka słów poświęcić młodszym pokoleniom Ginalskich. Władysław Ginalski uzyskał dyplom inżyniera w Instytucie Komunikacji w Petersburgu w 1888 r. Luźne wędrowanie po wyszukiwarkach internetowych pozwala odnaleźć informacje, że miał na koncie współautorstwo patentów w dziedzinie budownictwa. W Wilnie pracował zapewne jeszcze w 1907 r., o czym może świadczyć aktywność jego żony, ale w 1914 r. z pewnością mieszkał już w „ojcowskim” Orenburgu. Był tam aktywnym społecznikiem, współpracownikiem miejscowego proboszcza ks. Józefa Underysa i sekretarzem zarządu katolickiego Towarzystwa Dobroczynności. W 1896 r. poślubił sporo młodszą Antoninę Połońską (ur. 1879), zasłużoną potem prowadzeniem tajnego nauczania po polsku, autorką poezji patriotycznych publikowanych w pismach krajowych („Kłosy”) i zagranicznych (Petersburg, Moskwa). W 1907 r. w Wilnie wydała własnym nakładem zbiór Poezje, którego egzemplarze znajdują się w Bibliotece Narodowej, a współcześnie można je zobaczyć w bibliotece cyfrowej Polona. W działalności literackiej posługiwała się często kryptonimem Ge-a. Krótko przed rewolucją uzyskała dyplom nauczycielki muzyki w konserwatorium w Moskwie.

Fot. Wł. Ginalski, syn lekarza zwierząt Jana. Źródło: Tygodnik
Ilustrowany
, nr 40, 3 października 1914.

Ginalscy, jako patriotyczna rodzina polska i katolicka, niezależnie od pozostawania Władysława w służbie rosyjskiej (jako inżynier był urzędnikiem państwowym), pojawiają się we wspomnieniach Marii Tymickiej i Ludwiki z Tymickich Iwanowskiej, również mieszkających w Orenburgu. Z tej relacji można dowiedzieć się o nieszczęściu, jakie dotknęło Władysława w czasie rewolucji — doznał pomieszania zmysłów. Błędnie jednak autorki wspomnień przypuszczają, że do Polski nikt z rodziny nie powrócił. Maszynopisowa adnotacja na rodzinnej książeczce do nabożeństwa informuje nas, że rzeczywiście, i to w krótkim czasie, zmarło troje przedstawicieli starszego pokolenia: w marcu 1921 r. Anzelmina ze Ściepurów Połońska, matka Antoniny Ginalskiej, niegdyś związana z partią powstańczą 1863—1864, 13 czerwca 1921 r. Antonina z Połońskich Ginalska, a jesienią 1921 r. — dotknięty chorobą umysłową Władysław Ginalski. Przeżyło jednak i wróciło, a w zasadzie osiedliło się co najmniej troje dzieci Władysława i Antoniny, a więc wnuki lekarza zwierząt Jana Ginalskiego. Najstarszym z nich był syn Edmund, w młodości harcerz polski w Orenburgu, który zdążył jeszcze dołączyć do walk na froncie wojny polsko-bolszewickiej, wyjechał więc za życia rodziców. Wieku dojrzałego dożyły także córki Irena, po mężu Kuczewska (mieszkała po II wojnie światowej w Otwocku) oraz Wanda Maria, po mężu Warchałowska (1904—2006). To właśnie ona wyszła za mąż za Stanisława Warchałowskiego, autora przywoływanych wyżej wspomnień, polskiego artystę plastyka działającego przez większość życia w Brazylii. Wanda Warchałowska, która zmarła w wieku 102 lat 27 grudnia 2006 r., także zajmowała się plastyką, tworzyła m.in. miniaturowe laleczki własnego pomysłu. Tradycje plastyczne kontynuowała ich jedyna córka Beatriz Warchalowski, urodzona w 1932 r. w Rio de Janeiro, posługująca się staranną polszczyzną, która po nawiązaniu bliższych kontaktów z Polską przekazała częściowo spuściznę po rodzicach do Muzeum Historii Ruchu Ludowego w Warszawie. I tu trafił się interesujący wątek: jedną z jej wizyt w Polsce relacjonował Ryszard Antoni Ginalski, znany przed laty korespondent Polskiej Agencji Prasowej w krajach Ameryki Łacińskiej. Czyżby kuzyn?

Wspomniane dopiski na maszynie do pisania, zawierające kronikę rodzinną Ginalskich, zamieścił na wklejce rodzinnego modlitewnika Edmund Ginalski, przekazując dokument w 1975 r. do zbiorów Biblioteki Narodowej. Modlitewnik nosi tytuł Złoty ołtarzyk i jest zbiorem odręcznie wpisywanych modlitw przez kolejnych właścicieli, poczynając od 1839 r. Także ten dokument udostępniono czytelnikom biblioteki cyfrowej Polona. Sam Edmund Ginalski, wnuk lekarza zwierząt Jana, był zawodowym oficerem — doszedł do stopnia pułkownika dyplomowanego piechoty Wojska Polskiego. Żył w latach 1900—1986, ma obszerny biogram w internetowej Wikipedii. Kawaler wielu odznaczeń bojowych, z Krzyżem Orderu Virtuti Militari na czele, jak wspomniano wyżej walczył na froncie wojny polsko-bolszewickiej, a potem w czasie II wojny światowej. Miał też zasługi dla bibliotekarstwa i czytelnictwa wojskowego, za co wyróżniono go w 1937 r. Srebrnym Wawrzynem Akademickim. Był autorem i współautorem kilku książek z historii wojskowości, w większości wydanych po 1945 r. Działał po wojnie w organizacjach kombatanckich.

Za uzasadnioną można uznać tezę, że uczucia patriotyczne pozostały w rodzinie lekarza zwierząt Jana Ginalskiego przez kolejne pokolenia…


ADAM ANTONI RUDNICKI


Adam Antoni Rudnicki w aspekcie Powstania Listopadowego należy do postaci kontrowersyjnych. Jako że jednak pojawił się w pionierskim wykazie tematycznym S. Jakubowskiego, poświęćmy i jemu nieco uwagi, sięgając przy okazji do poszerzonego materiału biograficznego. Wróćmy zatem do biogramu z kart Niepowtarzalnych: „Adam Antoni Rudnicki (1785—1839). Urodził się 27 października 1785 r. w Warszawie. Dr nauk weterynaryjnych i lekarz medycyny. Był lekarzem pułkowym w pułku piechoty w Modlinie i w szpitalu w Warszawie. Otrzymał Order Virtuti Militari. Płk dr K. Millak w Słowniku zamieszcza obszerny biogram, z którego nie wynika jego patriotyczna postawa: Człowiek zdolny i wykształcony, wskutek przesadnej ambicji, nikłego poczucia patriotycznego, braku głębszego ideowego powiązania z inicjowanymi i prowadzonymi pracami — był nielubiany w środowiskach, w których pracował, zabiegał o nobilitację u cara Mikołaja I i w roku wybuchu powstania listopadowego uzyskał ją i do nazwiska — przydomek Rudziec, jak podaje Giedroyć — stanął w opozycji do rządu rewolucyjnego, przysięgi mu nie złożył, składki na wojsko odmówił, syna wysłał za granicę i sam chciał wyjechać, ale odmówiono mu paszportu. Nie można zatem Adama A. Rudnickiego wymieniać wśród uczestników Powstania Listopadowego. Nazwisko Adama Antoniego Rudnickiego winno się znaleźć wśród bohaterów ostatniego rozdziału książki zatytułowanego Niegodne lata w biografiach… (dotyczy pierwszego tomu opracowania O wolność Polski).

W swojej ocenie mniej surowy dla Adama Rudnickiego jest Zdzisław Kosiek, który opracował jego biogram w Polskim Słowniku Biograficznym. Z. Kosiek koncentrował się przede wszystkim na zasługach Rudnickiego dla weterynarii (omawiając także jego działalność jako lekarza), które podsumował bardzo pozytywnie: „działalność pisarska i organizacyjna pozwala uznać Rudnickiego za współtwórcę polskiej weterynarii”. Miał tu autor na myśli najpewniej przede wszystkim doprowadzenie do utworzenia i kierowanie — przez cały okres jego funkcjonowania — Instytutem Rządowym Weterynarii w Burakowie. Jednak działalność na polu naukowym czy organizacyjnym wcale nie musi stać w sprzeczności z kontrowersjami wskazanymi przez K. Millaka, aczkolwiek Z. Kosiek również w sprawie udziału Rudnickiego w powstaniu wypowiada się nieco inaczej: „podczas powstania listopadowego początkowo pełnił Rudnicki służbę lekarza w pułku piechoty w twierdzy Modlin, następnie był lekarzem ordynującym w szpitalu urządzonym w salach redutowych w Warszawie”. Zwraca też uwagę fakt nadania Rudnickiemu Złotego Krzyża Orderu Virtuti Militari 4 września 1831 r., a więc dosłownie w przededniu bohaterskiej obrony Warszawy, unieśmiertelnionej np. walkami o redutę Wolską i redutę Ordona. Chyba najtrafniej zagadnienie podsumował wybitny historyk medycyny Piotr Szarejko, w biogramie w Słowniku lekarzy polskich XIX wieku pisząc (z uwzględnieniem badań F. Giedroycia, zamieszczonych potem przez K. Millaka): „Rudnicki ocenił powstanie listopadowe jako zryw całkiem nieprzemyślany, który może przynieść nieobliczalnie złe następstwa dla kraju. Odmówił przysięgi na wierność rewolucji i wpłacenia składki na Wojsko Polskie. Syna wysłał za granicę i sam poczynił starania aby opuścić kraj, ale nie dostał paszportu. Jego poglądy polityczne nie były odosobnione wśród części inteligencji polskiej i dlatego nie został napiętnowany, ale otrzymał nominację na lekarza ordynującego w szpitalach wojskowych, był sztabslekarzem w pułku Z. Sierakowskiego i <<z równą gorliwością leczył Polaków, jak i Rosjan>>. Rząd <<rewolucyjny>> przyznał mu krzyż złoty Virtuti Militari nr 2412, ale Rudnicki odznaczenia tego <<nie dostał>> (Giedroyć)”. Pozostawiając Czytelnikowi prawo do własnego zdania, dajemy wiarę jednak K. Millakowi, niekwestionowanemu autorytetowi w dziedzinie biografistyki weterynaryjnej, uznając, że służba raczej z obowiązku niż powołania nie musi czynić z Rudnickiego patrioty. Korzystając z Polskiego Słownika Biograficznego, skorygujmy natomiast, że szlachectwo wraz z herbem Rudziec otrzymał on od cara już w 1828 r., w 1830 r. został natomiast wyróżniony odznaką za 20-letnią służbę (rok wcześniej otrzymał też Order św. Stanisława). Po powstaniu, kiedy instytut w Burakowie uległ likwidacji, Rudnicki poświęcił się praktyce lekarskiej. Zmarł 30 maja 1838 r. (nie 1839) w Warszawie, pochowany został na cmentarzu Powązkowskim. Warto jeszcze zauważyć, że P. Szarejko podaje wcześniejszy rok urodzenia Rudnickiego — 1784 — z taką samą datą dzienną i miejscem.

Na osobie Adama A. Rudnickiego zamyka się lista dotychczas zidentyfikowanych uczestników powstania listopadowego, związanych z zawodem lekarza weterynarii. Uzupełniając sylwetki, wielokrotnie korzystaliśmy z opracowań poświęconych emigracji popowstaniowej. Okazuje się, że po dokładniejszej lekturze tych publikacji możemy odnaleźć jeszcze kilka nazwisk lekarzy zwierząt.


ADAM KOZIEŁŁ-POKLEWSKI


U R. Bieleckiego występuje pod taką właśnie formą nazwiska, natomiast M. Tyrowicz i B. Konarska ograniczają się do pierwszego członku (Adam Koziełł). Rozbieżności pojawiają się także w kilku istotnych datach, bo według słownika oficerów urodził się 14 maja 1806 r. w Peliczach (powiat wiłkomirski), a według B. Konarskiej — 14 maja 1810 r. koło Wilna. M. Tyrowicz jako miejsce jego urodzenia podaje Polesie w guberni wileńskiej (bez daty). Pochodził ze szlacheckiej rodziny Juliana i Ludwiki z Eimanów. Był od marca 1831 r. podporucznikiem w 6 pułku strzelców konnych. We Francji znalazł się już w marcu 1832 r., początkowo przebywał w zakładzie w Besançon. Od początku pobytu we Francji udzielał się w organizacjach emigracyjnych, poczynając od Towarzystwa Zjednoczenia się Braterskiego. Potem związany był ze Zjednoczeniem Emigracji Polskiej i Towarzystwem Demokratycznym Polskim. Kolejne jego miejsca pobytu to Lons-le-Saunier, Salins, Nevers, Varzy, wreszcie Charenton pod Paryżem. Stamtąd w listopadzie 1835 r. przeniósł się do Alfort w celu nauki w szkole weterynarii. Podjęcie studiów wymagało pokonania kilku trudności: kandydat nie uzyskał na czas zgody ministra spraw wewnętrznych na zmianę miejsca zamieszkania (był gotów nawet ponieść karę finansową, o której wysokość pytał w ministerstwie), a na wstępnym egzaminie nie zaliczył języka francuskiego. W pierwszej sprawie pomogła chyba interwencja generała Józefa Bema, natomiast w drugim przypadku na korzyść Adama Koziełł-Poklewskiego przesądziła pozytywna opinia ministra handlu i robót publicznych, uznającego go za inteligentnego i obeznanego z kierunkiem nauki. Emigrant w pewnym sensie odwdzięczył się zdobywając dyplom w przewidzianym standardowym czasie.

