Udostępniono na zasadach licencji otwartej — Creative Commons — Uznanie Autorstwa — Użycie Niekomercyjne — Bez Utworów Zależnych (CC-BY-NC-ND).
Wybór artykułów
Kto może pisać?
Potrzeba pisania może pojawić się w każdym momencie życia. Może nam towarzyszyć od zawsze, od czasów dzieciństwa, gdy jakoś tak naturalnie, pochłaniając książki, zaczynamy marzyć o pisaniu i tworzeniu własnych, literackich światów.
„Chciałabym pisać. Noszę w sobie książkę. Już piszę, ale nikomu tego nie pokazuję”. Potrzeba pisania może pojawić się w każdym momencie życia. Może nam towarzyszyć od zawsze, od czasów dzieciństwa, gdy jakoś tak naturalnie, pochłaniając książki, zaczynamy marzyć o pisaniu i tworzeniu własnych, literackich światów; pragniemy stworzyć coś wspaniałego, wartościowego; śnimy o sławie i uznaniu. A może w trudnym (lub wspaniałym) momencie życia pisanie staje się sposobem na opowiedzenie o swoich uczuciach lub ich rozpoznanie. A może chcemy udowodnić coś światu i otaczającym nas ludziom. A może mamy coś ważnego do powiedzenia; przeżyliśmy coś, czym chcielibyśmy się podzielić. Powodów, by pisać, jest wiele — każdy wydaje się równie dobry.
Chcę pisać…
…i tu pojawiają się schody, wraz z pytaniami: „Czy powinienem/powinnam?”, „Czy mogę?”, „Czy rzeczywiście pisanie jest dla mnie odpowiednie?”, „Czy uda mi się?”. I choć marzenia o pisaniu są gdzieś w nas — nie spełniamy ich. Zapominamy, uznając, inne rzeczy za ważniejsze (rodzina, praca itp.). Nie do końca wierzymy w swoje siły i umiejętności. Brakuje nam czasu. Wiele powodów sprawia, że nasze teksty wędrują do szuflady lub istnieją tylko w naszej głowie. Dlaczego? Nie ma jednej odpowiedzi. Każdy i każda z nas miewa własną strefę bezpieczeństwa, strefę komfortu (wyjątkowo niekomfortową), której boi się opuścić. Tworząc nowe plany, nasz umysł jednocześnie podaje serię powodów, przez które nie uda nam się ich zrealizować. Ostrzega: „Możesz temu nie podołać”, przywołując tysiące racjonalnych wymówek, aby udowodnić, że nie warto nawet zaczynać. W rezultacie często odkładamy marzenia na półkę, pozostając w swojej strefie komfortu z napisem „chciałbym/chciałabym”.
Podejmować próbę…
To naturalne, że zaczynając coś nowego, nigdy do końca nie jesteśmy pewni, czy uda nam się. Ale nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy. Pewnym można być tylko tego, że podejmując próbę, uczymy się czegoś „po drodze”. Nawet jeśli nie osiągamy celu — zyskujemy coś w zamian: uczymy się nowych rzeczy i poznajmy siebie. Sama „podróż do celu” bywa ekscytująca i pozwala rozwijać się. Nie podejmując prób, nie otrzymujemy niczego poza wątpliwościami typu „co by było, gdyby…”.
Podczas konsultacji zawsze zadaję dwa pytania: „Jak będziesz czuł się/Jak będziesz czuła się, gdy zrealizujesz swoje marzenia?” oraz „Jak będziesz czuł się/Jak będziesz czuła się, jeśli nigdy nie spełnisz marzeń?”. Odpowiedz sobie na nie szczerze. Wejdź głęboko w emocje, które towarzyszą obu możliwościom. Nie bój się szczególnie tych negatywnych — często świadomość tego, co możemy stracić, pokazuje, czy pisanie jest dla nas ważnym i motywującym czynnikiem, aby pójść w kierunku spełnienia marzenia.
Czy jesteś gotowy/gotowa spróbować?