Uzyskawszy dyplom, Koziełł-Poklewski powrócił w grudniu 1839 r. do Varzy (departament Nièvre) i tam praktykował. W listopadzie 1851 r. został uznany przez władze za przeciwnika polityki Napoleona III i wydalony, przez jakiś czas przebywał w Londynie, m.in. w 1856 r. W tym czasie podpisał się pod aktem odrzucającym carską amnestię. Potem uzyskał zgodę na powrót do Francji. Bielecki podaje, że zmarł w 1871 r. w Paryżu — byłby więc może ofiarą Komuny Paryskiej? — natomiast Tyrowicz uwzględnia jego udział kilka lat później (1877) w akcji Komitetu Reprezentacyjnego Emigracji Polskiej, na którym omawiano plany powstania w kraju.


EDWARD LISSOWSKI


Edward Lissowski (inna forma nazwiska — Lisowski) należał do emigrantów, którzy wyjątkowo krótko cieszyli się dyplomem lekarza zwierząt, stąd być może przeoczenie jego osoby w dotychczasowych wykazach. Był Wielkopolaninem, urodził się 17 listopada 1812 r. w Chwalęcinie. Zapewne był synem Onufrego, zmarłego w 1816 r. dziedzica Chwalęcina, i Tekli z Grodzickich. M. Tyrowicz podaje alternatywną datę urodzenia, chociaż zbliżoną — 17 kwietnia 1810 r., błąd może więc wynikać z jakiegoś odczytania odręcznego zapisu. W 1827 r. Lissowski zaciągnął się ochotniczo do artylerii w armii pruskiej. Po wybuchu powstania zbiegł do Królestwa Polskiego i w styczniu 1831 r. dołączył do batalionu lekkiej artylerii konnej jako podoficer. Uczestniczył w szeregu walk (Grochów, Wawer, Dębe, Lubartów, Warszawa), był odznaczony srebrnym krzyżem Orderu Virtuti Militari. W październiku 1831 r. był podporucznikiem w 2 pułku, niekiedy jednak wymieniany był też jako podporucznik jazdy przykomenderowany do artylerii.

Po kapitulacji przez granicę pruską emigrował do Francji już w styczniu 1832 r. i trafił do zakładu w Awinionie. Jak podaje R. Bielecki, przeciwstawił się Radzie Awiniońskiej, a więc swoistemu samorządowi zakładu, w listopadzie 1832 r., co zapewne było przyczyną przeniesienia go do Bergerac (marzec 1833 r.), a potem do Mont-de-Marsan (maj tegoż roku). W czasie pobytu w tej ostatniej miejscowości przystąpił w 1834 r. do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego oraz złożył podpis pod deklaracją potępiającą politykę księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Jego podpis widnieje także pod manifestem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, ale jest to dokument późniejszy — z 1836 r. — kiedy był już studentem weterynarii. Od 1834 r. przebywał w Montpellier.

Naukę weterynarii podjął w 1835 r. w Tuluzie. Tyrowicz odnotowuje, że w tym samym czasie był przejściowo więziony przez policję francuską, nie podaje jednak żadnego kontekstu. Kilka interesujących informacji dotyczących studiów Lissowskiego podaje z kolei B. Konarska: podjął on naukę w charakterze eksterna i zgodnie z zasadami obowiązującymi w tej placówce do uzyskania statusu pełnoprawnego studenta, dzisiaj nazwałoby się go studentem studiów dziennych („internes”), musiał wykazać się nieprzeciętnymi wynikami w nauce. Lissowskiemu się to udało, uzyskał najpierw zezwolenie na asystowanie na wykładach i ćwiczeniach, potem przeszedł na „szczebel” eksterna i dopiero po półtora roku — studenta „interne”.

Fot. Nekrolog Edwarda Lissowskiego w Dzienniku Narodowym, nr 80 z 8 października 1842 (zasoby Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Warszawskiego, domena publiczna).

Dyplom uzyskał w 1841 r. i rozpoczął praktykę w Beaumont-de Lomagne. Jak już wspomniano, nie był to jednak długi czas; choroba, a potem śmierć rychło przerwały jego aktywność. Zmarł 2 sierpnia 1842 r. w Tuluzie. We wspomnieniu pośmiertnym w „Demokracie Polskim” czytamy m.in. (z zachowaniem ówczesnej pisowni): „W emigracyi wszedł do Tow. Demok. Polskiego, gdzie ciągłą zalecał się gorliwością (…) Lissowski w życiu publicznem, równie jak w prywatnem niepoślakowanej prawości, szedł zawsze za głosem sumienia. W prywatnem pożyciu przyjacielski, uczynny, udzielający się z łatwością, umiał sobie pozyskać licznych przyjaciół”. Krótki nekrolog zamieścił także „Dziennik Narodowy” (nr 80, 8 października 1842, s. 4; s. 322 w paginacji rocznej).


LEON ŁOSIEWICZ


Wśród emigrantów polskich we Francji, którzy uzyskali dyplom z weterynarii, Leon Łosiewicz niewątpliwie wyróżnia się życiorysem. Jest przede wszystkim niezwykle rzadkim przykładem połączenia zawodu lekarza zwierząt z …prawnikiem. Inaczej też wyglądała jego droga emigracyjna. Chyba, że doszło do jakiejś pomyłki i poplątania życiorysów…

Urodził się w 1812 r. na Wileńszczyźnie. Uczęszczał do szkoły w Międzyrzeczu Koreckim (współcześnie Wielki Międzyrzecz w ukraińskim obwodzie Równe). Właściwie niewiele wiadomo o jego udziale w powstaniu listopadowym, poza informacją B. Konarskiej, że był w czasie walk ranny w głowę. Jako zbyt młody człowiek nie dosłużył się szarży oficerskiej (jest więc nieobecny w słowniku R. Bieleckiego), ale może fakt ten sprawił za to, że nie musiał po powstaniu uchodzić za granicę. Podjął natomiast naukę w kierunku prawa i w latach 40. XIX wieku występował jako adwokat w Warszawie w sądzie I instancji. W tym charakterze sam miał popaść w konflikt z prawem — za ułatwienie nabycia przez Polaka tytułu szlacheckiego (w celu otwarcia mu drogi do uzyskania szarży oficerskiej w armii carskiej) został przez władze oskarżony o fałszerstwo dokumentów. Aby uniknąć oskarżenia i dalszych konsekwencji, zdecydował się w 1845 r. wyjechać z Warszawy. Udał się do Paryżu, a rok później podjął studia w szkole weterynaryjnej w Alfort. Musiał być osobą wszechstronnie utalentowaną, bo — legitymując się przecież zupełnie odmiennym wykształceniem — i na tym kierunku nauki uchodził za jednego z lepszych studentów, a w 1847 r. został przedstawiony do stypendium królewskiego. Niemniej z czasem pojawiły się trudności natury materialnej, był już bowiem wówczas głową sporej rodziny i miał trudności z opłacaniem na czas czesnego oraz zakup potrzebnych narzędzi. Kłopoty te opóźniły nieco uzyskanie dyplomu, ale udało mu się to ostatecznie w 1851 r. Przez jakiś czas, być może właśnie w okresie studiów, należał do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego.

Pracę weterynarza podjął Łosiewicz w departamencie Bas-Rhin. Rychło okazało się, że wraz ze zdobyciem dyplomu nie zakończyły się problemy, bo w tej samej miejscowości (niestety źródła nie konkretyzują nazwy) pracowało jeszcze dwóch weterynarzy, z którymi Łosiewiczowi — świeżo dyplomowanemu i do tego z obcego kraju — ciężko było konkurować. Na materialne problemy nałożyły się, a zapewne jeszcze je powiększyły, sprawy zdrowotne: w 1852 r. lekarz złamał nogę i od tego czasu miał kłopoty z poruszaniem się. W tej sytuacji ratował się wsparciem finansowym instytucji charytatywnych oraz kolegów, zwracał się także o pomoc do księcia Czartoryskiego.

Wydaje się, że wkrótce potem przeniósł się do Paryża, gdzie mógł zapewne w większym stopniu liczyć na wsparcie środowiska polskiego, a także umożliwić dzieciom uzyskanie wykształcenia. Trudno powiedzieć, czy wykonywał tam obowiązki lekarza zwierząt. W 1863 r. przejściowo zatrudniony był, chyba jako nauczyciel, w polskim liceum — Szkole Narodowej Polskiej w dzielnicy Batignolles. Przez jakiś czas mieszkał w Hotelu Lambert. Odnotowano również, że czynnie uczestniczył w wydarzeniach Komuny Paryskiej.

W zbiorze korespondencji zapomnianego współcześnie działacza emigracyjnego Leonarda Niedźwieckiego (1810—1892), przechowywanej w Bibliotece Kórnickiej PAN, zachował się list do niego autorstwa Leona Łosiewicza z 31 grudnia 1873 r. Obok noworocznych życzeń list zawiera opis starań o środki finansowe, a także prośbę o wsparcie, i nie można tekstowi temu odmówić oryginalnego, kwiecistego stylu: „Jak Krzysztof Kolumb w obdartym kaftanie włóczył się lat siedem po dworach za szalonego już uznany, żebrząc pomocy aby mógł dopłynąć do ziemi w głowie jego wyrojonej, tak i ja szukam nowej Izabelli i Ferdynanda, aby dopłynąć do celu postawienia chirurgii wcale na innej drodze, i dla tego napisałem do Hr. Xawerowej Branickiej i prosiłem, jeżeli to uważa za pożyteczne, aby pomoc złożyła na ręce JWej Jenerałowej Zamoyskiej, która o moich usiłowaniach i powodzeniach może dać świadectwo”. Klimat listu przypomina nieco prusowskiego profesora Geista, szukającego — także w Paryżu! — u Wokulskiego pieniędzy na badania metalu lżejszego od powietrza. Zwróćmy uwagę na tę chirurgię, do rozwoju której dążył Łosiewicz. Czy była to chirurgia zwierząt, czy bardziej prawdopodobnie chirurgia ludzka, którą być może zajął się później, nie mogąc wykonywać dotychczasowego zawodu? Zresztą M. Tyrowicz, w dość lakonicznym biogramie, pisze o Łosiewiczu tylko jako o lekarzu.

Była mowa wyżej o sporej rodzinie Leona Łosiewicza. Owdowiał w latach 50., ale można spotkać w źródłach dwie daty śmierci jego żony: 1855 (B. Konarska) albo 24 marca 1859 r. w Paryżu. Żona miała na imię Karolina. Z małżeństwa urodziło się czworo dzieci, z czego genealodzy podają dwa imiona synów: Karola i Stanisława. Obaj byli uczniami szkoły w Batignolles: Stanisław uczęszczał tam w latach 1860—1866, zmarł w Paryżu w czerwcu 1877 r., jak możemy przeczytać w „Materiałach do Biografii…” Karol (Karol Józef) był starszy, zdążył bowiem jeszcze we Francji po ukończeniu Batignolles podjąć studia w Szkole Dróg i Mostów. W 1863 r. dołączył do ochotniczej morskiej ekspedycji pułkownika Teofila Łapińskiego na pomoc powstańcom na Litwie. Nie dane mu było jednak wziąć udziału w walkach. 11 czerwca 1863 r. w czasie przybijania do brzegu jedna z łodzi transportujących ochotników uległa katastrofie i zatonęła w okolicach Kłajpedy (Memla), a wśród ofiar śmiertelnych znalazł się Karol Łosiewicz. Jego nazwisko, wraz z innymi wychowankami Batignolles poległymi w powstaniu styczniowym, zostało upamiętnione okolicznościową tablicą.

Dodajmy, że identyfikacja Karola Łosiewicza jako syna Leona pochodzi z cytowanych „Materiałów do Biografii…” Pozostałe źródła nie podają imienia ojca Karola, ograniczając się do informacji, że był to emigrant z 1831 r., dawny kapitan Wojska Polskiego. Byłyby to więc informacje sprzeczne z podanym wyżej życiorysem Leona Łosiewicza. Niemniej prawdopodobne wydaje się jednak, że to może być pomyłka czy nadinterpretacja przeszłości, warto bowiem zauważyć, że w słowniku oficerów powstania R. Bieleckiego nie figuruje żadna osoba o nazwisku Łosiewicz.

Leon Łosiewicz zmarł w Paryżu w maju 1875 r. (albo 10 maja, albo 17 maja).


JÓZEF TESTORI


Nazwisko tego lekarza zwierząt podawane jest w formie Testori bądź Testory. Pochodził z Wołynia, urodził się w 1807 r., jak podają B. Konarska i M. Tyrowicz, chociaż można spotkać w literaturze także datę jego urodzenia 1 stycznia 1811 r. Jako że nazwisko nie należy do szczególnie popularnych, wydaje się dość prawdopodobne, że można Józefa identyfikować jako syna innego Józefa Testori, znanego ówcześnie mistrza stolarskiego z Dubna, z pochodzenia Włocha. Przykładowo w bazie danych Archiwum Głównego Akt Dawnych (agad.gov.pl) można znaleźć „rachunki należności za robotę” właśnie z 1807 r., dotyczące Józefa Testori, stolarza z Dubna. O meblach jego roboty, znajdujących się w rezydencji w Horodyszczach, wspomina także Roman Aftanazy. Dodajmy może jeszcze wspomnienie — ważne, bo zahacza również o syna, więc możliwe, że naszego bohatera — XIX-wiecznego literata Piotra Jaksy-Bykowskiego, który w Pamiętnikach włóczęgi pisał: „Mówiono mi, że robił ją [artystycznie wykończoną kolebkę — przyp. PZ] sławny stolarz w Dubnie, Włoch Testori, syna jego znałem który odziedziczył gust wykształcony i wziętość po swoim ojcu”.

Testori należeli do szlachty (herbu własnego). Józef Testori przed powstaniem podjął studia medyczne na Uniwersytecie Wileńskim, a w walkach powstańczych uczestniczył jako chorąży 1 pułku ułanów. Na uchodźstwie we Francji przebywał od 1832 r. Tyrowicz wymienia jako miejsca jego pobytu Falaise (1834—1835 i 1837), Alfort (1836) oraz Essenne (1844—1847). Był członkiem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, w 1836 r. podpisał się pod jego Manifestem. W 1835 r. podano informację o konfiskacie jego majątku, nałożoną przez władze rosyjskie.

Pobyt w Alfort wiązał się oczywiście z nauką w szkole weterynarii. Dyplom uzyskał Testori w 1839 r. i podjął pracę w departamencie Seine-et-Oise. Pozostał tam do końca życia. Oddając głos redakcji „Rocznika Towarzystwa Historyczno-Literackiego”: Testori Józef rodem z Wołynia, powstaniec z 1831 roku, dostawszy się z innymi za granicę, osiadł we Francyi, w miasteczku Corbeil (depart. Seine et Oise); był stałym członkiem Towarzystwa demokratycznego. Umarł w Corbeil, w grudniu 1868 roku, licząc 61 lat wieku. W ślad za tym nekrologiem trafił także Testori do zestawienia osób zmarłych w Rachunkach Józefa Ignacego Kraszewskiego, swoistym roczniku dokumentalnym tego wybitnego pisarza; być może Kraszewskiego, przez wiele lat mieszkającego na Wołyniu, zainteresowała osoba Testoriego właśnie jako Wołyniaka.


MATEUSZ ZAWADZKI


Zawadzki urodził się w 1809 r. na Litwie. Przed powstaniem listopadowym studiował medycynę na Uniwersytecie Warszawskim, ale nie został odnotowany w słowniku studentów R. Gerbera. Niewiele wiadomo o jego udziale w powstaniu, poza informacją, że dosłużył się stopnia podporucznika. Niestety, niedokończenie słownika oficerów powstania wskutek przedwczesnej śmierci R. Bieleckiego sprawiło, że litera „Z” już nie została opracowana i brak jest także tego cennego źródła biograficznego w odniesieniu do Zawadzkiego. Dodajmy jednak, że nieobecność Zawadzkiego na dotychczasowych listach powstańców może uchodzić za przeoczenie, wymienia go bowiem płk Millak w swoim Słowniku: „Zawadzki Mateusz — emigrant po powstaniu listopadowym. Otrzymał dyplom weterynarza w 1839 w Tuluzie we Francji. Był w 1858 weterynarzem w Chaillé-les-Mares dep. Vandée we Francji.”

We Francji był już w 1832 r., przebywał wówczas w Awinionie. Potem przeniósł się do Tuluzy, gdzie podjął studia weterynaryjne. Udało mu się uzyskać pewne ulgi rządowe z uwagi na trudną sytuację materialną. Według przepisów był już wówczas w wieku, w którym mógł podjąć naukę eksternistycznie, ale przekraczało to jego możliwości finansowe; władze szkoły w porozumieniu z resortami spraw wewnętrznych i handlu zezwoliły mu na zamieszkanie w internacie szkolnym, co znacznie obniżyło koszty utrzymania. Cieszył się opinią dobrego studenta, uzyskiwał pozytywne stopnie, a mając doświadczenie ze studiów warszawskich poszukiwał dróg do poszerzenia wiedzy, starał się m.in. z powodzeniem o możliwość uczęszczania na wykłady z medycyny. Końcowy egzamin dyplomowy również zdał z dobrym wynikiem. Pracę weterynarza podjął w departamencie Vendée.

Był aktywny w środowiskach emigranckich. W 1834 r. podpisał się pod aktem potępiającym politykę ks. Czartoryskiego. Należał do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, w 1835 r. kandydował w wyborach do Centralizacji (uzyskał jeden głos). Potem został skreślony z listy członków, ale przystąpił do Towarzystwa ponownie w 1847 r. W latach 1838—1844 był z kolei odnotowywany jako członek Zjednoczenia Emigracji Polskiej, podpis jego widnieje na Akcie Zjednoczenia Emigracji Polskiej z 1839 r.

Chyba jego dotyczy zapis na liście osób objętych konfiskatą majątku w 1835 r.. Jeszcze w 1855 r. podtrzymano tę karę: „Rada Administracyjna Królestwa postanowiła: Osoby niekorzystające z amnestji, wyszłe za granicę z powodu rokoszu z r. 1831, których nieobecność w kraju świeżo odkrytą została, a mianowicie: (…) 8. Mateusz Zawadzki, ulegają karze konfiskaty majątku, bąć [sic — P.Z.] już zakwestrowanego, bąć następnie jeszcze wykryć się mogącego, a to wedle prawideł postanowieniem z d. 2/14 kwietnia 1835 roku wskazanych”.

Mateusz Zawadzki zmarł 31 lipca 1862 r. w Chaillé-les-Marais (Vendée). We wspomnieniu pośmiertnym czytamy: „Mateusz Zawadzki, emigrant z 1831 roku, a na wygnaniu członek Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, zakończył życie dnia 31 lipca b.r. w Chaillé les Marain (dépt. de la Vendée); za życia ceniony od rodaków i cudzoziemców, jako prawy obywatel i uczciwy człowiek, z powszechnym żalem ludności miejscowej, odprowadzony został przez licznych znajomych i przyjaciół na miejsce ostatniego spoczynku”.

Zwraca uwagę pewna rzecz, zarówno w tym wspomnieniu, jak i wyżej przedstawianego Józefa Testoriego. Podkreślana była ich działalność społeczna, emigracyjna, oczywiście okoliczności emigracji (powstanie listopadowe), natomiast pomijana jest ich praca zawodowa. Czy wiązało się to z pewnym dyskomfortem, wynikającym z konieczności podejmowania przez szlachtę zajęć zarobkowym na emigracji?

Na Mateuszu Zawadzkim zamyka się dotychczasowa lista lekarzy weterynarii walczących w Powstaniu Listopadowym, wydaje się jednak, że warto wspomnieć jeszcze, choćby w skrótowej formie, o innych emigrantach: tych, którzy studia weterynaryjne podjęli, ale ich nie ukończyli. Jest zresztą wśród nich także kilku, co do których nieuzyskanie dyplomu nie jest przesądzone, bo kształcili się przez dłuższy czas, ale brak jest po prostu pewnych danych. Z tego grona Julian Szczepan Kownacki studiował dość długo i służył wojskowo jako weterynarz, a Ignacy Rupniewski zaliczył epizod studencki na uniwersytecie.


JULIAN SZCZEPAN (STEFAN) KOWNACKI


Julian Szczepan Kownacki (u B. Konarskiej z imieniem Stefan) urodził się 26 grudnia 1813 r. w Jeżewie w województwie płockim, był synem Wincentego i Wiktorii z Grotkowskich. Kształcił się w Płocku (5 klas), od 1829 r. służył jako junkier w gwardii cesarzewicza, w chwili wybuchu powstania opowiedział się za Wielkim Księciem Konstantym. Przystąpił do powstania jako podchorąży w połowie grudnia 1830 r. Był instruktorem w Kutnie. Od kwietnia 1831 r. podporucznik, walczył pod Stoczkiem, Ryczywołem, Puławami, Kurowem, Poryckiem, Boremlem (otrzymał ranę). Z oddziałami Dwernickiego przeszedł wiosną 1831 r. do Galicji, ale powrócił do Królestwa i dopiero po ponownym znalezieniu się w Galicji (z generałem Ramorino) we wrześniu tegoż roku został internowany przez władze austriackie.

Po podróży przez Morawy od 1832 r. przebywał we Francji, m.in. w miejscowościach Bourges i Montauban. Kilkakrotnie przystępował do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (podpisany pod Manifestem z 1836 r., ale potem skreślony), u schyłku życia związany był raczej z Hotelem Lambert, a także korzystał ze wsparcia Instytucji Czci i Chleba. Dla naszych poszukiwań najważniejszy jest jednak wątek studiów weterynaryjnych, a te Kownacki odbywał w Tuluzie od 1837 r. W 1840 r. naukę przerwał z powodu złego stanu zdrowia i pozostaje niejasne, czy dyplom zdobył później. Bez powodzenia starał się o przywrócenie do szkoły po 1840 r., ale z uwagi na ciążące na nim podejrzenia o kradzieże w internacie oraz tendencje do zadłużania się władze szkolne w Tuluzie pozostały głuche na jego podania. Nie można jednak wykluczyć, że późniejsze starania mogły byś skuteczniejsze, albo dyplom mógł uzyskać w innej placówce. Skądinąd wiadomo, że w 1854 r. był podporucznikiem 2 pułku kozaków sułtańskich, jednocześnie zastępcą pułkowego weterynarza. Z wojska wziął dymisję w 1856 r. (ponownie ze względu na stan zdrowia), przez pewien czas przebywał w Anglii. Ostatecznie jednak wrócił do Tuluzy i zatrudniony był w merostwie, tamże zmarł w podeszłym wieku — 1 kwietnia 1890 r.


IGNACY RUPNIEWSKI


Ignacy Ksawery Aleksy Rupniewski urodził się 9 grudnia 1803 r. w Grzymiszewie w Wielkopolsce, jak podaje baza geneteka. Oznacza to konieczność korekty danych B. Konarskiej (tam data urodzenia 11 grudnia 1799 r. w Grzymiszewie, ale na Podolu) i R. Bieleckiego (podane dwie możliwości: 11 grudnia 1799 r. lub 11 listopada 1803 r., ponownie Grzymiszew na Podolu). M. Tyrowicz nie podał daty urodzenia, ale miejsce mniej więcej tak: „pochodził z Poznańskiego”. Był więc Rupniewski poddanym pruskim, odbywał od 1822 r. służbę w 7 pułku huzarów, w 1826 r. był już podporucznikiem w 3 pułku Landwehry. W kontekście podjętej w wieku 19 lat służby wojskowej, niezależnie od geografii zdarzeń, trudno jest umiejscowić studia na Uniwersytecie Wileńskim, o których pisze B. Konarska (bez podania kierunku). Do powstania listopadowego Rupniewski dołączył w kwietniu 1831 r., walczył jako podporucznik (potem porucznik) kolejno w jeździe podolskiej i w Legii Litewsko-Ruskiej. W lipcu 1831 r. odniósł ranę w prawe biodro w walkach o Majdanek.

Po upadku powstania podjął studia weterynaryjne na Uniwersytecie Wrocławskim. Studia te nie trwały jednak długo, bo już we wrześniu 1832 r. znalazł się we Francji. W 1837 r. naukę w tym kierunku wznowił w szkole w Alfort, ale wydaje się, że i ta próba nie przyniosła powodzenia, czyli uzyskania dyplomu; B. Konarska podaje, że studiował w Alfort tylko przez rok. Nazwisko Rupniewskiego odnaleźć można na listach polskich organizacji emigracyjnych: Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (1833—1836 i ponownie od 1847, łącznie z podpisaniem Manifestu w 1836 r.), Zjednoczenia Emigracji Polskiej (1844), Stowarzyszenia Demokracji Polskiej XIX Wieku (1845). Był także przez rok członkiem Komisji Pomocniczej Narodowego Komitetu Polskiego (do maja 1845 r.). Brak jest informacji o jego dalszych losach na emigracji. Pochodzenie z zaboru pruskiego, a zatem potencjalnie podleganie innym przepisom amnestyjnym, ponadto przygotowanie — choćby częściowe — do zawodu związanego z medycyną, czyni atrakcyjną hipotezę, by identyfikować go z Ignacym Rupniewskim, na przełomie lat 40. i 50. XIX wieku wymienianym jako intendent Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie. Można wyobrazić sobie sytuację, że był on jednym z emigrantów wracających do kraju. Jednak Rupniewski-intendent szpitala warszawskiego pojawia się już co najmniej w 1846 r., a Tyrowicz podaje jeszcze przynależność Rupniewskiego-emigranta do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego w 1847 r. i jego pobyt w Paryżu, chyba więc tezę należy odrzucić.

Wymieńmy pozostałych studentów weterynarii z grona polskich emigrantów popowstaniowych, którzy jednak najpewniej studiów nie uwieńczyli dyplomem:

Julian Karwowski (ok. 1804—1841), w powstaniu podporucznik 4 pułku strzelców pieszych, student weterynarii w Tuluzie od 1834 r. lub 1835 r.