Kim jest grafoman? (Część 1)
Powiedzmy, że ma na imię Adam. Imię równie dobre, jak każde inne. Jeśli wolisz, może brzmieć Wojtek lub Olek. Może też być kobietą, Ewą na przykład. Umówmy się jednak, że dzisiaj jest mężczyzną, Adamem. Raz ma 16, raz 60 lat. Jest poetą — tak o sobie mówi. Uważa się za świetnego, bo pisze pięć wierszy dziennie. Wierzy, że każdy z nich jest genialny. Zauważył, że od jakiegoś czasu znajomi albo unikają go, albo uciekają wzrokiem, albo nieuważnie słuchają, gdy wyjmuje z teczki zeszyt ze swoimi wierszami i zaczyna czytać. Dziwni są i tyle!
Kiedyś pokazał swoje utwory znajomemu krytykowi. Usłyszał kilka gorzkich słów. Ze spotkania wyszedł wściekły. Już nigdy więcej go nie zobaczył — wiadomo przecież, że krytycy to nieudolni poeci; poeci, którym się nie udało, dlatego swoje frustracje wylewają na innych, bardziej utalentowanych.
Na pewno już wiesz, kim jest Adam. Grafomanem, oczywiście. Dlaczego o NIM piszę? Na zajęciach, które organizuję, co jakiś czas powraca temat grafomanii. Początkujący pisarze boją się, że mogą zostać zaliczeni do niechlubnego grona grafomanów, i że to, co tworzą i w co wkładają wysiłek i serce, nadaje się tylko do kosza. Dla niektórych jest to na tyle przerażająca perspektywa, że nikomu nie pokazują swoich tekstów.
Strach przed grafomaństwem jest ogromny, jednak prawdziwy grafoman nigdy go nie doświadcza. Zatem kim ON jest? Pewnie w myślach odpowiadasz: „Grafoman to ktoś, kto źle pisze”. I wiesz, co? Mylisz się! Każdy i każda z nas od czasu do czasu pisze nieudane teksty. Nawet najwięksi mają na swoim koncie nie najlepsze utwory. Moim zdaniem grafoman to ktoś, kto — pisząc złe teksty — nie przyjmuje tego faktu do wiadomości. Nie widzi potrzeby pracy nad warsztatem; choćby cały świat podpowiadał, że trzeba coś zmienić, poprawić — grafoman pozostaje głuchy i rozpływa się w bezkrytycznym samozachwycie.
A jaką Ty masz definicję grafomana i grafomanii?
Kim jest grafoman? (Część 2)
Powiedzmy, że ma na imię Kasia. Pisuje wiersze. Traktuje je jak dzieci. Wychodzi z założenia, że skoro dzieci nie poprawia się i przyjmuje takimi, jakie są, wobec wierszy należy postępować tak samo. Nigdy nie zmieniła ani jednego zapisanego słowa. Niczego nie wykreśliła. Zawsze ją cieszy, gdy po spotkaniu autorskim ktoś do niej podejdzie, mówiąc: „Podobają mi się Pani wiersze…”.
Kasię można nazwać grafomanką. Czy zabroniłbyś jej pisać? Pod moim postem o grafomanie pojawił się ciekawy komentarz:
„Ale z drugiej strony — grafoman nikogo nie zmusza do czytania; tekst prozą czy wierszem (nawet białym) można odłożyć, a skoro komuś (przynajmniej grafomanowi, ale może być, że grafoman posiada wielbicieli) sprawia to radość — w czym problem? Życie jest zbyt krótkie, aby oszczędzać sobie radości — czy to z pisania (nawet grafomańskiego), czy czytania (także grafomanii), o ile tylko nikt nas do tego nie zmusza”.
„Dopóki nie zmusza…” Czy rzeczywiście nie zmusza…? Chciałam dzisiaj napisać o pozytywnym obrazie grafomaństwa. I zrobię to, zanim dojdę do ostatniej kropki, w międzyczasie jednak opowiem Wam o czymś.
Moja koleżanka pracuje w dziale wydawniczym pewnej instytucji i utrzymuje kontakty z poetami regionalnymi. Kiedyś jeden z nich zagroził, że złoży na nią skargę u prezydenta miasta. Dlaczego? Stwierdziła, że nie opublikuje jego wierszy, bo nie podobają jej się.