Wincenty Koncewicz (1811-po 1840), w powstaniu żołnierz (nie był oficerem), student weterynarii w Tuluzie w latach 1837—1840, usunięty po drugim roku nauki, być może za brak postępów.

Henryk Stanisław Wojciech Lanckoroński (1810—1897), hrabia, w powstaniu podporucznik 1 pułku jazdy krakusów, dwukrotnie ranny (pod Warszawą i pod Wronowem), odznaczony krzyżem złotym Virtuti Militari, student weterynarii w Lyonie od 1837 r. lub 1838 r. (nie dłużej niż do 1839 r.).

Konstanty Łosiewski (1806—1872), uczestnik sprzysiężenia Wysockiego i Nocy Listopadowej, w powstaniu podporucznik 5 pułku ułanów, ranny pod Ostrołęką i odznaczony krzyżem złotym Virtuti Militari, student weterynarii w Alfort w latach 1835—1836, potem m.in. służył w Legii Cudzoziemskiej i był kapitanem w wojnie francusko-pruskiej 1871 r..

Józef Hipolit Potier (1810-po 1862), w powstaniu podporucznik grenadierów, w 1835 r. student weterynarii w Alfort.

Romuald Ursyn Pruszyński (Prószyński, 1799-po 1842), w powstaniu podporucznik lekkiej artylerii konnej, student weterynarii w Tuluzie w latach 1834—1835 i w Lyonie w 1835 r. lub 1836 r..

Izydor Wincenty Sydor Rawski (1816—1880), w powstaniu podoficer szwadronu Jełowickich (jako 15-latek?), student weterynarii w Alfort w latach 1840—1841, potem m.in. uczestnik wojny krymskiej u boku Czajkowskiego, zmarł w Galicji jako inspektor dróg powiatowych.

Władysław Sabbatyn (1811-po 1846), w powstaniu podporucznik 4 pułku piechoty liniowej, student weterynarii w Alfort w latach 1840—1846, mimo długiego okresu nauki dyplomu nie uzyskał.

Leopold Turowski (1811-po 1850), w powstaniu podporucznik 7 pułku piechoty liniowej, autor poezji, towiańczyk i student seminarium duchownego; nie jest pewne, czy jest identyczny z uchodźcą o tym nazwisku, który uzyskał zgodę na studia weterynaryjne w Alfort w 1845 r., chociaż niespokojny duch i częste zmiany planów życiowych uprawdopodabniają to.

Alfons Adam (Armand?) Zagrodzki (1812—1882?), w powstaniu podporucznik, student weterynarii w Alfort w 1835 r., rok później starał się o przeniesienie do szkoły w Tuluzie.

Franciszek Zamłyński (data urodzenia nieznana — zmarł po 1847), student medycyny na Uniwersytecie Wileńskim, w powstaniu kwatermistrz 10 pułku piechoty liniowej, student weterynarii w Lyonie w latach 1837—1838, usunięty ze szkoły za niepodporządkowanie się regulaminowi.

Czas na pewne podsumowanie poszukiwań lekarzy zwierząt związanych z powstaniem listopadowym. Po uzupełnieniu biogramów i dodaniu kilku nazwisk listę możemy rozszerzyć do piętnastu osób, z pewnym prawdopodobieństwem uwzględniając jeszcze dwie dalsze. Pomijamy przy tym kontrowersyjną osobę Adama Rudnickiego, który z formalnego punktu widzenia mógłby uchodzić za jedynego uczestnika powstania, już będącego lekarzem weterynarii. We wszystkich pozostałych przypadkach mówimy o osobach, które studia weterynaryjne podjęły dopiero po powstaniu. Daleko jednak jest zapewne do zamknięcia tematu, zwróćmy bowiem chociażby uwagę na znamienne zdanie doc. S. Jakubowskiego, przytaczane już we wstępie do tego rozdziału: „Wielu słuchaczy Szkoły Weterynarii w Burakowie brało udział w Powstaniu Listopadowym, co było jedną z głównych przyczyn zamknięcia szkoły 1. I. 1831 r.” Oni też zasługują na odszukanie, zidentyfikowanie i upamiętnienie! [P. Z.].


Natomiast dotychczasowa lista kształtuje się następująco:


1. Leon Dobrzelewski (1812—po 1858)

2. Jan Ginalski (zm. po 1862)

3. Paweł Hryniewicz (1799/1805/1811—1886)

4. Kazimierz Komorowski (1809/1812—po 1874)

5. Paweł Kozarin-Okulicz (1806—1864)

6. Adam Koziełł-Poklewski (1806/1810—1871/po 1877)

7. Edward Lissowski (1812—1842)

8. Leon Łosiewicz (1812—1875)

9. Jan Misiewicz (1802/1804—po 1880)

10. Antoni Pluszczewski (1811—po 1858)

11. Antoni Izydor Purwiński (1811—1872)

12. Ksawery Rozwadowski (1806—1887)

13. Aleksander Studziński (1810—1888)

14. Józef Testori (1807/1811—1868)

15. Mateusz Zawadzki (1809—1862)


Dodatkowo dwóch weteranów, którzy mogli ukończyć studia weterynaryjne:


1. Julian Szczepan Kownacki (1813—1890)

2. Ignacy Rupniewski (1803—po 1847).

3. Lekarze zwierząt — emigranci

Przegląd i uzupełnienia dotyczące lekarzy zwierząt uczestniczących w powstaniu listopadowym — w młodości, jeszcze przed wyborem swojej zawodowej drogi, niejako w naturalny sposób zwróciły uwagę na jeszcze jeden wątek. Niemal wszyscy powstańcy znaleźli swoją przystań na emigracji we Francji, jednak los emigranta nie zawsze wiązał się bezpośrednio z powstańczą przeszłością i okazało się, że również wśród innych uchodźców, z lat nieco późniejszych, byli tacy, którzy zdobyli zawód lekarza zwierząt albo przynajmniej podjęli naukę w tym kierunku. Nie brakowało wśród nich nieprzeciętnych postaci.


JÓZEF MÜLLER


Spośród wszystkich emigrantów, których chcemy przybliżyć w tym rozdziale, Józef Müller zasłużył chyba na miano najbardziej zaangażowanego działacza niepodległościowego, a jednocześnie — mało związanego ze środowiskami emigracyjnymi. Urodzony w grudniu 1820 r. w Piotrkowie Trybunalskim, pochodził z rodziny mieszczańskiej. Piotrków jako miejsce urodzenia Müllera podaje Barbara Konarska, natomiast Marian Tyrowicz wspomina o jego korzeniach galicyjskich. Te sprzeczne informacje można chyba pogodzić jedynie poprzez chronologię zdarzeń: narodziny w Piotrkowie, aktywność w Galicji, w Wolnym Mieście Krakowie. Tam właśnie Müller był weterynarzem okręgowym. Wcześniej uzyskał przygotowanie zawodowe na studiach w Wiedniu.

W Krakowie, poza pracą w charakterze weterynarza, prowadził wraz z braćmi kuźnię. W kuźni tej wyrabiano kosy i piki, używane przez uczestników wydarzeń rewolucyjnych w 1846 r. i 1848 r. Józef Müller był szczególnie aktywny w czasie tych pierwszych wypadków — rewolucji krakowskiej. W lutym 1846 r. dowodził powstańcami w powiecie proszowskim i rejonach nadgranicznych, a przez krótki czas był głównodowodzącym w Krakowie. Był ranny, ale stało się to przypadkowo, z ręki jego własnego brata Michała.

Na emigracji we Francji znalazł się po upadku powstania krakowskiego. Postanowił skorzystać z możliwości zdobycia szerszej wiedzy z zakresu weterynarii i zapisał się do szkoły w Alfort, uzyskując także zapomogę z Towarzystwa Naukowej Pomocy. W tym czasie przystąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, ale po kilku miesiącach, pod koniec sierpnia 1847 r., sąd bratni w Bordeaux skreślił go z listy członków za niepodzielanie zasad Towarzystwa.

Müller nie związał się na dłużej z Francją i polską emigracją. Wraz ze wzrostem napięć towarzyszących Wiośnie Ludów w 1848 r. powrócił do Krakowa. Wszedł w skład Komitetu Narodowego Krakowskiego. To właśnie wydanie broni, wykutych w kuźni Müllerów kos i pik, przesądziło o eskalacji wydarzeń 26 kwietnia 1848 r., kiedy doszło do walk na ulicach miasta z wojskami austriackimi, a następnie do kilkugodzinnego bombardowania Krakowa przez Austriaków.

Dalsze losy Müllera nie są znane. Być może został objęty, podobnie jak większość emigrantów, nakazem opuszczenia Krakowa i wyjechał do Prus, a być może, uznany za obywatela miejscowego, pozostał w mieście i był poddany innym represjom.


MIECZYSŁAW MOSZCZAŃSKI (MOSZCZYŃSKI)


Mieczysław Moszczański (lub Moszczyński) pochodził z Wielkopolski i był z zawodu architektem. Do Francji przybył w 1844 r., początkowo uczył się rysunku technicznego, ale już w 1845 r. rozpoczął naukę w szkole weterynarii w Alfort. Nie wiadomo, czy uzyskał dyplom, być może nie, gdyż Tyrowicz podaje, że mieszkał w latach 1846—1848 w Paryżu. Początkowo przeciwnik Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, 8 maja 1846 r. zgłosił akces do tej organizacji. Na tym informacje na jego temat niestety się urywają.


PROSPER TROCZYŃSKI


Troczyński urodził się w 1812 r. w Warszawie w rodzinie szlacheckiej, podawane jest także inne jego miejsce urodzenia — Siennica koło Mińska Mazowieckiego. Przed 1830 r. miał studiować prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ale nie wymienia go słownik biograficzny studentów tej uczelni z lat 1808—1831 autorstwa Rafała Gerbera. We Francji Troczyński znalazł się w 1832 r., a więc zaraz po powstaniu listopadowym; brak jest jednak jakichkolwiek informacji o jego udziale w tym zrywie narodowym. Nie jest również znana jego ewentualna działalność w organizacjach emigracji polskiej. Wiadomo natomiast, że w 1836 r. podjął naukę w szkole weterynarii w Alfort, ale nie zdołał uzyskać dyplomu. Po dłuższej chorobie zmarł 7 lutego 1838 r.


ADAM, ALEKSANDER I MICHAŁ BRAWACCY


Do tego grona należy zaliczyć także braci Brawackich. Ich sylwetki zostały już przedstawione w rozdziale poświęconym uczestnikom Powstania Listopadowego, gdzie hipotezę o udziale Michała Brawackiego w powstaniu trzeba było odrzucić z uwagi na jego datę urodzenia (1820). Z trzech braci właśnie Michał jest postacią istotniejszą z punktu widzenia dziejów Niepowtarzalnych, o nim bowiem wiadomo, że dyplom studiów weterynaryjnych uzyskał. Adam Brawacki najpewniej jedynie studia te podjął, nie wieńcząc ich dyplomem, bo pracy poszukiwał jako konduktor dróg i mostów. To samo dotyczy najmłodszego z braci Aleksandra, który z kolei wybrał zawód aptekarza.


BONIFACY I TEODOR GOSSELINOWIE


Na emigrację trafili również bracia Gosselinowie, ale dla nich była to szczególna emigracja — równoznaczna z powrotem do kraju przodków, i to nie w bardzo odległym pokoleniu. Ojcem braci był Jan Gosselin, którego możemy odnaleźć na kartach Słownika Konrada Millaka: „Gosselin Jan. Lekarz koni (hipiatra) prawdopodobnie wyszkolony w Szkole Weterynarii Praktycznej w Burakowie przed 1831. W 1839 wykonywał wolną praktykę w Warszawie”.

Fot. Akt małżeństwa Jana Gosselina, nr 60/1809, Archiwum Państwowe w Warszawie, zespół Akta stanu cywilnego gminy warszawskiej IV cyrkułu. Źródło: baza Szukaj w archiwach.

Korzystając z okoliczności, uzupełnijmy nieco ten skromny biogram o garść szczegółów. Z aktu małżeństwa Jana Gosselina, udostępnionego w bazie Szukaj w archiwach dowiadujemy się, że pochodził z miasta Le Vaudreuil w departamencie Eure. Małżeństwo z Joanną Zofią Braun zawarł w Warszawie 6 grudnia 1809 r. i liczył sobie wówczas 30 lat, urodził się zatem najpewniej w 1779 r. Zawód lekarza zwierząt okazuje się w tej rodzinie dziedziczny, bo jego ojciec Franciszek Gosselin, w chwili zawierania przez syna małżeństwa już nieżyjący (matka Angela z domu Proveau jeszcze żyła), był „konowałem”. Tego samego określenia używa się w akcie małżeństwa w stosunku do Jana: „Pułku pierwszego kawaleryi polskiej konował”. Mieszkał Gosselin w 1809 r. przy nieistniejącej współcześnie ulicy Zatyłki w Warszawie (numer 941) w okolicach Koszar Mirowskich. Chyba później dorobił się tam własnego domu.

Z artykułu poświęconego jego córce Emilii Gosselin w Polskim słowniku biograficznym dowiadujemy się, że Jan Gosselin był dyrektorem stadniny rządowej w Janowie Podlaskim. Także we wspomnieniu pośmiertnym o Emilii Gosselin na łamach „Bluszczu” czytamy m.in.: „była córką cudzoziemca, oficera francuzkiego [sic — przyp. P.Z.], który tylko wypadkami 1812 r. do Warszawy zapędzony został, gdzie przecież ożenił się wkrótce z panną Zofią Braun, a pierwszem dzieckiem tego małżeństwa była świętej pamięci Emilia, urodzona 1815 roku, w małym drewnianym dworku macierzystych swych dziadków, gdzie potem cicho zmęczone oczy zamknąć miała. Ojciec jej Jan Gosselin, nie chcąc już wracać do Francyi, wszedł w służbę wojskową w Królestwie, do 1go pułku strzelców konnych pułkownika Prendowskiego, a z krzyżem legii honorowej na piersiach, wysłużywszy lat 10, został dyrektorem rządowego stada koni w Janowie nad Bugiem, i tam przeniósłszy się z rodziną, zabrał z sobą i córkę, gdzie już stale do 1831 roku mieszkała”. W dalszej części tego wspomnienia jest informacja, że po wczesnej śmierci matki, zmarłej w 1829 r., Emilia zajmowała się wychowaniem młodszego rodzeństwa, co dotyczyć może także jednego z interesujących nas braci.

Skrótowo uzupełniając dodajmy, że Emilia Gosselin była nauczycielką, krzewicielką oświaty wśród warszawskich rzemieślników, literatką. Opracowała m.in. Zasady języka polskiego wyłożone praktycznie dla dziewcząt na wzór gramatyki p. Sardou (Warszawa 1847). Jest zaliczana do grupy Entuzjastek, pierwszych polskich feministek bliskich Narcyzie Żmichowskiej. Aktywnie wspierała środowiska patriotyczne w okresie poprzedzającym wybuch powstania styczniowego i w czasie samego powstania. Zmarła w lipcu 1864 r. Przeżył ją sędziwy ojciec, weterynarz Jan Gosselin, który zmarł 19 marca 1865 r.

Po tym przydługim, ale — szczególnie z uwagi na ciekawą osobę Jana Gosselina — istotnym wstępie, czas przybliżyć jego synów-emigrantów. We Francji znalazło się dwóch Gosselinów: Bonifacy Hipolit oraz Teodor.

Bonifacy Hipolit Józef Gosselin urodził się w Warszawie 13 października 1813 r.. Jak wynika z tego, Emilia wcale nie była najstarsza z rodzeństwa, zresztą we wspomnieniu w „Bluszczu” błędna była też informacja o momencie pozostania Jana Gosselina w Polsce (zawarł małżeństwo już w 1809 r., więc nie osiedlił się po wyprawach Francuzów z 1812 r.). Kilka informacji na temat Bonifacego podaje B. Konarska. Nie wiadomo niestety, kiedy znalazł się na emigracji, znana jest natomiast data ukończenia przez niego szkoły weterynarii w Alfort: 1839 r. Pracował później w departamencie Manche, co najmniej do 1858 r.

Teodor Jan Gosselin był młodszym bratem Emilii, on więc ewentualnie mógł być jednym z rodzeństwa, otoczonym opieką siostry. Według B. Konarskiej urodził się 7 lutego 1816 r. w Warszawie, ale dane z Geneteki każą przesunąć jego datę urodzenia o dwa lata: na 6 lutego 1818 r. Późniejsza data urodzenia zdaje się nieco zakłócać logikę chronologii życiorysu, bo według B. Konarskiej Gosselin pracował w Komisji Sprawiedliwości w Warszawie (wydaje się, że musiał w tym celu uzyskać jakieś wykształcenie), ale już w 1836 r., wskutek zaangażowania w spiski rewolucyjne Gustawa Ehrenberga i Aleksandra Wężyka, musiał opuścić Królestwo Polskie. Jego wiek na ten moment — 18 lat — wydaje się dość niski, ale nie niemożliwy. Przyjmując takie założenie można też przypuszczać, że starszy brat Bonifacy wyjechał razem z nim, a może wręcz przeciwnie — sprowadził brata do siebie? W każdym razie Teodor nie od razu podjął naukę w tradycyjnym rodzinnym zawodzie weterynarza, pracował początkowo w Strasburgu w drukarni. W 1841 r. został uczniem szkoły weterynaryjnej w Alfort, potem przeniósł się do analogicznej placówki w Lyonie. Tam jeszcze studiował w roku szkolnym 1844/1845 (swoim czwartym roku nauki), korzystał ze stypendiów polskich organizacji, ale nie wiadomo, czy uzyskał dyplom. Dość prawdopodobne jest, że mu się to nie udało, jako że pracował później w górnictwie w Fécamp (departament Seine-Inférieure). Ze środowiskami emigracyjnymi był związany poprzez członkostwo w Towarzystwie 3 Maja. Jego losy po 1848 r. nie są znane.

A zatem do środowiska emigracji polskiej w okresie po powstaniu listopadowym, chociaż nie z grona samych uczestników walk powstańczych, zaliczyć można trzech lekarzy zwierząt: Józefa Müllera, Michała Brawackiego i Bonifacego Hipolita Gosselina. Józef Müller, za młody na udział w powstaniu listopadowym, walczył w rewolucji krakowskiej 1846 r. oraz dwa lata później w okresie Wiosny Ludów. Ponadto jeden emigrant zmarł w trakcie studiów weterynaryjnych — Prosper Troczyński, a kilku dalszych Polaków studia podjęło, chociaż najpewniej nie uwieńczyło ich dyplomami: Mieczysław Moszczański, Adam Brawacki, Aleksander Brawacki, Teodor Gosselin. [P. Z.].

4. Niezwykła historia zwyczajnej rodziny. Emil Słuszkiewicz /Stewart i Peter Stewart

Rozdział niniejszy rozpoczniemy inaczej niż pozostałe rozdziały z tej książki. Przytoczę kilka maili oraz rozmowy z bohaterem polskiej rodziny osiadłej w Wielkiej Brytanii.

— Szanowny Panie Doktorze — z maila autora do dr. Petera Stewarta — zapoznałem się z artykułem Wytrwałość się opłaca — historia absolwenta lek. wet. Petera Stewarta zamieszczonym w Głosie Uczelni (autor — is) w grudniu 2022 r. przedstawiający niezwykle interesujące losy Pana i Pańskich rodziców. Z artykułu dowiedziałem się, że ukończył Pan Wydział Weterynaryjny na dzisiejszym Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu w 1983 r. Dodam niezbyt skromnie, że właśnie w tym roku obroniłem pracę doktorską na tym Wydziale, a jestem absolwentem z 1977 r. Wydaje się, że w tym roku Pan zaczynał studia we Wrocławiu? Dodatkowo, zainteresowałem się losami rodziny Słuszkiewiczów związku z moimi badaniami losów lekarzy weterynarii z lat II wojny światowej, ze względu na ciekawy życiorys Pańskiego ojca, Emila Słuszkiewicza, studenta weterynarii we Lwowie i podporucznika RAF-u.

Peter Stewart: Pomogę Panu w prezentacji losów mojej najbliższej rodziny.

Po otrzymaniu takiej odpowiedzi przystąpiliśmy do rozmowy, opowieści i wspomnień.


EMIL SŁUSZKIEWICZ

Urodził się 17 marca 1917 r. w Sanoku, s. Jana i Zofii. Po maturze podjął studia weterynaryjne na Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie.

Fot. Zaświadczenie o badaniu lekarskim studentów AMW.

Odbył Obóz Szybowcowy w Ustianowej, na którym 25 sierpnia 1939 r. uzyskał uprawnienia pilota szybowców.

Wybuch II wojny światowej przerwał studia we Lwowie.

Fot. Indeks i strona z Indeksu z Akademii Medycyny
Weterynaryjnej z Lwowa.


Fot. Legitymacja tramwajowa wydana przez AMW we Lwowie.

Emil Słuszkiewicz miał wówczas 22 lata. Po kapitulacji podpisanej przez dowódcę obrony Lwowa gen. Władysława Langera 22 września 1939 r. i aresztowaniu polskich żołnierzy przez Sowietów do pokoju Emila wpadł nagle w nocy kolega Ukrainiec i zdenerwowany niemal krzyczał, by ten szybko uciekał, bo jest na sowieckiej liście do wywózki. Nie zabrał żadnych rzeczy, tylko ubrał się i pospiesznie uciekł. Dzisiaj można powiedzieć, że miał dużo szczęścia i zachował się najlepiej jak wówczas zachować się należało.

Ucieczka trwała przez granicę, a tułaczka przez Węgry. Dotarł do Francji, a stamtąd — po kolejnej klęsce — do Anglii. Wstąpił do Polskich Sił Powietrznych do 307 Dywizjonu Myśliwskiego Nocnego „Lwowskich Puchaczy” w Blackpool (No. 307 Polish Night Fighter Squadron), gdzie odbył szkolenia i przystosowanie do prowadzenia większych samolotów od szybowców.

Fot. E. Słuszkiewicz i jego Odznaka Dywizjonu 307 przechowywana w domu rodzinnym.

Został pilotem samolotów wojskowych w sierpniu 1941 r. Pilotem był raptem przez jeden rok, gdyż polska fantazja ułańska przyczyniła się do utraty tego uprawnienia. Otóż, wśród kolegów w trakcie jednego z licznych spotkań w pubie powstał zakład, że Emil nie przeleci pod mostem na rzece, padła nazwa rzeki… ale zatarła się w pamięci kilkuletniego chłopca. — Tato przyjął zakład — wspomina dr Peter — i oczywiście zakład wygrał. Co uczczono kolejnym spotkaniem w pubie. Wiadomość o sukcesie pilota Emila dotarła do dowództwa i na tym zakończyła się jego kariera jako pilota. Ppor. Emil Słuszkiewicz został przekwalifikowany na radiooperatora i od 2 czerwca 1942 r. zajmował się nawigacją podczas lotów. Przez całą wojnę latał z różnymi pilotami: E. Wojczyńskim, Nowakowskim, K. Ranoszkiem, A. Bedą, Drzazgą, Wieczorkiem, St. Kohutem, Suskiewiczem, Adamsem i in. Ostatni lot podczas wojny Tato odbył 1 czerwca 1945 r.

Fot. E. Słuszkiewicz i E. Wojczyński.

Pozwoli Pan, że opowiem wydarzenie, które niemal zakończyło się tragicznie. Do dzisiaj przechowujemy banknoty zabarwione na czerwono-brunatno-brązowo, które Tato miał przy sobie tamtej nocy. Od początku: pewnej ciemnej nocy wracając po wykonaniu zadania musieli lądować w wodach Atlantyku. Udało się szczęśliwie osadzić maszynę i przystąpili do pompowania pontonu nie zbyt zgodnie z instrukcją uważając, że jest już dostatecznie napełniony powietrzem przerwali pompowanie, kontakt z zimnymi wodami oceanu spowodował, że ponton wyglądał jak sflaczała dętka. Wystrzelili więc flarę ratunkową, która zamoczona wypaliła tuż nad pontonem i wszystko zostało zalane brunatną cieczą. Zostali jednak uratowani.

Fot. Mapa Kanału Bristolskiego, Anglia/Walia [7 października 2006, połączenie mapy CIA World Factbook i danych Demis Map Server, autor: Krzysztof].

Podczas II wojny światowej i walk powietrznych bądź innych zadań zdarzało się często, że do lotniska wracali na oparach benzyny i niekiedy musieli lądować w wodach oceanu. Nie wszystkie takie przygody kończyły się szczęśliwie.

W tym miejscu pozwalam sobie na wstawienie kilku dłuższych cytatów z książki Andrzeja R. Janczaka Przez ciemnię nocy, w których opisane zostały losy bohatera naszego rozdziału. Pierwszy cytat nawiązuje do powyższego wspomnienia:

21. 05. 1943 r. S. 175. Wypadek załogi — E. Wojczyński, E. Słuszkiewicz. Nocą patrol operacyjny wykonywała załoga — F/S pil. Edward Wojczyński i Sgt. radioobs. Emil Słuszkiewicz. Na skutek awarii silników, wodowała przymusowo na kanale Bristolskim, w rejonie Tenby. Szybko zorganizowana pomoc pozwoliła wyłowić lotników w dobrej kondycji, Umieszczono ich na kilka dni w dywizyjnej izbie chorych, pod opieką lekarza — Jana Szlązaka.