Kilka miesięcy temu zgłosił się — tym razem do mnie — poeta amator, któremu odesłałam komentarz w odpowiedzi na przesłane do oceny wiersze. W trakcie prowadzonej korespondencji zaczęłam wyjaśniać, że ocenianie wierszy początkujących autorów stanowi moją pracę, chętnie więc ustalę warunki dalszej współpracy. Dowiedziałam się, że jestem śmieszna — i na tym zakończył się kontakt.
Tak — każdy ma prawo pisać, jeśli sprawia mu to radość. Ale czy każdy musi to czytać? Mam wrażenie, że grafoman w najgorszym wydaniu jest przekonany, że wszyscy powinni go czytać, jednocześnie zachwycając się — to odróżnia grafomana od kogoś, kogo nazwałabym twórcą. Twórca może pisać słabe teksty; może dopiero uczyć się pisać, jednak rozumie i zgadza się na to, że są czytelnicy, którzy nie zechcą czytać efektów jego pracy.
Różnica między twórcą a grafomanem bywa dość cienka i moim zdaniem raczej polega na sposobie myślenia, niż jakości tekstów. Dlaczego? „A tak w ogóle, mam wrażenie, że aby stać się pisarzem z prawdziwego zdarzenia i myśleć w przyszłości o literackich laurach, musi się wpierw przejść okres grafomaństwa (…)”* — napisała niegdyś Magdalena Samozwaniec, a ja do znudzenia powtarzam jej słowa. Grafomaństwo w postaci słabych tekstów jest naturalnym etapem, przez który przechodzi każdy autor. Gdy podczas spotkań autorskich pada pytanie o początki pana pisarza czy pani poetki, pojawiają się odpowiedzi typu: „Coś tam pisałem/pisałam, ale nie przyznaję się do tego dzisiaj” — stwierdzeniu często towarzyszy uśmiech połączony z lekkim zażenowaniem, ale przecież tak jest! Aby nauczyć się pisać, trzeba zacząć pisać. A aby napisać jedno dobre zdanie, trzeba niekiedy zapisać dziesięć nie najlepszych. Sama posiadam w komputerze sporo tekstów, do których nie lubię się przyznawać, a jednak na swój sposób jestem z nich dumna — bez nich nie powstałyby te lepsze, ciekawsze.
Kiedyś na warsztatach w dość dużej grupie powiedziałam:
— Skoro jesteście tutaj, czujecie potrzebę pracy nad własnym warsztatem — grafomaństwo wam nie grozi.
Najpierw zapadła cisza, potem jeden z uczestników wstał i tubalnym głosem zaczął mówić:
— Słuchaj, Krysia. Kto to jest grafoman? No, kto to jest grafoman? — zamarłam, a razem ze mną wszyscy na sali. — Grafoman — kontynuował — Grafo-man… Jakby wziąć dosłowne rozumienie tego słowa, grafoman to ktoś, kto kocha pisać!
Definicja od razu spodobała mi się. Później, z braku słownika etymologicznego na półce, zajrzałam do Wikipedii i dowiedziałam się, że słowo „grafomania” pochodzi od greckich słów: gráphein — rysować, pisać i mania — szaleństwo. Szaleństwo, ale nie miłość. Szkoda… Z drugiej strony — czy tak wiele różni miłość od szaleństwa? Osobiście uważam, że pisarzowi potrzebna jest i odrobina szaleństwa, i miłości — dzięki tej mieszance zaczynamy pisać.
Jakie macie definicje grafomaństwa? Kim dla Was jest grafoman? Czy istnieje pozytywne grafomaństwo?
* Magdalena Samozwaniec, Jak się to wszystko zaczęło? [w: ] taż, Z pamiętnika niemłodej już mężatki, wstęp, wybór i opracowanie Rafał Podraza, Warszawa 2010, s 37
Podcinacze skrzydeł.
Jak radzić sobie z krytyką?
„Z pustego to i Salomon nie naleje” — przeczytała dziewczyna pod jednym ze swoich szkolnych wypracowań. Dwadzieścia lat później zdanie nadal tuła się po jej głowie, skutecznie powstrzymując od pisania. Myślicie, że to żart? Niestety, nie. Podczas prowadzonych kursów kreatywnego pisania usłyszałam wiele podobnych twierdzeń — stanowią opowieść o podcinaczach skrzydeł i blokadach twórczych.