Następny cytat:

27.06. 1942 r. S. 119—120. /…/. Godz. 01.45 — 02.35 (28 bm). Załoga Beaufightera — Sgt. pil Edward Wojczyński i Sgt. radioobs. Emil Słuszkiewicz — wystartowała, gdy inne Beaufightery zajęły już miejsca na stole Ops Room — otrzymała więc rozkaz czekania na wysokości 15000 stóp, w rejonie 20 mil na wschód od Exeteru. Ledwie samolot wdrapał się na 10000 stóp, gdy Słuszkiewicz wrzasnął: „Kontakt!”. Naprowadzany przez radioobserwatora, kilkadziesiąt sekund później Wojczyński dostrzegł w świetle księżyca sylwetkę Do-217 (?). Włączył pełny gaz i zaczął nurkować za Niemcem umykającym w dół, tak szybko jak mógł. Po kilku minutach gonitwy, Wojczyński doszedł do szwaba i wtedy właśnie tylny strzelec Dorniera, jako pierwszy otworzył ogień. Polak wyślizgnął się z linii strzału i zrównawszy się wysokością z Dornierem — wypalił z działek. Pierwsza seria była niecelna, druga już bliżej celu, a po trzeciej Wojczyński dostrzegł wybuch na kadłubie. Pokazały się płomienie, strzelec zamilkł i bombowiec pochylił się raptownie do przodu. Po chwili zniknął w niewielkiej ciemnej chmurze na wysokości 3000 stóp. Była godz. 02.10, rejon — 20 mil na płd. od Seaton. Wojczyński rozejrzał się po kabinie — przyrządy wskazywały przegrzanie silników. Z duszą na ramieniu zawrócił więc w stronę lądu, postanawiając sobie w przyszłości zachować większą rozwagę (na ziemi otrzymał burę od dowódcy eskadry). Słuszkiewicz wciąż śledził ekran Al., na którym znacznik Dorniera rozdzielił się na dwie części. Wkrótce obydwa punkciki znikły… Mimo to, załodze Wojczyńskiego przyznano tylko uszkodzenie /…/.


Kolejny cytat: S. 136. /…/ Dowódca eskadry A-S/L pil. Władysław Różycki zameldował gen. Sikorskiemu dywizjon 307 (oficerów, podoficerów i szeregowych). Następnie przystąpiono do podniesienia polskiej flagi lotniczej. Kompania honorowa (dowódca — por. radioobs. Jerzy Lewandowicz) prezentowała broń, orkiestra dęta polskich wojsk lądowych (Pierwsza Brygada ze Szkocji) odegrała Mazurka Dąbrowskiego, a następnie przy dźwięku fanfary, wciągnięto flagę na maszt. Gdy umilkł hejnał gen. Sikorski ruszył do przeglądu wyprężonych w dwuszeregu lotników dyonu. /…/. O godz. 12.10 rozpoczęła się dekoracja personelu 307 polskimi odznaczeniami bojowymi. Przypinał je personelowi latającymi Naczelny Wódz PSZ gen. Sikorski (podawał z pudełka — S/L kpt. pil. Władysław Jan Nowak z Inspektoratu PSZ). Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari otrzymali — F/S st. sierż. pil. Bolesław Turzański i Sgt. plut. radioobs. Henryk Ostrowski; Krzyż Walecznych — F/S plut. radioobs. Jan Wożny, S/L por. pil. Karol Ranoszek, Sgt. kpr. radioobs. Jerzy Trzaskowski, F/O por. pil. Stanisław Szablowski, F/O por. pil. Mieczysław Pietrzyk, F/O por. pil. Stefan Podgórski, Sgt. sierż. pil. Edward Wojczyński, Sgt. kpr. radioobs. Emil Słuszkiewicz… /…/.


Czwarty opis:

20. 08. 1943 r. S. 199—200. Wypadek załogi — K. Ranoszek, E. Słuszkiewicz

Dowódca eskadry B dywizjonu 307 S/L Karol Ranoszek /…/ został przesunięty z linii frontu. Otrzymał pracę sztabową w 10 Grupie Myśliwskiej /…/. Ranoszek mógł utrzymywać stały kontakt służbowy ze swoim oddziałem. Przyjeżdżał doń od czasu do czasu, by polatać nieformalnie na Mosquicie. Oficjalnie nie figurował już na etacie 307, więc nie można mu było przydzielić wolnego samolotu, toteż obrał inną drogę ominięcia przepisów. Mianowicie zastępował któregoś z pilotów wyznaczonych na operację pod pozorem niedyspozycji zdrowotnej tamtego. Tego dnia Ranoszek poleciał za F/S Edwarda Wojczyńskiego z jego radoobserwatorem F/S Emilem Słuszkiewiczem, prowadząc na operację „instep” klucz Mosquitów. Pech zrządził, że w czasie powrotu nad Kornwalię nadciągnęła warstwa gęstej mgły przyziemnej otulając szczelnym całunem m.in. lotnisko Predannack. Z powietrza widać było jedynie końce masztów stacji oraz rękaw wieży kontroli lotów. Obsługa lotniska nie traciła czasu. Na początku i na końcu drogi startowej zapalono naoliwione szmaty. Wydzielały gęsty, czarny dym, który przebijając się przez mgłę oznaczał odległości obszaru lądowania. Piloci krążyli nad dymiącą strefą, kolejno schodząc do lądowania. Gdy przyszła pora na Ranoszka, mgła jakby zgęstniała, tłumiąc efekt płonących szmat. Ranoszek, pozbawiony ostatnio treningu, przyziemił Mosquita za daleko. Widząc dym kończący drogę startową, za którą 200 m dalej ustawiona była zapora z drutu kolczastego, Ranoszek wcisnął hamulce i prawą nogą kopnął raptownie ster kierunku powodując, że samolot z potwornym rykiem zakręcił w prawo i podwozie upadło. Gdy do Mosquita podjechała straż pożarna, Ranoszek wyszedł z kabiny, zdjął kominiarkę i uśmiechnął się zakłopotany, drapiąc się w głowę. Samolot był uszkodzony, ale załoga wyszła z opresji bez szwanku.

Jeszcze kilka zdań tego samego autora ale opublikowane w serii z Żółtym Tygrysem Puchacze czuwają w mroku:

S. 89—90. /…/. Na pierwszej odprawie personelu latającego oficer taktyczny stacji Predannack, Brytyjczyk, wyjaśnił na czym będzie polegała praca załóg: Statki z artykułami żywnościowymi, z wojskami i z amunicją przepływają Atlantyk. Są to nasze statki. Nieprzyjaciel wysyła przeciw nim swoje okręty podwodne. Przeciw tym okrętom my wysyłamy nasze Sunderlandy i Wellingtony. Przeciw Sunderlandom i Wellingtonom oni wysyłają swoje Junkersy i Messerschmitty. Przeciw Ju-88 i Me-110 my wysyłamy nasze Beaufightery i Mosquita. Przeciw Beaufigterom i Mosquitom nieprzyjaciel wysyła Focke Wulfy. Przeciw Focke Wulfom my zaczniemy wysyłać w krótce Tempesty i Mustangi. To by było wszystko. Teraz wiecie, panowie, czego macie szukać i czego unikać”.

Dwa tygodnie później, 22 sierpnia 1943 roku, dywizjon 307 poniósł pierwszą stratę w walce powietrznej. Rano, w godzinach 8.30—10.05, wyruszyły nad Atlantyk cztery samoloty Mosquito z załogami: kapitan pilot Maksymilian Lewandowski i porucznik radiooperator Czesław Krawiecki, porucznik pilot Jerzy Pełka i sierżant radioobserwator Mieczysław Zakrocki, starszy sierżant pilot Edward Wojczyński i sierżant radioobserwator Emil Słuszkiewicz oraz sierżant pilot Tadeusz Eckert i porucznik radioobserwator Konrad Małuszek.

Na współrzędnych geograficznych 49.94 N — 06.50 W samoloty, lecące na wysokości 100 stóp nad wodą, zostały zaatakowane przez cztery myśliwce Focke Wulf. Pierwsza seria poszybowała w kierunku prowadzącego, ale dzięki przytomności umysłu porucznika Krawieckiego kapitan Lewandowski poderwał maszynę i pociski przeszły pod płatem. Pozostałe maszyny wykonywały uniki, przyjmując za dowódcą kurs powrotny do bazy. Niestety jedna seria dosięgła samolot pilotowany przez Tadeusza Eckerta. Mosquito zapalił się i runął do morza.

Kapitan Lewandowski, dowódca eskadry „B” ciężko przeżywał śmierć swego podwładnego i przez kilka dni chodził jak struty. Nie przemawiały do niego argumenty, że „Moskit” ma szansę z „Foką” tylko w ucieczce i że sam ledwie wyszedł z życiem z tamtego spotkania /…/.

Fot. Godło Polski zdjęte z czapki.

Emil Słuszkiewicz uczestniczył w najważniejszych operacjach jako podporucznik radiooperator. Dywizjon 307 „Lwowskich Puchaczy” brał udział w najważniejszych operacjach RAF-u: obrona ujścia rzeki Mersey, obrona Exeteru, bitwa o Atlantyk, bitwa o Niemcy, bitwa o Anglię „Anti-Diver” (obrona przed V-1), operacja „Market Garden”, udział w inwazji na Niemcy. W katedrze w mieście Exeter znajduje się Tablica pamiątkowa poświęcona lotnikom Dywizjony 307, którzy skutecznie bronili miasto przed bombowcami niemieckimi w 1942 r.

Oficjalnie zaliczone ma — wraz z pilotem Edwardem Wojczyńskim — zestrzelenie w nocy z 27/28 w czerwcu 1942 niemieckiego samolotu Dornier Do 217. Emil Słuszkiewicz dwukrotnie został odznaczony Krzyżem Walecznych.


Fot. Drugi z prawej strony Sgt. kpr. radioobs. Emil Słuszkiewicz (fot. z Przez ciemnię nocy).


— Koniec wojny i co dalej? — kontynuowałem temat.

P. Stewart: — Tato opuszcza wojsko i postanawia dokończyć studia weterynaryjne. Udaje się do Edynburga na Akademickie Studia Medycyny Weterynaryjnej. Ukończył Royal (Dick) Veterinary College.

O tamtych latach Komisji Akademickiej opowiedział R. Terlecki: Wykłady organizowane przez Komisję˛ trwały do końca roku akademickiego 1945/46. Korzystało z nich w tym czasie 13 studentów II roku, 7 studentów III roku, 2 studentów IV roku oraz 2 studentów V roku studiów. Polscy studenci III, IV i V roku zostali w nowym roku akademickim przyjęci jako studenci odpowiednich lat Royal (Dick) Veterinary College, przyjęto również indywidualnie kilku studentów II roku, ale pozostali musieli zrezygnować ze studiów. W lecie 1946 r. Komisja otrzymała wypowiedzenie dotychczas zajmowanych pomieszczeń i w kwietniu 1947 r. musiała opuścić College. Profesora Rungego, który przewodniczył Komisji od czasu jej powstania, zastąpił prof. Gutowski, który sprawował funkcję przewodniczącego od 1 lutego do 1 października 1946 r. /…/. Ostatnim przewodniczącym Komisji, pełniącym swoje funkcje, już w okresie likwidacji tej placówki (od stycznia 1947 r. do października 1948 r.), był docent S. Mglej. Spośród członków Komisji do Polski wrócili profesorowie Runge, Kulczycki, Olbrycht i Gutowski, a także wykładowcy Dowgiałło, Jastrzembski i Preibisch. Spośród 23 absolwentów, którzy otrzymali wydane przez Komisję dyplomy lekarza weterynarza, nikt nie wrócił do kraju; większość znalazła pracę na terenie Wielkiej Brytanii, 4 wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych, 3 do Kanady a 1 do Południowej Afryki.

— W Edynburgu podczas podróży komunikacją miejską nastąpiło zapoznanie się Pańską mamą…

— Tak. Mama Krystyna z domu Stefczyk ur. w 1927 r. w Warszawie. — Na moje zdziwienie, gdy padło nazwisko Stefczyk, zauważył. — Właśnie, to ten Stefczyk od Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Pożyczkowych. Franciszek Stefczyk to mój pradziadek. Dowiedziałem się o tym dopiero kilka lat temu.

— Dr Emil Słuszkiewicz zmienia nazwisko, na prostsze i bardziej angielskie, Stewart.

— Tak. Po studiach Tato miał trudności ze znalezieniem pracy w zawodzie, a szczególnie z obco brzmiącym nazwiskiem. Po długich poszukiwaniach otrzymał pracę dla angielskiego lekarza weterynarii tylko dzięki temu, że on też był wojskowym i rozumiał sytuację ojca. To właśnie ten lekarz poradził ojcu zmienić nazwisko na łatwiejsze do wymówienia. I tato po czterech latach otworzył własną praktykę weterynaryjną w Dudley pod nazwiskiem Stewart i do dnia dzisiejszego tak ta lecznica się nazywa: Stewartvets. Przy okazji leczył zwierzęta w miejscowym ZOO, następnie całkowicie poświęcił się pracy w ogrodzie zoologicznym, gdyż pojawiła się tam coraz szersza kolekcja zwierząt egzotycznych (lwy, tygrysy, słonie, żyrafy, niedźwiedzie, małpy, pingwiny, żółwie itd.).

Mamy wiele fotografii z tamtego okresu pracy Taty. Na przykład — jak Tato odbiera poród u żyrafy czy przy współpracy z przyjacielem stomatologiem wypełnia ubytek w ciosie słonia.

Fot. Lek. stomatolog Stanisław Migocki i lek. weterynarii
E. Stewart leczą ubytek w ciosie słonia.



Fot. Tryptyk fotograficzny pomocy porodowej udzielanej żyrafie przez dr. E. Stewarta. Mamy zwisające łożysko i wywiązane nóżki, trwa jeszcze podciąganie głowy i wyprostowywanie długiej szyi…


Fot. Operacja u żółwia.

— Rodzina Emila i Krystyny Słuszkiewiczów/Stewartów powiększa się…

— Na świat przychodzi czterech chłopców — Michał, Piotr, Filip i Paweł oraz siostra Katarzyna.

— A teraz kilka dłuższych zdań o kolejnym lekarzu weterynarii z rodziny Słuszkiewiczów/Stewartów, po prostu o Peterze, o Panu.

— O. K. Urodziłem się w 22 stycznia 1953 r. w Dudley. Zaraz po maturze chciałem pójść w ślady ojca i starałem się o przyjęcie na weterynarię w Londynie. Jednakże bez sukcesu. Nie chcąc rozpaczać i zmarnować roku zacząłem studiować rolnictwo. Studia ukończyłem ale ciągle myślałem o weterynarii. Kolejna próba i podkreślenie mojego wieku, że 23 lata to zbyt poważny wiek by rozpoczynać studia weterynaryjne… Wydawało się, że to już koniec z marzeniami o dyplomie lekarza weterynarii. Przecież od najmłodszych lat towarzyszyłem Ojcu przy wielu zabiegach profilaktycznych i leczniczych. W wieku 9 lat — gdyby prawo zezwalało — mógłbym samodzielnie przeprowadzić np. histerektomię u suczki. Podczas przyjęcia wigilijnego w rozmowie z przyjaciółką z polskiej rodziny dowiedziałem się, że jest dla mnie nadzieja, że można studiować weterynarię w Polsce. W Konsulacie Polskim informacja ta została potwierdzona.

— Nie znał Pan jednak zbyt dobrze języka polskiego, by móc w nim podjąć naukę…

— Właśnie. Dlatego wybrałem kurs przygotowawczy w Toruniu. Trwał trzy miesiące. A następnie roczny kurs języka polskiego w Krakowie. Poznałem wówczas wielu Polaków, zwiedziłem kraj i przy okazji Rosję i inne kraje bloku wschodniego. Mógłbym o tym okresie napisać bardzo pasjonującą książkę. Na studiowanie weterynarii wybrałem Wrocław, nie tylko że to bardzo piękne miasto ale w pobliskiej Oleśnicy mieszkali moi krewni, ciocia i wujek.

— Zamieszkał Pan w Oleśnicy?

— Nie. Otrzymałem miejsce w Domu Studenckim Centaur przy ul. Grunwaldzkiej we Wrocławiu, w pokoju trzy-osobowym. Pokój nr 102 mieścił się na I piętrze.

— Pozwoli Pan, że wtrącę swoje trzy grosze. Ja przecież przez 4 lata studiów mieszkałem w pok. 102 w Centaurze, chyba jeszcze rok przed Pana przybyciem. Czy to możliwe? Dziwny zbieg okoliczności?

— W tym pokoju mieszkałem półtora roku i przeniosłem się do wynajętego mieszkania przy ul Reja. Bardzo sympatycznie wspominam cały okres studiów, kolegów i profesorów. Wymienię nazwiska większości z moich profesorów, by chociaż na chwilę ich wspomnieć. Niestety wielu z nich już nie ma wśród nas. Pamiętam: prof. A. Banta — nie miałem z nim zajęć ale spotkałem kiedyś na ulicy. Wspaniała osobowość. Profesor z uczelni lwowskiej; prof. P. Wyrosta. Miałem u niego drugi termin, gdyż według dr A. Arłamowskiej-Palider nie wymieniłem wszystkich mięśni kręgosłupa i na pytanie czy zdałem, uzyskałem odpowiedź, że mam się zgłosić jutro do Pana Profesora. A prof. uchylił drzwi wystawił indeks i dodał: zobaczymy się we wrześniu. Podczas drugiego terminu usłyszałem od Profesora następujące wyjaśnienie, będziesz ambasadorem uczelni w Anglii i musisz być lepszy od innych. Dobrze wspominam: prof. M. Kuprowskiego, prof. A. Skórskiego, prof. L. Grzywińskiego, prof. T. Garbulińskiego, prof. Cz. Kaszubkiewicza, prof. Br. Gancarza, prof. T. Janiaka, prof. R. Badurę, prof. Załuckiego, prof. Zb. Samborskiego, prof. St. Karpiaka, doc. L. Kossobuckiego (chyba nie był jeszcze profesorem), prof. H. Balbierza, prof. J. Presia, prof. B. Nowickiego, prof. M. Mazurkiewicza, doc. Z. Radziwolskiego.

Miałem problem z zajęciami wychowania fizycznego. Często nie trafiałem na te zajęcia i przez cały tydzień musiałem nadrabiać opuszczone godziny. Pewnego dnia otrzymałem wezwanie od dziekana P. Wyrosta. Okazało się, że muszę zdać przedmioty, które miały być zaliczone z wcześniejszych studiów rolniczych. Nie było większego problemu… Niewątpliwie opuściłem wielu wykładowców — profesorów, docentów czy asystentów, którzy uczestniczyli na uczelni wrocławskiej w ukształtowaniu przyszłego lekarza weterynarii. To tylko przez chwilowe zapomnienie. Przepraszam ich i rodziny czy znajomych.

— We Wrocławiu poznał Pan dziewczynę, która zawładnęła Pana sercem i jesteście razem. Proszę przybliżyć Pańską żonę.

— Elżbieta studiowała weterynarię także we Wrocławiu. Uzyskała dyplom lekarza medycyny weterynaryjnej. Pobraliśmy się we Wrocławiu w USC 5 czerwca 1984 r. Po roku mieliśmy drugi ślub już w Anglii 15 czerwca 1985 r. Ślub kościelny. Po przyjeździe do Anglii musiałem nostryfikować dyplom lekarza. Egzamin był 5-dniowy teoretyczny i praktyczny. Na 16 zdających dyplom nostryfikowano tylko 3 lekarzom weterynarii. Znalazłem się w tej grupie.

Przejęliśmy praktykę Ojca. Pracowaliśmy razem prowadząc dwie praktyki w tym całodobowa opieka nad zwierzętami dla Zoo w Dudley.

Fot. Elżbieta Stewart z orangutanem i lwem podczas zabiegu.

W naszej rodzinie urodziła się trójka dzieci: Łukasz w 1988 r., Mateusz w 1992 r. i Aleksandra w 2001 r. Mateusz skończył studia Biomedyczne i jest magistrem biomedykiem w dziedzinie immunologii. Łukasz jest lekarzem psychiatrą pracuje w Warszawie, a Ola aktualnie studiuje na 5 roku medycyny na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu. Tato, Emil, zmarł 30 czerwca 1998 r.

— Pozwoli Pan, że dla odpoczynku po tylu faktach, przytoczę kilka zdań o Pańskich doświadczeniach w pracy ze zwierzętami egzotycznymi z artykułu opublikowanego w Głosie Uczelni w 2022 r. (autor is).

— O.K.

„To ekscytująca praca, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Przez lata mieliśmy wiele zarówno zabawnych, jak i przerażający historii, że trudno je wszystkie przytoczyć. Ale pamiętam, jak uciekły nam pantera śnieżna i lew morski. Oczywiście nie w tym samym czasie. Ale całkiem zabawne było odbieranie telefonów o lwie morskim „przechadzającym się ulicą”. Na szczęście zatrzymaliśmy oba zwierzęta zanim komukolwiek stała się krzywda — mówi dr Stewart. — Miałem też raz spotkanie twarzą w twarz z tygrysem Filon z Warszawy, po tym, jak środek usypiający za wcześnie przestał działać, a byłem jeszcze w trakcie pobierania próbek krwi — dodaje, mówiąc, że choć tygrys to niebezpieczne zwierzę, to nie jest najtrudniejszym pacjentem lekarzy weterynarii. Tytuł ten należy do żyraf, bo trudno się do nich zbliżyć. Wydają się dość przyjazne, gdy się je karmi, ale są dość nieprzewidywalne, gdy podchodzi się zbyt blisko. Przepisy bhp nie pozwalają nam już wchodzić do wybiegów, gdy chodzą po nich zwierzęta, więc uspokojenie żyrafy z daleka jest trudne. Musimy upewnić się, że nie zranią się poważnie, gdy upadną. Dlatego zwykle układaliśmy siano wokół ich wybiegów. Na szczęście ci pacjenci nie potrzebowali poważnej opieki weterynaryjnej zbyt często. Grzecznymi pacjentami były słonie — to zasługa ich trenera, który je nauczył dzielnie znosić m.in. zastrzyki, czy pobieranie krwi bez usypiania. Za to szympansy okazało się nie są tak słodkie i niewinne, na jakie wyglądają. Są bardzo niebezpieczne i choć wydają się przyjazne, są niezwykle fałszywe. Nigdy nie ufajcie szympansowi, przenigdy. Mogą was nawet zabić, gdy tylko nadarzy się okazja — ostrzega lek. wet. Peter Stewart, dodając, że przyjemniej się pracuje z innymi małpami człekokształtnymi, takimi jak goryle i orangutany, które bywają spokojniejsze, choć nadal bardzo niebezpieczne /…/.

— Wracajmy do Pańskiej czy raczej rodzinnej praktyki. Po 36 latach praktyki weterynaryjnej podejmujecie Państwo decyzję o jej sprzedaży. W rozmowie wcześniejszej wspominał Pan Doktor, że im człowiek starszy tym mniej sił, coraz trudniej wstaje się nocą do trudnych zabiegów a młodzi lekarza weterynarii robią wszystko, by praca ich kończyła się o 17.00. Ale jeszcze przez półtora roku pomaga Pan Doktor w prowadzeniu tej praktyki i w 2022 odchodzi całkowicie na zasłużoną emeryturę. A co teraz?

— Teraz to nadrabianie zaległości, na które nie starczało wcześniej czasu. Książki. Małe remonty w domu. Żona zajmuje się ogrodem. Przygotowuję wykłady, do wygłoszenia których zostałem zaproszone przez prof. dr hab. Niedźwiedzia do Wrocławia… Na brak zajęć i obowiązków nie narzekam.

5. Czterech Buckiewiczów lotnikami w PSP w II Wojnie Światowej. Trzech braci. Jeden z nich lekarzem weterynarii. Jerzy Buckiewicz

Rodzina Buckiewiczów była związana z majątkiem rodzinnym Bednarówka w obwodzie kamienieckim na Podolu. Tutaj, w rodzinie Ksawerego i Stanisławy z domu Harsdorf, urodziło się trzech chłopców — Jerzy, Sewer i Tomasz (ostatni urodził w Kamieńcu Podolskim).

Chociaż są pewne niejasności w tej materii — Sewer miał urodzić się we września 1917 r. a po czterech miesiącach, w styczniu 1918 r., Tadeusz?

Wcześniej w Bednarówce na świat przyszedł ich ojciec Ksawery i stryj Antoni. To Antoni zaszczepił młodym chłopcom zainteresowanie lotnictwem. W trudnych chwilach naszej ojczyzny — w drugiej wojnie światowej — cała czwórka podjęła decyzję o wstąpieniu do polskiego lotnictwa w Anglii, do Polskich Sił Powietrznych — PSP.

Fot. Orzełek Polskich Sił Powietrznych.

Zanim opowiemy o losach młodych Polaków wspomnimy w kilku zdaniach o ich stryju Antonim Buckiewiczu, który był pilotem.

Urodził się 20 maja 1887 r. w Bednarówce. Do gimnazjum uczęszczał w Kamieńcu. Następnie studia inżynierskie w Belgii. O latach walki o wolność Polski od 1920 r. Antoniego Buckiewicza opowiada Konrad Rydołowski na stronie niebieskaeskadra.pl [dostęp 20.09.2023]: /…/. Na początku 1920 r. zdał dowodzenie 11. eskadrą obejmując wyższe stanowisko dowódcze. Po dwóch miesiącach służby na Froncie Pomorskim otrzymał przeniesienie na dowódcę I. Wielkopolskiej Grupy Lotniczej (późniejszego VII. dywizjonu lotniczego). W tym czasie był szefem lotnictwa Frontu Południowego. W czasie operacji warszawskiej był szefem lotnictwa 2. Armii. 20 października otrzymał awans na stopień podpułkownika. 22 listopada 1921 r. rozpoczął pracę na stanowisku komendanta Oficerskiej Szkoły Obserwatorów Lotniczych w Toruniu. 11 marca 1922 r. został dowódcą 1. Pułku Lotniczego. Ten stacjonował w Warszawie. Na tym nowym stanowisku został zatwierdzony 10 kwietnia 1925 roku. W międzyczasie 2 kwietnia 1924 roku otrzymał awans na stopień pułkownika. Po Przewrocie Majowym zdał obowiązki dowódcy 1. Pułku Lotniczego pułkownikowi Sendorkowi /…/. W 1928 r. został przeniesiony na emeryturę.

Po wybuchu II drugiej wojny światowej zgłosił się do służby w lotnictwie. Podobnie jak wielu lotników przez Rumunię dostał się do Francji. Zajmował stanowisko w sztabie Naczelnego Wodza generała Władysława Sikorskiego. Po zakończeniu wojny światowej wyemigrował do Kanady. /…/. Zmarł 26 maja 1954 r.

Dodajmy, że 14 września 1922 r. otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari.


JERZY BUCKIEWICZ

Fot. J. Buckiewicz — https://listakrzystka.pl/buckiewicz-jerzy
[dostęp 25.09.2023].

Urodził się 14 października 1915 r. w Bednarówce, s. Ksawerego i Stanisławy z d. Harsdorf. Po szkole średniej podjął studia na Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie, które przerwał wybuch wojny obronnej 1939 r. Wcześniej odbył kurs szybowcowy w Bezmiechowej koło Leska u podnóży Gór Słonnych. Krótko po wkroczeniu Sowietów w granice Polski opuścił kraj i poprzez Francję dotarł do Anglii, gdzie wstąpił do armii polskiej do sił powietrznych. Po odbytych szkoleniach jako porucznik bombardier zaangażowany został do 300 Dywizjonu Bombowego im. Ziemi Mazowieckiej.

Niemal identyczną drogę do polskich sił powietrznych (PSP) w Wielkiej Brytanii opisaliśmy w poprzednim rozdziale Niezwykła historia zwyczajnej rodziny. Emil Słuszkiewicz. Bohater tamtego rozdziału ukończył studia weterynaryjne w Edynburgu. A Jerzy Buckiewicz?

O zdarzeniach wojennych porucznika bombardiera Jerzego Buckiewicza opowiada Tadeusz Dytko w książce Liberatorem do Polski: Dywizjon 300 był pierwszym dywizjonem bombowym jaki powstał na terytorium Wielkiej Brytanii. W 1942 r. znany był w RAF-ie jako jedna z najbardziej zasłużonych jednostek bombowych alianckich sił zbrojnych. /…/. Bombowce trzechsetnego atakowały fabryki broni i amunicji, mosty na Renie, stalownie i huty… porty morskie, zapory wodne, rafinerie /…/. Luftwaffe dziesiątkowały szeregi RAF-u. Załogi strąconych maszyn ginęły przeważnie w płomieniach, rzadko ratowały się skacząc ze spadochronem. Jeżeli lotnicy przeżyli, zazwyczaj trafiali do obozów jenieckich. W połowie wojny straty lotnicze po stronie brytyjskiej były olbrzymie. /…/.

S. 97—98. Obaj sączyli podłą whisky rozcieńczoną wodą mineralną. Milczeli. Szukali pilota. Franciszek Kot spoglądał w okno, w daleki horyzont, na krańcach którego rozciągała się ciemna płyta lotniska. Czeppe namiętnie palił papierosa i nerwowo podrzucał pudełkiem zapałek. Żadna kandydatura nie przychodziła im do głowy. Decyzję należało podjąć natychmiast, w najgorszym razie za dzień lub dwa. Zazwyczaj pilot dobierał sobie pozostałych członków załogi. W tym wypadku stało się inaczej. Żaden z pilotów ich nie chciał. Postanowili więc sami poszukać odpowiedniego na to stanowisko człowieka. Ktoś podsunął kandydaturę Janka Cholewy. Postanowili go odnaleźć. Nie mieli z tym większych trudności. Janek miał na sobie battle dress i furażerkę, ręce po łokcie usmarowane czarną mazią. Był niewiele wyższy od przedniego koła bombowca. Miał twarz młodzieńca zbyt wcześnie rzuconego w wir dorosłości i piękne czarne oczy. — Taki mały pilot? — bąknął pod nosem nawigator Kot. — Przecież to jeszcze dzieciak. — Podobno jest dobry — powiedział radiotelegrafista Czeppe. — Tak mówili w dowództwie bazy. Ale czy to prawda? Sam nie wiem, co o tym myśleć. — A mamy inny wybór? Janek zgodził się od razu. Było ich więc trzech. Przez tydzień latali Wellingtonem. Rola Cholewy sprowadzała się do obserwacji. Pilotował kpt. pilot Liszka. Janek słuchał uważnie słów instruktora. Po tygodniu zajął miejsce pierwszego pilota. Minęło kilka dni. W dalszym ciągu załoga nie miała strzelców pokładowych. Ale i z tym wkrótce uporali się, bowiem Zygmunt Januszkiewicz i Jerzy Buckiewicz zameldowali się na stanowisku parkowania samolotu akurat w momencie, kiedy lotnicy winni się zgrywać w powietrzu w załogę.

— Chcemy do was! — obaj starali się przekrzyczeć pracujące na wolnych obrotach silniki samolotowe /…/.

S. 99. /…/. Jerzy Buckiewicz był studentem weterynarii, miał też ukończony kurs szybowcowy w Bezmiechowej. Kiedy znalazł się w Wielkiej Brytanii, koniecznie chciał zostać pilotem wojskowym. Niestety, ze względów zdrowotnych odpadł w trakcie szkolenia wstępnego. Pozostał jednak w lotnictwie. Przeszedł ostrą szkołę ognia bombardierów. W załodze Janka Cholewy powierzono mu obowiązki przedniego strzelca, który w czasie bombardowania automatycznie przejmował rolę bombardiera. W wyjątkowych sytuacjach mógł pomagać pierwszemu pilotowi, zajmując fotel drugiego pilota. Jego umiejętności pilotażowe przydały się szczególnie w okresie, kiedy ze względów oszczędnościowych w załogach bombowych latających na Wellingtonach skasowano etat drugiego pilota. Teraz było ich już pięciu. Cała załoga. Mogli przystąpić do najważniejszej fazy szkolenia w Bramcote — wspólnych lotów /…/.

S. 100. /…/. 22 listopada Zdzisław Czeppe obchodził urodziny. Cała załoga wybrała się do solenizanta z życzeniami. Zamiast przyjęcia urodzinowego zaplanowano skromną kasynową kolację. Tak miało być. Tak zaplanowali. Ale wojna ma swoje prawa. W drzwiach kasyna stanął dyżurny lotniska. Wzrokiem poszukał załogi Cholewy. Gdy ją dostrzegł, zbliżył się i głosem służbowym przekazał rozkaz oficera operacyjnego bazy. — Proszę natychmiast zgłosić się w sali odpraw! — wychrypiał na całe gardło. Załogę Cholewy przywitał major w towarzystwie dowódcy eskadry i kilku niższych oficerów z dowództwa. Rozmowa była zwięzła i bardzo krótka. Typowo wojskowa. Chrzest bojowy w Bomber Command! Mapa Europy pocięta liniami i kolorowymi strzałkami. Wskaźnik dowódcy eskadry krążył po płótnie w okolicach czarnych drukowanych liter: Paryż. — Będziemy bombardować? — zapytał z ogromnym zainteresowaniem Janek Cholewa. — Nie. Propaganda, broszury, ulotki. To wasze zadanie na dzisiejszą noc — padła odpowiedź. /…/.

S. 101. /…/. Jerzy Buckiewicz przestrzeliwał karabiny maszynowe, a Zdzisław Czeppe włączył odbiornik radiowy. Rozgłośnia BBC nadawała nocny program rozrywkowy. Grała amerykańska orkiestra Glenna Millera. Wspaniały prezent urodzinowy, pomyślał. Nigdy przed wojną nie przypuszczał, że kiedyś w taki właśnie sposób przyjdzie mu spędzać wieczór urodzinowy /…/.

S. 122—123. /…/. Buckiewicz i Januszkiewicz, jak myśliwi wypatrujący zwierzyny, nieruchomo tkwili przy sprzężonych karabinach maszynowych. Przyzwyczajone do ciemności oczy dostrzegały na niebie wiele szczegółów; identyfikowały sylwetki samolotów, rozróżniały rodzaje ognia zaporowego i całkiem dobrze orientowały się w trudnych warunkach pogodowych. Wellington leciał nad Półwyspem Bretońskim. — Lotnisko nocnych myśliwców! Skręć o dziesięć stopni w lewo — informował nawigator. Pilot zmienił kurs. Maszyna ślamazarnie poddała się jego woli. Janek czuł, że kombinezon przykleja mu się do pleców. W kabinie było gorąco. A może być jeszcze goręcej, pomyślał. Wszystko zależy od artylerii przeciwlotniczej wroga. I znowu cyfry, wyliczenia, meldunki. Tylko o tym trzeba teraz myśleć. Los pilota, całej załogi, los maszyny — spojone są ze sobą niewidzialnymi nićmi na dobre i złe. Janek, zamyślony, nie zauważył, iż w dole pod samolotem zrobiło się jasno jak w dzień. — Uważaj! — ostrzegł strzelec Jerzy Buckiewicz. — Reflektory nas szukają po niebie. Długie włócznie światła oślepiły Janka. Szperały w ciemnościach. Płynęły wysoko nad Wellingtonem. Bombowiec leciał tuż przy ziemi. Załoga rozpoznawała w ciemności stanowiska artyleryjskie. Rozległy się pojedyncze strzały. Zawtórowały im działka szybkostrzelne. — Silny ogień na trzeciej! — informował tylny strzelec Zygmunt Januszkiewicz /…/. Miny już sięgają powierzchni morza, gdy zabłąkany pocisk trafia w lewy silnik Wellingtona. Samolotem zarzuca. Krótki błysk. Zaraz potem czarny dym obejmuje lewą stronę maszyny. Lecz na tym nie koniec. Długa seria z karabinu maszynowego przelatuje po części czołowej kabiny. Na rozwalonej szybie pokazują się krople krwi. Pilot jest ranny w brzuch. Ostatkiem sił trzyma ster. Ogień obejmuje cały samolot. Pozostali przy życiu lotnicy, dusząc się, usiłują opuścić pokład. Przedni strzelec nie traci przytomności, próbuje wyłączyć iskrowniki. Wyłącznik jest zaledwie o parę centymetrów od jego dłoni. Ta odległość jest diabelnie długa. Z grymasem bólu na twarzy dosięga upragnionego przycisku. Za późno! Ogień doszedł już do zbiorników paliwa. Coś się w nich wzburzyło, syknęło i ogromny wybuch rozrywa Wellingtona na setki drobnych części. Jego resztki wpadają do morza. Janek to widział. Był przerażony. — Który z naszych? — jęknął Buckiewicz. — Nie wiem, do cholery… — Uważajcie! — ostrzegł ich nawigator. — Wchodzimy nad cel. Trzy, dwa, jeden, hop — wywalił miny. Dwie półtorejtonówki opadły na spadochronach. Udało się. /…/.

S. 143—144. /…/. Po pół godzinie Wellington pojawił się nad macierzystym lotniskiem. Leciał nisko, tuż nad ziemią, z prawym śmigłem nieruchomym, z jednym ramieniem wyłamanym u piasty. Ze strzaskanego skrzydła wydobywały się strzępy płótna. Podwozie było wypuszczone, drzwi bombowe otwarte. Na skraju polany skołatana maszyna doszła do płyty lotniska, walnęła o jego nawierzchnię i połowa statecznika razem z płetwą urwała się i odpadła, wlokąc się na trzymających ją cięgnach. Zaraz też stanął silnik. Ciemny dym buchnął z niego, klapa wejściowa odpadła i z włazu wysypała się załoga. Stanęli w milczeniu i, nie dowierzając, spojrzeli na samolot. Zawahali się nieco, a później, jak zwykle, wzięli Janka na ręce i bardzo szczęśliwi, zanieśli go do samochodu. — Dlaczego nie lądowaliście na najbliższym napotkanym lotnisku? — spytał mjr Kucharski. — Chciałem, ale tak jakoś wyszło — odparł skromnie Cholewa. — Hm, wyszło… /…/.

Jerzy Buckiewicz trzykrotnie odznaczony został Krzyżem Walecznych i dwukrotnie Medalem Lotniczym (nadawanym tylko żołnierzom Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie).

Kolejne informacje o por. Jerzym Buckiewiczu odnajdujemy w rozdziale Magdaleny Matuszewskiej: /…/. Poz. 21. 22 lipca 1946 r. otrzymał dyplom lekarza weterynaryjnego Jerzy Buckiewicz nadany przez Komisję Studiów Medycyny Weterynaryjnej w Edynburgu. Dyplom był wydany w języku polskim i łacińskim. W Edynburgu takich dyplomów łącznie wydano 23.

Po ukończeniu studiów Jerzy Buckiewicz nie wrócił do Polski, wybrał emigrację. Kopia drogi życiowej Emila Słuszkiewicza/Stewarta — patrz poprzedni rozdział. Jerzy Buckiewicz w 1949 roku wraz Sewerem i Tadeuszem opuszczają Anglię i trafiają na farmę Rentrew w Kanadzie w prowincji Ontario. Zmarł w 1980 r.


SEWER BUCKIEWICZ

Źródło — IPiMS, dostęp 25.09.2023.

Urodził się 18 września 1910 r. w Bednarówce, s. Ksawerego i Stanisławy z d. Harsdorf. Studiował inżynierię na Politechnice Lwowskiej. Wybuch wojny obronnej 1939 r. to ucieczka przez Rumunię i Francję do Anglii. Tam spotykają się trzej bracia. Sewer trafił do 318 Dywizjonu Myśliwsko-Rozpoznawczego „Gdański”. Latał jako pilot w stopniu porucznika. Odznaczony Orderem Virtuti Militari V kl., 2 x Krzyżem Walecznych i Medalem Lotniczym. Wyemigrował do Kanady. Zmarł w 2002 r.

Powyżej zmieniłem rok urodzenia na 1910, gdyż Wojciech Zmyślony napisał do autora: na stronie cmentarza w Kanadzie, na którym Sewer spoczywa, jako rok urodzenia podano 1910. Tak samo na nagrobku. Możliwe, żeby służyć w personelu latającym sfałszował swój rok urodzenia na 1917, odmładzając się. Mamy więc prawdopodobną odpowiedź na pytanie postawione na początku rozdziału.


TADEUSZ BUCKIEWICZ

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 18.9
drukowana A5
za 80.17
drukowana A5
Kolorowa
za 113.91